Opodatkować emaila

czyli George Orwell optymistą

 

Podczas gdy na naszym tegorocznym Seminarium Inwestycyjnym TwoNuggets dokonywaliśmy przeglądu sytuacji w duchu wolnorynkowo – libertariańskim szalejące pomioty Robespierre’a w Paryżu wyszły z kolejnym socjalistycznym horrorem. Rząd Hollande’a chce mianowicie euro podatku od danych wysyłanych internetem przez granice EU.

Te i inne nowe podatki są częścią ofensywy socjału europejskiego na ekonomię cyfrową w internecie w ogóle. Euro komuna nie może znieść że kompanie internetowe nie płacą ponoć wystarczająco dużo podatków z dochodu generowanego w EU i chcą je w ten sposób do tego zmusić.  Niby głównym adresatem gniewu socjalistów francuskich są Amazon, Google i Yahoo,   i masowe użycie internetu przez te koncerny.   Nic jednak w propozycji francuskiej,  która była dyskutowana ostatnio na szczeblu ministerialnym w EU,  nie wyłącza spod łap euro fiskusa normalnej korespondencji emailowej osób fizycznych.   Więcej,  to raczej selektywne jej wyłączenie byłoby prawdopodobnie logistycznie najtrudniejsze.euplug

Ciekawe jest że mimo iż Ameryka masowo szpieguje w tym samym internecie miliony Europejczyków,  Angeli Merkel i innych liderów nie wyłączając, francuskim posokowcom nic to jakoś nie przeszkadza. A czemu właściwie nie obłożyć zdrowym euro podatkiem właśnie NSA za wszystkie te dane nielegalnie wyciągnięte z Europy i za wszystkie ich podsłuchy? Jedynym wytłumaczeniem zdaje się być to że dane te mogą się jeszcze przydać zwrotnie samemu socjałowi europejskiemu w szpiegowaniu własnych podmiotów.

Najbezpieczniej więc będzie opodatkować każdy email lecący po drucie do- i z powstającej na naszych oczach IV Rzeszy.  To jak pomioty Robespierre’a chcą to konkretnie zrealizować od strony technicznej nie jest jeszcze zupełnie jasne. Każdy email wędruje przecież inną, skomplikowaną i w dużej mierze przypadkową drogą.  Miejsce pochodzenia maila  można też skutecznie zamaskować.  Najpewniej poborem tego podatku u źródła obarczy się i tak przeciążonych już inną obowiązkową inwigilacją klientów dostawców internetu.

Jeżeli się więc ktoś nie opamięta na czas  i nie przywoła francuskich Robespierre’ów do porządku to szansa jest że rachunki internetowe poddanych IV Rzeszy wzbogaci  wkrótce nowa pozycja:  „external traffic surcharge”,  czy coś w tym stylu.

Wygląda na to że inna prorocza przepowiednia z Seminarium Inwestycyjnego TwoNuggets zaczyna się spełniać, i to szybciej niżeśmy się nawet spodziewali:  George Orwell zaczyna wyglądać na optymistę…

 

 

.

40 thoughts on “Opodatkować emaila

  1. „A czemu właściwie nie obłożyć zdrowym euro podatkiem właśnie NSA za wszystkie te dane nielegalnie wyciągnięte z Europy i za wszystkie ich podsłuchy?”

    Może dlatego?
    „Nous aussi nous espionnons les Américains”
    ….. Les Américains nous espionnent sur le plan commercial et industriel comme nous les espionnons aussi, puisqu’il est de l’intérêt national de défendre nos entreprises. Personne n’est dupe…
    https://www.lefigaro.fr/actualite-france/2013/10/23/01016-20131023ARTFIG00546-squarcini-nous-aussi-nous-espionnons-les-americains.php

  2. @cynik9
    Akurat zliczyć dane i bilans ich wymiany jest niezwykle prosto: słowa kluczowe to IXP (nie mylić z IPX) i peering 🙂 Technicznie to prosta sprawa, nie to co monitoring i od dawna operatorzy to robią choćby ze względu na własne rozliczenia.
    Powołanie przez KE Wysokiej Grupy Eksperckiej do spraw Opodatkowania Cyfrowej Ekonomii już nawet linkowałem, jak sądzę ?
    Ponadto maile akurat wędrują od ponad dekady bardzo przewidywalnymi trasami – czasy open relay’s minęły już dawno 🙂

    Natomiast w branży od dawna jest inna dyskusja: operatorzy są spychani do roli „bit-pipe” i chcieliby trochę uszczknąć zysków od podmiotów, które funkcjonują dzieki ich infrastrukturze i generują znaczny fragment ruchu (np. Google, Amazon…). Na rodzimym podwórku kiedyś TP S.A. rozprawiła się tak z o2.pl które śmiało kupić tańsze łącza od konkurencji – na skutek „błędu” portal był niedostępny dla użytkowników Neostrady.

    Jeszcze szerzej mówiąc – bałkanizacja internetu od dawna staje się faktem.

  3. Oclić dane? Ale to nic nowego, już kilkanaście lat temu mieliśmy w firmie problem bo w Polsce wytwarzaliśmy oprogramowanie a było ono sprzedawane w USA. A więc eksport – jak stwierdziła jakaś tam instytucja celna. Nie bardzo mieli co oclić bo 'eksport’ szedł przez internet no i w wielkich bólach uradzono co następuje: oprogramowanie do eksportu zostanie umieszczone na dyskietce i tę dyskietkę urząd sobie oclił. Na szczęście po jakimś czasie pomysł zarzucono, nie pamiętam dlaczego.

    1. powyższa historia i pomysł opodatkowania internetu pokazuje jak coraz cięższy jest los urzędnika państwowego, trzeba się wspinać na wyższe poziomy absurdu – niedługo do tej pracy będą zatrudniać tylko psychiczni chorych, bo zdrowy na umyśle człowiek na takie pomysły nie wpada.

    2. No właśnie… Problem ceł. Trudno do nich przekonywać ortodoksyjnych liberałów bez obawy o bycie oskarżonym o odchylenie socjalistyczne 😉 Ale…
      Ale liberał, który jest pragmatykiem i państwowcem może w szczególnych sytuacjach uznać za konieczne zastosowanie tego narzędzia. Zdaje się, że i Cynikowi nie byłaby obca taka myśl. Co wnoszę z opinii, którą wyraził w dyskusji pod wpisem “Jest u nas referendum w Warszawie”: “Mówiąc szczerze, zgoda na „integrację europejską” w praktykowanym sensie jest rezultatem wariactwa, a robienie tego w warunkach unii walutowej – wariactwem całkowitym. Myślący kraj wschodzący nie powinien się na to nigdy zgodzić, szczególnie na wspólny „social charter”, bo zostanie wybrany do zera, nie mając odpowiedniego instrumentu do kompensowania przewagi materialnej zachodu, a zachodniego socjału w szczególności.”
      Więc wyobraźmy sobie, że istnieje możliwość wytransferowania znaczącej części majątku narodowego po łączach internetowych (np. Bitcoin?). Co wtedy? Climy internet?
      Nie twierdzę, że należy przyklasnąć pomysłowi Hollande’a. Stawiam tylko pytanie: nie podoba nam się pomysłodawca, do którego nie mamy zaufania czy potępiamy w czambuł samą myśl?

      1. Nie ma nic takiego jak „liberał, który jest państwowcem” Państwo to przymus, a liberał to człowiek, który chce wolności dla wszystkich. To mniej więcej tak jak podwodna żaglówka lub fruwające krowy. Nowomowa. Celem, której jest ukrycie własnych intencji panowania nad innymi na własna modłę.
        Nie ma nic takiego jak „majątek narodowy” bo nie ma nic takiego jak naród. Są indywidualni ludzie, którzy czasem z różnych powodów podejmują wspólne działania, maja podobną przeszłość i mówią jednym językiem. Naród to wymysł polityków. Pojęcie, którego zadaniem jest sprawniejsze manipulowanie innymi ludźmi. To co ty nazywasz majątek narodowy to nie jest ani moje ani Twoje. Pełną władzę właścicielską maja nad nim urzędnicy i politycy. Co możesz w KGHM? Ja nic? Ale politycy mogą jeden drugiemu dawać tam pracę? Ty jako „właściciel” KGHM możesz tam zatrudnić syna lub żonę? A Protasiewicz może? Bo naród to ani ja ani Ty tylko Protasiewicze.

        1. @totus
          Akurat naród to zupełnie inna rzecz niż narodowość czy państwo i powstała w sposób, że tak powiem, zupełnie naturalny.

          1. Tak powiesz, jak chcesz sprzedać jogurt to piszesz naturalny na etykiecie – papier wszystko przyjmie.
            Zarówno naród jak narodowość, oraz państwo są myślami li tylko i nie mają żadnej rzeczywistej manifestacji poza twoją głową, i głowami wszystkich innych ludzi niosących flagi, śpiewających fałszywie piosenki i odprawiających rytuały niczym się nie różniące od byle jakiego święta na cześć Zeusa. totus ma pełną rację i użył prawidłowych argumentów, natomiast Twa wypowiedź składa się z gołego przymiotnika, czyżbyś nie miał nic więcej do powiedzenia na obronę swojej religii znanej pod nazwą statism? Bo przecież naród jest tworem ekskluzywnie związanym z państwowością, bez państwowości (gdzieś kiedyś) nie ma mowy o „narodzie”.
            Naród to… mógłbyś dokończyć?

        2. @totus:”Nie ma nic takiego jak „majątek narodowy” bo nie ma nic takiego jak naród.”

          No nie, aż tak dobrze to nie ma. Naród owszem, jako grupa ludzi o pewnych wspólnych cechach istnieje. Podobnie jak istnieje kategoria ludzi typu: blondyni albo murzyni (osobnicy o pewnych wspólnych cechach). Fakt, że pojęcie narodu jest nowe (XIX wiek?). Przedtem, w dobie szalejących monarchii nikt sobie nie zawracał głowy narodami (jakiś plebs). Oczywiście, osobny problem to czy „taka grupa” jak naród cokolwiek posiada? W/g np. Żydów tak, dlatego występują z roszczeniami o majątki po współziomkach, którzy zginęli i nie zostawili spadkobierców, bo uważają, że ten majątek powinien dostać jakiś inny Żyd (niespokrewniony!), a nie tak jak jest przyjęte w cywilizowanych krajach gdzie taki bezpański majątek przechodzi na własność Państwa.

          1. cytat z jednej lektury, a propos narodu, Zydow i tego jak to mozna poczuc na wlasnej skorze realnosc „narodu” w momencie, kiedy jest sie z takowego wyrzucany:

            -But do you know what a nation means? says John Wyse.
            -Yes, says Bloom.
            -What is it? says John Wyse.
            -A nation? says Bloom. A nation is the same people living in the same place.
            -By God, then, says Ned, laughing, if that’s so I’m a nation for I’m living in the same place for the past five years.
            So of course everyone had the laugh at Bloom and says he, trying to muck out of it:
            -Or also living in different places.
            -That covers my case, says Joe.
            -What is your nation if I may ask? says the citizen.
            -Ireland, says Bloom. I was born here. Ireland.

          2. Twój przykład z własnością po wymordowanych Żydach to tylko przykład na instrumentalne posługiwanie się pojeciem narodu. Oczywiście problem z własnością po wymordowanych Żydach jest realny. Dlaczego ma to przejąć jakieś państwo? Czyli jacyś politycy i urzednicy. Każdy właściciel sam decyduje co się dzieje z jego własnością po jego śmierci. Gdy tego nie zrobił to przyjęte jest, ze dziedziczy jego rodzina. Skłaniałbym sie do poglądu, że żyjący Żydzi bardziej są spokrewnieni z tymi wymordowanymi niż Tusk czy Zdrojewski.

          3. żyjący Żydzi bardziej są spokrewnieni z tymi wymordowanymi niż Tusk – i co z tego? Czy mamy zacząć rozważać kto ma bliżej do austropikeka i co mu się z tego tytułu należy? W kontekście rewindykacji historycznych argument liczenia skrętek na DNA jest całkowicie ridiculous.

          4. Każdy robi i myśli tak jak mu jest wygodnie. Mnie jest wygodnie myśleć tak, że po mojej śmierci, to co po mnie zostanie dostanie moja rodzina. Będą się liczyły skrętki DNA. Inni wola jak dostanie to państwo. Każdy ma prawo zrobić to co uważa ze swoja pracą. Mnie zupełnie nie obchodzi mienie pożydowskie. Mam swój interes w takim stanowisku. Gdyby mnie i moja rodzinę spotkało takie nieszczęście. Wszyscy zostaliby wymordowani to wolałbym by moja własność przeszła na polską diasporę w GB lub USA niż by przypadła aktualnemu państwu. Z drugiej strony jest alternatywa podniesienia podatków. Bo państwo już zajęło to mienie.
            Ja jak najbardziej jestem przywiązany do swoich skrętek DNA. Uważam, że dbanie o majątek rodzinny to droga do bezpieczeństwa i dobrobytu.
            Rozumiem, ze popularny jest inny pogląd, że skrętki są nieważne, że wszystko jest wspólne i nadzorowane przez państwo.

          5. dostanie moja rodzina. Będą się liczyły skrętki DNA. Inni wola jak dostanie to państwo – fałszywa alternatywa. Sukcesji i dziedzicznia nikt w naszym kręgu cywilizacyjnym nie kwestionuje. Punkt jest że są pewne limity, prawne czy naturalne, i gdzieś się to kończy. Wtedy poleganie na skrętkach DNA byłoby niebezpiecznym szaleństwem. Macedonia na początek zażądałaby Indii a Afryka Europy… 😉

          6. Polacy zażądali by zwrotu mienia zabużańskiego, a inni Polacy tego co zabrali im komuniści za Bieruta w W-wie. Jasne. Nie ma co się cofać tak daleko. Jak ktoś coś ukradł to wystarczy odczekać odpowiednio długo a potem niech zagarnie to państwo.
            To nie mój świat. Przejmowanie przez złodzieja własności przez zasiedzenie to nie moje standardy.
            Tu się pięknie różnimy.

          7. @totus:”Dlaczego ma to przejąć jakieś państwo?”

            No to pozostaje pytanie kto to ma przejąć? Sąsiad? Dlaczego „jakiś sąsiad”? I który? Ten który się szybciej zgłosi? A może najbardziej podobny do zmarłego (sobowtór?). To byłoby dopiero bagno!

          8. „Naród owszem, jako grupa ludzi o pewnych wspólnych cechach istnieje. Podobnie jak istnieje kategoria ludzi typu: blondyni albo murzyni.. ”
            Ale myśli nie istnieją, kategorie nie istnieją, koncepty nie istnieją w świecie rzeczywistym, poza Twoją głową. Tak, ludziom się wydaje, że są murzyni, łysawi blondyni, bo mylą swoją świadomość za obiektywny świat realny – krytyczny błąd!
            Żadna grupa, żaden las, rumowisko, stado – nie istnieją poza Twoją głową.

            Formacja konceptów powinna być jedną z podstawowych rzeczy jakich uczy się dzieci, smutne że nie jest:
            https://www.youtube.com/watch?v=fXX-Cr3uYfk&list=SPC1647D7F937DDE7A

            Jeśli miarą cywilizacji ma być siła państwowości to miarą romantyczności w związku będzie zapewne częstotliwość pobić i gwałtów w nim?

          9. @johny:”Żadna grupa, żaden las, rumowisko, stado – nie istnieją poza Twoją głową.”

            Hmm, uczono mnie bardziej radykalnej koncepcji filozoficznej (jeszcze ze starożytności), że świat realny wogóle nie istnieje. Skoro tak, to nie ma żadnych problemów ze spadkami. One nie istnieją (tylko w głowach). Pytanie czy tylko w jednej głowie? Wielu?
            A może we wszystkich?

          10. Dodm jeszcze, że wspólne cechy genetyczne jak kolor skóry czy włosów oraz wspólne upodobania kulturowe czy preferencje religijne nie determinują wspólnych celów w działaniu codziennym ani wspólnych marzeń czyli wspólnych celów długoterminowych. Naród to pojęcie dla rządzących do manipulowania poddanymi.
            Zresztą o ograniczonym działaniu. Hitler wykorzystywał ten manewr szeroko. Przynosiło to umiarkowany skutek. Jednak przy pomocy tych ludzi, którzy dali się tak manipulować można było stworzyć Gestapo i SS, i pozwalało pozostałych zastraszyć.
            Znamienne jest, że naród pojawia się w kontekscie mordowwania innych ludzi. Nie znam żadnego pokojowego działania narodu. No i naród zawsze działa w oparciu o podatki. Jednoznacznie wskazuje to, na działanie ludzi, którzy mają władzę nad podatkami. Tak ja to widzę. Gdy słyszę, że naród powinien to czy tamto to już czuję czyjąś łąpę w swoim portfelu.

          11. @totus:”naród”

            A czy pojęcie rodziny też nie jest nadużywane? Przecież słyszy się, że dla rodziny człowiek może zrobić wiele, nawet kraść i mordować. Chyba zszedłeś na manowce. Przecież tak działa cała przyroda, której człowiek jest częścią (klany, stada, grupy). To jest naturalny proces łączenia, bo grupa ma większe możliwości prztrwania. Przecież to można zaobserwować na codzień. Jakieś miernoty działające w sitwie dochodzą do niezłych stanowisk i pieniędzy. W grupie jest siła (I Herkules dupa kiedy ludzi kupa:)

  4. Zastanawiam się jak niby mieliby to zrealizować technicznie. Jeśli chcieliby opodatkować transmisję danych (jakichkolwiek, a więc również np. youtube) to masy ich po prostu zjedzą na śniadanie – bo masy lubią filmik sobie obejrzeć albo z facebooka skorzystać albo na skajpie pogadać.

    Więc jeśli selektywnie wyłączą spod tego pomysłu np. skajpa to nic nie przeszkodzi tunelować cokolwiek zechcę po porcie skajpa wykorzystując normalne pakiety skajpa enkapsulujące zaszyfrowaną wiadomość której nie chcę, żeby było łatwo się do niej dobrać.

    Co za chory twór ta UE, kiedy wreszcie to się rozpadnie??

    1. Chyba chodzi o to, ze jezeli bedzie to podatek na dane wychodzace poza europe na przyklad to po prostu operator bedzie placil a tym samym cena za internet sie zwiekszy. Nie ma znaczenia, ze bedzie cos zaszyfrowane czy nie, wazne ile danych „wyszlo” poza UE i od tego bedzie podatek.

      1. To jest niemożliwość, jeśli tak by to było rozwiązane to ludzi po prostu nie będzie stać na płacenie tego podatku… przecież mówimy to o gigantycznych ilościach danych głównie za sprawą youtube (i innych streamujących portali) i torrentów…

        1. Ale, tak po zastanowieniu się, jeśli za oglądanie głupot w Internecie byłby naliczany podatek, to chyba bym to poparł. Może pomogło by mi to ograniczyć czas spędzany na pierdołach, a przed napisaniem czegoś bym się ze trzy razy zastanowił czy warto. Nie to co teraz 😉

          1. Ja tylko powiem, ze taki podatek na SPAM bylby calkiem niezla bronia. A te pare groszy wiecej za moje maile moglbym miesiecznie wiecej placic. I tak byloby w sumie taniej niz porzadna ochrona antyspamowa.
            Pozdr.

          2. taki podatek na SPAM bylby calkiem niezla bronia. – zdaniem socjalistów każdy nowy podatek byłby wprost fenomentalny… zwłaszcza że w tym przypadku to wszechmocny państwowy Big Brother miałby być wyrocznią decydującą co jest spamem a co nie. Socjalizm trzyma się mocno… 😉

            A te pare groszy wiecej za moje maile moglbym miesiecznie wiecej placic. – ja bym od razu złożył tę ofertę Wielkiemu Bratu – podatku od internetu jeszcze nie mamy, ale da się to naprawić… 😀

          3. Trochę więcej kreatywności proszę. Ja tam bym zaproponował wprowadzenie podatku Tobina z włączeniem handlu HFT. Jak szaleć to szaleć. 😉

            G.F.

        2. Dlaczego nie? Wszystko da sie ustalic. Wiadomo ile srednio miesiecznie danych wychodzi, teraz w zaleznosci od potrzeb i uwzgledniajac mozliwosci ludzi nakladamy cene taka zeby nie byla za bardzo wygorowana ale tez taka zeby dodatkowo pieniadze strumieniem sobie splywaly.

  5. -A ja to traktuje jako przeciek prawdopodobnego rozwoju sytuacji w przyszlosci.Nie koniecznie odzwierciedlajacy cala powage sytuacji w ktorej sie znajdziemy.

    Tom

  6. Od kiedy zrozumiałem z grubsza działanie tego systemu, przestały mnie dziwić tego rodzaju wynalazki. Zapewne będzie ich dużo więcej. Nie ma się co nimi podniecać, a zamiast tego skupić na dostosowaniu własnego życia do tych absurdów w taki sposób, by możliwie mało być od nich zależnym. Nie sądzę też, by zmiana rządów mozliwa była bez krwawej rewolucji, wynikającej z rozbudzonej świadomości społeczeństwa. Nie wierzę w taką rewolucję, bo nie wierzę w świadomość mas. Zostaje zatem własna droga i pogodzenie się z losem siedzenia pod butem masonów i innych psychicznie chorych zboczeńców. Robię swoje na ile to możliwe.

    1. Osobiscie nie jestem az tak pesymistyczny. Wedlug mozna cos zrobic, jednka na rezultaty bedzie trzeba dlugo czekac. Jednym z pomyslow na wyrwanie sie takowego impasu jest utworzenie razem z podobnie myslacymi ludzmi wlasnej enklawy, ktora z czasem moglaby sie stac niezalezna.

      Prekursorami takiej idei sa takie projekty jak Free State Project https://en.wikipedia.org/wiki/Free_State_Project i Start-up cities w Hondurasie https://reason.com/reasontv/2013/08/05/startup-cities-honduras-and-experiments

      Obecnie takie cos moze wydawac sie utopijne, ale z czasem (2-3 pokolenia) kto wie. Ludzi zdeterminowanych by nie skonac jako niewlonik bedzie przybywac i moze zbierze sie dosyc masy krytycznej, np z 50tys ludzi ktorzy zdecyduja sie zalozyc wlasne miasto, w jakims niewydolnym administracyjnie kraju i z czasem oglosic niepodleglosc.

      Uwazam ze nie trzeba ratowac swiata na raz calego. Wystarczy maly zalazek, ktory bedzie przykladem promieniowal na reszte. Tak jak to kiedys bylo z USA, zanim stalo sie obecna poczwarka.

      1. W XV w. było o tyle lepiej, że koloniści mieli do dyspozycji cały kontynent ziemii praktycznie niczyjej i początkową pomoc paru europejskich rządów. Teraz jest nieco trudniej.

        No i „promieniowanie przykładem” – czy ja wiem? Ludzie lubią socjalizm i ułudę bezpieczeństwa, szczególnie Ci, którzy nie widzą dłuższych ciągów przyczynowo-skutkowych od „narąbię się -> będzie fajnie”. Ale tak czy inaczej ludzi żyjącej w takiej enklawie to raczej nie będzie za bardzo obchodzić. Byle tylko ta enklawa nie zepsuła się od środka.

        1. Powoli stają się możliwe prywatne podróże kosmiczne. Mamy już technikę pozwalającą na budowę hermetycznych domów mogących stać na Antarktydzie, pod wodą, w kosmosie albo na Księżycu. Jeszcze jedno pokolenie albo dwa i będzie możliwa kolonizacja kosmosu. Rozpocznie się nowa era analogiczna do Wielkich Odkryć Geograficznych. Niechby i nowe kosmiczne społeczeństwa psuły się od środka, to zawsze można polecieć i założyć następne. Planetoid jest 100000 – jeżeli mamy kolonizować jedną rocznie, to wystarczy na 100000 lat. Przez kilkaset lat będzie wolność, dopóki technika nie rozwinie się na tyle, żeby mogło powstać jakieś Imperium Układu Słonecznego, które podporządkuje sobie wszystkich ludzi w zasięgu. Ale do tej pory wymyślimy coś nowego i odlecimy w gwiazdy.

          1. O podboju kosmosu przez obecną cywilizację możesz zapomnieć, chyba, że Fukushima ładnie przetrzebi populację i będziemy mieć spore nadwyżki energii. Zresztą nie będę się rozpisywać o problemach wiążących się z utrzymaniem życia w warunkach panujących na tych planetoidach. I tak sprowadzą się one do absurdalnie dużych ilości energii, na pozyskanie których nie mamy sposobu.

          2. Jedna odpowiedź co do energii to ITER. Pogugluj, poczytaj.
            Jeżeli wszystko dobrze pójdzie, co może być trudne w tym projekcie to będzie można powitać nową rzeczywistość taniej energii w dużych ilościach i do tego jeszcze bezpiecznej.
            Jest niestety kilka dużych problemów, które muszą zostać przeskoczone:
            1. projekt musi zadziałać (to łatwiejsza część)
            2. euro-biurokracja (trudna część)
            3. lobby naftowe (jeszcze trudniejsza część)

            ————
            MODERACJA – wypowiedź zyskałaby na wartości gdyby ja zaopatrzyć odpowiednim linkiem.

    2. Krwawe rewolucje są nieuniknione. Jednak nie biorą się one z „rozbudzonej świadomości”. Większość odda bardzo dużo dla spokoju. Walczyć będą dopiero jak nie będą mieć dostępu do żywności. Dopóki masy są nakarmione i są igrzyska, to władza ma względny spokój, a ten element z „rozbudzoną świadomością” jest stosunkowo łatwy do wyłuskania, zmarginalizowania, ewentualnie wyeliminowania.

Comments are closed.