Tarcza na Agendzie

czyli nieznośny ciężar bezpieczeństwa

We wpisie „Z Michnikiem spacer po ogródku” na swoim blogu Krzysztof Leski pisze:

nikt… nigdy nie próbował niczego na mnie wymóc …. Jedyne takie doświadczenie wyniosłem z Gazety Wyborczej. Adam Michnik czynił to jednak ze swoistym wdziękiem.

Podczas kampanii prezydenckiej 1990 żądał, bym ośmieszał Wałęsę, a Mazowieckiego chwalił. Klarowałem, że to nie robota dla reportera, że zaś on w komentarzach może pisać, co chce – bez efektu. Pewnego listopadowego dnia odbyliśmy chyba dwugodzinną rozmowę, spacerując po przedszkolnym ogródku przy Iwickiej, gdzie mieściła się wtedy GW. Było zimno, siąpił deszcz, a redakcja niemal w komplecie przylepiła się do okien czekając chyba, aż się pobijemy.

Michnik był jednak raczej spokojny, bo się jąkał, a gdy jest naprawdę zdenerwowany lub podniecony – jąkać się przestaje. Ja swoje, on swoje. Nagle trochę się ożywił i zwrócił się do mnie niemal ciepło, po ojcowsku: – K-k-krzysiu, jeśli ty-ty-ty chcesz tu robić wo-wolną gazetę, to-to-to-to po moim trupie…

Przypomniał mi się ten fragment na marginesie niedawnej dyskusji w której ktoś bronił absurdalnej tezy jakoby Gazeta Wyborcza nie miała agendy politycznej. A przecież natarczywa agenda GW jest widoczna na każdym kroku, ostatnio np. w ostentacyjnym popieraniu burdy o Rospudę czy też urabianiu publiki pod tarczę rakietową. Na tym ostatnim froncie odnotować należy kolejną eksplozję entuzjazmu do tego pokoleniowego strupa, który naród sobie lekkomyslnie sprowadza na kark. I rzecz można by pominąć jako krecią robotę janczarów GW gdyby nie osoba Leopolda Ungera. Spodziewałbym się raczej że poważany dziennikarz jego formatu i reputacji znajdzie w GW w miarę niezależną niszę i nie będzie powtarzać głupot jej oficjalnej agendy politycznej. W szczególności zaś że przeczyta przedtem to o czym pisze, sprawdzając pewne fakty zamiast straszenia i tak skołowanych mas ewidentnym kłamstwem.

Mechanizm wywodu Ungera za tarczą jest prosty i odwołujący się do tego co nigdy w tym kraju nie zawodzi – mieszaniny niezmierzonych pokładów anty-rosyjskiej fobii, strachu i kompleksów historycznych w społeczeństwie. Wystarczy wskazać na coś co się Rosji nie podoba aby stało sie automatycznie dobre dla nas. W szczególności dziwi Ungera że Rosja nie jest entuzjastyczna widząc okrążanie jej pierścieniem baz USA, w tym tarczą rakietową u nas, i nową amerykańską doktryną „pierwszego uderzenia” zastępującą starą MAD (mutually assured destruction). Ktokolwiek zadałby sobie trud przeczytania przemówienia Putina na niedawnej konferencji bezpieczeństwa w Monachium wiedziałby że głównym grzechem tego dalekiego od „szokowania decybelami” wystąpienia było nazwanie rzeczy po imieniu – że agresywne kroki w kierunku zmiany strategicznej równowagi nuklearnej która służyła dobrze przez cały okres zimnej wojny podejmowane są teraz jednostronnie przez USA, a nie przez Rosję. I że to nie Rosja a USA jednostronnie skreśliły traktat rozbrojeniowy Start II i Anti-Ballistic Missile Treaty (w 2002) aby w tym nie przeszkadzał.

Pytając się „co mówi matka Europa swoim polskim i czeskim synom, także w sprawie tarczy? ” Unger uspokaja że nie mówi nic, bo akurat we francuskiej TV nic o tym nie słyszał. Osobiście francuskiej TV akurat nie ogladam, ale wydaje mi się że Europa owszem, puka się w czoło i mówi swoim polskim i czeskim synom że popełniliby historyczny błąd gdyby to kontrolowane zdalnie z Waszyngtonu żelastwo, którego w Europie nikt rozsądny u siebie nie chce, wzięli sobie na kark. Bo uzależni to ich na lata od Wielkiego Brata i uczyni zakładnikami w każdym potencjalnym konflikcie Rosja-USA. W dodatku skonfliktuje ich nie tylko z sąsiadem ze wschodu, ale też z delikatnym trendem państw Europy Zachodniej zmierzającym do osiągnięcia pewnej emancypacji politycznej i militarnej od mentora zza oceanu. No bo o „zaczynie ogólnoeuropejskiego systemu obrony antyrakietowej” z guzikiem w Waszyngtonie też raczej nikt w telewizji francuskiej prędko halucynował nie będzie.

Pomijając ewidentne zagrożenie które tarcza na nas ściąga Unger ucieka się w swoim wywodzie do powtarzania kłamliwej bzdury o rakietach którymi zły Putin „wymachuje” a które ” i tak są, z Kaliningradu czy Białorusi, ciągle wycelowane w Polskę„. Otóż właśnie to – tych rakiet nie ma! Nuklearne rakiety ziemia-ziemia i rakiety cruise o zasięgu od 500 do 5000 km oraz cała ich infrastruktura zostały CAŁKOWICIE wyeliminowane układem INF podpisanym przez Reagana i Gorbaczowa w 1987. Był to pierwszy układ wogóle który zakładał eliminację całej klasy broni nuklearnej, w rezultacie czego w okresie do maja 1991 doszło do eliminacji 846 rakiet amerykańskich (włącznie ze zmodyfikowanym Pershingiem) oraz 1846 rakiet sowieckich (włącznie ze wszystkimi SS-20). Czytelnik ma tu wiec do wyboru – albo wierzyć batalionom twardych weryfikatorów po obu stronach albo wierzyć bzdurom GW. To właśnie dzięki eliminacji tych rakiet po raz pierwszy od pokoleń udało się nam przeżyc 16 lat we względnym bezpieczeństwie, poza cieniem 2692 atomówek z których znaczna część wycelowana była bez wątpienia w nas.

Ale, szlachetnie bezpieczeństwo, nikt się nie dowie jako smakujesz, aż się zepsujesz…. To nie Putin wymachuje rakietami których nie ma, to Unger nimi straszy. Problem właśnie w tym że może mieć rację – ale dopiero w przyszłości – bo Putin wprawdzie odpowiednie rakiety rozmontował ale może je łatwo spowrotem wyprodukować. Przewidywalną reakcją Rosji na prowokacyjne rozmieszczenie tarczy rakietowej w Polsce i Czechach będzie bowiem wycofanie się z INF i powrót do zimnowojennej konfrontacji. Jest przy tym rzeczą oczywistą że eliminacja instalacji ostrzegawczo – komunikacyjnych w rodzaju tarczy jest zawsze pierwszym krokiem w każdym konflikcie, i że nikt w tym celu nie bedzie marnował balistycznej rakiety miedzykontynentalnej. A tylko takie ma tarcza wykrywać, zaś rosyjskich SS-20 które ją rozwalą w pierwszej minucie ewentualnego konfliktu, plus pół kraju do tego, nawet nie zauważy. Chodzi wiec o sprowadzanie sobie na kark ewidentnego niebezpieczeństwa bez jakiegokolwiek pożytku – typowo polski byznes w rodzaju Iraku. Pisaliśmy już o tym wcześniej.

Mówiąc krótko – jedynymi rakietami które stanowią niebezpieczeństwo dla Polski, choć nie dla USA, nie są absurdalne rakiety mułłów irańskich czy też miedzykontynentalne MIRVy przeznaczone na wzajemną zagładę Moskwy i Nowego Jorku. Są nimi właśnie te których na razie nie ma, a których pojawienie się gwarantuje rozmieszczenie tarczy wbrew uzasadnionym obiekcjom Rosji. Czy o to rzeczywiście może chodzić GW i Ungerowi? Czy o to może chodzić komukolwiek myślącemu w Polsce?

A do agendy GW wracając, zobaczymy teraz czy niszczenie lasu pod silosy tarczy rakietowej spotka się z podobnym ujadaniem GW jak niszczenie lasu pod Rospudą. I czy tu też GW przyśle Wardaka aby na miejscu żalił się nad losem gza torfowego.


©2007cynik9

One thought on “Tarcza na Agendzie

  1. Potrzymuję mój komentarz o Spiskowej Teorii Dziejów ,że Tarcza to pretekst, wygodny dla każdego wroga,by odparowac Polaków.
    Adaś Michnik kochajacy Jasia Grossa
    bohater afery Rywina ,listonosza co za fatygę chciał orżnąc Kwacha na 2 mln $, prowadzi własna polityke w randze majstra murarskiego.Ogólnie znamy plan budowy pieknej Unii
    od Irlandii po Kamczatke i osobiście myśle ,że chyba jest to projekt dla specjalnej rasy nadludzi, a nie dla „flamingów”.
    Tych się „wyleczy” aspartamem dodawanym do bezcukrowej coca coli, pepsi i wielu dietetycznych napoi i produktów jak guma do zucia.
    Plan z hodowlą aryjczyków jest dobrym punktem wyjścia dla dzisiejszych genetyków ,zapłodnień in vitro,matek zastepczych i banków nasienia,o klonowaniu nie wspomnę.
    pozdrowienia

Comments are closed.