To energia, stupid

Mimo że jest dobrze a będzie jeszcze dobrzej, przynajmiej dopóki pani Zielińska i inni zieloni hunwejbini będą wciąż w rządzie, media zaczynają dostrzegać że firmy uciekają z Polski. A już myśleliśmy że po deklaracjach Zielińskiej jednostronnego przyspieszenia celów klimatycznych w Polsce firmy będą się raczej tłoczyć w kolejce aby tylko do Polski wejść. Czyżby nie podobał się im Nowy Zielony Ład Zielińskiej i jego nieodłączny skutek – droga energia?

Na to wygląda. Niemal każdego dnia słyszymy o zamknięciu jakiejś firmy, biadoli na przykład portal money.pl.

energia

Istotnie, fala zwolnień wydaje się nabierać tempa. Parę setek zwolnionych tutaj, parę setek tam i się wnet zbierze z tego pokaźna liczba. Żurnalistom frontu ideologicznego najwyraźniej zadano temat, więc szukają przyczyn na komendę, od całkowicie śmiesznych do mało prawdopodobnych. To pewnie dlatego że druga część komendy była ostrzeżeniem – i tylko niech nikt mi tutaj nie wyjeżdża z kosztami energii.

No więc mamy wierzyć że przyczyną zaczynającego się dopiero exodusu firm z Polski są rzeczy takie jak rosnące wynagrodzenie minimalne, jak silny złoty czy jak pogarszające się perspektywy demograficzne. Coś może na marginesie się z tym łączyć. Ale jeżeli szum ten istotnie byłby choć w części prawdą to sytuacja jest jasna. Należy zgasić światło i poddać się Indii, bo nie mamy najmniejszych szans na konkurencję z nią w tych właśnie punktach. Chcemy się bić z Indią na demografię? Czy na niższą płacę minimalną?

Bill Clinton uzasadnił kiedyś swoje zwycięstwo nad Bushem seniorem mówiąc it’s economy, stupid. Stan gospodarki, a nie co innego, decyduje o tym jak ludzie głosują. Parafrazując to nieznacznie zgódźmy się że decydujące o wszystkim, w tym o gospodarce, są ceny energii. Astronomiczne jej ceny gospodarkę unijną pogrążają. Tutaj jest pies pogrzebany.

Wysokie ceny energii zabijają wzrost gospodarczy od czego większość kłopotów w gospodarce bierze swój początek. Od początku rodzaju ludzkiego wszędzie okresy postępu i prosperity korelują się z okresami obfitości taniej energii i dostępności surowców. Pod rządamu zielonych fanatyków EU popełnia samobójstwo gospodarcze,  realizując ich wariacki program Zielonego Ładu. W dodatku w sposób bezdennie głupi unia obłożyła się sama bezsensownymi sankcjami „na Rosję” w ramach których odcięła się od taniej energii rosyjskiej. Wysadzenie w powietrze przez sojusznika rurociągów NordStream też prawdopodobnie nie pomogło. Wszystko to razem skutkuje teraz, w sposób przewidywalny, astronomicznym wzrostem cen energii.

Z energią skokowo znacznie droższą przemysł niemiecki, tradycyjna siła napędowa całej gospodarki EU, zaczął się dławić tracąc swoją konkurencyjność. Wymusza to zamknięcie wielu zakładów lub ich exodus do USA i do Chin, gdzie mogą prosperować. Ten proces deindustrializacji Niemiec trwa. Polska trend ten powtórzy ponieważ od lat  była poddostawcą gospodarki niemieckiej. Jasne jest że kompanie niemieckie, ani te migrujące z Niemiec ani te zamykane, swoich polskich poddostawców potrzebować raczej nie będą.

Wiele szumu zrobiła za to zapowiedź Intela otwarcia w Polsce fabryki półprzewodników, razem z podobnym obiektem w Magdeburgu. Okrzyczano to jako wielki sukces. 20 mld zł! Największa inwestycja zagraniczna w Polsce! Praca prosta opuszcza Polskę ale wysoka technologia do niej wkracza. Może w takim razie alarmy są przedwczesne?

Nikt poczytalny nie będzie chyba twierdził że Intel wybrał Polskę z uwagi na jej płacę minimalną, którą chcemy konkurować z Indią, albo dlatego że złoty z €4.5 wzmocnił się aż na €4.3. Ale koszty energii miały tu z pewnością decydujące znaczenie. Nowoczesna fabryka przyrządów pólprzewodnikowych pochłania masy energii, porównywalne z dużym miastem. Jej koszty są istotnym faktorem.

Jeżeli teraz kraj, z nieodpowiedzialnym rządem, wskakuje ochoczo do „Zielonego Ładu”, zamykając własne górnictwo węgla, i do tego odcina się od taniej energii rosyjskiej w ramach „sankcji”, to przecież prąd musi podrożeć wielokrotnie. W konsekwencji inwestor swoje założenia też musi zrewidować. No i Intel je zrewidował, wycofując się z planowanej inwestycji w Polsce.   Z Niemiec zresztą  też.   I po ptakach.

Zastanawiające jest jedynie to jak można jeszcze halucynować że „nie ma w tym żadnej naszej winy”:

energia

Nie nasza wina? A czyja?  Czy tylko złej  Urszuli?  A może wysokie ceny energii spadły nagle z nieba,  niczym ostatnie ulewy w Sudetach?

20 Replies to “To energia, stupid”

  1. FYI – wygląda na to że „nonce verification error” który pojawiał się przy komentowaniu został rozwiązany. Dziękuję bardzo za zasygnalizowanie tego problemu. MOD

  2. Poza tym instalacje fotowoltaiczne pogarszają obciążenie systemu eneregetycznego – np jeśli ktoś ogrzewał się gazem i przeszedł na fotowoltaikę (do czego nas zmusza UE) to popatrz – do tej pory zużywał tylko tani gaz, a teraz zamiast taniego gazu wykosztował się ogromnie na fotowoltaikę i jeszcze wziął kredyt (oczywiście dostał na to dofinansowanie od państwa, które na ten cel zwiększyło podatki w całym państwie zwiększając koszty życia itd), a fotowoltaika nie działa w nocy, więc grzeje prądem z elektrowni węglowej na którą nałożono opłaty klimatyczne podwyższając cenę prądu jeszcze bardziej. No to jak ma być tanio ?

  3. Instalacje PV według mnie nie mają sensu ekonomicznego w PL. Ale państwo, windując ceny prądu im taki sens nadało. Pomijam tu, że do inwestorów jeszcze nie dotarło, że ich instalacje będą działać 10-12, zamiast obiecanych 25 lat

    https://www.sciencedirect.com/science/article/pii/S0038092X23003080#f0010

    bo to czyni te instalacje ledwie opłacalnymi lub wręcz nieoplacalnymi nawet przy tak wysokich cenach prądu, jakie mamy. Niemniej przez te pierwsze 10-12 lat powinniśmy mieć taniego prądu pod korek, a mamy przecież dalej drożyznę. Wygląda więc na mój gust na to, że drożyzna prądu nie bierze się z jego braku, ale jest skutkiem celowej polityki i wysokiego opodatkowania.

    1. powtarzając poprzedni post – w systemie kompletnie screwed up nie jest możliwe mówienie o drożyźnie czy taniźnie bo wszystko jest sztuczną ekonomią i jest funkcją manipulacji przez funkcjonariuszy. Ktoś jakieś koszty zamortyzuje a jakieś nie, czy da jakieś subsydia lub nie da, i całość albo jest „tania” i się opłaca, albo jest „droga” i się nie opłaca. Podejrzewam że to samo może być z pompami ciepła – opłacalne w zależności od urzędników i gorącej pary marketingowej.

      Prawdopodobnie najbardziej efektywna kosztowo forma ogrzewania OZE to staromodny piec kaflowy na garść suchego drewna… ;-D

  4. Przyznam się, że nie do końca qmam jak to jest z tymi wysokimi cenami energii w kołchozie. W PL np. ludzie, w większości własnym kosztem, wykonali ca. 1.5 mln instalacji PV. Państwo dołożyło im trochę do tego, ale znacznie mniej niż musiałoby wydać na budowę nowych elektrowni tradycyjnych. Niby te instalacje produkują prąd tylko 8 miesięcy w roku, a zimą nie produkują, ale za to w lato jest w związku z tym mniejsze zużycie surowców energetycznych w tradycyjnych elektrowniach, prowadzące przecież do oszczednosci. To sugeruje, że prąd powinien być tańszy, a wcale nie jest. Dlaczego?

    Poza tym będąc na wakacjach na Krecie, gdzie słońce praży od rana do nocy niemiłosiernie, zszokowalem się zauważając, że tam prawie nikt nie ma PV na dachu. W kreteńskich górach widziałem 2 średniej wielkości farmy PV i tyle. Myślałem, że to wynik niskich cen prądu w Grecji, czyniących inwestycje w PV nieoplacalnymi. Ale gdzież tam, Grecja ma w detalu wyższe ceny prądu niz PL. Czemu więc ludzie nie robią tam instalacji PV mając o niebo lepsze warunki niż my? Jakoś nie mogę sobie ułożyć spójnego obrazu tego zjawiska.

    1. Do gruntu screwed up jest sam pomysł odsprzedawania „nadwyżek” i cały model „handlu” energią z państwem. Nie wiadomo właściwie nic na temat prawdziwej opłacalności która może być manipulowana ideologicznie w szerokich granicach i jest. Myslę że aby PV miały minimum sensu konieczne jest wyłączenie państwa wogóle i przejście na model autonomiczny: sam inwestuję w instalację po cenach rynkowychi sam produkuję energię na własne potrzeby, oraz o ile się da sam nadwyżki magazynuję. Resztę biorę z sieci też po cenach rynkowych.

      Idiotyzmem jest też samo mówienie o PV w sytuacji gdy kraj nie zapewni sobie najpierw dostatecznych ilości energii ze źródeł namaszczonych przez eko-terrorystów jako dopuszczalne, ale z pominięciem OZE. To jest, najpierw zapewniasz sobie obfitość energii tradycyjnej po cenie rynkowej, a później ekonomię tego starasz się polepszyć stopniowo otwierając się na PV, ciągle w oparciu o wolny rynek i model autonomiczny.

      1. PV miały minimum sensu konieczne jest wyłączenie państwa wogóle i przejście na model autonomiczny: sam inwestuję w instalację po cenach rynkowychi sam produkuję energię na własne potrzeby, oraz o ile się da sam nadwyżki magazynuję.

        Tak właśnie robi dużo ludzi w Alpach. Jeśli mają domki sporo powyżej doliny, to woda nie jest problemem, ale linii energetycznej nie ma. Stawiają więc panele z baterią akumulatorów i sprawdza się to całkiem nieźle, a lokalne władze z reguły nie robią z tego problemu (ochrona krajobrazu i tego typu sprawy). Energia praktycznie za darmo. Dodatkowo jest generator jako ubezpieczenie na wypadek złej pogody.

        1. W CH problem jest taki że każda adaptacja dachu w kierunku PV, nawet nieznaczna modyfikacja nachylenia, jest trudna do przeprowadzenia. Alpy mają pozostać skansenem…

          1. Montaż PV na dachu to nieporozumienie. To tak, jakby mieć spawarkę na dachu

            https://czysteogrzewanie.pl/jak-to-sie-robi/fotowoltaika-jak-uruchomic-wlasna-instalacje-krok-po-kroku/prad-staly-w-fotowoltaice-szczegol-w-ktorym-tkwi-diabel/

            Włączy się niespodziewanie, kiedy panel ulegnie delamina ji i utworzy się mostek przewodzący. Jak można przeczytać w poprzednim materiale, który linkowalem, proces ten ujawnia się po 10-12 latach działania paneli, a potem przyspiesza. W innych krajach, które zaczynały wcześniej to już jest widoczne

            https://www.thefpa.co.uk/news/solar-panel-fires-on-the-rise-leading-to-fire-safety-worries

            Podobne artykuły można Pan znaleźć też z USA czy Australii. Żeby sobie nie zrobić kuku trzeba albo montować panele na gruncie, albo robić instalacje od razu robiące konwersję do prądu zmiennego (mikroinwertery), ale wtedy, jeśli chce się mieć bank energii to trzeba robić kolejną konwersję przed ładowaniem akumulatorów i kolejną kiedy chce się z tego prądu skorzystać.

          2. @cynik9
            To że w CH jest bardzo restrykcyjnie, to wiem. Pewnie im wyżej od doliny, tym gorzej. Rozmawiałem natomiast z człowiekiem śledzącym temat w Italii i mówił mi, że nie utrudniają tam życia aż tak. Instalacja na dachu z reguły jest akceptowana. Natomiast każda permanentnie stojąca instalacja, czyli nie dach, musi być zatwierdzana przez komisję prowincji i tu się robi ciężko, jeśli mowa jest o starych kamiennych domkach pasterskich, bo prośba o postawienie czegoś ekstra zazwyczaj spotyka się z odmową.

          3. @Łoś
            Ten pierwszy link jest trochę za bardzo sensacyjny. Skąd tam ktoś wziął napięcia stałe do 1000V? Z setek pojedynczych ogniw połączonych szeregowo? Jeśli tak, to natężenie kilkudziesięciu amperów (nie „amper”…) wymagałoby całej farmy paneli, a nie dachu. Przy powierzchni przeciętnego dachu będzie to albo duże natężenie (na ogół), albo duże napięcie. Jasne, łuk się może zaświecić przy prądzie stałym, ale jak ktoś ma niechlujnie połączone albo niezabezpieczone przewody, no to cóż można więcej powiedzieć. Przy prądzie zmiennym przewody się w końcu przepalą, ten „gorący” czegoś dotknie i nieszczęście również gotowe. No i w końcu – jeśli ktoś zakłada że instalację było nie było energetyczną i wystawioną na warunki środowiskowe może zostawić na 10 lat i w ogóle nie sprawdzać w jakim jest stanie, to niech się nie dziwi że ma potem problemy.

            Drugi link jest bardziej ogólnikowy. Sugeruje po prostu partactwo w montażu albo późniejszej eksploatacji. Rzeczy pozostawione same sobie na słońcu, deszczu i/lub śniegu na ogól w końcu niszczeją.

          4. @mimir

            Typowy panel daje napięcie około 40V i prąd około 10A. Zatem typowy string 8-10 paneli to 300-400 V przy prądzie 10A. Przy typowej instalacji 25-30 paneli takie 3 stringi łączy się równolegle i mamy 400V i 30A prądu stałego. Przy takich napięciach i natężeniach prądu stałego od sytuacji z pozoru bezawaryjnej do ognia na dachu jest tylko moment. Jak poszukasz w literaturze angielskojęzycznej to zobaczysz, że problem nabrzmiewa.

          5. @Loś
            Australijski artykuł jest trochę dłuższy i bardziej rzeczowy. Opisuje mikroinwertery oraz operowanie na niższym napięciu jako zmniejszenie ryzyka fajerwerków. Wspomina też wyraźnie, że brak przeglądów i okresowej wymiany części („However, cable insulation and conductor degradation will occur over time”) będą w końcu problemem. Dziwi mnie trochę że nikt nie wspomina o dołączeniu do takiego zestawu akumulatorów. Wymusza to siłą rzeczy niższe napięcie robocze i przy okazji przedłuża dostawy energii na porę wieczorną, albo nawet nocną. Blisko wyjścia z instalacji z akumulatorem(-ami) wystarczy porządny inwerter i dalej jest już zasilanie jednofazowe.

            Tak, czy owak, dobrze że ktoś opisuje takie przypadki, bo niektórych ludzi można chociaż uprzedzić że to nie jest tak pięknie że „se postawie, se bedzie stało i prund mam za darmo na lata”

          6. @mimir

            W praktyce stosuje sie tzw. inwerter hybrydowy, czyli urzadzenie, ktore sie podlacza do sieci, instalacji domowej, banku energii i paneli i mozna je skonfigurowac wedle uznania, zeby zarzadzalo przeplywami energii. Ono laduje akumulatory, zasila dom z akumulatorow, nadwyzki wysyla do sieci, deficyty uzupelnia z sieci itp. Jednak jego uzycie nie usuwa podstawowego problemu, ze do niego dochodzi z dachu prad staly pod napieciem kilkuset woltow i o natezeniu kilkudziesieciu amperow. Natomiast duzych napiec da sie uniknac. Najprostsza metoda jest prowadzenie kabli od kazdych dwoch paneli polaczonych szeregowo. Niby to podraza koszty inwestycji, ale z drugiej strony mozna na to popatrzec jak na inwestycje w miedz. W koncu te kilkadziesiat kilogramow miedzi za 15 lat bedzie pewnie na zlomie warte wiecej niz teraz, a kazdym razie wiecej niz zepsute mikroinwertery, ktore moza zastosowac jako alternatywne zabezpieczenie przed wysokonapieciowym pradem stalym.
            Na razie jednak narod sie takimi detalami nie przejmuje i sprawa pewnie sie zakonczy za kilknascie lat podobnei do sprawy kredytow frankowych – czyli placzem i zgrzytaniem zebami.

          7. mozna na to popatrzec jak na inwestycje w miedz
            Znane są bardziej rozsądne metody inwestowania w miedź… Nie tylko trudno to nazwać „inwestowaniem” ale prawdopodobnie nazwanie tego próbą odzysku części pieniędzy byłoby naciaganiem. Nie są to w końcu rurki miedziane, ergo czysta miedź w skupie… Czy w podobny sposób nie „inwestujemy” czasem w miedź kupując Teslę?

            Podoba mi się natomiast alegoria porównania PV do przekrętu frankowego… Co w tym może być… ;-D

    2. Nie możesz sobie tego ułożyć w głowie bo myślisz medialnie zamiast matematycznie. W szkole nie uczyli liczenia ? Jak policzysz ile kosztowały te instalacje paneli czy farmy wiatraków, ile kredytów na nie wzięto, jak te instalacje są wplecione w system energetyczny, jak wygląda ich funkcjonowanie, jak wygląda ich rozliczanie to będziesz wiedział dlaczego energia jest droga. To samo dotyczy przyszłych elektrowni atomowych. Matematyka to królowa nauk. Ja to się dziwię że się dziwisz.

      1. Energia jest droga bo mamy praktyczny monopol na rynku. Gdzie byś nie płacił rachunku, kasa trafia do spółek skarbu państwa. Państwo oczyściło rynek z niepożądanej konkurencji i dba o dochody swoich złotych gęsi – rząd woli raczej dołożyć do rachunków z budżetu niż dopuścić do spadku cen.

        1. Gospodarstwa domowe to w EU tylko coś 20% energii. Droga energia rozłoży całą EU bo przemysł ucieka i nie wróci, ergo nie będzie finansował dalej tego zielonego bur*elu. Jak już VW zamyka fabryki w Niemczech i płaci kary za zerwanie umów zbiorowych, a jednocześnie masywnie inwestuje w Chinach, to można pewne rzeczy przewidzieć… Nie wiem czy skubanie tych biedniejących złotych gęsi będzie na dłuższą metę takie intratne…

          1. Gospodarstwa domowe to 20% energii, ale 100% wyborców, i to żeby uciszyć marudzących wyborców rząd zaczął dorzucać kasę do rachunków. Dla firm sytuacja jest dużo gorsza, niestety, i tu żadne rządowe zapomogi nie działają. Ale widać jasno po jakiej stronie stoi państwo i jak 'strategiczna’ dla państwa branża swoją strategię realizuje.
            To wg mnie tłumaczy też dlaczego w Polsce elektrownie przestały powstawać po upadku PRLu – po co monopolista miałby inwestować – żeby zmniejszyć cenę energii i uszczuplić swoje dochody?

            No i wracając do fotowoltaiki – nie rozumiem tutejszych krytycznych komentarzy. To jest w tej chwili jedyny sposób dla zwykłych Kowalskich żeby uniezależnić się nieco od warunków dyktowanych przez państwowy monopol. Jak wejdą tanie baterie to sytuacja powinna jeszcze się poprawić. Oczywiście to nie rozwiązanie dla przemysłu który potrzebuje zasilania o wysokich parametrach, ale dla domu to zadziała. Bez sensu za to są wg mnie państwowe dopłaty do instalacji PV bo to tylko nabija kasę importerom chińskich produktów – które tak czy siak cały czas tanieją i zupełnie bez państwowej pomocy można znaleźć przystępne cenowo panele czy elektronikę. Tu nie ma co zakładać że najdroższe to najlepsze i musi wytrzymać 25 lat, technologicznie i tak za kilka lat taka instalacja będzie już nieco przestarzała. Lepiej by było pomyśleć o tym jak te instalacje modernizować i utrzymywać w działaniu niewielkim kosztem przez kolejne xx lat, żeby nie było sytuacji że za 10 lat masowo będziemy wyrzucać kompletne instalacje bo nikt nie będzie zainteresowany serwisem czy naprawą.

Twój komentarz