Iran i atom. O co chodzi?

może o los papierowego pieniądza?

Od jakiegoś czasu przymierzaliśmy się aby otworzyć nowy wątek w naszych dywagacjach o inwestowaniu na zdrowy chłopski rozum i budowaniu czwartego filara – inwestycje związane z energią. Jest rzeczą oczywistą że wraz z powoli kończącą się (tanią) ropą szeroko pojęta energia dla świata, patrząc wprzód, jawi się jako się jako duży, skomplikowany problem. Będzie on prawdopodobnie nam towarzyszył przez dziesiątki lat. Od tego jak zostanie rozwiązany zależeć będzie przyszły światowy układ sił. Uważnego obserwatora nie powinny więc dziwić coraz bardziej agresywne przepychanki głównych graczy światowych w tym kontekście. A tam gdzie w grę wchodzą istnie tektonicznie zmiany istnieje również szansa że i mały inwestor znajdzie dla siebie zyskowną niszę.

Dobrym punktem na inaugurację naszych dywagacji w tym zakresie jest ciekawy artykuł „US-Iran: Atak na rynek paliwa nuklearnego” (US-Iran: Raid on nuclear fuel market) który ukazał się niedawno w Baltimore Chronicle, pióra Holendra, Rudo deRuitera.

Uran jest, jak wiadomo paliwem dla elektrowni atomowych. Po katastrofie w Czernobylu energia nuklearna nie miała dobrej passy i jej rozwój został w wielu krajach efektywnie zastopowany, czasem z mandatem rozmontowania istniejących elektrowni za ileś tam lat w przyszłości. Ropa która po wojnie w 1991 stała się znowu tania jak barszcz zdjęła też presję z szukania alternatyw. Na dodatek podaż komercyjnego paliwa jądrowego z demontowanego arsenału rosyjskiego spowodowała duża nadwyżkę podaży nad popytem, skutkiem czego cena osiągnęła długie, płaskie dno trwające lata. Diagram poniżej przedstawia cenę „yellowcake”, czyli tlenku uranu U3O8 który w tej postaci jest komercyjnie dostępny jako surowiec wstępny do dalszego przerobu.

Cena uranu w ostatnich pięciu latach. źródło: www.InfoMine.com

Jak widać, po latach kompletnego zastoju coś drgnęło i od pięciu lat uran znacznie przyspieszył muliplikując się ośmiokrotnie w cenie, a ostatnio szybując do ponad $90/lb (1 lb = 0.45 kg). W samym zeszłym roku cena uranu się podwoiła i wielu spodziewa się że dojdzie do $100 w tym roku. Źródłem tego jest zdanie sobie sprawy że koniec (taniej) ropy jest na horyzoncie i że jedyną sensowną alternatywą w odpowiedniej skali i przyzwoitym czasie wydaje się być energia nuklearna.

Już sama wzmianka o tym na wielu forach powoduje zwykle wyjście z buszu paru Zielonych z całą płomienną retoryką o panelach słonecznych, wiatrakach, turbinach na fale morskie, samochodach na wodór i innych dziwów. Nie inaczej może być i tutaj. Autor więc tytułem odparowania przyszłych zarzutów komunikuje awansem że nie ma NIC przeciwno energii odnawialnej. Mało tego, jest np. zdecydowanym zwolennikiem energetycznie samowystarczalnych domów na naszej szerokości geograficznej, co wydaje się rzeczą osiągalną przy sensownych kosztach. Jest natomiast przeciwnikiem dysseminacji ideologicznie motywowanych a nie popartych argumentami bzdur, sprowadzajacych się na ogół do pobożnych życzeń, niedoinformowanych tez, nieumiejętności dodawania i/lub czekania na Godota. Faktem jest zaś że z chłodnego zestawienia rosnących potrzeb energetycznych i realistycznych możliwości ich zaspokojenia wynika iż negowanie konieczności opcji nuklearnej jest po prostu chowaniem głowy w piasek. Co, jak wiadomo zdrowe nie jest. Źródła odnawialne, owszem, mogą i powinny pomóc, ale deficytu energii w całości nie rozwiążą. Jedyną sensowną – jak się wydaje – w czasie i w ilościach potrzebnej energii – alternatywą byłby „czysty węgiel”. Zasoby węgla, w odróżnieniu od ropy wystarczą bowiem jeszcze na setki lat. Ale tu też mamy problem z Zielonymi i z global warming, mimo że istnieją technologie pozwalające na znaczną redukcję emisji. Przy odrzuceniu obu alternatyw głównym niebezpieczeństwem może się więc okazać nie to że global warming przyjdzie, ale że nie przyjdzie! Może to być bowiem jedynym ekologicznym pomysłem na ciepło w zimie, nie licząc kieliszka Żytniej. ;-D ;-D

Ok, mamy więc wiele krajów obecnie na świecie przychodzących spowrotem do zmysłów i zwiazany z tym światowy renesans energii nuklearnej. I wprawdzie nie wszystkich to jeszcze dotyczy, wyjasnia jednak gwałtownie rosnący popyt. Według stanu na grudzień ub.r. na świecie było 435 czynnych reaktorów, 28 nowych w trakcie konstrukcji, 64 w stanach planowania i ponad 158 zaproponowane.

Po tym wprowadzeniu powróćmy do artykułu deRuitera i jego analitycznego podejścia do nuklearnej kontrowersji wokół Iranu. Znowu jedną z bardziej praktycznych rzeczy jakie możemy zrobić jest dobrze dotlenić się na przejażdżce konnej po budzącej się po zimie-nie zimie przyrodzie i trochę pomyśleć. To aby nie dać się ogłupić ciągłemu praniu mózgów w mediach i rozgłaszanych tam rządowych nonsensach o zagrożeniu islamską bronią jądrową, rakietach irańskich i krwiożerczych mułłach. A o co więc chodzi? – być może o kontrolę i wpływy dla wybranych. A ściśle, wg deRuitera, o narzucenie światu monopolu kilku krajów na wzbogacanie uranu – rzeczy której odmawia się Iranowi a do której ma on pełne prawo w świetle podpisanych porozumień.

DeRuiter zwraca uwagę na dziwaczny skład grupy wywołujacej presję na Iran – obok USA mamy tam UK, Francję i Niemcy (czemu Niemcy – bo także leader we wzbogacaniu), które zdawałoby się działają przeciwko swoim komercyjnym powiązaniom z partnerem irańskim. Dalej mamy Rosje i Chiny, oba kraje też z dużą stawką w byznesie wzbogacania uranu i też wykazujące trudną do zrozumienia ambiwalencję logiczną (chociaż bez pobrzękiwania szabelką). Hipoteza deRuitera jest więc następująca – chodzi o zmuszenie Iranu, a dalej całej reszty krajów, do odstąpienia od przysługującego im prawa wzbogacania uranu we własnym zakresie. Warto w tym miejscu wspomnieć niedawną propozycję Rosji zażegnania „kryzysu” poprzez usłużne zaoferowanie sprzedaży swojego uranu Iranowi. Właśnie ogłoszono też nowe sankcje (15.03), a ogłasza je ten sam dziwaczny chór, z Niemcami, Chinami i Rosją, w zgodnym falsetto z USA i resztą. Niewykluczone że do postawienia na swoim i przestrogi dla innych konieczne będzie spacyfikowanie krnąbrnego przeciwnika.

Co dałby militarnie gwarantowany światowy monopol wzbogacania uranu przez kilku czołowych graczy (plus Japonia)? Ano, to co dał monopol używania dolara przy zakupach ropy naftowej. Każdy potrzebuje ropy naftowej, wiec każdy musi najpierw postarać się o dolary by je następnie wymienić na ropę. A każdy kto musi wziąść skądś dolary nakręca automatycznie na nie popyt, utrzymujac przez to ich wartość a w konsekwencji – system nie opartego na niczym papierowego pieniądza. Poprzedni taki układ oferował USA „astronomiczny przywilej” – jak to ujął generał deGaulle – drukowania banknotów kosztem zerowym i nabywania za to wszystkiego z jakąś wartością. Powoli dobiega on jednak końca – za dużo narosło długów, za mało pozostało ropy, a ostatnio przywilej ten trzeba (niechętnie) dzielić z euro. W dodatku Iran, po początkowym opóźnieniu, planuje otworzyć w bliskiej przyszłości swoją własną giełdę naftową zdenominowaną w euro, która zada dodatkowy cios hegemonii dolara.

Jest więc rzeczą możliwą że w przypadku Iranu i kontrowersji uranowej mamy do czynienia z próbą formacji podobnego monopolu w innym paliwie, po przykrywką „nowego porządku światowego” i troski o niedopuszczenie do „drugiego Hitlera”. Poruszający altruizm i długowzroczność… Każdy kraj który stawia na energię nuklearną, czyli w niedalekiej przyszłości praktycznie każdy, musiałby zatem tak czy inaczej przyjść do jednego z kilku oficjalnie sankcjonowanych wodopojów, i płacić za wzbogacony uran każdą żądaną cenę w żądanej walucie, nawet jak ma własne złoża uranu. Gwarantując przez to popyt na tą walutę i utrzymujac jej wartość, dokładnie jak przedtem z ropą i dolarem. Bo inaczej … zajmie się nim Rada Bezpieczeństwa ONZ.

Owszem, frukty tym razem przyjdzie inaczej podzielić. Ceną będzie niewątpliwe wzmocnienie się juana i rubla w rankingu walut oraz wzrost ich politycznego ekumenu. Równocześnie jednak byłaby to szansa na uratowanie chwiejącego się dolara i zachowania przynajmniej części tej intratnej franszyzy. A cel nadrzędny jest jasny, mogący jednoczyć centralnych bankierów i ich rządy niezależnie od ich prowiniencji. Jest nim władza, wpływy i dominacja, a wszystko uzależnione od wymuszenia w skali globalnej nowej wersji „astronomicznego przywileju” jakim jest możliwość drukowania pieniądza z czystego powietrza.

OK. Póki co, czas siodłać Debeta by pocieszyć się jeszcze tym naszym „astronomicznym przywilejem” swobody i darmowego wiatru. Zanim przyjdzie UE i powprowadza światła dla koni, zakazy, nakazy, jeździeckie prawa jazdy (serio – już się pojawiają) oraz podatek „ogonowy”. Debet się jedynie pociesza że ten ostatni będzie niższy dla koni pracujących na świeżym powietrzu…. 😀

Wtedy nie pozostanie nic innego jak tylko zadrzeć ogon i wiać.

©2007cynik9

6 Replies to “Iran i atom. O co chodzi?”

  1. Cyniku! Czy znasz metodę zwana Analizą Wartości ? Ropa to chemia i transport.Dzis połowę rzeczy wozi sie bez sensu .Chyba ,że razem z ukryta kontrabandą za zgodą skorumpowanych celników .
    Podobnie jest z dojazdami do pracy i turystyka .Miasta są zanurzone w smogu a flamingi kupuja sobie drugie lub trzecie auto w rodzinie ! Zabija cywilizacje idiotyczny model konsumcji wylansowany przez Holywood .
    Chyba ,że mamy zakodowany w genach
    imperatyw spalania węgla, by tak jak drożdże ciesząc sie ze wzrostu wytwarzaja spirytus ,produkować jako produkt uboczny na skale kosmiczna bioenergię .
    Dlatego podzielam zdanie o geszefcie związanym z globalnym ociepieniem
    wciskanym flamingom
    pozdrowienia

  2. Z CANDU oczywiście racja, mówimy w końcu o hipotezie, tyle że ciekawe zbiegi okoliczności zawsze zastanawiają…

    Z węglem chodzi mi mniej o globalną alternatywę dla atomu ile przede wszystkim o o leżący pod ręką substytut dla sektora transportu. Myślę że pierwszą reakcją społeczeństw spanikowanych pustym dystrybutorem benzyny będzie przypomnienie sobie że Niemcy w czasie wojny produkowali benzynę z węgla na skalę przemysłową, i nawiazanie do tych doświadczeń. Niekoniecznie zaś od razu wykonywanie skoku w całą infrastrukturę wodorową czy inną.

  3. Ciekawa teza, ale istnieje jednak reaktor umozliwiajacy wykorzystanie niewzbogaconego uranu tzw. PHWR czesto nazywany tez CANDU od nazwy pierwszego komercyjnego reaktora tego typu. W takim wypadku caly misterny plan kontroli kolejnego zdrodla energii moglby stracic sens.

    Odnosnie wegla to na cale szczescie nie starczy go na setki lat, szczegolnie jesli „luki” powstale w wyniku spadku produkcji ropy i gazu, ludzkosc bedzie starac sie uzupelnic gazyfikacja i CTL. W wyjatkowo trudnej sytuacji sa Chiny, ktore wydobywaja wegiel w tempie 2% rezerw rocznie i peak coal w Chinach (ktore juz staly sie importerem wegla, pomimo ogromnych zloz) przypuszczalnie przyjdzie nam ogladac jeszcze za naszego zycia.

  4. > Czy wie Pan moze jak policzybc
    > ile energi (MWh) jest
    > produkowane w jednego kilogram
    > yellowcake a ile z ropy ?

    Przelicznik uranu na energę elektryczą (przy poziomie wypalenia 45 GWh/t, sprawności 30% i 0.25-procentowym odpadadzie w procesie wzbogacania):
    30 gramów U3O8/MWh en. elektycznej

    Przelicznik ropy na energię (przy sprawności 40%):
    1.5 baryłki/MWh en. elektrycznej

    Przelicznik niskoenergetycznego węgla (8800 btu/lb) na energię elektryczną (przy sprawności 35%):
    0.5 tony/MWh en. elektrycznej

    Przelicznik gazu ziemnego na energię elektryczną (przy sprawności 50%):
    250 m^3/MWh en. elektrycznej.


  5. Energy Content of Fuels (in Joules)

    gallon of gasoline = 1.3×10**8
    AA battery = 10**3
    standard cubic foot of natural gas (SCF) 1.1×10**6
    barrel of crude oil = 6.1×10**9
    pound of Uranium-235 = 3.7 x 10**13
    ————–
    gallon=3.8 litrów
    barrel=baryłka=42 gallons=159 litrów
    pound=lb=0.45 kg
    „**” = „do potęgi”

    —————
    tło – przyjmuję uwagę do wiadomości. w przypadku powtarzających się reklamacji towar chętnie zreperujemy. z drugiej strony może warto poeksperymentować trochę z rezolucją i z wielkością fontów…

  6. Czy wie Pan moze jak policzybc ile
    energi (MWh) jest produkowane w jednego
    kilogram yellowcake a ile z ropy ?
    Dalo by to podstawy do porownania cen roznych zrodel energi.

    PS. Swietnie sie ten blog czyta, ale czy nie dalo by sie zmienic tla na cos prostszego ?

Comments are closed.