media w Polsce zawzięcie dyskutują co robić…
Śledząc komentarze dotyczące szczytu klimatycznego nóż mi się w kieszeni otworzył. Nie z powodu wodolejstwa jakie się tam odbywa, bo niczego lepszego się nie spodziewałem. Problemem jest to co mówią media które kształtują opinię publiczną oraz politycy mający wpływ na los narodu. W zależności od opcji proponuje się trzy podstawowe rozwiązania:
- Aby w powietrzu nie latał ten zły dwutlenek węgla musimy zrezygnować z węgla.
- Bierzmy przykład z Chińczyków i w ramach nieskrępowanego rozwoju spalajmy ile się da nie patrząc na efektywność instalacji.
- Poczekajmy na czyste technologie lub na obniżkę cen OZE i dopiero wtedy możemy redukować CO2.
Wszystkie są z gruntu błędne bo nie uwzględniają podstaw: czym dysponujemy oraz czego potrzebujemy. Bo nie jest sztuką oblepienie wszystkich pól fotowoltaiką i ustalenie niemieckich cen kWh. Tak samo każdy głupi potrafi przemielić swoje zasoby węgla w prymitywnych elektrowniach, a o tym co będzie potem niech się martwią dzieci i wnuki. Czekanie na technologie jest albo lenistwem albo wyrazem niekompetencji. Polska powinna w pełni wykorzystać swoje atuty, a przy okazji reszta (czyli np. redukcja CO2) sama się zrobi.
Kogeneracja. Na początku należy zapoznać się z posiadanymi zasobami oraz uwzględnić potrzeby. Co ciekawe wiele lat temu politycy zamówili raport który jest doskonałą bazą do dalszych rozważań. Od razu rzuca się w oczy pierwszy błąd popełniany przez naszych polityków i komentatorów. Absolutna większość z nich skupia się na produkcji prądu którego w Polsce zużywa się ok. 150 TWh rocznie. A z raportu wynika, że zapotrzebowanie na ciepło obecnie kształtuje się na poziomie 900 PJ czyli ok. 250 TWh i w przyszłości może rosnąć. I nie ma co się łudzić, że „ekologiczne” wynalazki jak domy pasywne coś zmienią – są zbyt drogie, a ew. zastąpienie obecnych budynków zajmie kilkadziesiąt (o ile nie kilkaset) lat. Idźmy dalej, na str. 13 określono potencjał ekonomiczny kogeneracji czyli elektrociepłowni produkujących jednocześnie ciepło i prąd z dużą sprawnością na ok. 450 PJ. Pozwalałoby to na wyprodukowanie w przeciętnej elektrociepłowni (2 MWh ciepła na 1 MWh prądu) ok. 60 TWh energii elektrycznej. Na dalszych stronach przedstawiono wynikające z tego tytułu oszczędności: kilkanaście milionów ton węgla i redukcja emisji CO2 o 30 mln ton. Dalej są nieaktualne informacje o wsparciu, przez bodajże 2 lata elektrociepłownie były obciążane obowiązkami nie uzyskując żadnej finansowej gratyfikacji (nawiasem mówiąc od stycznia wejdą kolejne obciążenia!). Pomimo tego ciepło z tych obiektów jest wyraźnie tańsze niż z ciepłowni, zwłaszcza gdy paliwem jest gaz.
Gdybyśmy skupili się tylko i wyłącznie na tym potencjale „redukcji CO2” moglibyśmy wyprodukować 60 TWh prądu i 125 TWh ciepła. Użyłem cudzysłowu bo dla mnie jest to zwykłe rozsądne gospodarowanie posiadanymi zasobami. Gdy odejmiemy w/w od zapotrzebowania pozostaje nam 125 TWh ciepła i 90 Twh energii elektrycznej które musimy wytworzyć wykorzystując inne technologie.
OZE. Wiem, że wiele osób na widok tych trzech liter reaguje alergicznie. Nie dziwię się, bo patologie jakie narosły wokół „zielonej energii” są potężne. Jednak wystarczy skupić się na tym co już posiadamy aby przekonać się, że to nie jest zabawa w energetykę. Link.
Czy tego chcemy czy nie, obecnie w Polsce mamy zainstalowane ok. 4 GW mocy w elektrowniach wiatrowych. Kolejny GW jest w budowie lub zaawansowanych planach i nawet jakby jakimś cudem EU padła (a przypomnę, że w 2020 musimy wyprodukować 15% energii z OZE) to i tak rocznie możemy z tego źródła uzyskać ok. 10 TWh energii. Kolejnym bardzo ważnym źródłem jest woda która przy okazji pełni ważną funkcję stabilizatora systemu energetycznego. Hydroenergetyka produkuje 2.5 TWh rocznie ale mamy duży dotychczas niewykorzystany potencjał. Np. elektrownia wodna we Włocławku była przewidziana jako jeden z elementów kaskady. Ponieważ pozostałe nie zostały wybudowane pracuje ona w warunkach jakich nie przewidzieli projektanci. Koniecznie należy dobudować do niej kilka obiektów bo inaczej szykujemy sobie
katastrofę. Owszem, są głosy postulujące jej zburzenie ale byłoby to bardzo trudne technicznie i bezsensowne ekonomicznie. Jest wiele rzek które z punktu widzenia przyrody są nieistotne, a wybudowanie na nich kilku zapór wręcz je ożywi. Np. są plany budowy kilku elektrowni na Łynie lecz od kilkunastu lat pozostają na papierze. Każdy kto uważa, że hydroenergetyka negatywnie wpływa na środowisko lub krajobraz powinien zapoznać się z tym oto obiektem o spiętrzeniu 11 m. Turysta spacerujący w okolicy może nie zauważyć elektrowni wodnej nawet jak się o nią potknie.
Szczyty patologii w polskim systemie energetycznym osiągnęła biomasa. Gros pieniędzy jakie płyną z „zielonych certyfikatów” trafia do dużych spółek energetycznych stosujących współspalanie w starych elektrowniach. Szkoda pisać bo cała książka by wyszła, za to warto poznać czym dysponujemy. Sama odpadowa biomasa drzewna jest szacowana na ok. 60 Twh co po spaleniu w wysokosprawnych lokalnych kotłach może zapewnić do 50 TWh ciepła. Produkcja słomy w przybliżeniu odpowiada produkcji ziarna i kształtuje się na poziomie 25 mln ton rocznie. Połowa jest zużywana na różne cele typu ściółka czy podłoża do grzybów. Ale druga połowa może zostać spalona w lokalnych ciepłowniach dając kolejne 50 TWh ciepła. Tam gdzie hoduje się zwierzęta są odpady, a co za tym idzie smród. Najskuteczniejszą metodą walki z tym uciążliwym zjawiskiem jest ich termiczne przetworzenie w biogazowniach, a przy okazji poprawia się ich wartość nawozowa oraz zmniejsza zagrożenie fitosanitarne. W tym kontekście 10 TWh prądu oraz co najmniej tyle samo ciepła można uznać za bonus.
Fotowoltaikę na razie pominę bo nie chcę się denerwować pisząc o jej „wspieraniu”. Tu pasuje powiedzenie, że socjalizm na Saharze skończy się brakiem piasku. Podsumowując tylko w/w: 10 TWh z wiatru, 2.5 i być może drugie tyle z wody oraz min. 10 TWh z biomasy daje w sumie 25 TWh energii elektrycznej. Po dodaniu kogeneracji uzyskujemy 85 TWh czyli ponad połowę zapotrzebowania kraju. Ponad 100 TWh ciepła pozyskanego z biomasy w połączeniu ze 125 TWh z kogeneracji daje 225 TWh. A to nie wyczerpuje tematu, bo ciepło z OZE to także kolektory, fotowoltaika podłączona do grzałek, pompy ciepła czy poważna geotermia która w naszym kraju prawie nie istnieje. Zwykły potencjał ekonomiczny w/w może podbić uzyskany wynik do 250 TWh co w pełni zaspokoi nasze zapotrzebowanie na ciepło.
Niezależność. Skoro z własnych źródeł jesteśmy w stanie wyprodukować całe potrzebne ciepło i połowę elektryczności to czy da się przy okazji „walki z CO2” uzyskać energetyczną niezależność? Moim zdaniem tak, ale pod pewnym warunkiem. Nie da się zrobić sprawnego systemu energetycznego który szybko reaguje na wahania zapotrzebowania na moc (ew. wahania produkcji) bez gazu. W Polsce produkcja gazu w przybliżeniu odpowiada jego zużyciu przez przemysł. To z definicji przekreśla absolutną samowystarczalność energetyczną, o ile nie spojrzymy na problem z innej strony. Gdyby uznać, że nasza energetyka ma wyłączność na krajowy gaz, a przemysł jest po prostu skazany na import mamy do dyspozycji min. 4 mld m3. Oczywiście jest to zwykłe założenie akademickie lecz przyjmę to ograniczenie. Gaz jest zbyt cenny aby spalać go w ciepłowniach, a zużyty w elektrociepłowniach może wytworzyć do 20 TWh prądu i zbliżoną ilość ciepła.
W kilku polskich elektrociepłowniach zamontowano magazyny ciepła pozwalające na uelastycznienie ich pracy. Gdyby to samo zastosować w EC gazowych można te obiekty potraktować jak elektrownie szczytowe włączane na żądanie operatora sieci. Ba, taki magazyn po zamontowaniu grzałek daje możliwość zdejmowania nadwyżek energii elektrycznej, a te pojawiają się systematycznie. Np. każdego roku w Sylwestra ceny prądu na zachodzie osiągają wartości ujemne – aż się proszą by to wykorzystać. Po dodaniu 20 TWh z krajowego gazu do 85 TWh z kogeneracji węglowej i OZE mamy 105 TWh energii elektrycznej. Reszta z węgla kamiennego i brunatnego w normalnych nowoczesnych, wysokosprawnych elektrowniach bez bzdur w stylu wychwytu CO2. Produkcja 1 TWh prądu w przeciętnej elektrowni związana jest z emisją ok. 1 tony CO2. Nowoczesna elektrownia emituje o ok. 20% mniej, a elektrociepłownia o 50% mniej.
Jak widać, nie trzeba nic specjalnego, nie trzeba godzić się na jakieś ograniczenia i wzrost cen. Nie trzeba czekać na nowe technologie. I, co równie ważne, nie trzeba marnować naszych cennych zasobów jak węgiel lub gaz. Można mieć ciastko i zjeść ciastko – wystarczy dobre gospodarowanie tym co mamy i to „straszne” CO2 samo się zredukuje. Nie mówiąc już o takich „drobiazgach” jak pełna niezależność energetyczna uzyskana niskim kosztem. Czasami wręcz ujemnym co można zobaczyć nawet na wykresach zamieszczonych w konkurencyjnym dla zaproponowanych metod Programie Polskiej Energetyki Jądrowej.
W sumie 4 mld m3 gazu + 50 mln ton węgla, w połączeniu z już posiadanym potencjałem w OZE, może nam zapewnić ciepło i energię elektryczną. I to powinien być punkt wyjścia do dyskusji, a nie bicie piany o tym czy prąd (ciekawe jak to jest – mamy meteorologiczną zimę, a wszyscy bez wyjątku zapominają o cieple) mamy wytwarzać z węgla, gazu, atomu, a może z wiatraków? Ano ciepło i prąd powinniśmy wytwarzać z tego co mamy i co jest najbardziej opłacalne, kropka.
.
Wczoraj oglądałem krótki reportaż z COP21 na Euronews wraz z wywiadem z dwoma „naukowcami”.
Pytanie przewodnie było takie: jak ziemia będzie wyglądała za 100, 500 czy 1000 lat i jakie problemy nas czekają.
Obaj przez 5 minut blablali o znikających lodowcach arktycznych i że ziemia będzie zupełnie inna.
Ani słowa o kryzysie żywnościowym, demograficznym, energetycznym, odpadowym.
Lodowce.
Nawet reżimowy redaktorzyna wyglądało, że liczył na więcej.
Jako rozwiązanie podstawowe OZE się nie nadaje, ponieważ nie zapewnia stałej produkcji, ew. w potrzebnym czasie (np. porze dnia). Magazynowanie energii wiatrowej/słonecznej jest nieopłacalnie drogie, osobom znającym język niemiecki polecam wykład na ten temat prof. Hansa Wernera Sinn’a z monachijskiego instytutu Ifo:
A ja mysle, ze to moze jednak kiedys zadzialac. W koncu ogniwa fotowoltaiczne mozna wykorzystac do produkcji wodoru z wody i potem uzywac tego wodoru w ogniwach paliwowych np. bezposrednio do zasilania domku jednorodzinnego. Jak rozumiem na przeszkodzie na razie stoi problem z magazynowaniem wodoru, ale on wydaje sie jedank byc powoli przezwyciezany, skoro pojawily sie juz samochody zasilane wodorem. WLasciwie to nei wiem, czmu tej technologii sie jeszcze nie stosuje na masowa skale? W koncu to pozwoliloby nie budowac sieci przesylowych, nie trzeba by bylo budowac elektrowni. Same oszczednosci.
Tak się składa, że trochę się znam na ogniwach paliwowych i miałem okazję ich używać. Podstawową przeszkodą jest niska sprawność odzysku energii przy bardzo wysokiej cenie. Teoretycznie ogniwo wodorowe w temp. pokojowej ma niską ok. 83% sprawność (dla porównania metanol ok. 96%), a gdy przemnozy się to przez sprawność elektrolizy mamy podobny poziom jak el. szczytowo-pompowe czy nawet sprężone powietrze.
Ale elektroliza może być jednym z elementów zdejmowania nadwyżek energii. Wodór jest bardzo ważnym surowcem w petrochemii czy zakładach nawozowych. W Polsce wytwarza się go z gazu ziemnego, ale np. w Norwegii z prądu. Jak ktoś oglądał film „Bitwa o ciężką wodę” to mogł zobaczyć występujące w nim zakłady nawozowe Norsk Hydro produkujące wodór.
Moim zdaniem nadwyżki lepiej zdejmować zużywając do innych celów niż magazynować. Np. obecnie MWh z gazu kosztuje powyżej 200 zł, a w nocy MWh prądu na polskiej giełdzie nawet poniżej 100 zł. Zwykłe grzałki w gazowej ciepłowni lub elektrociepłowni mogłyby znacząco zmniejszyć koszt produkcji ciepła bo przesył w nocy też jest dużo tańszy. A magazynowanie ciepła to trywialna i bardzo tania sprawa.
Może i tak, ale czy to nie jest tak, jak z turbinami wiatrowymi, których astronomiczna cena (i koszt serwisu) to pochodna wysokich dopłat – czy to z funduszy typu „infrastruktura i środowisko”, czy z rachunków konsumentów? Skoro dają, to czemu nie brać? A skoro to my mówimy ile mają dać, to czemu nie przemnożyć tego przez średnią z miesiąca urodzenia członków zarządu? I tak nikt się nie kapnie.
Energia słoneczna nie musi być magazynowana bo jest dostępna w dzień gdy zapotrzebowanie na moc jest duże:
https://www.pse.pl/index.php?dzid=77
Po wybraniu przypadkowego letniego dnia (3 lipca) otrzymalem takie dane: w dnień max. 22 GW, w nocy min. 15.2 GW. Większość biora na siebie el. węglowe co mocno odbija się na sprawności. Gdyby w Polsce było dostępne dajmy na to 10 GW w fotowoltaice (osiągalne w pogodny dzień, moc zainstalowana znacznie większa) el. konwencjonalne działałyby w zakresie 15.2 noc – 12 dzień. W przypadku wiatraków problemem jest „prawo” ktore nakazuje odkupienie całej energii jaką wyprodukują. Wystarczy zrobić niewielką zmianę tak by cena za energię dla wiatraków zależała od giełdowej i zaczęłyby się dostosowywać do wahań mocy. Jak napisałem w tekście o „lokalnych źrodłach energii” wiatrak przez większą część roku działa w okolicy średniej mocy, maksymalna jak i brak produkcji występują sporadycznie. Przy 5 GW ich wpływ na system jest niewielki, poniżej naturalnych wahań wywołanych zmiennym popytem.
Dlatego wiatraki można balansować elektrowniami wodnymi i szczytowo pompowymi. Tak na marginesie to wtedy zaczyna mieć sens unia energetyczna – proszę sobie wyobrazić, że mamy fotowoltaikę w Hiszpanii i we Włoszech, a elektrownie wodne w Szwecji. Fakt, trzeba tą energię przesyłać, ale wtedy idzie i zmagazynować i wyprodukować w miarę stabilnie z OZE.
unia energetyczna —- jak EU z Tuskiem na czele zabierze się za unię energetyczną to prędzej można się spodziewać elektrowni wodnych na Malcie połaczonych z fotowoltaiką w Finlandii oraz wiatrakami napędzanymi dmuchaniem przez emigrantów w Belgii… 😀
Dokładnie – unia tylko zwiększyłaby biurokratyczne obciążenia niewiele dając w zamian. A jak się biurokraci rozpędzą to dofinansowanie PV poza kręgiem polarnym mamy jak w banku.
Niedawno Dania dogadała się z Norwegią i połączyli się kablem podmorskim o dużej mocy. Dzięki temu gdy zaczyna mocno wiać Norwegowie mają prąd z duńskich wiatraków. Gdy jest flauta Duńczycy mają prąd z ich el. wodnych. Całość można zerealizowac poza jakimikolwiek umowami międzynarodowymi. Wystarczy giełda energii i wolny rynek załatwi resztę. Przy okazji link do naszej pokazujący jak zmieniają się hurtowe ceny energii w zależności od godziny czy dnia tygodnia. Jak widać nocami MWh można kupic nawet za 70 zł.
https://wyniki.tge.pl/wyniki/rdn/fixing-II/
„Dzięki temu gdy zaczyna mocno wiać Norwegowie mają prąd z duńskich wiatraków. Gdy jest flauta Duńczycy mają prąd z ich el. wodnych.” A jak jest mróz i akurat nie wieje, to na szczęście mają dużo lasów w Norwegii i mogą sobie drewno na opał pozbierać. Znajomy Norweg mi opowiadał, że przy mroźnej zimie el. wodne regularnie „zamarzają” i sprowadzają prąd ze Szwecji albo Niemiec, nie pamiętam dokładnie. Z OZE nie jest łatwo, pięknie to wygląda w broszurach producentów turbin…
„. In Norway, hydropower accounts for nearly 99% of the total electricity production. To meet winter demand, storage schemes are implemented in tandem with run-of-river schemes to a large extent in cold region hydropower systems. In these systems, ice creates operational constraints during winter that can lead to reductions in power production. The problems occur in the various phases of the ice regime, mainly due to frazil ice, ice runs, and ice jams. Counteracting these ice problems is usually a difficult task that involves expensive measures and possibly lost production. This paper presents a comprehensive review of the effects of freshwater ice on hydropower systems.”
https://cedb.asce.org/cgi/WWWdisplay.cgi?312528
W Danii oprócz wiatraków jest bardzo mocno rozwinięta kogeneracja. A to oznacza silne dodatnie sprzężenie zwrotne – im większy mróz tym wiecej prądu z elektrociepłowni. Natomiast sprowadzanie prądu z innych państw powinno być jednym z ważniejszych dzialań operatorów sieci. Jeżeli dobrze pamiętam szczyt w Polsce wymija się ze szcztytem w Szwecji o ok. 2 godziny. Oznacza to, że oba państwa poprzez istniejący kabel podmorski mogą częściowo kompensować dobowe wahania zapotrzebowania na moc bez uruchamiania el. szczytowych (czyli tanio).
….”save that snail” should be 😉
kind regards
no i nie mówiłem? Carlin od razu poprawia nastrój… thx 😉
Świetnie, ale bez eliminacji rakowatych narośli pod nazwą „zarządy spółek Skarbu Państwa” zdążymy wydobyć i spalić cały polski węgiel, a i tak niewiele się zmieni. Pomijając kwestie finansowe (ręka rękę myje), ci udzielni książęta realizują po prostu swoją manię wielkości (acha… ty mi tak, to ja ci tak, i tyle zobaczysz elektrownię atomową).
Na forum Wirtualnego Nowego Przemysłu ktoś regularnie wkleja info z giełdy oraz połączeń granicznych świadczące o tym, że dochodzi do manipulacji. Np. gdy w Polsce był 20-ty stopień zasilania my eksportowaliśmy sporo energii! Gdy na zachodnich giełdach sa niskie cany, a u nas wysokie nagle eksport skacze do góry co kończy się brakiem mocy zakontraktowanej na rynku dnia następnego. Z tego powodu na giełdowym rynku bilansującym cena także skacze pod niebo. Efekt – następnego dnia na RDN zamawiana jest większa moc po wyższej cenie aby nie przepłacać na bilansującym. Niedawno w mediach poszła informacja o możliwym braku zapasowych mocy zimą bo… kilka GW będzie miało planowy remont. „czterej pancerni” jak nazywają naszych monopolistów mają się dobrze i jak długo będa pod ochroną państwa nic się nie zmieni.
w podsumowaniu, taka nie anegdota z 1990 roku, pewna pani w ciąży, nauczycielka !, będąc w stanie błogosławionym udała się do odpowiedniego lekarza, wspomniała mu, że ciągle wymiotuje i z tego powodu obawia się poronienia samoustnego, bo czytała o tym, doktor kazał jej zachować spokój i zsumował: którędy weszło tędy wyjdzie
autentyk
serio, serio, sama słyszałam
i to o ocipieniu globalnym
pozdrawiam 🙂
Yeah, gdy wpadniemy w desperację nad głupotą tego globalnego ocipienia warto sobie opuścić ten niezapomniany kawałek z George’a Carlina… Save the whales, save the snails… Nastrój od razu się poprawia… 😉
Snails, nie nails 🙂
oops, much better… 😉 thx