Życie walczy z socjalizmem

Polska pracą czasową stoi. Gazeta Prawna donosi że socjalizm polski wysforował kraj na pierwsze miejsce w unii pod względem ilości umów czasowych o pracę. Prawie jedna trzecia Polaków (dokładnie 27.1%) pracuje na podstawie takiej umowy czasowej, w odróżnieniu od umowy stałej.  Jest to najwyższy wskaźnik w unii.

Zamiast się jednak cieszyć z takiego stanu rzeczy który stanowi przyszły model zatrudnienia wszędzie GP rozdziera z tego powodu polit-poprawne szaty. Ucieka się nawet miejscami do gadania nonsensów, takich na przykład jak to że umowy na czas określony sprawiają też, że praca jest niestabilna, gorzej płatna i mniej rozwojowa.

Gorzej płatna? Nie wiedzieć czemu.  Czyżby pracodawcy w Polsce byli jakimiś finansowymi masochistami?  Woleliby  finansować krępujący  gorset realnego socjału i jednocześnie więcej płacić na stałym etacie niż wynagrodzić pracownika wyższą pensją wtedy gdy zaoszczędzi im tego obciążenia?

Socjałem o którym mowa jest gorset przepisów nałożonych na pracodawcę przez związkokrację która chciała w ten sposób zabezpieczyć sobie „bezpieczeństwo”.  I tak pracodawcy ważącemu się  zatrudnić kogoś na stałe związkokracja skrępowała ręce kompletnie uniemożliwiając w praktyce wyrzucenie nieroba czy gościa który po prostu się nie nadaje. Umarł w butach.

Nie tylko to że w przypadku stałych kontraktów czas wypowiedzenia jest astronomicznie długi i w zależności od stażu pracy może wynieść nawet 3 miesiące. Przez cały ten czas trzeba nieroba żywić i płacić za niego ZUS.   Dodatkowo pracodawca musi na piśmie uzasadniać nierobowi czemu go zwalnia. Musi się też poczołgać z pismem po uprzejmą zgodę związków zawodowych, bez których glejtu nie ma nawet szans. A jeśli nierobem okaże się związkowy kacyk to ma już zupełnie przechlapane. Jedynym sposobem na pozbycie się nieroba jest wtedy zbankrutowanie całej kompanii… 😉

Dalej nierób w ramach ochrony „miejsc pracy” ma całą gamę tricków do dyspozycji aby dowodzić że został zwolniony „bezprawnie”. Roztrząsanie w polskim wymiarze sprawiedliwości tego czy pracodawca pozbywając się nieroba ze swojej własnej firmy działał prawnie czy bezprawnie może spokojnie trwać miesiącami, jeśli nie latami. I biada pracodawcy gdy niezależne sądy po latach orzekną że wypowiedzenie było bezprawne, z uwagi na przykład na rażącą bezprawność grożącego wtedy firmie bankructwa. Wtedy wywalony nierób ma prawo żądać odszkodowania za krzywdy moralne a nawet wymóc na pracodawcy aby go przywrócił do „miejsca pracy”, no bo raczej nie do samej pracy w której nigdy nie gustował.

Jest rzeczą jedynie logiczną że w takich warunkach każdy będący przy zdrowych zmysłach pracodawca będzie sterował na milę od tego socjalizmu oferując pracownikowi pensję wyższą,  byle tylko umowa o pracę była terminowa.

Nie oszczędza na tym nic, a niewykluczone że operacyjnie kalkuluje się mu to nawet sporo drożej.  Kupuje sobie jednak tym bardzo istotną elastyczność w prowadzeniu własnego biznesu. Może ona w odpowiednio krytycznej sytuacji oznaczać różnicę między bankructwem a przeżyciem jego firmy,  i tych w niej zatrudnionych.   I tak umowę na czas określony można wypowiedzieć za krótkim, dwutygodniowym wypowiedzeniem (o ile tak ona stanowi). Dwa tygodnie i pozamiatane. Bez uzasadnień na piśmie dlaczego nierobowi, mimo dwóch lewych rąk, IQ niższego niż numer butów czy trudnego dzieciństwa pod górkę, uprzejmie dziękuje się za świadczenie dalszych usług. Bez czapkowania związkowym kacykom aby zechcieli nie robić trudności.

W przypadku wywalenia nieroba z etatu czasowego ma on też znacznie mniej możliwości robienia problemów prawnych. Dalej może wprawdzie zostać uznany za wywalonego „bezprawnie” ale szansa na to jest odpowiednio mniejsza. Może się też w takim przypadku domagać co najwyżej odszkodowania a nie przywrócenia do pracy.

Na zakończenie GP martwi się tym że umów terminowych może jednak przybywać, i to nie tylko przez dekoniunkturę. Oto dowiadujemy się że w ramach walki z bezrobociem premier Tusk zamierza zwalić na pracodawców nowe obciażenia. Te przedsiębiorstwa które za publiczne pieniądze organizują staże dla absolwentów będą musiały później zatrudniać ich na czas określony. Obawiamy się że pan premier znowu ma polskich przedsiębiorców za durni. Skonfrontowani z takim ultimatum prędzej podziękują panu premierowi za stażystów, a w każdym razie za państwowe datki, niż przystaną na ten nowy socjalistyczny dyktat.  Staż jest szansą dla młodego człowieka na wypłynięcie w szerokim świecie i na danie się poznać. Jest w jego własnym interesie, często nawet wtedy gdy jest bezpłatny. Jest prędzej gestem dobrej woli ze strony pracodawcy a nie łaską ze strony państwa. Ci lepsi i tak zostaną rozdrapani na pniu, kiedy są po temu warunki. Ale dla tych gorszych nawet czasowy ale wymuszony przez rząd etat będzie balastem dla pracodawcy który dobrze zrobi jak za ten prezent pięknie podziękuje z góry.

107 thoughts on “Życie walczy z socjalizmem

  1. Co Pan sądzi o opinii, że największymi obrońcami socjalizmu i demokracji są bankierzy, szczególnie w czasach pieniądza fiducjarnego.

    1. Cały skandaliczny bailout banków jest niczym innym jak czystym korporatyzmem – zmową państwowego socjalizmu i wielkiego biznesu – który z wolnorynkowym kapitalizmem nie ma nic wspólnego.

  2. Jakim prawem jeden minister finansow z drugim OKRADA mnie w bialy dzien poprzez drukowanie pieniadza i inflacje? Czy obowiazkowym schematem jest niewolnicze zycie na kredyt koregowane przez okresowe amnestie w postaci dodruku pieniadza? Jakim prawem? Nie mozna tego gdzies zaskarzyc? Po co oszczedzam na mieszkanie skoro NIGDY nie bedzie mnie na niego stac?

    1. Luk

      Jak to jakim prawem. Masz prawo bankowe, masz ustawę o NBP, to sobie poczytaj.

      Drukowanie pieniądza to taki sam podatek jak VAT. I tak samo jest zapisany w ustawach. Dla ludzi którzy to nagle „odkrywają”, jest to szok. Gdy tymczasem nie ma w tym nic dziwnego.

  3. To jak, było to złoto w piwnicach WTC, czy nie? 🙂 Chętnie poznał bym Pana zdanie na temat zamachów WTC, pozdrawiam

  4. nie chce mi sie polemizowac z pracobiorcami, ktorzy tylko teoretyzuja.
    dosc powiedziec, ze zatrudnialem ponad 50 osob, teraz zatrudniam 0.
    wszelkie inspekcje pracy, sanepidy, zusy itp skutecznie przez te 20 lat wybily mi z glowy , chec bycia pracodawcą.

    o pracownikach ktorzy kradli , brali lewe zwolnienia i napuszczali na mnie kontrole, moglbym godzinami opowiadac.

    jedno jest pewne, zwiazek pracodawca-pracobiorca powinien byc jak malzenstwo. na rownych prawach, komu nie odpowiada, to sie rozstaje za porozumieniem stron.

    1. Pracodawców teoretyków też nie brakuje 🙂
      Większość pracodawców nawet nie potrafi wymienić z nazwy organizacji które rzekomo uprzykrzają im życie – ba, nawet nie potrafi podać ich liczby. Nie będzie też miała z nimi do czynienia.
      ZUS jest upierdliwy, fakt, ale jeżeli chodzi o koszty – te i tak pracodawca chcąc kupić pracę, musiałby ponieść nawet gdyby przymusu ubezpieczeń nie było.
      Problemy ze skarbówką dotyczą tylko większych firm (czyli mniejszości zarejestrowanych).

      Wreszcie – tak jak nie każdy nadaje się na pracownika do konkretnej pracy, tak nie każdy nadaje się na pracodawcę. Jeżeli ktoś źle znosi wysokie temperatury, niech się nie pcha do kuchni…

  5. Witam, to pierwszy moj wpis na nowej stronie 🙂

    Chcialbym podzielic sie tutaj moim doswiadczeniem z kilku lat dzialalnosci gospodarczej w Polsce.
    Do roku 2009 nikogo nie zatrudnialem i poza kontrolami sanepidu i US nikt wiecej nie mial do mnie 'wątów’.
    Gdy zatrudnilem pierwszegoo pracownika, a zrobilem to na zasadach wzajemnego poszanowania i mojego podejscia mocno wolnosciowego, po kilku miesiacach wszystko stalo sie troche bardziej skomplikowane niz wczesniej.
    Na wstepie odwiedzil mnie PiP i okazalo sie ze jestem przestepca bo na liscie obecnosci pracownika nie ma godzin rozpoczecia pracy i zakonczenia. Potem latka kryminalisty zostala przypieta mi z powodu tego ze pracownik CHCIAŁ (ja takze chcialem aco!) pracowac w sobote, a ja musze mu zaplacic za to i opodatkowac i uZUSowic oczywiscie.
    Nie musze pisac ze pracownik chcial sie realizowac w pracy i pracowal nawet ponad norme tego na co sie umawialismy (widac bylo ze sie stara i to sprawia mu frajde).
    Nastepnie zatrudnilem kolejna osobe, ktora juz tak bardzo nie chciala pracowac, a raczej tak jak wspomnial cynik 'odwiedzala zaklad pracy’.
    W tym czasie pierwszy pracownik stal sie moim wspolnikiem i bardzo dobrze nam sie pracuje razem.
    Drugi pracownik po czasie SAM sie zwolnil za porozumieniem stron bo mial 'niby’ lepsza oferte pracy.
    Oczywiscie cala akcja byla dosc napieta wiec przed odejsciem podpisal wszelkie dokumenty zabezpieczajace moja strone.
    Pół roku temu podal mnie do sądu pracy i juz sie odbyla jedna rozprawa. Najciekawsze ze pracownik zupelnie zmienil opis przebiegu wydarzen i kazde pismo podwazyl tym ze zostal zmuszony sila do podpisania pism. Dodatkowo twierdzi ze mimo ze SAM sie zwolnil to nie mogl znalezc pracy po tym i chce w sumie blisko 20tys odszkodowania.
    Z postawy sędziego widze ze bardzo chce przyznac racje pracownikowi i uzywa mocno absurdalnych argumentow zeby to udowodnic.
    Nie rokuje tej sprawie pozytywnie dla mnie chciac prawnik twierdzi inaczej (dziwny optymizm kazdego adwokata)

    To co obserwuje w Polsce i jakie wnioski wyciagam na przestrzeni kilku lat dzialania, to ze socjalizm jest tak specyficznym ustrojem ze musi zywic tych ktorzy w nim zyja i bez pomocy innych by sobie po prostu nie poradzili, analfabetow funkcjonalnych. Dopoki ich zywi (zasadza wyroki na ich korzysc w moim przypadku) dopoty oni beda za nim stac murem.
    Niestety Polska jest przesiaknieta tym systemem w wiekszosci 🙁 bo to wiekszosc sie nim karmi, a mniejszosc na niego zapierdala.

  6. W moim jako pracodawcy interesie leży aby świetnie zapowiadającego się młodego gościa nie frustrować jakimiś miesiącami bezpłatnego stażu! Więcej – dobrzy goście są taką rzadkością że chętnie postąpię dodatkową milę aby go zatrzymać.
    A co z tymi mniej zdolnymi?

    1. To powinno i mam nadzieję że obchodzi pracodawcę zero koma zero. To nie jego biznes. Od magików chętnych do wtrącania się w biznes innych aż się roi i to jest właśnie problemem.

    2. @Kamil

      Normalnie – jeżeli będzie zajęcie, to prędzej czy później je znajdą.
      Zauważ że „mniej zdolny niż najzdolniejszy” to jeszcze wcale nie „niezdolny całkowicie”.

        1. Zdolni do danej pracy są potrzebni w każdej pracy.
          A efektem mylnie pojmowanej zdolności jest nadmiar magistrów do niczego i braku dobrych fachowców – rzemieślników i robotników wykwalifikowanych.

    1. to jest właśnie przykład tych patologii o których wspomniałem, koleś budujący to pole golfowe czuje się bezkarny bo ma kolesi i w sądzie i w ratuszu i pewnie jeszcze jak trzeba komuś obić mordę to też się ktoś z kręgu przyjaciół znajdzie. ale to nie jest powód żeby tych co są uczciwi i wywiązują się z umów traktować tak samo jak wykolejeńców. zamiast kazać wszystkim dawać te wspomniane buty może by ktoś zapytał dlaczego jeden koleś ma tak olbrzymi wpływ na jakąś lokalną społeczność i gdzie do cholery są te podobno działające organy ścigania korupcji?

      ale to jest teoria i w świecie idealnym problem po prostu by nie występował. realna sytuacja jest taka, że ten wspomniany młody gniewny stał się przykładem dla innych aby się nie upominać o swoje co niewątpliwie będzie jeszcze jedną cegiełką w budowaniu asertywnego i gotowego do działania następnego pokolenia. patologia rodzi patologię.

      1. @grapkulec
        Szczerze mówiąc, jeszcze zanim go wyrzucili, jak tylko wrocil z rozmowy, koledzy otoczyli go i gratulowali odwagi, a potem powiedzieli: ale wiesz, że pewnie zaraz wylecisz…

        @cynik
        Nie, chodzi o to, że teoria teorią, a w sytuacji totalnej asymetrii między pracownikiem a pracodawcą niektóre teorie po prostu zawodzą i wtedy widzę rację bytu dla choćby związków zawodowych. Co z tego, że kontrakt jest święty, jeżeli nie ma jak go wyegzekwować? Jeden młody gniewny ma stawać przeciwko całemu lokalnemu układowi (choć teraz po prawdzie, nie pamiętam, czy te buty mu obiecali tylko
        w czasie rozmowy „na twarz”, czy zapisali w umowie, rozmawiałem z człowiekiem dość dawno i na dodatek tuż po zdarzeniu, kiedy był potwornie rozgoryczony).

        Poza tym, demokracja, jeżeli ma działać (wiem, co Pan myśli o demokracji), potrzebuje obywateli, a nie zastraszony motłoch. Dla demokracji jest lepiej, jak jest 50 właścicieli małych sklepików, niż 50 pracowników najemnych supermarketu, nawet jeżeli w supermarkecie jest taniej.

  7. Tia. To ja podam przykład: wieś zabita dechami. Przybywa pracodawca, buduje tam pole golfowe (serio). Zatrudnia pracowników, którym płaci minimum, ale są zadowoleni, bo nie muszą uciekać do miasta. I oto trafia się młody gniewny, który pyta się, dlaczego w umowie pisze, że ma dostać buty (bo łazą po polach i się niszczą szybko) a nie dostaje. Na drugi dzień pracy nie ma.

    Odpowiedź Cynia pewnie brzmi: powinien siedzieć cicho i się cieszyć, że ma pracę, nawet jeżeli pracodawca łamie własne zobowiązania. Albo powinien pójść do sądu, w którym sami kolesie, i którzy oczywiście zawyrokują po jego myśli, a nie po myśli przedsiębiorcy który z nimi chodzi na golfa (vide przypadek w mojej rodzinie, żony szwagra — która miała pecha, bo wjechał w jej samochód wóz miejscowego przedsiębiorcy. Pięciu świadków, w tym policjant, poświadczyło, że to ona cofała samochód, a nie stała w miejscu na światłach przy skrzyżowaniu).

    Naprawdę, Cynik jest czasami zdumiewająco oderwany od realiów życia w naszym wspaniałym kraju.

    1. To może wszystko być prawdą ale nie wiem jak to się ma do tematu wpisu… Co chcesz w zasadzie powiedzieć? To że jeśli gościa wyrzucono z dnia na dzień z pracy wbrew pisanemu kontraktowi (?) to znaczy że ciągle mamy za mało socjalizmu? Czy to że skorumpowany system należy naprawiać zalewając go jeszcze większym betonem socjalizmu „chroniącego pracownika”?

      Podstawą naszej cywilizacji jest świętość pisanego kontraktu. Przydziałowe buty na polu golfowym pachną mi przekrętem na milę i nic w to nie wierzę – zero ;-). Jednak jak stały w kontrakcie to gość powinien je otrzymać i cześć. Egzekwowanie ustaleń kontraktu może być procesem skomplikowanym i nie nie działać tak jak sobie życzymy. To jest jednak zawsze punkt startowy. Jeżeli to nie działa to tym bardziej socjalistyczna pisanina i sterty reguł, zakazów i nakazów nie ma żadnego sensu, zanim przynajmniej dojdziemy do czegoś przypominającego działający system.

    2. @szopen

      Kto nie wie, jak wygląda Polska prowincja, to faktycznie powinien brać na wstrzymanie. Cały scenariusz to tylko jeden z przykładów na to, co się wyprawia poza dużymi miastami, gdzie rządzą lokalne układy i układziki.

  8. ja to osobiście zaczynam dostrzegać bezsens zaczynania jakiejkolwiek dyskusji na takie tematy.

    jak poruszyć kwestię idiotyzmu pospolitej zrzuty na leczenie ogółu to od razu miliard ludzi następnego poranka obudzi się z rakiem, białaczką i setką innych „bardzo drogich w leczeniu chorób” (dziwne, że bez socjalizmu ludzie zawsze chorują na coś co trzeba finansować miliardami, kataru nikt nie łapie).

    jak powiesz, że chciałbyś mieć broń w domu to raz, że od razu każdy menel będzie nosił giwerę (oczywiście większą od twojej i oczywiście będzie go na nią stać bo z powodu braku zakazu złośliwie wyleczy się przykładowo z alkoholizmu i zaoszczędzi wyżebrane pieniądze) a dwa, że przecież i tak nie dasz rady jej użyć boś jest za głupi, za wolny, itp.

    powiesz coś o braku umów bezterminowych, krótszych okresach wypowiedzenia to od razu każdy pracodawca wyrzuci wszystkich na bruk i najpewniej sam będzie pisał kod, nosił cegły i mył kible.

    i nie pomaga wskazywanie na to że patologie w stosunkach pracodawca-pracownik to wynik patologii w której wyrośli owi pracodawcy i pracownicy. to wytresowany nawyk oczekiwania na datek, na rozkaz, na pozwolenie, na zakaz, na interwencję.

    ale ja tam nic nie wiem, nie znam się, dotowanie cudzego leczenia, pracy, dobrobytu jest cool, ale jak mi źle to sam se jestem winny

  9. Firmy też są różne.
    Ja mam zapis w umowie, że wiedzy zdobytej w firmie odnośnie technologii nie mogę użyć w następnej pracy. Że niby jak się nauczę SQL’a to później nie mogę tego używać.

    Zapisem się nie przejmuję, bo każdy sąd to odrzuci, ale pokazuje do czego posuwają się niektóre firmy..

    Ale ogólnie się zgadzam – socjalizm i bezpieczeństwo prowadzi do tego, że ludzie trzymają się etatów i nie reagują jak każe im się zapieprzać 12h i nie płaci nadgodzin.

    1. Zapisem się nie przejmuję, bo każdy sąd to odrzuci, ale pokazuje do czego posuwają się niektóre firmy.

      Pokazuje też ignorancję prawników firmy w kwestiach poza prawniczych, jednak dotyczących sedna działalności firmy.
      Nic dziwnego w sytuacji, gdy radca prawny też ma czasowe kontrakty na ułamek etatu np. z firmą budowlaną, firmą IT, medyczną i jeszcze z jakąś jednostką samorządu.

      Ale ogólnie się zgadzam – socjalizm i bezpieczeństwo prowadzi do tego, że ludzie trzymają się etatów i nie reagują jak każe im się zapieprzać 12h i nie płaci nadgodzin.

      Tj. zapewne brak bezpieczeństwa?

      1. Nie. To wbijane wszędzie przekonanie, że brak umowy o pracę na czas nieokreślony to stygmat i że bez etatu się „nie da”.

        I pośrednio, wbijane przeświadczenie, że etat to magiczna tarcza ignorująca stan gospodarki. A walki o etatyzację, to rzecz dużo starsza niż socjalizm – to zwyczajne leczenie objawów (mało pracy, słabo opłacana, słaba pewność jakiegoś zatrudnienia) zamiast przyczyn (słaba gospodarka).

  10. „Po drugie uczepiłeś się 2 tygodni. Nie zdarzyło mi się mieć 2 tygodniowy okresy wypowiedzenia, a nawet miesięczne dla SPECJALISTY rzadko się stosuje.
    W szczególności dlatego, że umowę rozwiązać może nie tylko firma ale i pracownik.

    Przy okazji. Jest jeszcze jeden problem z umową czasową. Każde odnowienie umowy to zazwyczaj negocjacje podwyżki wynagrodzenia i potencjalny problem z odejściem pracownika (z datą wygaśnięcia umowy).”

    Nie ma ludzi niezastapionych. Ja pracuje w Anglii jako inzynier mostowiec i tutaj specjalisci przez duze s (nie tylko w mostach, we wszystkich dziedzinach) nie zatrudniaja sie w firmach tylko sami sa firemkami na kontraktach czasowych (bywa 3 tygodnie, bywa, ze i caly rok) i wypowiedzenia bywaja i tygodniowe, a nawet spotykalem sie z wypowiedzeniami jednodniowymi. Widzisz, o ile pracodawcy czesto z takich wypowiedzen korzystaja, o tyle pracownicy juz nie. Jak raz zostawisz rozbabrany projekt i uciekniesz do konkurencji, bo ci wiecej zaoferowali to to jest jak palenie mostow za soba. Mozna tak raz zrobic, mozna dwa, ale swiat jest bardzo maly i jak sie wiesc rozniesie, to juz nikt ci roboty nie zaoferuje.

  11. OK, a ja dziś dowiedziałem się, że nie zostanie ze mną przedłużona umowa :(. Problem w tym, iż jest to już 5 umowa, którą miałem na uczelni… Dwie pierwsze ok, raz za razem, a potem 1 miesiąc przerwy… i od nowa: dwie umowy raz za razem, a teraz znów przerwa….Problem w tym, że w pracy o charakterze naukowo- badawczym, przy tego typu umowach nie mogłem wiele zdziałać, chociażby otworzyć przewodu doktorskiego (nie jestem, aż takim omnibusem, aby w rok się doktoryzować, a w przypadku nieprzedłużenia ze mną umowy musiałbym płacić za przewód). Jestem związany z uczelnią umową (pracodawca wysłał mnie na studia podyplomowe, które kończą się w 2012 roku, a potem mam przepracować u niego jeszcze dwa lata. Ale jak? skoro zmienił się mój kierownik i na moje miejsce zatrudni znajomą…I jak ja teraz mam nie pójść do sądu pracy???Mam dwoje dzieci, żonę nauczycielkę i z jednej strony się cieszę, bo może wreszcie zacznę zarabiać i nie liczyć od pierwszego do pierwszego, a z drugiej… straciłem dużo czasu, poświęcałem się organizując zajęcia dodatkowe dla studentów (bezpłatne) i co ważne lubiłem tą pracę. Teraz pewnie powiecie, że powinno się pozamykać państwowe uczelnie, i otworzyć więcej prywatnych… do tej pory byłem sceptyczny (bardzo niski poziom w większości takich uczelni), teraz się waham…., pozdrawiam czytelników

  12. zawsze umowę na czas określony traktowałem jako gwarancje swobody zmiany pracy.
    Bardzo dobry punkt. Moje doświadczenie jest takie że pracownik który chce wybyć powinien móc wybyć natychmiast, no hard feelings. Inaczej produkuje tylko złą krew po obu stronach. Lepiej w takich sytuacjach skupić się tylko na takich rzeczach jak zakaz pracy dla konkurencji który profilaktycznie podpisał wcześniej…

    Ale jaki zakaz pracy dla konkurencji? przecież jak konkurencja płaci lepiej, są lepsze warunki pracy toż to wolny rynek jest, Mam nadzieje ze wiesz że pracownikowi takiemu należy się odszkodowanie za ten zakaz, niestety za wiedzę się płaci nawet za to że tej wiedzy nie przekażemy konkurencji.
    O pracownika z umiejętnościami/wiedzą należy się troszczyć

    1. Ale jaki zakaz pracy dla konkurencji? – OK, zgoda, to jest sytuacja z górnej półki. Nikt szeregowego pracownika nie będzie ścigał za to że zmienia pracodawcę. Chodzi tylko o sytuacje specjalne w których wiedza posiadana przez pracownika ma tak specyficzną wartość że jej transfer podkopać może rację bytu kompanii w której pracował. W przypadkach takich istnieje odpowiednia klauzula w kontrakcie na początku, specyfikująca warunku rozwiązania umowy.

  13. I jeszcze jedno. Dzis Niemiecki Trybunal Konstytucyjny niestety poparl socjalizm:

    „Das Bundesverfassungsgericht hat die Griechenlandhilfe und den Euro-Rettungsschirm gebilligt. Gleichzeitig stärkten die obersten deutschen Richter jedoch die Beteiligungsrechte des Bundestages: Künftige Finanzhilfen sind an die Vorgabe gekoppelt, dass der Haushaltsausschuss jedem Schritt zustimmen muss.”

    W tlumaczeniu Losia (kiepsko wladjacego jezykiem Goethego):
    „Niemiecki Trybunal Konstytucyjny usankcjonowal europejski parasol ochronny nad Grecja. Jednoczesnie najwyzsi niemieccy sedziowie umocnili prawo kontrolne parlamentu: przyszle dzialania pomocowe maja byc oparte na warunku, ze komicja budzetowa parlamentu zaaprobuje kazdy krok.”

  14. @cynik

    Ciekawy temat ale pewną rzecz trzeba sprostować.

    Po pierwsze jeśli w umowie czasowej nie zostanie wpisany czas wypowiedzenia to jest nierozwiązywalna do końca trwania (oprócz „za porozumieniem stron”).

    Po drugie uczepiłeś się 2 tygodni. Nie zdarzyło mi się mieć 2 tygodniowy okresy wypowiedzenia, a nawet miesięczne dla SPECJALISTY rzadko się stosuje.
    W szczególności dlatego, że umowę rozwiązać może nie tylko firma ale i pracownik.

    Przy okazji. Jest jeszcze jeden problem z umową czasową. Każde odnowienie umowy to zazwyczaj negocjacje podwyżki wynagrodzenia i potencjalny problem z odejściem pracownika (z datą wygaśnięcia umowy).

    1. Owszem, może. Czy będzie drukować nie wiem ale będzie niewątpliwie grozić drukowaniem i w przypadku testowania przez rynki zdecydowania SNB może istotnie rozcieńczać franka. Na razie są to groźne słowa. Są to podobne rozważania które stały u podstaw odejścia od linku do złota przez Szwajcarów w 1991. Wtedy ustalono nieoficjalny peg do debiutującego euro na poziomie 1.5 który utrzymywano bardzo dokładnie, Dopiero rozpadające się euro to zmieniło. Otoczony strefą euro kraj robiący z nią gros biznesu nie może dopuścić do zbytniej aprecjacji swojej waluty vis a vis konkurentów. Przykre to ale prawdziwe. Poparcie polityczne dla tej decyzji jest NB bardzo wysokie.

      1. Mi jakos te zapowiedzi Szwajcarow kojarza sie z brytyjskim funtem, Sorosem i rokiem 1992 😉 Musza byc bardzo zdeterminowani, skoro zakladaja sobie w tak elegancki sposob petle na szyje. Nie wydaje mi sie, zeby chodzilo tu wylacznie o konkurencyjnosc gospodarki.

        1. anglia broniła siły funta, a szwajcaria chce franka osłabić, więc taki Soros może im skoczyć tym razem

          1. @Zenek
            > więc taki Soros może im skoczyć tym razem

            Mylisz sie. Pieniadz papierowy jest DLUGIEM. Przemysl dokladnie co by sie stalo, gdyby Szwajcaria wydrukowala np. 10 krotnosc swojego PKB we frankach i puscila to swiat kupujac np. euro.

        2. @Taki Jeden Łoś
          To działanie to bardzo cenna lekcja OGRANICZONEJ niezależności. Nie bez powodu Ojcowie Założyciele USA sformułowali zasadę trade with everyone, ally with nooone. Gdy się wejdzie miedzy wrony, trzeba krakać tak jak one. Dotyczy to i jednostek w społeczeństwie i państw na świecie. Nie bez powodu ZSRR nie chciało przystąpić do Brenton Woods i trzymało się rubla transferowego. Żaden własny IV filar nie wytrzyma, jeżeli – paradoksalnie – nie oprze się na nim dostatecznie znacząca (bo ja wiem ? 30% ?) grupa społeczna.
          Jeżeli ktoś chce handlować globalnie, MUSI brać USD/EUR. Szwajcaria przy całej swojej tradycji neutralności, zapasach złota i SiGach pod poduszką sama zachowała się jak ćma – tak długo latała zbyt blisko euroimperialnego płomienia, że zaczyna się jej, że tak powiem, powietrze pod skrzydłami palić.

          1. Nie bez powodu ZSRR nie chciało przystąpić do Brenton Woods
            Jasne, zwłaszcza że powodem tym była izolacja komunizmu… 😉 C’mmon {Antey}, ZSRR mógł „przystępować” do Bretton Woods tak mniej więcej jak mógł „przystępować” do planu Marshalla…

          2. @cynik9

            Plan Marshalla, tylko pod nazwą Lend Lease, to ZSRR dostał awansem, podobnie jak prawo (no, aprobatę raczej) do pobierania reperacji wojennych na ziemiach III Rzeszy (i całej reszty) zanim skonczyła się wojna.
            A ZSRR do BW _chciano_ wciągnąć; z równie oczywistych powodów z jakich ZSRR nie chciało się tam pakować.

  15. Z pustego to salomon nie naleje…

    W komentarza dominują bezcelowe dyskusje o tym jak jedni traktują to, a inni tamto, czy bezpłatne staże są dobre, czy złe, itp. Bezcelowe, bo są to rzeczy wtórne.

    W wolnorynkowej gospodarce możliwej do wykonania pracy, która się opłaca, jest nieograniczona ilość. Każde ręce znajdą jakieś zajęcie i tym samym chleb na życie. W socjaliźmie na skutek ciągłego kopania gospodarki państwowym butem, pracy jest mniej niż rąk i ktoś musi zostać na lodzie. Obrywa się zazwyczaj tym na samym dole (najmniej atrakcyjnym na rynku pracy) — są oni albo bezrobotnii albo ,,wykorzystywani”, bo po prostu nie opłaca się ich nikomu zatrudniać — zysk z ich pracy po odliczeniu ryzyka i kosztów fiskalnych jest zbyt mały. Wszystkie wynaturzenia powstałe z tego powodu to rzecz lokalnego folkloru i nie ma co rozmawiać o tym jak je leczyć, bo bez naprawy pierwotnej przyczyny i tak nic z tego nie będzie.

  16. Rodzaj umowy, na podstawie której pracownik świadczy pracę to jest rzecz zupełnie uboczna. Rynek pracy w Polsce jest faktycznie patologiczny, nie ma sensu podawać przykładów bo to czuje i wie chyba każdy, kto nie ma pustki między uszami. W sytuacji gdy dzięki wysiłkom państwa praca stała się na rynku towarem deficytowym to równowaga stron została zaburzona. Pracodawca jest w sytuacji bez porównania korzystniejszej, może przebierać w pracownikach, podczas gdy pracownik często nie ma alternatywy, bo ofert pracy jest mało lub wcale. Osobiście znam wielu niegłupich ludzi z wyższym wykształceniem, którzy miesiącami lub wręcz latami dymali za darmo lub za grosze w nadziei na zdobycie doświadczenia lub dopuszczenie do wykonywania „wolnego” zawodu (co za ironia z tymi „wolnymi” zawodami), ot, takie lewackie piekiełko. Umowy, staże, dymanie za jeden uśmiech itp. itd. to tylko objawy choroby, która jest to co ty, Cyniku, nazywasz socjalizmem. Winnym tego stanu rzeczy jest zawsze państwo, zbyt wiele regulacji, zbyt wielkie obciążenia, skandaliczny system edukacji, który nie tylko w większości nikogo niczego nie uczy ale wręcz na pewnych polach człowieka uwstecznia, pasożytnicze związki zawodowe. Walka z objawami albo nawet dyskusja o nich nie ma sensu, to strata czasu, zwalczać trzeba zawsze przyczynę.

    @Lysander
    Bardzo mądrze napisane.

    @Hans
    W firmie działającej na rynku nikogo nie obchodzi ile pracownik dostaje do ręki tylko ile on kosztuje firmę dlatego też ta teoria jest bez sensu. Do dojenia firmy służą inne instrumenty, najpopularniejsze są zlecenia dla firm z zewnątrz na dostawy, usługi i szkolenia oraz wyjazdy integracyjne, co nie wyklucza oczywiście metod bardziej wyrafinowanych 😉

  17. Z mojego dwudziestoparoletniego doświadczenia w pracy w tej samej korpo (giełdowej) wynika, że na 100% zwolnionych zdarzył się jeden za pijaństwo i jeden bo był faktycznie zbędny, reszta dostała strzała „politycznego” gdy zmienił się prezes, dyrektor, kierownik (czytaj reorganizacja). Ja wypierdalam, ty wypierdalasz i tak dalej przez wszystkie osoby i przypadki. Mogę za cud uznać, że jeszcze nigdy nie zarobiłem tu rykoszetem w czapę (choć degradacje zaliczyłem ale to tylko lekki postrzał).

    Tzw „normalny” pracodawca, powiedzmy blacharz samochodowy, zatrudnia gościa ze smykałką na czas określony i gdy widzi, że gość ma talent sam go pilnuje żeby nie zwiał do innego warsztatu – daje mu dobry zarobek, umowę na stałe. Taka jest większość profesji – nie ma sensu władować czasu i kasy w nauczenie kogoś fachu a zaraz potem go wywalić a on już za naszą kasę wyuczony idzie robić do innego. Te „czasówki” to w większości zawody proste, żeby nie powiedzieć wprost „łopatologia stosowana” – tu poziom bystrości operatorów tych narzędzi jest niski za to poziom spożycia napojów wyskokowych i zawalania dniówek wysoki – nikt przy zdrowych zmysłach nie da umowy na stałe pijaczkowi, co nawet takiej łopaty w rękach nie utrzyma.

    1. Tzw „normalny” pracodawca, powiedzmy blacharz samochodowy, zatrudnia gościa ze smykałką na czas określony i gdy widzi, że gość ma talent sam go pilnuje żeby nie zwiał do innego warsztatu – daje mu dobry zarobek, umowę na stałe. – dokładnie.

  18. @ cynik
    „Do pracy się idzie aby się sprzedać!”-
    dziwkom trzeba wiec bedzie od dzis okazac nalezny szcunek- jesli konsekwentnie chcemy szanowac samych siebie…no i wolny rynek;)

  19. Wynik politycznej poprawności której nie ma obowiązku tutaj przestrzegać. Oczywiście że nie każdy zwalniany jest nierobem. Ale dla czystości przykładu specjalnie przerysowuję, aby właśnie wyeliminować tego typu indukowaną polit-poprawność. Niby czemu nazwanie pracownika „nierobem” ma być kuriozalne? Wszyscy pracują jak pszczoły? Really?

    Kuriozalne jest, według mnie, dlatego, że wyraża ( w domyśle usprawiedliwiony) powód do zwolnienia.

    Podczas gdy podstawą stosunku miedzy pracodawcą a pracownikiem powinna być dowolna, dobrowolna umowa.

    Z mocy której pracodawca może zwolnić BEZ POWODU, gdy tak będzie chciał, albo też z mocy której zgadza się trzymać „nieroba”, bo na przykład zakłada, że „nierob” błyśnie raz na pół roku genialnym pomysłem.

    Błąd tkwi od samego początku w jakiejkolwiek potrzebie a priori uzasadniania własnych wyborów.

    1. @Art
      Podobnie jak większość Komentatorów, zdajesz się tragicznie mylić dwie osobne sprawy. Pozwolenie na zwolnienie bez żadnego uzasadnienia jest b. niebezpiecznym precedensem. Każda decyzja powinna mieć podstawę – możliwą do przedyskutowania i jeżeli trzeba, zakwestionowania. To jest informacja zwrotna, bez której wolny rynek nie ma jak funkcjonować. W Polsce i tak za dużo mamy „widzimisiowania”.
      Natomiast osobną sprawą jest często durne, odgórne ograniczanie czy uzależnianie skutku (lub nie) zwolnienia od jego przyczyny.

      I wreszcie, aby w ogóle dyskutować o tym, należałoby na początek ODPIĄĆ status ubezpieczeń społecznych od statusu stosunku pracy oraz, analogicznie, ograniczyć konieczność / przymus prezentowania „zaświadczeń o zatrudnieniu”

  20. @cynik9, moje trzy grosze
    Gorzej płatna? Nie wiedzieć czemu.
    Tzn. cynik9 rzeczywiście nie wie, dlaczego pracownicy na czas określony są (statystycznie rzecz jasna) gorzej opłacani, czy też kwestionuje występowanie takiego zjawiska?

    Cynik nie rozumie, ze praca tymczasowa, stosowana głównie w korporacjach jest nie dowodem na kapitalizm, ale dowodem na korupcję tego systemu. Gdy do fizycznego własciciela nalezy 100% udziałów, to nie jest on zainteresowany w zatrudnianiu „pracownika czasowego” poprzez agencję pracy tymczasowej, ponieważ pośrednictwo kosztuje, a bez posrednika nie ma pracownika tymczasowego. W korporacjach jest inaczej, ponieważ rozdrobniony akcjonariat lub akcjinariat złozony z funduszy emerytalnych, to żaden akcjonariat. Faktycznie firmą rządzi wtedy zarząd i to on jest zainteresowany wydojeniem z niego jak najwiecej. Do tego sluza agencje pracy tymczasowej. Ich włascicielami zostaja „przyjaciele i znajomi króliczka”, którzy oragnizują ludzi do pracy tymczasowej. Stawka dla pracowników tymczasowych i tych zatrudnionych na stałe jest dla zakładu „bruto” b. podobna, ale od pracownika tynczasowego posrednik potrąca sobie prowizje. W ten sposób zarządy doją firmy. Na papierze wyglada to ładnie, bo maleją koszty stałe, ale faktycznie całość kosztów rosnie.-) Tyle, że zwykle zanim firma odczuje tą stratę, to już pojawi się inny zarząd w korporacji i to bedzie ich problem;-)

    1. Gdy do fizycznego własciciela nalezy 100% udziałów, to nie jest on zainteresowany w zatrudnianiu „pracownika czasowego” poprzez agencję pracy tymczasowej, ponieważ pośrednictwo kosztuje, a bez posrednika nie ma pracownika tymczasowego.
      Oj, HansKlos, myślę że opowiadasz jakieś potworne nonsensy, sorry 😉 Albo mamy w PL już kompletny matrix! To firma nie może wg Ciebie zaoferować gościowi kontraktu na 5 lat bez pośrednika??? Jako 100% właściciela mniej mnie interesuje pensja pracownika a dużo bardziej zachowanie elastyczności m.in. w wyrzuceniu go jak sytuacja tego wymaga. Gdy socjalizm mi tę możliwość praktycznie odbiera to wybieram alternatywę która mi to daje i nie interesuje mnie jak nazwiemy kontrakt. Nie wiem też czemu akurat uczepiłeś się pracowników „tymczasowych” i pośredników, o których nie ma nic we wpisie. Przecież jeżeli masz kontrakt na 5 lat, przedłużalny za porozumieniem stron oraz „bezterminowy” różnica dla pracownika jest praktycznie żadna i chyba nie nazwiesz tego pierwszego pozycją „tymczasową”? Jeżeli jednak jako pracodawca pierwszą pozycję mogę skasować w ciągu 2 tygodni a z drugą mam legalistyczne pierepałki trwające w sumie rok to jest to zasadnicza różnica. Wybieram zawsze większą elastyczność nawet przy wyższych kosztach.

      1. HansKlos niestety najprawdziwszą prawdę powiada o korporacjach i agencjach pracy tymczasowej. I nie opisuje on przypadku gdy jeden właściciel ma 100 %.
        Żeby nie podawać nazw, wystarczy przyjrzeć się jak wyglądają powiązania rodzinno-towarzysko-miejsko-biznesowe w dolnośląskiej krynicy lowcostu IT – albo rozpytać pokątnie na najbliższym spotkaniu 2N; na pewno ktoś się będzie orientował.

        1. {HansKlos} twierdzi że 100% prywatny właściciel z jakichś powodów, prawdopodobnie z zamiłowań sado-masochistycznych 😉 zaoferuje pracownikowi kontrakt stały nie zważając na socjalistyczną kitę krępującą mu ręce jaka się za tym ciągnie. Uważam to wciąż za nonsens…

      2. Oj widzę, że Cynik w sposób istotny stracił kontakt z polską rzeczywistością …..
        Pracodawca może zaproponować gościowi kontrakt na 5 lat bez pośrednika, ale robiąc to przez pośrednika unika tematów pt. chorobowe, urlop itd. Krótko mówiąc korzystając z pośrednika zatrudnia niejako maszynę, a nie człowieka, który może przecież zachorować, odpocząć raz na jakiś czas, itd.
        Agencje pośredniczące w Polsce to są po prostu firmy, które specjalizują się w kruczkach prawnych prawa pracy i nie tylko (na których znajomość pracodawcy nie mają czasu) tak konstruując umowy z pracownikami, że Ci np. pomimo tego że są chorzy przyjdą do pracy jeżeli tylko są wstanie powłóczyć nogami bo inaczej zostaną natychmiast zwolnieni pomimo teoretycznie całego tego szajsu prawnego, o którym piszesz.
        To samo ze stażem – w Polsce typowemu pracodawcy staż kojarzy się jedynie z młodymi pracownikami, którym nic nie trzeba płacić. Typowy polski pracodawca nie stosuje stażu po to by wyłowić talenty, tylko wykorzystuje go jako normalną formę zatrudnienia bez wynagrodzenia – jest cała masa firm, których np. 50% przerobu opartych jest na wiecznych stażystach.

        1. Dzięki, bardzo dobry punkt, wyjaśniający to o co się pytałem {HansaKlosa}. Uwypukliłeś różnicę o którą mi chodziło między kontraktem czasowym z firmą bezpośrednio a pośredniakiem.

          Tyle że {Hansklos} Ci powie że jest to wynik kapitalizmu 🙂 a ja mówię że całego tego cyrku by nie było gdyby nie socjalizm. Niech tylko pracodawca może zwolnić pracownika w 2 tyg. gdy musi – bez socjalistycznego wiązania mu rąk, i połowa przynajmniej problemu jest z głowy.

          To samo ze stażem – tu szczegołów nie znam ale podejrzewam że to znowu sprawa socjalizmu. Już samo kuriozalne płacenie „kapitalistom” za staż przez państwo to czysty socjalizm. Zmuszanie ich potem do zatrudnienia idem. Jeżeli 'typowy polski pracodawca nie stosuje stażu po to by wyłowić talenty, tylko wykorzystuje go jako normalną formę zatrudnienia bez wynagrodzenia’ to pojawia się pytanie kto zmusza młodego pracownika do odbywania takiego stażu? Nie czasem inny socjaliztyczny przepis? Czemu nie zostawić prywatnego pracodawcy i prywatnego pracobiorcy w spokoju i niech się sami dogadają na temat zatrudnienia wolnorynkowo zamiast bezustannie mieszać w socjalistycznym kotle zakazów, nakazów i reguł?

      3. @cynik9
        To firma nie może wg Ciebie zaoferować gościowi kontraktu na 5 lat bez pośrednika???

        Owszem może i często oferuje i może bodajże aż trzy taka umowę przedłużać. Problem nie jest w tym, ale w tym, iż statystyki pokazują owe 25%+ coś tam z zatrudnionych i w tym spora część to owa praca w agencjach pracy tymczasowej, gdzie standardem jest umowa na tydzień. To jest właśnie patologia o której piszę, a która nagania statystyki.

        Agencje pracy tymczasowej są przykładem typowego pasożytnictwa na rynku pracy, który odbywa się zarówno kosztem pracowników, jak i pracodawcy. Prowadzi to b. często do tego, że zarząd, zamiast zwiększać efektywność pracy i poprawiać jej organizację oraz efektywnie wykorzystywać czas pracownika, to swój bałagan i niekompetencje przerzuca na pracowników, przy okazji zyskując dodatkowe źródło dochodów. W efekcie mamy erozje zaufania, lojalności i zupełny brak etyki oraz produkcje ludzi, którzy żyjąc bez stabilizacji, z dnia na dzień, bez większego udziału w rynku podatni są na „rewolucje” i b. łatwo można z ich pomocą „podpalić” obecny system.

        Warto poczytać Maxa Weberera i jego „Etykę protestancką a duch kapitalizmu”. Bez etyki nie ma kapitalizmu, za to doskonale ma się oligarchizm, bankokracja, łże-demokracja i faszyzm.

        1. Ok, umowa na tydzień może być patologią. Ktoś też ładnie wyjaśnił rolę pośredniaka.

          Mnie chodzi o co innego – o kajdany jakie socjalizm nakłada na Twojego 100% właściciela małej firmy nie pozwalając mu wywalić pracownika. A to oni generują gros jobs, nie megakorporacje.

          Bez etyki nie ma kapitalizmu, za to doskonale ma się oligarchizm, bankokracja, łże-demokracja i faszyzm.
          – Ha, z tym się zgadzam punkt po punkcie! To do czego usiłuję Cię przekonać to to że to wszystko to rezultat państwowego socjalizmu idącego do łóżka z wielkim biznesem. Bez wierzących w socjalizm i w łze-demokrację mas nie byłoby problemu. To socjalizm i demokracja – wielkie rozbudowane państwo – przyciąga i stanowi pożywkę i pokrywkę dla pociągania sznurków w swoją stronę przez elity, czego rezultatem jest „oligarchizm, bankokracja, łże-demokracja i faszyzm”. I, dodam, brak wolnorynkowej konkurencji.

  21. „podczas okresu wypowiedzenia pracownik nadal świadczy pracę na rzecz pracodawcy – czy to coś dziwnego, że za pracę nalezy płacić ?”

    Nie prowadziłem wielkiej firmy, raczej coś mikro, ale za każdym razem, gdy gośc dostawał zwolnienie (w 99% przypadkow za porozumieniem stron), prosiłem o zdanie laptopa, komórki etc oraz niepojawianie się wiecej w pracy. Pewnie sa ludzie, którzy wiedząc, że w danej firmie spędzą jeszcze te dwa-trzy tygodnie, będą pracować, jak powinni (a „za pracę należy płacić”), ale ja takich nie spotkałem. Primo – każdy rozsądny czlowiek koncentruje sie w takim momencie na szukaniu pracy. Secundo – pracownik, który zostanie te kilka tygodni zazwyczaj zajmuje się Naszą Klasą, Face Bookiem… itp. Tertio – czesto delikwent ma wielkie pretensje do pracodawcy, firmy i zaczyna działać tak, aby sabotować działania. To z doświadczenia.

    Oczywiscie inaczej jest, jezeli mowimy o robotnikach na tasmie, ale to wymierajaca kategoria. Pomyslcie, nawet srzedawca w warzywniaku, czujac nienawisc do szefa, ktory go wlasnie zwolnil, moze mocno zniechecic klientow.

    Co do laptopa i komórki – bo zaraz pojawią sie zarzuty, ze to nieetyczne – zdarzyło mi sie juz czekać w nocy pod domem pracownika, który został zwolniony i sprzęt miał przynieśc „następnego dnia”, jak zgra swoje rzeczy. O zlosliwym usuwaniu danych firmowych już nie wspominam…

    Tu pewnie zaraz pojawi sie zarzut, ze na laptopie sa tez dane prywatne, wiec czemu tak ostro. A niby dlaczego maja byc prywatne? Laptopa dostaje od firmy w konkretnym celu. Nie powienien tam miec swoich danych, poza tym zawsze moze wpiac pryatnego pendrive’a, wydatek rzedu 30 zl. Nie wspominam juz o nagminnym instalowaniu kradzionego softu, za co pewnie odpowiedzialby pracodawca w razie kontroli. Zabezpieczenia w systemie tez nie sa rozwiazaniem, mam paru kumpli w duzych korporacjach, doskonale to obchodza, a wiedze maja wieksza niz przecietny pracownik dzialu IT.

    Troche odszedlem od tematu, ale chyba sie to ze soba troche wiaze… Wszystkie opisane przypadki znam z autopsji.

  22. A ja sądzę, że cynik9 – jak chyba nigdy – prześlizgnął się po problemie.
    Pierwszą rzeczą jest sprawa gospodarki – jeżeli będzie się kręcić, będzie dość zajęcia i dość dobrze płatnego dla dostatecznej liczby ludzi aby kraj i społeczeństwo się nie generowało. I nie ma znaczenia, na podstawie jakich umów i jak rozliczana będzie.
    Druga sprawa – rodzaj umów itp nie ma znaczenia, w sytuacji gdy prawo (jakiekolwiek by nie było) nie jest egzekwowalne. A tak jest Polsce. Wynika to z powolności sądów oraz słabego dostępu do wymiaru sprawiedliwości.
    Naturalnie – obie sprawy są w pewnym sensie funkcją nadmiernej ilości i niedostateczniej jakości prawa. Natomiast – nie tylko.
    Trzecia kwestia – pomylenie STAŻU i praktyk, z faktyczną pracą. Tradycyjnie w Polsce nastąpiło pomieszanie z poplątaniem.
    Czwarta kwestia – dostęp do zawodow, wymagający często długotrwałego, niskopłatnego stażu celem uzyskania uprawnień. Tutaj, zupełnie nie dotknięta wprost.
    Piąta – to, że prawo pracy itp. stosuje się (i egzekwuje) wyłącznie tam, gdzie jest najmniejszy problem. W administracji państwowej, w państwowych firmach itp.
    Tam gdzie jest potrzebne najbardziej w celu w którym zostało wymyślone, tam nie ma po nim śladu. Stąd też podział na przesadnie chronione wydzielone, uprzywilejowane grupy (nie tylko przepisami, ale lepszym do nich dostępem) i niedostatecznie chronionych zwykłych ludzi.
    cdn…

    1. bravo, to podobnie jak ze związkami zawodowymi, tam gdzie są potrzebne tam ich nie ma. A te wydzielone grupy to się tworzy by wygrać wybory i zostać kiedyś wysokim komisarzem UE do czegoś tam.. a tu socjaliści mają największe szanse 🙂

  23. Cyniku!
    Odlatujesz coraz dalej, coraz wyżej… Niedługo już można będzie ogladać Cię tylko przez European Extremely Large Telescope.
    Bezpłatne staże to swego rodzaju placebo, namiastka pracy skwapliwe wykorzystywana przez pracodawcę prywatnego i publicznego do łatania dziur. Jednakże waloru nauki pływania przecenić się nie da. Tylko o jaki styl idzie?
    Z socjalistycznym pozdrowieniem

  24. Uważam, że bardziej rażące od zatrudniania na czas określony jest dymanie na umowę o dzieło bądź zlecenie, gdzie nawet nie kompensuje się tego wyższą stawką. I to takie dymanie przez kilka lat, bez możliwości awansu (np restauracje Sfinks). Kolejną bolączką jest ogrom agencji pośrednictwa pracy prześcigających się w rekrutowaniu dla firm pracowników za coraz mniejszą stawkę. W ten sposób nigdy ten kraj się nie rozwinie a ludzie będą emigrować. Na zachodzie jest troche lepiej, choć zauważyłem, że coraz więcej plewi się tego polskiego dziadostwa jakim są pośredniaki również tam za granicą :/
    Najsensowniejszym krajem wydaje się chyba Austria -tam w fabrykach zatrudniają bez pośrednictwa i wynagrodzenie ludzi jest wyższe, nawet emigrantów.
    Pośredniaki oraz żyłowanie w nieskończoność „na zlecenie” za 8zł/h jest największym dziadostwem na rynku pracy. Agencje te powinny zostać zdelegalizowane

    1. Agencje te powinny zostać zdelegalizowane
      Widzę że zwolennikami wolnego rynku sypnęło dzisiaj jak rzadko… 😀

      1. Obawiam się, że w większości przypadków ta sympatia do „wolnego rynku” pochodzi od fair weather friends.

  25. Pięknie i prosto Pan to wyłożył – umowy etatowe są wielkim kłopotem dla małych firm a prawo chroni pracowników etatowych jak święte krowy. Ale nie dziwota że państwo etatowców chroni – w końcu od nich może bez wysiłku pobierać największe podatki! Reszta to kombinatorzy którzy uchylają się od uczciwych podatków i przez to lud pracujący na etacie musi płacić jeszcze więcej żeby państwu wyrównać straty.

  26. nie rozumiem skąd to oburzenie, że należy pracownikowi płacić podczas okresu wypowiedzenia ” przez 3 miesiące trzeba nieroba żywić i płacić ZUS”? przecież podczas okresu wypowiedzenia pracownik nadal świadczy pracę na rzecz pracodawcy – czy to coś dziwnego, że za pracę nalezy płacić ?
    Pomijam już fakt nazywania pracownika „nierobem” co samo w sobie jest kuriozalne. Nie każde zwolnienie następuje z powodu „nieróbstwa”.

    1. fakt nazywania pracownika „nierobem” co samo w sobie jest kuriozalne
      Wynik politycznej poprawności której nie ma obowiązku tutaj przestrzegać. Oczywiście że nie każdy zwalniany jest nierobem. Ale dla czystości przykładu specjalnie przerysowuję, aby właśnie wyeliminować tego typu indukowaną polit-poprawność. Niby czemu nazwanie pracownika „nierobem” ma być kuriozalne? Wszyscy pracują jak pszczoły? Really?

      podczas okresu wypowiedzenia pracownik nadal świadczy pracę na rzecz pracodawcy – czy to coś dziwnego, że za pracę nalezy płacić ?
      Zgoda, jeśli świadczy pracę to należy płacić. Osobiście jednak uważam że szkody jakie sfrustrowany zwolnieniem pracownik może wyrządzić w niektórych typach kompanii są zbyt duże aby podjąć ryzyko. Lepiej niech zainkasuje większe odchodne ale niech zniknie z pola widzenia natychmiast.

      1. Cyniku, Marks powiedział (choć najpewniej komuś podpieprzył) jedną dobrą rzecz:

        „Ideologia klasy panującej jest ideologią panującą”

        Koniec z Marksem, resztę jego tfu!rczości można wyrzucić do kosza.

        Polityczna poprawność to jedno, ale co innego język jakim operujemy aby kogoś przekonać. Jeżeli cały czas będziemy operować opozycjami „prywaciarzy” i „nierobów” (i wariacjami na temat) to wybacz, ale za wuja chacława, nie wyskoczymy poza te erystyczne zagrywki i nie skupimy się na clou problemu. Nikogo nie przekonasz nazywając go na wejściu prywaciarzem/nierobem, nikt nie lubi mieć na starcie imputowanych złych cech.

      2. @cynik9

        Nie wiem, gdzie i przy czym pracowali (i czy gdziekolwiek) uważający, że wydajność czy produktywność pracownika zależy _wyłącznie_ od niego samego 😀

        1. Jeszcze raz kawa na ławę… 😉 „Nierób” który tak w oczy kole co poniektórych jest przenośnią literacką oznaczająca bezdyskusyjnego nieroba, tak aby ci co bardziej czuli nie zaczęli w autentycznej konieczności zwolnienia nieroba poszukiwać okoliczności łagodzących które tak kocha socjał… ;-D Może chce ale mu nie wychodzi? Może nic nie robi ale miał do szkoły pod górkę? Może nic nie produkuje w pracy ale w domu wyprodukował 12 dzieci? Nic z tych rzeczy! Przedsiębiorca chce się po prostu pozbyć niechcianego pracownika i albo mu socjał na to pozwala albo nie. To jest sednem rzeczy.

          1. Ale ja się z Tobą merytorycznie zgadzam. Uważam, że pracodawca ma prawo do zwolnienia pracownika „bo tak”, bez przyczyny. Nie w tym rzecz.

            Zakładam, że prowadzisz tego bloga aby wykładać pogląd. To czy X, Y lub Z zaakceptuje te poglądy zależy w dużym stopniu od sposobów w jaki będziesz o tym mówić. Albo inaczej – X, Y czy Z nie będzie wnikał w te poglądy jeśli na wejściu dostanie strzał w postaci takiego lub innego słownictwa, które kwalifikować go będzie do takiej lub innej grupy. To jest działanie na poziomie pozaracjonalnym i jest nie do przeskoczenia.

            Chodzi mi tylko o aby nie wulgaryzować niepotrzebnie liberalizmu, a zwłaszcza libertarianizmu i nie wbijać go w marksistowskie (tak!) buty.

      3. to ja pozwolę sobie przerysować w określeniu bezempatycznymi ignorantami dużej części pracodawców ( w większości duże firmy, spółki) wielu zarządzających to dupki z nadania układów! Jesli wnoszę wkład w rozwój firmy płacąc czasami dużą cenę w jakości życia prywatnego to nie widzę powodu by taki bubek zatrudniając znajomych na moje stanowisko nie raczył wypłacić mi 3 miesięcznej odprawy.
        Oczywiście zgoda co do pozapłacowych obciążeń, jesli koszt pracy zmniejszy się pracodawcy skłonni będą zapewne do wyższych odpraw po np; rocznym stażu pracy-niezaleznie czy na czas nieokreślony czy okreslony.

        1. wielu zarządzających to dupki z nadania układów!
          Oczywiście! Ale piszesz o kazirodczej relacji w socjalistycznym bagnie. Weź wymagaj od „dupków” odprawy 24 miesięcznej, i poprzyj swoje wymaganie podpaleniem paru opon!
          Ale nie myl tego z tym co czego dążymy – wolnorynkowych relacji między prywatnym pracodawcą i prywatnym pracobiorcą na bazie dobrowolnie zawartego kontraktu, bez państwowego socjalizmu w to ingerującego.

  27. „Jest w jego własnym interesie, często nawet wtedy gdy jest bezpłatny.” Bardzo dziwne stwierdzenie. Z założenia do pracy idzie się po to aby zarobić pieniądze sprzedając swoje umiejętności i czas. Obie strony mają z tego korzyść. Bezpłatny staż, szczególnie dla ludzi mających rozpocząć życie zawodowe, jest w moim pojęciu rozwiązaniem bandyckim. Stażysty nikt nie nakarmi za darmo i nie odroczy zapłaty za czynsz do czasu aż zarobi on swoje pierwsze pieniądze. Nawet studenci odbywający praktyki – z założenia bezpłatne – otrzymują w zamian zaświadczenie o odbyciu praktyki i mogą dzięki temu ukończyć z powodzeniem rok studiów. Jestem całkowicie przeciwny demagogii uprawianej przez pracodawców o braku umiejętności młodych pracowników do wykonywania przydatnej pracy, co ma być argumentem na odbywanie bezpłatnych staży. Są przecież ciągle obecne pojęcia okresów próbnych, czyli pierwszej umowy o pracę w danej firmie na czas określony. Nie nadaje się – rozwiązujemy umowę w 2 tygodnie i po krzyku. Jeśli ktoś się czuje taką potrzebę niech się zajmie wolontariatem, niech działa społecznie w dziedzinach, za które inni biorą pieniądze. Ma wtedy wystarczająco dużo możliwości „pokazania się” i „zaistnienia”. Dla mnie mącenie stażami i nabieraniem doświadczenia w takim okresie, samemu czerpiąc bądź co bądź jakieś z tego zyski, jest nie na miejscu i zalatuje pańszczyzną. Kiedy ma się taki staż skończyć – za 3 miesiące, pół roku, 5 lat? Jedyną sytuację dla jakiej znajduję usprawiedliwienie, to odbywanie praktyk/staży w okresie nauki.

    1. „Jest w jego własnym interesie, często nawet wtedy gdy jest bezpłatny.” Bardzo dziwne stwierdzenie. Z założenia do pracy idzie się po to aby zarobić pieniądze sprzedając swoje umiejętności i czas. Obie strony mają z tego korzyść. Bezpłatny staż, szczególnie dla ludzi mających rozpocząć życie zawodowe, jest w moim pojęciu rozwiązaniem bandyckim

      Yeah, całe życie jest bandyckie… 😉 Do pracy się idzie aby się sprzedać! Ale pierwsze trzeba mieć pracę aby do niej iść. Osobiście nie znam przykładu aby stażysta pracował za darmo ale potrafię podać całą listę instytucji – oraz osób indywidualnych – których sama nazwa/nazwisko na resume jest więcej warta niż gruby szmal na stażu. Młody człowiek ma na starcie wartość zero bo nikt go nie zna i niewielu podejmie z nim ryzyko. Zwłaszcza w socjalizmie gdzie nie mogą go wyrzucić. Tę wartość startową w sprytny sposób powinien jak najszybciej przekalibrować w swoją rzeczywistą wartość rynkową – innymi słowy zainwestować w siebie aby później przebierać w ofertach. Takie jest po prostu życie. Nadużywanie sformułowań typu „rozwiązanie bandyckie” nie rokuje dobrze na tej drodze… Chcącemu nie dzieje się krzywda – kompanie nie są aż takimi głupolami aby nie przyciągnąć obiema rękami młodego diamentu który u nich robi „staż”. Ale aby zostać przyciągniętym trzeba pierwsze wejść i dostać szansę. Tego zdaje mi się nie bardzo rozumiesz.

      Oczywiste jest że jeżeli staż polega na noszeniu worków z kartoflami to niech płacą. Ale czy Ci taki staż naprawdę coś da?

      1. Jeśli staż jest płatną pracą, to nazywajmy go sobie jak chcemy – stażem, okresem próbnym itp. To jest praca, płatna mniej niż pracownika sprawdzonego w danej firmie – logiczne. O grubym szmalu nie pisałem, więc nie wiem skąd uwaga w tym względzie. Wchodzenie w rynek pracy jest związane z wyborem drogi kształcenia i to jest inwestycją w siebie. Jeśli wybrałem kierunek „łatwy, letki i przyjemny”, to pomyliłem drzwi i szansy za nimi nie znajdę. Trzeba wtedy ponieść koszty kształcenia w kierunku, który da możliwość zarobienia na życie. Inna sprawa, że każe się wybierać młodzikom, którzy nie mają jeszcze pojęcia w jaki sposób chcą zarabiać pieniądze. Młody człowiek może być wart dla kogo chce ile chce, trzeba zrozumieć jedno, że taka osoba ma pewien potencjał. Jak gumka. Potencjał trzeba umieć wykorzystać, a jeśli gumka jest niesforna i wylatuje nam z palców trafiając w twarz – kompania też musi skalkulować ryzyko, co jest chyba jasne. Gumka traci potencjał, kompanię boli twarz. Co do przyciągania, szans itd., mam to już dawno za sobą, stąd doskonale wiem o czym piszę. Zostałem normalnie zatrudniony, za jakieś pieniądze, w jakiejś firmie, która mogła mnie zwolnić na podstawie zawartej ze mną umowy terminowej – odbywałem tzw. „staż”. Socjalizm, ochrona pracownika? Moje oczekiwania pokrywały się z propozycją firmy i dobiliśmy targu. Rozpatrujemy tutaj tylko przypadek pracowników leniwych, jakichś nierobów, których trzeba się pozbyć. Trochę jednostronnie moim zdaniem. To firmy chcą kogoś zatrudnić, więc niech mają świadomość, że kupują towar i trzeba za niego zapłacić. Mogą nie zatrudniać i szturm tłumu bezrobotnych nic nie da. Elastyczność zatrudniania a staż to odrębne kwestie. Wiele firm zachowuje się mimo wszystko jak głupole. Co więcej, miałem(i nadal się trafiają nowe!) kontakt z firmami, które same sobie ładowały kulę między oczy mając pełną tego świadomość, a jedynym ich ratunkiem w takiej sytuacji było znalezienie taniego lub darmowego pracownika, który przy okazji „odbywania stażu” pomoże im się wydostać z dołka. W takim przypadku stażysta diament wpada w… kompot, a zapach nieświeżej firmy ciągnie się za nim i ciągnie.

      2. Drogi Cyniku,
        Jak sam napisałeś – do pracy idzie się po to żeby „się” sprzedać. Sprzedać swój czas i umiejętności. Ty sprzedajesz, pracodawca kupuje. Za co kupuje – czy za papierowe pieniążki, kilogramy ziemniaków czy obietnice świetlanej przyszłości – to już zależy od porozumienia obu stron.
        Natomiast pogląd, że młody człowiek ma na starcie wartość „zero” jest śmieszna – w rzeczywistości gdyby faktycznie tak było to pracodawca traci naprawdę masę czasu i wysiłku swojego lub innych pracowników na przeszkolenie i przyuczenie takiego nic nieumiejącego stażysty do jakiejkolwiek przydatnej pracy. W związku z tym można powiedzieć że w niego inwestuje a jeśli tak to raczej powinno mu bardzo zależeć żeby taki człowiek po trzech miesiącach (kiedy już się wdroży do normalnej pracy) nie uciekł z firmy. Inaczej jest to stracony czas przede wszystkim dla pracodawcy. Kompletnie nieekonomiczne rozwiązanie. To oczywiście przy (fałszywym moim zdaniem) założeniu że wartość takiego pracownika jest równa zero.
        Tymczasem śmiet twierdzić, że jest inaczej i często gęsto staż jest formą wolontariatu i młody pracownik, powiedzmy nawet że intelignety i zdolny przez trzy miesiące robi za friko całkiem niezłą robotę (że popełnia jakieś tam błędy i nie ogarnia jeszcze wszystkiego – a który pracownik ich nie popełnia? Z mojego doświadczenia z perspektywy korporacji 99% błędów popełnianych przez pracowników nie wpływa istotnie na funkcjonowanie firmy). Dla firmy to czysty zysk (a zawsze można wytłumaczyć że stażysta robi za free bo ma wartość „zero”) dla stażysty zysk jest jedynie psychologiczny – bo wydaje mu się że potem będzie miał z górki – w tej czy innej firmie. Spory dysonans. (Oczywiście to wolny wybór – ale powiedzmy sobie wprost – gdyby nie rozbudowany socjał pracownik miałby dużo większe pole manewru i nie sądzę żeby tak łatwo godził się na podobne warunki.)
        No i ostatni przypadek: owszem czasem firma tworzy staż po to bo jest sporo dokumentów do skserowania, czy komputerów do przeniesienia ale o takich patologiach to już w ogóle szkoda pisać.
        Pozdrawiam,

        1. Myślę że coś mnie chyba nie doczytałeś. Zero to tylko punkt startowy, demokratyczny dla wszystkich. Nie znasz gościa i nie możesz nic powiedzieć. Poznajesz go dopiero na stażu dając mu szansę. Patologie na bok. Percepcja wartości gościa zmienia się w tym czasie dynamicznie. W moim jako pracodawcy interesie leży aby świetnie zapowiadającego się młodego gościa nie frustrować jakimiś miesiącami bezpłatnego stażu! Więcej – dobrzy goście są taką rzadkością że chętnie postąpię dodatkową milę aby go zatrzymać. Z drugiej strony gościa który mi powie że 2 tygodniowy bezpłatny staż pod okiem mistrza (choćby na przykład darmowa nauka lutowania) jest „bandytyzmem” wywalam z miejsca. Dlaczego? Aby mu pomóc zrozumieć gdzie pion gdzie poziom, brak pojęcia czego nie rokuje nigdy dobrze na przyszłość. Jeśli do tego zacznie wtrącać się socjalizm mówiąc mi czego mi nie wolno a co muszę to mnie taki biznes nie interesuje i olewam „dawanie szansy młodym”, „kreowanie jobs”, i całą reszte.

          1. W warunkach konkurencji i wolnego rynku tak jak piszesz że postępujesz postępowałaby pewnie większość pracodawców. Niestety mamy cholerny socjalizm, słabą konkurencję na rynku o pracownika etc. W efekcie korporacje (nie żebym się czepiał koroporacji – powiedzmy (najczęściej) duże firmy) korzystają z tej sytuacji oferując bezpłatne staże i przysłowiowe gruszki na wierzbie w postaci niby tam jakiegoś doświadczenia.
            Mój znajomy wyjechał po studiach za granicę (nawiasem mówiąc w czasie studiów też odbył dwa interesujące jak by się wydawało staże), złapał dobrą robotę bez żadnego doświadczenia w dziedzinie w której działała jego przyszła firma bo firma zobaczyła w nim potencjał (gość jest zwyczajnie bardzo inteligenty). W efekcie firma wyszkoliła sobie pracownika na długie lata. Nie były potrzebne żadne staże i inne duperszwance.
            Chcę powiedzieć że w naszej skoślawionej przez socjał rzeczywistości zdecydowana większość staży jeśli nie instytucja stażu w ogóle jest patologią samą w sobie, takim mirażem na który mogą pozwolić sobie pracodawcy wobec pracownika w warunkach ograniczonej konkurencji.

    2. Co jest złego w bezpłatnym stażu ? Płaci się za naukę, to dlaczego nie za STAŻ ? Przypominam, STAŻ, przyuczenie, a nie zatrudnienie ?

      Osobną sprawą są staże trwające kilka miesięcy / lat… i tradycyjna w Polsce patologia słusznej idei stażu, traktowania stażystów w firmach albo jako „odczepnych” (kawa & ksero) albo jako darmowej siły roboczej.

      Natomiast bandyckim rozwiązaniem, z niezrozumiałych ze mnie względów, popieranym przez cynik9 są absurdy o umowach o zakazie konkurencji. Co jak co, ale TO powinno być zakazane prawnie.

      1. Proszę mnie nie rozumieć źle. Jeśli chcę się czegoś nauczyć i mam zamiar za to zapłacić, proszę bardzo. Staż, szkolenie, wolna droga. Jeśli dostaję bezpłatnym stażem w twarz podczas zatrudniania na stanowisko odpowiadające wykształceniu – pańszczyzna i bandyctwo. Człowiek po skończonej nauce nie ma praktyki, ale jeśli jest przynajmniej średnio zdolny szybko jej nabierze. Moja wypowiedź tyczy typowego polskiego piekiełka, w którym człowiek z zasobem wiedzy jest traktowany jako bezużyteczny. Poza tym jaki mam bat na osobę „pracującą na stażu” za free jeśli coś sknoci? Zwolnię, złą opinię wystawię? Straszyć odpowiedzialnością finansową nie ma jak bo nie zarabia. Nie ma wtedy relacji – dostajesz pieniądze za dobrze wykonaną pracę, za błędy walimy po pensji do zwolnienia włącznie. Moim zdaniem Cynik9 obraca się w kręgach, gdzie brak wynagrodzenia za pracę jest czymś niezrozumiałym, stąd pewne nieporozumienia trudne do wyjaśnienia w kilku linijkach wpisu.
        Co do zakazu konkurencji, moim zdaniem jak się ktoś zwolni to jest już nie do wytropienia. Jeśli pracuje u mnie, to niech nie robi na boku w firmie stanowiącej dla mnie konkurencję albo, co gorsza, zaczyna podkradać pracę dla własnej lewizny.

        1. Moim zdaniem Cynik9 obraca się w kręgach, gdzie brak wynagrodzenia za pracę jest czymś niezrozumiałym – zgadza się. Fair pay for fair work. Nie jestem specjalnym zwolennikiem bezpłatnych staży i kłócę się trochę z pozycji adwokata diabła… Ale dobija mnie socjalizm dokładnie taki jak świetnie opisuje to Robert tutaj https://twonuggets.com/dwagrosze/2011/09/zycie-walczy-z-socjalizmem.html#comment-16808 i tu jeńców nie biorę… 😉 Im mniej państwa tym lepiej. Cała patologia z pośredniakami i kontraktami czasowymi jest w dużej mierze skutkiem socjalizmu i próbą obejścia przez życie co bardziej agresywnych punktów socjalistycznej ortodoksji o rzekomej „ochronie pracownika” itp.

        2. @Ciemna Śrubka

          Co do zakazów konkurencji po ustaniu stosunku pracy to jest zwyczajny bandytyzm, i jako taki powinien być zabroniony przez prawo, i powiem więcej – ścigany z urzędu.

          Natomiast nieautoryzowane użycie środków firmowych do własnych celów zarobkowych w trakcie trwania stosunku pracy, jest zwyczajną kradzieżą, a w przypadku świadczenia tej pracy na rzecz konkurencji – recydywą.

          1. Wszelkie zakazy po ustaniu stosunku pracy są po prostu martwym przepisem. Firma wpychająca takie zapisy do umów musi mieć tego świadomość, a prawo które to dopuszcza jest do bani. Wiadomo, że „konstruktor rakiet” nie zajmie się się handlem warzywami, tylko wykorzysta swój atut jakim jest wiedza i doświadczenie w swojej dziedzinie. Konkurencji warto takiego człowieka przyjąć i schować żeby nikt się nie dowiedział o jego pracy dla nich. O ile ktokolwiek będzie się przejmował tym co dana osoba robi i gdzie. Dopuszczenie takich zapisów przez prawo jest przykładem kolesiostwa miedzy korpo a rządami, żeby nie powiedzieć dosadniej.

            @Cynik
            Chciałbym się dowiedzieć, w jaki sposób Robert prowadził rekrutację. Jeśli na warunkach takich jak wybór Chińczyków do budowy autostrady, to otrzymał to za co zapłacił – nie znam szczegółów, nie oceniam. Swoją drogą przedstawił przykłady krętaczy, których życie ma oduczyć chamskiego zachowania, a nie chronić socjałem.
            Porządkując dyskusję o stażach – niesnaski mogą być wywołane zubożeniem języka:)
            Kiedyś obowiązywał zwrot „terminator”, kojarzący się dzisiaj z elektronickim mordulcem. Terminator pobierał naukę pod nadzorem mistrzów. Wykonywał przydatną pracę dla swojego warsztatu otrzymując w zamian umiejętności i glejt.
            Później terminator odbywał staż. Pod mniejszym nadzorem, już jako znający fach pracownik, bardziej samodzielny. Otrzymywał zapłatę za pracę, bowiem podstawowa nauka się skończyła. Oczywiście nikt się wszystkiego nigdy nie nauczy, a wymagając tego od świeżych pracowników dochodzimy do wypaczeń, pracownik udaje że wszystko umie, a zatrudniający udaje że mu wierzy.
            Po stażu stawał się mistrzem, majstrem, specjalistą, jego praca jest coraz lepsza, wydajniejsza, jest samodzielny. I może uczyć innych.
            Dzisiaj pojęcia „terminator” nie ma, zostało zastąpione stażem. To źle, ponieważ zatarła się granica między pracownikiem młodym z b. małą praktyką, ale znającym fach, a uczniem. I to właśnie wykorzystują firmy waląc po rogach tych, którzy swój termin już w procesie edukacji odbyli. Rząd dokłada do tego swoje idiotyczne pomysły samemu wprowadzając zamęt i nie do końca wiedząc o co chodzi.
            W Polskiej rzeczywistości można udowadniać glejtami że się ma wiedzę i praktykę, a otrzymać propozycję „pracy na stażu”. Ludzie przyparci do muru łudzą się, że zostaną później przyjęci na danym stanowisku zamiast poczekać aż druga strona skruszeje i dojdzie do wniosku, że pracę trzeba kupić zamiast cwaniakować. Natomiast jeśli ktoś się uczył na historyka, a teraz ma produkować taborety, to niech się najpierw nauczy trzymać młotek… na terminie właśnie:) Najgorsze jest to, że spora liczba zatrudniających nie zachowuje się konsekwentnie, mimo głoszonych haseł wolnego rynku sami mataczą i dążą do układów zamiast z otwartą przyłbicą stawać w szranki konkurencji. Problem jest głęboki i obie strony muszą ustąpić pola żeby sprawę wyprostować. W przeciwnym razie błędne koło będzie trwać. Dzisiejsza „ochrona” pracownika w postaci prawnych dziwolągów i związków zawodowych jest chora ponieważ stała się przyczyną. Kiedyś była skutkiem – masy miały jedyną drogę wybrnięcia z bagna istotnie grabiącego je konglomeratu posiadaczy i państw, poprzez zjednoczenie i występowanie w masie. Minął czas, konglomeraty się rozpadły, skutek zamiast zniknąć stał się przyczyną dzisiejszego stanu rzeczy szukającą usprawiedliwienia racji bytu. Wiele jest takich idei, jak chociażby feminizm(wchodzę na cienki lód:), który był potrzebny. Osiągnął swój cel, stał się zwyrodniały i idiotyczny objawiając się dzisiaj chociażby w postaci parytetów – kobiety na traktory! 😀 Taki widzę obraz przemian społecznych. Nauczę się więcej, może obraz się zmieni.

          2. Nie wiem czy „terminator” czy raczej uczeń -> czeladnik -> mistrz ale punkt jest b.dobry. Jak bym tylko zamiast oględnego „zatarła się granica” powiedział wprost – to socjalizm screwed up everything regulując, wprowadzając nakazy i minima, ingerując we wszystkie aspekty prowadzenia biznesu. Potrafię sobie doskonale wyobrazić zajętego mistrza we wziętym warsztacie u którego stale są otwarcia dla młodych. Cześć z nich wykruszyłaby się po paru dniach, część po tygodniach, cześć może by nawet oberwała pasem 😉 jak dawniej bywało, reszta by się pięła zdobywając fach i wychodząc w końcu na ludzi. Jeżeli jednak socjalizm zaczyna się wpiep… w biznes mistrza mówiąc mu kogo nie może wyrzucić i kiedy czy ile komuś za coś musi płacić to jest rzeczą rozsądną że prędzej sam będzie robił w mniejszym układzie zamiast rozwijać biznes, dawać pracę innym, i użerać się z socjalizmem na każdym kroku.

            Ktoś się niedawno pytał: co z mniej zdolnymi? Właśnie to! Ale i tu socjalizm przeszkadza.

  28. Może nie w temacie , ale ciekawą informację podano odnośnie złota libijskiego. Zmieniło podobno położenie z pomocą Tuaregów na Niger 🙂

  29. Jest też drugi punkt widzenia, jakoś dziwnym trafem rzadko poruszany w mainstreamie. Nie spodziewałem się jednak, że zostanie pominięty na libertariańskim blogu.

    Umowa na czas nieokreślony jest bardziej wiążąca nie tylko dla pracodawcy, ale też dla pracownika. Jeśli niewspomniany w tekście pracownik trafi na kretyna, który oddał mózg do muzeum wyrobów gumowych, a nie na szefa ogarniającego temat to w jego (pracownika) interesie jest jak najszybciej się z takiego układu wymiksować. A mimo wszystko z umową na czas nieokreślony elegancko zrobić się nie da… Kwestie finansowe są drugorzędne bo b. rzadko się to tak łatwo kalkuluje i przelicza obciążenia.

    W tym momencie mogę powiedzieć, że mam duże szczęście co do miejsca zatrudnienia, ale zawsze umowę na czas określony traktowałem jako gwarancje swobody zmiany pracy. A gdyby jeszcze tak nie znieść obowiązek odprowadzania ZUSu to już w ogóle hajla-bajla – czy to samozatrudnienie czy praca najemna byłaby dużo przyjemniejsza.

    1. zawsze umowę na czas określony traktowałem jako gwarancje swobody zmiany pracy.
      Bardzo dobry punkt. Moje doświadczenie jest takie że pracownik który chce wybyć powinien móc wybyć natychmiast,
      no hard feelings. Inaczej produkuje tylko złą krew po obu stronach. Lepiej w takich sytuacjach skupić się tylko na takich rzeczach jak zakaz pracy dla konkurencji który profilaktycznie podpisał wcześniej…

      1. @cynik9

        Bardzo niebezpieczne podejście – pacta scund servenda….
        … jeżeli pracownik będzie mógł po prostu wstać i wyjść bez niezbędnego minimum uregulowania spraw pozostawianych i bez innych konsekwencji, to będzie to gorszym argumentem przeciwko zatrudnianiu kogokolwiek niż najwyższy socjal.

        1. O nie, nie. Elastyczność gwarantowana obu stronom – w innym wypadku znów mamy do czynienia z socjalizmem.

          Jeżeli pracodawca obawia się, że pracownik może mu z dnia na dzień czmychnąć to może powinien zastanowić się co w jego firmie nie działa.

          1. @sunrrise

            Co za „elastyczność” ? Owszem, przedsiębiorstwo powinno być tak zorganizowane, aby odejście pracownika – nawet nie na skutek jego woli, ale np. wypadku – nie powodowało rozpadu całego procesu.
            Tzn. pracodawca i pracownik powinni MÓC tak się umówić – jeżeli to ich wola – natomiast powinni mieć możliwość wymuszenia innego rozwiązania.
            Tzn. pojęcie ciągłości biznesu większości „szczękobyznesmenów” jest zazwyczaj obce, ale przy bardziej złożonych przedsięwzięciach nie można poprostu polegać na kaprysach losu i ludzi i rzucić wszystkiego na żywioł. I dlatego powinna być możliwość wyegzekwowania – szybkiego – od dowolnej ze stron umowy dotrzymania jej warunków.

            I prywatnie uważam, że cały socjal ze wszystkimi jego wadami (a szczególnie urlopy) JEST potrzebny – szczególnie na etapie rozwoju Polskiej gospodarki. Przy tragicznie niskiej kulturze organizacyjnej w firmach i podejściu „jeszcze więcej tyrajmisiu” to własnie ciągnięcie garba socjalu wymusza minimum organizacji. TO jest przykre.

            Wreszcie – liberalizację rynku utrudnia tak naprawdę durny pomysł ścisłego powiązania ubezpieczeń z pracą. Ludzie boją się nie tyle utraty pracy, co JEDNOCZESNEJ utraty prawa do świadczeń zdrowotnych, ubezpieczeń od wypadków w drodze do/z pracy, ciągłości pracy i odkładnia na emeryturę itp. Nawet obecny kulawy system byłby O NIEBO lepszy gdyby funkcjnowało PEŁNE UBRUTTOWIENIE wynagrodzeń i pracownik opłacał choćby podstawy składek na obowiązkowe ubezpieczenia SAM, bez korelacji z byciem gdzieś/przez kogokolwiek zatrudnionym

          2. Ludzie boją się nie tyle utraty pracy, co JEDNOCZESNEJ utraty prawa do świadczeń zdrowotnych, ubezpieczeń od wypadków w drodze do/z pracy, ciągłości pracy i odkładnia na emeryturę itp

            Z tym się spotkałem w Ameryce gdzie ubezpieczenie zdrowotne jest związane z pracą i benefits wahają się znacznie od pracodawcy do pracodawcy. W warunkach europejskich jednak ta teza nie trzyma się kupy ponieważ systemy socjalne nie są związane z pracodawcą który co najwyżej zbiera składki. Kto konkretnie w PL traci prawo do świadczeń zdrowotnych z powodu utraty pracy?

  30. Z tym czasowym zatrudnieniem to nie jest tak prosto jak się wydaje. Pomijam tu kwestię związków zawodowych i związanych z tym ograniczeń. Jest to rozwiązanie atrakcyjne dla pracownika pod warunkiem, że rynek pracy pozwala mu na szybkie zdobycie nowej pracy na nie gorszych a najlepiej lepszych warunkach (ostatnio tak było kilka lat temu i to nie na terenie całego kraju). Natomiast jeśli rynek jest delikatnie mówiąc przetrzebiony (tak jest teraz) i by zdobyć nową pracę (mówimy o typowej pracy) trzeba szukać jej np. pół roku (czasami dłużej) to nie wygląda to już tak różowo. Niestety na skutek wysokich koszów pracy wypłacane pracownikowi pensje są raczej niskie co w efekcie zdecydowanej większości pracowników nie pozwala zbudować sobie „poduszki finansowej” na czas gdy pracy nie będzie. Człowiek, który nie posiada kapitału by przetrwać przez choćby kilka miesięcy do czasu znalezienia nowej pracy jest absolutnie ubezwłasnowolniony i zależny od pracodawcy. Nie każdy może w przewie między szukaniem nowej pracy odpowiedniej jego możliwościom i kwalifikacjom nająć się do noszenia cegieł czy kopania rowów. Zresztą często taka praca nie pozwoli na zaspokojenie podstawowych potrzeb człowieka tylko wyczerpie siły fizyczne i psychiczne jednostek słabszych (jakie takie jedzenie, opłata niezbędnych rachunków bytowych). Stajemy wtedy przed prozaicznym dylematem – „za mało by żyć, za dużo by zdechnąć”.

    Nie tak dawno były robione takie badania i wyszło z nich ze zdecydowanie ponad połowa jak nie blisko 70% pracowników żyje od przysłowiowego pierwszego do pierwszego. Z reguły pojawiało sie to w kontekście że Polacy nie oszczędzają na swoja emeryturę (a z czego mają oszczędzać ?). I nie wynika to z faktu polskiej rozrzutności ale z faktu realnego ubóstwa i niskich płac. Taki pracownik obawiający się o pracę i nie mający zabezpieczenia finansowego będąc na umowie na czas określony musi pogodzić się z tym że w ciągu 2 tygodni zostanie wylany lub gdy umowa sama z siebie dobiegnie końca. Będąc w takiej sytuacji będzie on zamiast wydajnie pracować albo cały czas szukał sobie backupu (jeśli ma rozum) albo będzie całkowicie ubezwłasnowolniony i zależny od humoru i „chciejstwa” pracodawcy gotowy zrobić „wszystko” byle go nie wylali *(wydajna praca na rzecz pracodawcy to może być czasami za mało by ocalić posadę). By nie wylecieć pod byle pretekstem będzie godził się na rzeczy na jakie nie zgodził by się pracownik na umowie bezterminowej. Pracodawca będzie zmuszał go np. do wykonywania pracy na zasadach i w sposób nie przewidzianych umową, zmuszał go np. do pracy w nadgodzinach nie płacąc pieniędzy lub nie pozwalając odbierać dni wolnych itp. Pracownik będzie się na to godził z obawy, że w razie odmowy wyleci w ciągu 2 tygodni lub nie przedłużą mu umowy na kolejny okres. W zamian za „hardego” pracownika pracodawca zatrudni sobie kolejnego nie świadomego „niewolnika”, którego będzie eksploatował, aż mu się znudzi albo gdy „niewolnik” sam ucieknie (gdy zdoła znaleźć lepszą pracę). Ten mechanizm funkcjonował swego czasu bardzo udanie w polskiej sieci sklepów spożywczych należących do portugalskich poganiaczy niewolników. Z obawy o pracę ludzie robili po 12-15 godzin na dobę , dźwigali ciężary które powinni dźwigać olimpijczycy, terroryzowali podwładnych i współpracowników, i zamieniali się w bezwolne i nie zdolne do oporu i zrzucenia jarzma automaty.

    Trzeba pamiętać że praca na czas nieokreślony daje uczucie pewnego bezpieczeństwa, które jest nam wszystkim potrzebne by z obawy o finansową stabilność nie popuszczać w spodnie albo nie dorobić się zawału (nie stać nas na leczenie w ramach NFZ to i nie stać nas na chorobę) . Nie każdy w naszym kraju jest cenionym i wysoko opłacanym „freelancerem”, który sam wybiera sobie chwilowo pracodawcę i stawkę (każdemu z pracowników życzymy by mógł znaleźć się w takiej sytuacji by samemu dyktował warunki współpracy z pracodawcą)

    Ponadto nasza realna gospodarka (nawet ta, która posługuje się pracownikami okresowymi) patrzy na samo zjawisko z niesmakiem i przy okazji flekuje „ofiary” tego systemu. Wystarczy popytać się o jakikolwiek kredyt konsumpcyjny o hipotecznym nie wspominając gdy jesteśmy zatrudnieni na czas określony. Zapewniam że łatwo nie będzie. Nie masz stałej pracy nie liczysz się, nie jesteś godny zaufania itp. Taka jest przykra prawda i jak na razie nie zanosi się by coś w tej materii się zmieniło. Chyba że pan tow. Arkułowicz do spraw „wykluczonych” weźmie nas wszystkich na ministerialny etat 🙂

    1. Trzeba pamiętać że praca na czas nieokreślony daje uczucie pewnego bezpieczeństwa, które jest nam wszystkim potrzebne by z obawy o finansową stabilność nie popuszczać w spodnie

      Rozumiem genezę tego poglądu ale myślę że jest to nie problem poruszony we wpisie ale raczej czysta kwestia socjalizmu. Socjalizm naładował na pracodawcę tyle szajsu że zakłócił funkcjonowanie wolnego rynku zupełnie. Jeżeli mamy socjał zapewniający siatkę bezpieczeństwa zwolnionym to przynajmniej nie pętajmy rąk pracodawcy trudnościami w wyrzuceniu pracownika, jak trzeba. To uczucie bezpieczeństwa o którym piszesz jest czysto iluzoryczne i będzie coraz bardziej iluzoryczne. W końcu jedynymi „pewnymi” posadami będą posady państwowe a zaraz potem cały socjalizm rąbnie w ścianę i się rozleci. Etat jest pewny jeśli jesteś potrzebny kompanii – taka jest prawda. Nie wtedy kiedy państwo zadekretuje że nie można Cię wyrzucić…

      1. @cynik9

        Ustalmy jedną rzecz: nawet jeżeli ktoś wie, że bezpieczeństwo umowy na czas nieokreślony jest złudne, to płynące z niego poczucie bezpieczeństwa (mniej czy bardziej słuszne) wydaje się realne.

        1. Nie bardzo łapię co to ma do rzeczy. Nie bawię się tu w psychoanalityka lecz przedstawiam jak rzecz widzi pracodawca. Pozwól mu wywalić pracownika w 2 tygodnie – no questions asked – bo o to chodzi i nazywaj umowę jak chcesz, łącznie z umową na 100 lat, „permanentnym zatrudnieniem”, cokolwiek.

          1. ale dokładnie tak się robi podpisujesz umowe o prace na 10 lat a terminem wypowiedzenia 2 tygodnie i już bo inaczej to jest masakra. Po zakończeniu jednego projketu musiałem zwolnić kilka osób i uczciwie im o tym powiedziałem wcześniej hehe 🙂 ostatni raz to było – bo jedna dziewczyna na rugi dzień przyniosła chorobowe i ciągneła tak kilka miesięcya później zaszła w ciążę i nie mogłem nic zrobić przez prawie dwa lata, inna po prostu nie przyjeła wypowiedzienia i wyszła sobie z pracy bez słowa. Na drugi dzień przysłała faxem zwolnienie lekarskei od psychiatry – 🙂 gdyby nie fakt że dawałem jej wypowiedzienie przy kierowniku też miałbym problem ale i tak skończyło się w Sądzie Pracy – i kikla miesięcy w plecy + kupa stresów. a Trzeci gigant zaraz po zwolnieniu zrobił donos do Państwowej Inspekcji Pracy że zatrudniam ludzi nielegalnie .. a oni na taki donos musza zareagować kontrolą … i w ten sposób kolejne kilka tygodni w plecy. Na szczęście inspektor nie był uciązliwi i poszło w iare gładko. na 5 osób tylko jedna zachowała się normalnie.

          2. Robert, dzięki za tę reakcję. Sam bywałem w takich sytuacjach (choć na szczęście nie w PL) i wiem dokładnie jaką kulą u nogi przedsiębiorcy jest socjalizm, prowadzący właśnie do takich wynaturzeń i patologii. Tu nie chodzi o wielkie korporacje z którymi walczy, poniekąd słusznie, {HansKlos}. Kombinacja państwowego socjalizmu i wielkiego biznesu to korporatyzm, będący zaprzeczeniem wolnorynkowego kapitalizmu, i to nie on produkuje gros jobs! Produkują je małe firmy, kilkuososbowe, z 100% – właścicielem, które wykańcza socjalizm i właśnie tego typu rzeczy które opisujesz.

            Mam ochotę oprawić tę wypowiedź w ramki i powiesić na ścianie bo czasem mam wrażenie że jestem na Marsie! 😉

          3. A ja dla odmiany nie przyłączę się do chóru osób potępiających pracowników – i powiem tylko tyle, że ocena ich zachowania ZALEŻY od tego, co im obiecano wcześniej. Nie możesz wymagać, ze potulnie przyjmą zwolnienie, jeżeli wcześniej zaaplikowałeś im corporate bullshit w stylu „rozwojowy projekt, perspektywy” itp. brednie. Proszę pamiętać, że dżentelmańskie zasady obowiązują tylko DWÓCH gentelmanów – gdy jeden z nich się wyłamuje, drugi nie ma obowiązku postępować zgodnie z kodeksem.

    2. Ten wpis pokazuje podstawowy błąd w koncepcji socjalizmu.

      Streszcając: „zupełnie nikt ważny” pisze, że brak państwowych/prawnych/socjalnych (każdy skreśli, co tam chce) zabezpieczeń sprawia, że praca jest za ciążka, niesprawiedliwa, zbyt mało płatna i powodująca ubóstwo, zbyt ciężko jest ją zmienić.

      W tym zdaniu jest „połowa prawdy” – rzeczywiście, charakterystyka obecnej pracy taka właśnie jest. Ale połowa tego zdania to fałsz: to wszystkie zabezpieczenia socjalne są tego POWODEM! Nieszczęsny los 50-70% polskich pracowników jest SKUTKIEM socjalizmu.

      I tego właśnie socjaliści nie rozumieją. Wydaje im się, że wystarczy wydać odpowiednie nakazy, rozkazy, zakazy i prikazy, a świat będzie idealny.

      Eh, po co to piszę, i tak nie zrozumieją …

      1. @Lesio
        Interesujący pogląd – a w zasadzie dualizm poglądów. Zgodnie z pseudoliberalnym podejściem „socjal zły”. Przecież ten „socjal” (czyli wydatki, rezerwy i oszczędności na czas urlopu,dekoniunktury, choroby, emerytury itp) TAK CZY INACZEJ trzeba opłacić. Teraz znaczną część kwoty (ok. 40% na starcie) zawłaszcza i przeważnie marnuje Państwo. Z punktu widzenia pracodawcy jest absolutnie neutralne kosztowo czy odda kasę człowiekowi czy do ZUSu. No chyba, że prezentuje się pogląd pracodawców którzy proponują przejście na DG za kwotę na fakturę równą pensji brutto 😀

        Zresztą, narzekanie na socjal i państwo w Polsce jest i tak conajmniej bezzasadne – o ile firmy zatrudniające pracowników czysto produkcyjnych jeszcze bym zrozumiał, to z czystego lenistwa i betonu przy sterze często dla pozornie nowoczesnych przedsiębiorstw hasła pt. „zadaniowy czas pracy”, „telepraca” i wiele innych udogodnień korzystnych dla obu stron, które (w odróżnieniu od kosztownej i skomplikowanej ustawy o telepracy) po prostu działają, są abstrakcją i nienegocjowalne. Mimo że prawo pracy itp pozwala.

        Wreszcie jęczenie i opowieści o „trudnościach ze zwolnieniem pracownika” to można włożyć między bajki o krasnoludkach. To może być problem w tej (niewielkiej liczebnie, choć eksponowanej) części rynku pracy, gdzie lepsze czy gorsze prawo pracy jest jakoś egzekowane (czyli państwowe posady). W prywatnej firmie NIE MA ŻADNEGO PROBLEMU Z BEZKARNYM złamaniem dowolnego przepisu.

        Ot, jęczenie pseudoprzedsiębiorców marudzących, że miesięcznie 800 PLN ubezpieczeń to straszny, przygniatający wydatek. Jeżeli tak jest, to może minęli się z powołaniem, bo wolnorynkowe zabezpieczenie zdrowotne i emerytalno-rentowe będzie wielokrotnie droższe a i tak konieczne do poniesienia.
        To że cost/effect z państwoego ZUSu to kpina, to oczywiste.
        Dziwne, że nad tym marudzi mało kto. Natomiast za głupie 800-900 PLN / mc bo „koszt” są gotowi umierać 😀

        1. W prywatnej firmie NIE MA ŻADNEGO PROBLEMU Z BEZKARNYM złamaniem dowolnego przepisu.
          Może w Twojej nie ma. Ale {Robert} wcześniej podał Ci doskonały przykład problemów które są więc w te rewelacje po prostu nie wierzę. Podejrzewam że nie prowadziłeś nigdy firmy i dlatego „bezkarne łamanie” kojarzy Ci się z powędrowaniem za kratki. To jest istotnie wątpliwe. Ale chyba nie będziesz się upierał że niepotrzebne płacenie za deadbeat-a przez dwa lata gdy ten wynajduje ciągle nowe kruczki nie jest „karą”? Jest więcej – dopustem Bożym realnego socjalizmu!

          1. @cynik9

            Właśnie miarą cywilizacyjnego zapóźnienia Polski jest działanie prawa – i pracodawca pracownikowi i vice versa może zrobić dosłownie wszystko i czekać 5 lat na wyrok sądu I instancji :D… i odwołanie od wyroku.
            Tzw. socjal działa głównie w miejscach, które nawet istnieć nie powinny (urzędy, spółki skarbu państwa) – poza tym, zaczyna się dżungla i bezprawie.
            Gospodarka to nie tylko urzędy w Warszawie i KGHM.

        2. wolnorynkowe zabezpieczenie zdrowotne i emerytalno-rentowe będzie wielokrotnie droższe
          Widać, że cen nigdy nie porównywałeś i wszystko co piszesz, to domysły. Ale nawet znając podstawy ekonomii wiadomo, że to nieprawda 🙂

          1. @ads

            Demagogia na mnie nie działa. Wolnorynkowe ubezpieczenie jest w liczbach bezwzględnych DUŻO droższe szczególnie – różnica polega na stopie zwrotu, która w Państwowym jest wręcz pomijalnie mała. Mam nadzieję, że to subtelne rozróżnienie jest jasne – choćby dlatego, że ekonomia skali też działa.

            Chyba że jako „prywatne” rozumiesz np. służbę zdrowia w której wykształcony w państwowych szkołach i uczelni za publiczne pieniądze przyjmuje w państwowej placówce korzystając z państwowej infrastruktury… tyle że „prywatnie”.

            Gdybyś miał do czynienia z autentycznie prywatną służbą zdrowia – lekarzem spłacającym kredyt, szpitalem spłacającym kredyt za wszystko od posesji po waciki i wyceną opartą o autentyczne, rynkowe mechanizmy…. to byś zrozumiał.

  31. cynik9
    Gorzej płatna? Nie wiedzieć czemu.
    Tzn. cynik9 rzeczywiście nie wie, dlaczego pracownicy na czas określony są (statystycznie rzecz jasna) gorzej opłacani, czy też kwestionuje występowanie takiego zjawiska? Rozumiem, że w tym drugim przypadku potrafi podać dowody odnoszące się do całej populacji a nie poszczególne przypadki. Wszak prezes banku, nawet na czasowym kontrakcie zapewne jednak zarabia powyżej średniej krajowej.

  32. Pewnie nie byłoby problemu z umowami na czas określony, gdyby pracodawca mógł po prostu zwolnić pracownika. Bez żadnych uzasadnień.
    W firmach prywatnych to jeszcze „jakoś” się udaje, bo zwykle pracownicy nie idą do sądu. Jednak zwolnienie urzędnika bez likwidacji stanowiska to już jest prawie niemożliwe.
    Uprawnienie do 3 miesięcznego wypowiedzenia nabywa się ze stażem, już po sprawdzeniu się w pracy, więc można przyjąć, że jest to akceptowalne.

  33. @Cynik9

    > Oto dowiadujemy się że w ramach walki z bezrobociem premier Tusk
    > zamierza zwalić na pracodawców nowe obciażenia. Te przedsiębiorstwa
    > które za publiczne pieniądze organizują staże dla absolwentów będą
    > musiały później zatrudniać ich na czas określony.

    Z tym akurat nie ma Pan racji. Jesli przedsiebiorcy biora panstwowa kase, to niech robia jak panstwo sobie zyczy. Jak im nie odpowiada, to niech nie biora panstwowej kasy i nie beda mieli „nowego obciazenia”. Natomiast patologia jest to, ze chce panstwo zamierza placic z publicznej kasy za staze.

    A poza wszystkim nie ma sie chyba co przejmowac gadaniem premiera na pare tygodni przed wyborami.

Comments are closed.