kryzys pożyczek hipotecznych rozszerza się
Ale więcej niż parę osób, bo całe instytucje finansowe, mogą znaleźć się pod wodą w związku z kryzysem wokół pożyczek hipotecznych w USA. Gary North podał ostatnio ciekawe zestawienie różnych instytucji i grup inwestorów z najwyższą pozycją na rynku papierów wartościowych związanych z pożyczkami hipotecznymi (mortgage backed papier).
Rynek ten jest ogromny. Szacuje się że w 2006 roku wynosił ok. $5.4 tryliona dolarów, mniej więcej tyle co połowa amerykańskiego GDP. Oczywiście jedynie część tych papierów wiążę się bezpośrednio z kredytami subprime (niskiej jakości), które są w epicentrum obecnego kryzysu. Rzeczy się jednak wzajemnie wiążą, a jedne “produkty finansowe” opierają się na innych. Problem w jednym segmencie może więc łatwo pociągnąć za sobą lawinę w innych.
Diagram poniżej przedstawia graficznie pozycję poszczególnych grup uczestników rynku, a przez to ich ekspozycję na potencjalne niebezpieczeństwo. Grafik ten może okazać się przydatny w niejednym kontekście w przyszłości, któż to wie. Stąd nasz pierwszy produkt eksportowy w wersji angielskiej. 😉
Z grafika wynika parę ciekawych rzeczy. Widzimy przede wszystkim że największym procentowo posiadaczem papierów “mortgage backed” są FNMA i FHLMC z prawie 22% całości. Nie ma tu niespodzianki. Chodzi o dwie szacowne instytucje, z których FNMA sięga jeszcze czasów New Dealu i prezydenta Roosevelta, a FHLMC początków lat 70-tych. Historycznie ułatwiać one miały wejście w posiadanie domu ludziom gorzej sytuowanym.
Ideą była tu rządowa instytucja stabilizująca i uelastyczniająca rynek pożyczek hipotecznych na zasadzie skupywania indywidualnych hipotek i ich grupowania w obligacje. W ten sposób stworzono permanentnego kupca na kredyt hipoteczny (“buyer of last resort”), który utrzymując płynność rynku zamieniał kredyty różnej jakości w wysokiej jakości obligacje, gwarantowane przez państwo. Tu dotykamy istoty rzeczy jakim jest przejęcie ryzyka indywidualnej pożyczki w zamian za opłatę. Instytucja bowiem gwarantuje że kredyt hipoteczny użyty w tym procesie jako zabezpieczenie innego papieru zostanie spłacony nawet gdyby by dłużnik zbankrutował. No a jeżeli gwarantem tym jest rząd USA, to gdzie ryzyko?
Obie instytucje spełniły swoją historycznie zamierzoną rolę już dawno. Nie zlikwidowane jednak na czas przemorfowały w nowych warunkach w zdumiewające, prywatno – quasi państwowe twory. Kolejne hossy na rynku nieruchomości, przy niewielkim ryzyku, pozwalały im na osiągnięcie znacznych zysków. Z drugiej strony apetyt na pewne obligacje zabezpieczone w ostatecznym rachunku nieruchomościami w USA był też zawsze spory. Formalnie FNMA i FHLMC stały się na przestrzeni lat prywatnymi korporacjami, przypieczętowując sukces i rozrastając się do niebywałych rozmiarów. Mimo że nie otrzymują od rządu federalnego bezpośredniego finansowania bądź formalnych gwarancji, duża część ich sukcesu wiąże się jednak z implikowanymi gwarancjami rządowymi.
Teoretycznie owszem, rząd USA może umyć ręce – nic go nie wiąże. Praktycznie jednak nikt w świecie inwestycji na serio nie wierzy że w razie większego kryzysu rząd rzeczywiście pozwoliłby na zatonięcie FNMA i FHLMC i że zawsze wyciągnie je z problemów. Ich niewypłacalność bowiem oznaczałaby prawdziwy koniec świata – bankructwo milionów niefortunnych właścicieli nieruchomości oraz dziesiątków milionów inwestorów, w tym emerytów, którzy w ten czy inny sposób ulokowali swoje centy w obligacjach tych instytucji. Ukuto nawet stosowne określenie specyficznego statusu FNMA i FHLMC – government sponsored enterprises (GSE). Czyli w wolnym tłumaczeniu coś w rodzaju prywatnego byznesu ze szczególnym błogosławieństwem rządowym. Dla inwestora to oczywiście najlepsze co się może przytrafić – prywatna maszynka do robienia pieniędzy z państwowym parasolem ochronnym.
Kłopot obecnie polega na tym że w warunkach super hossy ostatnich paru lat w nieruchomościach grubo przekroczono wszelkie normy finansowego rozsądku. Kto by zresztą je miał- i chciał przestrzegać skoro FNMA i FHLMC i tak skupywały wszystkie kredyty hipoteczne jak leci, w tym te najbardziej ryzykowne! A nieruchomości rosły i rosły w cenie, w miarę zalewu rynków bez umiaru drukowanym przez rząd dolarem i niezwykle łatwymi warunkami otrzymania kredytu.
Jak wielu czytelników pewnie sobie przypomina, jeszcze przed rokiem emailowy spam w każdej skrytce pocztowej pełen był ofert kredytu hipotecznego proponowanych przez tysiące pośredników. Wiele z tych ofert wogóle nie wymagało sprawdzania poziomu dochodu delikwenta. O takie rzeczy jak wymagany dawniej wkład własny nawet nie pytano. Wymyślono nawet takie dziwolągi jak “negative amortization mortgage”, w której niższe czy nawet zerowe spłaty na początku są po prostu kompensowane wzrostem salda pożyczki do spłacenia. Na porządku dziennym były też “teaser rates” gdzie wysokość początkowej stopy procentowej pożyczki przez kilka lat była jedynie symboliczna, a miała wzrastać później. Wszystko to oparte na absurdalnym założeniu permanentnego wzrostu cen nieruchomości. W ferworze hossy ktoś raportował że nawet kotu jakiś bank zaoferował hipotekę, nie mówiąc już o przypadkach osób dawno zmarłych!
W rezultacie tego szaleństwa miliony kredytów hipotecznych udzielono ludziom którzy w żaden sposób nie są bądź nie będą w stanie ich spłacić, nawet gdyby ceny nieruchomości po prostu stały w miejscu. Gdy natomiast zaczną zjeżdżać w dół, co zaczynają właśnie czynić, dojść może do innego „białego szkwału”, tym razem za oceanem. A kto siedzi obarczony ryzykiem tego wszystkiego? A, no, FNMA i FHLMC.
Wierne tradycji wpadania w każdą możliwą dziurę w drodze są również banki. Stanowią one drugą grupę instytucji o znacznej ekspozycji na rynek kredytów hipotecznych i pochodnych. Jak wynika z grafika, amerykańskie i zagraniczne instytucje bankowe posiadają razem około 1/3 wspomnianych papierów. Znaczny udział banków zagranicznych zdaje się wyjaśniać ostatni łańcuszek problemów z wypłacalnością w niektórych bankach europejskich, oraz gorączkowe akcje ratunkowe wokół nich. Najwidoczniej „bezpieczny” produkt zza oceanu oparty na najbardziej pewnym zabezpieczeniu – nieruchomościami – w wielu przypadkach okazuje się toksycznym śmieciem.
©2007cynik9
Ok, dzięki. Poprawiam tabelkę aby służyła jako ściąga na przyszłość…:
zer_USA______PL
3__thousand__tysiąc
6__million_____milion
9__billion_____miliard
12_trillion_____bilion
15_quadrillion_biliard
18_quintillion__trylion
biliard 🙂
uwazny_czytelnik ma całkowitą rację – rzeczywiście polski trylion to zupełna galaktyka…
Chodzi oczywiście o AMERYKAŃSKI TRILLION dolarów (12 zer), czyli polsku BILION.
Aby się w końcu tego nauczyć zrobiłem następującą tabelkę:
zer__USA______PL
3__thousand__tysiąc
6__million_____milion
9__billion_____miliard
12_trillion_____bilion
15_quadrillion__??
18_quintillion__trylion
Czy tysiąc bilionów ma po polsku odrebną nazwę?
Chodzi raczej o 5,4 biliona dolarow, bo „polski” trylion to miliard miliardow. Az tak wysokiego PKB to nie ma nawet caly Uklad Sloneczny 😉