sympatyczna republika nadal bije rekordy
O Zimbabwe wspomnieliśmy kiedyś, jak wytrwali czytelnicy tego blogu może sobie przypominają, w kontekście osiągów lokalnej giełdy dwa lata temu a wcześniej wydobycia platyny w tym kraju. Warto więc może dorzucić garść najnowszych informacji co słychać w tym sympatycznym kraju, jako że dzieją się tam rzeczy nad wyraz pouczające. Okazuje się że obok rekordów giełdowych ten południowo afrykański kraj pobija także inne. Tekordowej inflacji na przykład, która z umiarkowanych 32% w skali rocznej w 1998 osiągnęła w zeszłym tygodniu imponujące 1730%.
Jest rzeczą jasną że winę za to ponosi wtrącanie się obcych rządów, jak uważa miejscowy kacyk Mugabe, i że nie ma to nic wspólnego na przykład z indolencją jego autokratycznego reżimu, decyzją o ekspropiacji ziemi i wyrzuceniu białych farmerów kilka lat temu.
Codzienne życie w Zimbabwe opisuje ciekawie Nelson Banya w serwisie Reutersa. Od kiedy w sierpniu ub.r. odcięto trzy zera na banknotach, w ruchu zapewne budzącym pewne reminescencje w innym kraju, tysiąc zimbabweańskich dolarów kupowało przyzwoity lunch, z kilkoma kromkami chleba, jajkami i jak dobrze poszło to nawet z płatkiem szynki. Obecnie 1000 dolarów kupuje jedynie 2 jajka.
Automaty przestały zawracać sobie głowę wypłacaniem drobnicy w postaci banknotów tysiącdolarowych i zaczęły wypłacać banknoty warte dziesięć tysięcy. Jak postęp to postęp. Jedyny problem jest z upychaniem banknotów do portfela. Za sto tysięcy dolarów jeszcze w sierpniu ub.r. można było pokryć z okładem koszt artykułów spożywczych za miesiąc. Obecnie potrzeba na to pięć razy więcej.
Jak informowało wcześniej Yahoo centralny bank Zimbabwe w swoim rezolutnym programie zwalczania inflacji wprowadził właśnie nowy banknot o nominale 50000 dolarów. Nowością zasługującą na uwagę jest określona ważność tego „biletu” – do lipca br. No proszę, wreszcie znalazł się uczciwy bank centralny nie opowiadający bajek o „store of value” i o wieloletnich oszczędnościach odkładanych w papierowym pieniądzu. Odkładać owszem, można. Ale tylko do lipca! W sam raz na wakacje! Ha, ha, ha.
Gdzie indziej Los Angeles Times informuje że w grudniu strajkowała zimbabweańska służba zdrowia, z doktorami domagającymi się podwyżki płac o skromne 8000%. To też rekord światowy. Widać z tego że doktorzy w Polsce domagający się zaledwie kilkudziesięciu procent podwyżki to istne baranki w porównaniu z ambicjami ich zimbabweańskich kolegów. Możliwe jednak że Zimbabweańczycy są bardziej zdesperowani od polskich kolegów po fachu. Po prostu nie bardzo mają gdzie i za co wyjechać – Irlandia czy Norwegia nie wchodzi raczej w rachubę. Za to rząd jest tam znacznie bardziej szczodry niż u nas – zaoferował doktorom podwyżki aż o 300%, a nie o jakieś tam grosze jak nasze sknery.
Cynikowi9 cierpnie skóra na samą myśl jak mogłaby wyglądać zimbabweańska definicja czegoś co nie jest pod kontrolą.. Prawdopodobnie byłaby to prosta pionowa. Więc może lepiej na tym dzisiaj zakończyć, przypominając jedynie że jak bankierzy centralni zaczynają podkreślać że „sytuacja jest pod kontrolą” to najpewniejszą rzeczą jest dokupienie paru złotych monet… 😉
Więcej informacji o złocie i srebrze dla abonentów naszej listy emailowej. Dołącz i Ty.
©2007cynik9