Są dwie metody unicestwiania rywala czy uzależniania go od siebie – odciąć mu energię albo odciąć mu żywność. W energii hegemon wyręczył EU wysadzając w powietrze wasalowi jego infrastrukturę przesyłową gazu i poprawiając to sankcjami „na Rosję ”. W żywności wysadzania w powietrze swojej infrastruktury dokonuje sama EU przy pomocy pacynek hegemona.
I tak w zielonym amoku, fanatycy w EU demolują swoje długo hołubione baby jakim była CAP – wspólna polityka rolna unii. Celem oficjalnym CAP-u była integracja sektorów rolnych państw członkowskich, celem eliminacji widma głodu do czego blisko było zaraz po wojnie. Cel ten został osiągnięty stworzeniem w środku Europy, chronionej murem protekcjonizmu, enklawy wysokiej produktywności rolnej. Enklawa CAP-u zapewniała autonomię rolną EU i pod tym względem była sukcesem. Sukces ten okupiony był jednak olbrzymymi kosztami utrzymywania bizantyjskiego systemu dopłat i zawyżonych cen. System pochłania rocznie połowę całego budżetu EU i produkuje wiele żywności, po cenach jednak niekonkurencyjnych na rynkach światowych.
Mimo pojawiających się regularnie sugestii światowych gremiów handlowych i wielu państw spoza Europy – głównie afrykańskich – aby EU otwarła dostęp do swoich rynków rolnych, CAP skutecznie to uniemożliwiał i był zawzięcie broniony przez EU. Powodem tego był drugi, ukryty cel istnienia CAP-u. Była nim pacyfikacja niesfornych i skłonnych do burd chłopów wysokimi dopłatami. To działało. Częste dawniej chłopskie protesty przemieniły się w sielankę i przez parę dekad przekupywani dopłatami chłopi siedzieli cicho.
Problem pojawił się dopiero przy rozszerzaniu EU na wschód. Do unii, z jej hermetycznym rynkiem rolnym w którym pracowało tylko 2% ludności zawodowo czynnej, futrowanej wysokimi dopłatami, dołączyć miała Polska, kraj duży, rolniczy, i ubogi, z wielkimi rzeszami małorolnych chłopów stanowiącymi ponad 21% ludności. Chłop polski, przywiązany do ziemi którą po upadku komuny mógł wreszcie swobodnie władać, do EU wcale się nie kwapił. Bardziej zainteresowana w nim była unia, bo potrzebowała jego głosu w referendum akcesyjnym. Jednocześnie jednak EU miała problem ponieważ nie chciała burzyć swojego CAP-u. Z drugiej strony nie była w stanie rozciągnąć futrowania swoich chłopów na dodatkowe miliony mało wydajnych chłopów w dalekiej Polsce dopłatami równie wysokimi.
Problem rozwiązano kompromisowo i wprost wzorcowo. Chłopów polskich mianowicie zrobiono w konia, ale tak elegancko że nie tylko się nie kapnęli lecz stali się z miejsca fanami EU. Idea była taka: nie możemy dać wam tego co dajemy naszej, 2% populacji chłopskiej bo was jest 21% i byśmy od tego zbankrutowali. Damy wam na razie mniej – dużo mniej – a po pewnym czasie, kiedy wasza wydajność wzrośnie do naszej, to dopłaty wyrównamy. Chłopom polskim, którzy do orłów się raczej nie zaliczali, nikt nie wyjaśnił wtedy że znaczy to tyle iż ich pogłowie musi zostać zredukowane o przynajmniej 90%, zanim tym co się ostaną EU da łaskawie więcej.
Aby jednak słysząc to nie porwali za kłonice i nie potraktowali nimi unijnych negocjatorów, z Millerem włącznie, unia ofertę dla nich osłodziła. Dajemy wam dopłaty dużo niższe od naszych, wiemy, ale za to są to dopłaty super łatwe i dla każdego – automatyczna kasa od hektara. Aby szmal płynął nie musicie niczego robić, wystarczy posiadać parę hektarów. A jeśli ktoś chciałby jednak coś robić to dostanie nawet więcej.
Narkotyk unijnego szmalu za nic chłopów polskich zupełnie rozbroił. Z miejsca zagłosowali w referendum za szczodrą unią rozdającą im żywą gotówkę i reszta jest historią. Pamięta ktoś jeszcze jak polskie flagi z traktorów w mig zniknęły i zastąpiły je unijne kółka z drutu kolczastego na niebieskim tle?
W ten sposób i wilk był syty i owca cała. Referendum przeszło, zadowolone chłopstwo polskie machało radośnie chorągiewkami unijnymi a unijny CAP został zachowany i przetrwał kolejne 2 dekady.
—————————————————
Ten rys historyczny jest konieczny aby zrozumieć gdzie jesteśmy. A jesteśmy w czasach finansowanych przez NGOs zielonych wariatów dla których unijny CAP stał się szkodliwym przeżytkiem minionej epoki. Okazało się że rolnictwo zabija klimat i że trzeba się go pozbyć. Na pierwszy befsztyk ogień poszły krowy które z uwagi na pierdz*nie, pardon me, metanem mają być szczególnie groźne dla planety. Usunąć trzeba jednak nie tylko je ale w ogóle rolników, zwłaszcza w Polsce gdzie ich pogłowie zredukowano tylko o połowę. Potrzeba ziemi na ekologiczne „15-minutowe miasta” przyszłości i szkoda aby ją chłopi marnowali dalej na nierentowną produkcję. Za najlepszą metodę na wyzwolenie się unii od chłopów uznano zredukowanie ich pogłowia do zera. Można tego dokonać bardzo prosto – demontażem CAP-u. Nikt przecież bez dopłat nie będzie w stanie niczego wyprodukować i sprzedać z zyskiem, konkurując z ukraińską pszenicą czy argentyńską wołowiną. Uwolni to od razu wielkie pieniądze idące dotychczas na dopłaty, a zamiast tego dużo taniej będzie można żywność zaimportować. Taka była geneza unijnej decyzji o „otwarciu granic” dla produktów z Ukrainy. To samo przyświecało parafowaniu układu z krajami Mercosur aby stamtąd też sprowadzać tanią żywność. Północna Afryka już teraz zaopatruje pół unii w swoje produkty.
Tragizm protestów chłopskich 2024 polega na tym że ani zdesperowani chłopi ani wspierające ich protest schizofreniczno pro-unijne społeczeństwo nie ma pojęcia gdzie leży źródło problemu i kto jest ich wrogiem. Problem nie leży w „zbożu ukraińskim” które rozsypują, ani nie w skorumpowanych polskich pośrednikach rozprowadzających lewe „zboże techniczne” jako normalne. Żadne „rozmowy” z nie mogącymi nic rządowymi pacynkami też nie mają żadnego sensu.
Problemem jest, jak zwykle, EU!
Rządzące unią elity zostały najpewniej zmuszone lub przekupione nie dającą się odrzucić propozycją do zlikwidowania CAP-u! Nie należy wprawdzie nigdy niedoceniać unijnej głupoty własnej ale trudno w posunięciu tak strategicznie szkodliwym dla jej interesów nie podejrzewać pomocnej ręki amerykańskiego hegemona. Tak czy owak powinno być jasne że świadome rozszczelnienie zamkniętego dotychczas rynku CAP-u przez dopuszczenie do napływu nieograniczonych ilości produktów rolnych spoza niego oznaczać musi koniec CAP-u i generalnie rolnictwa w unii. Otwarcie każdego zamkniętego rynku normalnie go wykańcza. Nie ma znaczenia przy tym czy będzie to Ukraina, Argentyna czy Maroko. CAP is dead.
I to jest, panie i panowie, sedno problemu – na zimno kalkulowany plan podniesienia szlabanów granicznych i patrzenia w drugą stronę.
Gniew chłopów polskich, ponownie wystawionych do wiatru w sposób koncertowy, jest w pełni zrozumiały. Nie tylko nie doczekają się na wyższe dopłaty ale zabiorą im nawet te obecne, a ich samych efektywnie EU wyruguje z gruntu. Nie da im oczywiście sczeznąć marnie, co to to nie. Z pewnością oszczędności z CAP-u starczą na jakiś dochód zastępczy UBI, czy coś podobnego. Ale nie miej wątpliwości – chodzi o pozbycie się rolnictwa z EU. To nie tylko nieproporcjonalnie wiele kosztuje. To także utrudnia okiełznanie społeczeństw na modłę unijnych ideologów i przekształcenie ich w niezdolną do stawienia oporu masę. Kontrolując żywność jest to trywialne.
Rolnicy polscy muszą to w końcu zrozumieć. Swoje protesty wykorzystać powinni w pierwszym rzędzie do zorganizowania się. Taka okazja może się prędko nie powtórzyć. Raz zorganizowani, i wsparci przez myślącą część społeczeństwa, wyjść muszą z jednym jedynym postulatem który się liczy i który ich, i całą resztę, może uratować.
Jest nim Polexit i suwerenność żywnościowa kraju. Z wariatami się nie dyskutuje, od wariatów się wieje.
To miło że temat rolnictwa nadal jest w dyskusji, myślę że z tego co przestawiają popularne media nie sposób się dowiedzieć o co w ogóle chodzi. Niestety, od polityków czy nawet od rolników również nie sposób się tego dowiedzieć! Jęczą, biadolą, umierają na barykadach – ale jasno nie wyłożą gdzie jest problem.
(a skoro nie wiadomo o co chodzi to pewnie o pieniądze)
Ważny fakt – referendum unijne rzeczywiście przebiegło jak Cynik opisuje, gdzie rolnicy z radością zgodzili się na dopłaty od hektara. I było sielankowo, ale w założeniu liczba polskich rolników miała się zmniejszyć z biegiem lat – z 20% do 2% pracujących
Tutaj niestety nic się nie wydarzyło – przez 20 lat rolników ubyło bardzo niewielu, nadal mamy blisko 20%. Średnia wielkość gospodarstwa trochę urosła, ale niewiele – pewnie przez to że powstało ileś tam wielkich gospodarstw które ciągną średną w górę – ale nadal większość to chłopi małorolni.
To brak działania kolejnych polskich rządów jest przyczyną tego stanu rzeczy – rolnikom było dobrze tak jak jest, brali sobie swoje dopłaty i coś robili albo nie, zależnie od tego jak im się chciało, a rząd gwarantował bezpieczeństwo tego modelu biznesowego. Dodatkowym smaczkiem jest KRUS i zwolnienie od podatków – co prawda nieco ukrócone, ale nadal przywileje. Rolnicy nie dali sobie ich odebrać, a rządzący woleli tego nie dotykać bo bali się smrodu który niechybnie by powstał. No i tak dojechali do dziś.
Domyślam się że w centrali UE nie siedzi stado małp tylko ktoś sobie kalkuluje że jednak taki sposób prowadzenia biznesu rolniczego niezbyt się spina i próbują trochę to 'urynkowić’ – ale polscy rolnicy to duży problem bo jest ich nadal za dużo i są już nawet sami dla siebie konkurencją, a co dopiero mówić o jakiejkolwiek konkurencji spoza UE. Może gdyby nie ta unijna i państwowa ochrona (i zaniechanie reform) to gospodarstwa rolne by się w Polsce przekształciły na większe, bardziej efektywne przedsiębiorstwa produkcyjne, a rolnicy małorolni przeszli by do innych zawodów – ale zapewniono im zamiast tego kroplówkę na podtrzymanie status quo bezterminowo więc żadnych reform nie było.
Teraz każda zmiana jest dla nich terapią szokową, stare problemy przetrwały dobrze maskowane dopłatami. No i cała walka o to żeby nadal było tak jak jest, nic nie ruszać, nic nie zmieniać, kasa ma się zgadzać przez następne 20 lat. Pewnie dopną swego, żaden rząd się nie odważy z nimi zadzierać. Unijne rolnictwo nadal będzie dotowane, chyba tylko rozpad UE może to przerwać.
Domyślam się że w centrali UE nie siedzi stado małp
To tylko domysł… 😀 :-D… W każdym razie obserwacja poczynań głównej małpy raczej nie pozwala na jego potwierdzenie…
Myślę że sytuacja zaszła już dużo dalej niż wypowiedź ta sugeruje i że klamka nad rolnictwem unijnym już faktycznie zapadła a to co widzimy to jedynie skutki realizacji powziętej już decyzji. Czas aby w końcu, jak mawia sojusznik amerykański, „face the music”. Nawet dla małp powinno być jasne że CAP (dotychczasowa wspólna polityka rolna EU) i Ukraina w EU to dwie rzeczy ze sobą całkowicie niekompatybilne i że wybór padł na tę drugą. Ochronić swój sektor rolny może jedynie kraj suwerenny, wprowadzając pewne miary protekcjonistyczne tego typu co rozwalany właśnie unijny CAP.
Jest jak jest, socjalizm sam przecież nie otrzeźwieje i nie zmieni kierunku – musi przywalić łbem w betonową ścianę.
Mnie ta sytuacja przypomina polskie kopalnie – ciągle w kryzysie, permanentnie nierentowne – ale była kasa na dotacje z państwowego budżetu więc się w tej swojej niedoli zaczęli całkiem dobrze urządzać. Tylko zadymy trzeba było regularnie organizować żeby czasem rząd nie zapomniał czeku wypisać.
Nie zaprzeczam że rolnictwo jest ważne dla Polski i lepiej jest mieć własnych producentów żywności niż ich nie mieć, ale może rzeczywiście mamy ich nieco za dużo? Jakoś nikt nie potrzebuje żeby 20% społeczeństwa było lekarzami albo naucycielami akademickimi, więc może i nieco mniej rolników zupełnie dobrze dało by radę? A reszta, zamiast jechać na grzbiecie podatników, może mogła by założyć jakiś inny biznes albo pójść na etat na warunkach takich jak inni?
Daleki jestem od bronienia CAP-u, odrażającego socjalizmu unijnego. Ale nazwimy rzeczy po imieniu. CAP był dużą przeszkodą w negocjacjach – zamknięty system CAP-u zderzał się z członkostwem dużego, rolniczego kraju jakim była PL. Ostatecznie skończyło się na kompromisie, w ramach którego PL poniosła znaczne koszty restrukturyzacji swojego sektora rolnego i dołączyła do CAP-u na specjalnych, średnio korzystych warunkach. Z czasem dostosowała się i jako znaczny producent rolny odnosiła z tego wymierne korzyści. Teraz EU jednak jednostronnie niszczy swoje rolnictwo, likwidując de facto CAP. To naturalnie zmienia kompletnie poprzednie kalkulacje o dołączeniu do EU i decyzje powzięte na tej podstawie.
Polska musi zdać sobie sprawę z tego że z podpuszczenia unijnego własnymi rękami rozwaliła już swoją energetykę i swoje górnictwo węgla, zdając się w tej materii na innych. Teraz wasal polski stoi przez kolejnym dylematem. Albo znowu z podpuszczenia EU rozwali własnymi rękami tym razem swój własny sektor rolny, tracąc tym kontrolę nad swoją żywnością, co jest fatalnym omenem na przyszłość, Albo też zdoła się jakoś ogarnąć i wyjść z tego domu wariatów, zachowując swoją suwerenność żywnościową i zyskując inne korzyści z odzyskanej suwerenności.
Tania żywność z krainy na U pozwoli EU na zamortyzowania nadchodzącego szoku inflacyjnego wywołanego odcięciem się od tanich surowców. Tyle, że PL jakby była suwerenna, to wcale nie musiałaby się pozbawiac dostępu do tanich Rosyjskich energetyków i nie musiałaby potem nic amortyzować.
Rozumiem, ale widzę w tym pewien stopień przerzucania odpowiedzialności na UE tam gdzie ona powinna być po polskiej stronie. Piszesz 'poniosła koszty restrukturyzacji’ – ale restrukturyzacja się nie wydarzyła. Nadal jesteśmy państwem gdzie 20% pracuje w rolnictwie, w małych nieefektywnych gospodarstwach. To sytuacja nie do utrzymania, wyobraźcie sobie kraj w którym 20% ludzi to stolarze – jak niby ci wszyscy stolarze mieli by wyżyć ze swojego zajęcia, nawet gdyby robili najlepsze meble pod słońcem? Jedyny sposób utrzymania takiego biznesu to przerzucenie kosztów na pozostałe 80% pracujących i płacących podatki, co właśnie się wydarzyło z rolnictwem. Czy to jest w interesie Polski i samych rolników żeby ten stan rzeczy utrzymywać? Przecież oni będą wymagać tych dopłat już zawsze i trwale nie są w stanie bez nich funkcjonować.
To nie jest bitwa o to czy Polska będzie mieć swoje rolnictwo czy nie, nie dajmy sobie wmasować tego rodzaju bzdur – to jest bitwa o powstrzymanie zmian które dawno temu powinny się już wydarzyć.
nightwatch77 nie do końca można się z tobą zgodzić. Żaden polski rząd nie wiadomo jakiej by nie był proweniencji nie jest tak wielkim samobójcą aby na siłę czy też jakimiś innymi „zachętami” próbował zmienić strukturę polskiej wsi. Przypomnij sobie nieco historii. Nie udało się tego nawet wykonać Bierutowi i jego ekipie, który miał o niebo lepsze warunki socjalno-polityczne dla takich manewrów niż którykolwiek gabinet III RP. Żadna ekipa rządząca nie tylko w Polsce ale i w Europie nie zaryzykuje drastycznych reform strukturalnych jeśli nie zmusi jej do tego kryzys egzystencji samego funkcjonowania państwa jako takiego. Dlatego wszelkie tzw. „wielkie reformy” czy to dotyczące służby zdrowia, edukacji, górnictwa, obronności itd. ogłaszane przez kolejne ekipy dochodzące do władzy, to nic innego jak „leczenie syfa pudrem” czyli dokonywaniem transferów z jednego obszaru mniej zagrożonego kryzysem systemowym do drugiego, w którym właśnie trzeba gasić pożar. Niestety tak wygląda wygląda Bismarkowska „realpolitik” w opozycji do Heglowskiej „politische Philosophie”, która króluje we wszelkiej maści mediach, debatach ekspertów i głowach zdecydowanej większości zjadaczy chleba powszedniego.
Restrukturyzacja wsi polskiej to jest zagadnienie na inny raz. Punkt który podkreślam jest taki że EU jednostronnie narusza uzgodnione warunki naszego akcesu likwidując CAP. CAP-u nie bronię ale jaki by nie był był on warunkiem naszego wejścia. Likwidacja CAP-u, co szczególnie bije w PL, jest IMO argumentem za renegocjacją pobytu w EU.
Jesteśmy jak to stado bydła gnane ku przepaści.Ostatnie wybory tylko to potwierdzają.
Ziemi trochę w spadku posiadam dopłaty za nic nie robienie chętnie biorę (zlecam koszenie i wypas krów sąsiadów za darmo). Czy to jest ok ? czy to jest wolnorynkowe i sprzyja dobremu wykorzystaniu zasobów 😉 ?
Jak dają to brać, jak biją to wiać. Czy jest to wolnorynkowe? W pewnym sensie… ;-D
Czy Polska była krajem ubogim przed wejściem do UE? W roku 1970 GDP per capita = 24 uncje złota [866 ówczesnych $], dla porównania tak Szwajcaria w roku 2023 = 47 uncji złota. Jeszcze taki szczegół Polak [po AGH] ściągał mnie do Kanady [do pracy w górnictwie jako nadzór] i co o tej nowej ojczyźnie powiedział: Jak tam przybyłem to cofnąłem się o lata w rozwoju. Jednak trzeba to zobaczyć z bliska
Czy Polska była krajem ubogim? Oj, była, była. Dużo poniżej unijnej średniej. Ciekawszym pytaniem jest: w jakim stopniu wzrost dobrobytu zawdzięczmy unii, a w jakim stopniu padowi komunizmu. IMHO – 5% : 95%
Wzrost dobrobytu zawdzieczamy w duzej mierze „przepaleniu” rezerwy demograficznej. Poslanie kobiet do pracy plus ich bezdzietnosc to w konsekwencji wzrost ilosci osob pracujacych przy spadku ilosci osob nieproduktywnych. I przez 40 lat to fajnie dzialalo, az przestalo…
Poslanie kobiet do pracy
Kobiety posłał do pracy już komunizm, w ramach równouprawnienia
Moze w miescie. We wsi w ktorej mieszkam niepracujaca kobieta plus 3-4 dzieci to 40 lat temu byla norma. Teraz wszystkie kobiety tu pracuja, a norma to 0-2 dzieci. 3 to rzadkosc.
Znajomy profesor z jednego z lepszych instytutów PAN powiedział mi kiedyś, że z do końca 1989 r z jego instytutu wyjechało do USA na stałe ponad dziesięć osób. Połowa z nich doszła do profesury na amerykańskich uczelniach, co łatwe nie jest. W PRL potrafiono więc kształcić kadry na najwyższym poziomie. Z drugiej strony ówczesny przemysł nie potrafił poradzić sobie z wyprodukowaniem zapalniczki. Było w tej opinii nieco przesady, ale sens był taki że nie potrafiliśmy wykorzystywać umiejętności ludzi, których w Polsce się kształciło. Ale to było w PRL. Czy obecnie kształcimy kadry na najwyższym poziomie tego nie jestem już pewien.
Pamiętam kiedy na pewnej konferencji w NYC w połowie lat 80-tych, w drodze przypadku, spotkała się prawie cała nasza grupa z Politechniki…:-D Nie tyle chodzi o poziom polskich uczelni lecz po prostu o to że ludzie (normalnie) cenią wolność i, z braku laku, głosują ostatecznie nogami. Szczególnie wtedy gdy koncentracja cymbałów w państwie – jak dzisiaj na przykład rządowych podżegaczy wojennych usiłujących ściągnąć tu wojnę, czy „sług narodów” wszystkich innych z wyjątkiem polskiego – zaczyna przekraczać poziom pozwalający podtrzymać nadzieję.
doszła do profesury na amerykańskich uczelniach, co łatwe nie jest – tutaj małe sprostowanie.
Aktualnie „dojść” jest dużo prościej niż w Europie ponieważ „professor” jest tam tytułem funkcyjnym każdego kto uczy studentów. Kończy z uczeniem, kończy się i „professor”. W Europie natomiast profesor jest niemal tytułem szlacheckim, nadawanym dożywotnio (w Holandii – autentycznie przez króla). Różnica zasadnicza polega na tym że w US utrzymać się na pozycji profesora na prestiżowym uniwersytecie (Ivy League + parę innych) jest istotnie trudno ponieważ w bardzo konkurencyjnym środowisku trzeba czymś się wykazać, w odróżnieniu od EU. Chodzi nie tylko o dorobek naukowy ale także organizacyjny – profesor musi umieć ściągnąć granty którymi finansuje rozwój swojej grupy badawczej i doktorantów, czym wykazuje że robi coś pożytecznego, na co istnieje realne zapotrzebowanie ze strony przemysłu.
To chyba pierwszy post ( przynajmniej odkąd czytam Pana bloga) w którym określił Pan z jakiej „ dziedziny” ma doktorat😀
Ja podam swój przykład. Na ćwiczeniach ( matematyka finansowa) Pani doktor uwalila mnie na kolokwium pomimo prawidłowo rozwiązanych zadań tylko dlatego ze zamiast tys używałem k. Kiedy jej wyjaśniałem ze k jest powszechnie używane w branży finansowej to się ze mną wykłócała ze pierwszy raz w ogóle słyszy o tym, ze k oznacza tysiąc😀i ze w ogóle k nie istnieje w branży finansowej, ze ona ma n- doświadczenia w branży finansowej i doktorat. Na oko babka 40 lat całkiem łaska z dupa wyżej niż głowa. Skończyłem na licencjacie bo iść na mgr a potem dalej to na polskie uczelni się nieco brzydziłem. A nawiasem studenci tez nie wiedzieli ze istnieje taki coś jak „k”
https://youtu.be/DgIe4OfL-zo?feature=shared
I to jest ta wlanie K Polska …
Re: Szwajcarii – jeśli biedę mierzysz uncjami złota to raczej posiadanymi indywidualnie per capita. W tej mierze Szwajcarzy akurat nokautują każdy naród w Europie, a pewnie i na świecie. Używanie PKB per capita jest bardziej miarą wydajności. Jako miara biedy nie ma tutaj wielkiego sensu IMO ponieważ nie przekłada się na zamożność obywateli. Nie zdziwiłbym się gdyby socjalistyczne zamordyzmy typu Korei Płn. były w tej klasyfikacji relatywnie wysoko.
Należałoby jeszcze patrzeć na grupy kapitałowe, które prowadzą własną politykę czasami konkurencyjną wobec własnych państw.
https://larouchepub.com/other/1995/2249_windsor_food.html
https://larouchepub.com/other/1995/2249_cartel_companies.html
Problemem Polexitu czyli wyjścia z EU jest to że UE zażąda zwrotu wszystkich dotacji wraz z odsetkami, czyli niby Polska dostała dotację, ale musiała kupić cos niemieckiego i zarobiły Niemcy, to jeszcze będziemy musieli zwrócić UE (Niemcom) co do grosza. Ciekawy system.
Chyba że ktoś będzie miał jaja za stali ale takich w polskiej polityce nie widać.
Ach, strachy na Lachy, skończmy z tą psychozą strachu! Niedługo alternatywą dla eurokołchozu będzie dać się wysiedlić gdzieś na bezludną wyspę, odizolowaną od świata… 😉
Należy zrozumieć że bez propozycji „Polexit” leżącej na stole – nie mówię o faktycznym „wychodzeniu” – nie ma i nie będzie żadnej dyskusji z EU i żadnej zmiany. Naładowany colt leżący na stole sprzyja sensownej dyskusji.
Po drugie, Polexit nie przeprowadzany przez kompletnych idiotów, nie musi i nie powinien być propozycją czarno-białą, i mam nadzieję że w końcu znajdzie się ktoś kto to zrozumie. Są pewne zobowiązania i powiązania które nie muszą i nie powinny zostać przerwane. W szczególności PL jest we wspólnym rynku, i wychodzenie z niego nie jest w naszym interesie. Ale też w interesie EU jest utrzymanie w nim PL. Wszystko ma pewną wartość i kompromis jest możliwy. Szwajcaria ma taki kompromis od lat, niby implementuje unijne nonsensy i płaci przez nos, ale tam gdzie jej nie pasuje to w EU nie jest.
Uprzedzając argument że PL znaczy zbyt mało aby nie odciąć jej kompletnie – ekonomicznie może tak, ale ekonomicznie i geopolitycznie razem absolutnie nie. PL w środku unii, hipotetycznie wychodząca z EU 100% („czarno- biało”, to jest zamykająca drzwi i gasząca światło), byłaby takim cierniem w zadzie EU że nie sądzę aby do tego kiedykolwiek doszło. Dlatego rokowania Polexitowe skazane są IMO na kompromis, zachowujący zasadniczo wspólny rynek, ale uwalniający nas spod unijnej nadbudowy, pewnym kosztem naturalnie.
Niedługo alternatywą dla eurokołchozu będzie dać się wysiedlić gdzieś na bezludną wyspę, odizolowaną od świata… 😉
———
To nie koszmar to marzenie XD
Niestety Sz.P Cyniku osób „po właściwej” stronie, bardzo inteligentnych do, których jak najbardziej się zaliczasz jest w Polsce ( przynajmniej oficjalnie) niezbyt wielu. Element „szantażu” Exitowego miałby jedynie sens, gdyby kilka na raz krajów zobligowało się do wyjścia ze struktur UE, wtedy ( być może ale nie na pewno ) coś by się udało zagrać.
Gdyby Polska( której ludność cywilna jest największym zwolennikiem bytności w tej organizacji) zagrała kartą ” dogadajmy się, bo inaczej wychodzimy” to wówczas decydenci UE poprzez oczywiście dyplomatyczny i pozbawiony kąśliwości język – odparliby to wy-z tym, że nie chodźcie lecz – pierd… i tak dalej. I co wtedy zrobiła by Polska? Ale by była wojna domowa 🙂 finalnie zakończona bezjajecznym pozostaniem i odsunięcia się w jeszcze większy „pozycyjny” niebyt niż ma to miejsce w chwili obecnej.
Bo taka GB, którą co jak co nie można ograniczać jedynie do części europejskiej, patrząc na to, kto jest głową chociażby kontynentu Australii 🙂 wyszła i to faktycznie za sprawą konfliktu być może nie samych rolników ale ich kolegów rybaków, którzy byli tak wk…. na europejską „Égalité”/ która opierała się na zasadzie Brytyjczycy nie mogą robić połowów a np. Francuzi jak najbardziej 🙂 Czy tam inni Holendrzy. To finalnie podsyciło i doprowadziło do wyjścia GB z UE. Oczywiście za sprawą min. dzienniktruków i mieszających się do czego się da Radków Sikorskich próbowano ten proces zohydzić, wpierając, że przecież po wyjściu z UE ich gospodarkę czeka Armagedon. Okazało się, że ci sami dzienniktrucy dziś odnoszą się zgoła inaczej. Że faktycznie może pierwszy okres po Brexitcie był faktycznie kłopotliwy dla tamtejszej gospodarki, ale w dłuższej perspektywie to przyniesie duże korzyści. No któż to mógł przewidzieć 🙂
Co najzabawniejsze najbardziej „skomlało” Londyńskie City, oczywiście inkasując ogromne pieniądze z wahań kursowych między GBP a innymi walutami, płacząc, że ci niedobrzy antyunijni angielscy dygnitarze wykopali swój kraj ze świetlanej perspektywy np. wprowadzenia 75% podatku dochodowego na wzór francuski ( co zresztą chyba kiedyś obśmiewałeś na swoim blogu) i innych. Ha-ha-ha. Jak ktoś prowadził w owym czasie biznes a zwłaszcza w obszarze „regulowanym” w zakresie zarządzania $€ i innymi to wie, że Brytyjczycy (podobnie jak szwajcarzy) wypinali się na unijne regulacje, przymykając oko na nieuregulowanych biznesmenów:) m.in – że o większych dziwach nie wspomnę:) To teraz już nie będąc w UE mogą to robić wręcz bezczelnie 🙂 Na wieki wieków 🙂
To nie koszmar to marzenie – dobry punkt :-D. Chodzi jednak o to aby figury retorycznej nie ciągnąć tak daleko że sami w nią w końcu uwierzymy… Uważam że Polexit byłby tutaj mocnym sygnałem inicjującym pewien proces, i to ten proces zakrojony na parę lat jest najważniejszy. Sygnałem że opcja „nuklearna” jest ostatecznością, ale że bez zasadniczej korekty będzie musiała być rozważona w perspektywie. Tymczasem rozmaici panikarze od razu przechodzą do pasażera z dwiema walizami na pustym peronie…
Element „szantażu” Exitowego miałby jedynie sens, gdyby kilka na raz krajów zobligowało się do wyjścia
Też dobry punkt! Ale zakładam przecież że to nie idioci prowadzą negocjacje. Co w takim razie gdy z projektem „exitu” wychodzi koalicja wyszehradzka? To znakomicie zwiększyłoby szanse!
Ale by była wojna domowa
To jest raczej kwestia IQ populacji… Nie mówimy tu jednak o pędzeniu przemocą większościowego stada pro-unijnych kotów w kierunku innym niż chcą. Jeszcze trochę a więcej ludzi przejrzy w końcu na oczy. Wojna domowa z kolei wydaje się bardziej prawdopodobna w przypadku odwrotnym – gdy nic się zmieni i wentyl bezpieczeństwa jakim byłby Polexit nie zadziała…
„Niedługo alternatywą dla eurokołchozu będzie dać się wysiedlić gdzieś na bezludną wyspę, odizolowaną od świata… ”
A jest gdzieś na tej planecie takie miejsce? (nadające się do życia) 🙂
Przydaje się w tych dylematach „teoria 6 flag” globalnego zdywersyfikowania się, którą zajmujemy się w TwoNuggets Newsletter. Jednego idealnego miejsca może nie być, ale z pozostałych da się zebrać rozsądny miks. Niektórzy docenią to dopiero po pójściu w kamasze… 😉
Jest. I nawet mozna tam dostac za darmo posiadlosc:
https://biznes.interia.pl/nieruchomosci/news-na-swiecie-rozdaja-domy-za-darmo,nId,4011764
Inna wyspiarska propozycja dotyczyła skrawka ziemi na Pacyfiku – Pitcairn. Jest to podupadająca kolonia brytyjska, obecnie zamieszkana przez niespełna 50 osób, które postanowiły zrobić casting na sąsiadów. Aby zainteresować swoją ofertą mieszkańcy Pitcairn rozdają za darmo ziemię. W związku z położeniem geograficznym jest to miejsce, gdzie temperatura nie spada poniżej 17 stopni. Byłby to więc raj na ziemi, gdyby nie fakt, że na wyspie istnieje tylko jeden sklep. Otwierany jest on trzy razy w tygodniu. Jeśli ktoś chce zamówić jedzenie z Nowej Zelandii, odległej od Pitcairn o 300 mil, może to zrobić cztery razy w roku. Może właśnie dlatego w trakcie ostatniego naboru znalazł się tylko jeden śmiałek. Nie pomogło nawet to, że na wyspie jest elektryczność i można korzystać z internetu.
Co do „mieszkania” za darmo (w sensie rzeczownika, nie czasownika) to rozmaite okazje za $100 czy €100 pojawiają się i w Europie, i w USA. Zważywszy na całą resztę rzeczy w cenie nie ujętych, kolejek nie zanotowano. Tutaj na przykład mamy willę w prestiżowym (dawniej) miejscu w USA za jedyne $100, jakby ktoś reflektował…
W przypadku Polski Cyniku chodziło o coś innego. O ile opisywany przez ciebie mechanizm działania jest dobrze i trafnie opisany to sprawa ma drugie dno. I to drugie dno w mojej przynajmniej skromnej ocenie pokazuje nieco bardziej przejrzyście faktyczny powód, który ewoluował do obecnych antyunijnych protestów aczkowiek one to tez nic więcej niż propagandowa gra chłopów na która łatwo można dać się nabrac IMO.
Odniosę się w tym przypadku do Polski w głównej mierze. Okres komuny do momentu jej rozpadu aż po moment integracji z UE i systemem dopłat tak naprawdę niewiele dla statystycznego chłopa zmieniał. Tu wcale nie chodziło o mechanizmy regulacyjne. Ba! Nawet po ich zaimplementowania można było dalej bez większego problemu „robić swoje” czerpiąc dodatkowo kasę z mniejszych w stosunku do zachodu ale wciąż dodatkowych dopłat. Taki sobie bonusik na waciki dla rolnika.
W przypadku Polski wcale nie zawinił hegemon, regulacje UE, które przecież można było co do zasady „ olać” czy też inne tajemne czarne siły 😀
Ja raczej problem widzę problem w takich „zjawiskach”
– myślenia „po Polsku”
– polskiej kulturze „ jeżeli somsiadowi złamie się noga to mnie się będzie lepiej chodzić” lub tez „ jeżeli somsiadowi zachoruje krowa a najlepiej zdechnie to moja będzie więcej mleka dawać”
– polskiej głupocie przejawiającej się niesamowita krótkowzrocznością bazującej na tzw „ kozietulszczyznie” tutaj w wymiarze rolniczym
– polskiej zawiści
– polskiemu poczuciu wstydu
Nie ma sensu szukać wroga zewnątrz kiedy największy gnieździ się w swoim własnym gniazdku.
Począwszy od „ głębokiej komuny” do momentu plus minus 2010 roku polski chłop miał się całkiem niezle nawet dysponując tymi kilkoma hektarami. Tu kurki tam świnki tam krówki, rożnej maści owoce rosnące wszędzie, superekologiczne konie, te tzw areały ziemskie to raczej tylko po to żeby zboża głównie uprawiać, może jeszcze ziemniaki główne po to żeby świnie miały zjeść co na lunch 😀, łąki dostarczały siano, dość dobrze funkcjonował barter, nawet chłopy za bardzo ze sobą nie konkurowali mając w głowie zaszczepione przyzwoite skądinąd jeżeli porównać je do dzisiejszej kapitalistycznej rzeczywistości przykazania handlowe towarzysza Lenina 😀 także jak miałeś nawet te 2-3ha i umiejętnie tym zarządzales to wysłanie piątki dzieci do szkół z internatem zapewnienie im utrzymania a później to samo na studiach nie było wielkim problemem. I tak oto dość spora cześć ludności Polski dysponowała małymi firmami z kodem PKD „działalność rolnicza” ale tak tego wtedy nie nazywano co by nie trzeba było sprzątać w duchu tow. Lenina plugastw biurokratyczno-kapitalistycznego jakie widzimy w dzisiejszej „wolno(dosł)rynkowej Polsce i to wszystko bez superwydajnych kombajnów itd ludzie robili to wszystko ręcznie młócąc kłosy własnymi rękoma. Chłop to był podwójnie zadowolony, bo mógł się w polu bezkarnie nachlac a utyrana małżonka nie miała sił by wszczynać awantury.
Potem się ZSRR rozpadł i się powoli zaczęło aczkolwiek dalej ładnych naście lat za 1kg porzeczek sprzedawanych w skupach można było kupić 1-4 litry benzyny. Jednak ktoś genialny za oceanem wpadł na super pomysł by jak przystało na potomka dzieci kwiatów przy użyciu pewnych substancji nierzadko wyznania mojżeszowego by nakręcić kilka reklam jak to alchemiczny czarny wywar pozbawiony niestety „magicznych” właściwości liści koki, kilka aromatów, kofeina, niszczący zęby kwas fosforowy i tyle mniej lub bardziej przetworzonego cukru ze trzeba ładować niemałe ilość regulatorów kwasowości, czarny jak diabeł, przyjazny dla cukrzyków magiczny napój o handlowej nazwie pepsi/coca cola jest zdrowszy od ohydnych i niezdrowych przecież naturalnych i w pełni ekologicznych soków z porzeczek 😀 to wszystko agitowane tańczącymi paniami o ciemnym zabarwieniu skory i muzyka w rytmie coco-jumbo wtłaczane dzień i noc w ślepka polskiemu obywatelowi przy coraz to lepiej rozwijającej się technologii odbiorników telewizyjnych. To się nie mogło nie udać 😀 jak cena porzeczek przy „racjonalnej” podaży drogiego greenbacka wynosiła 3-4 zł tak na skutek tańczących przed telewizorem Pań zaczęła momentalnie spadać nawet do kilkudziesięciu groszy jednocześnie powodując na korzyść Stanów Zjednoczonych Ameryki obrzydzenie posiadania przez obywatela RP owych porzeczek a i powodując u konsumenta świadomość ze picie owych soków do wstyd, zacofanie i prostactwo, które należy jak najszybciej wyeliminować z życia społecznego a dodam, ze w owych biblijnych czasach porzeczki mieli wszyscy i chłopy i klasa średnia a i nawet dyrektorzy mniejszych lub większych biznesowych (jeszcze wtedy polskich ) molochów. Dlaczego ? Bo to się opłaciło każdej ze stron oczywiście poza przebiegłymi korporacyjnymi cwanymi lisami zza oceanu 😀potem poszły świnie,kury,krowy co popadło a i ci oderwani od pługa po nobilitacji społecznej zaczęli pogardzać tymi rolnikami z nizin w myśl zapomniał jak cielęciem był kiedy zaoferowano im prace w nowoczesnych zagranicznych firmach za 1/5 tego co mogliby dostawać gdyby ocalili swój rynek. Brać od chłopa mliko?ziemniaki etc? Dać chamowi zarobić ? Niech się wali.
Jakoś dziwnym trafem Holendrzy ojcowie założyciele UE i słynący z nowoczesności nie dali sobie wcisnąć tego kitu 😀 bo pierdzacych tam krów pod dostatek.
Ten sam mechanizm stosowany jest wszędzie! Oczywiście przez nikogo innego jak przenajświętszego sojusznika naszego. Szczególne jaja dotyczą lobbystów w sektorze zbrojeń z LMT którego akcje rosną jak drożdże ( przy $80 nawoływałem do ich zakupu) na pierwszy rzut wykopali ze stołka Romualda Szeremietiewa a potem zrobiły to jeszcze raz ale już na innym stopniu tęczowe Dorotki 😀gen. Skrzypczak tez poszedł pod ogień, nawet go próbowano zrobić wrogiem narodu, zdrajcom i wsadzić do więzienia za korupcję😂😂😂 szerzej o tym tutaj
https://jedenasteniepszekaj.wordpress.com/2024/04/02/wpis-nr-5-wojna-polsko-rosyjska-czyli-walka-pacana-z-gigantem/
I tak oto Wujek Sam osiągnął swoje a teraz wysyła swojego najukochańszego sojusznika na szarże kawalerii polskiej na rakiety hipertoniczne 😂
Polish jokes! Krugom Durak
W szczegóły nie wnikam, ale powtórzę tezę główną – EU świadomie rozmontowuje CAP, niszcząc tym zasadniczo swoje własne rolnictwo. Z dużym prawdopodobieństwem hegemon macza w tym palce bo osłabia to EU a jego holdingi nie mają jak wywieźć zboża z Ukrainy.
W konsekwencji jedyną metodą zachowania rodzimego rolnictwa i bezpieczeństwa zywnościowego kraju jest katapultowanie się z tego domu wariatów jakim stała się unia.
Nie wiem za bardzo jak to wyglada w detalach w krajach o tzw „ciepłym” klimacie typu Hiszpania, Włochy, Grecja czy Chorwacja bo co do zasady to tam przywiązanie do „ swojego” jest dość duże.
W poprzednim wpisie dobrze opisałeś sytuacje rynku rolnego Ukrainy. Ja od siebie dodam, ze w przypadku rozpoczęcia „operacji specjalnej” na Ukrainie obowiązywał i wciąż obowiązuje stan wojenny a nie stan wojny. To bardzo zasadnicza różnica. W stanie wojennym państwo wiadomo zyskuje dodatkowe uprawnienia w zależności od ustawy ale ogranicza się de facto co do „ godzin policyjnych” z grubsza to max no chyba ze ktoś niepokorny jakaś dywersję będzie chciał zrobić to po to ten stan się wprowadza, żeby bezpieczeństwo wewnętrzne usprawnić i zapewnić w teorii przynajmniej. Natomiast stan wojny, wojny którego mimo jej niedawnego oficjalnego wypowiedzenia przez FR w statusie UA nie ma dawałby możliwość prezydentowi Żelenskiemu całkowita kontrole nad aktywami obywateli, arealami ziemskimi i wszelkim zyskom z nich płynących co by było nawet konieczne w przypadku trudnego ekonomicznej sytuacji UA. Z tym nie nie chce tego nikt zaczynajac od samych Ukraińców, którym się nie pali nie dość ze bezsensownie ginąc ( co opisuje gen. Skrzypczak ) to jeszcze oddawać swój mniejszy lub większy majątek JAKIKOLWIEK. Gdyby zrobić referendum w trybie błyskawicznym „ Czy jesteś za wprowadzeniem stanu wojny na terytorium UA” wynik na „ NIE” sięgałby pewnie blisko 80-90 proc. Począwszy od najbiedniejszego acz szczęśliwego przed wojna chłopa a zakończywszy na oligarchach. Już widzę ta radość holdingów zagranicznych w momencie ogłoszenia ewentualnego stanu wojny uprawniającego UA do położenia łapy na czymkolwiek co się znajduje na terytorium tego kraju. O ile wujek Sam w pierwszych dniach może jawnie by nie ogłaszał swojego stanowiska, ale z czasem okazałoby się, ze to całe „wsparcie” w postaci kasy,żywności, ze nie mówiąc już o wyposażeniu żołnierza, której ów żołnierz to za bardzo jeżeli nie powiedzieć w ogóle nie widzi a jeżeli widzi to musi za to zapłacić pomimo, ze to „darmowa” pomoc i zbrojeniach nie wspominając zostałaby w cudowny i magiczny sposób odpowiednio opóźniona, jeżeli nie powiedzieć „ zablokowana” a i prezydent UA podejrzewam długo by się nie nacieszył czymkolwiek gdyby ów stan wojny tam wprowadzić.
„ Zachodnie media z polskim sługusem na czele ” tak ochoczo opisują jaki to zły prezydent FR jest ze zakazuje używania przez samych Rosjan terminu wojna pod rożnego rodzaju groźbami, kiedy na Ukrainie nikt specjalne się nie kwapi do wprowadzenia owego stanu wojny i zniesienia obowiązującego stanu wojennego. Ciekawe skąd ta hipokryzja 😀
UE chociaż domem wariatów można pełnoprawne nazwać można a nawet trzeba to jednak nie zarządzają nią wariaci, którzy przecież dobrze wiedza co robią a i przecież sam hegemon wyprzeć się nie może tego z jakiego kontynentu pierwotnie pochodzą pokolenia obecnych a i przeszłych i przyszłych włodarzy tego całego bałaganu będącego jedynie nanoziarenkiem w szeroko pojętym kosmosie opartym prawdopodobnie na tych samych schematach zarządzanych i planowanych przez „dobrych duszków” o być może nieco odmiennym wyglądzie acz tak samo złośliwym charakterze 😀
Niestety Cyniku masz rację, na pełną skalę idzie demontaż CAP-u ponieważ kosztuje ponad połowę UE budżetu a Niemców już nie stać na utrzymywanie unijnego molocha. Tym bardziej, że ich przemysł powoli zaczyna ewakuować się do krajów, gdzie ceny i dostawy energii są stabilne i przystępne. Zasada jest stara jak świat jak nie masz skąd wziąć dochodów musisz ciąć koszty. Moloch unijny musi mieć pieniądze na rozdawnictwo, żeby utrzymać obecny terytorialny stan posiadania. Bez dotacji i surogatów w stylu KPO jego dalsze istnienie staje pod dużym znakiem zapytania. W dalszym ciągu jest sporo krajów, które można jeszcze mamić iluzją rozwoju, skokiem cywilizacyjnym i przynależnością do „złotego miliarda”. Przy okazji sprzedając bajeczkę a nadchodzących ze wschodu watahach złych orków.
Dopiero po zdaniu sobie sprawy ze świadomego procesu demontażu CAP, i tego konsekwencji, widać jaką bandą półgłówków jesteśmy jako naród, reagując tak jak reagujemy… Oczywiste jest że w interesie narodowym jest utrzymanie suwerenności żywnościowej, wsparcie własnego rolnictwa i utrzymanie własnej produkcji, bez względu na wariactwa eurokołchozu. Nie jest to kwestia ekonomicznej opłacalności ale narodowego bezpieczeństwa. Ale drogą do tego może być tylko odebranie utraconej na rzecz EU suwerenności, zaczynając od usunięcia rządu unijnych wasali i zastąpienie go rządem reprezentującym interesy narodowe, a na Polexicie ewentualnie kończąc. Tymczasem obecnemu rządowi poparcie, zamiast leżeć na dnie i kwiczeć, rośnie a chłopi „walczą” ze społeczeństwem metodą robienia korków i blokad na autostradach. Nie widziałem jednego traktora z plakatem „Polexit” co wskazuje na mierny poziom świadomości chłopów, znowu nie rozumiejących jak ich robią w konia.
Od jakiegoś czasu mam nieodparte wrażenie, że ludzie którzy sprawują władzę w Polsce, bez względu na opcję polityczną przez swoje zachowania, działania oraz świadomość lub raczej jej kompletny brak zachowują się identycznie jak rzekoma elita XVIII wiecznej I RP. Czym w zasadzie różnią się panie i panowie prezentowani na ekranach telewizorów i monitorów od ówczesnych Branieckich, Potockich, Rzewuskich i innych podpisujących traktaty rozbiorowe? Chyba jednak prawdą jest komunał, że naród, który niczego nie uczy się z własnej nie mówiąc już o cudzej historii, ciągle musi sobie nabijać guzy na tych samych wykrotach.
Jak najbardziej… Są tylko małe różnice – rządy nie płacą magnatom bezpośrednio ale pośrednio – przez NGO i przez ponadnarodowe korporacje korupcyjne jak KE o PE. Jakiego MEP-a na przykład nie skorumpuje do szczętu wysokość jego miesięcznego uposażenia?
no bez przesady, gdzieś tam nieuważny dziennikał zamieścił przez zapewne nieuwagę zdjęcie na traktorze z napisem o putinie co to miał przyjsc i zrobić porzadek z rzadzacymi i z unią , pojechano potem po człowieku i protestujacych ostro, jak kazali
Nie o to chodzi. Protesty chłopskie są w pełni uzasadnione i oczekiwane. Ale widać po nich że chłopi, jak i sympatyzująca z nimi populacja, nie rozumieją niczego. W wyniku czego ujadają pod niewłaściwym drzewem.
Chodzi o to że jeśli system zabiera ci, planowo i z wyrachowaniem, twoje miejsce na ziemi i warsztat pracy zarazem, to czas jest usunąć ten system bądź z niego wiać. Jeśli usunięcie systemu nie jest opcją to pozostaje exit, tyle chyba jest jasne. Rząd który tego nie rozumie trzeba usunąć w pierwszej kolei i zastąpić takim który to zrozumie. Powtarzam – jedynym chłopskim postulatem, podchwyconym przez myślącą część społeczeństwa, powinien być Polexit. „Negocjacje” z nie mającymi nic do gadania krajowymi klaunami, rozsypywanie zboża na granicy czy robienie korków na autostradach są po prostu żałosne. Lepiej oszczędzić na to diesla.
Może jest czas na KOR – komitet obrony rolników i powtórkę ze zrywu Solidarności? Proponowałem dołączenie się do Brytoli i wspólny exit parę lat temu. Byłoby i łatwiej i raźniej.
Jacy są Polacy to od lat wiadomo, mogę dla porównania napisać jakimi durniami są i byli ludzie z UK, FRA, GER lub CHF. Głupota tambylców aż boli.
Dobry komentarz jednak poproszę o wykreślenie, z listy polskich grzechów, naszych Bohaterów spod Somosierry, walczących pod dowództwem Jana Kozietulskiego. Jak ważne to było zwycięstwo dla gnębionych przez Hiszpaniostan narodów w Ameryce Południowej?
Po tym jednym ciosem bandyckie i złodziejskie państwo konkwiskadorów legło w gruzach. Powstały nowe wolne kraje a Indianie przetrzymywani u Missiones [tamtejsze obozy kon.] mogli w końcu wrócić do siebie. Bojownicy o wolność Ameryki Południowej [tacy ojcowie założyciele] są dla Latynosów największymi bohaterami a wszystko się zaczęło od garstki polskich Swoleżerów…
Zostało jednak trochę naszego rolnictwa , wystarczy na OLX wpisać „Mleko o Krowy” i tam pojechać, zaprzyjaźnić się z tymi co „żywią i bronią”. Nabyć wszystko co oferują. I w ten sposób wesprzeć rodaków, jakimi by oni nie byli. Prawie wszyscy lekarze tak robią. Ciekawe dlaczego?
W Polsce istnieje partia „PolExit” głosząca od kilku lat wyjście z EU. Niestety z małą ilością członków, bez funduszy, bez dostępu do mediów, zamilczana na śmierć, nie ma szans.
Powinni napisać wniosek o unijną dotację w ramach programu zapobiegania społecznemu wykluczeniu .
Niestety Polacy nadal dzielą się na tych za PiS i tych za KO. Z kolei Polacy uważający się za „niezależnie” myślących wybierają „Trzecią Drogę” do Trzeciego Świata!