Euroforia2008

oraz eurootrzeźwienie2008

W 1997 Alan Greenspan wypowiedział słynną formułkę o”irrational exuberance”, przestrzegając przed nadmiernym optymizmem na rynkach kapitałowych. Bez skutku. W parę lat później nadmierny optymizm wszedł w stadium nieracjonalnego entuzjazmu i dalej w delirium. Po czym przyszedł crash i bolesne otrzeźwienie. Przypomina to nieco ostatnią huśtawkę nastrojów w PL.

Początek czerwca, jeszcze przed Euro2008. Wszędzie samochody z flagami, na bilbordach wszędzie Don Leo, media wszędzie snujace wizję mistrzostwa Europy dla pierwszy raz wpuszczonego na tę imprezę nowicjusza. Wszędzie olbrzymie, rozbudzone grubo ponad miarę oczekiwania tłumów, sprytnie wykorzystywane w reklamach, tu do opylenia telewizorów LCD, tam do pożyczania w banku zachodnim WKB.

W euforii nie zapomniano nawet o polskiej Wunderwaffe w postaci kapelana reprezentacji, księdza Krzysztofa Pelczara. Mimo że ks. Krzysztof jest profesjonalistą i najpewniej nie pełni swojej posługi za Bog zapłać cudu zwycięstwa w pierwszym meczu z Niemcami jednak nie wymodlił. Zapewne chodziło o inny – dalsze utrzymanie się prezesa Listkiewicza na stołku w środku afery korupcyjnej w PZPN. Dobrze że nie grozi nam problem Francuzów i Holendrów – kłopotliwy wybór między kapelanem zespołu narodowego a mułłą narodowej jedenastki. Na szczęście osiągnięcie ich poziomu w futbolu też nam na razie nie grozi.

W odganianiu mocy piekielnych ksiądz Pelczar okazał się równie mało skuteczny co polska reprezentacja w drugim meczu turnieju, z Austrią. Miał jednak trudnego przeciwnika. Okazało się że sędzią tego pojedynku był sam Belzebub, który wcielił się w angielskiego arbitra. W ostatnich minutach meczu “dał” on Austriakom wyrównującą bramkę z karnego podyktowanego za przewinienie Lewandowskiego.

Istotnie, może nie każdy arbiter odgwizdałby karnego w tej sytuacji. Za to każdy powinien odgwizdać karnego za wcześniejszy, dużo bardziej ewidentny faul polskiego obrońcy na Ivanshitzu. Angielski Belzebub nie tyle więc dał Austriakom gola co raczej wyrównał rachunek. Że już nie wspomnimy o prezencie Belzebuba dla Polski, bo przecież gol Guerrero był ze 100% spalonego, hands down. Nic dziwnego że postronny komentator holenderski komentował to obiektywnie: “ostatni karny wątpliwy ale w sumie Beenhakker nie może skarżyć się na wynik”.

Na szczęście obroniliśmy honor. To jest, w wymiarze moralnym, bo sportowo nawet rezerwy Chorwacji dokopały nam w pożegnalnym, trzecim meczu, uczciwie egzaminując prawdziwy poziom polskich kopaczy.

Ale nic to! W DwuGroszach zawsze staramy się widzieć pozytywną stronę rzeczy. Największym przecież sukcesem są nie tyle wyniki ile sam udział w wielkiej imprezie. Uwaga całego kontynentu koncentruje się wtedy na 16 najlepszych jedenastkach i na 16 krajach które reprezentują. Stanowi to fantastyczną promocję. Wielkie zainteresowanie, media, tłumy kibiców, istna wędrówka ludów poprzez Europę, hektolitry wypitego piwa, trochę dumy narodowej, trochę machania flagami, poznawanie innych współ-Europejczyków i współ-Europejek.

Wszystko to, przy założeniu że reprezentanci narodu grają w miarę poprawnie i się przynajmniej nie kompromitują, ma swoją wartość. Jest w sumie pożytecznym wkładem w autentyczną “integrację europejską”, nie tą wypłodzoną w gabinetach brukselskich eurokratów. Efektu komercyjnego w postaci ekstra sprzedanych telewizorów LCD, wziętych pożyczek w banku WKB i całej reszty też trudno przecenić. Ot, takie sympatyczne europejskie randez-vous co cztery lata, w którym futbol jest ważny, ale chyba jednak nie najważniejszy.

W dodatku zdarzają się czasem urozmaicające życie fuksy, w rodziaju mistrzostwa Europy sprzed 4 laty dla Grecji, której kopacze zostali tym razem definitywnie wykopanii po 3 meczach, tak jak nasi. Ale ok, chłopcy walczyli dzielnie, wstydu nie ma, a swoje pięć minut pod europejskimi jupiterami mieli. Dali z siebie wszystko, nie ma dwóch zdań. Tyle tylko że po prostu nie było tego wiele. Ale z próżnego i Beenhakker nie naleje, czy jak tam to było.

Dlatego przy całym tym europejskim święcie futbolu konieczna jest też doza realizmu i zachowania proporcji. Jeśli nie po nic innego to po to aby wynikami stricte sportowymi potem niepotrzebnie się nie rozczarować. Don Leo przyszedł przed dwoma laty i zrobił umiarkowany postęp, głównie w sferze mentalnej. Reprezentacja gra niewątpliwie lepiej, po raz pierwszy w historii zakwalifikowała się do turnieju ME, co już było dużą niespodzianką.

Zimny fakt jest jednak taki ze w trzydziestu czołowych klubach Europy w pierwszej jedenastce gra może jeden czy dwóch polskich graczy, to wszystko. Trudno więc mówić nawet o europejskich średniakach. Taki jest prawdziwy poziom polskiej piłki nożnej. Skąd ten Leo ma znajdować swoich graczy? Czy tylko dokupić paru Rogerów w Brazylii i szybko ich naturalizować?

W samym PZPN mimo afery korupcyjnej i kompromitacji na ostatnich mistrzostwach świata nic się nie zmieniło. I nic się oczywiscie nie zmieni tak długo jak organizacja ta sama w sobie nie znajdzie wystarczajaco dużo koherencji aby wywalić odpowiedzialnego za to wszystko prezesa i jego popleczników, wyczyścić tę stajnię Augiasza i rozpocząc orkę na szczerym polu od zera. Bo nie czarujmy się, bez tego, bez szerokiego frontu pracy u podstaw i szkolenia młodzieży, bez systemu wyławiania i stymulowania talentów, a także bez usunięcia chamstwa i wandalizmu na stadionach, fundamentalnej zmiany jakościowej nie będzie. Nadzieje na sukces nadal przyjdzie opierać nie na dobrze grającej drużynie ale na kapelanach i modlitwie że się rywalom noga podwinie.

Leo może być katalizatorem tych zmian. Ale dopiero za lat kilka wysiłek ten może zacząć procentowac polskim talentem pojawiającym się w czołowych klubach Europy. I dopiero wtedy z tych klubów następcy Don Leo bedą mogli wyłowić polską super-jedenastkę mogącą stawić czoło najlepszym.

Bez tego owszem, tu i tam można coś przypadkowo wygrać. Ale docelowo nie o to przecież chodzi. Chodzi o zajęcie na stałe wyższego miejsca w hierarchii europejskiego futbolu, miejsca które stałoby w jakiejś proporcji z potencjałem 38 milionowego kraju i z ambicjami jego kibiców. Nie oznacza to licencji na zakwalifikowanie się to każdego turnieju ani gwarancji na tytuły. Oznacza jednak że niespodzianką będzie częściej nie zakwalifikowanie się do turnieju niż kwalifikacja. Po prostu grupa naszych profesjonalistów wybiegnie na boisko i wykona profesjonalnie swoją robotę. Raz coś zdobędą a raz nie. Częściej jednak kręcąc się w okolicach czołówki a nie zbierając pety w heroicznych walkach “o honor”. Wtedy udział w europejskim randez-vous co cztery lata będzie dużo bardziej satysfakcjonujący.

©2008cynik9

11 thoughts on “Euroforia2008

  1. Uff ! Przeczytałem wiekszość postów i wezme się za marginesy .
    Moje trzy grosze do piłki kopanej
    dotycza IQ piłkarzy .Dziś Polacy
    poza Podolskim wola zapewnic dzieciom bardziej konstruktywna przyszłość, opartą na wykaształceniu
    niz piłce kopanej .Nasi informatycy są najlepsi na swiecie
    a rosna jeszcze lepsi .
    Kopanie się o kostkach zostawmy
    tym bez perspektyw na awans społeczny inaczej jak przez sport!
    pozdrowienia

  2. Wielkim i niedocenianym sukcesem reprezentacji jest sam awans na Euro.
    A na grę o finał musimy poczekać aż marzeniem przeciętnego niemieckiego robotnika będzie legalna praca na polskiej budowie.

  3. Podobało mi sie o korupcji w PZPN. A co z korumpowaniem Brazylijczyka polskim obywatelstwem? Kaczyński zachowuje się jak Bernanke. Może prezydent zacznie wysyłać polskie obywatelstwa Brazyliczykom, niczym Paulson czeki Amerykanom. Komu kibicujecie w światowych mistrzostwach w inflacji?

  4. Tez podoba mi sie dzisiejszy wpis. Potwierdza on, ze w zyciu, w inwestowaniu i w sporcie nie ma drogi na skroty. Tylko solidna praca u podstaw przynosi rezultaty. Mozna oczywiscie zaklinac rzeczywistosc i liczyc na fart, ale zdarza sie on rzadko, chyba ze naszym zawodnikom z nadmiernego wysilku (i w nieco innym znaczeniu). Austriacy brali Polakow w biegach do kazdej pilki! Szkoda naszych, ale niech wiecej cwicza! Kto jedzie dobrze przygotowany nie musi liczyc na szczescie.

  5. Bardzo dobry komentarz, Cynik9. Marzyłbym, aby nasze dziennikarzyny i eksperciki ze studia Satpolu i nie tylko potrafiły wydobyć z siebie tak fundamentalne prawdy.

  6. wbrew pozorom „state of mind” polskiego kibica / ynwestora w TFI moze miec spore znaczenie dla jego decyzji… 🙂

  7. @Anonimowy
    „co ma pilka nozna do misji bloga?
    taki sobie wpis szczerze mowiac…”

    Cynik tym postem udowadnia, że nie tylko o złocie i rynkach umie pisać. Jak zwykle ujmując sprawę w sposób prosty i nie obrażając przy tym uczuć czytelników-kibiców.
    A sprawa jest delikatna, bo biorąc pod uwagę ilość flag na samochodach i balkonach nadzieje tych ostatnich były duże. Może nawet większe niż nadzieje wyborców na zmiany po wygranej PO. No cóż, w PL nie mamy coś ostatnio szczęścia ani do dobrej drużyny w piłce, ani w parlamencie.

  8. Panowie w czym problem?
    Rada cynik9 dotycząca wczorajszego meczu jest jasna i czytelna: na obecnym etapie nierozsądnym jest inwestowanie w polską piłkę pieniędzy (w zakłady chyba ze short’y) i większych emocji (możliwy zawał).

    😉

  9. taki off-topic tez jest dobry
    ja rowniez na swoim blogu pisze na rozne tematy

    mi sie bardzo podona
    temat na czasie, dzieki Cynik!

  10. co ma pilka nozna do misji bloga?
    taki sobie wpis szczerze mowiac…

    duzo chetniej poczytalbym komentarz o najnowszym przekrecie na OFE…
    Da sie cos moze jeszcze z tymi 'narodowymi’ pieniedzmi zrobic czy juz przepadly w czarnej dziurze?

Comments are closed.