Mały francuski Napoleonik szuka chętnych do udziału w krucjacie na Moskwę. Chce tym podtrzymać europejskie tradycje, w których przyszła administracja amerykańska Trumpa nadmiernego zainteresowania nie okazuje. Jak jednak EU mogłaby coś takiego zrealizować? Przez wciągnięcie do niej NATO, oczywiście.
No więc przyjechał Macron szukać kandydatów do ogarniętej rozsiewaną przez Anglosasów rusofobią Polski, w miejsce zdawałoby się najbardziej po temu sposobne. Macron ma problem starego dziadka – chciałby, ale sam już nie może… W szczególności rozpadająca się ekonomicznie Francja, aktualnie bez rządu i bez pomysłu jak zaradzić pietrzącym się problemom, wystawić może jedynie niewielki, kilkutysięczny kontyngent. Ponad to naturalnie co jej Rosjanie już wcześniej wybili. Nie większy kontyngent wystawić może też Anglia, której cała armia z powodzeniem zmieściłaby się na stadionie Narodowym. Najbardziej skore do wojowania z Rosją są naturalnie nieustraszone bałtyckie „wymiraty”, które chętnie wystawią niezwyciężoną armię. Nie wcześniej jednak zanim ich populacje nie wrócą z saksów w Londynie, a jest przy tym jeszcze pytanie czy w ogóle wrócą…
No więc pozostaje tylko Polska która ma przynajmniej jakąś armię i świeże doświadczenia z Rosją. W końcu tysiące polskich „najemników” Rosjanie wyprawili już ku Banderze, zanim ci mieli okazję zastanowić się nad sensem całego przedsięwzięcia. Tusk ma jednak problem podobny do Macrona – też chciałby, ale już nie może. W odróżnieniu od Macrona, miałby jednak kim wojować tylko że nie bardzo ma czym. Kraj całkowicie się bowiem rozbroił wysyłając wszystko co miał bezzwrotnie i za friko Ukrainie. Podejrzewać więc wolno że Tusk pewnie by się i zgodził wysłać polski „kontyngent pokojowy” na Ukrainę, ale pod warunkiem że uzbroją go Francuzi a zapłacą za to Brytyjczycy. Ani Francuzi ani Brytyjczycy nie mieliby chyba nic przeciwko temu bo ich intryga to najpewniej zakładała. To nie ich symboliczne kontyngenty wracałyby do domu w czarnych plastikowych workach lecz znacznie większy kontyngent polski.
Wydaje się jednak że ktoś, gdzieś, stanął na wysokości zadania i wyperswadował Tuskowi ten pomysł. Byłoby to równoważne zastąpieniu ukraińskiego mięsa armatniego polskim i kontynuowanie wojny NATO z Rosją, tyle że finansowanej dalej przez EU a nie przez jej amerykańskiego sponsora. W ten sposób i wilk Trump byłby syty, i NATO-wskie owce całe. To jest, za wyjątkiem może owcy polskiej która niekonieczna ostałaby się cała. Kogo to jednak interesuje? W tym samym brytyjsko-francusko-polskim trójkącie w 1939 los Polski też sojuszników specjalnie nie interesował…
Wygląda na to że niespodziewaną deklarację Tuska po spotkaniu z Macronem że polska armia nie wejdzie jednak na Ukrainę nawet po podpisaniu rozejmu, zawdzięczamy prawdopodobnie interwencji niemieckiej. Trudno byłoby o rozsądek podejrzewać generalicję polską której reprezentaci regularnie halucynują o wyzwalaniu a to Kaliningradu, a to nawet Sint Petersburga.
Niemcy od pewnego czasu zaczęli się zachowywać pragmatycznie, oziębiając się wyraźnie do dalszego wspierania Ukrainy. Niedawna rozmowa Scholtza z Putinem wywołała groźne pomruki niezadowolenia ze strony dyktatury kijowskiej. Znamienna była też deklaracja kanclerza Scholtza że Niemcy mogliby ewentualnie rozważyć udział w europejskich „siłach pokojowych” na Ukrainie ale tylko wtedy gdyby Rosja wyraziła na to zgodę. To oczywiście sprowadza całą franko-brytyjską intrygę do absurdu bo bez zgody Rosji to „siły pokojowe” NATO na Ukrainie są już od dawna. Bez zgody czołgi niemieckie były pod Kurskiem w 1943 i bez zgody są tam znowu. To jest właśnie problemem.
Oczywiście NATO-wscy instygatorzy wojenni dobrze wiedzą że ich „siły pokojowe” na Ukrainie nie miałyby nic wspólnego ani z pokojem, ani z siłą. NATO-wski kontyngent „sił pokojowych” wykoncypowano wyłącznie jako tripwire, zapalnik kolejnej odsłony konfliktu. W odpowiednim, wybranym przez NATO czasie, okazałoby się niechybnie jak to Rosja znowu dopuściła się „niesprowokowanej agresji” przeciwko „siłom pokojowym”, co dałoby miłującemu pokój NATO pretekst do kontynuowania krucjaty na wschód.
——————————————————————-
cytat: „W końcu tysiące polskich „najemników” Rosjanie wyprawili już …. ”
A jakie jest źródło tego wyliczenia?
Raczej nie z MSM w Polsce, które powtarzają za stroną ukrainską nierealistycznie niskie straty własne, i wyolbrzymiaja straty przeciwnika. Dojść do wiarygodnego szacunku prosto nie jest, ale można się zbliżyć. Samych obcych najemników było średnio kilkanaście tysięcy wg samych źródeł ukrainskich, czyli prawdopodobnie kilkadziesiąt tys w rzeczywistości, z czego kontyngent polski był jednym z największych, obok USA i Gruzji. Powiedzmy – 3-4K, z czego wróci/ła prawdopodobnie ~połowa, sądząc po intensywności walk np pod Kurskiem. Nie obejmuje to jednak sił NATO-wskich, których oficjanie tylko „nie ma”, i które straty też ponoszą. Skoro już nawet generałowie giną to chyba można się domyślić co się dzieje z resztą korpusu… W sumie straty polskie kiedyś zostaną ujawnione i zdziwiłbym się gdyby nie były one z rzędu paru tysięcy. Nawet MSM media czasem przebąkną to i owo dające do myślenia, jak o rozszerzaniu terenów niektórych cmentarzy, m.in. w Olsztynie. Relacji frontowych z pierwszej ręki, z obu stron zresztą, jest też wiele, chociażby na kanałach telegramowych czy na substacku. Jest dalej szereg „mapperów” na YT monitorujacych przebieg walk i strat. Wreszcie wiarygodnym bo trudnym do manipulowania wskażnikiem jest liczba nowych pochówków na cmentarzach, monitorowana przez niektóre portale.
Mieszkam przy największym cmentarzu we wspomnianym Olsztynie. Pofatyguję się ze sprawdzeniem tych „nowości”… acz na wstępie muszę przyznać lekki sceptycyzm
Przy Dywitach? Świetny pomysł! Zweryfikuj zwłaszcza informację którą gdzieś widziałem, o nowej sekcji Dywit urządzonej na wzór amerykańskich cmentarzy wojskowych, tj. sama trawa i rząd jednakowych monumentów, żadnych aniołkow czy krzyży. Dodatkowo zarząd cmentarza powinien też mieć informacje o ilości pogrzebów z wojskowym ceremoniałem.
Tak się składa że jestem u rodziców na święta w Olsztynie. Zarządziłem więc dzisiaj spacer po nowej części cmentarza w Dywitach. Ku mojemu zdziwieniu po mimo brzydkiej pogody było tam mnóstwo ludzi. Muszę zdementować tą plotkę z sekcją cmentarza w „amerykańskim” stylu. Nic takiego tam nie ma, obszedłem wszystko dokładnie. Jest dużo nowych pustych sektorów z gotowymi asfaltowymi alejkami, jest sporo świeżych grobów ale popatrzyłem na daty i jest tam standardowy przekrój rezydentów głównie w starszym wieku. Jedyne co mnie zdziwiło to popularność mini-grobów na urny. Wyglądają jak dziecięce nagrobki.
Rozbawił mnie szyld jednego z handlarzy zniczami i kwiatami – „Wieczność” – Płatność kartą / blikiem.
Jakby co to zrobiłem kilkanaście zdjęć.
Pojechaliśmy też na cmentarz komunalny na ulicy Poprzecznej, celowo zaparkowałem od strony lasu miejskiego żeby zobaczyć czy tam czegoś nie rozbudowano, nic takiego nie ma tam miejsca.
Chodząc po tych cmentarzach naszła mnie pewna refleksja, ponieważ my oficjalnie w tej wojnie nie uczestniczymy, jadą tam głównie najemnicy i ochotnicy a nie ludzie z poboru, to nie ma potrzeby robienia sekcji cmentarzy wojennych. Co więcej ze względów wizerunkowych też raczej nie było by to wskazane. Obstawiam więc że polegli obywatele naszego kraju są raczej chowani jako zwykli cywile bez ceremonii wojskowej.
głównie najemnicy i ochotnicy a nie ludzie z poboru
Dziękuję, interesująca relacja. Nie mieszałbym jednak pojęć, jak wyżej. Najemnicy to jedna kategoria, i żadnych ceremonii wojskowych im pewnie nie urządzają. Ludzi „z poboru” też jeszcze pewnie nie wysyłają. Ale zupełnie inna kategoria to „ochotnicy” oddelegowani przez NATO, w tym generalicja. Wiadomo jak się w wojsku znajduje „ochotników”. Przecież św.p. gen.Marczak na katar we własnym łóżku nie umarł… Przyjąć można śmiało że żadna wyrzutnia HIMARS, ATACMS czy Patriot nie obejdzie się bez NATO-wskich „ochotników” na gruncie, chociażby programujących te zabawki z danych satelitarnych. Może to zresztą i lepiej…
Piszę może troszkę spóźnionego posta ale postanowiłem zrobić sobie świąteczną przerwę od intrerneta w każdym wymiarze. Dlatego tak ciekawy temat podrzucony przez Cynika przeszedł mi obok. Ale może dodam kilka informacji w temacie zgonów na polu walki w kraju U.
Założenie kwatery „w amerykańskim stylu” na cmentarzu w Olsztynie prawdopodobnie miało taki cel jak pochówki poległych Polaków czy to kadrowych wojskowych czy najemników. Niestety rzeczywistość okazała się nieco inna niż polskie plany w 2022 roku. A mianowicie Reżim Ze widząc ogromne straty w szeregach swoich ukrowojaków wpadł na arcygenialny aczkolwiek makabryczny pomysł aby realne straty ukrywać pod pojęciem „zaginiony w boju” lub „zaginiony bez wieści”. Takie PR posunięcie rozwiązuje kilka istotnych kwestii jednocześnie
1.Ukrywa realne straty wśród własnej armii bo nie wlicza ich do poległych
2.Ukrywa prawdę przed rodziną i bliskimi dając im jakąś „płonną” nadzieję że ich bliski może jeszcze żyje i tym samym nie ma masowych protestów
3.Nie musi wypłacać kompensacji rodzinom poległych a kwoty musiałyby być ogromne
4.Ukrywa również masową skalę dezerterstwa, które wg oficjalnych ukrodanych to ok 90 tys. a nieoficjalnych to ok 250 tys.
Generalnie sprawa wygląda tak, że ciała poległych ukrowojaków nie interesują dowództwa, nie są nawet zainteresowani ich odbiorem od Rosjan. Również podobnie rzecz się ma z rannymi. Zostawia ich się po prostu na pozycjach, które trzeba opuścić. Tym bardziej, że armia RF zmieniła od czasu Avdiejewki taktykę na tworzenie różnego rodzaju kotłów, kociołków i okrążeń z ogniową kontrolą, których się celowo nie domyka. Więc straty po stronie U i sojuszników są ogromne.
Nie powinien więc budzić zdziwienia fakt że prywatne kompanie wojenne rekrutujące najemników nie skorzystają z arcygenialnego rozwiązania reżimu Ze. Przecież to czysty zysk i uniknięcie wielu niedogodności.
Nie jest też tajemnicą poliszynela, że Rosjanie zagranicznych najemników traktują jak terrorystów, więc tylko niewielkiej ilości udaje się dostać do niewoli.
No cóż gdyby mróz i rozum cokolwiek miały do powiedzenia to ani Napoleon ani Hitler by na ruskich nie poszli! A jednak jakoś poszli! co tylko udowadnia wyższość głupich emocji i umiejętnego szczucia nad rozumem. Zmrożony umysł raczej nieruchomieje, chcą przeżyć, więc różne procesy albo są spowolnione albo ich nie ma w ogóle ! A historia uczy że nikogo niczego nie nauczyła i nie uczy.
A tak przy okazji Łosiu, to po co iść jednak i głosować na obu kandydatów wybierając między między Bildenbergiem a „szkołą leaderów” CIA, skoro można równie dobrze nie iść i nie wybierać, skutecznie obniżając frekwencję?
A tak przy okazji w starym jeszcze roku, cyniku, pytanie, że po skonstruowaniu przez BRICS układów i jakiejś formy waluty do wzajemnych rozliczeń (biorąc pod uwagę ze wszyscy tam zebrani chcą dokopać jankesom to mogą naprawdę się dogadać), gdzie fabryka świata zmieści swoje wyroby w wytwarzanych olbrzymich ilościach, jak zabraknie odbiorców z USA i UE. Raczej nie widzę alternatywnych rynków zbytu na takie wolumeny produkcji, sami Chińczycy i inni nie bogacą się tak szybko by to wszystko wchłonąć!?
Raczej nie widzę alternatywnych rynków zbytu
Musisz lepiej patrzeć…;-) Wbrew popularnej tezie, do USA nie idzie wcale tak wiele eksportów chińskich, i dużo mniej niż miało to miejsce jeszcze parę lat temu. O wiele więcej eksportów chińskich idzie obecnie do Azji niż do USA. Do EU idzie nadal sporo ale w tego co pamiętam krzywa ulega stagnacji, z tendencją malejącą. W kolejce czeka jednak cała Afryka i Ameryka Płd, w tym przede wszystkim szybko rosnący handel z Brazylią. O Chińczyków więc bym się raczej nie martwił. Martwić to się raczej należy o stojącą w miejscu od lat i teraz się deindustrializującą EU która za parę lat będzie ubogim skansenem którego nie stać na importy z Chin.
O tutaj mamy odpowiednie proporcje:

Do USA już w 2018 szło tylko 19% eksportów chińskich, obecnie proporcja ta jest pewnie bliżej 15% i niższa niż do EU.
@Tryger
Jak się nie idzie, to się naraża na komentarz, że Polacy są leniwi i nie dojrzeli do demokracji. Tak kiedyś, dawno temu (kiedy jeszcze słuchałęm radia), usłyszałem od komentatora politycznego w Salonie Politycznym Trójki (tzn. w Programie III Polskiego Radia). . Jestem ciekaw, co by powiedział, gdyby była frekwencja podchodząca pod 100% i tylko 10% głosów ważnych. Dlatego chodzę do „wyborów” regularnie i oddaję głos na wszystkich kandydatów.
Co do pozbywania się wyrobów z fabryki świata, to na dłuższą metę to małą róznica jest, czy się je „sprzedaje” za nic nie warty papier, czy wyrzuca. Myślę, że w gruncie rzeczy to obecna ogólnoświatowa afera to włąśnie z tego powodu jest.
czyli jak się idzie na wybory i wybiera między dżumą a cholerą (tzn Bildeberg a CIA) to znaczy że się dorosło do demokracji? ciekawe wnioskowanie, nie ma co.
dawno dawno temu jeszcze za komuny jak ojciec uczył mnie myślenia, to zadawał pytanie: „pomyśl sam czemu partia chce by ludzie szli na wybory? przecież partia i tak wygra, ale bardzo się przykłada do namawiania ludzi w każdy sposób by jednak poszli ludziska na wybory i oddali swój głos?”
minęło tyle lat, niby nawet ustrój się zmienił (choć tu to już nie ma pełnej zgody) a zabiegi cały czas te same (stygmatyzowanie nie głosujących, jeszcze potężniejsze bo wszak działają jeszcze media, a to czwarta władza), pytanie cały czas aktualne a i odpowiedź niezmienne ta sama!
W Polsce jeszcze na wybory można nie pójść. Są reżimy, jak Belgia np., w których nie pójście jest, w teorii przynajmniej, karalne… To że nie słyszano tam aby kogoś za to autentycznie zapuszkowali nie zmienia tutaj istoty rzeczy. Totalitarne reżimy zmienić interpretacje swoich przepisów mogą z dnia na dzień.
Coś mi się wydaje, że niezbyt Pan wierzy w zapewnienia prezydenta-elekta, że zakończy te wojnę w jeden dzień 😉
Zależy od tego jak zostanie zadaniowany… Bardziej emocjonująco zapowiadają się wybory prezydenckie w PL w przyszłym roku: wybór między Bildenbergiem a „szkołą leaderów” CIA należy do ciebie! 😀 😀
Ponieważ pewnie jak zwykle będę głosował na każdego z kandydatów, więc wnikanie w różnice programowe uważam za zbędne.
Ale ten chocholi taniec musi się jakoś skończyć mniej lub bardziej bolesnym powrotem do normalności,, bo degrengolada nie może trwać wiecznie. W końcu mróz i głód wymuszą pójście po rozum do głowy.