Ucieczka z PPK. Po 20 latach odstawianej zgodnie przez POPiS szopki z reformą emerytalną, i po utracie znacznej części zgromadzonych wkładów, Polacy zaczynają mądrzeć. Być może lata naszego rzucania grochem o ścianę mają w tym jakiś udział. Najnowsza ankieta IBRIS ujawnia że Polacy masowo wypisują się z PPK, które są PiS-owskim substytutem rozkradzionych przez rządy POPiS-u OFE. Nie rozkradzione ich resztki jeszcze się gdzieś kołaczą, z rządem niepewnym co z tym robić. Jedno jest pewne – że nie wrócą one nigdy do swoich prawowitych właścicieli w formie czystej gotówki którą mogliby sami zainwestować z myślą o swojej emeryturze tak jak tego chcą i tam gdzie chcą. Co to to nie, socjalizm trzyma się mocno.
Optymizmem napawa fakt że 79.2 proc. badanych przez IBRIS deklaruje że nie przystąpiło do PPK. Dane PFR wskazują na podobną skalę zjawiska – z PPK wypisało się dotąd ok. 72 proc. Polaków. A miało ich być tam dużo więcej, wg rządowych planów. Rząd Morawieckiego robił wszystko aby ich fortelem zwabić, automatycznie ich zapisując i trzymając w PPK na zasadzie: a może zapomną się wypisać. Z wypisaniem bowiem wiązała się pewna fatyga pisania podania, z pasywnym siedzeniem zaś nie. Polacy to przejrzeli i gremialnie wypisali się najszybciej jak tylko mogli. Najśmieszniejsze jest że eksperci z IBRIS-u dotychczas nie mają bladego pojęcia dlaczego tak się dzieje. Nie rozumieją też z tego wiele kręcący się zawsze przy sprawach emerytalnych profesorowie SGH, od Góry począwszy a na Chłoń-Domińczak kończąc.
Otóż Polacy uciekają z PPK bo jeszcze mogą! That’s it. Fool me once, shame on you. Fool me twice, shame on me. Raz się sparzyli i drugi raz błędu nie powtórzą. Morawiecki musiał zostawić taką furtkę bo w przeciwnym razie nikogo by do PPK nie złapał. Kolektywna pamięć rozkradzenia OFE jest zbyt świeża. Pytaniem otwartym jest tylko jak długo jeszcze furtka ta pozostanie otwarta a udział w PPK nie będzie obowiązkowy. Rządowi w finansowej potrzebie potrzeba szmalu za wszelką cenę. „Polskim Wałem” brutalnie wyciska każdy grosz z populacji. Kto zaręczy że zmiana statusu PPK na program obowiązkowy nie jest następna w kolejce? Populacja się w końcu nauczyła że każda suma pieniędzy zostawiona w zasięgu rządu w problemach nie jest i nigdy nie będzie bezpieczna. Wcześniej czy później podzieli ona los OFE które dużo lepiej niż szczepionka Pfizera uodporniły populację na rządowe obietnice „twoich pieniędzy” i „oszczędzania na twoją emeryturę”, zwłaszcza na tę „pod palmami”. Nawiasem, wariant emerytury pod palmami może jeszcze powrócić. Pewne afrykańskie bantustany z kosztami ogrzewania zero mogą być wkrótce atrakcyjniejsze dla polskiego emeryta niż astronomicznie drogi gaz w rusofobicznej ojczyźnie i 8% inflacja.
Populacja więc najwyraźniej mądrzeje. Nie wypisuje się z PPK dlatego że się te OFE-bis przypadkowo opłacały w ostatnim roku. Wypisuje się dlatego że myśli i pamięta pierwsze OFE. Swoich emerytalnych centów w polu rażenia rządu drugi raz nie zostawi. Warunkiem odłożenia czegoś na emeryturę jest samodzielne inwestowanie swojego kapitału, poza zasięgiem rządu. Jeśli wierzyć ankiecie, tego zdania jest nadspodziewanie duża bo aż 70% większość respondentów IBRIS. To że rząd zmusza pracodawców do dorzucania się do PPK jest po prostu wymuszoną kradzieżą nie swoich środków. Kradzione jednak nie tuczy. Pytanie jak długo przedsiębiorcy, walcowani już „Polskim Wałem”, będą chcieli i mogli to tolerować. Agitująca z niejasnych powodów za PPK funkcjonariuszka IBRIS nic z tego nie rozumie, widząc gdzieś „nawet 7.5 razy więcej zysku” w PPK niż przy inwestowaniu samodzielnym. O inwestowaniu w co konkretnie już się nie dowiadujemy, ale na pewno nie był to Bitcoin… To że rząd dopłaca do PPK przyspiesza oczywiście proces gromadzenia kapitału. Nie jest to jednak żaden „zysk”, to po pierwsze. Po drugie – nie wiadomo jak długo będzie to jeszcze robił. Po trzecie wreszcie, i najważniejsze – co komu po kapitale którego ruszyć nie może a który rząd zawłaszczy przy pierwszej nadarzającej się okazji? Dużo lepiej jest mieć coś – cokowiek – ale poza zasięgiem rządu.
PPK nie po to powstały aby w poszukiwaniu najlepszych zwrotów przyszły emeryt mógł inwestować na najbardziej perspektywicznych rynkach. Powstały aby socjalizm w Polsce miał się dobrze, aby państwo mogło za pieniądze emerytów błaznować w charakterze państwowego kapitalisty, z państwową podróbką Tesli i z Morawieckim w roli Muska. PPK powstały nie po to aby więcej państwowych spółek generowało więcej zysku dla przyszłych emerytów ale po to aby generowały więcej miejsc w radach nadzorczych dla przyjaciół króliczka. Powstały nie po to aby chronić aktywa emerytów przed świszczącą w uszach, 8%-wą obecnie inflacją, lecz po to by wspierać słabnącą krajową walutę przed jej dalszą degradacją. Powstały w końcu nie po to aby inwestorom polskim zapewnić bezpieczeństwo szerokiej globalnej dywersyfikacji ale przeciwnie, aby większość siedziała w polskiej walucie i polskich aktywach, ze wszystkimi jajkami w jednym emerytalnym koszyku, co wcześniej czy później doprowadzi do katastrofy podobnej do tej jakiej doznały OFE w 2008.
Ale jest jeszcze jeden aspekt ucieczki populacji z PPK o którym nikt nie mówi i z czego ona sama nie zdaje sobie najprawdopodobniej jeszcze sprawy… (więcej dla abonentów TwoNuggets Newsletter).
Trochę offtop, ale pozwolę sobie przekopiować znaleziony gdzieś w sieci komentarz dot. AU/stóp proc.:
„Będąc zadeklarowanym zwolennikiem złota napiszę szczerze – złoto, w ujęciu dolarowym, w średnim terminie będzie na sporo niższych poziomach. Jeśli nie będzie jakichś nieprzewidzianych światowych turbulencji to czeka nas, od połowy 2022r zacieśnianie polityki pieniężnej przez FED i cykl wzrostu stóp procentowych. Co to oznacza dla surowców, w tym złota, wiadomo. Owszem, nastawiam się na zakupu pięknie błyszczących krążków, ale zdecydowanie nie teraz. Czeka nas, przynajmniej pozorowana, walka z inflacją. Stopy w Polsce w ciągu najbliższych 6-7 miesięcy to pomiędzy 2% a 3%, kto wie czy nawet nie powyżej 3. W przypadku odczytów inflacji dwucyfrowej – do końca 2022 – 5%. FED identycznie zacznie ograniczać inflację w USA choć zacznie od kosmetycznych (w porównaniu do Polski) wzrostów stóp procentowych. Rozpoczął się okres, mniejszego czy większego, „podrożenia” pieniądza i przynajmniej częściowego odejścia od ultraluźnej polityki pieniężnej. Możecie sobie wydrukować ten komentarz i wrócić do niego w czerwcu-lipcu 2022r. Koniec bumu na nieruchomości, droższy pieniądz, niższe poziomu na AU i AG, niższe poziomy na giełdach, początek realnej recesji gospodarczej poprzez odcięcie gospodarki od ultrataniego kredytu.”
W sumie to ostatnie zdanie oddaje istotę komentarza.
Zgodnie z zasadą powstania przychodu powstaje on w momencie otrzymania (postawienia do dyspozycji podatnika) świadczenia. Zatem w przypadku składki na PPK dopiero w dniu opłacenia składki finansowanej przez podmiot zatrudniający podatnik uzyskuje przychód.
Jeżeli płatnik po dokonaniu świadczenia w postaci wpłaty z własnych środków na konto podatnika w PPK, nie ma w tym miesiącu z czego pobrać zaliczki należnej od wartości tego świadczenia (po tym dniu nie dokonuje już żadnej wypłaty pieniężnej na rzecz podatnika), to zaliczki nie pobierze.
W takiej sytuacji, przychód pracownika z tego tytułu płatnik doliczy do przychodu ze stosunku pracy (umowy zlecenia) wykazywanego w informacji PIT–11 za rok, w którym pracownik otrzymał ten przychód.
W takim przypadku u podatnika może wystąpić konieczność dopłaty podatku w rozliczeniu rocznym. I tu jest pies pogrzebany
„Warunkiem odłożenia czegoś na emeryturę jest samodzielne inwestowanie swojego kapitału” – patrząc po otoczeniu to nieco słabo to wygląda. „Inwestowanie” polega na zmianie wózka czy lepszych wczasach. Jeżeli:
a/ ktoś zdaje sobie sprawę, że trzeba to inwestować, a nie przepić i
b/ potrafi/chce zająć się inwestowaniem
to i owszem – teza jest prawdziwa.W przeciwnym wypadku czy kupi lepsze opony czy przepali w PPK czy agencji – nie robi różnicy. Konsumpcja.
a) Zgodnie z ankietą zdaje sobie z tego sprawę 70% społeczeństwa. Nawet jeśli jest to wynik zbyt może optymistyczny to i tak dużo lepiej niż było. Reszta która nie zdaje sobie z tego sprawy musi mieć, sorry, IQ naprawdę niższe niż temperatura pokojowa i nią się rząd nie powinien zajmować. Pociecha dla budżetu z ich PPK będzie niewielka a rząd i tak będzie musiał ich żywić na emeryturze. A że na nic więcej minimalny zasiłek nie starczy to cóż, przynajmniej nie będą nakręcali inflacji…
b) Tutaj chodzi o zasadę, nie o jej faktyczną implementację. Zasadą tą jest że państwo zapewnia równe boisko i pilnuje reguł gry, ale nie bierze w niej udziału. To obywatel zasadniczo sam jest odpowiedzialny za zainwestowanie swoich emerytalnych centów NIEZALEŻNIE od państwa i poza nim. Nie znaczy to że musi fizycznie grać inwestora, dokonywać transakcji i monitorować portfel. Jeśli nie czuje się na siłach czy nie ma czasu to zadanie to zleci profesjonalnemu managerowi który będzie więcej niż chętny zadania tego się podjąć. Typowo kompania ubezpieczeniowa czy bank zarządzające planem emerytalnym oferują kilka ogólnych opcji i od klienta wymagana jest jedynie decyzja którą wybrać.
Ja dla odmiany napiszę o magistrach inżnierach 😉 Mój kolega, właśnie mgr inż. zapisał się do PPK i bardzo sobie chwali, bo dzięki dopłacanej składce od pracodawcy stan jego konta jest na plusie. Oczywiście gdyby brać pod uwagę tylko składkę pracownika, to już tak różowo nie jest. Oczywiście clue zagadnienia jest, czy kiedykolwiek odzyska zgromadzone środki 😉 Ale on jest trochę za młody, żeby pamiętać obiecanki z OFE.
Jak tylko usłyszałem o PPK, to bez zagłębiania się w tematykę dałem temu shitowi bana od razu. Swego czasu musiałem(chyba) odbyć razem z grupą osób zatrudnionych w firmie agitkę o PPK, którą prezentowała pyskata prelegentka. Zdaje mi się, że do takich pogadanek były wybierane osoby o specjalnych cechach charakteru. Dwie rzeczy, które zapamiętałem:
1. Że na emeryta powinno pracować 10 osób – od razu stwierdziłem, że to bzdura, bo na emeryta powinien pracować samojeden emeyt. Inaczej wnuki dzisiejszych rodziców nie nadążą z robieniem dzieci.
2. Że prelegentka przyszła zrobić agitkę pro publico bono i nikt jej za to nie płaci. Jednocześnie na koniec prelekcji podała listę sponsorów agencji, w której jest zatrudniona czy z którą współpracuje… Dżizas.
Ale ogólny odbiór prelekcji i entuzjazm do przedstawianych cudów był wśród koleżeństwa bardzo niski.
Z tymi wpłatami rządu to nie jest tak, że jak dochodzi do wypłat to oni tą swoją część zabierają?
Nie sądzę. Problem jest jednak taki czy w ogóle dojdzie do wypłat… 😀 😀
Prawdopodobnie skończy się to dokładnie tak jak OFE. To jest, najpierw przy lada pretekście rząd zawiesi dobrowolność, oczywiście „czasowo”. Potem ogłosi że żadnych wypłat w całości nie będzie lecz że wypłata musi być w postaci ciągu wypłat miesięcznych rozłożonych na lata. A na końcu odkryje że skoro ZUS to robi tak czy siak to najwygodniej salda PPK przeliczyć jakoś (w innym przekręcie) na wirtualne salda ZUS-u i niech ZUS wypłaca wszystko razem.
„Jeśli poświęciłeś 13 minut rocznie na naukę ekonomi to zmarnowałeś 10 minut”. – Peter Lynch. Zaczynam rozumieć jego słowa jako że od roku inwestuje w krypto. Jak ktoś ma tytuł profesora z ekonomii to jest dal mnie wyedukowanym głupcem i omijam takich z daleka. A największy szok to przeżyłem kiedy na pierwszym roku władowali mi ekonomie kiedy studiowałem Współczesną Wojskowość w Menchesterze. Po wykładzie podszedłem do profesora, grzecznie się przedstawiłem i powiedziałem mu że z mojego polskiego punktu widzenia to on wykłada ekonomię Marksistowską. Uśmiechnął się i rozłożył ręce w geście rozpaczy. Co począć, taki mamy klimat.
„Jak ktoś ma tytuł profesora z ekonomii to jest dal mnie wyedukowanym głupcem i omijam takich z daleka”
A co powiedzieć o „doktorach nauk ekonomicznych” zasiadających na stolcach ministrów zdrowia? 😀
Jak ktoś ma tytuł profesora z ekonomii to jest dal mnie wyedukowanym głupcem i omijam takich z daleka
Nie przesadzałbym, że każdy pojedynczy to głupiec. Odsetek głupców wśród profesorów jest taki sam, jak wśród magistrów. Może odrobinę wyższy, bo obracają się często w środowisku wzajemnej adoracji i są przyzwyczajeni że nikt nie kwestionuje ich zdania. Robert Gwiazdowski pisał kiedyś, że po uzyskaniu habilitacji promotor jego doktoratu powiedział mu „teraz możesz zacząć gadać głupoty” 🙂
kiedy studiowałem Współczesną Wojskowość w Menchesterze
A nie Manchesterze…? 😉
no nie dziw się że nie rozumieją. profesor jak nazwa wskazuje czegoś się nauczył, zakładamy ze coś umie i to raczej w swojej najczęściej wąskiej specjalizacji, ale z faktu bycia profesorem ekonomi nie znaczy że jest się jednocześnie specjalistą od reakcji społecznych przykładowo, czy innych zachowań tłumu, i to nawet jak inteligencja tego tłumu równa się inteligencji jego najgłupszego członka. a jak gdzieś dobry bóg dał, i to i gdzieś ujął dla równowagi, najczęściej w miarę zajmowania coraz wyższych stanowisk i kolejnych trzyliterowych skrótów przez nazwiskami ujmuje proporcjonalnie logiki i zdrowego rozsądku.
ekonomia jak ktoś celnie podsumował głownie zajmuje się tworzeniem miejsc pracy dla ekonomistów, ale jak już maja tę robotę to wcale nie znaczy że mamy ich enuncjacji jakoś się wiernopoddańczo słuchać, jako prawd objawionych.
https://www.youtube.com/watch?v=G5Z49QZeR98
to jest lepsze niż PPK,
i cyk 60 kopiejek za wpis. A rubelek pada na pysk…