Denar Antoniusa Piusa

Zbrodnia stała się niesłychana. Obywatel polski chodził sobie po polskiej ziemi z wykrywaczem metali. I wykrył parę monet.

Teraz dowiadujemy się że niezłomna policja zachodniopomorska zabytkowe monety w posiadaniu mieszkańca gminy Dębno „zabezpieczyła”. Powód – przestępca zdobył te monety nielegalnie. Czyżby mordując poprzedniego właściciela? Rozwalając sejf? Nie, nic z tych rzeczy. Znajdując je po prostu pod nogami.

Relatywnie najcenniejszą monetą w kolekcji jest denar rzymski cesarza Antoniusa Piusa (138-161 r. n. e., diagram wyżej). Ale cenną tylko relatywnie bo zważywszy na kiepski stan zachowania monety nie jest ona prawdopodobnie warta więcej niż $100. Podobny egzemplarz w stanie bardzo dobrym kosztuje w handu $250. Każdy kiep może go sobie kupić bez problemu na internecie.

Poza denarem polski złoczyńca z Dębna miał u siebie kolekcję około 50 srebrnych monet pochodzących z XVII w. oraz iluś tam XVIII-wiecznych ołowianych kul. Aktualnie powątpiewać można czy w posiadanie tego  wszystkiego wszedł „nielegalnie”,   znajdując to swoim wykrywaczem. Znaczyłoby to że woj. zachodniopomorskie  naszpikowane jest monetami jak wielkanocna babka rodzynkami. Nasze wiewiórki donoszą że znaleziska monet  owszem czasem się  trafiają ale raczej sporadycznie. Częściej chodzi o pozostałości ostatniej wojny. Broniąc się przed agresją ze strony państwa kolekcjoner z Dębna nie powinien przyznawać się  że monetę z Antoniusem Piusem kiedykolwiek znalazł sam w ziemi. Powinien utrzymywać że nabył ją prywatnie. Niech policja udowodni że było inaczej!

Najbardziej wartościowym artefaktem zarekwirowanym obywatelowi gminy Dębno przez policję nie jest denar rzymski i nie monety srebrne z XVII wieku ale sam wykrywacz metalu. To wysokiej klasy urządzenie może łatwo kosztować koło $800. Kupić je można tutaj, tyle że do ojczyzny trzeba je chyba szmuglować  bo gość spacerujący sobie w podobno wolnej Polsce z wykrywaczem może zostać zapuszkowany na dwa lata na dzień dobry.

No, chyba że zaopatrzył się w specjalne zezwolenie u wojewódzkiego konserwatora zabytków. Poniekąd słusznie bo kto zagwarantuje że szukając złomu wojennego człowiek nie natknie się czasem na rzymskiego denara? Już sobie wyobrażamy gościa który  poświęci cały dzień na podróż z jakiejś dziury do Szczecina i na szukanie tam jakiegoś okienka które wygeneruje mu idiotyczny, niepotrzebny nikomu papier. Papier za który będzie pewnie musiał jeszcze zabulić i do tego odnawiać go okresowo.

I pomyśleć że w krajach normalnych całkiem normalnym widokiem są ludzie przeczesujący na przykład plaże nadmorskie. Szukają głównie bilonu ale kto zaręczy że jakiś plażowicz nie miał ze sobą  portfela pełnego rzymskich denarów? Jakby każdy z poszukiwaczy musiał starać się o papier od konserwatora zabytków to by pewnie oszalał, bluźniąc srodze krajowi wymagającemu takich idiotyzmów.

Ale nie w Polsce gdzie zachodniopomorska policja w osobie podkom. Mirosławy Rudzińskiej z KWP w Szczecinie nie tylko nie czerwieni się ze wstydu  po uszy opowiadając o tym pożałowania godnym przypadku zamordyzmu. Poucza do tego że przestępca z Dębna nigdy się nie zwracał o pozwolenie wobec czego będzie musiał swoje przestępstwo odpokutować. A tak gdyby spontanicznie zawiadomił władze to mógłby nawet dostać nagrodę, choć pewnie w wysokości nie wyższej niż zwrot kosztów biletu do Szczecina, gdzie musiałby ponownie odszukać  konserwatora zabytków aby mu o tym zameldować.

No więc mamy tutaj jak na dłoni jak działa tekturowe państwo polskie, istniejące zdaniem jednego rządowego ministra „tylko teoretycznie”. Poinformowana najpewniej przez miejscowego kapusia dzielna policja szczecińska urządza nalot na Bogu ducha winnego kolekcjonera w Dębnie, który zamiast przechlać pod płotem swoje 500+ ma pożyteczne hobby – łażenie po polach z wykrywaczem metalu. Koszty nalotu: radiowóz + 2 palantów , 206 km w tę  i z powrotem. Dwie policyjne dniówki jak nic. Dwóch funkcjonariuszy zdjętych ze ścigania autentycznych bandytów na ulicach i przesuniętych na odcinek represjonowania bogobojnych obywateli. Plon połowu: skonfiskowane artefakty o wartości łącznej może $300, plus ukradziony obywatelowi szperacz, niech będzie dalsze $500. Plus niepotrzebnie napsuta krew, plus kompromitacja państwa.

No i gość któremu za nic grozi teraz 2 lata paki. A tymczasem w aferze Amber Gold przewalone grube miliardy a winnych jak nie ma tak nie ma, mimo upływu lat i komisji. Albo ilu rekinów biznesu zapuszkowano w miliardowych przekrętach z wyłudzaniem VATu, również  mimo komisji i badań non stop? Typowe państwo sprawiedliwości „społecznej”, bo przecież  z normalną nie ma to nic wspólnego.

I jeszcze jedna smutna konstatacja. Sorry, jesteśmy narodem kapusiów. Kapuś wybrany na prezydenta, kontyngent kapusiów wybrany do PE. Albo skąd biorą się te setki tysięcy „życzliwych” kablujących do fiskusa? Tutaj też trudno przecież dać wiarę że kolekcjoner z Dębna zadenuncjował się sam. Jeszcze trudniej przypuścić że policja fatygowała się aż z dalekiego Szczecina aby na ślepo przeczesywać domy na krańcach województwa. Najpewniej więc zakablował go jakiś życzliwy sąsiad z tej samej wsi który nie mógł znieść myśli że szwędający się po polach ze szperaczem współziomek mógłby się  nielegalnie wzbogacić  wykopując jakąś fortunę.

38 thoughts on “Denar Antoniusa Piusa

    1. Na razie nie wiemy, co dokladnie zrobil. Jak zloto w formie fizycznej bedzie w PL, to bedziemy chwalic. No chyba, ze zostanie uzyte do zaspokojenia czyichs bezpodstawnych roszczen wobec Polski. To wtedy nie bedziemy. A poki co przedwyborcze zapewnienia rozpowszechniane w mainstreamowych mediach traktujemy jak kielbase wyborcza majaca – tym razem – na celu przyciagniecie tzw. prawicowego elektoratu do komuszej partii.

  1. Skoro pilnuja hycle, to znaczy, ze nalezy w tym miejscu szukac. Na bank sa tam po hitlerowskie depozyty. Wybieram sie tam na wakacje.

  2. Nawiązując do tematu wpisu. Tacy hobbyści z wykrywaczami na skalę masową dewastują stanowiska archeologiczne, często świadomie, po zapoznaniu się ze stosowną literaturą. Rozkopanie stanowiska – np. cmentarzyska lub osady niszczy je bezpowrotnie, hobbyści zabierają najcenniejsze „fanty”, pozostawiając resztę w przemieszanej ziemi. Od czasu, kiedy to wykrywacze stały się dostępne dla każdego, niszczenie obiektów archeologicznych jest taką plagą, że w naukowych publikacjach często nie podaje się lokalizacji np. kurhanów, dopóki nie zostaną przebadane do końca (co trwa czasami nawet kilkanaście-kilkadziesiąt lat). Taki koleś, który wszedł w posiadanie denaru nie przyzna się, że aby go pozyskać, rozpieprzył kilka grobów z okresu rzymskiego.

    1. To mogą być istotnie problemy ale czy rozwiązaniem ma być urzędowa delegalizacja chodzenia z wykrywaczem i zabór znalezionego mienia które z definicji należy się państwu?

      1. Panstwo jak zwykle w tej materii ma ambicje uregulowac wszystko, a przede wszystkim to, co nie jest jego. 2 lata temu moj kolega w Lomiankach pod Warszawa zapragnal dobudowac do domu garaz. Wystapil o pozwolenie i … zostal uswiadomiony, z jego dom znajduje sie na terenie bardzo rozleglego stanowiska archeologicznego w starorzeczu Wisly, czego wczesniej jakos nie zauwazyl. Zeby dostac pozwolenie musial wiec zatrudnic za wlasna kase archeologa, ktory nadzorowal kopanie i budowe. Odetchnal z ulga, ze archeolog nic nie znalazl, bo jakby znalazl, to garaz mialby wybudowany pewnie za 20 lat. Ale jesli by Pan oczekiwal, ze na tak cennym stanowisku archeologicznym panstwo na wlasny koszt bedzie czegos szukac np. za plotem tego mojego kolegi, to musze Pana rozczarowac – jest Pan w mylnym bledzie. Wyglada wiec na to, ze panstwo badaniami archeologicznymi to sie interesuje, ale pod warunkiem, ze na prywatnej ziemi i za prywatne pieniadze.

    2. W UK zliberalizowali prawo kilka lat temu. Można szukać, tylko na prywatnych gruntach trzeba uzgodnić z właścicielem ziemi, rozsądne. Znalezisko należy zgłosić i skarb państwa ma prawo pierwokupu, po cenie rynkowej. Efekt – wysyp niezwykle ciekawych obiektów, kilka prawdziwych skarbów, ważne nabytki do muzeów, pobudzenie rynku obiektów archeologicznych (tak, w normalnych krajach można sobie to zbierać, kupować i sprzedawać), kupa danych historycznych. Do tego powstało mnóstwo klubów, stowarzyszeń etc, ich członkowie często mają większą wiedzę i bardziej dbają o przedmioty i miejsca wydobycia nic historycy na państwowym garnuszku, bo robią to z pasji.

      Z drugiej strony, państwa jak Rosja czy Ukraina mają mocno represyjne przepisy, jak u nas. efektem jest rozjeżdżanie np kurchanów buldożerami.

      Nie róbmy histerii z tym rozkopywaniem grobów. Historycy trzepią się nad każdą rzeczą starszą niż 70 lat. Przykładem niedawny artykuł, chyba w Interii. „Bezcenny obiekt zniszczony przez poszukiwacza”, cytuję z pamięci. Ten bezcenny przedmiot to resztki sztyletu z XVII w., w handlu antykwarycznym określa się to jako destrukt, nikt poważny takim złomem się nie zajmuje, wartość – jakieś 50 EUR, są tego tysiące, jeżeli nie miliony.

      Znajomy miał sprawę karną, bo sprzedał znaczek pocztowy za 5 EUR do USA i wysłał Pocztą z Polski. Gdyby wysłał z Niemiec, nie byłoby problemu. To też ochrona „dziedzictwa kulturowego”. Efekt jest taki, że poważne kolekcje antyków Polacy trzymają za granicą, bo chcą mieć możliwość dysponowania własnością, np sprzedaży nie tylko na polskim rynku, który jest – delikatnie mówiąc – płytki. Obecnie zajmuje się sprzedażą kolekcji Polaka z Kanady, pierwsze co ustaliliśmy – ściągać te rzeczy gdziekolwiek do Europy, byle nie Polski, za duże ryzyko. Jak zwykle dobre chęci biurokratów przynoszą odwrotne skutki do zamierzonych. A wszystko to przy braku granic w Schengen… We Francji jest lista obiektów istotnych dla historii i te muszą zostać na terenie Republiki. Wszystko inne można przemieszczać gdzie się chce. W Niemczech (jeżeli dobrze pamiętam) 400.000 EUR to wartość, od której wymagane jest zezwolenie na eksport. Znowu – w Rosji czy Ukrainie zakaz, bardzo trudno uzyskać pozwolenie, więc przemyt idzie pełną parą. Chociaż Rosjanie akurat więcej antyków kupują niż sprzedają. Przy okazji – w tych krajach, gdzie są luźne przepisy o ochronie, mają dużo bardziej rozwinięte rynki antyków, wystarczy spojrzeć na zarabiające miliony domy aukcyjne. Przy okazji w tych krajach powstają niesamowite kolekcje, które często są później przekazywane do muzeów.

      1. Bardzo relewantne uwagi, dziękuję!

        Dodam że generalnie „cenność” zabytku nie wydaje się specjalnie skorelowana z aktualną ceną którą ktoś jest gotów za niego zapłacić…

        1. Drogi Cyniku,

          a co to jest „cenność”? Exemplum – dla badacza dziejów Zapupia Dolnego znaleziony przy budowie czegoś nadpalony fragment belki stropowej z wyrytą datą może być niesamowicie cennym obiektem, bo zmienia np zapatrywania na historię karczmy w wiosze, ale interesuje to raptem pięć osób, nie ma właściwie żadnej wartości historycznej, więc wycena jest zbliżona do zera i to na bardzo ograniczonym terytorium, chyba że zrządzeniem losu mieszka tam dwóch multimilionerów i na aukcji tego obiektu będą się przebijać w kosmos, a cena belki przekroczy wartość obrazu Matejki. Albo polskie meble kolbuszowskie z XVIII w., które potrafią kosztować więcej niż doskonała komoda francuska z tego samego okresu, a określa się je eufemistycznie pięknym słowem „prowincjonalne”, bo są marnej jakości, ale rzadkie i poszukiwane przez Polaków.

          Generalnie cenę antyku warunkuje jego rzadkość, wartość artystyczna, oryginalność i proweniencja. Do tego sygnatura, ale tu już się zbliżamy do marketingu i mody, czyli bliżej sztuki współczesnej. Aczkolwiek, tak do rewolucji przemysłowej, dobre nazwisko zwykle oznaczało obiekt wysokiej klasy. Ostatni czynnik – kto i gdzie kupuje. Ten sam srebrny świecznik będzie kosztował 1000 zł na giełdzie staroci, ale już 4000 zł w antykwariacie na Marszałkowskiej, albo 4000 GBP na Oxford Street. Rzadkość – znam dużo obiektów, które są po prostu brzydkie i prymitywnie wykonane, ale bardzo rzadkie i przez to osiągają wyższe ceny niż ładniejsze i lepsze, ale bardziej powszechne. Czyli ich wartość jest wyższa, ale „cenność” niższa, czy na abarot? Oryginalność – wiadomo. Proweniencja – wykopany pistolet, z którego ponoć zastrzelił się Van Gogh, poszedł za 162.000 EUR. Taki sam w dobrym stanie chodzi po 200-500 EUR, przerdzewiały wykopek (jak ten sprzedany) do 100 EUR. Wielu uważa, że wiek przedmiotu jest kluczowy. Bzdura. Sztyletów z epoki brązu jest ostatnio na rynku mnóstwo (technologie wykrywaczy + brak korozji metalu), mimo sędziwego wieku można je teraz kupić za grosze. A szabla z lat ’10-20 XX wieku potrafi kosztować dziesiątki tysięcy.

          A zmiany cen? Przeleciałem ostatnio roczne katalogi najlepszych domów aukcyjnych z lat ’90 XX w. Słabych obiektów tam nie ma, to są zresztą bardziej starocie (vintage) niż antyki, chociaż ogół odbiera inaczej. Generalnie 95% obiektów wykonanych po 1830, to nie są żadne antyki. Średnie utrzymały ceny z minimalnym wzrostem, czyli po uwzględnieniu inflacji – staniały. Wybitne obiekty podrożały znacznie. Sztuka chińska i rosyjska (ta ostatnio spadła i znowu się podnosi) poszły od lat ’90 w kosmos, właściwie niezależnie od jakości, ale to już pochodna trendów ekonomicznych.

          1. A no właśnie… Chodziło mi w szczególności o rzymskiego denara, popularną monetę bitą przez kilka wieków pod rząd, z krótką przerwą, i naprawdę niezbyt „cenną” w sensie wartości. Nic się nie stanie jeśli znalazca wzbogaciłby się o te $100. Państwo ścigając go, nie mówiąc o zamknięciu, straci bezproduktywnie sumę wielokrotnie wyższą…

  3. Słuchałem o tym w radio jadąc samochodem. Podobno facet pochwalił się znaleziskiem na jakimś forum na facebooku. Najprawdopodobniej wszystkie fora internetowe są pod kontrolą i odpowiednie oprogramowanie namierza delikwentów. Nie potrzeba więc żadnych kapusiów.
    Dlatego : VPN, tor browser i zawsze podawać zmyślone dane przy rejestracji na różnych portalach. Tak na marginesie , to podałbym jeszcze jeden przykład jak idiotyczne jest polskie prawo dotyczące zabytków. Czytałem kiedyś historię, jak obywatel Ukrainy nabył legalnie w Berlinie obraz XIX wiecznego ukraińskiego malarza i wpadł na durny pomysł, by przewieźć go na Ukrainę autokarem. Na granicy polsko-ukraińskiej obraz został przez polskie władze zatrzymany a obywatel Ukrainy aresztowany za próbę przemytu dzieł sztuki . Wszystkie te PRL-wskie przepisy absolutnie nie przystają do obecnych czasów. Dziwię się , że UE nie reaguje na takie absurdy. W Niemczech np. jest przepis, że jeżeli coś znajdziesz na ulicy o wartości powyżej 10 Euro, to istnieje obowiązek zgłosić ten fakt i oddać ten przedmiot odpowiedniej instytucji. Gdy nikt się nie zgłosi, to przedmiot jest twój a jeżeli się zgłosi, to dostajesz znaleźne. Tutaj powinno być podobnie. Znajdujesz denara – zgłaszasz go do konserwatora. Wypłaca on znaleźne. Jeżeli nie chce przedmiotu, to staje się on twoją własnością.

    1. Ze znalezieniem denara sprawa jest być może nieco kontrowersyjna. Ciągle jednak uważam że perswazja, w tym finansowa, powinna być głównym instrumentem a nie administracyjne zakazy. Myślę że dewastacja czy nie wskazanie miejsca jakiegoś potencjalnie cennego pochówku jest dużo większą stratą niż cena paru monet rzymskich odkupionych od znalazcy. Ale jest mnóstwo innych sytuacji gdzie przepisy polskie są kryminalnie głupie. Na przykład w sprawie dwóch młodych Niemców którzy przyjechali gdzieś na Dolny Sląsk z wykrywaczem i po uzyskaniu zgody właściciela zaczęli szukać pamiątek rodzinnych, które następnie znaleźli ale których nie mogli wywieźć? Być może nawet zostali aresztowani, już nie pamiętam. Była taka historia kilka lat temu… Albo czemu bronić komuś spacerować z wykrywaczem po plaży? 

      1. @cynik:”Ale jest mnóstwo innych sytuacji gdzie przepisy polskie są kryminalnie głupie.”
        To jest znana metoda u socjalistów (i zamordystów).
        Delegalizuje się (lub rejestruje) „wszystko” co MOŻE być użyte do popełnienia przestępstwa.

  4. “Jak jest to możliwe że w 30 lat po obaleniu PZPR partia ta ma jedną z mocniejszych reprezentacji w PE?”
    Bo chyba są ludzie, którym oni się kojarzą z czasami, gdy dzieci w szkole się ***uczyły***?
    W tym konkretnym przypadku jest to zresztą forma złudzenia optycznego :), ale w przypadku Bieruta i Gomułki bynajmniej już nie 🙂

  5. poproszę o jakiś spis ile kosztuje denar
    od srebrnych Tyberiusza po rózne inne. Niech będzie to jakąś nauką dla czytelników, a co do akcji z tym gościem. To już wiemy, czekam na jakieś ciekawe informacje

  6. Uwielbiam ten blog za takie małe rodzynki. Pokazuje jak można zwykłego pasjonata, zwykłego człowieka up****olić chociaż sensu w tym zero. Tyle ka$y z VAT z uszczelnienia, to chyba warto znieść pierdylion przepisów przeciwko zwykłym ludziom. Pierwszy przykład powyżej.

    1. Tym zajmowaliśmy się nie tak dawno w TwoNuggets Newsletter. PPK są jak więcierz na ryby – raz w to wpadniesz trudno jest z tego się wywinąć.System jest tak skonstruowany aby zniechęcać do ucieczki…

    2. Deklaracja jest już uproszczona: http://dziennikustaw.gov.pl/du/2019/1102/1. Nie zmienia to faktu, że zawarte w niej treści są tendencyjne i mają na celu zniechęcić Cię do rezygnacji, bo przecież jak możesz rezygnować z takiej wspaniałości 😉 Całości dopełnia oficjalna rządowa stronka mojeppk.pl, gdzie za pomocą suwaków możesz zobaczyć, jak wspaniałe zyski osiągniesz 😉 Najbardziej przerażające jest to, że przebywam w pracy w otoczeniu osób z wyższym wykształceniem, którzy nie ogarniają tematu PPK i na takich właśnie państwo liczy 😉

      1. Najbardziej przerażające jest to, że przebywam w pracy w otoczeniu osób z wyższym wykształceniem,

        To istotnie może przerażać… 😉

        Mnie najbardziej przeraża to że ktoś w ogóle rozważa PPK w sytuacji kiedy pamięć o „polskiej reformie emerytalnej” Góry i o przekrętach z nią związanych jest jeszcze świeża. Wydawałoby się że sparzony kradzieżą OFE homo sapiens będzie trzymał się z daleka od państwowych planów emerytalnych przynajmniej przez pokolenie.

        Pies dotknie elektrycznego ogrodzenia 2x i więcej błędu już nie powtórzy. Posiadacze wyższego wykształcenia tak szybko najwyraźniej się nie uczą…

        1. Mysle, ze wiekszosc ludzi po prostu nie ma swiadomosci co sie dokladnie stalo z kasa z OFE. System jest na tyle skomplikowany, ze ludzie go zwyczajnie nie ogarniaja i nie nadazaja za zmieniajaca sie narracja.

          1. Myślę, że większość ludzi generalnie nie zdaje sobie sprawy, co się dzieje. Nie tylko z OFE. W Polsce mamy podział na dwa nienawidzące się plemiona, właściwie każda sprawa jest oceniana w prosty sposób – moja partia opowiada się za/przeciw, to ja też. Chociaż coraz bardziej skłaniam się ku tezie, że dotyczy to może 10% najbardziej wrzaskliwych, milcząca większość ma to gdzieś, zajmuje się sobą. Aczkolwiek mam wrażenie, że eko/QWERTy-lewica jest dużo bardziej agresywna, chamska i odporna na fakty niż kato-lewica. Ostatnio włączyłem się w dyskusję w necie na temat produkcji energii elektrycznej, rzuciłem kilka suchych faktów, bez ocen. Dyskusja zamarła, jakaś pojedyncza osoba napisała, że w dziękuje, bo w końcu ktoś pisze konkrety, nie emocjonalne tezy. Po prostu nikt nie był w stanie podjąć rozmowy, bo tak naprawdę nie mają cienia wiedzy, tylko rezonują odpryskami zdań i opinii „autorytetów”, w tym niedokształconych dziennikarzyn.

          2. Jak byś pisał o programie „Studio Polska” który miałem okazję obejrzeć ostatnio…:-D
            Dwie mierne dziennikarzyny i przerastająca je pod każdym względem pieniacka tłuszcza stanowiąca jak można podejrzewać całkiem wierny wizerunek społeczeństwa…

        2. A czemu by miało przerażać?
          .
          Przypomnę stary przykład:
          “Mam przed sobą zbiór zadań do matematyki dla klasy V-VI szkoły podstawowej. Autorzy: Tadeusz Korczyc i Jerzy Nowakowski. Wydawnictwo WSiP 1985. Z tego podręcznika uczyły się moje dzieci. Chodziły do zwykłej, dzielnicowej, mocno skomunizowanej szkoły imienia WP, razem z dziećmi dozorców i lokalnego marginesu. Ani moje dzieci, ani dzieci dozorców, które przychodziły czasami do mnie na matematykę nie miały z tymi zadaniami żadnych poważnych problemów.
          Daję zadanie z tego zbioru tegorocznym maturzystom, których douczam w ramach kursu przygotowawczego. Jest to zdanie 37.11 ze strony 182. Podaje dokładne dane, żeby każdy „niewierny” mógł sobie osobiście sprawdzić. Oto zdanie: .
          Kiedy dziesiąta z kolei osoba deklaruje, że nie ma bladego pojęcia jak to rozwiązać pokazuję okładkę książki. Ogólne niedowierzanie. „Jak to – to zadania dla szkoły podstawowej? Chyba jesteśmy idiotami” – samokrytycznie stwierdza jeden z kursantów.
          „Przez uprzejmość nie zaprzeczę” – odpowiadam zgodnie zresztą z najgłębszym przekonaniem.”

          1. Tak jest, świat głupieje w przerażającym tempie. Jak może to nie przerażać? 😉

            Weźmy niedawny desant PZPR do PE. Jak jest to możliwe że w 30 lat po obaleniu PZPR partia ta ma jedną z mocniejszych reprezentacji w PE? Toż gdyby nieboszczyk Bierut czy Gomułka dostał był jedynkę to też by się dostał bez problemu. 

          2. Lubię takie przykłady, jak ten z cytowanego artykułu. Wprost wskazuje, że umiejętność rozwiązywania zadań nie koniecznie koreluje z umiejętnością myślenia. A skoro umiejętność rozwiązywania zadań decyduje o wykształceniu, to znaczy, że wykształcenie nie koreluje z umiejętnością myślenia. Gdyby było inaczej, starsze pokolenie, rozwiązujące powyższe zadania, odrzuciłoby propagandę TV i podjęłoby inne decyzje w wyborach.
            Może zamiast rozszerzonej matematyki, bardziej by się w szkole przydały lekcje ze zdrowego rozsądku…

          3. wykształcenie nie koreluje z umiejętnością myślenia. Gdyby było inaczej, starsze pokolenie, rozwiązujące powyższe zadania, odrzuciłoby propagandę TV i podjęłoby inne decyzje w wyborach…

            No, nie wiem czy ten wniosek jest całkiem poprawny… Może doszli do konkluzji że wybory w tzw. demokracji niczego nie zmienią i mają mniej złudzeń co do siły sprawczej decyzji wyborczych… 😉 W sytuacji masowego rozdawnictwa o nie całkiem jasnym czasie trwania głosowanie na tych którzy rozdają ma swoją perwersyjną logikę.

          4. Zdryfowaliśmy trochę z tematu, więc i ja pozwolę sobie odkurzyć stary dowcip:

            REFORMA EDUKACJI W POLSCE na przykładzie zadania z matematyki:

            1950 r.
            Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty. Ile zarobił drwal?

            1980 r.
            Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty – czyli 80 zł. Ile zarobił drwal?

            2000 r.
            Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Wycięcie drzewa na to drewno kosztowało go 4/5 tej kwoty, czyli 80 zł. Drwal zarobił 20 zł. Zakreśl liczbę 20.

            2010 r. (tylko dla zainteresowanych)
            Drwal sprzedał drewno za 100 zł. W tym celu musiał wyciąć kilka starych drzew. Podzielcie się na grupy i odegrajcie krótkie przedstawienie, w którym postarajcie się przedstawić, jak w tej sytuacji czuły się biedne zwierzątka leśne i rośliny. Przekonajcie widza, jak bardzo niekorzystne dla środowiska jest wycinanie starych drzew.

            2013 r.
            Drwal sprzedał drewno za 100 zł. Pokoloruj drwala.

          5. Dobre i reprezentatywne! 🙂

            Jak stare drzewo miało ponad 100 w obwodzie to drwal do dzisiaj gania po sądach…

          1. Zaraz po upublicznieniu wiarygodnych nagrań z kontroli lotów w Kijowie wyjaśniających jakim cudem komercyjny samolot został przekierowany nad obszar działań wojennych oraz zapisów z rejestratorów lotu, czego niezłomni poszukiwacze prawdy nie mogą jakoś zrobić od 5 lat. 😀

            Ciekawe że wasale holenderscy znaleźli winnego akurat po tym jak malezyjski PM odżegnał się od całej komisji, która z jakichś powodów włączyła w swój skład najbardziej podejrzanego…

            Notabene – Holendrzy przehandlowali już dawno stratę swoich obywateli za zwrot złota jakie dostali od hegemona aby nie drzeć gęby, mniej więcej po tonie złota od łebka. Nic dziwnego że wynajdują teraz winnych wygodnych dla hegemona.

          2. Fajne źródło, te BBC. 🙂 Według programów edukacyjnych BBC znaczna część Celtów była czarna (w sensie rasy), a Małgorzata Andegaweńska (królowa Anglii) w filmie produkcji BBC była grana przez murzynkę z Nigerii. Dodajmy do tego takie drobiazgi jak do tej pory nie znaleziona broń masowego rażenia w Iraku i SETKI podobnych spraw (np. regularne oczernianie rządu Syrii, czy już zupełnie nieudolne wrabianie Iranu) – a zyskamy obraz zdegenerowanego, patalogicznego systemu w który nie ma już podziału na fikcję i prawdę. Ten system jest agresywny na arenie międzynarodowej i niszczy podległe mu narody.

            Ale jak widać są ludkowie którzy z uporem godnym lepszej sprawy traktują jakieś BBC albo „holendrów” jak wyrocznię i jeszcze pospieszają niezależnych blogerów aby grzecznie copy pastowali to co wydali z siebie odbytnica informacyjna NWO.

            A co do MH17, to wg. klasycznych zasad propagandy, tzw. Zachód znał „prawdę” już niecałą godzinę po katastrofie samolotu. Po tym czasie rozpoczęła się zmasowana akcja propagandowa. Zero dociekań: co jak, dlaczego? Wszak Ukraina sama miała na wyposażeniu rakiety BUK, a w 2001 omyłkowo zestrzeliła samolot pasażerski. Więc czemu nie wzięto pod uwagę wersji z ich BUkiem?
            No i kto na tym zestrzeleniu skorzystał?

            To samo było po otruciu Skripalów. Ta sama biegunka już kilkadziesiąt minut po „otruciu”. Pewien amerykański generał komentując natowską biegunkę antyjugusłowaińską z końca lat 90 w chwili głupkowatej szczerości powiedział, że wygrywa ten kto pierwszy zacznie bombardować swoją wersją.
            No pomyślmy chwilę. Poważna sprawa, takie zestrzelenie samolotu albo atak na tankowiec, a USole zawsze wiedzą od pierwszej godziny kto, jak, dlaczego. I od razu rozpoczynają zmasowaną kampanię w mediach. Taką koordynacja, pewność siebie, inicjatywę od pierwszych minut i wiedzę posiada jedynie ktoś pociągający za sznurki, ktoś kto sam
            – zagazował
            – storpedował
            – zestrzelił
            – podpalił
            i ma usłużne media, a potem cynicznie wrabia kogoś innego, kogoś nieprzygotowanego i niezdolnego do kontry medialnej.
            Uczciwy sędzia, choćby nawet najlepiej ogarnięty, musi mieć kilka dni na rozeznanie, a na sformułowanie b. poważnych zarzutów – MIESIĄCE. Niedoroziwnięty reżim NWO swoją niedorozwiniętą propagandę opiera na masach ćwierćinteligentów którzy bez najmniejszej refleksji łykają co im się wrzuci do koryta. Murzynka królową Anglii w średniowieczu? No przecież w teleeeeeewiiiiiizji było. Palestyńczycy zaatakowali Izrael? No przecież ekspert w TV wyjaśnił. Polscy faszyści chcą zniszczyć demokrację w Polin? TVN wyjaśniał.
            itd. itd.
            Rzesze ogłupionych Polaków propagandą Polaków nadal myślą, że w Donbasie toczą się walki jak pod Verdun, że już Ukraińcy gonią resztkami sił, i tylko zwiększenie wysiłków w sprawie wienopoddańsywa wobec USraela może Polskę uratować, bo jak padnie Ukraina, to rosyjski – przepraszam – SOWIECKI – walec, przetoczy się przez Europę. To zostało zasiane głowach. SOWIECI przecież strącają samoloty dla samej przyjemności strącania. Zero motywacji, zero logiki. Czyste zło.

          3. Bombardowanie medialne skupia się od pewnego czasu na „ruskich agentach” i jest tak intensywne że demaskuje mimochodem agentów anglo-syjonistycznych. Agentem anglo-syjonistycznym jest po prostu każdy który nie jest agentem rosyjskim… 😉

Comments are closed.