Lenin miał rację

Podobno w EU stręczycielstwo jest karalne. Jeśli tak to powinni przede wszystkim zapuszkować małego francuskiego Napoleona. Kandydatów do zapuszkowania jest zresztą więcej bo jeśli wierzyć doniesieniom cały chór przestraszonego zachodniego establishmentu zgodnie stręczy Niemcy aby się na TO zgodziły. TO ma uratować skorumpowane rządowo-bankowe koterie czujące pod stopami żar rozpadających się systemów monetarnych, rozsadzanych przez niespłacalny dług.

Chodzi oczywiście o zgodę Niemiec aby Europejski Bank Centralny (ECB) zaczął drukować euro w trybie turbo, 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, aby ratować tym rozpadający się system. Ratunek ma leżeć w kolejnym przekręcie na gigantyczną skalę, polegającym na pan- europejskim, przyspieszonym zeszmaceniu pieniądza. Zeszmacony pieniądz zeszmaca długi w nim wyrażone ratując tym zbankrutowane rządy i banki przed jedynym racjonalnym wyjściem – oficjalnym bankructwem i rozpoczęciem od nowa. Ratunek jest jednak iluzoryczny bo zeszmacenie pieniądza zeszmaca również wszystko inne. Zeszmaci oszczędności ludzi, wyrwie dywan spod nóg biznesu, zniszczy tkankę społeczną. Rozsadzi w końcu samą unię której zachowanie jest podobno priorytetem.

źródło: wikipedia

Lenin miał absolutną rację. Nie ma bardziej subtelnej, bardziej pewnej metody zniszczenia podstawy społeczeństwa niż zdebazowanie jego waluty. Proces ten angażuje wszystkie ukryte siły praw ekonomicznych po stronie destrukcji, i czyni to w taki sposób że nikt nie jest w stanie tego zdiagnozować. Te prorocze słowa napisał nie kto inny jak John Maynard Keynes, czczony przez unijny establishment jako prorok i patron ich „deficit spending”.

O tym jak trafne okazały się te słowa wiedzą najlepiej Niemcy. W cztery lata później (1923) doświadczyli oni destrukcyjnego epizodu hiperinflacji w Republice Weimarskiej, kiedy pieniądz drukowany był coraz szybciej, w takt cen przyspieszających najpierw z tygodnia na tydzień, potem z dnia na dzień, potem z godziny na godzinę. W końcu tak szybko że pieniądz drukowany był tylko po jednej stronie. Zdesperowana ludność paląca paczkami banknotów w piecach i kupująca chleb taczkami banknotów straciła wszystko. I wszystko ponad powrót do tego hiperinflacyjnego piekła wydawało się jej lepsze. W tym ład i porządek narodowego socjalizmu obiecany przez Adolfa Hitlera który sobie wybrała.

Po wojennej klęsce czyściec hiperinflacji ponownie nawiedził Niemcy. Reichsmarki Hitlera były po wojnie tyle warte co marki Republiki Weimarskiej. Ludzie w jednym pokoleniu raz jeszcze przeżyli traumę utraty wszystkiego.

W tej sytuacji wolnorynkowa reforma Ludwiga Erharda w 1948 i wprowadzenie Deutschemark okazała się objawieniem. Zarządzana konserwatywnie przez Bundesbank DMarka musiała być sukcesem bo nie było innego wyjścia!  I była jeszcze jakim! Stanowiła fundament powojennej odbudowy i cudu gospodarczego. Niemcy stanęły na nogi dzięki walucie twardej jak stal, będącej obiektem zazdrości innych.

Trauma hiperinflacji i utraty wszystkiego tkwi głęboko zakodowana w niemieckim DNA. Każdy niemiecki polityk, nawet uczestniczący w demokratycznym wprowadzaniu euro tylnymi drzwiami w 1999, wie o tym dobrze. Stąd też przyrzeczenia sprzed 12 lat o euro mającym zastąpić DMarkę które miało być „tak silne jak DMark” i o ECB mającym być przedłużeniem Bundesbanku w tym samym Frankfurcie nad Menem.

Opór Niemców przeciwko proponowanemu teraz przez Francję zeszmaceniu euro, do czego europejski ekwiwalent amerykańskiego quantitative easing w wydaniu ECB doprowadzi, jest zrozumiały. A do tego właśnie zmierzają stręczenia Niemiec przez małego Napoleona i inne rządy zachodnie z bankami śmiertelnie umoczonymi w bagnie wspólnej waluty.  Dotychczas Niemcy mówią rezolutnie nein drukowaniu,  ergo podszyciu się funduszu bailoutowego EFSF pod bank.

Pewna państwowej protekcji „wspólnej waluty” i ubezpieczenia ryzyka amerykańskimi CDS-ami kamaryla prywatnych banków beztrosko pożyczała ewidentnym bankrutom europejskim bez końca,   praktycznie w jednym wielkim przekręcie. Banki doskonale wiedziały co robią, znały ryzyko i zarabiały na tym doskonale.  Nie przewidziały tylko że zbankrutowany kraj może przestać spłacać dług i teraz krzyczą do państwa „ratuj”.  Byłoby jednak rzeczą wysoce niemoralną aby ratować niewypłacalne banki strefy euro i  NIE pozwolić im zbankrutować, tak jak oficjalnie  zbankrutować powinna Grecja i inne kraje PIIGS.

Bankructwo wymagane jest z wielu powodów.  Pozostawiając kapitalizm i wolny rynek na boku, wymaga tego przede wszystkim zapomniane nieco pojęcie fundamentalnej sprawiedliwości. Wymaga tego zasada odpowiedzialności na własne czyny, zasada że wszystko mające upside ma też downside i że zgarnianie prywatnych profitów z jednej strony musi iść w parze z absorpcją prywatnych strat z drugiej. Prywatne profity i obarczanie publiki stratami jest moralnie niedopuszczalne i nie da się na dłuższą metę tolerować, zasłaniane parawanikiem rzekomego armagedonu w przypadku dopuszczenia do kolapsu banków. Publika wystawi rachunek wcześniej czy później. Więcej, indywidualni bankierzy i zarządy odpowiedzialne za konkretne decyzje prowadzące do kolapsu powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności teraz, płacąc rachunek zamiast inkasowania bonusów.

Niemcy w żadnym przypadku nie powinny zgodzić się na masowy druk euro aby bankrutów wybailoutować. W żadnym wypadku podatnicy strefy euro nie powinni zostać obarczeni ciężarem takiego bailoutu.  Zbankrutowane banki zasługują na upadek i ich upadek będzie pozytywem, nie negatywem. Będzie  warunkiem nowego początku, po wycięciu gangreny doszczętnie skorumpowanego starego systemu. Jeśli pociągnie to za sobą wysokie koszty, a nie ma co do tego wątpliwości, będzie to też pozytyw. Będą to koszty w pełni zasłużone, które Niemcy zawdzięczają sobie, wynikłe z braku mechanizmów odpowiedniej kontroli i z czystej głupoty.

Każda lekcja kosztuje a ta jest jedną z najcenniejszych. Ból będzie ale wbrew uśmierzającej propagandzie establishmentu ból ma też pozytywne strony. Ból skłania do nauki, do wyciągnięcia wniosków, do zrozumienia przyczyn. I do działania aby się więcej nie powtórzył. Niemcy są wielkim narodem którego sukces w Europie w niewielkiej części zależy od przekrętów bankowych i od wciskania południowym bankrutom rzeczy na kredyt którego nie są w stanie spłacić. Nie ma i nie może być na tej podstawie trwałej prosperity.   Nigdy nie było.  Czas w końcu oprzytomnieć i,  jak to mówią Amerykanie,  face the music.  Metodą na oprzytomnienie jest właśnie ból.

Przejście Niemiec przez ten ból ich nie zrujnuje choć być może wymusi daleko idące zmiany w samej EU. Być może  trzeba będzie ją zmniejszyć i oprzeć na dawnych zasadach  bloku gospodarczego,  porzucając plany socjalistycznego ponadnarodowego imperium.  Będą to zmiany na lepsze. Zrujnować Niemcy, i całą strefę euro razem z nimi, może za to co innego – hazard moralny jaki stanowi rabunek mas w biały dzień na miliardy potrzebne na „ratowanie” bankrutów. Nie ma to i mieć nie może żadnego usprawiedliwienia, choćby cały system bankowy miał runąć jutro czy pojutrze. I nie ma tu różnicy czy rząd rządzi rzeczywiście czy tylko wykonuje polecenia posiadającej go w kieszeni koterii bankowej. Nikt nie powinien zapominać że sprawiedliwość w naszym kręgu kulturowym stoi wysoko, daleko wyżej ponad doraźnymi interesami ekonomicznymi. Przekręty i defraudacja przyszłych pokoleń prowadząca do ich zubożenia dojść może tylko tak daleko i nie dalej. W pewnym momencie spauperyzowane debazowaniem waluty i doprowadzone do ostateczności masy wystawić mogą rachunek niewspółmierny z żadnym bailoutem, grzebiąc tym ostatecznie wizję europejskiej harmonii i spokoju społecznego.

Miejmy nadzieję że Niemcy, ponoszący szczególną odpowiedzialność za powojenną Europę u źródła sukcesu której stali, nie popełnią fatalnego historycznego błędu ulegając  presji  i  dając zielone światło ECB na zeszmacenie własnej waluty. Że nie dadzą zielonego światła do rabunku milionów ludzi w Europie aby przedłużyć agonię zbankrutowanego,  skorumpowanego systemu bankowego opartego na drukowanym z powietrza pieniądzu bez pokrycia który stymuluje takie ekscesy kredytowe jakie miały miejsce. Sztuczne utrzymywanie przy życiu kryminalnej kamaryli banków „zbyt dużych aby upaść” jest dla przyszłości Europy dużo większym zagrożeniem  niż jej bankructwo.

 

50 thoughts on “Lenin miał rację

  1. cynik9 pisze: 19/11/2011 o 01:09
    Na tej samej zasadzie państwo może skonfiskować każdy depozyt, wystarczy że przyspieszy inflację a zwolni rewaloryzację świadczeń.

    Właśnie – dlaczego nikt nie pisze o inflacji? Cyniku, moze to temat na post? Oczywiste jest, ze dla kazdego rzadu ukrycie inflacji jest najlepszym sposobem na redukcje wlasnego zadluzenia i wyjscie ze spirali dlugow. Jezeli wskaznik inflacji wynosi np 5%, a realna inflacja 10%, to wszystkie swiadczenia rzadu, rewaloryzowane o ten wskaznik, w real money spadaja.

    Teraz nasze podworko. Inflacja w Polsce podawana jest przez GUS, na podstawie tzw „koszyka inflacyjnego”. Tu zaczynaja sie ciekawe rzeczy – na poczatku lat 2000 wyrzucono z koszyka ceny nieruchomosci, twierdzac, ze wzrost jest spekulacyjny. Czyli Polacy nie kupuja mieszkan, jeno niecni spekulanci… Nie zdziwie sie, jezeli w 2012 nieruchomosci wroca do koszyka, trzeba przeciez wykorzystac spadek cen do obnizenia wskaznika inflacji. Dziwnie tez sa traktowane paliwa. W 2007 roku zrezygnowano z rozdzialu transportu i paliw do prywatnych samochodow, pojawila sie jedna rubryka – transport. Mnie to smierdzi prymitywna manipulacja. Transport np z powodu mniejszej ilosci zlecen i wzrostu konkurencji na rynku, moze zmieniac cene inaczej niz paliwa, ale co sie dzieje z benzyna, kazdy widzi na stacji i kazdy tankuje, wiec dlaczego paliw nie ma w koszyku???

    Oficjalna inflacja to ca. 5%. Niech mi ktos wyjasni jak to mozliwe, skoro wszystko, poza nieruchomosciami, drozeje??? Benzyna – jakies 19% od zeszlego roku (z 4,4 na 5,5). Pszenica – okolo 500 zl w lipcu 2010, 800 – obecnie, czyli 60%. Towary z eksportu – przy takiej deprecjacji PLN, jaka nastapila w 2011, musza powaznie zdrozec. A inflacja (oficjalnie) praktycznie stoi. Cud gospodarczy?

    1. @Lysander

      Dług publiczny, denominowany w całości niemal w USD/EUR
      po upadku złotego na pysk ani drgnął… wreszcie, zupełnie nie rozumiem, dlaczego każdy wzrost cen jest uważany za inflacyjny….inflacja to nie wzrost cen, tylko spadek wartości pieniądza. Pieniądza w gospodarce nie przybywa od tego, że susze i powodzie zeżarły 20% plonów.

      1. Pieniądza w gospodarce nie przybywa od tego, że susze i powodzie zeżarły 20% plonów.
        Ale na ogół przybywa od wypłat odszkodowań dla powodzian to kompensujących i nakładów na „odbudowę”…

  2. Właśnie odkryłem Pana blog (ktoś zalinkował na blogu Gwiazdowskiego na blogbank do Pana bloga) i jestem szczerze zachwycony prostotą i trafnością wyrażania przez Pana myśli, które i mnie nachodzą. Dziękuję. Jedna mała uwaga:

    „zbankrutować powinna Grecja i inne kraje PIIGS”

    Kraje BI PIGS: Belgium Italy Potrugal, Ireland Greece Spain

    Pozdrawiam!

    Radosław Herka

  3. Jestem pod ogromnym wrażeniem wpisu drogiego Cynika, życzę sam sobie takiej biegłości w słowie pisanym, jaką ma szanowny Gospodarz. Sam nie wiem co myśleć o ojczyźnie, o Unii, o życiu. Siedzę spojony ginem w Wielkiej Brytanii i marzę o wielkiej j Polsce, nie planując w żadnym stopniu powrotu. Ze światowego punktu widzenia, zajmujemy się PIERDOŁAMI. Prowadzę długie rozmowy ze znajomym chińczykiem. Ogólne wrażenie: nie mamy z nimi najmniejszych szans. Najmniejszych. Nakryją nas czapkami. Oni pracują, uczą się, nie hodują małych Napoleonków, tylko zapieprzają dzień i noc. Uczą się technologii, inwestują, kupili już pół Afryki, trzymają za jaja USA. Nie, Panowie, naprawdę, porównajcie, o czym mówi się na polskich portalach, rp.pl. onet.pl, a o czym na takiej AJ-Jazeera. Polska zostanie wchłonięta przez wiry historii. Grunt, to utrzymać się na powierzchni, osobiście.

    1. Siedzę spojony ginem w Wielkiej Brytanii i marzę
      Dobry do przemyśleń jest artykuł Nialla Fergussona w Wall Street Journal Europe jak Europa będzie wyglądała w 2021… Ciekawa rola ma przypaść UK…

  4. Drogi Cyniku !
    absolutnie nie jest prawdą , że ” Reichsmarki Hitlera były po wojnie tyle warte co marki Republiki Weimarskiej „. Moja ŚP babcia ( z Wielkopolski ) znalazła przy drodze plik reichsmarek i napaliła nimi w piecu myśląc , że skoro Niemce uciekły , to są nic niewarte. Za dwa-trzy miesiące przyjeżdżały kupce z Łodzi i gdyby je miała , toby mogła sobie nowy dom wybudować. Reichsmarki oficjalnie stały 4 do dolara ( i nowa DM w 1948 r. stała tak samo , ale były limity wymiany ) a na czarnym rynku każdą ilość można było wymienić 30 za dolara ( w roku 1948 ). Gdyby nie fakt , że Sowieci zawłaszczyli prasy drukarskie Reichsbanku i zapas papieru do druku banknotów 100 markowych i drukowali 100 markówki na potęgę , przelicznik byłby z pewnością lepszy i to mimo przegranej wojny . Jak pamiętam to za Gierka w 1980 r. dolar stał 120 zeta ( równowartość flaszki ) a rok później dochodził do 1000 złotych. W porównaniu do komunistycznej złotówki reichsmarka była wzorem stabilności i daleko jej obecnemu euru czy dolarowi , biorąc pod uwagę choćby obecną cenę złota , która w ciągu kilku lat wzrosła bardziej niż cena złota liczona w reichsmarkach , i to mimo przegranej wojny i katastrofy gospodarczej.

    1. Bardzo interesujące! Dziękuję za te ciekawe historyczne fakty. Będę musiał pewnie rzecz bardziej zniuansować. Istotnie, o trylionach Reichsmarks też nie słyszałem… 😉

      Sądzę jednak że z tą wartością Reichsmarki przesadzasz w drugą stronę nie widząc innej sprawy. Wartość mierzymy siłą nabywczą – a w czym ją mierzyć jak nic nie można nabyć? Nie chciałem już rozwadniać wpisu tym wątkiem. Prawda jest taka że Hitler z wybuchem wojny wprowadził racjonowanie wszystkiego i system ten dalej utrzymywali alianci po wojnie, łącznie z sekwestracją rezerw, w tym nawet siły roboczej. W tej sytuacji indeks kosztów życia liczony po tych sztucznie utrzymywanych cenach był w 1948 tylko o 31% wyższy niż w 1938. Masa papieru w obiegu była za to w 1947 5x większa niż w 1936. Rzeczy mogły więc sobie być po wojnie w tych cenach co były bo rzeczy były racjonowane a reszty po prostu nie było. Spowodowało to oczywiście powszechne braki wszystkiego – jak pod koniec Gierka w PL – i powrót do barteru. Tak opisuje to naoczny (amerykański) obserwator w Bizonii (połączone strefy okupacyjne USA i UK), niedługo przed reformą Erharda (w Mainsprings of the German Revival):

      Each day, and particularly on weekends, vast hordes of people trekked out to the country to barter food from the farmers. In dilapidated railway carriages from which everything pilferable had long disappeared, on the roofs and on the running boards, hungry people traveled sometimes hundreds of miles at snail’s pace to where they hoped to find something to eat. They took their wares—personal effects, old clothes, sticks of furniture, whatever bombed-out remnants they had—and came back with grain or potatoes for a week or two. (p. 65).

  5. @cynik9
    Niezmiennie interesuje mnie Twoja Cyniku9 fascynacja Niemcami – tymi samymi, których ekscesy (delikatnie mówiąc) są powodem obecnego stanu rzeczy, na który składają się:
    – wszechobecna propaganda że „albo Euro i Europejska Unia” w obecnym kształcie albo wojny i utrata znaczenia przez Europę
    – to właśnie Ci pragmatyczni Niemcy stanowią filar szaleństwa pt. Euro
    – to właśnie Ci sami Niemcy zdruzgotali „Europę Ojczyzn” i zepchnęli ją z klubu światowych mocarstw do roli „półwyspu Azji” i kosztem 40 mln istnień doprowadzili do kilkukrotnego zresztą bankructwa; ponownie, wraca propaganda głosząca że tylko UE jest alternatywą dla powtórki tego scenariusza….

    1. fascynacja Niemcami
      Jaka tam fascynacja! Po prostu brak typowo polskich kompleksów odnośnie Niemiec i typowej rozpiętości emocjonalnej od wrogów po niedościgły wzorca. Niemcy są jacy są – stanowią poważną siłę jako naród, i to co osiągnęli po wojnie zasługuje na uznanie. Mówię tu o narodzie, taki jaki wyłania się z rozmów i kontaktów. Oczywiście na to nakłania się warstwa szaleństwa polityków które może najbardziej wpada w oko ale co nie jest wszystkim, a być może jest nawet marginesem. „Filar szaleństwa euro”? – ok, ale to raczej szaleństwo demokracji kuluarowej która narzuciła zmanierowanym dobrobytem masom nonsens którego implikacje teraz dopiero stają się jasne.
      propaganda głosząca że tylko UE jest alternatywą
      Ok, ale nie wiem na ile szczera. IMO ograniczona głównie do wąskiej warstwy politycznej chroniącej własne stołki i apanaże w EU, dokładnie tak jak rzekomy entuzjazm polski do wchodzenia do strefy euro. Czy rzeczywiście gość na ulicy w PL nie marzy o niczym innym jak tylko o wejściu? U Niemców grała rolę też unikalna historycznie szansa na zjednoczenie, co może uzasadniać wygadywanie bzdur typu unia lub wojna.

  6. Cyniku, Twoje posty są poezją dla mej utrapionej duszy! Dziękuję za to, że dzielisz się z nami swoją wiedzą i mądrością! Brawa za świetną znajomość historii! Wspaniale, że w wielu postach wyjaśniasz nie tylko zawiłości i niuanse współczesnego świata ale także przedstawiasz minione dzieje widziane oczami libertarianina. Wielki szacunek dla Twojej erudycji!

  7. Zasadniczo się z Cynikiem zgadzam. Chciałem jednak zauważyć że zazwyczaj i ludziska i firmy swoje pieniądze trzymają w bankach, a im większe kwoty tym jest to bardziej prawdopodobne. Jeśli banki się posypią to niewiele nam daje radości że pieniądz jest stabilny, gdyż właśnie cokolwiek tego stabilnego pieniądza straciliśmy. Powie ktoś że depozyty są gwarantowane. Niby są, ale chyba wszędzie do jakiejś wielkości, co oznacza, że najmniej straciliby drobni ciułacze a najwięcej ci którzy tworzą miejsca pracy. Poza tym ciekaw jestem jak w praktyce wyglądałyby te gwarancje jeśli posypią się „banki zbyt wielkie by upaść”. Coś mi się zdaje że wraz za gwarancje depozytów zapłaciliby podatnicy czyli ich posiadacze”.

  8. @Cynik9

    > W żadnym wypadku podatnicy strefy euro nie powinni zostać obarczeni
    > ciężarem takiego bailoutu.

    Juz zostali i w kazdym mozliwym przypadku zostana. Bo przeciez jesli banki zbankrutuja, to z dymem pojda oszczednosci ludzi, ktore sa przeciez w tych wlasnie bankach. Zeby ludzi nie doplacili do interesu to trzeba by chyba tez anulowac obligacje panstwowe bedace w posiadaniu bankow, bo wtedy panstwa moglyby przestac splacac banksterom dlug, ktory zaciagali politycy w imieniu ludzi i na ktorego splate trzeba teraz bedzie podwyzszac podatki na maksa.

    1. jesli banki zbankrutuja, to z dymem pojda oszczednosci ludzi, ktore sa przeciez w tych wlaśnie bankach.
      Rozcieńczmy zatem pieniądz do zera i cieszmy się z milionów papierowych oszczędności trzymanych w bankach… 😉
      Zastanawiam się kto przez lata zerowych stóp procentowych i paru procentowej inflacji rzeczywiście trzyma w banku „oszczędności” inne niż gotówka do pierwszego…

      1. Kto? Wiekszosc tzw. normalnych ludzi, tzn. takich, ktorzy nie maja intelektualnych mozliwosci lub ochoty do zajmowania sie bardziej wyrafinowanym inwestowaniem. W PL na dzien dzisiejszy ludzie trzymaja w postaci depozytow w bankach okolo 450 mld zlotych. To wychodzi cos ponad 10.000 PLN na glowe, wliczajac w to niemowlaki. Ostatnio prof. Rybinski polecal na wypadek kryzysu sprzedac nieruchomosci i trzymac gotowke. Nie wiem, czy robil to z wyrachowania, czy z wiary w te metode.

        Mowiac szczerze ja ten typ ludzi (tzn. niechcacych zajmowac sie inwestowaniem) rozumiem, gdyz sam tez nie za bardzo mam na to ochote. Robie to na pol gwizdka i tylko w ramach samoobrony tzn. dlatego, ze zdalem sobie sprawe, ze panstwo probuje mnie okrasc.

        1. ze zdalem sobie sprawe, ze panstwo probuje mnie okrasc. – to pół sukcesu… 🙂
          Zaryzykuję przypuszczenie że jeżeli to co w bankach trzymają gospodarstwa domowe to 2 średnie pensje z okładem na głowę to tym bardziej nie powinno być problemu z bankructwem banków… Wskazuje to że i tak masy polegają finansowo na państwie i na bieżącym dochodzie a nie żyją z kapitału, wobec czego nawet najgorszy i mało prawdopodobny rezultat – całkowitej straty „oszczędności” w przypadku bankructwa banku – nie prowadziłaby do armagedonu. Tusk zrabował w końcu prywatne podobno „oszczędności” OFEs i co? Nic specjalnego. Gdyby to samo wyciął z „oszczędnościami” w bankach zamieniając je przymusowo w obligacje 20 letnie zmieniłoby to tak wiele? Sam system papierowego pieniądza fiat jest metodą konfiskaty mienia, nie potrzeba do tego kryzysu. Negatywne realne stopy procentowe oznaczają przecież że samo trzymanie depozytów w banku jest czystą „stratą oszczędności” zachodzącą tak czy owak, dzień czy noc.

          1. @cynik9
            Od 2008 roku, dwa lata wcześniej niż miał miejsce „zamach na OFE”, było wiadome i znane _OFICJALNIE że wkład w OFE nie stanowi własności „ubezpieczonego”.

          2. Ok, ale nic to nie zmienia. Chodzi o to że ludzie mieli stymulowaną zresztą początkowo przez państwo percepcję posiadania pewnej wartości którą im odebrano w zamian za opowiadanie bzdur o przyszłych emeryturach. Na tej samej zasadzie państwo może skonfiskować każdy depozyt, wystarczy że przyspieszy inflację a zwolni rewaloryzację świadczeń.

          3. Panie Cyniku9,

            Jedyne w czym z Panem polemizowalem w poscie powyzej to fakt, ze to co Pan napisal o mozliwosci wyjscia z impasu poprzez bankructwo bankow, bez obciazenia europodatnikwo kosztami, to jest oczywisty falsz. To, czy strata oszczednosci 10 kPLN na glowe (czyli 30 kPLN) na rodzine, czyli 15 pensji netto (bo mediana w tej chwili to okolo 2 kPLN netto), to duza strata, czy tez nie w porownaniu z zyskiem z alej operacji, to juz jest zupelnie inna para kaloszy.

        2. No niezłe rady ten profesor daje…. w nieruchomości można choć głowę przytulić własną, albo innych, w zamian za inne dobra lub usługi.
          Gotówką będzie mógł co najwyzej w piecu zapalić, aczkolwiek faktem jest że nawet ze wszystkimi tego konsekwencjami, to 1-3 miesięczny zapas fizycznej gotówki (nawet fiat money) warto mieć w domu, poza bankową kontrolą…a nie tylko w formie zapisu w komputerze.

    2. Oj widać że Pan Łoś z leśniczym mało o LEVERAGE rozmawiał.

      Banki pożyczyły „pieniądze” których nie miały. Wymyśliły sobie po prostu z powietrza 30razy więcej kasy niż drobni ciułacze im wpłacili.

      Czyli jak rząd nie odda to bank jest „30 razy plajtę” ale ciułacze tracą teoretycznie 1/30 tego co rząd miał oddać.

      Jeśli przyjąć że rząd to my podatnicy, to plajta jest dla nas super tanim rozwiązaniem. Kto traci? Banki i zazwyczaj bogaci ludzie którzy podjęli ryzyko „inwestowania” w obligacje państwowe. Na drugi raz będą mądrzejsi i zbudują fabrykę.

      Plajta jest najlepszym rozwiązaniem dla największej ilości obywateli, dlatego nie wolno nam splajtować !!!

      1. @Radzimir

        Banki nei wymyslily sobie, tylko pozyczaly to, na co NBP pozwolil aktem kreacji pierwotnej. Dzialaly zgodnie z ustawa o prawie bankowym. Zas NBP dzialal zgodnie z konstytucja. Banki bankrutuja, bo ich dluznik, czyli panstwo, nie chce im oddac dlugow. A nie chce nie dlatego, ze nie ma aktywow, tylko dlatego, ze nie ma ochoty. Czy taka Grecja nie ma juz nic, czym moglaby zaspokoic roszczenia bankow? Ziemia i zloto sprzedane? Nie sprzedane? To czemu chce oglosic bankructwo?

      2. I jeszcze jedno, Radzimir. Ci bogaci od inwestycji w obligacje to wlasnie my, a wlasciwie nasze OFE…

        1. OFE, które właśnie zostały obrabowane przez ten rząd (zamiast ich zarządów)… 😉

          [ja!]

  9. Szczerze mówiąc, to w tym wypadku nie do końca widzę zalety „sprawiedliwego” bankructwa banków. Za ekscesy tak czy inaczej zapłaci „ulica”. Czy w formie podatku inflacyjnego, czy utraconych depozytów bankowych, funduszy emerytalnych i bezrobocia – niewielka różnica, choć pierwszy przypadek wydaje się łatwiejszy do przeprowadzenia we w miarę kontrolowany sposób. W obu natomiast rachunki zapłaci Kowalski, a bankierzy raczej nie będą oddawać w przypływie wyrzutów sumienia swoich nazbieranych przez lata bonusów, luksusowych posiadłości i innych Ferrari.

    1. @bengal
      Oczywiście, że zapłaci ulica, bo bank, podobnie jak Państwo, nie ma własnych pieniędzy. Pytanie tylko czy ulica woli wrzód przeciąć, czy przyklejać na niego plastry i truć się środkami przeciwbólowymi.

    2. Jaki Kowalski? Albo Srubudolos, albo Schwarz. Ręczę, że obaj srają na Kowalskiego, dopóki jako tania siła robocza jakiejś części do samochodu im nie wyprodukuje albo miedzi nie wydobędzie.

  10. Merkel do Sarkozy: chciałabym, a boje się.

    EZB straci swoją cnotę i zacznie drukować na pełną skalę. Przecież żaden urzędnik w historii świata dobrowolnie nie zlikwidował swojego miejsca pracy.

    Ale nie musi to oznaczać wzrostu cen i pensji – może być tak jak w Japonii gdzie już 20 lat drukują aby ratować banki a ceny mimo to spadają.

    Wirtualny pieniądz nie będzie porostu wypływał na ulicę, tylko banki go sobie zaksięgują aby zlikwidować dług. A zwykłe szaraczki będą pożarte przez „programy oszczędnościowe” cwanych lisów.

    1. bulszit, że się tak da

      MODERACJA: Jak Cię nie stać na więcej substancji w komentarzu to proponuję fora GW, nie tutaj. Sugeruję też dla bezpieczeństwa dalsze wypowiedzi formułować bezosobowo bo jedziesz po bandzie.

  11. ECB i tak wydrukuje na koniec pierdylion euro, bo nie ma innego wyjścia. Na razie musi wymóc na Włochach, Grekach i innych drakońskie oszczędności i utrzymuje ich obligacje w okolicy 7%. W końcu puści maszynę drukarską w pełny ruch, skupi obligacje za 1-2 bln, obniży rentowności i będziemy mieć spokój na kilka miesięcy, póki pieniądze nie wrócą zalewając rynek, lub nie wytworzą kolejnej wielkiej bańki spekulacyjnej np. na surowcach.

    1. sambor: Tu pierdylion euro może nie wystarczyć, konieczny może okazać się dodruk ochnastu pierdylionów euro 😉

  12. Wczoraj na Reutersie czytalem artykul o tym jak to cwani europejscy politycy chca wyciagnac kase z ECB. Chca, zeby ECB udzielil pozyczki IMF, a potem IMF wyda ta kase na ratowanie PIIGS. Podobno jest to w teorii mozliwe, jako ze IMF nie jest krajem ani instytucja Europejska a ECB moze normalnie „pozyczac” pieniadze innym bankom (takim jak IMF).

    Wiec nawet jesli Niemcy sie nie zgodza, politykierzy beda kombinowac i kombinowac az znajda jakas luke w systemie ktora beda mogli wykorzystac.

    A wiara w to, ze PIIGSy upadna spokojnie i bez wielkiego kolapsu calego systemu jest niestety tylko „wishful thinking”. Agonia bedzie przeciagac sie jeszcze dobrych pare lat, az w koncu wszystko pierdyknie i nasze dzieci nie beda mialy co zbierac…

    1. @Boroova

      Są małe szanse na koniec świata, bo koniec świata się nie opłaca, nikomu….

      1. Nie opłaca się tym, co u koryta… 😉 Zresztą opłacalność to jakaś wtresowana kategoria cywilizacyjna – może nową cywilizację zbuduje się na jakiejś innej wartości 🙂

    2. A co Ty tak Unię Europejską musisz zbierać? Sam już się po przemianach ustrojowych ’89 pozbierałeś do poziomu krajów rozwiniętych?

  13. Hmm, od kilku miesięcy czytam różne analizy traktujace o tym co będzie (byłoby) po bankructwie poszczególnych państw. Zgadzam się z Autorem, że te kraje powinny zbankrutować. To byłaby nauczka także dla banków, że nie ma „bezpiecznych” aktywów. Problem w tym, że bankructwo banków spowoduje gigantyczną wyprzedaż majątku, które banki posiadają lub mają nad nim kontrolę (realne firmy) poprzez udziały. Pytanie, kto to kupi i za jaką cenę. Wszyscy boją się, że wparuje tu kapitał chiński i wykupi za półdarmo ogromny, REALNY majątek (firmy, technologie, licencje, …). To byłoby oddanie kontroli nad „europejską” gospodarką chińczykom (arabom, ….:).
    To jest problem polityczny, bo chyba orientujesz się, że przy pomocy wirtualnego pieniądza można kontrolować realny świat. Amerykanie rozwiązują ten problem poprzez dodruk pieniądza, ale i tak uważam, że skończy się na zamknięciu przed obcymi własnego przemysłu i rynku. To może być koniec procesu globalizacji.

    1. Dzizas – ta katolicka (?) naiwna narracja winni powinni zostac ukarani jest juz nudna. Praca domowa – opracuj model globalnego systemu finansowego – kto z kim jak wspolpracuje przede wszystkim on macro scale, jesli chodzi o finanse rzadow, ale nie zdziw sie np., jak niezawisli sedziowie niemieccy przestana miec kase na prad, ogrzewanie i wynagrodzenia, jak Commerzbank upadnie.

  14. Również „Niemcy są (…) od wciskania południowym bankrutom rzeczy na kredyt którego nie są w stanie spłacić”:
    1) np 170 czołgów typu Leopard II A6 za 1,7 mld €,
    2) sześć U-Bootów klasy 214 po ok. 0,5 mld €/sztukę.
    Kilka tygodni temu Niemcy wściekli się na Greków, że ci zamówili fregaty we Francji a nie w Niemczech.
    W Parlamencie Europejskim mówi się, że w zamian za pożyczkę (110 mld €) Grecja zobowiązała się do kolejnych zamówień zbrojeniowych.

  15. Jak w tej sytuacji wyglądają kraje nie posiadające Euro ale podłączone pod eurogospodarkę (Polska, ale nie tylko)?

  16. To aż strach komentować, panie Cyniku. Aż strach… Ale napiszę to w tym
    strachu, aby z jednej strony spróbować być bardziej cynicznym od samego Gospodarza, a z drugiej – aby przedstawić taki trochę zapomniany, a co najmniej – pomijany punkt widzenia. Chodzi mianowicie o popatrzenie od strony interesu Polski jako substancji państwowo-narodowej. Nie wiadomo tak na prawdę, czy patrząc z tej pozycji rozkład ekonomiczno-polityczny (a również – jak słusznie Cynik zauważa – moralny) Niemiec a wraz z nimi „najtwardszego jądra” całej EUropy nie byłby jedyną i ostatnią szansą dla Polski na zachowanie integralności kraju jako całości. Byłby to scenariusz niezwykle przykry do oglądania – zgoda. Ale Polacy, to tacy dziwni ludzie, którzy relatywnie dużo lepiej radzą sobie w bałaganie i rozkładzie niż w ramach precyzyjnie dookreślonego „ordnungu”. Potwierdzały to liczne okresy funkcjonowania Polski jako kraju, bo nie zawsze jako państwa. Oczywiście nie jest powiedziane, że ta możliwość byłaby wykorzystana – dziś zdecydowanie brak Napoleonów, a nawet Piłsudskich, więc oczywiście szansa tak, czy inaczej jest mizerna. Ale jednak jest.
    Pytanie bardzo istotne jest nieco inne. Co stanie się z Polską w sytuacji,
    kiedy Niemcy obraliby rozważany tu scenariusz czyśćcowego bólu i dramatycznego zaciśnięcia pasa. Jeżeli zdecydują się pójść tą drogą, to (znając ich) zapewne im się to powiedzie i za parę lat wyjdą z tego jako niezwykle silne moralnie i organizacyjnie państwo o rozbudzonych ambicjach politycznych i nadszarpniętej ekonomii. Co wtedy będzie z nami, jeżeli dodamy do tego wzmacniającą się Rosję wraz z nienawiścią i pogardą dla Polski królującą wśród tamtejszych polityków?
    W naszym kraju dziś już od dawna nikt nie prowadzi ż a d n e j polityki
    zagranicznej. Nadstawiają tylko tyłka, to tu to tam. Armii się potulnie
    pozbyliśmy. Co dalej? Może jednak lepiej – niech tam sobie ratują te banki i
    wożą te eura taczkami. Nie wiem na prawdę, czy to dobrze, czy źle… Dla nas.

    1. Myślę, że Prezes Buzek i dziobaki zamierzają nową tożsamość europejską wytresować w Twoich dzieciach i raczej polskość to już passe. A cynik to jest na swojej planecie, broniac jakiegos ksztaltu sprawiedliwego kapitalizmu

  17. Ale czy niespłacone kredyty (te wirtualne pieniądze wykreowane przez banki) nie zaleją „rynku walutowego” także doprowadzając do hiperinflacji ?

  18. Cyniku, nie jestem pewien, że „szczególna odpowiedzialność” jest argumentem na właściwym poziomie abstrakcji. Zgadzam się z Twoją argumentacją ale obstawiam gorszy scenariusz. Wolę się pomylić na własną korzyść.
    Kto chętny (i nie widział) niech sobie obejrzy coś na temat: https://www.youtube.com/watch?v=tj2s6vzErqY

      1. Wie ktoś może dlaczego nie widzę napisów? Nie nadążam z ironią, a YT mi pisze, że napisy są niedostępne…

        [ja!]

  19. A któż to są Ci Niemcy, o których z taką estymą i nadzieją traktuje ten wpis ? Gdzie oni są i w czyjej oni kieszeni siedzą, aby mogli się przeciwstawić pomysłom, które relacjonuje ten francuski kurdupel. Może ktoś mnie oświeci.

  20. „Miejmy nadzieję że Niemcy, ponoszący…”
    Zaraz, zaraz, czyja to matka byla nadzieja?

Comments are closed.