Jeżeli ktoś podaruje mi kota to mam coś za nic i się cieszę. Co jednak gdy mam już trzy koty a ktoś chce mi sprzedać czwartego za pół ceny, z tym że za drugą połowę będę musiał sam zapłacić? Na taki deal zgodzić się może tylko ktoś niespełna rozumu. Nic więc dziwnego że w unijnych demokracjach, będących czystą formą kultu szakala wyznawanego przez osły*, tego typu gospodarka kwitnie w najlepsze. Rezultaty tego, w postaci rozchodzącego się właśnie w szwach euro, są widoczne dla wszystkich.
Pisze o tym ciekawie Tomasz Cukiernik w Naszym Dzienniku. Cukiernik analizuje sytuację zbankrutowanej Grecji poruszając sprawę równie oczywistą co mało eksponowaną. To mianowicie że unijne goodies nie są podarunkami od św. Mikołaja, bez zobowiązań. Są raczej tym czwartym kotem po okazyjnej cenie. Kota można wprawdzie posiąść ale konieczna jest własna gotówka, stanowiąca czasem 50% wartości projektu lub nawet więcej. To samo było w Grecji, to samo jest w Polsce czy gdzie indziej w EU. Polityków wszystkich szczebli ogarnia psychoza „wyszarpnięcia dopłat z Brukseli” bez względu na to czy projekt ma jakiś sens czy nie. Zdążyć zanim kran wyschnie i będzie za późno. Ale unijne dopłaty są zdradliwe bo łączy się z nimi z reguły wzrost długu.
Wolnej gotówki w demokracjach wiele nie uświadczysz bo wszystko idzie na socjał a rządy nie są zbyt skore do wydzierania jej populacji skokowo wyższymi podatkami. Koszty samego udziału w EU i koszty dostosowań różnych rodzimych bananów do unijnych norm zakrzywienia są także olbrzymie. Na szczęście jednak wisi pod sufitem demokratyczna piñata** nieograniczonego kredytu. Wystarczy dobrze w nią przyłożyć a manna zacznie sama się sypać tak aby wraz z unijnymi dotacjami uszczęśliwić wyborcze osły nowym aktem rozdawnictwa czegoś tam „za darmo”. W sam raz aby wykazać się „wrażliwością społeczną” czy „tworzeniem nowych miejsc pracy” i zostać wybranym w kolejnych wyborach.
Socjaliści w Europie czczą swojego boga Keynesa bo pobłogosławił kiedyś ich rządowy deficit spending czyli wyrzucanie pieniędzy przez rząd pod maskaradą „inwestowania”. Dopełniając unijne subsydia rządy więc zapożyczają się na potęgę aby móc „inwestować” w przyszły rozwój lub aby przyspieszyć przyszłą konsumpcję. Można się spierać czy rządowa „inwestycja” w projekt typu, dajmy na to, autostrady ma sens i w jakim stopniu. To jest, o ile przynajmniej nie jest on zarządzany przez ministra Grabarczyka bo wtedy nic sensu nie ma i mieć nie będzie. Trudniej jest jednak kwestionować to że znaczna część unijnego szmalu, plus obligatoryjne krajowe dopłaty na które zwraca uwagę Cukiernik, marnowana jest bezpośrednio na socjał. W tym na socjał kompanijny, taki na przykład jak słynne finansowanie przez unijny fundusz spójności regionalnej bloga o życiu kotów… 😉 A ile takich kotów współfinansowanych przez EU powiększa bezsensownie polski dług! I czy nie czym innym jak czystym socjałem jest tuczenie wielkich właścicieli ziemskich, od królowej angielskiej po arystokrację francuską i po kler polski, dopłatami rolnymi stanowiącymi blisko połowę budżetu unii?
Socjaliści zapomnieli też że po deficit spending Keynes przewidywał także przymknięcie rządowego kranu z pieniądzem gdy tylko gospodarka jest wystarczająco „rozruszana”. Ale po co go w ogóle przymykać skoro wraz z upadkiem układu Bretton Woods równo 40 lat temu cerber złota definitywnie zniknął z systemu, a wraz z nim znikła potrzeba pilnowania się przez rządy aby nie przeholować?
Od tego czasu świat nigdy nie był ten sam. Wystarczyło puścić prasy drukarskie w ruch aby ustawicznie napełniać wiszącą pod sufitem piñatę wiecznego kredytu. Rządowe deficyty stały się normą, kumulując się powoli w tykającą coraz głośniej bombę długu. I tu dochodzimy do jeszcze innego zagadnienia – zwrotu z inwestycji. Kapitalista inwestując musi mieć ROI dodatni. Inaczej pójdzie z torbami i skończy w przytułku. Gdyby rząd wziął z niego przykład i na swoich „inwestycjach” także miał dodatni ROI to dług mógłby wprawdzie rosnąć ale malałby w relacji do PKB, a zatem nie stanowiłby zagrożenia. Ale jak tu mieć dodatni ROI na życiu seksualnym kotów? Albo na napychaniu kabzy latyfundystom którzy, owszem, dzięki dopłatom unijnym sami na swoich inwestycjach mają świetne ROI?
To że pierwsza bomba długu wybuchła akurat w Grecji jest jedynie świadectwem szczególnie jaskrawych ekscesów socjału w tym kraju. Rentowność 140% na rocznej obligacji greckiej w początku września oznacza że Grecji nie grozi bankructwo. Oznacza że Grecja jest już bankrutem. Interesujące jest że ostatnia nadwyżka budżetowa w Grecji miała miejsce nomen omen także 40 lat temu, akurat pod rządami jedzącej socjał na śniadanie junty czarnych pułkowników. Potem były już tylko deficyty jak okiem sięgnąć. I Grecja nie jest jedyna. Czeka nas teraz cała kanonada tykających bomb. Wystarczy kolejna recesja czy kolejna obniżka ratingu i związane z tym konwulsje rynkowe.
Demokracja pomieszana z socjalizmem nie zna po prostu pojęcia dyscypliny finansowej i życia wg posiadanych środków. Socjał nie zna pojęcia kroku wstecz. Musi dolecieć do ściany i się o nią rozbić.
———————-
* Jean Raspail
** piñata party – ulubiona zabawa urodzinowa maluchów w Ameryce, pochodząca z tradycji latynoskiej. Mama małoletniego jubilata zawiesza wielką papierową torbę czekoladek na sznurku pod sufitem a maluchy waląc kijem na ślepo usiłują ją rozerwać. Wygrywa ten komu się to uda i kto – niczym rząd – obsypie wszystkich „darmowymi” goodies. Wychowane w tej demokratycznej tradycji maluchy z fali powojennego baby-boomu przygotowują już swoje kije do użycia na rząd, kiedy obiecana im piñata emerytur okaże się pusta… 😉
w pierwszym ustroju nazwanym demokracją, czyli Atenach, po reformach Solona, urzędy sprawować mogli, tylko i wyłącznie, ci których było na to stać, urząd pełniło się społecznie (bez żadnych gratyfikacji z tego tytułu), co więcej, urzędnik na czas sprawowania urzędu, oddawał pod zastaw cały swój majątek (zabezpieczenie antykorupcyjne)
to tak a’propos demokracji i sprawowania władzy
ps. wkrótce mój dłuższy tekst na ten temat, jakby co dam znać…
W czasach gdy demokracja powolutku stawała się ustrojem dominującym regułą był tzw. cenzus majątkowy. Mówiąc krótko – kto płacił podatki w określonej wysokości ten mógł głosować. Nie jestem zdziwiony, iż system ten okazał się bardzo efektywny i sprzyjający bogaceniu sie narodów, które go przyjęły, gdyż kto ma majątek i wysoki dochód jest: ( co do zasady ) 1. lepiej wykształciony 2. mądrzejszy ( 1 i 2 bynajmniej nie zawsze idzie w parze ) 3. bardziej przedsiębiorczy 4. oszczędny 5. pracowity. Mówiąc krótko skoro głos, a więc i władzę nad pieniędzmi, mają takie jednostki to sukces ustroju jest niemal gwarantowany. Następnie piękne hasełka oraz polityka monetarna ( plus wiele innych czynników, o których nie chce mi się pisać ) doprowadzają do tego że taki sam głos jak człowiek charakteryzujący się wyżej wymienionymi przymiotami, ma poczciwiec zwany przez niektórych „gołodupcem”, który jeśli nawet coś ma, to po zbilansowaniu aktywów i pasywów wychodzi na to że zazwyczaj jest na minusie… Czas zadać pytanie na kogo ten gołodupiec będzie głosował? Wyższe podatki szczególnie mu nie grożą, albowiem nie za bardzo jest co mu zabrać. Tymczasem jest duża szansa, że politycy rzucą mu za oddany gos jakiś, co prawda ochłap, ale przynajmniej za darmo. A że biednych jest zazwyczaj wiecej niż bogatych to mamy taką demokrację jaką widzimy…
@mich
Zdajesz sobie sprawę, jaką bzdurę napisałeś ?
Z 5 rzeczy jakie wymieniłeś, możesz co najwyżej wybrać 2.
MODERACJA: Bezosobowo, prosiłbym…
Blog o kotach to fajny przyklad.
Moj kolega doprowadzil do realizacji projekt, polegajacy na zakupie samochodu dostawczego dla firmy zajmujacej sie sprzeaza kosmetykow. Biznes polegal na jezdzeniu do hurtownii, zakpie kosmetykow i odsprzedazy ich lokalnym sklepom.
??? Czyzby hurtownie nie mialy wlasnej sieci dystrybucji a sklepikarze nie zaopatrywali sie w hurtowniach?
Ale projekt przeszedl 🙂
Wszystkim , którzy dają Skandynawów za przykład świetnie funkcjonującego socjału , polecam prześledzić miejsce Szwecji w rankingu najbogatszych państw świata na przestrzeni dziesięcioleci..Zapewniam , że entuzjazm przejdzie jak ręką odjął.
@ Hubert: w kwestii dotacji calkowicie sie z Toba NIE zgadzam. Sczegolnie dla firm.
Po pierwsze zaburza to bardzo powaznie konkurencyjnosc. Teraz lepsze wyniki osiaga nie firma, ktora jest bardziej konkurencyjna, ale taka, ktora skuteczniej pozyskuje dotacje. Czyli zatrudnia urzedasow, w ogole nie produktywnych, za to bieglych w wypelnianiu wnioskow.
Po drugie, dotacje powoduja tworzenie bezsensownych projektow, troche mi to przypomina ostatnia faze hossy na rynkach, kiedy inwestuje sie we wszystko (vide kosmicznie drogie dzialki w 2008 roku). W tym momencie przymierzam sie do projektu zwiazanego z OZE, ktorego w zyciu nie finansowalbym z wlasnych srodkow, a tym bardziej z kredytow komercyjnych, bo po prostu by sie nie dopial. Ale dotacje to zmieniaja, mozna zarobic, wiec dzialam, mimo ze to nie ma tak napawe sensu. Jezeli powiesz, ze to przynosi zysk dla spoleczenstwa, bo czysta energia etc, to przypominam, ze energia odnawialna sama ma juz zielone certyfikaty, czyli jest kilkakrotnie drozsza od konwencjonalnej. Dodajac do tego dotacje, uzyskujemy prad, ktory pewnie bylby drozszy niz wybudowanie kolejnej elektrowni na wegiel lub gaz, ale z sensownymi filtrami… Przyklad autostrad tez mnie nie przekonuje. Nie wspominam o Niemcach, ale nawet Czesi, Wegrzy, czy SLowacy zbudowali atostrady bez UE. Jakos sie da. Tu jeszcze mala dygresja – nie bardzo rozumiem to szaelnstwo na punkcie autostrad. Jezeli nas na nie nie stac (wezcie te pod uwage koszty utrzymania), dlaczego nie budujemy znacznie tanszych drog szybkiego ruchu, albo po prostu dwpasmowek?!? Jezdzilem ostatnio duzo po Polsce i problemem sa drogi, ktore nie maja nawet planu zastapienia przez autostrady. Mowie o tych zwyklych, krajowych, po ktorych sie przemieszczam 60 km/h, bo z jednej i drugiej strony sznur tirow i mimo mocnego auta, fizycznie nie da sie wyprzedzac…
Podsumowujac – w Polsce faktycznie brakuje kapitalu, ale przede wszystkim obrotowego, dla MiS firm. Doswiadczylem tego wielokrotnie. Dlaczego wiec dotacji nie zastapic systemem preferencyjnych pozyczek, ktore kiedys trzeba splacic, a latwiej uzyskac niz w bankach i z mniejszym oprocentowaniem? Jestem pewny, ze znaczaco zmieniloby to jakosc projektow, poza tym srodki wracalyby do instytucji pozyczkowej i mogly byc wykorzystane wielokrotnie…
„Szukajcie a znajdziecie”. I znaleźli – winne okazują się dotacje unijne :)))
No litości, ludzie. Fakt, że jakiś procent część funduszy idzie w bzdurne projekty nie oznacza, iż idea dotacji (najczęściej 70-80%) jest bzdurna. Poza tym należy oddzielić CAP (wsp.politykę rolną) od dotacji infrastrukturalnych (politykę regionalną). Bez montażu finansowego funduszy unijnych Polska wyglądałaby dziś tak jak 15 lat temu (vide: caus płatnych autostrad Kulczyka po których nikt nie jeździ lub martwa formuła PPP). Niestety, często bat nad głową Polaka (kontrole, audyty) wymusza racjonalne wydawanie pieniędzy.
EU „wymuszająca” racjonalność brzmi jak ponury dowcip… 😉 Nie byłbym też taki szybki z akoladami „co by było gdyby” bo na razie mamy głównie party na kredyt, nie tak różne od greckiego. O sukcesach będzie czas mówić gdy datki unijne się skończą a przyjdzie kelner z rachunkiem.
@cynik9
Różnica jest taka, że Grecy i Hiszpanie zostają z nowiutką, rozbudowaną infrastrukturą a my zostaniemy z kupą papieru po przetargach….
Że Grecja to murowany bankrut (czyli ktoś niezdolny bez kolejnej pożyczki oddać w terminie tego co zobowiązał się zwrócić wcześniej) to „oczywista oczywistość”. Natomiast argumentem na to nie jest wprost „rentowność” ich obligacji. One wciąż mają jakiś tam stały kupon „od sta” przyjmijmy roboczo 20/100 pa (rocznie). Owe „140%” oznacza li tylko, że w obrocie wtórnym ktoś potrzebujący spieniężyć posiadaną obligację zgodził się sprzedać ją za połowę nominału (wraz z kuponem odsetkowym). Stąd ktoś kto ją nabył za owe 50, przedstawiając ją do wykupu w terminie wraz z kuponem odsetkowym otrzyma (jeśli oczywiście otrzyma) 100 kapitału plus 20 odsetek razem 120. Jeśli na ten deal wyłożył 50 to jego „rentowność” wyniosła faktycznie 140%. Ale 99% obywateli (w tym także czytelników tego i innych blogów) myśli, że jak gdzieś napisano „rentowność greckich obligacji wynosi 140%” to oznacza to, że Grecy za stówę po roku dają dwie i pół stówy co oczywiście jest bzdurą. Dlatego oponuję przed nadużywaniem pojęcia rentowności. Piszmy o rzeczywistym oprocentowaniu kolejnych emisji bez podniecania się tym, że ktoś swoją obligację sprzedał z 50% stratą własną. Fakt, że to operacje masowe rynkowe nie ma tu znaczenia. Na marginesie trzeba być niezłym łosiem żeby kupić taką obligację na rynku pierwotnym za stówę (wiedząc od dawna, jaka jest perspektywa Grecji) tylko po to, by ją po paru tygodniach czy nawet miesiącach sprzedawać za połowę tej ceny. Kim są do cholery te łosie? Na pewno nie inwestorzy indywidulani – ci są za cwani na takie numery. Zapewne to fundusze emerytalne i inwestycyjne. Dla nich 50% straty to tylko pozycja w tabelce, nie życiowa porażka. To problem ich klientów.
20.09 Grecja sprzedała 13-tygodniowe obligacje skarbowe o wartości 1625 mln EUR, większej od planowanych 1,24 mld EUR. Popyt był 2,84-krotnie większy od wartości emisji. W sierpniu był 2,95-krotnie wyższy. Rentowność wyniosła 4,56 proc. wobec 4,5 proc. na sierpniowej aukcji.
Pytanie: czy nabywcy tych obligacji mają „przeciek” że w ciągu 13 tygodni Grecja jeszcze nie ogłosi niewypłacalności??
Anwa: no tos mi zabil klina :0. Jakies zrodlo? Bo wyglada to na pomrocznosc jasna.
Może to te zagonione 3 mln eurasów, co to wywędrowały nie wiadomo gdzie z Polskiej Republiki Ziemniaczanej nie tak dawno temu 😉
Miliardy znaczy się 😉
@ brysio, cynik- byc moze i Szwecja i Dania i Norwegia wpisywalyby sie w ten wzor malo ludnego kraju-skansenu (odpowiednio ok. 9, 5 i 5 mln mieskancow) w ktorym demokracja w jakims tam wymiarze przybiera jeszcze swe 'lokalne’ formy. Moze niemale znaczenie ma fakt ze oprocz demokracji parlamentarnych dzialaja tam rownolegle monarchie konstytucyjne. L. Fogelman powiedzial liedys, ze pomimo demokratycznej otoczki, Szwecja jest krajem dosc silnie zroznicowanym spolecznie w ktorym plutokracja srzedaje hasla o rownosci spolecznej, a lud w nie swiecie wierzy… 😉 Nie znam sie na budzetach tych panstw, zwiedzlem objazdowo, przyznaje, trzeba sie starac by z perspektywy turysty do czegos sie doczepic…
swietny tekst, jestem pod wrazeniem
Większość demokratycznych polityków jest jaka ta szumowina na wierzchu, którą powinno się odcedzić
Ależ dlaczego przyjęcie kota jest złym wyborem? Przecież może go kupić za połowę ceny i sprzedać za 3/4 😉
Masz rację!!
Wszystko zależy of faktycznej wartości projektu (tutaj kota) i wkładu własnego. Chętnie wybuduję sobie dom za 600.000 zł, jeśli ktoś da mi dofinansowanie 300.000 zł. Ale nie wybuduję sobie fontanny za 500.000 zł, nawet gdyby ktoś dawał mi dofinansowanie na 400.000 zł
Ale nie wybuduję sobie fontanny za 500.000 zł, nawet gdyby ktoś dawał mi dofinansowanie na 400.000 zł
A no właśnie, tak sobie myślałem o rentowności projektu oglądając wieczorem pokaz super – giga fontanny we Wrocławiu, podobno największej w Europie. Efekt może być dobry, z podkładem muzycznym byłby pewnie super. Ale chciałbym wiedzieć kto jaki kapitał tam autentycznie utopił w wodzie oraz kosztem jakiego długu efekt ten osiągnął. I przede wszystkim – jak uzasadniał celowość projektu współobywatelom. Myślę że ankieta wśród Wrocławian ile pieniędzy z własnego portfela chcą na to wydać jeśli mieliby pokryć całość kosztów projektu nie wykazałaby wielu chętnych. Ale są przecież dotacje!
Kto kupi za 3/4 ceny jak może otrzymać za 1/2? Nie zapominajmy także, że kota należy karmić!
Ciekawe, że „moherowe” pismo jest światlejsze niż „wykształciuchowa” gazeta. Nieprawdaż? Na próżno to jednak tłumaczyć miastowym co wszystkie rozumy POzjadali.
Tomasz, Warszawiak
Panowie, nie dajcie się zwodzić uprzedzeniom odnośnie tytułu! Niech się rzecz nazywa „Kurier Belzebuba”, ale jak daje szansę przebicia się z rozsądnym artykułem to należy to docenić.
Osobiste przeświadczenie (poparte dozą empirii) skłania mnie do stwierdzenia, że w dziennikarstwie zbliżonym do kręgów, nazwijmy je okołokościelnych, można znaleźć więcej rzeczowych informacji na temat otaczającej nas rzeczywistości (w tym gospodarczej) niż w mediach mainstreamowych. Taka „Rzepa” czy „Uważam Rze”, których środowisko mieni się konserwatywno – liberalnym, nagminnie w działach ekonomicznych drukują wynurzenia socjalistów. W jednym z ostatnich numerów wspomnianego tygodnika znalazłem artykuł p. R. Bugaja, znanego propagatora „społecznej gospodarki rynkowej”. „Chętnie” bym zacytował kilka złotych myśli z tego artykułu, ale ponowne czytanie tego bełkotu mogłoby skończyć się traumą. „Szukajcie, a znajdziecie…”
Świetny artykuł! Godny jak najszerszego rozpropagowania w internecie.
Sam będąc kilka lat temu w Grecji, a dokładniej na Krecie – najbiedniejszym regionie Grecji doskonale widziałem rezultaty tej polityki. Wygląda ona przyjemnie dopóki nie płaci się rachunków – wszędzie wokół rozciągały się świetnej jakości nowiutkie drogi. W największą dzicz w górach, w miejsca gdzie była tylko bacówka w której stuletni dziadek wypasał kilka kóz prowadziła gładka jak stół nowiutka asfaltowa droga. I tak wszędzie – marnotrawstwo.
Grecy nie bankrutują z powodu lenistwa. Ok, oni są raczej leniwi, ale byli leniwi i wiele lat temu. Lenistwo powoduje, że bankrutują jako pierwsi, a nie bankrutują pierwsi powiedzmy Belgowie czy Francuzi. Ale to tylko przyspieszacz. Faktycznie Grecy bankrutują bo zjedli za dużo zatrutych jabłek z euro-dotacjami.
Grecy są tak samo leniwi jak inni, czyli są bardzo pracowici i pod względem produktywności sektor prywatny zajmuje ponoć 2 miejsce w Europie. Problem w tym, że większość pracuje w sektorze rządowym. I my Polacy do tego dążymy szybkim krokiem. Cały świat też.
Mylisz się Cyniku. Istnieją kraje łączące rozbudowany socjal z dyscypliną budżetową. To… Skandynawowie!
Dodaj jeszcze może Koreę Płn…. Też masz socjał i dyscyplinę… 😀
@Cynik9
> I czy nie czym innym jak czystym socjałem jest tuczenie wielkich
> właścicieli ziemskich, od królowej angielskiej po arystokrację francuską
> i po kler polski, dopłatami rolnymi stanowiącymi blisko połowę budżetu
> unii?
To akurat nie jest socjal, tylko przekupstwo dla grup bardziej kumatych lub lepiej zorganizowanych, zeby siedzialy cicho zamiast wierzgac.
Ostatnio Adam Duda oburzal sie na swoim blogu na projekt hiperwyzysk.pl. A wlasciwie nie na sam projekt, tylko na unijne dofinansowanie „Solidarnosci”, ktora ten projekt zrealizowala. Z drugiej strony wsrod projektow dofinansowywanych przez Unie sa tez takie, ktore trafiaja do pracodawcow. Wystarczy przejrzec liste tutaj i zobaczyc, kto jest beneficjentem. Same zwiazki zawodowe i stowarzyszenia pracodawcow!!! Z jednej strony wiec sie daje kasiorke zwiazkom zawodowym na dopieprzanie pracodawcom, a druga reka tuczy sie tez pracodawcow. Wedlug mnie wlasnie po to, zeby i jedni i drudzy siedzieli cicho i przygladali sie biernie strzyzeniu baranow.
Cyniku, wydaje mi się, że solenizant to ktoś, kto obchodzi imieniny, a ten, kto obchodzi urodziny to jubilat. Te pojęcia się chyba pomieszały Polakom jak przestaliśmy obchodzić imieniny na rzecz urodzin nie zmieniając tytulatury gościa, na cześć którego jest impreza.
Prawdopodobnie bardzo czujna uwaga… 😉 Nie pomyślałem o tym. Poprawiam na Twoją odpowiedzialność!
Jubileusz – obchód, święcenie rocznicy, jakiegoś wydarzenia albo urodzin lub początku działalności jubilata.
– późn. łac. (annus) iubilaeus '(rok) jubileuszowy’ z późn. gr. iobelaios od hebr. jobel 'róg barani’
Solenizant – człowiek obchodzący swoje imieniny albo urodziny.
– łac. sol(l)ennis, sol(l)emnis 'doroczny; świąteczny; uroczysty’
Dziękuję, bardzo pożyteczne wyjaśnienie.
Brawo! Swietny tekst. NIe przypuszczalem tylko, ze Cynik9 siega do takich takie ”rodzynkow” polskiej prasy jak ND.
Pozdrawiam
Racja, cynik się zagapił, należy cytować jedynie GW
A tu coś dla kibiców na EURO (nie stadiony 😉 ) – jak ich mecze znudzą to wyczarterują jachty i rusza na Żuławy, 4 porty na Zalewie Wiślanym (sic):
https://forsal.pl/artykuly/548884,nowoczesny_port_powstanie_w_elblagu_za_8_5_mln_zl_miasto_chce_skorzystac_na_euro_2012.html
byłem ostatnio na Mazurach, na Śniardwach parę łódek w połowie sierpnia się buja, nowych marin na Mazurach od cholery, pełno w nich nie wyczarterowanych jachtów, ciekawe jakie tu ROI mamy i ile tu funduszy EU
„Demokracja pomieszana z socjalizmem nie zna po prostu pojęcia dyscypliny finansowej i życia wg posiadanych środków. Socjał nie zna pojęcia kroku wstecz. Musi dolecieć do ściany i się o nią rozbić.” – Cyniku, zastanawia mnie jak ma się Twoje stwierdzenie, do demokracji bezpośredniej? Jeśli ta teza byłaby prawdziwa, musiałbym uznać, że demokracja bezpośrednia, to nie demokracja.
Prowokująco ośmielam się zwrócić uwagę na Helwetów, którzy przecież w referendach raz po raz tną swój social i ciągle obniżają podatki*. Nawet na bardzo poważnie dyskutuje się zlikwidowanie VATu**. Co z resztą podchwyciła jedna z tutejszych partii i zbierają właśnie podpisy pod tą inicjatywą***
* tak dla przykładu, żeby nie być gołosłownym:
https://www.efd.admin.ch/dokumentation/medieninformationen/archiv/02771/index.html?lang=de
„Der Bericht versucht darzustellen, wie sich die Besteuerung einer Aktiengesellschaft zwischen 1977 und 2000 unter Berücksichtigung der Teuerung in verschiedenen Kantonshauptorten entwickelt hat. Auch wenn die Ergebnisse mit Vorsicht zu betrachten sind, zeigen sie deutlich, dass die direkten Steuern der juristischen Personen in den vergangenen 20 Jahren im Normalfall merklich gesunken sind.”
To samo tyczy się również osób fizycznych:
https://de.wikipedia.org/wiki/Steuerrecht_(Schweiz)#Nat.C3.BCrliche_Personen
**https://www.handelszeitung.ch/konjunktur/schweiz/professor-fordert-abschaffung-der-mehrwertsteuer
***https://www.admin.ch/ch/d/pore/vi/vis409.html
Prowokująco ośmielam się zwrócić uwagę na Helwetów
Ok, dla demokracji bezpośredniej typu szwajcarskiego robię chętnie wyjątek… 😉 Ale trzeba to dobrze zrozumieć – to jest rodzaj lokalnego mini rządu w niewielkim kantonie. Dosyć hermetyczna grupa ludzi, przypominająca mi nieco zależność plemienną… 😉 Ludzie się znają, do „premiera” można wpaść z lokalnymi problemami, i co najważniejsze – coś 95% podatków zostaje w kantonie. Link miedzy zrzutką money a wpływem zrzucających na co jest ona wydawana jest utrzymany. Zauważ że demokracja działa do pewnego poziomu wszędzie – paru sąsiadów na nowym osiedlu zrzucających się na światłowód wzdłuż ulicy tworzy działającą demokrację; nikt jeżdżący zdezelowanym polonezem nie będzie się domagał stawki pro-socjalnej niższej niż sąsiad jeżdżący nowym audi. Dopiero powyżej pewnego poziomu, kiedy przecięciu ulega ten link między zawartością wspólnej portmonetki a decydowaniem o jej przeznaczeniu, demokracja degeneruje się w parodię.
@cynik9
Wolny Rynek i Demokracja mają to do siebie, że działają dzięki sprzężeniu zwrotnemu – a to przychodzi, że tak powiem, z dostateczną (nie za małą, nie za dużą) stałą czasową tylko w dostatecznie niewielkich systemach (czyt. społecznościach).
W molochu typu EU separacja czasowa, terytorialna i że tak powiem, z braku lepszego słowa „dziedzinowa” jest zbyt duża, aby nawet dobrze zorientowany człowiek prawidłowo wyłapał i zinterpretował efekty każdej, szczególnie drobnej decyzji. Ogólniki (przeregulowanie, rozwiązość finansowa) są jasne ale…szczegóły giną w czasie, przestrzeni i rozległości współczesnych polityki i gospodarki.
On two occasions I have been asked,—”Pray, Mr. Babbage, if you put into the machine wrong figures, will the right answers come out?” … I am not able rightly to apprehend the kind of confusion of ideas that could provoke such a question.
—Charles Babbage, Passages from the Life of a Philosopher
Demokracja i Wolny Rynek w takich warunkach będą działać w oparciu o coraz mniej pewną informację zwrotną….i będą więc działać, adekwatnie…
A tam pinata party, cudze chwalicie, swojego nie znacie. Scena z cukierkami z „Europa, Europa” do głowy koledze pierwsza nie przyszła? 🙂