Jobs, jobs, jobs

Dla transmitowanej na żywo internetem debaty republikańskich kandydatów na prezydenta warto było zarwać noc! W końcu idąc późnym wieczorem do kabaretu robimy z grubsza to samo. Tyle że ubaw mniejszy.

Recepty oficerów PRowadzących kandydatów są w tej kampanii stosunkowo proste: powtarzanie do znudzenia jobs, jobs, jobs, frazesów o woli obniżenia podatków oraz obligatoryjny trybut dla lobby żydowskiego w postaci podsycania paranoi antyirańskiej. Klasą dla siebie i ozdobą wieczoru był dr. Ron Paul, który celnie wskazał na parcie pro-izraelskiego lobby do rozpętania jeszcze jednej burdy wojennej na koszt Ameryki. Po spektakularnym sukcesie polityki containment wobec uzbrojonych w dziesiątki tysięcy bomb A Sowietów przedstawianie nie mogącego wytworzyć nawet dość benzyny na własne potrzeby Iranu jako zagrożenia dla Ameryki jest po prostu śmieszne.

Obowiązkowo głównym punktem debaty była jednak gospodarka a w niej oczywiście jobs, jobs, jobs, powtarzane przez kandydatów jak katarynka przy każdej okazji. Tymczasem gdy polityk zaczyna wykazywać troskę o jobs zdradza tym jedynie jak dalece ogłupione jest już społeczeństwo i jak dalece zmanierowany jest on sam. Chodzi mu przecież tylko o tę jedną job, tyle chyba jest jasne.

Dużo prawdziwiej brzmi tu nasz JKM który – choć mocno niepolitycznie – bierze byka za rogi i mówi jak jest naprawdę.  Celem kapitalizmu i wolnego rynku jest mniej jobs, a nie więcej. Celem jest systematyczna destrukcja jobs, jedna po drugiej, seryjnie. Bezlitosna ich eksterminacja jako elementu kosztu którego wyeliminowanie prowadzi do większych zy$ków!

Kłopot jest tylko taki że czy chcemy tego czy nie,  jobs w zdrowej gospodarce są jak pokrzywy na wiosnę. Im bardziej się je tępi tym szybciej wszędzie odrastają. Zlikwiduj jedną a trzy następne już się czają pod płotem. Przestań subsydiować eko-to czy bio-tamto a już nowe jobs, jak chwasty, strzelają w górę. Zostaw tylko ludziom więcej pieniędzy w kieszeniach, daj im działać samodzielnie w wolnym rynku a nie opędzisz się od jobs. Przyjdą i stratują wszystko! Ba, starczy nawet na eksport!

Rada jest tylko jedna – zabić gospodarkę. Dać jej zastrzyk socjału. Obiecać wcześniejsze emerytury, coś za nic, darmowe leki, bezpłatne gruszki na socjalistycznej wierzbie. Zniewolić wolny rynek, obarczyć go ciągnięciem wozu z przymusowym tym i tamtym, z obligatoryjnymi ubezpieczeniami, przymusowymi składkami, narzuconymi płacami minimalnymi. Wprowadzić więcej formularzy, więcej okienek, raportów, nowych stempli. Dowalić na to stos regulacji, nakazów, zakazów. Doprawić to wszystko carbon credits. A potem dać dobry przykład sektorowi prywatnemu jak to rząd dzielnie generuje masowo jobs,  czyli po europejsku „robocie”,  aby temu wszystkiemu podołać.

I wołać przy okazji najbliższych wyborów o więcej jobs, jobs, jobs.

19 Replies to “Jobs, jobs, jobs”

  1. Niedomiennie fascynuje mnie zainteresowanie USA podczas gdy nasze podwórko długo nie osięgnie poziomu na który USA – być może kiedyś – spadną…

  2. Według mnie jest spora częśc jobs’ów (ilośc stanowisk) jest sztucznie napompowana. I nie tylko chodzi o budżetówkę. Ludzie robią coś co nie jest potrzebne aż tak do życia, tylko jakieś fanaberie biurw (może nie ładne słowo na osoby które pracują w biurach ale jakoś weszło do mojego słownika) lub lobby producentów naciska.
    Np. ja jako serwisant pracuję dzięki ustawie min. środowiska gdzie wiekszośc prac to jest fikcja żeby był papierek (wymiana czynnika w agregatach wody lodowej ze starego na coś bardziej ekologicznego po co to komu, lepiej jest dla środowiska wypuścic stary czynnik R22 [powinno się wypompowac i oddac do utylizacji] a wtłoczyc R422 [gdzie wyprodukowanie jego napewno nie jest eko] a to wszystko dzięki postanowieiom Protokołu Montrealskiego).
    W bankach częśc otwieranych kont/kart kredytowych fikcyjnie żeby sprzedaż niby była, a na gorze ktoś musi to wysztko obrobic. Fakt że 1 na 10 nie spłaci karty w terminie to bankowi powinna sie inwestycja spłacic.
    Nawet przy zawodzie księgowa powstało takie określenie kreatywna księgowośc, gdzie możnaby było uprościc przepisy procedury i spora częśc stanowisk w księgowości nie potrzebna była by.
    A tak mamy tabuny ludzi pracujących gówno robią nawet chaos wprowadzają i dostają wynagrodznie. Jeszcze komputery miały uprościc pracę i zmieniejszyc zatrudnienie, a widzimy odwrotną sytuację.

    Ja czekam kiedy linia zostanie przekroczona przez podatki, lobby producentów i biurwy które wiedza lepiej za biurka i to wszystko pierdzielnie.

    PS
    Jak chcesz porządnie wkurzyc biurwę (zwłaszcza młodą osobę) to jest prosty sposób np. tekigo HR manager powiedziec do tej osoby kadrowa.
    Czyli na nowoczesne stanowisko użyc nazwy tego zawodu ale przed 89r.

  3. hmm…
    nie jestem znawcą języka, języków, ale job rozumię jako pracę.
    Wydaje mi się, że lepszym odzwierciedleniem tego o czym jest dyskusja jest słowo etat. Więcej, etat socjalistyczny. Ludzie socjalistyczni nie szukają pracy, tylko etatu. Zauważcie, że w urzędach mało pracują (nie wszyscy), obijają się, szukają taniości na allegro, sprawdzają maile, nie obsługują petentów, generalnie, nie pracują (!), są na etacie (!).
    Praca jest, i jest jej do wykonania w brud. Jest jedynie niechęć do dawania etatów przez przedsiębiorców którzy widzą pracę=robotę do wykonania. To są duże niepotrzebne koszty.
    Etat nie równa się praca (!), IMO.

  4. Jak widać demokracja i socjalizm to dwie strony tego samego medalu. Prosta droga do komunizmu (niewolnictwa). JKM nie jest ani demokratą ani socjalistą. Na szczęście. To że uczestniczy w tym cyrku (wyborach), trudno, może go szlag trafia, jak widzi jacy ludzie są głupi. Jak chcą tych jobsów. Ja nie lubię jobsów. Wojtek Cejrowski niedawno podkreślał, że my „cywilizowani” ludzie to nawet nie jesteśmy szczęśliwi. Przez cały dzień jobs, jobs, jobs… i co wieczorem nawet na piwo człowiek nie ma ochoty, a taki dzikus mimo, że bez butów to jednak jest szczęśliwy.

    Zgadzam się, że niestety kapitalizm ( =? wolny rynek) spowoduje, że jobsy będą powszechne. Na szczęście ratuje nas socjalizm. Który uniemożliwia nam powszechność jobsów (i podróże na Księżyc)… Inna sprawa że powszechność jobsów spowodowałaby, że sami mielibyśmy mniej jobsu… Tak? Tak, jestem o tym przekonany.

  5. Zawsze znajdzie sie niewielki odsetek spoleczenstwa, ktory nie bedzie zdolny do pracy, jak wielki jest to jednak odsetek? 1 moze 2%? Zauwazcie, ze nawet w takim socjalu jak teraz sa organizacje dobroczynne. W kazdym spoleczenstwie znajduje sie zawsze jakis odsetek altruistow, ktorzy pomagaja takim ludziom.

    O ile latwiejsze byloby ich dzialanie, gdyby w gospodarce wolnorynkowej nie musieli sie zajmowac 100 ludzi a 30! Ja bym sam chetnie wsparl taka organizacje gdyby nie bylo VAT’u i podatek dochodowy nie przekraczalby 10%.

    Organizacje pomagajace ludziom niezdolnym do pracy mialyby mniej ludzi do wyzywienia i wiecej pieniedzy do rozdysponowania! Takie to trudne do zrozumienia?

  6. Niestety, Cyniku, ale wlasnie przez tak radykalne poglady, ludzie pokroju JKM nigdy nie zdobeda wystarczajacej liczby glosow zeby dostac sie do parlamentu. I nie zarzucaj mi prosze, ze jestem socjalista – bo nie jestem i znacznie blizej mi do libertanianina niz komunisty. Ale skrajnosc pogladow w dowolna strone (czy to socjalistycznych, czy kapitalistycznych) nie przyniesie niczego dobrego.

    Teoria, teoria, ale jak sobie w PRAKTYCE wyobrazasz zrealizowanie postulatow czy to twoich czy innych czytelnikow tegoz bloga, a nawet pana JKM?

    Przeciez oczywistym jest, ze nie kazdy da sobie rade sam. I co wtedy? Maja zdechnac z glodu? Czy lepiej zeby wyszli na ulice i robili zadyme?

    Bo ja na przyklad nie wyobrazam sobie zycia w bogactwie, gdy bede otoczony ludzmi zyjacymi w skrajnej nedzy. Takie cos juz bylo wiele razy przerabiane w historii rodzaju ludzkiego i nigdy sie szczesliwie nie konczylo.

    1. Przeciez oczywistym jest, ze nie kazdy da sobie rade sam.
      Nie wiem co tu ma być takiego oczywistego? Inwalida któremu pociąg ociął obie nogi? OK. Ale chyba nie „bezrobotny” z dwoma rekami, dwoma nogami i głową?

      Maja zdechnac z glodu? – nie inwalidzi? Przymknąć socjał i zobaczyć ilu będzie chętnych! 😉 Ciepła zupka z kotła na skwerze sprawę „głodu” szybko zresztą rozwiąże.

      Czy lepiej zeby wyszli na ulice i robili zadyme? – Oczywiście że lepiej, niech tylko państwo nie wtrąca się do broni palnej i będzie szybko posprzątane, jak tutaj (HT- AdamDuda)

    2. Kiedyś od pomagania tym, którzy sami sobie nie radzą, był Kościół, organizacje dobroczynne itd. Ludzie sami się organizowali, i to w naprawdę zaskakujących sprawach – np. na Dolnym Śląsku, bodajże w Nysie, kilkuset mieszkańców zrzuciło się na muzeum. Teraz od pomagania jest dobry pan polityk, który, zaspokajając swoje ego i swoje potrzeby finansowe przy okazji, rozdaje nie swoje pieniądze.

    3. Co do nieradzących sobie, wtedy obywatele mieliby więcej money żeby im pomóc.
      Też mi się tak wydaje… Potrzebujący w normalnym społeczeństwie znajdą pomoc, tak czy inaczej. Dlatego jesteśmy społeczeństwem. Problem w tym że społeczeństwo które myśli że pomoc ta musi czy powinna iść przez rząd centralny normalne dłużej nie jest.

    1. Popieram!
      Cała ta praca jest przereklamowana. Kiedyś nie było maszyn, kobiety pracowały tylko w domu, etos robotnika był zrozumiały. Ale teraz? Wszystko, co pożyteczne, robią za nas maszyny i 10-20% siły roboczej. A reszta? Bez tej reszty (w tym beze mnie) świat będzie się dalej kręcił.
      I gdyby nie te cholerne podatki, to pewnie już odciążyłbym ten cholerny rynek pracy od siebie.

  7. Robocie nie byłoby potrzebne jeśli ludzie mieli by prawo godnie żyć w sposób samowystarczalny, np. na gruncie agrarnym służącym do produkcji własnej żywnosci i w prostym domu z gliny i słomy zbudowanym własnymi siłami bez specjalnych pozwoleń.

    Kto chce mieć więcej mógłby zamiast uprawiać kartofli uprawić komercję, ale tylko jak chce.

    Niestety wszystko to jet nielegalne w większości krajów na świecie. Zakaz mieszkania na gruncie agrarnym jest trikiem wpędzającym ludzi w pułapkę kredytów (najlepiej w CHF), którzy potem desperacko potrzebują jobs aby te owe spacić albo stracić oszczędności i nawet przyszły dochód.

    Jobs-psychoza jest integralnym elementem SYSTEMU, więc nie ma się co dziwić.

    Konia z żędem temu co postawi kolejny wóz Dżymały, tym razem walcząc w „wolnej” Polsce przeciw polskiej władzy.

    1. we Wroclawiu jest pewien gosc, ktory chce zsmieszkac w wodnej wersji wozu Drzymaly. Jego dziennik budowy to zapis walki z systemem. Trzymam kciuki. Polecam poczytac http://www.dnw.pl

      1. Mam mieszane uczucia… Jak gość ma prywatne jezioro to niech stawia na nim co chce. Ale jak bym mieszkał w jakimś stylowym domku na nabrzeżu i miał tuż pod nosem tę potworną maszkarę na publicznej drodze wodnej to bym był pierwszy z petycją do władz o „zakaz parkowania”. Myślę że nie można mieszać wozu Grzymały na swoim gruncie i tego samego wozu na trawniku w środku miasta.

Comments are closed.