Czyhanie na ziemię polską

w stylu holenderskim

Holendrzy to inna bajka, nie integrują się, czyhają na naszą ziemię ale nie chcą przyjąć naszych wartości.  –  drogi czytelnik

 

Za koszmarnych czasów PGR-ów była przynajmniej pewna rutyna. Proletariat wiejski musiał się zrywać rano, wskakiwać na wczesną przyczepkę do miejscowego PGR-u, czyli umownego miejsca pracy, i dać tam acte de présence. Czasem nawet musiał pretendować do robienia czegoś. W zamian państwo pretendowało do wypłacania mu pensji.  Na życie wprawdzie pensja ta nie wystarczała ale też nie było wielu takich którzy by wyżyć z tego nawet próbowali. Żyje się, jak wiadomo, z tego co rola matka zdoła wyprodukować, względnie z tego co zdołał z niej wycisnąć PGR.   A że był on zawsze w pobliżu nie dość że proletariat jakoś się wyżywiał ale także na swój sposób prosperował. Pensja starczała przecież na najważniejsze – na flachę którą zabijać można było z przyjaciółmi kaca, dokuczającego przez niezwykle długo wlekący się weekend.

I tak się to kręciło przez pół wieku prawie, aż nastały jeszcze koszmarniejsze czasy „przekształceń własnościowych”. Polska własność  ogólna w typowo kapitalistycznym stylu epoki przemorfowała wówczas cudownie we własność szczególną. Wprawdzie dalej należącą tej samej nomenklatury co poprzednio, ale tym razem to już imiennie.  PGR-y, te importowane ze wschodu rozsadniki komunizmu, padały w tej transformacji jak muchy. Zwolniły tym setki tysięcy hektarów oraz setki tysięcy wiejskiego proletariatu który w nich pretendowal że pracuje.   Temu ostatniemu nikt dłużej nie pretendował nawet że daje pracę.  Stał się w ten sposób zupełnie niepotrzebny.  Niczego nie  produkując upadłe PGR-y  odcięły  go także od zwyczajowych deputatów żywnościowych, zwłaszcza tych mniej formalnych…

I w tej sytuacji, dawno, dawno temu, trafia się mały cud.

Pojawia się  gość z pomysłem  i energią. W środku niczego, gdzie diabeł mówi dobranoc, dzierżawi pola padłego PGR-u.  Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa musiała oniemieć wtedy ze zdziwienia czego ten zagraniczny wariat tutaj szuka. Wariat zaczyna uprawiać truskawki. Ich uprawa niekoniecznie wymaga dyplomu z mechaniki kwantowej. Wymaga natomiast wielkich mas proletariatu do czynności prostych jak drut – sadzenia, zrywania i wszystkiego pomiędzy. Wymaga też znacznych, płaskich przestrzeni. Czyli wszystkiego tego co zostało po kataklizmie „przekształceń własnościowych” i padzie PGR-u.

Miejsce gdzie diabeł mówi dobranoc ma jeszcze jedną rzecz którą widzi tylko przedsiębiorczy wariat z Holandii. W środku pól po-PGR-owskich leży płyta betonowa na 3 km długa, na kilkaset metrów szeroka. Byłe lotnisko polowe byłej Luftwaffe, a potem byłego Układu Warszawskiego. Na betonie truskawki udają się jak wiadomo średnio ale ma on inne ciekawe właściwości. Skoro mogły na nim lądować kiedyś Heinkle i Junkersy, a potem MiG-i, to tym bardziej wylądować może mała awionetka z dużego miasta. A potem po raz drugi,  trzeci i więcej. I w ten sposób polskie truskawki, świeżutkie prosto z pola, żegnane przez szczęśliwy proletariat na dole któremu dały pracę, lecą sobie w podróż zagraniczną.

Idylla z każdą stroną zadowoloną trwała około 5-ciu lat. Do dzisiaj lud opowiada legendy o przedsiębiorczym Holendrze który dał im całkiem nieźle zarobić pośród post komunistycznej beznadziei. Holender zwinął jednak biznes po tym gdy mu różni obrońcy ziemi polskiej zaczęli robić trudności. Przeniósł się podobno w inne miejsce, gdzie mógł coś nabyć na własność. I słusznie. Mógł przecież być protestantem i do tego jeszcze nie trunkowym, fatalna kombinacja nie przystająca do „naszych wartości”. Wiadomo przecież że Holendrzy to inna bajka, nie integrują się, czyhają na naszą ziemię ale nie chcą przyjąć naszych wartości, jak poucza drogi czytelnik w dyskusji pod ostatnim wpisem.

Minęły lata i dekady. Przygląda się temu wszystkiemu jedynie polska ziemia matka naokoło betonowego pasa startowego tam gdzie diabeł mówi dalej dobranoc. Niegdyś gwałcona na truskawki przez wrażego Holendra, teraz służy Amerykaninowi za dumping ground toksycznej gnojowicy z pobliskiej fermy trzody chlewnej. Przewaga Amerykanina nad Holendrem jest taka że nie wyznający „naszych wartości” Holender chciał eksploatować swoją ziemię, co postawiło go w konflikcie z obrońcami „naszej ziemi”.  Amerykanin natomiast potrzebuje „naszej ziemi” jedynie jako szamba. Własność szamba pozostawił lokalnym Hotentotom.

 

.

42 thoughts on “Czyhanie na ziemię polską

  1. Celem każdej rewolucji jest parcelacja dużej własności ziemskiej, na znormalizowane działki a następnie w różnej perspektywie czasowej jej wykup przez banki co to nie mają narodowości.
    Dziwne kiedyś każdy rozumiał, że bycie ajentem zawsze stoi niżej hierarchii od bycia właścicielem. Żee Polak lepiej zrozumie potrzeby Polaka i mimo wszystko zawsze lepiej się z nim dogada. No ale dzisiaj jest panie postęp i demokracja, więc każdy może robić za filozofa.

  2. Czy ziemia w okolicach Koszalina, kupiona przez niemiecką spółkę, to Niemcy?

    1. Kupiona? Przez niemiecką? A jakim to cudem? – czyżby cynik9 miał nieco racji twierdząc że kto chciał to kupił już dawno temu, a obecna paranoja „obrony ziemi polskiej” jest jedynie zmyłką dla naiwnych?

  3. Autor bardzo niewiele wie o rolnictwie więc się wypowiedział 😉

    Niemniej przedsiębiorczy Holendrzy na polskiej ziemi to niezwykle ciekawy temat:
    https://www.dziennikbaltycki.pl/artykul/921654,plantacja-marihuany-w-smoldzinie-holender-ma-kolejne-zarzuty-zlecil-zabojstwo-prokuratorki,id,t.html

    Jakbyś cyniku przybliżył jakie dopłaty mają Holendrzy a jakie Polacy do hektara, wtedy złapiesz o co kaman z tą polską ziemią to niewiele wiesz.

    Co do PGR – po 27 latach od ich odgórnego zniszczenia nie od dziś wiadomo, że rolnicy indywidualni nie bardzo dają radę i przydałyby się znów wielkoobszarowe gospodarstwa. Gdyby wtedy zdjęto z PGR-ów nawis patologii nie niszcząc ich dziś bylibyśmy potęgą żywnościową w Europie.

    1. jakie dopłaty mają Holendrzy a jakie Polacy do hektara —- zaraz, czyżby ekspert od dopłat sugerował ze Holender w Polsce jakimś cudem uzyska holenderskie dopłaty na polski grunt? Dopłaty jak ostatnio sprawdzałem były ciągle na konketny grunt a nie na paszport…

      1. @cynik9:”czyżby ekspert od dopłat sugerował ze Holender w Polsce jakimś cudem uzyska holenderskie dopłaty na polski grunt?”

        Hmm, nie wiem jak jest ale nie zdziwiłbym się gdyby tak było. Może w Holandii są (np.) dopłaty do plonów, nieważne gdzie uprawiane. Przypominam, że Polacy na dzieci dostają w Europie dopłaty bez względu na to gdzie te dzieci mieszkają (np. na Madagaskarze:). Wystarczy je zgłosić (czyli na paszport).

        1. Jak z dziećmi jest teraz dokładnie tego nie wiem. Wiem że masowe wysyłanie do Turcji rozmaitych dodatków rodzinnych z Niemiec kiedyś ukrócali… Turcja w EU nigdy jednak nie była.

          Co do dopłat polskich to zgłasza się do nich kawałek po kawałku, z drobiazgową dokumentacją i mapką gdzie taki kawałek sie znajduje i z jakich programów ma zamiar skorzystać. Wydaje mi się całkowicie nieprawdopodobne aby areał unijny połozony w państwie A mógł w jakiś sposób uzyskać dopłaty z systemu państwa B. Łamałoby to reguły równego traktowania podmiotów unijnych (nie to samo co inna dopłata na grunt w różnych państwach) jak również zasadę suwerenności państwowej nad danym obszarem, IMO.

          W opisanym przypadku natomiast w grę mógł ewentualnie wchodzić jakiś unijny fundusz rozwojowy finansujący część operacji, jako że były to czasu okresu przystosowawczego, a o dopłatach rolnych nikt wówczas jeszcze nie mówił. 

          1. kombinuj, kombinuj cyniku 😉

            Jest więcej mechanizmów neokolonialnych stosowanych przez UE wobec polskich rolników. Jednym z nich są granty unijne np. na modernizację gospodarstw (budynki, maszyny) gdzie dofinansowanie unijne obwarowane jest koniecznością skredytowania wkładu własnego w określonym banku (banki oczywiście są kontrolowane głównie przez kapitał zagraniczny, nie można wnosić wkładu własnego gotówką (!)). Kreacja sztucznego popytu i odpowiednio gorsze kredyty, to sprytnie skonstruowany mechanizm wyciągania kasy od polskich rolników.
            Zresztą podobny mechanizm zastosowany był przy budowie autostrad. Unia dawała wkład własny, Polska brała kredyty, a budowały w większości firmy zagraniczne zaopatrując się w materiały budowlane w firmach (cementowniach itp)kontrolowanych przez zachodnie koncerny. Niedowiarkowie nie rozumiejący mechanizmu do dziś dziwią się, że ceny kilometra autostrady w nizinnej Polsce dorównały cenom w krajach górzystych. Unia nie dołoży do polskich autostrad ani grosza.

            Takich mechanizmów neokolonialnego rynku jest więcej. Warto zgłębiać temat przed napisaniem cyniku.

            Co do dnia przeciętnego pracownika PGR- krzywdzące robisz porównanie uogólniając wszystkich do drobnych pijaczków. Bo w takim zbiorowisku ludzi byli różni ludzie. Oczywiście chętnie poczytam jaki pomysł na zagospodarowanie ludzi z dala od wielkich miast ma autor bloga i jak załatwiła sprawę RP nr 3. Emigracja 10% populacji, która chciała pracować i wyrwać się z bezperspektywicznej prowincji to chyba jednak złe rozwiązanie….

          2. Zamiast zbaczać z tematu na neokolonializm i autostrady 😉 może jednak przyznasz że w temacie palnąłeś nie potwierdzony niczym nonsens? —- Holender na ziemię w Holandii otrzyma może swoje dopłaty ale na ziemie w PL, o ile w ogóle coś otrzyma czego nie jestem wcale pewien, to nie coś innego jak dopłaty polskie.

          3. Unikasz sedna rzeczy więc powtórzę raz jeszcze i na tym ten wątek musimy zamknąć:

            Jesli jakimś trafem Holender wszedłby w PL w posiadanie areału uprawnego to polskie dopłaty bezpośrednie na ten areał prawdopodobnie otrzyma, na zasadzie unikania wewnątrz unijnej dyskryminacji osób fizycznych. Natomiast nie otrzyma, jak błędnie sugerujesz, bezpośrednich dopłat holenderskich do tego samego areału położonego w Polsce, z tytułu swojego holenderskiego paszportu. Kropka. EOT.

            O dopłatach holenderskich możesz sobie poczytać tutaj. Nikt nie kwestionuje że są one wysokie natomiast jasne jest że ich struktura jest znacznie różna od polskiej ponieważ są one kierowane pod specyficzne projekty związane z rolą. Innymi słowy, aby coś otrzymać konieczne jest wykazanie się pewną aktywnością w eksploatacji areału, w odróżnieniu od Polski gdzie pierwszy garnitur dopłat zalezy prawie wyłącznie od wielkości deklarowanego areału. Na to dopiero nakładają się dalsze dopłaty, w zależności od typu eksploatacji. Podejrzewam że ktoś posiadając nawet areał w NL ale nie robiąc na nim nic otrzyma zero z tych wysokich holenderskich subsydiów.

      2. można odnieść wrażenie że zakup działki przez obcokrajowca powoduje kurczenie się terytorium Polski. Jak stoi ugorem ziemia (nb wcześniej odebrana Niemcom bez umowy zakupu) to nikt palcem nie kiwnie, ale niech tylko ktoś spróbuje to kupić i coś zrobić – zaraz znajdzie się milion powodów dlaczego to przeszkadza pozostałym. Bycie 'obcokrajowcem’ to tylko jeden z bzdurnych przykładów, nawet jak Polak udowodni już swoją polskość i katolickość / 'nasze wartości’ to zaraz się okaże że na pewno jego działalność będzie uciążliwa, hałaśliwa, spowoduje zmiany grożące nie wiadomo jaką degradacją okolicy i tak dalej…

    2. „Gdyby wtedy zdjęto z PGR-ów nawis patologii nie niszcząc ich dziś bylibyśmy potęgą żywnościową w Europie.”

      Pokażesz mi mądrego który w latach 90tych byłby w stanie takim molochem zarządzać, generować zyski i nie rozkradł do gołego? 🙂

      1. Trochę odwrotnie… Aby generować zyski należało rozkraść do gołego… Obrońcy ziemi polskiej zdziwili by się niepomiernie gdyby zobaczyli na ilu tysiącach hektarów „gospodarują” obecnie dynastie dawnych dyrektorów PGR-ów… 😀

  4. Holendrzy zabrali truskowki to i niech sobie fermy norek z powrotem wezma 😉 a nie ups w nl fermy sa zakazane 😉

  5. A czego ten wpis ma dowodzić poza tym, że w wojnie o polska ziemię między Holendrami a Amerykanami, wygrywają ci drudzy?

  6. Idiotyczny wpis. Tak sie sklada ze w calej Europie Zachodniej kapital ma narodowowsc, tylko w Polsce rozni tacy, co to dali sie oszolomic wolnorynkowym utopia wierza, ze tak nie jest.

        1. No to tutaj Kali – socjalista mieć przynajmniej rację!… 😀 Też nie widzę żadnego sensu aby niemiecki kapitał miał finansować histerię obrony „ziemi polskiej”. Może w takim razie zamknąć kran z tym kapitałem „narodowści niemieckiej” i zobaczymy ilu obrońców pozostanie?

          1. Otwarty polski rynek tworzy w Niemczech 2 mln miejsc pracy. Ciekawe kto bardzie ucierpi.

            G.F.

          2. Rynek na co, dokładnie? Niemcy zatrudnią u siebie 2 mln do przesiewania wywiezionej z PL warstwy próchnicy?

          3. Nie rozumiem, w jaki sposób się to łączy z tematem wpisu?
            W jaki sposób przybastowanie z paranoją „obrony ziemi” może być w tym układzie negatywem dla Polski?

      1. Doplaty maja charakter „internacjonalistyczny” czyli czysty komunizm. Najpierw okradna wszystkich wkolo, potem pomieszaja w kotle, troche odleja sobie a reszte oddadza z powrotem. Czysty, obrzydliwy socjalizm internacjonalistyczny. Nie jestem zadnym zwolennikiem takich glupawych wynalazkow, wiec PUDLO.

  7. „zabawa” na całego dopiero przed niewolnikami w tzw ue tj.”Deutsche Bank jest ogromnym graczem, jeśli chodzi o rynek instrumentów pochodnych. W 2014 roku wartość tego typu instrumentów finansowych wynosiła ok. 52 bln euro. Dla porównania wartość całego PKB Niemiec wyniosła ok. 3 bln euro, czyli prawie osiemnastokrotnie mniej…” dane jawne można znaleźć w internecie…

    wniosek:
    ile osób wykształconych z tytułami r o z u m i e obecną kreacje/fałszowanie/ kredytu (bez depozytu minimum50-70%) przez tzw banki opisaną choćby przez J.H.De soto w wersji książkowej czy przez Mike Maloney w wersji wideo…..- pewnie garstka

    1. Czyli jak depozyt mniejszy niż 50-70% to jest kreacja/fałszowanie kredytu a jak 71-99% to nie jest ?
      Każdy kredyt udzielony ze środków z kont avista (nawet w wysokości 1% tych depozytów) a nie ze środków własnych banku lub lokat terminowych jest kreacją pieniądza.

      1. no oczywiście – bravo za spostrzegawczość – miało być 100% depozytu ale to chyba niemożliwe obecnie bo….za duży opór materii patrz biurokracja+banksterka tzn. będą ludzi rabować i zniewalać niż uzdrawiać system

  8. „musiał pretendować do robienia czegoś”. Czy autor miał na myśli „udawanie robienia czegoś”? W języku polskim „pretendować” oznacza „ubiegać się o coś”.

    When in doubt, please use dictionary;).

    1. When in doubt, please use dictionary;). — excellent advice!

      to pretend [pretended|pretended] {czas.}: udawać; sprawiać wrażenie; stwarzać pozory; symulować

      pretendować {czas.} (też: udawać, udać, rościć pretensje)

      1. To bardzo fajnie, że po angielskiemu pretend oznacza udawać.
        Ale po polsku to jest ubiegać się.
        https://sjp.pwn.pl/sjp/pretendowac;2572409.html
        https://sjp.pl/pretendowa%C4%87
        https://ling.pl/slownik/polsko-angielski/pretendowa%C4%87
        https://dobryslownik.pl/slowo/pretendowa%C4%87/43472/1/161138/#znaczenie-161138

        Pewnie znajdą się słowniki gdzie wystąpi „też: udawać” ale pytanie czy to jest świadome użycie formy archaicznej czy jednak zwrot typu „i feel train to you” 🙂

      2. No, tylko ja miałem na myśli słownik języka polskiego, a nie ang-pol. W końcu post jest po polsku, czyż nie? W języku polskim tego znaczenia nie ma.

        W sumie podobne kwiatki bardzo nie przeszkadzają, zwłaszcza jak czyta się tego bloga od dawna i do tego zna angielski. Pytanie czy ta język polska faktycznie taka trudna czy to po prostu taki styl ;).

        1. też mnie rażą te kalki językowe. Co ciekawe wojna z „pretendować” już tu nawet miała miejsce i szanowny gospodarz bronił tego jak niepodległości 🙂

          1. O, gospodarz nie robi trudności i przyznaje chętnie rację. Zwłaszcza jeśli ktoś ją ma… 😉 Ale racja nie powinna się raczej kłócić ze słownikiem bo wtedy kto ją ma nie bardzo wiadomo. Swoją drogą przydałby się nam bardzo jakiś dyplomowany polonista na stand-by do konsultowania sporów… :-). Byle nie samozwańczy…  

  9. przepraszam za offtopa, mam nadzieję, że moderator tego nie wywali 🙂 (nie spamuję masowo)

    Widzę, Cyniku, że używasz duckduckgo.com, mam w związku z tym pytanie (może odpowie ktoś inny, kto zna się na komputerach/internecie):

    czy uważasz, że ta wyszukiwarka naprawdę nie śledzi, czy też jest to po prostu zwykła piąta kolumna gugla po to tylko, żeby śledzić antysystemowców właśnie?

    skoro używasz, to znaczy, że w nią raczej wierzysz, ale czy nie masz wątpliwości?

    1. Nic nie jest wykluczone, totalitaryzm jest w pełnym natarciu. Chcą gotówkę nawet zlikwidować. Jak to z „antysystemowcami” jest tego nie wiem ale google wpi..cy się, za przeproszeniem,  z kopytami na każdą stronę to było dla mnie za dużo. Zwłaszcza że dużo jeżdżę i w każdym kraju ta usłużnie podawana wersja lokalna przeglądarki przypominająca zawsze o wielkim bracie i początkach google… Z drugiej strony gdzie dzisiaj człowiek nie jest śledzony ? Nie bardzo wierzę np. ze autopilot w samochodzie, choć pożyteczny, jest taki czysty… . 😉

    2. @Stały czytelnik:”czy uważasz, że ta wyszukiwarka naprawdę nie śledzi, czy też jest to po prostu zwykła piąta kolumna gugla po to tylko …”

      Ja używam 'duckduckgo’ nie dlatego, że ktoś mnie śledzi, tylko dlatego, że Google profiluje odpowiedzi.
      Odnoszę wrażenie że często zwraca w pierwszej kolejności wyniki, które „są obciążone” umowami reklamodawców z Google.
      Czasem to męczące więc daję to samo zapytanie w innej wyszukiwarce. Wadą DuckDuck jest brak możliwości ograniczania wyników ze względu na czas powstania (modyfikacji) informacji. Dostaje się wyniki sprzed kilku(nastu) lat a nam chodzi o coś aktualnego. Lub na odwrót. Chcemy jakieś dane historyczne a współczesny „szum informacyjny” zaśmieca nam wynik szukania.

    3. duckduckgo.com nie śledzą użytkowników. Jak to sprawdzić?
      1) Wyszukaj cookies w przeglądarce przypisanej do domeny duckduckgo.com. U mnie nie ma żadnych.
      2) Zainstaluje sobie wtyczkę Ghostery (https://www.ghostery.com/) która pokazuje jakie zewnętrzne serwisy śledzą Twoje ruchy na stronie, wtedy zauważysz że na duckduckgo nie ma żadnych takich skryptów

      Ewentualnie mogą zapisywać IP w bazie i liczyć użytkowników względem kraju z którego przychodzą, i zapisywać wyszukiwane frazy przypisując je do konkretnego IP. Nie jest to „pełne” śledzenie, więc nie martwiłbym się tym.

      Google nie śledzi użytkowników tylko za pomocą cookies, ale także za pomocą skryptów Google Analytics, Adsense, Adwords i Google Fonts, co IMO jest bardziej perfidne. Profilowanie i sugerowanie wyników „bardziej opłacalnych” to typowe zachowanie mainstreamowych wyszukiwarek dla mas.

  10. Cyniku, złego linka dałeś do „Holendrzy to inna bajka, nie integrują się, czyhają na naszą ziemię ale nie chcą przyjąć naszych wartości” – pojawia się strona logowania wordpress.

Comments are closed.