Recesyjne dywagacje

Okay, guys and gals. Cynik9 is back. Oczywiście tradycji stało się zadość, kot z domu myszy z dziury. Ledwie się gdzie ruszyć a tu wszystko wali się i pali. Tradycyjnie też złoto wykorzystało nieobecność gospodarza i uciekło w górę… Ale omówieniem tego co się dzieje zajmiemy się wkrótce w DwaGrosze NewsLetter. Tu na razie parę refleksji recesyjnych…

Wystarczyło małe przystrzyżenie giełd na świecie a już masy zaczynają panikować. Ale panikować, jak dłużsi stażem czytelnicy DwuGroszy już pewnie wiedzą, najzdrowiej jest wtedy kiedy giełdy biją rekordy, nie kiedy spadają. Wtedy na przykład kiedy nawet damy u fryzjera dyskutowały w lecie o IPO Petrolinvestu… Gdyby ktoś na przykład wówczas był spanikował i nie zainwestował w Petrolinvest, zaoszczędziłby sobie obecnie coś około 300zł/akcję, a w dalszej perspektywie prawdopodobnie drugie tyle… A gdyby sobie darował 6 akcji Petrolinvestu i kupił za to uncję złota, byłby nie 50% w jogurcie ale pewnie ze 30% do przodu. I nie mówimy tu nawet o zashortowaniu bo na to szersza publika raczej nie wpadnie.

Masy czerwonych krawatów, z tego przynajmniej co widać w mediach, oprócz panikowania zaczynają również halucynować. Wskazywałaby na to rosnąca częstotliwość pojawiania się fraz typu „recesja nam nie grozi”. Przypomina nam to sławetne żeglarskie „ostrzę, ostrzę, o rany, rufa” z wpisu Banki centralne w akcji. Recesja nie grozi, recesja nam nie grozi, recesja na pewno nam nie grozi… 😉

A który czerwony krawat zaznał kiedyś recesji aby to ocenić? Gdyby zaznał, nie rozsiewałby recesyjnej psychozy prosto z podręcznika na kurs maklerski. Ma to bowiem wartość zarzekania się w końcu października że zima „nam nie grozi”. A z recesją jak z zimą. Po gorączce letnich ekscesów recesja to potrzebny i normalny okres korekcyjny dla przegrzanej koniunktury i okres niezbędnej realokacji kapitału. Owszem, fools idą z torbami w prawdziwej recesji, ale życie toczy się dalej, tramwaje nadal jeżdżą, dzieci nadal chodzą do szkoły. Politycy nadal kłamią. Nawet nie każdy czerwony krawat zostaje zwolniony, ha, ha, ha.

Histeria anty-recesyjna pompowana masom do głów przez media ma coś z wizji katastroficznego wydarzenia w rodzaju stanu wyjątkowego. Z dnia na dzień blokady „recesja-wjazd wzbroniony”, internowanie paru czerwonych krawatów (z tego to akurat może byłby jakiś pożytek :-), padłe na twarz giełdy pod komisarycznym nadzorem… Prezes Skrzypek w mundurze w TV… Jest to oczywiście bzdura! W recesję, rozumianą jako dwa kolejne kwartały negatywnego wzrostu gospodarczego, wjeżdża się tak jak samochodem patrząc jedynie w lusterko wteczne. Nie ma żadnego krawężnika po najechaniu na który samochod podskoczy i wiemy że to recesja. Raczej, po miesiącach progresywnie gorszych wyników ekonomiczych okazuje się że od x miesięcy byliśmy w recesji i że prawdopodobnie obecnie jest już po. Zaiste, nie jest to koniec świata.

Dlaczego więc inni reagują na samą perspektywę recesji tak jak by był? W wielu aspektach jest to wyuczony odruch Pawłowa, pochodzący zza oceanu. Tam sytuacja jest trochę inna ponieważ jeżeli recesja może być gdzieś specjalnie bolesna to głównie w sytuacji wyjątkowego zalewarowania gospodarki i skrajnych ekscesów kredytowych. Czyli dokładnie tego nad czym sir Greenspan z młodszym adeptem Benem wytrwale pracowali od lat. Kombinacja wynikłego stąd kryzysu bankowego z recesją może więc być tam wyjątkowo nieprzyjemna. Co nie oznacza że recesja usuwająca nagromadzone przegięcia nie byłaby zdrowa i że stłuczenie termometru przez gorączkującego pacjenta ma sens. Ani też że pewna naszym zdaniem recesja w USA musi automatycznie prowadzić do recesji w PL, szczególnie w tym roku. Nie musi.

Klejnoty Pojezierza Drawskiego
autor: Jacek Walczak, cykl Pojezierze Drawskie www.futura.pl

Bernanke i spółka idą jednak w zaparte i stają na głowie aby nie dopuścić do recesji nawet w USA. Dozują w tym celu gospodarce końską dawkę narkotyku łatwego pieniądza, tego samego od którego lata uzależnienia właśnie przywiodły ją na oddział intensywnej terapii w pierwszym rzędzie. Zaadministrowana dawka w postaci nagłego obniżenia stóp procentowych aż o .75% wskazuje, naszym zdaniem, na sytuację w której powiedzenie „robienia w portki” staje się mocno nieadekwatne. Jeśli już, to mamy raczej sytuację pacjenta nie opuszczającego, pardon za dosadność, toalety.

Niewykluczone że psychotechnika i manewry wokół stóp będą w pewnym zakresie działać, prowadząc do czasowego „odbicia się” giełd. Ciesząc się z redukcji swoich strat w akcjach przestraszony inwestoriat nigdy się jednak nie kapnie że to „odbicie” nie jest za darmo i że sam je sfinansuje płacąc inflacją później. Jeśli by rzeczywiście do Bernankowego rajdu w akcjach doszło, będzie to już w innym, mniej wartym dolarze. Bernankowa końska medycyna w obecnej sytuacji oznaczać bowiem może, naszym zdaniem, w perspektywie requiem dla dolara, przynajmniej tego o sile nabywczej nawet luźno zbliżonej do obecnej. Ma się rozumieć że tego rodzaju informacji w mediach masy raczej nie znajdą, ani też że się spodziewamy aby były w tym przesadnie zainteresowane.

Co z tego wszystkiego wyniknie? A no, przede wszystkim wyniknie U.S.peso i pewnie dalsze wpisy na blogu, ha, ha, ha. Wynika też świetny czas aby w końcu odwiedzić misia Yogi w parku Yellowstone, bo piękna krajobrazowo Ameryka stanie się najtańsza od dziesięcioleci, zwłaszcza jakby do tego cena ropy spadła jeszcze trochę niżej. W dodatku połowę kosztów kilkudniowej wycieczki prawdopodobnie zwróci nam pierwszy lepszy zakupiony na lotnisku laptop…

Na razie sytuacja rozwija się mniej więcej zgodnie z naszym scenariuszem z pierwszej edycji DwaGrosze NewsLetter w tym roku. Giełdy są w dół, złoto miało swój pierwszy rajd, a Bernanke swoje trzy redukcje stóp po 0.25% na które mu pozwoliliśmy bez upieczenia dolara na rożnie wykorzystał w jednym podejściu.

Mamy nadzieję że mimo „widma grożącej recesji” czytelnicy DwaGrosze NewsLetter będą spać spokojnie. Na panikę przyjdzie czas dopiero wtedy gdy prezes Skrzypek zwoła nagle konferencję prasową aby oświadczyć że „wszystko jest pod kontrolą”. To jest wszystko, poza może wyjątkiem paru wice-prezesów NBP którzy w podejrzanych okolicznościach opuszczają ostatnio okręt swojego pryncypała na pospiesznie skleconych tratwach…

©2008cynik9

12 thoughts on “Recesyjne dywagacje

  1. @app funds

    Tez mi to strasznie smierdzi. Moja kobieca intuicja mi podpowiada, ze bank ma straty skad inad, a probuje odstawic teatrzyk, ze to niby jeden nieodpowiedzialny pracownik wszystkiemu winien, ale ze problem juz zlokalizowano i jest po sprawie.

  2. seba pisze…
    seba
    Kontrakty terminowe uważane za zło.

    Ale jednak na cykl koniunkturalny wpływają bardziej stabilizująco, niż w przeszłości klasyczne załamania wywoływane pęknięciem baniek spekulacyjnych.

    W czasach kiedy kontraktów terminowych było mało , główna rola wpływu motywującego społeczeństwo skupiała się w podstawowych instrumentach inwestycyjnych , więc akcje ,obligacje , surowce (nieruchomości i inne celowo omijam dla uproszczenia opisu).
    Najpierw kupowano obligacje , następnie akcje , wtedy cykl gospodarczy zaczynał podnosić realną gospodarkę. Zaufanie rosło a wraz z nim akcje , zaczynano wyprzedaż obligacji ale stopy procentowe (szczególnie realne) były nadal niskie. Zaczynał się mocny wzrost zaufania , konsumpcja rosła a wraz z nią zapotrzebowanie na surowce . Następnie nadmierna ilość pieniądza powodowała spekulacje najpierw na akcjach , optymizm napędzał inflacje , akcje się załamywać zaczynały , a spekulacja przenosiła się w surowce. Jednak pęknięcie bańki spekulacyjnej na akcjach było tak bolesne dla zaufania że oczekiwano spadku inflacji i zaczynano już przechodzić w obligacje , wtedy realna gospodarka zwalniała i załamywał się rynek surowców.
    Tak to w uproszczeniu wyglądało. Oczywiście spekulacja i wzrost inflacji były jednocześnie i powodem i skutkiem. Zaczynało brakować podstawowych środków produkcji , więc surowców , energii , siły roboczej (bądź jednego z nich) a na te braki wpływ miała spekulacja wywołana nadmiarem pieniądza w obiegu. System nie nadążał z udostępnianiem nowych złóż surowców , energii a podaż ziemi pod inwestycje malała, czy to z powodów spekulacyjnych czy innych.

    W obecnych czasach to wszystko nadal funkcjonuje , jednak nadmiar pieniądza jest kierowany w dużej części w nieproduktywną spekulacje na kontraktach terminowych.
    A dzięki temu cykl gospodarczy jest bardziej stabilny. To wszystko dlatego że kontrakty terminowe mają prawie że neutralne oddziaływanie na zaufanie w skali globalnej gospodarki.

    Kontrakty terminowe to przecież przekazywanie sobie pieniędzy z ręki do ręki , minus koszt tych operacji . Wiec każdego dnia mamy wygranych i przegranych , z prawie neutralnym skutkiem w skali globalnej .
    Pęknięcie bańki spekulacyjnej na akcjach czy surowcach bez udziału kontraktów czy innych dyrewatów skutkuje zaś stratą wszystkich zaangażowanych w te rynki (a przynajmniej ogromnym spadkiem zaufania , zakładając że wielu poczeka z sprzedażą do następnego wzrostu) . Zaufanie odgrywa jak wiemy główną role w obecnym systemie gospodarczym bazującym na emocjach mas.

    Więc kontrakty terminowe zagrożenie , ale i ujście dla nadmiaru pieniądza generowanego przez globalny system monetarny.
    Zagrożenie w wypadku , gdyby przykładowo wystąpiło tak duże załamanie że stronie przegranej nie starczyło by pieniędzy na pokrycie strat…..
    Jednak kontrakty są już oparte na tak wielu instrumentach inwestycyjnych że w skali globalnej można stworzyć odpowiednio nie skorelowany portfel.

    Biorąc pod uwagę mentalność i psychologie ludzi w przeszłości i obecnie , można spokojnie wnioskować że od wzrostu cen wiec inflacji się nie oderwiemy , chociażby z powodów pogodowych czy innych …….

    Przykładowo, dla uproszczenia zakładam że mamy dwa kraje. Jeden z nich dotknęła klęska powodzi która zniszczyła wszystko , ale część ludzi się uratowała i potrzebuje żywności .
    W tym celu udadzą się do kraju nie poszkodowanego i jeśli ten nie ma rezerw żywności to mamy wzrost cen , bo przecież nawet gdyby rolnicy oddali część swej żywności za darmo i przez to nieco głodowali to zawsze znajdą się tacy którzy mają tyle pieniędzy że zaoferują rolnikom taką cenę że tym będzie się opłacało jeszcze bardziej głodować do następnych zbiorów .
    I nie pomoże tu nawet waluta oparta na złocie.
    Przecież klasa bogata nie oddała by wszystkiego złota rolnikom , bo tak kocha złoto że raczej okradła by rolników , a rolnik nie głupi i też by ukrył część żywności ……

    Teraz przypuśćmy że kraj ten ma rezerwy żywności i rozda je poszkodowanym za darmo.
    Ale i to by nie pomogło , bo wtedy klasa bogata zaczęła by skupywać w obawie i spekulacyjnie zapasy od rolników , a rolnik też nie głupi i nawet gdyby wprowadzono regulowane ceny żywności to znowu zmusili by rolnika do ukrywania zapasów bo przecież zapasy państwowe rozdano a składnik losowy następnych zbiorów zawsze istnieje , i to nawet jeśli nie realnie to psychologicznie szczególnie mocno.

    Z resztom jakby tu nie kombinować to inflacja zawsze będzie i nie pomoże nawet żywność genetycznie modyfikowana , bo przecież widzimy że człowiek mimo biedy rozmnaża się coraz bardziej (a może właśnie dlatego na co przykładów nie brakuje).

    Dochodzi jeszcze inny składnik do opisanego przykładu.
    Przypuśćmy że opisany kraj nie pomaga poszkodowanym z sąsiedzkiego kraju. Wtedy mamy wojnę i nawet jeśli wygłodzeni powodzianie z sąsiedniego kraju z łatwością zostaną wymordowani , to wcale nie oznacza to końca problemów.
    Zaczęła by się walka o tereny po katastrofie, a wojna to inflacja. Zaś ugodowy podział terenów też nie oznacza stabilnych cen…..

    Jeszcze raz to napisze , jakby człowiek nie kombinował zawsze inflacja będzie.
    Bo przecież człowiek potrzebuje wroga i czy to w skali mikro jako sąsiada , czy w skali makro jako inne państwo , zawsze ktoś będzie chciał kogoś wykorzystać podnosząc mu cenę za dany towar lub usługę.
    I to właśnie wzrost cen chroni nas przed wojną w większym stopniu niż jakikolwiek inny system , czy to oparty na rezerwach złota , czy tez cen regulowanych , bo zawsze każdy ma nadzieję ( i mówi sobie a teraz ja cierpię ale niedługo sytuacja się odwróci , czy to w skali między sąsiedzkiej czy międzynarodowej).

    Patrząc na świat w perspektywie historycznej widać więc że obecny system nie jest wcale aż tak fatalny i naprawdę warto dbać o jego przetrwanie a zmiany wprowadzać ewolucyjnie , jeśli chodzi o te najważniejsze globalne.
    Bo w poszczególnych małych państwach w perspektywie naszego życia ziemskiego ,(więc około 100 lat) ciągle będą wojny a z historii wiadomo że więcej ich było w czasach , ograniczonej podaży pieniądza , bo wtedy bogaci wykorzystywali nadmiernie, biednych którzy w końcu stawali przeciw swym oprawcom .
    Obecny system dzięki inflacji pomaga zaś na transfer w miarę sprawiedliwy , patrząc z dłuższej perspektywy czasu (perspektywa ta nie jest jednak tak długa żeby zmuszała ludzi do rewolucji , wojen….. , częstszych niż w przeszłości).

    Ale jak zawsze w przeszłości tak i obecnie mamy głosicieli Raju na ziemi.
    Niektórzy z nich obiecują stabilne ceny , ale jeśli ich zapytać dokładnie to mówią no prawie stabilne. A w dodatku ci głosiciele Raju są zaangażowani na rynkach finansowych w takim kierunku że ewentualne spełnienie się ich marzeń uczyniło by ich nadzorcami tego co głoszą .
    Więc znajdują się w podobnej pułapce co większość ludzi na świecie. Pogoni za zyskiem, a to sprawia że ich prognozy są mało realne bo zaślepione światem materialnym więc zwykłą chciwością . Ta zaś na szczęście blokuje elastyczność działania , a to pozwala na w miarę równy podział dóbr materialnych na rynkach finansowych.

    Rynki finansowe to raczej produkt który motywuje ludzkość. A opisany przykład z niedoborem żywności wskazuje że przykładowy rolnik otrzyma nadmierną marżę zysku zwiększająca podaż pieniądza w systemie i właśnie tu kontrakty terminowe jako nieproduktywny instrument inwestycyjny doskonale spełniają swą role , bo kierują nadpłynność jak gdyby w oddzielny krwioobieg , co zapewnia większą stabilność niż za czasów kiedy ich nie stosowano na taką skalę.

    I nie ma co wierzyć naiwnie w to że człowiek nie potrzebuje wroga tu na ziemi.
    Większość z nas mówi ja wroga nie mam , to mnie za wroga uważają. Ale w takim razie dlaczego świat jest tak podzielony i to w wielu wypadkach nawet język nie jest przeszkodą.
    Jeszcze raz dbajmy o system w którym żyjemy a zmiany wprowadzajmy ewolucyjnie a nie jako terapia szokowa bo ta sprawdza się tylko w skali lokalnej , w skali globalnej prowadzi do wojen.

    26.01.08 22:09

  3. darkbloom – jest jeden podstawowy problem. Na srebro jest 22% VAT.

    Firma nie bardzo bedzie chciala odkupic taki towar od osoby prywatnej na umowe kupna/sprzedazy, bo bedzie musiala zaplacic pcc 2% i nie odliczy vatu. Firma bedzie wolala odkupic od innej firmy i odliczyc sobie 22% VAT.

    Trzeba liczyc, ze bedziesz to dalej odsprzedawal osobie prywatnej lub tez zalozyc firme, dopisac sobie handel srebrem czy cos takiego, wziac na fakture i potem sprzedac na fakture.

  4. Pytanie z innej beczki do gospodarza i gości. Czy próbował może ktoś kupić coś takiego:
    https://tinyurl.com/339h2h

    „Gąska” – fajna nazwa. Ok 30 kg – czyli z grubsza 1000 uncji.
    16.00$/1oz x 2,5 x 22%VAT x 1000 =

    około 50k zł.

    Ma to sens? Jak z płynnością?
    d.

  5. Koniec dolara, jako waluty rozliczeniowej świata, jest pewny. Oczywiście wielcy gracze (Chiny, Japonia,…) nie mogą wykonywać gwałtownych ruchów, ale komuś ten „gorący kartofel” będą chcieli podrzucić. Z drugiej strony Ameryka może doprowadzić (przy pomocy wysokiej inflacji) do przeszacowania dolara na świecie, co wcale nie musi być dla nich tak bolesne, bo większość amerykanów jest zadłużona. W/g mnie możliwy jest scenariusz, w którym, w ciągu kilku lat ceny (i płace) wzrosną w USA (nominalnie) 10-krotnie, a wtedy rezerwy dolara poza USA nie będą już takie straszne.

  6. Z tym Francuzem intryga jest tak cieńka jak francuskie beaujolais – w picie tych sików stało się snobistyczną modą dla nuworyszy.

    Jak pracownik średniego szczebla mógł niby stracić na derywatach 5 mld euro.
    Przecież tu księgowanie jest codziennie i niby nikt nie zauważył, a on w tajemniczy sposób obszedł system. I niby poświęcał się dla idei ?

  7. @mlody: Cieniutko cos ostatnio z komentarzami

    W DwuGroszach nastawiamy się na jakość. Ilością zajmuje się Ben i S-ka. 😀 😀

    Więcej mam projektów z drogi na laptopie niż zdolność Drogich Czytelników do ich zaabsorbowania… Z drugiej strony blogi które codziennie komunikują że niewiele mają do powiedzenia nie są specjalnie ciekawe, IMO… Z wytykaniem przekrętów CB też należy zachować umiar bo w końcu masy to zrozumieją i skończy się fun

  8. @mlody-inwestor

    Akcja SG z traderem to ściema. Sami stracili na rynku SUBPRIME i teraz szukają kozła ofiarnego. To tylko potwierdza jak poważna jest sytuacja skoro muszą uciekać się do takich manipulacji.

  9. Oj Cynik. Cieniutko cos ostatnio z komentarzami.
    Czemu nic nie piszesz o Francuzie ? 🙂 Przeciez to temat dla ciebie – nie ufac bankom 😉

  10. Ano wlasnie jak juz jestesmy przy dolarze to moglby Pan cos dodac o zlocie?
    Z tego co rozumiem to jestesmy w przeddniu korekty na zlocie – sadzac po masowym wykupie sztabek, monet, itp.

    A dotychczas tak sie skladalo, ze dolar up to gold down i na odwrot…

    Czyzby teraz i dolar i gold down?

  11. Obituarium – skąd Pan bierze takie dziwne słowa? Pytałem Kopalińskiego co to znaczy i nawet on nie wiedział :), dopiero jeden niemiecki słownik stwierdził, że znaczy to tyle co nekrolog.

Comments are closed.