Śmieci pod Alpami

lekarstwo na śmieci –  pozbyć się EU?

smieciPrawdziwych problemów ze śmieciami jest kilka.  Nikt ich nie neguje. Jednym z nich jest niekontrolowany import śmieci z zewnątrz, do rzekomej przeróbki, o czym był wpis poprzedni. Innym są odpady przemysłowe, skomplikowany problem z którym istotnie sama gmina nie da sobie rady.

Ale problem śmieci komunalnych, czyli tego wszystkiego co obywatele naprodukują i z czym coś trzeba potem zrobić,  dużym problemem nie jest.  Jest zadaniem dla gmin które przy niewielkim pomyślunku  rozwiązują  go w wielu miejscach z powodzeniem,   lokalnie i sensownie.   Można wziąć z nich przykład i rozwiązać go u siebie,   byleby ustrzec się centralnego planowania,  socjalizmu, Brukseli  i  wszelkich „rewolucji śmieciowych”. Poniżej parę uwag o tym jak rozwiązana jest ta kwestia w Szwajcarii.

Kluczem do sukcesu jest zrozumienie że tzw. segregacja śmieci nie jest ani ideą nową ani też specjalnie kłopotliwą w praktyce. Nie kosztuje wiele fatygi składanie wyrzucanych rzeczy w trzech czy czterech pojemnikach zamiast  jednego. Rezultat tego zabiegu jest istotny – wolumen tego co zostaje jako „śmieci ogólne” dramatycznie się przez to zmniejsza, co zmiejsza też skalę problemu później. Aktualnie po odjęciu od „śmieci” głównych surowców wtórnych,  jak makulatury, szkła czy plastików wiele z nich nie zostaje…

Druga rzecz – jeśli surowce wtórne mają istotnie jakąś wartość,  w co można uwierzyć skoro od dziesiątek lat opłacało się zbierać butelki czy makulaturę,  to odzysk tej wartości należy odpowiednio przemyśleć i zorganizować.  Nada to idei segregacji śmieci sens ekonomiczny.   Żaden schemat oparty na sloganach bez pokrycia działać nie będzie.

Wreszcie rzecz trzecia – niezależnie od odbioru śmieci przez gminę obywatel musi mieć jasno wytyczone miejsce w swoim sąsiedztwie gdzie sam może zdeponować przywiezione przez siebie odpady. Najczęściej jest to „park kontenerowy” gdzie w jednym miejscu stoi parę pudeł na różne rzeczy. Trochę  trudniejszy logistycznie jest prawdopodobnie wariant z rozmieszczeniem tych pudeł w kilku punktach miasta, jak np. przed supermarketami itd.

Powracając do śmieci w Szwajcarii – z punktu widzenia użytkownika. Ten na dzień dobry płaci za śmieci niewiele – Grundgebühr Kerricht jest rzędu kilkunastu franków rocznie. W ramach tego gmina odbiera od niego wystawione na ulicy worki ze śmieciami oraz dwa razy do roku można jej podrzucić w specjalnym miejscu „śmieci wielkogabarytowe” – jak stary piec, materac czy łóżko.

Haczyk jest w tym że śmieci podrzucić wolno gminie tylko i wyłącznie w specjalnych czerwonych workach plastikowych. Kupuje się je w sklepie i są one drogie. W ich cenie tkwi właściwa opłata za śmieci – niewielki worek 60 litrowy kosztuje około 3-4 franków, ergo 11-12 zł. Do worka wrzucić można prawie wszystko ale z uwagi na cenę niewielu to robi.  Dużo bardziej kalkuluje się śmieci we własnym zakresie posegregować i raz na jakiś czas odwieźć  do parku kontenerowego. Dotyczy to też czerwonych worków co jest ważne o tyle że wyżej w górach gminna śmieciarka nie dociera.  Można wprawdzie worek podrzucić gratis na kolejkę linową której operator na dole wrzuci go do odpowiedniego kontenera u siebie,  ale do stacji koleki też może być daleko.

Parki kontenerowe są dwa. Park gminny to dosłownie parę  kontenerów i worków. Położony jest blisko centrum i łatwo dostępny samochodem. Wrzuca się tam makulaturę do jednego kontenera, szkła w zależności od koloru do trzech innych, oraz wspomniane worki czerwone do kontenera ze śmieciami ogólnymi. Jest też zgniatarka do puszek po konserwach  i  worek na stare baterie.

Obok gminnego istnieje też dużo obszerniejszy kantonalny park kontenerowy. Tutaj operacja jest już komercyjna, niewykluczone że z jakimś udziałem okolicznych gmin. Przywozi się tutaj wszystko inne: żelastwo, w tym AGD, gruz budowlany, stare oleje, plastiki, akumulatory, drewno, opony. Część z tego, w tym AGD, podrzucić można za darmo (opłata recyklingowa włączona jest w cenę zakupu), część jest po pewnej, umiarkowanej cenie. Nie znam strony ekonomicznej tej działalności ale nie odnoszę wrażenia aby firma która się tym zajmuje prowadziła działalność charytatywną. Przy większych ilościach śmieci, jak przy wyburzaniu, firma podstawi własny kontener na miejsce i wypełniony odwiezie, za opłatą oczywiście.

Efekt netto takiej organizacji jest taki że przy nader umiarkowanych kosztach bazowych, obywatel pozbywa się wszystkiego tego czego potrzebuje się pozbyć  elastycznie i w miarę bezboleśnie, generując jednocześnie stosunkowo niewiele wymagających wysypiska czy spalania „śmieci ogólnych”. Ma w tym bowiem swój jasny interes ekonomiczny.

Nie znam przyczyny dla której osobnym obiektem segregacji na poziomie gminnym nie są też plastiki, na które w innych systemach są specjalne worki albo kontenery. Być może ich przeróbka opłaca się głównie w kantonach miejskich i generalnie ludniejszych. Podobnie wygląda też  sprawa odpadów organicznych, różniąca tradycyjnie mieszczuchów i „wsiowych”. W wielu systemach jest na to osobny pojemnik i istotnie, mieszkańcy bloków mogą nie mieć innego wyjścia niż płacić za to osobno. Każdy jednak z kawałkiem własnego gruntu, choćby minimalnym, może tę część problemu samodzielnie zredukować do zera przez kompostowanie, dalej oszczędzając na opłatach.

———————
Pewne elementy racjonalnej gospodarki śmieciami zaczynają się pojawiać także w Polsce, choć wygląda to na ciężką orkę na ugorze. Do dziś nie bardzo wiemy czy to efekt tego że ludzie wprawdzie mądrzeją ale rząd głupieje, czy też odwrotnie. Prawdopodobnie to pierwsze bo rząd musi się dziś  słuchać Brukseli więc wykluczone jest aby od tego mądrzał. To czemu rozsądne rozwiązania typu szwajcarskiego tak opornie się w Polsce przyjmują wyjaśnia  Gazeta Prawna:

Koszty gospodarowania odpadami rosną coraz bardziej. W niektórych gminach podwyżki sięgają aż 100-250 procent. Niestety, kolejny wzrost cen jest nieunikniony z kilku powodów: rosnącego podatku ekologicznego, sytuacji makroekonomicznej, a nawet czekających Polskę wysokich kar unijnych.

Podkreślenia nasze.  Hmm, czyżby coś do rzeczy miał tutaj fakt że Szwajcarom nikt nie narzuca centralnie ani „podatków ekologicznych” ani „wysokich kar”, w tym przypadku za niedociągnięcie z recyklingiem do jakichś sztucznych, wykoncypowanych centralnie w Brukseli limitów?  Czort, nie mają nawet centralnie narzuconej płacy minimalnej (choć branżowe umowy niekiedy istnieją), co kryje się pod nieco kryptycznym utyskiwaniem GP nad „sytuacją makroekonomiczną”.

Cóż, najwyraźniej bez wyrzucenia do śmieci całego tego członkostwa w unii, być może nawet z widowiskowym jego podpaleniem, tematu śmieci w Polsce sensownie rozwiązać pewnie się nie uda…  A już na pewno nie tanio…  ;-D

22 Replies to “Śmieci pod Alpami”

  1. No własnie proces tworzenia człowieka sowieckiego trwa … Wygląda na to że cały ten wymysł z segregowaniem śmieci to pomysł baronów tego interesu, przekonali medialnie masy że segregowanie jest SUPER, więc lemingi same będą w zębach przynosić posegregowane i dla takiego śmieciowego barona będą mniejsze koszty segregacji. Przecież WSZYSTKIE śmieci i segregowane i niesegregowane trafiaja do ponownej segregacji. (ale baron śmieciowy już ma mniejsze koszty). Cała ta akcja przypomina mi trochę szwindel z dziurą ozonową nad Antarktydą.
    Czy nie tak przecież wyglądał ten proces ? Najpierw poprzez media przekonywali nas że segregowanie śmieci u siebie w domu jest nowoczesne i dobre dla środowiska, potem weszli do szkół i przedszkoli gdzie uczy sie tego kretynizmu już powszechnie, a potem już ostanich myślących opornych obciązyli większym podatkiem śmieciowym oraz obciążyli gminę odpowiedzialnością za śmieci aby im bylo łatwiej i drożej. Niesamowite jak masy dały się nabrać … Ludzie myslący nie dajcie z siebie zrobić człowieka sowieckiego…

    1. Jakoś nie jestem przekonany do segregacji domowej. Widziałem współczesną linię do segregacji, automatyczną. Jakieś czujniki, pneumatyka, trochę mechaniki, zrzuca automatycznie typy odpadów z jadących na taśmie, praktycznie bez udziału człowieka. Nie wiem, czy ma sens dzielenie odpadów na poziomie domowym. Z wyłączeniem kompostowania na wsi. Chętnie zobaczyłbym rachunek kosztów uwzględniający powierzchnię domu zajętą przez ekstra śmietniki, czas poświęcony przez miliony ludzi i rozwożenie tego, w kontrze do wrzucenia do jednego wora i segregacji profesjonalnej.

      A w ogóle zacząłbym od likwidacji kretyńskich opakowań, produkcji rzeczy nie psujących się i naprawialnych, zastąpienia plastików np torebkami papierowymi i przede wszystkim – opakowań wielokrotnych z kaucją. Nie bardzo rozumiem, dlaczego ponad połowa szklanych butelek jest jednorazowa, nie mówiąc o piekielnie trudnych w recyklingu kartonach na soki, których w ogóle mogłoby nie być. Wczoraj kupiłem zakichany kabelek do ładowania telefonu – kartonowe pudełko, jakaś instrukcja (po co?), kolejny kartonik, na który kabel był zawinięty i woreczek. Po co tego tyle? Kolejna sprawa – są technologie spalania odpadów, przy plazmowym (chyba, ekspertem nie jestem) można praktycznie wszystko spalić. W Wiedniu działa spalarnia praktycznie w centrum, przy okazji ogrzewa okoliczne dzielnice.

  2. W naszym kraju zadziała tylko motywator monetarny 😉 Trzeba nagradzać ludzi za sortowanie. Czym? Mniejszymi opłatami. Nic innego ludzi nie interesuje tylko kasa, nawet to że lądują w jednej śmieciarce i są spalane razem ze wszystkim innym w spalarni w Bydgoszczy. Wszystkim będzie to obojętne, bo mają mniejszą opłatę. Jakby sortowane odpady były odbierane za darmo, a tylko organiczne podlegały opłacie to wszyscy zamontowaliby kuchenne młynki do odpadów. Druga sprawa śmietniska i spalarnie. Dostają wynagrodzenia za recycling, więc kary za odstępstwa powinny być drakońskie. Jeżeli nie udało się ustalić tego kto podłożył pożar to leci głowa komendanta, wójta, burmistrza, prezydenta miasta i wojewody. Mi osobiście najbardziej przeszkadzają kipy od papierosów. Tego są miliony. Może ustalić cenę skupu filtrów po 10gr? A fajki objąć podatkiem 20gr od jednego papierosa. Zostanie 10gr na utworzenie skupów, jak już je wybudujemy to można cenę skupu podnieść do 15 gr, a może nawet do 20gr. Nie jestem fanem podatków, ale nie widzę innej drogi walki z chamstwem.

    1. to wszyscy zamontowaliby kuchenne młynki do odpadów.

      No nie wiem, popularne w Ameryce food disposers są w szeregu miejscach w EU nielegalne, z tego co wiem, z uwagi na zatykanie się rur czy coś tam. Inaczej mógłby to być przebój importowy…

      1. To jest możliwe na południu Europy. Na przykład, na Bałkanach i w niektórych miejscach w hiszpańskiej Andaluzji (nie wiem, jak w pozostałych częściach Hiszpanii, ale Madrycie tego nie widziałem) powszechne są rury odpływowe do kanalizacji o zadziwiająco małej średnicy. Skutek uboczny jest taki, że często można zobaczyć toalety w których stoi kubełek i wyraźne polecenie wyrzucania tam zużytego papieru toaletowego (!!), a nie do sedesu, bo się może zatkać. Aromatycznie jak diabli, szczególnie latem… Cięzko uwierzyć, dopóki się czegoś takiego nie zobaczy.

    2. cyt „Nie jestem fanem podatków, ale nie widzę innej drogi walki z chamstwem.”
      Ha ha ha. No właśnie dlatego w kraju, w którym nikt nie jest fanem podatków ani socjalistów rządzą na przemian socjaliści zwykli z socjalistami narodowymi.
      Proszę Pana z chamstwem nie walczy się podatkami tylko latami…… pracy. Najskuteczniej walczy się zaczynając od siebie i swoich bliskich a odpuszczając zupełnie całej reszcie. Mnie irytują śmieci w lesie, więc z moimi bliskimi robię wypady na zbieranie śmieci częściej niż na zbieranie grzybów. Oczywiście można postawić 100 tablic „nie śmieć chamie” albo kolejną straż leśną sobie zafundować albo nawet każdemu w tyłek GPS wszyć tyle że efekt będzie gówniany a skutecznie zutylizowany jedynie szmal z pana i moich podatków. Do mojego zbierania śmieci przyłączyło się już kilku sąsiadów, gmina daje kolorowe worki, rękawice i zapewnia bezpłatny odbiór. Jest czyściej, jest fajnie, jest tanio.

      1. Podziwiam i pozdrawiam aktywnego przeciwnika śmieci w lesie. Sam też sprzątam las, ale raz do roku. Skąd brać motywację? Brakuje mi prawa, które pozwoli mi urwać łeb z kablami osobie, która wyrzuca za siebie butelkę PET, szklaną czy fajeczki. PS w Norwegii było przepięknie w lasach. Było. Teraz w lasach przy ulicach znaleźć lodówkę, kanapę czy śmieci to nie problem. Oni stawiają na edukację. Więc czemu jest coraz gorzej? Imigranci?

        1. w Norwegii było przepięknie w lasach. – a w dodatku było tam zatrzęsienie niezbieranych w ogóle przez miescowych borowików które jadły tylko owce… Ale to jeszcze przed imigrantami… 😉

          Teraz w lasach przy ulicach znaleźć lodówkę, kanapę czy śmieci to nie problem. Oni stawiają na edukację.

          A no własnie, to pewnie dlatego… Norwegia, krajobrazowo być może najpiękniejszy kraj Europy, zawsze miał ciągoty socjalistyczne. Te pozostałyby być może na poziomie lokalnym gdyby nie fala bogactwa z ropy która odebrała większości społeczeństwa rozum. Wystarczyło go jeszcze na uchronienie się przed wchodzeniem do EU ale już nie imigrację która rozkłada naród. W tej sytuacji „stawianie na edukację” jest nie tylko mocno spóźnione ale też ambiwalentne. Stawiać na edukację to będzie dopiero kalifat skandynawski ze swoją siecią madras… 😉

        2. cyt „Oni stawiają na edukację.”
          Stawiajmy na edukację wewnątrz rodzinną, nie państwową. Socjalistyczne obietnice……no sami wiecie jak to się kończy.
          Każdy kto był w krajach muzułmańskich (nie wiem jak to wygląda w kurortach) wie, że śmieci dla tych nacji nie są problemem. Wyrzuca się je gdzie popadnie i nikomu to nie przeszkadza.

  3. Nie zabiorą za napiwek, mają GPS zamontowane do śledzenia trasy.
    No chyba, że przywiezie coś do remontu jakaś miała firma.

    1. Zabiorą, zabiorą, nie ma w tym nic nielegalnego ani z dumpowania w lesie! A mała firma swoją drogą, taki MediaMarkt/AGD nie jeździ, z tego co wiem, własnym transportem.

  4. Problem z segregacja na poziomie gospodarstw domowych jest taki, ze musisz urządzić śmietnik u siebie w domu, albo zapitalać do śmietnika osiedlowoego z każdą pojedyncża butelką.
    Skoro sa pojemniki na szkło, papier, plastik i odpady organiczne – to w domu trzeba to segregować na bieżąco, co rodzi potrzebę prowadzenia 4 koszy na smieci. Kto ma na to miejsce? Jeżeli uzywam dwie butelki napoju w butelce PET na tydzień, to mój kosz na plastik zapelni się pewnie po dwóch miesiącach. Podobnie z odpadami organicznymi – efektem jest smród nie do wytrzymania, albo konieczność z wyrzucaniem obierków i ogryzków po każdym dniu (czyli objętościowo śmieci wielkości filizanki). W gospodarstwach domowych z dużą rodziną pewnie nie ma takich dylematów, bo codziennie produkują tyle śmieci, żemusza je na bieżąco wyrzucać. Dla gospodarstw 1-2 osobowych bardziej się opłaca prowadzić jeden kosz, który po 2-3 dniach się opróznia.
    Nie od dziś wiadomo, że na poziomie przetwórni śmieci i tak smiecie podlegają segregacji (czy są posegregowane czy nie) wskutek czego wykonuje się te samą procedurę 2 razy. Pytanie po co?
    Z makulaturą i butelkami za komuny róznica byla taka, ze pozaniesieniu ich do skupu dostawałem pieniądze (za pracę włozona w segregację), aw skupie nastepowal odbior jakościowy (nie mogłem przynieść wora kompostu zamias worka puszek). Na poziomie śmieci domowcyh/osiedlowych nie ma odbioru jakościowego. Kazdy może wrzucić co chce i gdzie chce. jeżeli są śmieci zlozone (np zawierające połączone plastik aluminium i papier) niektórzy pewnie zachodza w glowe do ktorego pojemnika skierowac odpad. A moze rozczlonkowywac komponenty na poziome domowym – pytanie komu sie to bedzie chcialo.
    I jeszcze jedno – najlepszym recyklingiem – jest re-using. wymaga minimalnego, albo zadnego nakładu. Kawał balchy falistej , ktory sluzyl sasiadowi za dach altany, u mnie moze sluzyć za płot. Podobnie jak torby z supermarketow sluzyly mi za torby na smieci. Komu to przeszkadzało, panie?

    1. Wiesz uwierz, że w mojej kawalerce sobie z tym radzimy więc każdy może. Po prostu na bierząco wyrzuca się śmieci.

      1. W kwestii techniki – da się i to dość łatwo.
        Mam w mieszkaniu dwa kosze:
        1. Odpady biodegradowalne.
        2. Cała reszta.
        Jak się napełnią, to wychodzę z oboma i w miejscu segregacji rozdzielam frakcję „cała reszta”. Trochę upierdliwe, ale działa.

  5. Remondis odbiera szkło, plastik i papier / karton. Raz w miesiącu gmina odbiera śmieci gabarytowe / pochodzące z remontów takie jak kubły po farbach, meble również komputery, a nawet gruz itp. Remondis również raz w miesiącu odbiera śmieci gabarytowe – ale jakoś są mniej popoularni niż gmina. We wszystkich wsiach i przysiółkach jest tak samo. Ludzie wolą płacić za mały kosz i segregować śmieci niż za duży bez segregacji.
    Jest tylko jedna dziwna sprawa – jak odbierają śmieci – to zawsze mieszają papier z plastikiem. Czyli na pewno idzie to wszystko do jakieś sortowni – a nie bezpośrednio do recyclingu. Może Polacy jeszcze nie nauczyli się że materiały reklamowe z połyskiem nie są makulaturą lub że karton nie jest plastikiem lub papierem. Lub styropian. To też spora wiedza ta segregacja i najlepiej żeby uczyć o tym w szkole na lekcjach przyrody.

    1. @Jade:”to zawsze mieszają papier z plastikiem.”

      Jest gorzej. Podobno plastik plastikowi nierówny. Jeden się nadaje do wtórnego przetworzenia a inny nie. W sortowniach są przeszkoleni „sortowacze” i wiedzą co robić z jakim plastikiem. Tylko, że to teoria. Słyszałem, że u nas miesza się plastik i papier, bo to i tak idzie do spalenia. Np. w elektrowni w Skawinie wybudowano osobny piec (i komin) do spalania takich materiałów. Spala się tam też odpady drzewne i (podobno) odpady medyczne. W cementowniach też często palą „czym popadnie”. Może rzeczywiście taniej śmieci spalić (w odpowiednich warunkach) niż zajmować się ich przetwórstwem. Słyszałem, że umycie szklannego słoika czy butelki jest droższe od wyprodukowania nowej. Woda kosztuje a i chemia użyta do umycia butelki też nie jest obojętna dla środowiska i trzeba neutralizować. Jak się człowiek nie obrócić, to d..a jest z tyłu i ktoś może kopnąć:)

  6. @Autor:”Pewne elementy racjonalnej gospodarki śmieciami zaczynają się pojawiać także w Polsce”
    To prawda, są w wielu gminach tak zwane PSZOKi. To miejsca, gdzie każdy mieszkaniec gminy może za darmo przywieź „surowce wtórne” oraz śmieci wielkogabarytowe (stare lodówki, meble, …). Oczywiście jest limit (~1.5 tony/rok), ale to nie jest problemem. Jak ktoś przekroczy limit (bo np. ma remont w domu), to może iść do sąsiada, który w tym roku nie ma nic do wyrzucenia i na jego konto odstawić swoje śmieci. Problem w tym, że żeby to robić, trzeba mieć odpowiedni samochód (półciężarówka?) i PSZOK nie może być zbyt daleko. Nikt nie będzie specjalnie jechał 30 km żeby odstawić stary telewizor. W Polsce kuleje odbiór odpadów wielkogabarytowych w miejscu zamieszkania. Dwa razy do roku to za mało. Na przedmieściach Londynu można wystawić stary mebel przed dom i może tam stać do czasu aż go śmieciarze (albo sąsiedzi:) zabiorą. Czasami taka wystawka stoi tygodniami i nikomu to nie przeszkadza.

    1. Problem w tym, że żeby to robić, trzeba mieć odpowiedni samochód (półciężarówka?)

      Jak tylko gdzieś można samemu odstawić śmieci to już duży postęp. Samochód ma być problemem dla kogoś kto robi tak duży remont że na śmieci z niego musi mieć samochód? Coś to się kupy nie trzyma. Niech da 50zł napiwku gościom którzy mu przywieźli piach czy inne rzeczy do remontu a chętnie wezmą ciarachy w drodze powrotnej – o ile mogą je gdzieś blisko i legalnie podrzucić…

      1. @cynik:”Coś to się kupy nie trzyma.”

        Nie chodzi o gruz (czy ziemię). Takich „towarów” nie ma sensu wozić do PSZOKa, bo to za ciężkie i zabrakłoby mi sąsiadów:). Rozwiązaniem jest wydzielone miejsce na wysypywanie gruzu i ziemi opisywane w moim poprzednim komentarzu. Problemem są stare meble. Kupiłem nową kanapę. Chcę się pozbyć starej i nie ma jak. PSZOK mi przyjmie, ale jak przetransportować? Ci co przywożą mi nowe meble nie będą nigdzie jechać z moją jedną starą kanapą. I co ja mam zrobić? Czekać pół roku na odbiór wielkogabarytowych? Tak na marginesie, w cenie zakupu nowego sprzętu (np. AGD) jest wliczona jakaś opłata za utylizację więc (teoretycznie) powinni mieć obowiązek zabrać ode mnie starego grata. Stare lodówki czy pralki to sklepy odbierają ale o meblach nie słyszałem. Czy te przepisy o utylizacji dotyczą także mebli?

        1. Ci co przywożą mi nowe meble nie będą nigdzie jechać z moją jedną starą kanapą. I co ja mam zrobić?

          Właśnie daję Ci sprawdzoną w PL radę – mały napiwek gościom przywożącym nową rzecz a odbiorą starą… ;-D. W kanapach nie sprawdzałem ale w materacach czy AGD działa to doskonale… Nie wiem czy wiąże się to z opłatą utylizacyjną czy też po prostu z tym że firma chcąc zarobić na nowych ma jakiś własny układ pozbywania się starych rupieci.

  7. No cóż u nas jest inaczej.
    Rząd zlikwidował reklamówki w sklepach by móc sprzedawać worki na śmieci. Ja zużywam teraz więcej worków foliowych niż przed reformą.

    1. Nie wiem czy worki są akurat lepsze niż pojemniki, to zależy raczej od okoliczności. Są systemy z pojemnikami których zawartość jest automatycznie ważona w czasie opróżniania, przez co też płaci się za dokłądną ilość śmieci podrzuconych gminie. Pojemniki można też wystawić w przeddzień, bez obaw że w nocy zajmą się nimi koty… 😉 Jedno czego nie rozumiem to skłonność ludzi w PL do permanentnego składowania pojemników na publicznym gruncie przed domem, a nie u siebie na podwórku… Tym bardziej że wielkie rozmiary niektórych, jak na szkło czy na papiery, uzasadniałyby opróżnianie ich nie cześciej niż raz na kwartał…

Comments are closed.