Listek trochę figowy

Prasa podaje że rząd chce poprawić bezpieczeństwo na drogach pichceniem nowych przepisów. Nie podaje tylko czemu nie pichci po prostu dróg, a zwłaszcza autostrad. Prawdopodobnie dlatego że z większą ilością lepszych dróg bezpieczeństwo samo by się poprawiło, bez rządu. Ale klasa urzędnicza nie byłaby sobą gdyby pączkowaniem przepisów, zakazów i nakazów nie musiała uzasadniać swojego istnienia. Kroi się więc znowu potężna dawka socjalizmu.

Jednym z proponowanych przepisów jest zielony listek obowiązkowo naklejany na szybę przez młodych kierowców. Jest to znaczny postęp w porównaniu z czasami realnego socjalizmu kiedy to nalepianie koniczynki było nieobowiązkowe. Zresztą i tak chodziło wtedy przede wszystkim o pokazanie sąsiadom że ma się ją na co nalepiać. Ale mniejsza nawet już o obowiązkowość listka i kto na tej obowiązkowości zbije kasę drukując te listki. Nauczony aferą hazardową rząd z pewnością upewnił się że tym razem przynajmniej nie będzie miał na głowie afery listkowej.

Chodzi jednak o to co taki zielony listek właściwie ma znaczyć. Nie mamy, szczerze mówiąc, zielonego pojęcia. Może znaczyć dwie rzeczy: że umiem jeżdzić lub że nie umiem. Trzeciej możliwości nie ma. Udział w ruchu drogowym to zbyt poważna sprawa na półśrodki i półrozwiązania. Znajomość gazu bez znajomości hamulca na wiele się nie przyda. Umiejętność skręcania tylko w lewo także pomocna nie będzie. Jeżeli więc zielony listek ma oznaczać zdaniem rządu „umiem jeżdzić” to jest bezsensem z definicji. Zaświadcza już o tym prawo jazdy. Chyba że zlikwidujemy prawa jazdy zastępując je listkami i likwidując przy okazji odnośny pion urzędniczy. Wtedy zgoda.

Jeżeli natomiast zielony listek ma znaczyć „nie umiem jeżdzić” o, to mamy poważną sytuację! Potencjalny Carmaggedon Light! Delikwent w takim stanie nie powinien nigdy, pod żadnym pozorem, samodzielnie wsiąść za kierownicę. Nie mówiąc już o zapaleniu silnika. Właściwą receptą w tym przypadku jest wykupienie kolejnych 24 jazd z instruktorem i podejście do prawa jazdy raz jeszcze. Ewentualnie hippika.

Ciekawe jak minister infrastruktury Grabarczyk którego kadry zajmują się wymyślaniem listków sam by się czuł zajmując miejsce w samolocie. Wtem na kabinie pilotów spostrzega swój zielony listek. Pilot umie trochę latać – pociesza ministra stewardessa. Właśnie skończył kurs wieczorowy. Może uda się mu wylądować…

Jeżeli więc zielony listek zdaniem rządu oznaczać ma „umiem trochę jeżdzić” to proponujemy parę następnych z tej serii. Na przykład listek czerwony, całkiem aktualny na drogach polskich – „pojazd trochę sprawny”. A drogówka byłaby zachwycona listkiem niebieskim – „trochę piłem”.

©2009 DwaGrosze

101 thoughts on “Listek trochę figowy

  1. Ikti
    Oczywiście.. a jak osoba nam zabierze samochód, to przecież możemy go co najwyżej sądzić za pożyczenie samochodu bez zgody właściciela, bo przecież jak mu udowodnimy że ukradł a nie pożyczył :D:D:D

Comments are closed.