Dzietność maleje globalnie

mary senne socjalistów się ziszczają

Wygląda na to że ludzkość zaczyna się powoli opanowywać… co samo w sobie jest sporą niespodzianką.

Jak wyliczyła CIA (tajne – spalić przed czytaniem) współczynnik dzietności w skali świata spada i to spada coraz szybciej. Ostatnia wyliczona wartość tego współczynnika na rok 2014 wynosi 2.425 urodzeń na kobietę. Jest to mniej niż 2.45 zanotowane w 2013, 2.50 zanotowane w 2011 i o wiele mniej niż 2.90 notowane jeszcze w 2006.  Przyjmuje się, iż współczynnik dzietności około 2.1 jest poziomem zapewniającym tzw. zastępowalność pokoleń. Poniżej tego populacja zaczyna się kurczyć. Jeśli tak dalej pójdzie to świat, jako całość, osiągnie ten poziom gdzieś między 2025 a 2030, dużo wcześniej niż się wielu demografom wydawało.

Wynika stąd że ludność świata nie będzie jednak wzrastała w nieskończoność, gnieżdżąc się w warstwach na sobie i zjadając się  wzajemnie. Około 2050 ilość mieszkańców globu powinna osiągnąć swój szczyt na poziomie około 8.5 miliarda, po czym zacząć spadać globalnie. Diagram poniżej (źródło) podaje populację podzieloną w „fertility buckets”, czyli zakresy dzietności. U dołu podane są przykładowe kraje znajdujące się w danym zakresie.

fertility_buckets

 

Widzimy że w najludniejszych krajach dzietność spada szybko, co przesuwa je progresywnie coraz bardziej na lewo. To jest, na lewo w diagramie, nie w socjalizmie który w tym kierunku ma tendencję akurat raczej maleć. Na prawo w diagramie mamy natomiast Afrykę która stara się jak może ale jest niestety osamotniona w swoich prokreacyjnych wysiłkach. W skali całego procesu dużej różnicy jej wysiłki nie czynią mimo że w szeregu krajów afrykańskich dzietność sięga 5 i 6. Rekordzistą jest Niger z dzietnością w okolicach 7.

Potwierdza to diagram poniżej (źródło) gdzie wyraźnie widzimy Afrykę jako rozgrzany do czerwoności hotspot reprodukcji. Plus Afganistan, gdzie pewien narodowy wysiłek rekuperacyjny po stratach spowodowanych interwencją amerykańską wydaje się zrozumiały…

africa_hotspot

Z innych ciekawostek uderza niska dzietność w Arabii Saudyjskiej – zaledwie 2.17. Najwyraźniej haremy wychodzą z mody i nie są w tym najbardziej pomocne. Natomiast cała Europa jest w szponach demograficznego zlodowacenia oznaczonego kolorem niebieskim. Europejczycy mnożą się słabo i nie są nawet tym specjalnie zaniepokojeni. To jest, za wyjątkiem socjalistów zatroskanych tym kto będzie pracował na „twoją emeryturę”.

Wydawało się przez pewien czas że będą nimi specjalnie sprowadzeni w tym celu emigranci, głównie islamiści. Ci jednak widząc soczysty socjał nie wymagający żadnej pracy przeszli jak się zdaje od razu do reprodukcji. Głównie dzięki temu na tle demograficznego zlodowacenia w Europie La Grand Nation – Francja – jest chlubnym wyjątkiem. Jej arabska populacja dotrzymuje kroku swoim pobratymcom z Afryki Płn. windując współczynnik dzietności w okolice europejskiego rekordu 2.08.

Polska ze współczynnikiem 1.32 jest wraz z sąsiadami: Litwą (1.28)  i Czechami (1.29) na końcu tabeli. Nie bardzo wiemy jednak czy to dobrze czy  źle, bo nie jest całkiem jasne który koniec tabeli jest lepszy. Wygląda na to że po nieskutecznym robieniu drugiej Japonii (1.39) przez Wałęsę oraz drugiej Irlandii (2.01) przez Tuska zadowolić się będziemy musieli jedynie statusem drugiej Korei Południowej (1.24).

No a gdy pójdzie już zupełnie fatalnie to nawet grozi nam drugi Singapur (0.79).  Czy to źle czy dobrze?

 


 

Miłych i Zdrowych Świąt Wielkiej Nocy

.

53 thoughts on “Dzietność maleje globalnie

  1. wyjaśnienie jest proste https://www.youtube.com/watch?v=0Z760XNy4VM europa jest w fazie C

    ———
    MODERACJA: Video z eksperymentu Calhouna było linkowane już wcześniej. Z tego m.in. względu regulamin forum wymaga zaopatrzenia linku w linijkę tekstu z informacją co zawiera. Pozwala to zainteresowanym przeszkoczyć coś co widzieli już wcześniej.

  2. Tego typu prognozy – w sytuacji w której 2 państwa zbliżają się do 2 mld populacji i przy okazji spisów znajdują ekwiwalent Republiki Federalnej – są zwyczajnie niepoważne. Szczególnie, że Chiny nieługo oficjalnei pożeganają politykę jednego dziecka.
    Bodaj 20-30 lat temu straszono przeldunioną Afryką, dziś umierającą.

    Żal mi tylko tych komentujących, którzy plotą brednie o tym jak źli socjaliści wybierają karierę zamiast rodziny. Szczególnie w Polsce „kto nie maszeruje, ten ginie”. Posiadanie dzieci to akt wiary w przyszłość, a tutaj to raczej przejaw bezrefleksyjności albo wariackiego optymizmu.

    Z moich obserwacji wynika, że decydujący się na dzieci w ogóle z reguły mają 2+ – natomiast jako że liczba ogólna związków maleje, maleje i ogólna liczba dzieci.

    1. straszono przeludnioną Afryką, dziś umierającą. Dzięki temu „umieraniu” Afrykanie nie zjedli się jeszcze wzajemnie… 😉

    2. „Bodaj 20-30 lat temu straszono przeldunioną Afryką, dziś umierającą” – co jednocześnie nie przeszkadzało tym samym środowiskom piać o konieczności niesienia pomocy „humanitarnej”, która tak naprawdę polegała na przepompowaniu kasy z kieszeni obywatela do kieszeni farmacji która swojego shitu ma zawsze więcej niż może sprzedać.

      „Żal mi tylko tych komentujących, którzy plotą brednie o tym jak źli socjaliści wybierają karierę zamiast rodziny. Szczególnie w Polsce „kto nie maszeruje, ten ginie”. Posiadanie dzieci to akt wiary w przyszłość, a tutaj to raczej przejaw bezrefleksyjności albo wariackiego optymizmu.” – pod tym też podpiszę się rękami i nogami. Polacy chcą, próbują, ale wielu parom po prostu się nie udaje. Kwestie zdrowotne. A inna kwestia, że forsowana nam syntetyczna antykoncepcja przy równoczesnym promowaniu rozwiązłości (mówiąc delikatnie) też nie służy zdrowiu i płodności. Związki są płytkie krótkotrwałe, a wychowanie dzieci to piekielnie trudna rzecz (jeśli ktoś twierdzi inaczej to albo ma dużo pomocy ze strony bliskich, albo jest idiotą, dla którego wychowywanie ogranicza się do nakarmienia, ubrania i wypchnięcia do przechowalni pod tytułem państwowa szkoła czy przedszkole), więc jak komuś się nie uda ocalić rodziny przed rozpadem, to potem bardzo ciężko jest coś zbudować. A zegar biologiczny cyka, aż czas minie.

      Poza tym gdy prawo zmienia się co chwilę, oszczędności nasze są rabowane regularnie, to człowiek po prostu widzi, że gromadzenie i pomnażanie majątku dla potomnych jest jak budowanie domu na grzęzawisku. 90% ludzi pracuje niezgodnie ze swoim charakterem i predyspozycjami, więc się frustrują. Dzieci za to to prawdziwa warość i prawdziwy sens. A i ekonomiczne zabezpieczenie na przyszłość też, jak się nie sp…oli wychowania.

    3. W artykule jest fajna mapka z obiektywnym współczynnikiem dzietności. Twój komentarz to – sorry – totalny bełkot. Przeczytałem dwa razy i nie rozumiem co chciałeś przekazać.

    1. Nie wiem jak Tobie ale mnie „Centrum Studiów Strategicznych” wyglada na bezpośrednią agenturę CIA a Jacek Bartosiak na agenta robiącego wodę z mózgu zapraszającej go młodzieży. Czy zadałeś sobie trud prześledzenia historii i żródeł finansowania CSS? Kto za to płaci?

      Teza Bartosiaka – „Niemcy są zbyt silne ale Rosja słaba, mamy więc szanse” jest receptą na narodową zagładę, przeznaczoną dla kompletnych idiotów. Chodzi w niej o podaż mięsa armatniego na Ukrainie i uczestnictwo w amerykańskiej burdzie polskimi rękami, o nic więcej. Przyznaje – wszystko w atrakcyjnym opakowaniu…

      1. Słuchalem kiedyś gościa. Nawijał długo i namiętnie na temat zapaści w armii amerykańskiej, np. wiekowości amerykańskich samolotów. Oczywiście nie skonfrontował tego z sytuacją innych armii. Wyszło, że Ameryka jest słaba i powinna doinwestować armię. Przypominam, że chodzi o kraj wydający na zbrojenia tyle co reszta świata razem wzięta tj. 4% swego PKB, ponad 500mld$, akurat tyle ile wynosi ich deficyt handlowy. Jeśli w takiej sytuacji ktoś narzeka na niedozbrojenie, to albo nic nie rozumie albo uprawia propagandę.

      2. Ja z konferencji Bartosiaka wywiodłem wprost przeciwne przesłanie – NIE PCHAĆ SIĘ w tę amerykańską burdę, nie pomagać Ukrainie [a przynajmniej zachować daleko posunięty sceptycyzm] i zacząć wreszcie robić swoje, a nie cudze. Jeśli to ma być jankeski „war monger”, to wyjątkowo nieudolny, IMO 🙂

        1. Moim zdaniem wręcz przeciwnie, super „udolny”! Na tym polega smart propaganda – nie na wciskaniu na chama oczywistych nonsensów w rodzaju „pomocy Ukrainie” czy Putina-Hitlera ale na stymulowaniu postaw i zachowań społecznych psychologiczne uzasadnionych i oczekiwanych, choć nie będących w kolektywnym interesie kraju. Mam tu na mysli wystąpienie B. w klubie Koliber gdzie narracja oparta była na stymulowaniu nastrojów – powiedzmy – „przedrozbiorowych” przez nieustanne podkreślanie słabości Rosji i rosnącej „siły” PL. Na powierzchni brzmi ten miód pociągająco dopóki się nie zastanowisz o wyciagniecie jakich konkluzji prelegentowi chodzi.

          Polska jako kraj nie ma żadnego biznesu w testowaniu z amerykańskiego podpuszczenia „słabosci Rosji” – chyba że naród kamikaze chce urządzić sobie Czernobyl między Bugiem a Odrą. Zwróć uwagę że w rzadkim przejawie rozsądku sejm RP odmówił kiedyś finansowania CSS jako NGO, i nie bez powodu…

          1. Powiem tak: udało Ci się mnie przekonać do koncepcji, nazwijmy to z bardzo grubsza, neutralno – „antyamerykańskiej” [w dużym cudzysłowiu], ale w dalszym ciągu nie zgadzam się z interpretacją wystąpienia, o którym mowa, a starych nagrań nie oglądałem.

            Z tego, co widzę na nagraniu – a widzę przestrzeganie przed wojną i pchaniem się w nie swoje sprawy, stwierdzenia o „niepotrzebności” ewentualnej rosyjskiej agresji na PL i o tym, że stanowisko „aktywnie proukraińskie” jest w najłagodniejszej wersji nierozsądne – mimo naprawdę najszczerszych chęci nie umiem wywieść nawet najmniejszej zachęty do przelewania krwi za nie swoje. Serio. A stwierdzenia [0-20 min.], że Ukrainie na dobrą sprawę już nie ma sensu pomagać i że ruskie robią tam, co chcą, nijak nie rymują się z opisywanymi przez Ciebie przypisywanymi JB deklaracjami, jakoby wystarczyłoby tylko pozamiatać, żebyśmy rozpościerali się od Odry do Wysp Kurylskich. Idem, podkreślana przez JB koncepcja niemieszania się ma swoje korzenie w świadomości „bezsiły” właśnie, której nijak do myślenia mocarstwowego [przy czym oczywiście czym innym ocena bieżąca, czym innym chęci].

            Jeśli pada stwierdzenie, że USA udostępnia Ukrainie tyle danych z rozpoznania, ile im się podoba, a nie tyle, ile oni potrzebują [jakiż to proamerykanizm, do kroćset?], po czym JB ubolewa nad faktem, że w PL prawie nie myśli się o własnym systemie rozpoznania, a przetarg na „Wisłę” [or sth] jest bezcelowy, bo przeciw chmarze rakiet czy ładunkowi nuklearnemu nec Hercules, to jeśli to jest jakaś finta [mówiąc „Diuną”], to najmniej finta w fincie finty w fincie finty, której już nie ogarniam 😉

            – oczywiście pełna zgoda – z tym, że on właśnie przed tym przestrzega. Przynajmniej tak to widzę; muszę w końcu obejrzeć tę wcześniejszą konferencję…

          2. Ech. W ostatnim akapicie odnoszę się do Twojego „Polska jako kraj nie ma żadnego biznesu w testowaniu z amerykańskiego podpuszczenia „słabosci Rosji” – chyba że naród kamikaze chce urządzić sobie Czernobyl między Bugiem a Odrą.”

          3. obejrzeć tę wcześniejszą konferencję… — link to tego ktoś dał na forum wewnętrznym TwoNuggets kilka miesiecy temu… Zwróć uwagę jeszcze na jedno. Prelegent mówi tam, dość nonszalancko IMO, w stylu „kręciłem się na szczycie NATO” (bodaj w Dublinie). Otóż nie wiem dokładnie kto się „kręci” na szczycie NATO ale mozna przyjąć za pewnik że realnie żaden dzięcioł z Polski reprezentujacy autentycznie polską – a nie obcą –  rację stanu na szczycie NATO się jednak nie „kręci”… 😉

          4. Z tego, co widzę na nagraniu (…) stwierdzenia [0-20 min.], że Ukrainie na dobrą sprawę już nie ma sensu pomagać i że ruskie robią tam, co chcą, nijak nie rymują się z opisywanymi przez Ciebie przypisywanymi JB deklaracjami,

            No to facet łże w żywe oczy wykorzystując ignorancję oraz małą dociekliwość słuchaczy (żeby nie powiedzieć bezmyślność). Rosja zajęła Krym i wspiera powstanie o niewielkim zasięgu terytorialnym. Resztę kraju (rzędu 90%) kontrolują USA. Rząd w Kijowie jest jawnie proamerykański. Natalie Jaresko – minister finansów ma nawet obywatelstwo USA, a ukraińskie dostała w czasie nominacji. Takich kwiatków jeste wiele, np,. syn Bidena. Wg. WikiLeaks Poroszenko pracował dla USA. Kolejne przykłady „robienia na Ukrainie przez Rosję co chce”:
            – Na Ukrainie wprowadzono cenzurę na rosyjskie filmy, książki, strony www.
            – grasuje seryjny samobójca (wśród członków partii regionów)
            – mija już rok, a nadal jest atmosfera rewolucyjna i Prawy Sektor urządza dzikie lustracje. np. niedawno zlustrowali urzędnika bo ten śmiał zarejestrować partię, która nie podobała się banderowcom. Lustracja polegała na wywleczeniu z budynku i poniewieraniu na wzór rewolucji kulturalnej w Chinach.
            – grożą horrendalne wyroki za brak patriotyzmu, przy czym patriotyzm definiuje się jako banderyzm – rosyjska mniejszość z automatu zostaje obywatelami 2 kategorii
            – przeprowadza się reformy pod nadzorem MFW, a to przecież Amerykanie
            – spory między Kołomojskim a Poroszenką moderuje ambasador USA w Kijowie

            Ukrainie nie ma co pomagać z powodów obiektywnych, bo

            1) ona pomocy nie jest w stanie efektywnie wykorzystać.
            – armia źle dowodzona
            – mega korupcja, wałki nawet na dostawach paliwa dla wojska, kradną buty wojskowe z pomocy (zwanej u idiotów na Zachodzie „humanitarną” – w przeciwieństwie do dostaw kaszy z Rosji, które są nazywane przemycaniem broni).
            – z powodu takich sporów jak Kołomojski-Poroszenko nie wiadomo kto rządzi
            – ludzie (szarzy obywatele) nie chcą walczyć, mają niskie morale
            – problem kraju jest natury ekonomicznej, a nie np. braku wektroniki w czołgach. tzn. wektronika też, ale to pryszcz w porównaniu z kollapsem gospodarki. JAK pomóc takiemu krajowi? Sypnąć 200 miliardów dolarów?
            – Majdan zrobili proamerykańscy oligarchowie, a warunkiem koniecznym uzdrowienia sytuacji ekonomicznej jest ich wyeliminowanie.

            2) Rosjanie i tak nie atakują. Przecież w tempie opiyswanym przez naszą propagandę powinni być od roku na linii Dniepru. Ludzie! Powstało jakieś wrażenie ruskiej „inwazji” na Ukrainę. Takie wielkie miasto jak Charków leży przy granicy, czy ktoś je niepokoił? Jest tylko niewielkie powstanie na południowym wschodzie.

            NAJWAŻNIEJSZE – poowdy subiektywne

            1) USA nie pomagają Ukrainie, bo i tak mają ją w garści. Czekają aż kraj zbankrutuje do reszty i zadłuży się. Wówczas przejmą za bezcen wszelkie aktywa, a Ukraina i tak będzie miała gigantyczny dług.

            2) Przedłużanie konfliktu jest na rękę USA, bo daje ciągłej amunicji propagandowej przeciw Rosji. Nawet jak Ukraińcy ostrzelają Donieck, to w Polsce powie się, że „separatyści sami się ostrzelali”. Na tym budowana jest psychoza wojenna, nacisk na sankcje itd. Celem USA jest przejęcie dostaw gazu do Europy i osłabienie Rosji, a nie ALTRUISTYCZNE POMAGANIE Ukrainie. Jeśli pan „analityk” wypomina USA ten brak pomocy, to robi ze słuchaczy politycznych idiotów operujących hasłami „pomocy”, „misji pokojowej”, „solidarności”.

            Osoba znająca przebieg konfliktu WIE, że Ukraińcy dopuszczają się w Donbasie licznych bestialstw. Mają od USA zielone światło. Osoba znająca przebieg konfliktu WIE, że armia Ukrainy nie jest w stanie pobić powstańców, ale mimo to Kijów zapowiada, że nie będzie ŻADNYCH kompromisów typu język, autonomia itp. Kto ich tak naciska? Amerykanie. Po każdej wizycie jankeskiego aparatczyka Kijowianie dostawali wojennego animuszu.

            Po co więc ten bełkot tzn narzekanie, że Amerykanie nie dają Ukraińcom danych wywiadowczych? Nie dają, bo sytuacja z ich punktu widzenia tego nie wymaga. A w ogóle, to już samo ustawianie dyskusji w tonie „szkoda, że USA nie pomaga” świadczy o motywach działania takiego „analityka”.

          5. EDIT: Wówczas przejmą za bezcen wszelkie aktywa, a Ukraina i tak będzie miała gigantyczny dług.

            Dodajmy: dług u nich. Czyli będą posiadać cały majątek kraju, a ten kraj nadal będzie im płacił odsetki. Czyli czas gra na korzyść Jankesów. Jankesi nie mają motywu w pospiesznym rozbiciu powstania. Ukraina musi dojrzeć, jak dojrzewa ciasto w piecu. Na razie USA omotały ofiarę mackami i toczą soki trawienne na jej ciało. Za jakiś czas wchłoną. Mogą się oczywiście zatruć. Kto wie….?

            Poza tym zauważmy co Jankesi zrobili w Syrii i Iraku. Zrobili z tych krajów dzikie pola na których „walczą” z niby to antyamerykańskim ISIS (który uzbrojenie ma od NATO). Oni mają wprawę w rządzeniu przez chaos. Natomiast głupcy mają wprawę w braniu amerykańskiego bełkotu za dobrą monetę. Sorry, ale ja z tego tramwaju wysiadłem ponad 10 lat temu przy broniach masowego rażenia i Powellu machającym wąglikiem w ONZ. WIEDZIAŁEM, że Libijczykom w 2008 nikt nie pomagał, a wręcz odwrotnie. Jak po tylu wypadkach można w ogóle podnosić problem „pomagania”, jak można rozumować w takich DZIECINNYCH, infantylnych kategoriach?!

  3. nam coś grozi? jakim 'nam’? A może to wam? Co mnie obchodzi kto będzie mieszkał w tym kraju za 100 lat i jakie mam prawo o tym decydować? Będę znajdował się w zaawansowanym stadium rozkładu i tyle mniej-więcej będzie warte moje widzimisię. Dinozaurów nikt się nie pytał czy życzą sobie jakichś dwunożnych łysych małp, czy też wolą może żeby do końca świata na ziemi były tylko gady. A ja ani nie czuję się lepszą wersją człowieka ani nie widze tej lepszości wśród pobratymców żebym uważał że świat będzie lepszy gdy będzie urządzony wg 'naszego’ chcenia.

  4. Niska dzietność w Polsce może być powiązana ze zmianami obyczajowymi zachodzącymi w naszym kraju. Dzisiaj częściej utrzymuje się kontakty towarzyskie z przyjaciółmi, znajomymi z pracy niż z ciotkami, wujkami, kuzynami czy nawet z własnym rodzeństwem. Na święta za dzieciaka to była pełna chata, a teraz jest skype, esemesy i kartki świąteczne. Potrzeba osiągnięcia „sukcesu” zawodowego sprawia, że rodzina schodzi na dalszy plan. Kultura jaka obecnie panuje skłania do tego by mieć co nawyżej jedno dziecko i do tego najlepiej późno. Za dzieciaka (rocznik 87) często słyszałem: dorośniesz to spłodzisz syna (a do tego najlepiej ze dwie córki), dom postawisz i zasadzisz drzewo. A teraz trend jest taki, że dom/mieszkanie, lepsze autko co parę lat bo producenci najchętniej by wprowadzali nowe serie co pół roku, wycieczki/wyjazdy integracyjne, kursy doszkalające, po prostu konsumpcjonizm i ta osławiona „samorealizacja” czy inne „życie dla siebie”. Nie wiem jak to nazwać ale chyba zanika potrzeba posiadania rodziny jako takiej. Nic nadzwyczajnego w tym, że w klubach i dyskotekach pośród młodzieży i ludzi młodych pląsają bezdzietni 40- latkowie. Nie zabraniam nikomu się bawić i żyć jak mu pasuje, po prostu subiektywnie oceniam to co widzę u siebie i znajomych.
    Dla mnie jednak żadne nowe autka, awanse itp. są niczym w porównaniu z chwilą gdy pierwszy i każdy kolejny raz bierzesz własne nowonarodzone dziecko na ręce, ci z moich znajomych co na dzieci się zdecydowali to potwierdzają. Wkurza tylko to, że w 40- tysięcznej miejscowości 10 km od śląska w państwowym żłobku są 34 miejsca i jest się potem 40- stym na liście oczekującej, a prywatny kosztuje 960 zł (dla mnie to sporo). Czynnik ekonomiczny też ma wpływ na dzietność, jednak w mniejszym stopniu uważam, że obecna moda i inne „wartości europejskie” dużo mocniej przerzedzają nasz naród. Mnie to nie cieszy, że Polska się zwija.
    Aha, tak na koniec, kiedyś sposobem na przeludnienie były wojny, epidemie, czy kolonializm terenów mniej rozwiniętych od europy, połaczonych ze zniewoleniem/holokaustem tubylców. Dzisiaj wystarczy zmiana stylu życia obywateli.

    Pozdrawiam i Wesołych Świąt Wielkanocnych życzę.

    1. Trochę nie do końca. Statystyki pokazują, że Polki na emigracji rodzą więcej dzieci niż w kraju. Wynikałoby z tego, że chcą mieć dzieci, tylko w Polsce nie mogą sobie na to pozwolić.

      1. Generalnie to te informacje o znacznie częstszym rodzeniu na emigracji to fałszerstwo – dość prymitywne swoją drogą.
        Po prostu „statystyczny” emigrant/emigrantka ma dwadzieściakilka lat, a „statystyczny tubylec” ma czerdzieścikilka.
        Gdy porównać przedziałami wiekowymi (czyli emigrantki w wieku 20-29 z nieemigrantkami w wieku 20-29 itd. różnice robią się minimalne).
        W ten sam sposób się swoją drogą fałszuje wskaźniki przestępczości wśród imigrantów. Dwudziestolatkowie popełniają przestępstwa kilka razy częściej niż czterdziestolatkowie, więc jeśli porównać imigrantów („statystycznie” dwudziestokilkulatków) z tubylcami (statystycznie czeterdziestokilkulatkami) to wychodzi to co wychodzi.

        1. Wiek emigrantów może wpływać na ilość dzieci w ogóle ale nie na fertility rate która jest zdefiniowana jako ilość statystycznych dzieci na kobietę w child-bearing age.

  5. Hmm.. a może to i lepiej, ze ludzi ubywa..? Jeśli dobre 80% tych co się rodzi (i już się urodziło) nie jest zainteresowana odpowiedzialnością w znaczeniu klasycznym, ale wymaga tylko więcej socjalu i żeby rząd im dał, bo im się należy.. Dokąd dojdą takie roszczeniowe narody..? które na końcu jeszcze się dziwią skąd takie wielkie zadłużenie, nie umiejąc tego zjawiska połączyć z tym, że to dla ich „dobra” dług publiczny przyrasta z prędkością kilku tysięcy złotych na sekundę.

  6. Jak to kiedyś powiedział szwedzki ekonomista Hans Rosling na TED-zie: „We haven’t reached peak oil, but we have reached peak child”. Szkoda, że ludzkość nie będzie dalej wzrastała wykładniczo. To jest dobre dla biznesu.

  7. Liczy się jakość a nie ilość,co nie znaczy że ilość nie może reprezentować dobrej jakości-wszystko zależy czy na danym obszarze występują zdrowe/uczciwe zasady rywalizacji/selekcji.Natury jeszcze nikt nie oszukał i nie oszuka.

    1. Sek w tym, ze mala dzietnosc na zachodzie nie wynika z selekcji naturalnej. Jest wrecz przeciwnie, rodzi sie coraz wiecej dzieci metodami nienaturalnymi (in vitro), wiec jakosc raczej spada wraz ze spadkiem liczebnosci.

      1. @Jarema:”selekcja naturalna”

        To jednak jest „selekcja (nie)naturalna”. Ona działa zawsze!
        Dzieci z „in vitro” lub uratowane w młodości od śmierci poprzez zabiegi medyczne, będą w przyszłości płodzić słabsze potomstwo.
        Wystarczy, że kiedyś warunki życia się trochę pogorszą, a te „sztucznie odchuchane” pokolenie będzie szybciej wymierać.
        Te genetyczne grabie, które eliminują „słabsze” osobniki działają zawsze.

        Z tą opieką medyczną w Anglii nie jest tak wesoło. Akurat mam na ten temat informacje.
        Otóż opieka nad kobietami w ciąży jest „gorsza” niż w Polsce. Tam nie ma w zwyczaju chodzenie do ginekologa w trakcie ciąży.
        Po prostu ciąża nie jest traktowana jak choroba i we wczesnej fazie nie ma żadnych wizyt u lekarza specjalisty.
        Muszą być jakieś wyraźne objawy chorobowe, żeby dostać skierowanie do ginekologa.

        Z tego co wiem, w Polsce każda kobieta w ciąży ma kilka wizyt kontrolnych u ginekologa.

        1. @HeS, selekcja nauralna to termin wytrych bez sprecyzowanego znaczenia i wykorzystywany w sposób nieuzasadniony. Piszesz „Dzieci z „in vitro” lub uratowane w młodości od śmierci poprzez zabiegi medyczne, będą w przyszłości płodzić słabsze potomstwo” – otóż jest to hipoteza, natomiast musisz ją skonfrontować ze zjawiskami naukowo potwierdzonymi takimi jak epigenetyka czy telegonia. To wszystko zależy. Inaczej nikt by się nie zastanawiał nad czymś takim jak leczenie, profilaktyka, zdrowy tryb życia etc. Twój stan w punkcie zero nie jest czymś, co dotyczy Cię przez całe życie. Masz na to wpływ.

          „Te genetyczne grabie, które eliminują „słabsze” osobniki działają zawsze” – trudno określić czy to stwierdzenie jest nieścisłe, czy nieprawdziwe. Po raz kolejny przywołuję epigenetykę jako przykład. A druga rzecz to definicja- co to znaczy słabszy? Słabszy fizycznie? A jeśli znacznie inteligentniejszy, mądrzejszy, przebieglejszy? Jednym Bóg dał siłę fizyczną, innym rozum, a innym i jedno i drugie.

          „Z tego co wiem, w Polsce każda kobieta w ciąży ma kilka wizyt kontrolnych u ginekologa” – to prawda. Na dodatek wykonuje się masę badań, bardzo drogich, za to o niepotwierdzonej skuteczności. Ale być może u nas ten system jest bardziej skorumpowany i chodzi zwyczajnie o kasę – i w tym tkwi przyczyna, a nie w jakości? Jakość będą obrazowały inne wskaźniki – umieralność, powikłania, wyleczalność etc. – a nie ilość wizyt u lekarza, ilość przyjmowanych leków czy wykonywanych badań.

          1. @iskra:”selekcja nauralna to termin wytrych”

            Hmm, to który z terminów używanych przez ludzi nie jest wytrychem.
            Każdy? Napisz dlaczego to wytrych. Bo nie działa? Bo słowo nie ma definicji?
            Co to znaczy, że jakiś termin jest wytrychem?

            @:”A druga rzecz to definicja- co to znaczy słabszy?”

            To proste. „Słabszy”, tzn. gorzej przystosowany do życia w swoim środowisku od innych osobników.

            @:”Jakość będą obrazowały inne wskaźniki – umieralność, powikłania, wyleczalność etc. – a nie ilość wizyt u lekarza, ilość przyjmowanych leków czy wykonywanych badań.”

            Rozumiem, że piszesz o „jakości populacji”. I to jest to o czym piszę.
            Skoro medycyna bardzo głęboko ingeruje w codzienne życie społeczeństwa. Nieważny powód (korupcja, zyski koncernów medycznych, zwiększona przeżywalność chorych niemowląt…), to mogę się spodziewać w przyszłości (nic nie mogę udowodnić, jak to w życiu), że odsetek osobników uzależnionych od medycyny będzie rósł.
            Jak wiemy, ze wspomaganiem, typu leki do końca życia lub wręcz ze wsparciem maszyn, np. dializa co 2 dni, to nawet osobniki niezdolne do samodzielnego życia mogą wegetować bardzo długo. To w zasadzie problem finansowy:)

      1. Eksperymenty z nadmiernym rozrostem populacji przeprowadzają się „same”:
        https://www.stuartmcmillen.com/comics_en/st-matthew-island/ (wersja „pauperum”)
        https://www2.gi.alaska.edu/ScienceForum/ASF16/1672.html (wersja „pro” 😉 )

        Zmniejszenie przyrostu nat. w Polsce jest związane z większą migracją do miast – czyli potwierdzałoby obserwacje Calhoun’a:
        https://www.wiking.edu.pl/article.php?id=269

        Spłycając temat, w krajach z rozwiniętym socjalem, dzieci wydają się być problemem, utrudnieniem w realizacji ścieżki zawodowej i moim zdaniem aktywnie dążymy do wizji z „Nowego Wspaniałego Świata” Huxleya, gdzie rodzenie jest po prostu passe.

        Strach przed rodzeniem może być pewnym czynnikiem hamującym – a przynajmniej jest uzasadniony w warunkach polskich szpitali. Mam znajomego, który pobierał próbkę wody z kranu, kiedy obok rodziła kobieta:D
        W UK znajoma w ramach szpitalnego standardu dostała osobny (s)pokój, prywatność i obecność jedynie niezbędnego personelu. Nic dziwnego, że Polki w UK dążą do zdeklasowania muzłumanek i Bóg im to w dzieciach wynagrodzi;)

    1. To nie takie proste, jakie Widzisz te zmiany gospodarcze w starzejących się populacjach? Bo zastępowanie emigrantami, można już chyba powiedzieć, nie wypaliło.

  8. Ponoć dzietność jest mocno skorelowana z poziomem ochrony zdrowotnej i umieralnością dzieci. Wszędzie gdzie spadała umieralność, spadała też dzietność. Wydaje się to mieć sens. Źródło – któraś z miliona prezentacji TED.

    1. …Ponoć dzietność jest mocno skorelowana z poziomem ochrony zdrowotnej…

      Korelacja nie oznacza związku przyczynowo skutkowego.
      Podejrzewam że niska dzietność i wysoki poziom ochrony zdrowotnej wynikają z ogólnego standardu życia danego społeczeństwa – im bogatsze społeczeństwo, z tym większej ilości rzeczy (kariera, rozrywka, etc.) trzeba zrezygnować jeżeli zdecyduje się na dzieci…

    2. Dzietność jest skorelowana z pozycją (formalną i nieformalną) kobiety w społeczeństwie. Jeśli się tylko na to pozwala, to baby nie chcą rodzić.

      1. Jeśli się tylko na to pozwala, to baby nie chcą rodzić.

        Zaraz, zaraz, coś się zagubiłem w tym postępie… Czy twierdzisz że tam gdzie się „babom” zakazuje to rodzą taśmowo?…;-)

        1. Zdaje się, że koledze chodziło, że „jeśli się kobiecie pozwala nie rodzić, to nie rodzi”. Innymi słowy dzietność jest większa tam, gdzie kobiety traktuje się jak chodzący inkubator, który nie ma za wiele do powiedzenia w kwestii rodzenia, ma rodzić i już.

          Z mojego punktu widzenia największym problemem(?) dla prokreacji jest wzrost poziomu świadomości i standardów ekonomicznych (dzieciom coraz więcej trzeba zapewnić), połączony z brakiem własnego poczucia bezpieczeństwa. To po prostu naturalna reakcja ogromnej rzeszy ludzi na wtłoczenie ich w rolę prekariatu w schyłkowej fazie państwa socjalnego.

          I chwytam się tego „?” za Cynikiem, bo właściwie spadek dzietności jest problemem jedynie dla repartycyjnego systemu emerytalnego; co więcej, jest jego bezpośrednim skutkiem – emerytura jest de facto uzależniona od ilości pracujących, ale emeryta nikt nie rozlicza z tego, ile tych nowych pracujących państwu dostarczył, tylko ile sam wypracował. Kiedyś dzieci w sensie ekonomicznym traktowano jak polisę ubezpieczeniową oraz inwestycję, dziś to co coraz bardziej droga, ciężka, ryzykowna i odpowiedzialna dodatkowa orka z niewiadomą stopą zwrotu. Jeżeli „państwo da emeryturę”, to dzieci w tym czysto ekonomicznym równaniu mają mniejszy sens. Z kolei na czysto uczuciowe rozmnażanie mogą sobie pozwolić ludzie dobrze sytuowani, albo tacy, którym jest wszystko jedno.

          Ot, wadliwa i absurdalna konstrukcja umowy od samego początku. 🙂

          1. @Paradoks

            „… Innymi słowy dzietność jest większa tam, gdzie kobiety traktuje się jak chodzący inkubator, który nie ma za wiele do powiedzenia w kwestii rodzenia, ma rodzić i już. (…)
            I chwytam się tego „?” za Cynikiem, bo właściwie spadek dzietności jest problemem jedynie dla repartycyjnego systemu emerytalnego; co więcej, jest jego bezpośrednim skutkiem – emerytura jest de facto uzależniona od ilości pracujących, ale emeryta nikt nie rozlicza z tego, ile tych nowych pracujących państwu dostarczył, tylko ile sam wypracował…”

            No dobrze, a jeśli wysokość dzietności nie jest skorelowana z wysokością emerytur, bo całe narody żyją sobie spokojnie z renty wydobywczej, np. za węglowodory. Na czysto uczuciowe rozmnażanie mogą sobie pozwolić ludzie dobrze sytuowani… i np. wszyscy chcą mieć synów. Jednocześnie są na tyle cywilizowani by móc używać cudów nowoczesnej medycyny (USG) i na tyle głupi by to robić bez większego pomyślunku. Proszę zobaczyć jak się załatwili poniżsi kretyni:

            https://populationpyramid.net/bahrain/2050/

            https://populationpyramid.net/united-arab-emirates/2050/

            https://populationpyramid.net/saudi-arabia/2050/

            https://populationpyramid.net/qatar/2050/

            Nawet Chińczycy ze swoją polityką jednego dziecka nie narobili sobie takiego gnoju jak bogaci Arabowie.

            https://populationpyramid.net/china/2050/

            G.F.

          2. Pierwsze zdanie, które cytujesz to próba egzegezy wypowiedzi przedmówcy. Co do reszty, cóż mogę rzec, moja perspektywa jest polska, głównie dlatego, że mieszkam w Polsce. Pominąłem też kwestie religijno-kulturowe, bo w nie są istotne w mojej osobistej optyce, ale oczywiście zdaję sobie sprawę, że wpływają również poważnie na trendy. Ogólnie to złożona kwestia, nie mam ambicji diagnozować jej we wszystkich możliwych aspektach, a szczególnie nie widzę szans na to w komentarzu na blogu. 😉

          3. Ja w tych piramidach widze tylko… jihad i jasyr…
            Dla araba nie posiadanie zony jest rownoznaczne z hanba. Taka kultura.

          4. >Kiedyś dzieci w sensie ekonomicznym traktowano jak polisę ubezpieczeniową
            >oraz inwestycję, dziś to co coraz bardziej droga, ciężka, ryzykowna i
            >odpowiedzialna dodatkowa orka z niewiadomą stopą zwrotu

            Jeśli bym się od kogoś dowiedział, że jestem jego „polisą”, „inwestycją” albo „stopą zwrotu”, to byłaby to moja ostatnia z nim rozmowa, a na pożegnanie dostałby tą „stopą” w łeb, żeby mu głupie pomysły wyleciały z durnego czerepu.

          5. To nie był żaden wypowiedziany kontakt, tylko oczywista oczywistość, że jak się człowiek starzał, to opiekowały się nim dzieci. A jak nie miał dzieci, to zwykle miał na starość prze***. Tyle. Opisałem to po prostu współczesnym językiem.

        2. Przedmowca w istocie ujal to bardzo kolokwialnie, ale cos w tym jest. Trend na zachodzie jest taki, zeby wypychac kobiety z domu koniecznie do pracy zawodowej umniejszajac ich role jako matki i gospodyni domowej w tym samym czasie. Ida wiec one do tej pracy robic „kariery” a pozniej w wieku 35 lat sie okazuje, ze jest za pozno zeby nawet wyjsc za maz nie mowiac juz nawet o gromadzce dzieci.

          1. „Wypycha z domu” vs. „nie pozwala rodzić” to rozmowa osobowości autorytarnych, w którą nie bardzo chce mi się wikłać. 🙂 W każdym razie dać komuś wolność wyboru nie jest tożsame z „wypychaniem z domu do robienia kariery”.

            Przyznaję natomiast wyżej, że realia ekonomiczne bardzo wpływają na ten wybór i tutaj można rzeczywiście szukać tego „wypychania z domu”, z tym że nie tyle widzę tu problem z robieniem kariery, co martwieniem się o zapewnienie potomstwu godnego życia. Widzę tu różnicę.

            Jestem z pokolenia 80. i zawsze kiedy czytam, że winny tego, że się nie rozmnażam się w tym grajdole jest mój konsumpcyjny i hedonistyczny tryb życia, to mam ochotę dać komuś w zęby. Ten hedonizm przejawia się głównie tym, że nie dostałem w spadku mieszkania ani worka pieniędzy i nie mam najmniejszej ochoty zadłużać się na 30 lat, żeby mieć gdzie mieszkać i w miarę spokojnie dziecko wychowywać, szczególnie wobec możliwości że z dnia na dzień zostać mogę z kredytem, bez pracy i perspektywy na znalezienie podobnie płatnej, natomiast ta, którą mogę podjąć od zaraz nie wystarczy ani na ratę, ani na nakarmienie dziecka. Wiele kobiet z mojego pokolenia myśli podobnie – one bardzo chcą mieć dzieci, tylko że nie za bardzo by chciały żyć z nim na granicy nędzy.

          2. @Paradox:”żeby mieć gdzie mieszkać i w miarę spokojnie dziecko wychowywać”

            Hmm, gdyby Natura działała zgodnie z tą logiką, to Ziemia byłaby pustynią bez życia.

            Owszem, „człowiek cywilizowany” ma rozum i nie chce się rozmnażać w niesprzyjających warunkach, ale dlatego ziemię opanowują plemiona „mniej cywilizowane”, które (z głupoty:) nie zwracają uwagi na przeciwności losu i starają się wychować kilkoro dzieci.
            To jest podstawowy problem krajów, które przyjęły imigrantów i ci rozmnażają się znacznie szybciej niż „tubylcy” (np Anglia, Izrael, Francja).

            Osobiście nie widzę problemu w niskiej dzietności. Po pierwsze, rzeczywiście na Ziemi jest za dużo ludzi, a po drugie tych głupszych jest więcej i będą się rozmnażać. Jedyne niebezpieczeństwo, to próby „zachodniej cywilizacji”, do sztucznego ograniczania dzietności w innych krajach (np. Afryki) poprzez niejawne zabiegi medyczne czy chemiczne. Jest ryzyko że przesadzą i „wymyślą” metodę od której w sposób niekontrolowany spadnie dzietność w całej populacji. To może wykończyć ludzkość w ciągu kilku pokoleń.

          3. „gdyby Natura działała zgodnie z tą logiką, to Ziemia byłaby pustynią bez życia” – oj, zaledwie kilka % powierzchni lądu, tego nadającego się do zamieszkania i życia, jest faktycznie zamieszkane. Jest więc miejsca dość i jedzenia dość, a ludzi wcale nie jest za dużo tylko się dali skołować.

            „Owszem, „człowiek cywilizowany” ma rozum i nie chce się rozmnażać w niesprzyjających warunkach” – chce chce, choć faktycznie rzadko to robi. Ale nie tyle problemem jest ekonomia, co polityka (prawo + forsowane idee czy ideologie). Nie jest problemem to, czy mam dużo, czy mało, ale to, że niewiele mogę – bo albo ogranicza mnie niesprawiedliwe i niszczące prawo, albo naciski społeczności moralnie przegniłej.

            „ziemię opanowują plemiona „mniej cywilizowane”, które (z głupoty:) nie zwracają uwagi na przeciwności losu i starają się wychować kilkoro dzieci.” – gdzie tu głupota? Mnie się wydawało zawsze, że ludzie, którzy coś robią wbrew przeciwnościom losu, coś poświęcają ale za to osiągają to, co planują, to bohaterowie…?

            „To jest podstawowy problem krajów, które przyjęły imigrantów i ci rozmnażają się znacznie szybciej niż „tubylcy” (np Anglia, Izrael, Francja)” – nie, to nie jest problem. Problemem jest socjal i obciążenia podatkowe. Nikt nie psioczy na imigrantów, którzy ciężko i uczciwie pracują, ani nie próbują wymuszać pod hasłem „walki o prawa mniejszości” szczególnych przywilejów. U nas tak samo się psioczy na Tajwańczyków, Koreańczyków czy Ukraińców.

            „Po pierwsze, rzeczywiście na Ziemi jest za dużo ludzi” – gdzie? I jaka jest wg Kolegi Szanownego właściwa liczba? Kolegę chyba eugeniczne pranie mózgu skrępowało.

            „a po drugie tych głupszych jest więcej i będą się rozmnażać” – co Kolega ma na myśli mówiąc „głupszy”? Mniej wykształcony? Bo jeśli tak, to jedno z drugim nie koniecznie idzie w parze. Wręcz przeciwnie – „lepiej wykształconych” (co w naszych czasach można zastąpić równie dobrze określeniem: zindoktrynowanych) łatwiej doprowadzić do kompletnego zdziczenia.

            „Jedyne niebezpieczeństwo, to próby „zachodniej cywilizacji”, do sztucznego ograniczania dzietności w innych krajach (np. Afryki) poprzez niejawne zabiegi medyczne czy chemiczne. Jest ryzyko że przesadzą i „wymyślą” metodę od której w sposób niekontrolowany spadnie dzietność w całej populacji. To może wykończyć ludzkość w ciągu kilku pokoleń.” – czyli wg Kolegi nie jest straszne to, co robią, tylko to, że ewentualnie mogą sobie przy okazji sami zaszkodzić?! Czy chemiczna kastracja wg Kolegi jest zachowaniem ludzkim i usprawiedliwionym w jakimkolwiek przypadku? Toż to eugenika na całego!!! Tfu! Gdzie w tym człowieczeństwo?

          4. @Hes. Co do Izraela i kwestii definicji tubylca. Na początku XX wieku w Palestynie było kilkanaście tysięcy Żydów, w połowie XIX wieku jeszcze mniej. W połowie XX wieku liczba Żydów osiągnęła ponad pół miliona. Wówczas to pogoniono z kraju pół miliona Arabów, ale nie wszystkich. To Żydzi są emigrantami, natomiast mniejszość Arabska to są tubylcy. A że się szybciej mnożą, to inna sprawa. Zadziwia mnie, że tak elementarne fakty dotyczące znanego konfliktu są mało znane.

          5. @iskra:” Tfu! Gdzie w tym człowieczeństwo?”

            Skomentowałem problem z punktu widzenia Natury (biologii).
            Natura nie wie co to „człowieczeństwo”. To my (ludzie) analizujemy mechanizmy biologiczne z punktu widzenia naszych ideologii.
            Często te ideologie skłaniają nas do działań „nienaturalnych”, sprzecznych z typowymi mechanizmami, które obserwujemy w przyrodzie.

          6. @HeS
            Nie rozmawiamy o naturze tylko o ludziach – ludzie jakoś wiedzą co to człowieczeństwo i jej źródło – moralność. I jest to dokładnie tym, co odróżnia człowieka od zwierzęcia. Nie stawiaj więc wozu przed koniem.
            Człowiek też tworzy rozmaite ideologie. I prawdą jest, co napisałeś, że to ideologie skłaniają nas do pewnych zachowań. A nie natura. Więc nie można mówić o zachowaniu człowieka, które bazuje na szkodliwej ideologii, nie wskazując jako źródło tego zachowania naturę. Bądźmy konsekwentni.

          7. @iskra:”Nie rozmawiamy o naturze tylko o ludziach – ludzie jakoś wiedzą co to człowieczeństwo i jej źródło – moralność.”

            ??? Ludzie to część natury, choć niektórym wydaje się że „wyzwoliliśmy” się spod jej wpływu i żyjemy obok niej.
            A jak piszesz o moralności, to powiedz mi czy w starożytnej Sparcie, w której zrzucano chore i kalekie niemowleta w przepaść to żyli ludzie czy też odmawiasz im miana ludzi. A może byli niemoralni? Czy ludzie którzy uprawiali kanibalizm to też nie byli ludźmi? Przecież te wszystkie zachowania funkcjonowały W RAMACH tamtej etyki i moralności.

            Ludzkość (w czasie i przestrzeni) była i jest tak różnorodna z tak różnymi (nie do pogodzenia) etykami, że chyba jedynym wyjściem jest stwierdzenie, że (np.) kanibale, to nie ludzie. Ale taką drogą to dojdziemy do wniosku, że tylko „nasza” etyka i moralność jest właściwa, a jeśli jakieś społeczności mają inną, to nie zasługują na miano ludzi.

Comments are closed.