Nie możemy się powstrzymać przez zaproponowaniem małej zabawy w szukanie różnic między tekstami dla uczestników ostatnich dyskusji o prawach autorskich 😀 :-D. Prawidłowa odpowiedź u dołu.
Srebro pewne jak w banku 16-11-2007 autor cynik9 ©2007cynik9 >link
Srebro pewne jak w banku…. środa, 6 października 2010 >link
Nawet dla wielu z tych którzy przekonani są o sekularnej hossie w metalach szlachetnych propozycja kupienia fizycznego złota, w postaci Krugerranda, Filharmoniki czy sztabki, graniczyć może z paranoją. Po co? Na co? Czemu wydawać więcej jak można mniej? Czemu wchodzić w niepłynną inwestycję której zbycie jednym telefonem czy kliknięciem myszki jest trudne, skoro istnieją formy złota “papierowego” które na to pozwalają? Czemu wreszcie kłopotać się z przechowywaniem czy ubezpieczaniem nabytku skoro można załatwić rzecz na odległość używając papieru? A gdy już nawet zdecydujemy się na fizyczny metal, to z pewnością możemy zaufać bankowi że go nam kupi i bezpiecznie, profesjonalnie przechowa, nieprawda? Okazuje się że różnie z tym bywa…
Nawet dla wielu z tych którzy przekonani są o spektakularnej hossie w metalach szlachetnych propozycja kupienia fizycznego złota,srebra, w postaci Krugerranda, Filharmoniki czy sztabki, graniczyć może z paranoją. Po co? Na co? Czemu wydawać więcej jak można mniej? Czemu wchodzić w niepłynną inwestycję której zbycie jednym telefonem czy kliknięciem myszki jest trudne, skoro istnieją formy złota,srebra,“papierowego” które na to pozwalają? Czemu wreszcie kłopotać się z przechowywaniem czy ubezpieczaniem nabytku skoro można załatwić rzecz na odległość używając papieru? A gdy już nawet zdecydujemy się na fizyczny metal, to z pewnością możemy zaufać bankowi że go nam kupi i bezpiecznie, profesjonalnie przechowa, nieprawdaż? Okazuje się że różnie z tym bywa…
I owszem, pozycja w złocie fizycznym, pod własną kontrolą, jest w pewnym sensie paranoją. Tyle że paranoja jest w złocie jedynie wyższym stopniem ostrożności. Na całe szczęście od statusu paranoika ze złotym bullionem jest parę innych, mniej komfortowych, możliwości. Jak na przykład status paranoika bez bullionu… Lub byłego właściciela wirtualnego bullionu a obecnie bankruta który kiedyś zaufał był zbytnio w zapewnienia banków…
I owszem, pozycja w złocie,srebrze fizycznym, pod własną kontrolą, jest w pewnym sensie paranoją. Tyle że paranoja jest w złocie,srebrze jedynie wyższym stopniem ostrożności. Na całe szczęście od statusu paranoika ze złotym,srebrnym bullionem jest parę innych, mniej komfortowych, możliwości. Jak na przykład status paranoika bez bullionu… Lub byłego właściciela wirtualnego bullionu a obecnie bankruta który kiedyś zaufał był zbytnio w zapewnienia banków…
O tym jak ulotna jest wiara w papier i jak iluzoryczne jest zaufanie w system który tym papierem obraca świadczy alarmujaca notka o procesie jaki 22000 tysiące klientów (wow!) wytoczyło bankowemu gigantowi Morgan Stanley (NYSE: MWD). Morgan Stanley jest czołowym bankiem inwestycyjnym i jednym z wymienianych często “commercials”, czyli komercyjnych dealerów w metalach szlachetnych.
O tym jak ulotna jest wiara w papier i jak iluzoryczne jest zaufanie w system który tym papierem obraca świadczy alarmujaca notka o procesie jaki 22000 tysiące klientów (wow!) wytoczyło bankowemu gigantowi Morgan Stanley (NYSE: MWD). Morgan Stanley jest czołowym bankiem inwestycyjnym i jednym z wymienianych często “commercials”, czyli komercyjnych dealerów w metalach szlachetnych.
Proces ten jest dla nas nader pouczający, choć dotyczy akurat srebra, a nie złota. Za to całej góry srebra, która nagle – pyk – wyparowała. Wydobył on na światło porażające szczegóły jak może wyglądać w praktyce bezpieczeństwo “twojego srebra”, w postaci “fizycznej”, przechowywanego “w sejfie” wielkiej finansowej instytucji tworzącej jeden z filarów systemu finansowego. Okazuje się że Morgan Stanley, który przez lata twierdził że “przechowuje” sztaby srebra dla 22 tysięcy swoich klientów i pobierał za ich przechowywanie co roku odpowiednie opłaty po prostu nie ma żadnego srebra trzymanego dla klientów. Oops, a to ci niespodzianka!
Proces ten jest dla nas nader pouczający, choć dotyczy akurat srebra, a nie złota. Za to całej góry srebra, która nagle – pyk – wyparowała. Wydobył on na światło porażające szczegóły jak może wyglądać w praktyce bezpieczeństwo “twojego srebra”, w postaci “fizycznej”, przechowywanego “w sejfie” wielkiej finansowej instytucji tworzącej jeden z filarów systemu finansowego. Okazuje się że Morgan Stanley, który przez lata twierdził że “przechowuje” sztaby srebra dla 22 tysięcy swoich klientów i pobierał za ich przechowywanie co roku odpowiednie opłaty po prostu nie ma żadnego srebra trzymanego dla klientów. Oops, a to ci niespodzianka!
Zamiast kupować i przechowywać dla nich srebro, w co oni święcie wierzyli i czemu ufali, Morgan Stanley po prostu przejmował “counterparty obligations” (zobowiazania firm trzecich) do dostarczenia srebra w przyszłości, inkasując w międzyczasie szmal do własnej kieszeni.
Zamiast kupować i przechowywać dla nich srebro, w co oni święcie wierzyli i czemu ufali, Morgan Stanley po prostu przejmował “counterparty obligations” (zobowiazania firm trzecich) do dostarczenia srebra w przyszłości, inkasując w międzyczasie szmal do własnej kieszeni.
Czyli na zdrowy chłopski rozum było zapewnie mniej więcej tak: pan X, widząc topniejący dolar, postanawia zainwestować część swoich emerytalnych centów w srebro. Ponieważ srebra inwestycyjnego w naturze na rynku jest dużo mniej niż papierowego (tj. obietnic jego dostarczenia), X spodziewa się że obok przewidywanego trendu aprecjacyjnego w pewnym momencie może dojść może do jatki. Część papierowego srebra okażać się może bez pokrycia i wyparuje, powodując panikę. Przewiduje że w takim przypadku ceny srebra mogą po prostu eksplodować, a razem z nimi jego inwestycja. Aby zabezpieczyć się jednak przed możliwymi niespodziankami, w pierwszym rzędzie zaś przed “wyparowaniem” akurat jego „srebra”, postanawia zainwestować super konserwatywnie – tylko w srebro fizyczne, w staroświeckich sztabach. Żadnych eksperymentów. Tyle że robi to przez telefon…
Czyli na zdrowy chłopski rozum było zapewnie mniej więcej tak: pan X, widząc topniejący dolar, postanawia zainwestować część swoich emerytalnych centów w srebro. Ponieważ srebra inwestycyjnego w naturze na rynku jest dużo mniej niż papierowego (tj. obietnic jego dostarczenia), X spodziewa się że obok przewidywanego trendu aprecjacyjnego w pewnym momencie może dojść do jatki. Część papierowego srebra okażać się może bez pokrycia i wyparuje, powodując panikę. Przewiduje że w takim przypadku ceny srebra mogą po prostu eksplodować, a razem z nimi jego inwestycja. Aby zabezpieczyć się jednak przed możliwymi niespodziankami, w pierwszym rzędzie zaś przed “wyparowaniem” akurat jego „srebra”, postanawia zainwestować super konserwatywnie – tylko w srebro fizyczne, w staroświeckich sztabach. Żadnych eksperymentów. Tyle że robi to przez telefon…
Dzwoni więc do najpewniejszego bankiera z pewnych , Morgan Stanley, i kupuje pięć 1000-uncjowych sztab po cenie rynkowej ok. $75000. Zdając sobie sprawę z tego że pięć klocków, ważących po 31 kg każdy, zajmuje pewne miejsce i kosztuje pewną fatygę aby je przełożyc z miejsca na miejsce, X płaci dodatkowo Morgan Stanley z $500 rocznie za przechowywanie swojego srebra. No i dalej może już spać spokojnie, pewnien że jego srebro jest bezpieczne, i że w profesjonalnych rękach reputowanego dealera będzie czekało spokojnie na swój dzień. I że zawsze w razie potrzeby może je sprzedać. Telefonicznie…
Dzwoni więc do najpewniejszego bankiera z pewnych , Morgan Stanley, i kupuje pięć 1000-uncjowych sztab po cenie rynkowej ok. $75000. Zdając sobie sprawę z tego że pięć klocków, ważących po 31 kg każdy, zajmuje pewne miejsce i kosztuje pewną fatygę aby je przełożyć z miejsca na miejsce, X płaci dodatkowo Morgan Stanley z $500 rocznie za przechowywanie swojego srebra. No i dalej może już spać spokojnie, pewny, że jego srebro jest bezpieczne, i że w profesjonalnych rękach „pewnego” dealera będzie czekało spokojnie na swój dzień. I że zawsze w razie potrzeby może je sprzedać. Telefonicznie…
A co robi z tym reputowany dealer po drugiej stronie telefonu? Wkłada zainwestowane przez pana X $75000 sobie do kieszeni i pokazuje mu “gest Kozakiewicza”. Ot, co robi! Nie kupuje za to nawet jednej uncji prawdziwego srebra, podczas gdy X śpi spokojnie łudząc się że ma ich 5000. Zamiast tego reputowany dealer kupuje papier – najpewniej jeden kontrakt terminowy (akurat 5000 uncji) na rok za jakieś $4000, spekulując przez ten rok całą resztą gotówki pana X na własny rachunek. Po roku roluje kontrakt na następny rok. W dodatku bezceremonialnie okrada X z $500, rok w rok, za rzekome “przechowywanie” nieistniejącego metalu.
A co robi z tym „pewny” dealer po drugiej stronie telefonu? Wkłada zainwestowane przez pana X $75000 sobie do kieszeni i pokazuje mu “gest Kozakiewicza”. Ot, co robi! Nie kupuje za to nawet jednej uncji prawdziwego srebra, podczas gdy X śpi spokojnie łudząc się że ma ich 5000. Zamiast tego „pewny” dealer kupuje papier – najpewniej jeden kontrakt terminowy (akurat 5000 uncji) na rok za jakieś $4000, spekulując przez ten rok całą resztą gotówki pana X na własny rachunek. Po roku roluje kontrakt na następny rok. W dodatku bezceremonialnie okrada X z $500, rok w rok, za rzekome “przechowywanie” nieistniejącego metalu.
Najbardziej odrażający w tym oszustwie jest świadomy sabotaż głównego celu inwestycyjnego klienta – bezpieczeństwa w fizycznym srebrze. Jako członek klubu komercyjnych dealerów w srebrze Morgan Stanley doskonale zdawał sobie sprawę że obietnica kogoś (“counterparty”) dostarczenia “srebra pana X”, gdyby X było ono rzeczywiście potrzebne jest niebezpieczną iluzją. W warunkach bowiem systemowego crashu, który X świadomie brał pod uwagę w swoich kalkulacjach, ta papierowa obietnica będzie warta zero. Liczyć się będzie jedynie materialne srebro, a “counterparty” prędzej zbankrutuje niż je dostarczy bo po prostu nie ma wystarczająco dużo srebra na pokrycie wszystkich roszczeń. To było właśnie sednem spekulacji pana X. Ceny srebra w takich warunkach mogą rzeczywiście poszybować do stratosfery, ale X ze swoją emeryturą definitywnie zostanie na ziemi, a ściślej mówiąc na lodzie.
Najbardziej odrażający w tym oszustwie jest świadomy sabotaż głównego celu inwestycyjnego klienta – bezpieczeństwa w fizycznym srebrze. Jako członek klubu komercyjnych dealerów w srebrze Morgan Stanley doskonale zdawał sobie sprawę że obietnica kogoś (“counterparty”) dostarczenia “srebra pana X”, gdyby X było ono rzeczywiście potrzebne jest niebezpieczną iluzją. W warunkach bowiem systemowego crashu, który X świadomie brał pod uwagę w swoich kalkulacjach, ta papierowa obietnica będzie warta zero. Liczyć się będzie jedynie materialne srebro, a “counterparty” prędzej zbankrutuje niż je dostarczy bo po prostu nie ma wystarczająco dużo srebra na pokrycie wszystkich roszczeń. To było właśnie sednem spekulacji pana X. Ceny srebra w takich warunkach mogą rzeczywiście poszybować do stratosfery, ale X ze swoją emeryturą definitywnie zostanie na ziemi, a ściślej mówiąc na lodzie.
I co mu wtedy pozostanie? Wytoczyć proces Morgan Stanleyowi kiedy X sam będzie bankrutował albo gdy Morgan Stanley będzie się rozpadał w jakimś większym kryzysie derywatyw? O wiele sensowniej jest wytoczyć mu proces teraz, kiedy jeszcze może coś zapłacić! Choćby tylko symbolicznie i choćby tylko dla odkrycia prawdy, dopóki nie jest jeszcze za późno. I dobrze że 22000 klientów tak właśnie zrobiło. No i jeszcze drobiazg – niech X nie zapomni odebrać swoich wirtualnych “pieciu sztab” i kupić za to prawdziwe…
I co mu wtedy pozostanie? Wytoczyć proces Morgan Stanleyowi kiedy X sam będzie bankrutował albo gdy Morgan Stanley będzie się rozpadał w jakimś większym kryzysie derywatyw? O wiele sensowniej jest wytoczyć mu proces teraz, kiedy jeszcze może coś zapłacić! Choćby tylko symbolicznie i choćby tylko dla odkrycia prawdy, dopóki nie jest jeszcze za późno. I dobrze że 22000 klientów tak właśnie zrobiło. No i jeszcze drobiazg – niech X nie zapomni odebrać swoich wirtualnych “pieciu sztab” i kupić za to prawdziwe…
—————————————————
> Obecnie firmy sobie z tym radzą —
> jeszcze nie słyszałem o tym, żeby
> bankowi administrator wyniósł dane
> klientów…
No to źle słyszałeś – znajdź dane o gościu, który "wyniósł" dane klientów szwajcarskich banków, a potem sprzedał skarbówkom państw europejskich.
Po prostu wyniesienie danych ma niewiele sensu, gdy nie można potem takimi danymi legalnie handlować.
Tu mógł sprzedać legalnie, bo skarbówki, które kupowały były władne dać mu (i sobie) amnestię.
> Nie rozumiem zupełnie co tak Ci
> zależy na tej sprzedaży.
Bo 99% obrotu takimi danymi odbywać się będzie w ramach transakcji kupna-sprzedaży. Tak jak odbywa się 99% obrotu każdym dobrem.
> Zgoda. Nagrywanie kogoś bez jego
> wiedzy i zgody chyba też powinno być
> uznane za naruszanie jego własności
> (w tym wypadku jego ciała).
Tyle, że to już jest prawo do rzeczy niematerialnej (wizerunku). W ramach prawa własności obiektów materialnych nie ma zakazu ich nagrywania bez wiedzy i zgody właściciela. Można nagrać czyjś dom, samochód, ogródek.
Efekty tego widać z resztą od razu na "street view" w Google Earth – wizerunki ludzi są zamazane: wszystko inne nie.
> Film jest dowodem, że KTOŚ się włamał – nie jest dowodem, że włamał się posiadacz filmu, o czym swoją drogą sam w swoim poscie napisałeś
Dokładnie.
> Problem w obydwu w/w przypadkach jest ten sam: w zasadzie niemożlwe będzie udowodnienie pracownikowi że to ON wyniósł zawartość serwerów z firmy, podobnie jak udowodnienie włamywaczowi, że to ON umieścił ci kamerę w sypialni. Wystarczy, że będą twierdzić, że po prostu te materiały znaleźli "gdzieś w internecie".
To już jest problemem firmy by zapewnić monitoring, logowanie działań pracowników itd. w razie potrzeby. Obecnie firmy sobie z tym radzą — jeszcze nie słyszałem o tym, żeby bankowi administrator wyniósł dane klientów albo żeby sobie dopisał jedno zero na końcu salda rachunku. Tylko co z tego?
> Mówimy o sprzedawaniu takich takich materiałów. Nikt normalny nie będzie się włamywał po to, żeby to co nagra udostępnić za darmo.
Nie rozumiem zupełnie co tak Ci zależy na tej sprzedaży. W wypadku np. nagrania z mojej sypialni ktoś może to wrzucić tylko po to, żeby mnie np. oczernić. Czy taka osoba jest normalna — można dyskutować. Ale może nie sprzedawać.
> Nie łamiąc prawa którego wprowadzenie postulujesz.
> Na podobnej zasadzie można postulawać zalegalizowanie kradzieży albo morderstw i napisać to samo.
Tu już się w ogóle zgubiłem. Postuluję likwidację prawa IP.
> Da się bardzo skutecznie wyegzekwować zakaz sprzedaży takich materiałów – co prowadzi do bezcelowości ich pozyskiwania.
Nie rozumiem coś się tak uparł na tą sprzedaż. Ktoś mógłby coś pozyskać tylko po to, żeby opublikować to w necie za free. Wiele razy już tak było np. https://en.wikipedia.org/wiki/AACS_encryption_key_controversy i gówno z tym wszyscy mogli zrobić, bo się klucz rozszedł po necie i tyle wyegzekowawali.
> PS: Zupełnie pominąłeś przypadki gdy ktoś nagrywałby "u siebie" bez wiedzy i zgody nagrywanych. 99% społeczeństwa nie zgodzi się np. aby właściciel centrum handlowego mógł umieścić kamery w toaletach nawet o tym nie informując, a potem całkowicie legalnie móc te nagrania publikować.
Zgoda. Nagrywanie kogoś bez jego wiedzy i zgody chyba też powinno być uznane za naruszanie jego własności (w tym wypadku jego ciała). Tylko to co próbuję przekazać sprowadza się do tego, że gdyby właściciel centrum handlowego coś takiego zrobił to możesz się z nim sądzić, ale po necie już się rozeszło i jak ktoś sobie ściągnął na swój komputer to już filmik jego i nigdy się nikt o tym nie dowie.
Weź proszę zbierz to w jedną wypowiedź dłuższą, bo nie wiem z czym mam dyskutować, co próbujesz wytłumaczyć itd. Jak nie zrozumiem przesłania następnej wypowiedzi to po prostu nie odpowiem i co tam … niech racja będzie Twojsza. 🙂