“Sprawiedliwość sprawiedliwością, ale racja musi być po naszej stronie” twierdził Pawlak z “Samych Swoich”. Kontrakt kontraktem ale racja musi być po stronie firm, a nie banków, twierdzi drugi Pawlak, ten z rządu. Żądając unieważnienia zawartych wcześniej opcji rządowy Pawlak chce zrobić z prawa i prawnie obowiązującego kontraktu podobny cyrk co jego filmowy imiennik. Chłop potęgą jest i basta.
U źródła ostatniej kontrowersji jest sprawa w istocie prosta jak grabie. Dawne dobre czasy silnego złotego były mniej dobre dla wielu firm eksportujących na zachód ponieważ zarabiały one w coraz słabszym euro czy dolarze a koszty miały w coraz silniejszym złotym. Rzeczy zaradziły oferowane przez banki opcje walutowe. Spodziewając się, powiedzmy, miliona dolarów za pół roku firma mogła za, powiedzmy, PLN15k kupić opcję na sprzedaż tych dolarów po kursie efektywnie zamrożonym na początkowym poziomie. Przy słabnącym dolarze firma kupowała więc sobie za PLN15k zagwarantowany wyższy kurs wymiany. Przy dolarze zyskującym traciła wprawdzie zapłaconą premię PLN15k ale miała odpowiednio większy przychód z tytułu silniejszego dolara. Tyle całej filozofii.
Muzyka więc grała i biznes się kręcił. Debet by się tarzał ze śmiechu gdyby mu wicepremier Pawlak zaczął udowadniać że jakaś krzywda dzieje się firmie która zgarnia ze stołu milion dolarów, a traci na tej transakcji co najwyżej PLN15k w opcjach, niezależnie od tego co robi złoty!
Rzeczywisty problem jest oczywiście trochę inny niż oficjalna wersja. Należy on, naszym zdaniem, raczej do foldera “Naciągacze i Idioci”, z podkreśleniem tego ostatniego. Otóż firmy zorientowały się w mig że na opcjach można zarobić, i to dobrze. Podochocone tym zaczęły więc spekulować bawiąc się coraz odważniej w spekulantów na foreksie. Aspekt zabezpieczania się przed stratami kursowymi zszedł na dalszy plan.
Na pierwszy rzut, jak się wydaje, poszło proste zwiększenie stawki. Opcja sprzedaży komuś dolara za, powiedzmy, 4 zł gdy ten spadł i możesz go dostać za 3.5 zł ma pewną wartość. Pomnóż to przez milion i zaczynamy mówić o poważnych sumach. Ale dlaczego tylko przez milion? Czort z zabezpieczaniem przyszłych zysków, przecież możemy kupić sobie opcji na 10 milionów dolarów! Albo na 20, czemu nie! Gdy złoty tylko rósł i rósł, a dolar jedynie spadał i spadał, niektórzy istotnie musieli uwierzyć że jest to gra do jednej bramki.
Tym co grozi teraz firmom ukręceniem karku – przynajmniej jeśli wierzyć raportom – była jednak dopiero druga faza tej spekulacji. U jej źródeł stało to co zazwyczaj wykańcza inwestora – kombinacja zachłanności z głupotą. Jak każdy udający się w rejony opcji inwestor powinien wiedzieć, gra w opcje jest wysoce asymetryczna pod względem ryzyka. Strona kupująca opcje ryzykuje zapłaconą premią, ale tylko i wyłącznie tym. Zakład się nie udał? Sorry, straty odpisujemy i zamykamy rozdział. Ale ryzyko drugiej strony transakcji – tej sprzedającej opcje (fachowo nazywa się to wystawianiem [writing] opcji) jest teoretycznie nieograniczone.
Weźmy przykład niefortunnego inwestora który sprzedał w jesieni ub.r. paromiesięczną opcję call na złoto, ze strike price w okolicach ówczesnej ceny spot $700. Zgarnął przy tym niewielką premię. Opcja ta upoważnia jej nabywcę do kupna 100 uncji złota po tej cenie, gwarantowanej przez sprzedającego opcję, w przeciągu pewnego czasu. Przy obecnej cenie złota spot $940 zostałaby ona niewątpliwie zrealizowana. Sprzedający opcję musiałby więc, w teorii, kupić dla nabywcy opcji 100 uncji złota po cenie rynkowej za $94k, za które otrzyma zaledwie $70k. Biznes jak widać nieszczególny. A co gdyby złoto wystrzeliło w międzyczasie do $1950?
Otóż podobna sytuacja musiała mieć miejsce w naszym folderze “Naciągacze i Idioci”… Naprzód banki zasugerowały jeszcze lepszy deal. Hej, milion dolarów milionem, ale po co w ogóle macie tracić w tej transakcji jakiekolwiek złotówki? Oto genialne rozwiązanie: my zobowiązujemy się kupić od was milion dolarów po PLN4 inkasując za to od was PLN15k premii, a wy zobowiązujecie się sprzedać nam ten milion dolarów za te same PLN4 sztuka, inkasując od nas PLN15k z powrotem. Przewidywać można że firmy obiema nogami wskoczyły w ten bezgotówkowy układ, ciesząc się że nie muszą nic wydawać z firmowej sakiewki. Gdyby jednak nieco pomyślały nigdy by tej propozycji nie przyjęły. To co bank bowiem zaproponował jest niczym innym jak podjęciem przez firmę ryzykownego, nieograniczonego zobowiązania wynikłego ze sprzedaży opcji, oprócz i ponad znane i ograniczone ryzyko związane z kupnem opcji.
Bezmózgowe działanie firm które weszły w prawnie obowiązujący kontrakt nie usprawiedliwia jednak równie bezmózgowej sugestii wicepremiera aby zastosować wobec nich taryfę ulgową i opcje te unieważnić. Nie jest to przecież przypadek niedowidzącej emerytki, której sprytne bankowe koty podsuwają coś do podpisania bez czytania drobnego druczku pod spodem. Firmy mają bataliony specjalistów tylko od czytania druczków i plutony prawników prześwietlających wszystko pod światło aby tylko firmie nie stała się krzywda. Wykręcanie się teraz niewiedzą jest więc nie tylko nonsensem ale i kompromitacją.
Nie wydaje się także aby banki ze swojej strony zrobiły coś nielegalnego czy nagannego. Po prostu zachowały się tak jak każda inna firma, próbując wyciągnąć z negocjacji najbardziej korzystny dla siebie wynik. Układ jest zawsze na tyle dobry na ile druga strona przyzwoli. Oczywiście gdy po jednej stronie stołu siedzą niekompetentne jelenie druga strona ma pewną wbudowaną przewagę.
Opcje są znanym od niepamiętnych czasów i uznanym instrumentem balansowania ryzyka i spekulacji. Nie są żadnym specyficznie polskim ewenementem. Nie są też szczególnie niebezpiecznym wynalazkiem zasługującym na specjalne traktowanie. Co więcej, w kompetentnych rękach stanowić mogą nieoceniony instrument redukcji całkowitego ryzyka, a nie jego zwiększania. Owszem, bywało także tak że niejeden nieostrożny inwestor i niejedna lekkomyślna firma się na nich nieźle przejechały. Nie ma jednak żadnych przeciwwskazań aby i w tej dziedzinie nie zgromadzić w Polsce trochę cennego doświadczenia.
Min. Pawlak najwyraźniej nie rozumie że ingerencja państwa w opcje, poza obowiązującym prawem, oznacza pogwałcenie podstawowej dla kapitalizmu zasady świętości kontraktu. Cały kapitalizm się na tym właśnie opiera. Strony dobrowolnie wchodzące w kontrakt mają pewność, gwarantowaną przez państwo, że druga strona wywiąże się z przyjętych zobowiązań. Jeśli się nie wywiąże, zbankrutuje. Takie jest życie i taki jest kapitalizm. Nie co innego wymusza komornik na Modalskim z ulicy gdy ten przestanie spłacać swoje długi. Czemu paru firmowych jeleni miałoby być teraz traktowanych inaczej?
Podkopywanie zasady świętości kontraktu przez państwo może mieć wiele form. Może to być, jak w tym przypadku, propozycja unieważnienia wcześniej zawartych prywatnych kontraktów. Może to być zmienianie reguł gry w jej trakcie, naginanie interpretacji czy też stwarzanie specjalnych wyjątków już po fakcie. Niezależnie od formy jednak dla państwa jest to zawsze bawienie się z przysłowiowym odbezpieczonym granatem. Państwo które nie stoi na straży świętości kontraktu czy, gorzej jeszcze, aktywnie ją sabotuje ponosi wielkie ryzyko.
Cały współczesny system finansowy opiera się na elemencie zaufania. W szczególności zaufania w instytucje państwa, w jego walutę i w to że państwo swoje zobowiązania wykona. Państwu sabotującemu wykonanie zobowiązań przez innych ufać w tej mierze nie można. W wielu miejscach zresztą element zaufania w czasie obecnego kryzysu jest już i tak niebezpiecznie nadszarpnięty. Lecący właśnie w dół jak cegła złoty powinien w końcu rządowi uprzytomnić czym grożą nieodpowiedzialne pomysły min.Pawlaka. Od zaufania rynków zależy bezpośrednio zdolność państwa do zaciągania pożyczek na rynkach i stan jego finansów. Zależy od tego tysiąc innych rzeczy. Wystarczy raz ten kapitał zaufania rozmienić na drobne, tak właśnie jak to proponuje min. Pawlak, aby cała konstrukcja runęła w gruzy a kraj znalazł się w epicentrum kryzysu na własne życzenie..
©2009cynik9

Tematyka opcji i zabezpieczeń walutowych jest mi bardzo bliska, znane są mi także realia dot. pionu skarbowego polskiej bankowości. Tylko dlatego zabrałem głos w dyskusji i starałem się zasugerować pewną perspektywę widzenia. Niemniej jednak zgodnie z maksymą autora bloga- make your own judgement:)
W swoich komentarzach broniłem zarówny strony banków jak i firm (jakby ktoś nie dostrzegł) za każdym razem podchodząc do problemu możliwie najbardziej racjonalnie przy okazji niwelując (mam nadzieję) narosłą kakofonie w sprawie opcji walutowych, działalności banków i podejścia do biznesu firm.
Dobrze, że pojawiają się głosy i poglądy odmienne od moich, dzięki nim jestem w stanie skonfrontować swój punkt widzenia z czytelnikami 2GR.
W tym konkretnym jednak przypadku póki co pozostanę przy przedstawionych przez siebie racjach, które syntetycznie ujął Cynik9 w słowach: 'chodziło prawdopodobnie o typowy eksces czasów łatwego kredytu, w kombinacji z brakiem wizji co się może zdarzyć i jak się to wszystko zakończy’. Zresztą mógłbym się podpisać pod całością powyższego wpisu gospodarza.
Chciwość, głupota, krótkowzroczność, pazerność były po obu stronach. Bliżej mi jednak zrozumieć motywy działań bankowców niż często rażąco lekceważące, naiwne a wręcz głupie zachowania firm (nie licząc tych pań księgowych, które uosabiają ślepe emerytki na przejściu dla pieszych). Firmy te do niedawna traktowały hedging jako darmowe źródło dochodów przy okazji narażając właścicieli kapitału na ryzyko potężnej straty.
@Peter
Agresywna zaczpeka niemniej jednak wziąłem sobie do serca uwagę o manieryźmie (który nie był zamierzony!). Co do części merytorycznej to Cynik9 już się odniósł- nic dodać nic ująć:)
pozdrawiam,
karpiu
https://biznes.onet.pl/1,12,11,53857548,144540342,6174847,0,forum2.html
To naprawdę ważne – jedyny chyba w historii onetu wartościowy i merytoryczny komentarz.
Zestawienie zadłużenia RP na każdy rok oraz nazwa ekipy rządzącej.
@peter:
irytuje mnie pański manieryzm którego przejawem jest choćby „Stawiając kropkę nad i zwracam uwagę, że…”. Nie ma pan wyłączności na implikowane przez Pana zamknięcie dyskusji
Uwaga jest zbyt osobista i nie wnosi nic do meritum. Monopol na zamykanie dyskusji ma moderator który z tego nie skorzysta. Można ją śmiało kontynuować w kolejnym wpisie który celowo jest lekki w treści.
A co do meritum – banki mogą być front-endem banków zagranicznych, ok. Jednak teza o zagranicznym spisku (a tak to można odebrać) w celu osłabienia złotego nie trzyma wody, IMO. Zagraniczny bank ma oczywiście własny rachunek P&L. I mógł dokonać ekspansji na wschód aby go doić, ok. Ale teza o świadomym zarzynaniu złotej kury w tym kontekście jest mocno wątpliwa i trąci trochę, IMO, mentalnością obleżonej twierdzy – wszyscy przeciw nam i przeciw złotemu. Dlaczego bank zagraniczny, którego X% zysku pochodzi od biznesu z firmami w PL, miałby "grać na pozostawienie firm polskich w skarpetkach"? Jedynym wytłumaczeniem byłby rodzaj gry końcowej, splądrowanie wszystkiego co się da i spalenie mostów za sobą. Wiem że tego typu teorie znajdują podatny grunt w PL a banki inteligencją nie grzeszą… Jednak głupota ma pewne limity, myślę więc że chodziło prawdopodobnie o typowy ekces czasów łatwego kredytu, w kombinacji z brakiem wizji co się może zdarzyć i jak się to wszystko zakończy.
@ Karpiński
>> Jeszcze raz powtórzę, że interesem banku nie jest wyrżnięcie na własnym podwórku kur znoszących złote jaja. <<
Polskie banki jak już było powiedziane, służą jako front-endy banków zagranicznych. Proszę liczyć się z faktami, które są (mam nadzieję) bezsporne. I to te banki zagraniczne grały na zostawienie polskich firm w skarpetkach którego konsekwencją (można powiedzieć celem, albo środkiem etc. – trudno odpowiednio nazwać pojedycze ogniwa przeplatających się i współzależnych łańcuchów wydarzeń decyzji i konsekwencji) obniżenia wartości złotego. Tak więc pana rozumowanie opiera się na błędnych przesłankach narzuconych sugestuwnie (uważam ze nachalnie) czytelnikom pana komentarzy.
>>Po co bank mialby wystawiac celowo swojeo _klienta_ na mine? Nonsens.<<
Dla zysku decydenta! Żaden nonsens. W tym konkretnym przypadku dla zysku zagranicznej centrali która działała dla swoich korzyści i wg własnego rachunku zysków i strat.
Poza tym istnieje pewna prawidłowość: "If it happens it must be possible" Jeśli więc ktoś nie został zaatakowany przez chmurę z planety Regis III z powieści Lema, i zachował w związku z tym zdolność podejmowania planowanych działań, to niemal na pewno ma jakieś, może tylko sobie wiadome (a nie Panu) racje.
Powyższe wyjaśnienia IMO wykazują, że posługuje się pan językiem kierowanej na emocje perswazji nie popartej ani rzetelnym rozumowaniem, ani konkretnymi przykładami, których celem jest narzucenie własnego zdanie bez dostarczenia koherentnej argumentancji. Poza tym irytuje mnie pański manieryzm którego przejawem jest choćby "Stawiając kropkę nad i zwracam uwagę, że…". Nie ma pan wyłączności na implikowane przez Pana zamknięcie dyskusji własną przemową.
@drodzy inni użytkownicy:
Sorry, nie chciałbym tego ważnego wątka, kóry robi się dość długi, rozwadniać off-topicami. W szczególności:
{cnbc rant} był sygnalizowany wielokrotnie, bardzo dziękuję.
{otwarte pytania dot. metali szlachetnych} – dyskusja jest ograniczona do węższego grona i przeniesiona na forum TwoNuggets. Wymagany login.
Jako, że prawnikiem (broń Boże specjalistą od prawa korporacyjnego – prawa handlowego jak mniemam nie jestem, ale…)
Poniewaz mówimy o UMOWACH znaczenie ma głownie kodeks cywilny, cześć III – Zobowiązania (prawo handlowe tylko w odniesieniu do zarzutu wadliwej reprezentacji spólki)oraz ogólne zasady prawa cywilnego i procedury cywilnej
Jako praktyk, z doświadczenia z sali sądowej wiem, że problem niezwykle często sprowadza się nie do tego, kto ma rację, ale na kim ciązy ciężar dowodu i jak się z obowiązku wykazania istotnych okoliczności sprawy wywiązuje.
Bardzo trudno firmom byłoby WYKAZAĆ, że banki wiedzialy o zblizajacym sie załamaniu i działały świadomie na niekorzyść firm. To, że się tego domyślamy, ktoś wspomina o opracowaniach, analizach, ale firmy nie mają wgladu w wewnątrzbankowe dokumenty. Dealer zezna, że mówił o ryzyku. Prezes powie, że nie mówił, sąd stwierdzi, że „powód nie wykazał…”
Jest jeszcze jeden aspekt sprawy – ta spekulacja prawdopodobnie trwała od minimum 2007 r. (banki niczym wędkarz zanęcały firmy, pozwalajac im zarobić na umocnieniu się złotówki).Zyski jednych przyciągały kolejnych. Teraz w sądzie bank okaże inne umowy, wczesniejsze, w których wyniku firma zarabiała i powie, to zaraz zaraz opcje były dobre jak zarabialiście, a jak straciliście to do sądu…
Pod rozwagę Waldziowi poddaje, że jak unieważniać to wszystko, niech firmy oddadzą tez zyski z 2007 i połowy 2008 r.
Moje zdanie jest takie, że jest to bicie piany, a cała sparwa zasługuje na wspis do Księgi Rekordów Głupoty
@HansKlos
Faktycznie działy analiz w firmach inwestycyjnych/bankach są po to żeby sales znał kierunek i wiedział co w danym momencie sprzedawać. Jego brocha czy będzie robił deale zgodne z rekomendacją czy nie. W końcu może mieć odmienne poglądy na kształt rynku niż analni, w razie czego ryzukuje premie i stawiennictwo na dywaniku dyrektora pionu 😉
Jeszcze raz powtórzę, że interesem banku nie jest wyrżnięcie na własnym podwórku kur znoszących złote jaja. Poskubywanie ich- a to już co innego;) Tylko to robi się poprzez ukryte prowizje, opłaty manipulacyjne, spready, kwotowania odstające od rynku i wałki na tabeli kursowej. Nikomu nie zależy na przewróceniu klienta więc teza, że jakoby kierunek walut był bankom znany a firmy były pakowane po przeciwnej stronie rynku ląduje w koszu (to akurat domena brokerów forexowych). Granica między naciąganiem a celowym wprowadzaniu na minę jest chyba jednak zauważalna.
Nie zmienia to faktu, że etycznie cały proceder wygląda dwuznacznie. Do zrealizowania są bowiem kwartalne targety i dla takiego 'doradcy’ zawsze size będzie miał znaczenie. Mogła też istnieć odgórna sugestia żeby oferował on konkretne produkty.
Prawnie jednak nie sądzę żeby było się do czego przyczepić.
@Cynik9
Ładny przepis:) Ciekawe na ile egzekwowalny? Pozatym przypomina zapisy rodzimego kodeksu dobrych praktyk i zasady etyki obowiązujące maklerów i doradców inwestycyjnych.
Prawdopodobnie ciekawą kwestią związaną z aferą opcyjną byłaby też księgowość tych instrumentów w poszczególnych pozycjach bilansowych spółek. Niektórzy przedstawiciele bankowi mieli pochytane jak ująć dziwne hedge w księgach żeby było cacy (a MSRy dosyć ściśle te kwestie regulują). Dolary przeciw orzechom, że jeśli audyt miałby pojęcie o rozliczaniu i księgowości pochodnych (szczególnie o wycenie opcji) to ładne kwiatki by powychodziły w spółkach publicznych.
Gadać i mówić że niech firmy płacą to tylko możemy, rząd i tak im pomoże, bo to dobrze wygląda w tv (zwłaszcza w bezstronnej inaczej TVN)
@wszyscy:
Umieram z ciekawości aby wypowiedział się na tych łamach jakis prawnik, wyjaśniając jak wygląda z perspektywy prawa kompanijnego w PL sprawa opisanego w wielu komentarzach efektywnego nagabywania klienta przez jego własny bank do nabycia derywatyw.
Powiem jak mi się wydaje rzecz stałaby w USA. Otóż bank z którym (niefinansowa) firma robi biznes zawierzając mu swoje środki aby coś z nimi zrobił (w normalnym trakcie biznesu) prawdopodobnie może być uznany za corporate trustee tej kompanii. Z cała pewnością status ten mają firmy maklerskie. Jeżeli zaś jest trustee to psim obowiązkiem prawnie narzuconym trustee jest wypełnienie czegos co się nazywa fiduciary duties wobec kompanii. Zacytuję może odpowiedni fragment:
In the handling of money and when one acts as a corporate or individual trustee, there is a fiduciary responsibility owed to the principal party. It is defined as a relationship imposed by law where someone has voluntarily agreed to act in the capacity of a „caretaker” of another’s rights, assets and/or well being. The fiduciary owes an obligation to carry out the responsibilities with the utmost degree of „good faith, honesty, integrity, loyalty and undivided service of the beneficiaries interest.” The good faith has been interpreted to impose an obligation to act reasonably in order to avoid negligent handling of the beneficiary’s interests as well the duty not to favor ANYONE ELSE’S INTEREST (INCLUDING THE TRUSTEES OWN INTEREST) over that of the beneficiary.
Używając tej terminologii wydaje się jasne i chyba nie trudne dla prawnika do udowodnienia, że bank natrętnie wciskając firmie derywatywy własnej produkcji złamał swój fiducjarny obowiązek służenia klientowi w JEGO a nie swoim interesie. A to wygląda na sprawę kryminalną.
No, ale tu jest PL, a nie USA, a cynik9 prawnikiem nie jest… 🙁
@Arkadiusz Karpiński
Drogi Panie! Znam co najmniej dwie bankowe analizy (tutaj, jako szpiega obowiązuje mnie dyskrecja), które datowane są odpowiednio na lipiec i sierpień 2008 i które przewidują 24-35% wzrost głównych walut. Jeśli nie znały tego banki, dla których analizy sporządzano i o czym ćwierkały co usłużniejsze wróbelki, a co było postawą szwindla, to nie wiem, jak to tłumaczyć.
Czy może złodziej złapany na gorącym uczynku tłumaczyć się, że nie wiedział, że to jest moje, chociaż wiedział, że to nie jego? Trochę logiki!
Inna sprawa, ze kilku moim znajomym delikatnie sugerowałem wyjście z walutowych zobowiązań, ale żaden z tego nie skorzystał. Mój wniosek taki, że z logiką w naszym kraju krucho i dlatego tak rozpowszechnia sie faszyzm;-)
Coś Wam powiem. Mam własną małą firmę. Ilekroć podpisuje jakąś umowę, czytam ją bardzo dokładnie i czepiam się każdego niekorzystnego dla mnie zapisu i każdej klauzuli niedozwolonej. Jeśli to możliwe – tak negocjuje z moim partnerem aby owe zapisy pozmieniać. Prawie zawsze udaje się zmienić zapisy umowy na uczciwe dla obu stron.
Spotkałem się już z poniżaniem mnie przez pracowników róznych firm (w tym banków) – wręcz smiali się ze mnie, bo nikomu wcześniej jakieśtam zapisy nie przeszkadzały, albo nikt na to uwagi nie zwracał, mówili – więc czemu ja się czepiam. Niestety w przypadku wielkich korporacji umowa jest zwykle nienegocjowalna – w takim przypadku rezygnować ze współpracy i basta. Wybierać kogoś uczciwego.
Mam w dalekim poważaniu prezesów wielkich spółek, którym nie chciało się przeczytać umów, które podpisywali ani nawet nie poprosili o analizę umowy swojego własnego prawnika, tylko zaufali akwizytorowi z banku (który sam zresztą odbył stosowne pranie mózgu).
Cóż… Głupota kosztuje. Firmy niech płaczą i płacą albo bankrutują. Zarządzający spółkami publicznymi, którzy uprawiali zwykły hazard ryzykując majątkiem znacznie większym niż wartość spółki (nie mówiąc już o obrotach), won do więzień. Może za dobre sprawowanie klawisz zaprosi do kasyna policyjnego.
Patrząc na problem z jeszcze innej perspektywy można zauważyć taką rzecz: część spółek mogła wpaść w spiralę pseudo-zabazbieczeń nie z własnej woli i nie z woli pazernych bankowców. Jak to możliwe? W wypadku niektórych branż rynek jako ogół mógł wymuszać na pojedynczych spółkach spekulację na walucie celem podciągnięcia wyników i nie odstawania od reszty, która robiła zabezpieczenia i grubo na nich zarabiała (na podobnej zasadzie wszystkie OFE mają praktycznie identyczne portfele bo odstępstwo od średniej jest karcone). Jest to klasyczny dylemat profesjonalnego hedgingu. Na niektórych rynkach lepiej się zabezpieczać na innych nie (wtedy gdy inni tego nie robią) a na innych jeszcze lepiej zabezpieczać się częściowo. Tu wchodzą pojęcia konkurencji doskonałej, oligopoli itp. Brzmi może niedorzecznie na pierwszy rzut oka, ale właśnie na tym polega sztuka hedgowania.
Stawiając kropkę nad i zwracam uwagę, że struktura opcyjna która przewija się w aferze to nie żaden AZIP, wirus, czy bóg wie co tylko strategia asymetrycznego korytarza (korytarz o różnych nominałach) a w wypadku opcji egotycznych chodzi o opcje barierowe (z tzw. wyłącznikami- wyłączają zabezpieczenie po osiągnięciu przez kurs określonych pułapów). Są to dosyć powszechne struktury (strategie/zestawy instrumentów) rynku OTC. Ze względu na indywidualność charakteru przepływów i wymagań każdej firmy takie instrumenty są szyte na miare toteż handel nimi odbywa się właściwie tylko na tym rynku. Bez dramatyzowania można zatem stwierdzić, że sam instrument jest bogu ducha winny, a pojedyncza opcja plain vanilla już z pewnością najmniej. Wręcz przeciwnie, to bardzo pożyteczne narzędzie a firmy eksporterzy/importerzy, które go nie stosują (ew forwardów)spekulują kursem walutowym (tak właśnie!).
Pamiętać tylko należy, że w kontaktach z bankiem nie mamy do czynienia z 'doradcami’ tylko ze _sprzedawcami_. Amen
Dziś czyli w czwartek 19.02 na CNBC Squawk Box Rick Santelli powiedzial glosno co mysli o pomysle Obamy. Naprawde przyjemnie sie to ogladało, wiec jesli bedziecie mieli okazje obejrzec to gdzies na youtube, to gorąco polecam.
Jack
@Arkadiusz Karpiński:
Proponuje zglebic temat ponownie i wrocic to pierwotnego ogladu na te afere 🙂
Dziękuję za wartościową kontrybucję. Widzę za zaletą niewiedzy cynika9 jest to że wystarczy włożyć kij w mrowisko i nauczyć się o co naprawdę chodzi z wyśmienitych komentarzy i uwag Drogich Czytelników!
Faktem jest że zebrało się materiału na bardziej wnikliwe przedstawienie zagadnienia co chętnie zrobię, wykorzystując zebrany tu materiał. Bardzo dziękuję. Sam mam małą satysfakcję że skierowaliśmy przynajmiej dyskusję w kierunku uzywania właściwej terminologii – over-the-counter derivatives. Cały ten klangor o „opcjach” był wyjątkowo mylący…
I na koniec 2 kwestie techniczne:
1. Bank przed zawarciem jakiejkolwiek transakcji zabezpieczajacej przeplyw waluty u nowego klienta wylicza tzw. ekspozycje netto (faktyczna wielkosc przeplywow narazonych na ryzyko kursowe a nie tylko ta wynikajaca z umowy o eksport/import towarow). Na tej podstawie dobiera sie odpowiedni nominal zabezpieczenia. Aby zilustrowac jak ten mechanizm zostal wywrocony do gory nogami wystarczy wspomniec o firmach (dziesiatkach firm!!!), ktore zapezpieczaly jeden i ten sam przeplyw w roznych bankach ewidentnie, swiadomie i beznamietnie wystawiajac sie na ryzyko kursowe. Rekordzisci zalewarowali swoje przeplywy 1:30!!! Jesli konczyl im sie limit skarbowy w jednym banku to szli do innego i robili identyczna transakcje. Banki miedzy soba nie wymienialy sie tymi informacjami(nauczka na przyszlosc). I po ktorej stronie teraz jest asymetria? Mozna smialo powiedziec, ze w wypadku tych konretnych firm nieuczciwie narazily one bank na ryzyko!
2. Ktos wspomnial o tym, ze firmy nie musialy zabiezpieczac sie w bankach w ktorych mialy kredyt. Otoz czesto wlasnie musialy. Biorac kredyt/otwierajac linie kredytowa w konkretnym banku firma podpisuje zobowiazanie do 'przerzucania’ przez niego x% swoich przeplywow (np 60-80%). Przyznaje, ze nie wiem na ile to powszechna praktyka rynkowa.
A teraz fakty i mity:
1. Banki dzialaly z premedytacja celujac w ograbieniu firm
Brak logicznych przeslanek w tym kierunku. Po co bank mialby wystawiac celowo swojeo _klienta_ na mine? Nonsens. Do polowy zeszlego roku wszyscy, lacznie z bankowcami wierzyli, ze zloty moze sie tylko umacniac. Nawiasem mowiac, dealerzy walutowi i doradcy od zabezpieczen _prawie zawsze_ graja z trendem bo tak jest optymalnie (z roznych powodow). Wiazanie faktu nasilenia sprzedazy opcji walutowych ze szczytem sily zlotego podpada mi pod spiskowa teorie dziejow i nie wymaga raczej komentarza. Nalezy jednak spojrzec z szerszej perspektywy poniewaz interes w oslabieniu zlotego mogly miec banki zagraniczne, ktore de facto sa ostateczna strona dla umowy opcyjnej z polska firma. Bank rodzimy domyka transakcje z instutucja zagraniczna chocby z takiego powodu, ze sam nie jest w stanie brac ryzyka na klate a chcac domknac deal musi miec jakis rynek- nasz jest za plytki. Absolutna wiekszosc takich domykajacych transakcji wyglada tak, ze centrala polskiego odzialu banku dostaje kwotowanie od spolki matki (bank zagraniczny). Nie jest wiec prawda, ze z drugiej strony stoi czarna owca w postaci JPM i rozdaje znaczone karty. Jednak owszem- kilku duzych za granica moze dzialac w porozumieniu. Hipoteza robocza jest taka, ze gdy zagranica zorientowala sie ze w polandii kwitnie handel opcjami na coraz wyzsze nominaly to wyweszyla w tym interes w postaci gry na oslabienie zlotowki.
2. Asymetrycznosc umowy
W zadnym wypadku nie mozna mowic o jakiejkolwiek asymetrycznosci dotyczacej umowy. Sugeruje ona, ze klient banku byl od poczatku w gorszej sytuacji co jest mocno klamliwe. Asymetrycznosc objawiala sie w nominalnych kwotach zabezpieczen po stronie kupowanego PUTa i wystawianego CALLa i klient swiadomie taka strukture kupowal- rozpieszczony przeszlymi zyskami przywykl do tego, ze zabezpieczenie NIC go nie kosztuje czyli innymi slowy swiadomie bagatelizowal ryzyko, na ktore sam sie narazal. Oddajac sprawiedliwosc trzeba przyznac, ze rozsadny bank i jego uczciwy przedstawiciel powinien odradzic klientowi taka transakcje. Inny rodzaj asymetrycznosci dot. tzw. opcji egzotycznych, w ktorych istaniala bariera wylaczajaca zabezpieczenie w przypadku PUT’a i brak bariery w opcji CALL. Tu juz zahaczamy o instrumenty inzynierii finansowej i faktycznie nalezaloby sie gleboko zastanowic komu taki produkt byl potrzebny i skad pomysl zeby go oferowac masowo eksporterom co oczywiscie pozostanie tajemnica poliszynela (tu IMO ewidentnie bankowcy przecholowali!
3. Matactwa w umowach z klientami
Slysze zarzuty o to, ze handel opcjami odbywal sie 'na gebe’. A jak niby sie mial odbywac ja pytam? Na samym poczatku podpisywana jest umowa ramowa, w ktorej oswiadcza sie ze jest sie swiadomym ryzyk. Jest korzystny kurs tj. okazja do otwarcia/zamkniecia zabezpieczenia to przedstawiciel banku chwyta za sluchawke i dzwoni do klienta, a z jego strony upowazniona osoba sklada dyspozycje dokonania transakcji. Pozniej przychodzi mail/fax potwierdzajacy deal ze szczegolami co, kto, komu, za ile i na jakich warunkach. Gdzie tu wprowadzanie w blad? Jesli gdziekolwiek szukac podstepu to podczas przedstawiania oferty- slyszalem o przedstawicielach jednej instytucji ktorzy omawiajac zalety CIRS’a nie pokazywali drugiej nogi swapa, nie wiem na ile to jest prawda. Trzeba tez przyznac, ze doradca korporacyjny (takie maja plakietki 😉 zwykle unika zglebiania tematu ryzyka, ale z nie sadze zeby go zatajal!!!
@Cynik
Proponuje zglebic temat ponownie i wrocic to pierwotnego ogladu na te afere 🙂 Fakt faktem jest to problem (to zle slowo) derywatow OTC jako ogolu. Opcje i forwardy od lat sa wykorzystywane w PL do zabezpieczen wiec nie znajduje powodow podnoszenia teraz larum przez Pawlaka. Sa to standardowe, proste (!!!) instrumenty wykorzystywane do hegdingu od dawna. Jak zwykle chciwosc sprawila, ze popadly teraz nieslusznie w nielaske.
@all
Widze, ze nagonka opcyjna zaciemnila wielu obraz rzeczy i wypaczyla odpowiednia perspektywe. Postaram sie pokrotce nakreslic jak te instrumenty 'chodzily’ jako, ze mam bezposredni oglad na sprawe z perspektywy co najmniej 2 duzych graczy robiacych jedne z najwiekszych obrotow w PL na hedgingu firm.
Wiele zlego wg. mnie wyrzadzila praca pana dr Andrzejewskiego o wirusie (?) AZIP (WTF!?). Tak sie sklada, ze z panem dr mialem calkiem niedawno do czynienia na uczelni- poczciwy chlopina o szerokich zainteresowaniach jednak o opcjach zielonego pojecia nie ma, jest bieglym rewidentem! Opracowania nie sposob nazwac badaniem jakby chcial tego dr Andrzejewski z uwagi chocby na brak jakichkolwiek twardych danych, źródeł, konretnych argumentów. Warto zastanowic sie czy ktorykolwiek bank oddalby swoje dokumenty dot. smierdzacej sprawy do rak niefachowego doktorzyny celem analizy, hmm? Co najwazniejsze artykulem tym szasta na lewo i prawo niejaki pan Jakubas, ktorego spolka mocno poplynela (100lmn PLN?) na opcjach i chcialby uniewaznienia umow (Pawlak zas moze szuka sponsora przyszlej kampanii wyborczej, a moze bezczelnie bierze pod stolem!?). Tak czy owak mi to wyglada na dokument pisany na zamowienie. Jestem o tym niemal przekonany po przeczytaniu zalecen rozwiazania problemu (uniewaznienie umow). Pomijam kwestie fatalnego jezyka i stylu, uzywania zwrotow typu 'nauka finansow’, 'teoria finansow’, 'badanie naukowe’ w odniesieniu do prostego istrumentu jakim jest opcja. W kilku miejscach daje sie zauwazyc razace bledy merytoryczne (fragment o gratisach). Jednym slowem jest mi wstyd za dr Andrzejweskiego :/
Zgadzam sie z Cynikiem, ze sporo opcji mialo charakter umowy miedzy naciagaczem a jeleniem. Z jednej strony bank i jego sales representatives, ktorym chodzi tylko i wylacznie o maksymalizacje 'size’ a w konsekwencji zyskow (’commission is your mission’) a z drugiej strony firmy, ktore rozgraniczylbym tak:
1. 1-osobowe przedsiebiorstwa i male spolki, w ktorych za finanse odpowiada pani Zosia z ksiegowosci
2. srednie i duze podmioty
Powyzszy podzial choc oczywisty zdaje sie dobrze wskazywac granice, gdzie po jednej stronie mamy spolki 'wrobione’ w opcje po drugiej zas spolki z dyrektorami finansowymi i prezesami jeleniami, ktorzy majac do dyspozycji armie prawnikow i ekspertow glupio tlumacza sie brakiem swiadomosci ryzyka. IMO te spolki powinny dla dobra ogolu zbankrutowac jak najszybciej a prezesi i dyrektorzy finansowi zostac pociagnieci do odpowiedzialnosci.
Zeby dodac smaczku wspomne, ze znane sa przypadki firm, ktore nie mialy przeplywow w walucie i posiadaly opcje zabezpieczajace przed wzrostem PLN oraz co jeszcze fajniejsze- nie prowadzace od dluzszego czasu dzialalnosci operacyjnej lub ktorych core business przynosil straty a jedyny, ale za to sowity (do czasu!) zysk pochodzil z rozliczenia instrumentow zabezpieczajacych- do tego dochodzily tez czesto CIRS-y (z jedna noga w postaci JPY) w przypadku firm ktore mialy kredyty. Ot taka ludzka glupota w kombinacji z chciwoscia i checia przycieca troche w walutowym kasynie.
Pomiedzy tym wszystkim oczywiscie istnialy normalne firmy, ktore zabezpieczaly sie w sposob ksiazkowy.
@anonim
to tylko oznacza, ze strzyzenie bedzie troche mniejsze. glownych zalozen zlodziejstwa nie zmienia (brak dziedziczenia, brak mozliwosci rozporzadzania 'wlasnym’ wkladem). marna nagroda pocieszenia.
Zmiana tematu. OFE
Rząd nakazje obniżkę prowizji pobieranych przez OFE do max.3.5%. Przepisy, które to regulują mają obowiązywać od kwietnia br.
https://biznes.onet.pl/0,1919435,wiadomosci.html
Najwyrażniej wrażenie pierwszej wypłaconej przez ofe emerytury zrobiłó również wrażenie na rządzie. 23.65zł. !!!!
tak właśnie na zlecenie najwyższych władz…świetnie się Was wszystkich czyta, Cynika, Adama Dudę i wielu innych, także Komentatorów, profesjonalna wiedza i zaangażowanie, gdyby wszyscy tak angażowali się w swoją pracę wiele z obecnych i przyszłych problemów tego kraju by nie było…pozdrawiam, czas wyluzować! narty od dziś
To opracowanie wygląda jakby było napisane na zlecenie Pawlaka w celu przygotowania gruntu pod unieważnienie tych kontraktów.
@cynik/herodot
tabela kursów nr 34/A/NBP/2009 z dnia 2009-02-18
1 NOK = 0,5540 PLN
1 SEK = 0,4403 PLN
historycznie średnioważone kursy walut obcych w złotych dla lat 2005-2008 (źródło NBP) NOK – oscyluje wokół 0,5PLN, SEK w okolicach 0,4 PLN, sorry ale nie bardzo mam chęć na bawienie się xls’mi po przecinku…tip inwestycyjny dla spanikowanych skoro parytet PLN/NOK/SEK się nie zmienił tak bardzo jak parytet PLN/EUR ect w kontekście NOK/SEK/EUR…prawdę mówiąc nie wiedziałem, ale ciekawych danych cynik/herodot dostarczyli…chcę tylko powiedzieć, że ta egzaltacja ruchami „pieniędzy” i ich relacji jakoś do mnie nie przemawia, czas na panikowanie chyba już minął? jeśli nie można pobiec do kantoru po KON-SEK 😉
pzdr, v503
@AdamDuda:
Jak już wspomniałem wyżej, razi mnie nazywanie tego „opcjami” ponieważ odwraca to jedynie uwagę od istoty rzeczy. Nie „opcja” jest tutaj słowem kluczowym ale „over-the-counter” – prywatny deal wprawdzie ochotniczo ale nachalnie wciskany przez bank, owszem, jeleniom. Raport ten naświetla ten własnie aspekt sprawy która dla mnie przynajmniej nie była w szczegółach jasna.
Konkluzji nie zmieniam, w szczególności świętości kontraktu. Jednak w uaktualnionym wpisie należałoby osłabić przedstawienie banków jako 100% kosher. Sądzę że dobry prawnik wskazałby na szereg punktów zaczepienia, być może na gruncie „implikowanej koercji” czy czegoś takiego. W końcu rekord codziennych telefonów z banku do „chłopiny”-prezesa, o którym ktoś wspomniał wcześniej, też może, IMO, podważać „dobrowolność” transakcji. Natomiast nie jestem pewnien czy na gruncie „niesymetrycznej informacji” byłoby coś do ugrania…
At Cynik 9
Powiedz, czego my się nowego dowiedzieliśmy z tego opracowania a czego bysmy nie wiedzieli wczesniej?
że wystawca opcji ponosi ryzyko na opcji??? jasne że ponosi, za to ma przecież płaconą premię.
a to że banki oferowały „zero kosztowe zabezpieczenie” to każdy finansowy orangutan od razu by stwierdził, że jest to jakiś stelaż, który wyleci w kosmos jak Euro wyleci z zakładanego kanału… Ale do tego trzeba jeszcze trochę myśleć a nie patrzeć się w oczy pani Magdzie w Banku
@zbysheq: nie zgodzę się z proponowanymi receptami, no chyba
Daleki jestem od rekomendowania recept. Jednak raport naświetla problem czym otwiera oczy, przynajmniej cynika9 który wyraźnie wskoczył był w wodę nie badając głebokości… Nie można się co do problemu zorientować z ogólnej medialnej wrzawy „opcje, opcje”. Żadne „opcje” – pierwsze randez-vous z derywatywami over-the-counter w stylu polskim. Obawiam się że bezmyślnie odmienianie „opcji” w kontekście fraudy, przegięć i naciągania poważnie deformuje w świadomości ogółu niewykle użyteczny instrument jakim są w arsenale inwestora opcje normalne.
—————
Gratuluje też {yanoshowi} i jego kompanii zimnej głowy i rozsądku. Tego typu decyzje biznesowe podejmuje się na porządku dziennym i w tym, a nie w niczym innym, zaklucza się że jedna kompania odnosi sukces a druga pływa brzuchem do góry. Hurtowe anulowanie derywatyw przez Pawlaka, BTW, byłoby NOT FAIR w stosunku do tych co w to nie wdepnęli i odmówiłoby im cennej „competitive advantage”.