No proszę, jak tu się wybrać na małe wakacje skoro gdy ledwo drzwi zamknąć wszystko zaczyna się od razu sypać?
Wygląda na to że mimo sezonu ogórkowego parę wyprzedaży na giełdach tak spanikowało inwestorów że zaczynają puszczać im nerwy. Ostatnio nerwy puściły nawet Jima Cramera, którego tyrada w CNBC w zeszły poniedziałek obiega właśnie świat dzięki wynalazkowi YouTube. (znajomość angielskiego konieczna, sorry)
Jim Cramer jest popularnym prezenterem telewizyjnym w USA, gdzie od lat zajmuje się tematyką inwestowania. Dla znanego z absolutnego optymizmu Cramera jedyna możliwa droga dla akcji jest zawsze w górę. Wszystko jedno co się dzieje, akcje są zawsze w permanentnej hossie, co najwyżej przerywanej od czasu do czasu małymi korektami. Korekty te służą oczywiście jedynie do dokupienia walorów. W jakim stopniu gadanina Cramera wynika tylko z jego własnych zapatrywań, a w jakim stopniu jest częścia cynicznego prania mozgów naiwnego inwestoriatu trudno wyczuć. Tak czy inaczej Cramer brzmi zupełnie tak samo jak wielu rodzimych komentatorów, zachęcających do inwestowania na WGPW.
Co więc tak zirytowało Cramera że ten zaczął się wydzierać i nazywać FED idiotami? Co spanikowało Cramera do twierdzenia że kompanie inwestycyjne z którymi robił interesy przez ostatnie 25 lat są na krawędzi bankructwa? Ano, FED się naraził Cramerowi tym że odbiegając od wzoru swojego poprzednika jego obecny szef Bernanke – akademicki „moron” wg Cramera – nie reaguje na sytuację i nie obniża w pośpiechu stóp procentowych.
Greenspan, poprzednik Bernanke w FED, miał na jakikolwiek problem w ostatnich dwudziestu latach jedną receptę – zarzucić gospodarkę nowo wydrukowanym papierowym pieniądzem. Do tego sprowadza się obniżka stóp procentowych przez FED. Czy to mocniejsze tąpniecie na giełdach, czy też bankructwo wpływowego hedge fund, za każdym razem nowa fala świeżych dolarów zalewała rynek. Ostatnim tego przykładem była reakcja na kolaps bańki technologicznej w 2000 oraz na wydarzenia 9/11 w rok później. W normalnym trybie każde z nich prawdopodobnie doprowadziłoby do normalnej, oczekiwanej i do tego potrzebnej recesji. Ale FED, pod wpływem nacisków politycznych, wybrał zwykły hokus-pokus i odkładanie nieprzyjemnej medycyny na dalszą przyszłość. W ciągu kilku kolejnych lat gwałtownie obniżył stopy (Federal Funds rate, FedFunds) z 6.5% to 1%. Efekt tej terapii, w skali nienotowanej od czasów Wielkiej Depresji, widoczny był od 2003, kiedy to po symbolicznej recesji-nierecesji rynki zaczęły ponowną hossę. Pod wpływem dolarowego tsunami i wyjątkowo łagodnych warunków kredytowych gwałtownie zaczęły rosnąć szczególnie ceny nieruchomości w całej Ameryce. I czemu nie? Góry nowych papierowych dolarów musiały się przecież gdzieś podziać.
Ale gór papieru nie można produkować w nieskończoność bez negatywnych konsekwencji. Wieloletnie party musi pewnego dnia dobiec końca. Nie jest wykluczone że jesteśmy właśnie w jego pobliżu. Nieruchomości topowały dobry rok temu i już idą w dół, instytucje związane z udzielaniem i inwestowaniem w tzw. subprime mortgage (ryzykowne kredyty hipoteczne) bankrutują jedna za drugą. W tej sytuacji jest jasne że następnym kandydatem do mielenia będzie rynek akcji. Utrzymujące się wysokie stopy procentowe czynią go po prostu dużo mniej atrakcyjnym. Rosnące/wysokie stopy procentowe są i zawsze były tłumikiem koniunktury i hamulcem wzrostu akcji. Cramer wie więc że jedyną metodą aby akcje nadal „szły w górę”, jak zawsze głosi, jest zmniejszenie atrakcyjności innych lokat, i przekierowanie tym samym fali kapitału spowrotem w kierunku akcji.
Obniżenie stopy FedFunds jednak nie jest rzeczą łatwą bo Bernanke jest już teraz przyparty do muru rezultatem ekscesów które miały miejsce za rządów swojego poprzednika. Dolar jest historycznie bardzo słaby, balansując nad krawędzią przepaści (80 na indeksie dolara). Obniżenie stóp to uczynienie go dużo mniej atrakcyjnym dla szerokich mas inwestorów i recepta na jego dalszą, przyspieszoną dewaluację. Gdyby zniechęceni tym dolarowi kredytorzy, głównie Chiny i Japonia, zaczęli masowo pozbywać się taniejących dolarów, groziłoby to kompletną zapaścią. W każdym zaś przypadku oznacza to dużo wyższe długoterminowe stopy procentowe, które ustala rynek, a nie FED. A to z kolei oznacza dalszy, nieunikniony cios w rynek kredytów hipotecznych i dalej w nieruchomości.
Biorąc więc rzeczy na zdrowy chłopski rozum, i formułując je odrobinę dosadniej – to czego chce Cramer i jego poplecznicy na Wall Street wygląda na ratowanie własnej d. w akcjach, po trupach i dolara i rynku nieruchomości/kredytów hipotecznych. Masowy inwestoriat gry tej nie rozumie, ale trwa zainwestowany po uszy w akcjach bo Cramer i spółka go nauczyli że w „dłuższej” perspektywie akcje zawsze idą do góry.
Bernanke balansuje więc na linie, robiąc różne wygibasy. Jak na razie się trzyma, zachowując równowagę. Tu coś powie, tam coś dorzuci, tu przestraszy inflacją, tam deflacją, ale stóp na razie nie obniża. Gospodarka nadal się rozwija, słabiutki dolar nieco się ustabilizował. Rynki nieruchomości idą wprawdzie na dół, ale nie było (jeszcze) hurtowej wyprzedaży. To najpewniej jeszcze efekt symbolicznych startowych stóp procentowych w wielu kredytach hipotecznych które dopiero za jakiś czas mają przejść do poziomu rynkowego. Na rynkach akcji podobnie – fale paniki uszczuplają wprawdzie zarówno portfele jak i morale inwestoriatu, ale crash-u i masowej wyprzedaży jeszcze nie mieliśmy. Myślę że gdyby Bernanke posłuchał Cramera i rzeczywiście obniżył stopy, mógłby uruchomić tym lawinę. Mogłoby to być odebrane jako sygnał że jego próby spowolnienia trwającej od dwudziestu lat monetarnej ekspansji zakończyły się fiaskiem.
Cramer i jego poplecznicy to całe pokolenie dojrzałe w tych dwudziestu kilku latach nieprzerwanej monetarnej ekspansji. Jedyny świat jaki znają to świat permanentnie rosnącej podaży papierowego pieniądza, inflacji i akcji znających tylko jeden kierunek – w górę. Wyższe stopy procentowe, a w szczególności stopy nie obniżone na czas, mogą oznaczać koniec tego świata i powrót do normalności. Trochę jak z leczeniem odwykowym… Leczenie jest wprawdzie konieczne ale nieprzyjemne, a do tego bardzo kosztowne.
Kto będzie górą? Oczywiście Cramer! Obniżki stóp to tylko kwestia czasu. Jak nie dziś to jutro, jak nie w tym miesiącu to w przyszłym. Bernanke będzie robił swoją gimnastykę na linie jeszcze przez jakiś czas. W końcu jednak – jak zwykle – skapituluje pod presją przestraszonych polityków i spanikowanego inwestoriatu, domagającego się zrobienia „czegoś”, zwłaszcza gdy ból dotkliwych strat w akcjach i komorniczych egzekucji zaległych długów w nieruchomościach stanie się nie do zniesienia. Nawet gdy kosztem tego „czegoś” będzie dalsza erozja dolara i dwucyfrowa inflacja. Jutro – okay, byle by nie dziś.
A czy będzie jakiś wielki wygrany tych historycznych zmagań? Cynik9 podejrzewa że będzie nim złoto…
Więcej szczegółów o inwestowaniu w metale szlachetne, łącznie z komentarzem rynkowym i alertami, dla abonentów naszego DwaGrosze NewsLetter. Dołącz i Ty!
©2007cynik9
Timing tu rzeczywiście się udał 😉
Ale nie wpadnijmy przy okazji w grzech pychy bo to w inwestowaniu jest to zawsze grzech śmiertelny. Raczej z pokorą uczmy się historii bo kto ją ignoruje skazany jest na jej powtórzenie… 🙁
pozdr
gratuluję zdolności przewidywania przyszłości 🙂