And the women come out to cut up what remains,
Jest roll to your rifle and blow out your brains
Nowy inwestor ujawnił się ostatnio w Polsce. Premier Tusk oświadczył że wysłanie nowego kontyngentu mięsa armatniego do Afganistanu jest „inwestowaniem w przyszłość Polski”. Czym oczywiście zaskoczył wielu którzy zaczynali już wątpić czy prowincja wschodnia euro imperium, w kilka dni po zrzeczeniu się suwerenności, ma w ogóle jakąś przyszłość. Teraz już wiadomo że ma. Jest nią najwyraźniej gonienie pusztuńskich pastuchów po Hindukuszu. Czyli inwestycja grupowa tam gdzie nie mamy nic do szukania a jeszcze mniej do znalezienia. Tyle że powroty będą już indywidualne.
Jest rzeczą wysoce niefortunną że kraj tak długo doświadczany latami obcej okupacji ma tak krótką pamięć. Pamięć czasów kiedy sam odprawiał swoich okupantów do domu z dziurką w czole i był z tego dumny. Dopóki kasy starcza armie mogą naparzać się z innymi armiami. Dywizje mogą podrzynać gardła innym dywizjom. Ale trudno będzie najemnikom NATO pokonać ludzi w Afganistanie. Ludzi walczących przed swoimi rodzinami i na swojej ziemi o te rodziny i o tą ziemię. NATO nie ma tam nic do szukania i nic do wygrania. Nigdy nic nie miało w pierwszym rzędzie. Do przegrania ma natomiast wszystko – prestiż, goodwill i sam cel swojego istnienia. Demoralizujący odwrót z bezsensownej i nie prowadzącej donikąd wojny, razem z wrakami ludzi i pojazdów, za kilka lat odbije się rykoszetem w domu. Zakwestionowany zostanie sens samego istnienia NATO które nie potrafiło pobić paru górali z kałachami.
Ale Afganistan nie bez parady nazywany jest cmentarzem imperiów. Złamało sobie na nim zęby imperium brytyjskie w swoim apogeum. W czasach kiedy to słońce nigdy nad nim nie zachodziło a limity imperialnej potęgi wydawały się nie istnieć toczyło tam trzy krwawe wojny. Potem górale przetrącili kręgosłup Armii Czerwonej, zmuszając Rosjan do podwinięcia ogona pod siebie i pospiesznego powrotu do domu.
Niepomne lekcji w Wietnamie na tej samej drodze znajduje się teraz trzecie imperium. Jeszcze się łudzi że wynik nie będzie ten sam. Że jeszcze więcej najemników i jeszcze więcej bomb rzecz uratuje, zmuszając górali do wywieszenia białej flagi. Ale wynik inny nie będzie. Uzbrojona po zęby imperialna machina nie pokona oporu ludzi walczących na swojej ziemi z obcym okupantem. O ile flaga będzie gdzieś powiewała to prędzej ta Talibanu na opuszczonych w pośpiechu helikopterami ambasadach w Kabulu. Nie to aby cały naród stał murem za talibańskimi fanatykami. Ale cały będzie stał przeciwko obcym okupantom.
Na tą bezsensowną awanturę premier Tusk wysyła więcej Polaków na skinienie Obamy. Twierdzi publicznie że to „inwestycja”. Jakby cierpień, trupów i kosztów w dotychczasowej „inwestycji” nie było i tak zbyt wiele. Mimo nawet tego że inną „inwestycję” w tarczę rakietową Obama mu właśnie bezpardonowo skasował. Kompromitując tym zresztą całą polską politykę zagraniczną utrzymującą od lat że bez tego Rosja zje nas żywcem.
Rząd nie uzależnił zwiększenia polskiego korpusu ekspedycyjnego nawet od symbolicznego gestu zniesienia wiz na który ponownie szukający frajerów amerykański prezydent mógłby się w końcu zdobyć. Mógłby się zdobyć, ale nie musi. Bo murzynów nie potrzeba przecież w Nowym Jorku ale w Afganistanie. A wiz do Afganistanu nie potrzeba. I nawet podróż może wypaść taniej bo bilet tylko w jedną stronę…
Jeżeli taka ma być przyszłość Polski w którą premier Tusk chce inwestować to zastanowić się poważnie należy nad zashortowaniem tego waloru… Naked.
©2009 DwaGrosze
True, również optuję za znalezieniem sobie pozytywnie kojarzącej się maskotki.
a'propos suwerenności
cytuję:
"Znakomitym przykładem takiego postępowania jest niedawna deklaracja premiera Donalda Tuska o wysłaniu kolejnego kontyngentu askarisów na wojnę w Afganistanie. Rząd przedstawia to jako własną decyzję, podjętą po rozmowie z amerykańskim prezydentem Obamą, ale przecież żyją jeszcze ludzie pamiętający, jak przed kilkoma tygodniami amerykański ambasador Lee Feinstein dziękował polskiemu rządowi za podjęcie decyzji o wysłaniu dodatkowego kontyngentu askarisów do Afganistanu. Minister obrony Bogdan Klich sprawiał wrażenie zaskoczonego, że to niby żadnej decyzji w tej sprawie jeszcze nie podjęto, bo przecież ostatnie słowo ma Zwierzchnik Sił Zbrojnych, czyli pan prezydent – ale okazuje się, że ambasador Feinstein wiedział lepiej. Co tu ma do gadania jakiś tubylczy minister, czy nawet prezydent, kiedy starsi i mądrzejsi decyzję w sprawie askarisów już podjęli?
W tej sytuacji wygląda na to, że telefoniczna rozmowa z prezydentem Obamą pozwoliła premieru Tusku uratować pozory, że to niby o wszystkim zdecydował sam. Trzerba powiedzieć, że ze strony prezydenta Obamy to duża uprzejmość, bo przecież askarisi zostaliby wysłani i bez tej rozmowy. Ale – powiedzmy sobie szczerze – co prezydentowi Obamie szkodzi okazać trochę uprzejmości tubylczemu mężykowi stanu, któremu zależy już tylko na ratowaniu pozorów? Nic mu nie szkodzi, zwłaszcza że za wysyłkę askarisów i ich pobyt w Afganistanie Polska zapłaci tak, jak płaci do tej pory. Jeśli wierzyć ministrowi Klichowi – ale czy któremukolwiek ministrowi można dzisiaj wierzyć? – ponad 600 milionów złotych rocznie. Ale dzięki temu możemy uczestniczyć w podtrzymywaniu tam iluzorycznej władzy amerykańskiego agenciaka Hamida Karzaja, co w oficjalnej nowomowie nazywa się „umacnianiem demokracji”.
całość tutaj:
https://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=1043
pozdrowienia dla Cynika 🙂
ps.
proszę w końcu wyrzucić tego diabła,to nie jest dobre towarzystwo