czyli o żaglówkach i helikopterach
Przypomina mi się ta żeglarska historia gdy widzę banki centralne i ich zachowanie w obecnym kryzysie pożyczek hipotecznych i pochodnych. Banki od lat uspokajająco „ostrzyły”, co w ich przypadku odpowiada zapewnieniom o stabilności waluty, trosce o jej wartość i czujności na polu inflacji. Yada, yada, jakże by inaczej. Podaż pieniądza rosła wprawdzie wszędzie, często w tempie ponad 10% rocznie, ale masom prano umysły historiami że jest to normalne i że nie wpłynie na inflację która jest i pozostanie niska. Co mniej odporni pewnie nawet uwierzyli w tę sielankę oraz w to że banki centralne rzeczywiście wiedzą co robią. Nawet jak pierwsze oznaki problemów zaczęły się rysować na horyzoncie kilka miesięcy temu zarówno Bernanke z FED-u jak i sekretarz skarbu USA Paulson kontynuowali uspakające “ostrzenie”, zapewniając że problemy są “contained” (ograniczone) i że byznes jest jak zwykle.
Aż tu nagle mały szkwał , szast-prast, i mamy rufę! Finansowa żaglówka nabiera burtą wody i zaczyna się niebezpiecznie przechylać a sternicy gwałtownie balastują starając się uniknąć wywrotki. Bo jak inaczej nazwać fakt że w finansowej panice ogarniajacej rynki w dwóch ostatnich dniach minionego tygodnia (9.08, 10.08) europejski bank centralny ECB, FED i inne banki centralne (Japonia, Korea, Kanada) wpompowały w system finansowy ponad 320 miliardów dolarów! Czyli w przeciągu dwóch dni zwiększyły masę papierowego pieniądza na świecie o tyle o ile mniej więcej wzrasta ona w ciągu roku. Wynurzenia Bernanke sprzed kilku lat o “zrzucaniu pieniędzy z helikopterów” nabrały przy tym proroczej aureoli i charakteru memento tego co nas może czekać. Szczególnie intrygujące jest przy tym to że głównym pilotem helikoptera z kasą był tym razem Trichet, szef ECB-u który dotychczas w tej dziedzinie zdawał się zachowywać większą wstrzemięźliwość niż jego amerykański odpowiednik.
Jest rzeczą oczywistą że aplikowanie tego typu końskich dawek liquidity, nie notowanych od czasów 9/11, wskazuje na poważną obawę że pacjent ma rozległy zawał a w szeregi doktorów wkrada się panika.
Gigantyczne zastrzyki gotówki mają być konieczne bo podobno “płynność” finansowa wyschła. Ale jak to wyschła? Przecież poprzez wszystkie te lata drukowania papieru bez ograniczeń wszyscy powinniśmy pływać w oceanach liquidity i spać na papierze. O co tu właściwie chodzi?
A no, tak na zdrowy chłopski rozum którym staramy się od czasu do czasu posługiwać – jesteśmy właśnie świadkami masowej akcji ratunkowej. Banki centralne w panice rzucają koła ratunkowe tonącym kapitalistom, którzy przy przechyle wypadli z łódki. A ściślej – tym równiejszym z równych czyli wielkim instytucjom finansowym i hedge funds tonącym w toksycznym bagnie subprime mortgages po którym dotychczas wesoło żeglowali. Okazuje się że lata ekscesów łatwego kredytu zaowocowały całymi zwałami finansowych “produktów” – bliższych i dalszych pochodnych rozsypujących się właśnie kredytów hipotecznych subprime– które w praniu zaczęły ujawniać swoją prawdziwą wartość, czyli zero. A ponieważ tego typu bezwartościowe papiery są często zabezpieczeniem innych “produktów strukturalnych”, wartość tamtych też zaczyna się sypać i dążyć do swojej wartości prawdziwej. I tak kruszy się od czubka papierowa piramida wzajemnych powiązań i piętrowych zależności. W końcu na jej dole szeroki inwestoriat dowiaduje się że papiery w które zainwestował swoje centy są w gruncie rzeczy niewiele warte i żąda wypłaty tego co jeszcze zostało.
Wtedy mamy kolejny akt przedstawienia, ponieważ aby wypłacić gotówkę instytucje finansowe muszą najpierw sprzedać “produkt”, na który rynek po prostu przestał istnieć! Nie ma kupców! Czyli mamy “produkt” w księgach warty tyle a tyle, a który okazuje się warty zero. Wartość waloru na który jest rynek figuruje na ogół w ksiegach rozmaitych funduszy jako marked to market, czyli jako aktualna wartość rynkowa. Ale okazuje się że na wiele “produktów strukturalnych” po prostu nigdy nie było żadnego rynku! Ich wartość figurowała w księgach jako marked to model. Czyli po polsku – pi razy drzwi razy co panu managerowi wpadło do głowy. 🙂
Co ma robić więc instytucja która musi wyjść w gotówką, a ma góry toksycznych mortgage derivatives od których każdy stroni? A no, może A) wyprzedać w pośpiechu wszystko inne co można jeszcze sprzedać, jak np. złoto, lub B) zbankrutować. Tak przynajmniej robili dawniej honorowi starzy kapitaliści.
Ale w dzisiejszym papierowym świecie honor nie ma wysokich notowań tak że wariant B nie jest tak naprawdę opcją. Eskalacja bankructw mogłaby łatwo oznaczać koniec FEDu, ECBu i wogóle krew na ulicach. Zbankrutować to może Kowalski z przeciwka czy też mała firemka na rogu, ale nie arystokracja typu Goldman-Sachs czy Deutsche Bank. Wobec tego automatycznie zamiast wariantu B mamy wariant B1 – banki centralne po prostu same przejmują jako “zabezpieczenie” cały ten bezwartościowy chłam którego nikt nie chce, udzielając w zamian pożyczek świeżo wydrukowanymi z powietrza dolarami czy euro. Nazywa się to mądrze buyer of last resort a sama akcja generowania gotówki z powietrza i wyrzucania jej do szamba nosi nie mniej dzwięczną nazwę liquidity injection. Tyle byłoby na temat działania późnego kapitalizmu i papierowego pieniądza…
Czy wyrzucając z helikoptera kostki gotówki banki centralne uratują żaglówkę przed wywrotką? Tego jeszcze nie wiemy, drogi czytelniku. Jest szansa że przynajmniej zyskają trochę na czasie. Jak wielki jest problem na liczącym dobrze ponad trilion dolarów rynku subprime lending w USA nikt tak naprawdę nie wie. Powód tego jest prosty – na całe góry papierów o jakiejś umownej wartości po prostu zabrakło kupców, jaką więc etykietkę z ceną tu przypiąć? To samo w sobie zdaje się wskazywać jaka ich rzeczywista wartość może być…
Cały ten tumult potwierdza jedynie to co staramy się od dłuższego czasu akcentować na tym blogu – że w odróżnieniu od pozycji w fizycznym złocie papier to tylko papier. W stresie kryzysu jego prawdziwa wartość to często jedynie celuloza nośnika plus farba drukarska. W przeciągu tych dwóch dni banki centralne zalały rynki kapitałowe papierowym tsunami nominalnie wystarczającym aby wykupić całą światową produkcję złota na 5-6 lat naprzód! W bardziej zakamuflowanej formie podobne akcje liquidity injection używane były wielokrotnie do tłumienia cen złota w przeszłości. Ale przyjdzie czas na rewanż, kiedy tsunami naprodukowanego papieru odbijając się rykoszetem sięgnie w końcu po metale szlachetne, windując ich ceny do poziomu dziś trudnego do wyobrażenia. Dlatego zawczasu przygotowana (złota) kamizelka ratunkowa może nie być złym pomysłem…
Więcej szczegółów o inwestowaniu w metale szlachetne, łącznie z komentarzem rynkowym i alertami, dla abonentów naszego DwaGrosze NewsLetter. Dołącz i Ty!
©2007cynik9
Nastroje na rynku są bardzo złe, polecam komentarz na Marketwatch o wymownym tytule „Only panic is left”. Co ciekawsze kawałki:
„We’re into the very early beginnings of the unwinding of the derivatives hurricane long forecast by Jim Sinclair (jsmineset.com) and myself.”
The modern financial world runs on credit, so if fear rises to a level where fewer are willing to lend — and fewer are brave enough to borrow — the situation can get a lot worse before it starts improving.
https://www.marketwatch.com/news/story/only-panic-left/story.aspx?guid=%7B175F20E8%2D7018%2D41A8%2DAC95%2D53D18D5A1D38%7D
Właśnie wróciłem z urlopu – to był tydzień! A ja w tym czasie zdobywałem górskie szczyty.
Jeśli chodzi o liquidity injection to były to krótkoterminowe „repurchase agreements”. Co prawda owszem zabezpieczane w dużej mierze przez „mortgage backed securities” ale zabezpieczenia zostaną zwrócone i kasa oddana za kilka dni do FED. I to z odsetkami które w efekcie ZMNIEJSZĄ podaż pieniądza. Co FED zrobi z tą kasą? Jeśli zacznie kupować papiery rządowe od banków to dopiero wtedy można mówić o trwałym zwiększaniu podaży pieniądza. Na razie to krótkotrwała poprawa płynności. Nie za bardzo rozumiem drogi myślenia FED – skoro nie ma nabywców na felerne obligacje hipoteczne to w jaki sposób znajdą się oni za kilka dni? Pożyjemy zobaczymy.
Pozdrawiam Myślących którzy są na tym blogu i na http://www.ePortfel.com – pozostałe miejsca w sieci wypełnione nadal owieczkami 😉
@kartofel:
Złoto akurat to obecnie najmniejszy problem, chociaż automatyczne reakcje są zawsze podejrzane. Zastanawiam się natomiast czy ci co pozostali na ryzykownych rynkach kapitałowych zdają sobie w pełni sprawę z ryzyka oraz z szansy jaką wymuszony obniżką stóp procentowych rajd w akcjach może oferować…
p.s. obniżka dotyczyła Discount Rate. Myślę że jest ona prekursorem obniżki docelowej Federal Funds Rate w połowie września.
Przed chwilą FED nagle obniżył stopy o 0,5 pb. Złoto szybko idzie do góry
Pożyczka nawet krótkoterminowa permanentnie dodaje do podaży pieniądza (=money+credit) ponieważ pieniądze ze spłaty raz wygenerowanej pożyczki pozostają w masie pieniężnej.
pozdr.
320 mld wpompowanych dolarow nie zwiekszylo wcale tak mocno podazy pieniadza – w wiekszosci byly to pozyczki bardzo krotkoterminowe, np. typu overnight. Poki co trudno mowic o zrzucaniu pieniedzy z helikopterow, choc jest to bardzo prawdopodobne, jesli sytuacja sie pogorszy (trudno mowic jeszcze o krachu na gieldzie). IMHO cala katastrofa tej piramidy dlugow dopiero sie zaczyna rozkrecac. Kazdy bank/fundusz stojacy na skraju bankructwa do konca robi dobra mine do zlej gry, a to co widzimy teraz to tylko wierzcholek gory lodowej.