szansa dla kontrarnego inwestora?
Dawno już temu energia nuklearna straciła aurę czegoś nowego, postępowego i pożądanego. Katastrofa w Czernobylu w 1986 stanowiła poważne ostrzeżenie. Podobna w skutkach katastrofa w Fukushimie w ćwierć wieku poźniej odebrała jej, jak się zdaje na długo, mantrę bezpiecznego źródła energii. Od Fukushimy uran popadł w niełaskę i szoruje od dłuższego czasu dno, zarówno cenowo jak i wizerunkowo.
Mimo to jednak analizy sugerują że niełaska w jaką popadł może być czasowa. To z kolei skłaniać może kontrarnego inwestora do rozważenia zajęcia pozycji w tym nielubianym i niepopularnym aktywie. Optymalny czas na to może być blisko, z uranem historycznie tanim i przy poprawiających się stale perspektywach wzrostu jego cen. W rzeczy samej niedole uranu i specyficzna sytuacja w której się znalazł coraz bardziej przypomina nam wzmiankowany przez Sorosa klasyczny przypadek zidentyfikowania trendu w sposób oczywisty fałszywego i zakładania się przeciwko niemu.
Ale czemu uran miałby być takim „fałszywym” trendem? Zasadniczo dlatego że jest niezastąpiony, jeśli przynajmniej kwestię zapotrzebowania świata na energię i możliwości jego zaspokojenia potraktować racjonalnie, bez ideologicznych podtonów. Atomu można nie lubić czy się go nawet bać, ale nie sposób nie przyznać że nasza cywilizacja krytycznie zależy od rosnących ilości łatwo dostępnej, taniej energii. Mimo że ze wszechmiar pomocne, odnawialne źródła energii razem wzięte, od hydro- i geotermo- po solary, wiatraki czy biotechnologie, znacząco zmienić bilans energetyczny kraju mogą jedynie w niektórych przypadkach. W wielu innych postępujący trend odchodzenia od paliw kopalnych, a w szczególności od „brudnego” węgla, spowoduje powstanie luki którą efektywnie, w skali globalnej, zapełnić może tylko atom.
Owszem, w świetle ostatnio ogłoszonych planów prezydenta Trumpa wyjścia Ameryki z paryskiego „paktu klimatycznego” 2015 możliwe jest że tempo odchodzenia świata od węgla ulegnie pewnemu spowolnieniu. Wątpliwe jest jednak aby spowodowało to trwałą zmianę trendów globalnych. Tym bardziej że obok alarmistycznej propagandy armageddonu z CO2 i postępującego ocipienia zachodnich społeczeństw autentyczna troska o jakość powietrza odgrywa globalnie coraz znaczniejszą rolę. Chiny, główne źródło szkodliwych emisji do atmosfery, wypadnięcie Ameryki z jej przewodniej roli z pewnością wykorzystają ale raczej nie do szerokiego powrotu do węgla. Kraj dorzuca 6-8 nowych reaktorów nuklearnych rocznie, i zamierza utrzymać to tempo przez przynajmniej dwie dekady. Jeżeli ambitne cele paktu klimatycznego – „zero emissions” w połowie wieku – mają zostać osiągnięte nie pozostając jedynie na papierze, to świat przeprosić się musi z uranem.

W rezultacie długoterminowe perspektywy tego paliwa, jako niezbędnego składnika globalnego bilansu energetycznego świata, rysują się umiarkowanie korzystnie. Z czasem prowadzić to będzie do wyższych cen – albo uran przestanie być wydobywany. Już obecnie jego niskie ceny – rzędu $20/lb – są w wielu wypadkach poniżej ekonomicznej granicy opłacalności wydobycia.
W numerach 2N2017_7 i 2N2017_8 TwoNuggets Newsletter przyglądamy się bliżej tematyce inwestowania w uran i w kompanie uranowe. Rozsądnie wybrane, niektóre z tych ostatnich stanowią w efekcie zalewarowany zakład na wyższe ceny uranu. W takich wypadkach wystarczy stosunkowo niewielki wzrost cen surowca aby ich akcje zyskały wielokrotnie więcej.
Mam takie nieodparte wrażenie, że temat zszedł na naprawianie świata zamiast na zarobek.
1. Autor podrzucił temat inwestycji a nie OMG jaki ten atom jest złyyyy i co z tym zrobimy?
NIC. Nie o tym dyskusja, nie mój problem
2. Od inwestycji nie przybędzie ani jednej elektrowni i świat nie stanie się gorszym miejscem do życia, idealiści. Ktoś ma zbędne 100 000 000 USD żeby zrobić atomowi taki hedge że popamięta? 😉
3. Temat jest nie o naszym wpływie na światowy atom tylko o jechaniu (bądź nie) na trendach, które wg. Autora mogą być wznoszące.
To pogadajmy teraz o perspektywach?
Nie o tym dyskusja, nie mój problem
Wlasnie o tym dyskusja! Poniewaz ludzie, ktorzy na tym swiecie pociagaja za sznurki najprawdopodobniej zdaja sobie sprawe z tego, o czym tu piszemy i przypuszczam, ze nie maja specjalnej ochoty wydawac ewentualnych zyskow ze swoich inwestycji na chemioterapie odrobine lepsza niz maja pozostali. Obawiam sie wiec, ze na renesans atomu w najblizszej przyszlosci chyba jednak liczyc nie mozna.
@Gregski
Nie przeczę iż taka technologia jest wdrażana przez francuzow. Jednak jak to się na do sytuacji u ich wschodnich sąsiadów? Stara kopalnia soli w Assen nie nadaje się na składowisko. Cześć pojemników jest przerdzewiala bądź uszkodzona co grozi skazeniem wód gruntowych. Dodatkowo istnieje ryzyko zalania kopalni. Niemcy planują przenieść odpady do byłej kopalni żelaza niedaleko Salzgitter. Jednak może się okazać iz będzie ona za mała ponieważ odpadów w Assen jest więcej niż przypuszczano. Wazna sprawa jest smaczek iz to Państwo w momencie decyzji o energii atomowej bierze na siebie odpowiedzialność za magazynowanie tych odpadów. Kompanie energetyczne mają rozebrać elektrownię i zabezpieczyć niebezpieczne materialy. Najpierw mają jednak wpłacić 24mld euro na specjalny fundusz który będzie zarządzać tymi odpadami.
I tutaj pojawia się we mnie zwarcie. Piszesz o tym iz Francja jest zdolna wytwarzać od 2019 roku energię z takich odpadów a tutaj niemieckie firmy mają wyskoczyć z 24mld. I robią to. Kasa ma być przelana do 1 lipca. A przecież RWE czy inny Vattenfall to nie nasze rodzime firmy zazadzane przez Januszy biznesu z państwowego nadania. Sądzę, że prędzej wydałyby te pieniądze na zakup owej francuskiej technologii z kozyscia dla obydwu państw.
P.S.
Co robię źle? Pisałem w innym wpisie by odp. Anteyowi a mój wpis wylądował osobno i góry komentarzy. Klikam reply w komentarzach. Aha piszę z komórki.
—–
MOD: Co robię źle?. A czy odpowiadając na post klikasz „odpowiedz”? Ten wpis na przykład jest w odpowiedzi „Gregskiemu” ale nie widzę specjalnej linijki „In reply to Gregski”, gdzie „Gregski” jest linkiem, jak powinien.
Nie, nie miałem na myśli, że od 2019 roku będzie w stanie wytwarzać energię. Prototyp, to prototyp, a do pełni szczęścia jeszcze daleko. Poza tym Francuzi jeszcze sami nie wiedzą czy pójdą w tę stronę, ale potencjał jest ogromny.
Co robią Niemcy – ich sprawa. Linkowałem poniżej, ale zalinkuję tutaj równierz:
https://youtu.be/tH4UNGHFAtc
Wykład powyżej był robiony dla szerszej publiczności, więc nie będzie problemu ze zrozumieniem dlaczego te odpady, to wcale nie odpady. Zgodzę się, że takie branie w ciemno tych „odpadów” może być ryzykowne, ale potencjał jest ogromny. Dodatkowo, może zabrzmię jak tzw. szur, ale za reaktory IV generacji wzięły się prywatne firmy i jakoś wydaje mi się, że to wskazuje na to, że jeszcze za naszego życia się na nie doczekamy.
Niezły wykład! Ożywcze jest że ktoś mówi o atomie w kategoriach praktyczych a nie pod kątem co może wybuchnąć i kiedy… 😉 Szkoda że nie można obejrzeć slajdów.
Myślę jednak że gość jest zbytnim optymistą, na co wskazuje struktura prezentacji (4th gen) będąca zasadniczo przeglądem dobrych pomysłów, z których jak się zorientowałym żaden nie jest wyraźnie dalej niż inne na drodze do przemysłowej eksploatacji. Nie wygląda mi to, IMHO, na materiał na funkcjonujące w praktyce, i w skali, rozwiązania na połowę XXI wieku – to już za 30 lat!
Nie wiem też czy prawidłową konkluzją z tej 4j generacji jest to że popyt na uran powinien rosnąć, o ile w ogóle, to raczej powoli, z uwagi na efekt praktyczngo perpetum mobile. Mianowicie spalanie bardzo rozłożone w czasie, praktycznie na dekady, i obejmujące również pluton.
Rozumiem Autora widzącego okazję inwestycyjną w uranie. Należy jednak zwrócić uwagę na poważny problem jakim jest składowanie odpadów. W zasadzie państwa korzystające z energii atomowej nie wiedzą co z tym zrobić. Proszę poczytać o Hanford w stanie Waszyngton. Rozwiązaniem na rozpadające się bunkry magazynujace odpady jest więcej kupy ziemi na wierzch i więcej betonu. Wiele takich miejsc ma po kilkadziesiąt lat. Owoce nie tylko elektrowni atomowych ale może przede wszystkim zimnej wojny. Co z tym powinno się robić? Nie wywiezie się tego do Afryki jak np. starych opon.
W okresie czasowym zapewne interesującym Autora wiele się pewnie nie zmieni bo wszystkim zależy na tym by opinia publiczna była jak najmniej świadoma problemu. Jednak kiedyś mleko może się rozlać i atomów będziemy mieli po dziurki w nosie, i nie mam tutaj na myśli konfliktu nuklearnego.
W szerszym ujęciu zgoda, odpady radioaktywne są problemem. Ale są nim dlatego że rozwój technologii nuklearnej, poza może wojskową, zatrzymał się jakieś 3-4 dekady temu, i to co mamy obecnie to zasadniczo rehashowanie starych technologii, i starych problemów. Nowe, znacznie mniej agresywne dla środowiska i bezpieczniejsze technologie istnieją ale z tego co wiem nikt ich na serio dalej nie rozwija bo, jak tytuł wpisu mówi, nikt atomu nie kocha. Przełom, i radykalna zmiana percepcji jest IMO możliwy, ale motorem tego nie bedzie już zachód, i chyba nie obecne pokolenie.
Tymczasem celem inwestora pozostaje przyziemne robienie money 😉 w nakreślonym horyzoncie czasowym, co też staramy się robić w 2N. Z pewnością celem nie jest uszczęśliwianie świata i sprawienie aby każdy zaczął kochać atom…
Gdybym był premierem Polski, to dogadałbym się z Niemcami, żeby zamiast uchodźców wziąć od nich te „odpady”. Wiele wskazuje na to, że te odpady jeszcze za naszego życia będą dla nas głównym źródłem energii i nie jest to wcale wishful thinking.
A nie mógłbyś rozwinąć tego niezmiernie ciekawego wątku? Angela byłaby z pewnością zainteresowana… 😉
Reaktor PWR/BWR – większość energetycznych reaktorów na świecie – w energię cieplną oddawaną do reszty obiegu z której 1/3 zmienia się w elektryczność – zamienia zwykle ok. 8% paliwa, w okresie kilku mc-y jakie pręt spędza w reaktorze. Reszta to wysokoaktywny odpad, w którym pozostało 92% wysokowzbogaconego, czystego paliwa.
Obok reaktora o którym pisał jeden z komentujących, cały czas mowi się – a Chiny idą mocno w tym kierunku – o reaktorach MSR zdolnych do dopalenia całej reszty.
Koszt energii z elektrowni atomowej ksztaltuje sie w zaleznosci od tego kto liczy.
W Niemczech jedynymi firmami, ktore nie musza sie ubezpieczyc to elektrownie atomowe. Jakby wyrownac szanse wolnorynkowe i nalozyc nakaz ubezpieczenia OC (co uwazam jest lepsze niz zniesc go wszystkim) to cena pradu z el. atomowej bylaby duuuuzo wyzsza.
Pozdr.,
Andreas
Ale jak wyrównywać szanse wolnorynkowe to wszystkim po równo! Pierwsze padłyby pewnie ulubione w Niemczech wiatraki, a po nich solary… 😉
Czy z atomem w D nie jest tak że własność prywatna jest tak skręcona z własnością państwową iż oddzielić ich nie idzie i że ultymatywnie i tak za wszystko odpowiada państwo? Nie bardzo wiem co, poza rodzajem umownego podatku płaconego państwu, OC mogłaby konkretnie oznaczać w przypadku, dajmy na to, niemieckiego Czernobyla…
@cynik9
Przetwarzanie uranu na potrzeby energetyki oznacza niezmiennie uzyskanie know-how do budowy broni jądrowej. W RPA budowała ja prywatna firma, ale państwa zwykle na to chcą zachować monopol.
Wolnego rynku w energetyce, a już zwłaszcza jądrowej, NIE BĘDZIE.
No, prywatni projektanci bedą sobie mogli tworzyć oprzyrządowanie, może nawet reaktory – ale wzbogacanie paliwa zostanie pod ścisłą państwową kontrolą.
Poza tym jestem bardzo ciekaw, czy do bilansu ekonomicznego wrzuca sie otrzymany pluton sprzedawany wojskowym tj. czy otrzymane za niego $$$ potaniaja otrzymany prad.
Dodam swoje dwa grosze. Moim zdaniem inwestycja w uran będzie nietrafiona. Nie dlatego, że jak Autor zauważył przyszłość najprawdopodobniej będzie należała do atomu, ale dlatego, że jest szansa na zmianę technologii. Dla znawców tematu przepraszam za uproszczenia, ale w wilekim skrócie w rudzie uranu występuje około 0.7% uranu 235. Reszta to Uran 238. Przy obecnej technologii jesteśmy w stanie spalić jedynie uran 235, ale na horyzoncie mamy już reaktory czwartej generacji zdolne spalać uran 238. Gdyby te reaktory weszły do użytku (a jeden z prototypów ma wejść we Francji bodajże już w roku 2019) to sama Francja w swoich odpadach radioaktywnych ma wystarczająco dużo energii na następne 1000 lat przy obecnym zużyciu (bez konieczności wydobywania czegokolwiek). Rekatory 4 generacji są bezpieczne pasywnie (tzn. że jak coś się dzieje niedobrego to można iść na kawę bo same się wygaszą) i świat się może z nimi przeprosić. Jeśli tak będzie, nie am co liczyć na jakiś wielki wzrost cen uranu, tym bardziej, że jedna z wersji reaktora 4 generacji wykorzystuje tor, a nie uran.
Bardzo ciekawa uwaga, dziękuję.
Zdementuję tutaj jedną rzecz którą trudno przekazać skrótowo we wpisie – nie jest prawdą że „przyszłość będzie należała do atomu”. Absolutnie nie! Wręcz przeciwnie, nasza percepcja jest w tym względzie raczej minimalistyczna – jeżeli atom dojdzie do 10% (generowanej globalnie energii) będzie dobrze. Obecnie w Europie jest to duzo więcej więc mówimy prędzej o regresie, przynajmniej w tej części świata.
Dwa, inwestor jest w rynku po to aby zarobić a nie po to aby uszczęśliwiać ludzkość torem czy twierdzić że uran wystrzeli jutro do stratosfery. Twierdzimy jedynie że niektóre akcje są zbite w stopniu wskazującym na całkowitą i nieuchronną demise uranu w niedalekiej przyszłości. Teza, owszem, jest taka że w dającej się przewidzieć przyszłości do niczego takiego nie dojdzie, specjalnie jeśli zieloni chcą „zero emissions” w połowie wieku. Nie ma po temu innej metody niż po prostu tolerować atom. Umiarkowany wzrost cen uranu to wszystko czego dobrze zapozycjonowany inwestor moze, i powinien się spodziewać. Czwarta generacja, tor, pebble bed i mnóstwo dobrych idei nie grają większej roli ponieważ nie wchodzi to w rozsądny, interesujący nas przedział czasowy. Wiele z tych rzeczy ponadto to znane od lat dobre idee, wynalezione swojego czasu na zachodzie i porzucone w międzyczasie. Fatalny dla atomu klimat uniemożliwia dalszy ich rozwój, który jeśli już coś podjęty zostanie duzo później i nie na zachodzie ale być może w Chinach czy Indii. Najlepsza wskazówka aby nie podniecać się zanadto do toru to fakt że pierwsze reaktory były właśnie na torze – believe it or not. Gdyby tylko ktoś wtedy zainwestował w tor…. oj, to by byl zimnym bankrutem od pół wieku… 😉
Apropos – jeden typ uranowy sugerowany na naszym seminarium w listopadzie ’16 zgarnął do lutego 80% zysku planowanego na 3 lata i uzasadniał zamknięcie pozycji. Z pewnością nie doradzałbym nikomu czekanie kolejnych 30 lat na tor czy na inne przełomy technologiczne…
Raz jeszcze dziękuję za bardzo wartościowy wpis!
@cynik9: „(…)wskazówka aby nie podniecać się zanadto do toru to fakt że pierwsze reaktory były właśnie na torze – believe it or not. Gdyby tylko ktoś wtedy zainwestował w tor…. oj, to by byl zimnym bankrutem od pół wieku… ;-)(…)”
Zgadza się, pierwsze reaktory były na torze. Decyzją polityczną wówczas zarzucono ten projekt aby móc budować bomby atomowe. Na chwilę obecną to jest powszechnie znana Prawda.
Indie od wielu lat już pracują nad reaktorami torowymi, chiny o ile mi wiadomo również.
powszechnie znane prawdy to już trzeci stopień w góralskiej klasyfikacji 🙂
Nie tylko Indie ale i wiele firm od wielu lat pracuje nad reaktorami torowymi i co? I na razie nikt go nie ma… nawet gdy Indie decyzją polityczną postanowiły że jednak ma być. Tak więc nie sądzę żeby problem był w decyzjach politycznych.
India ma też największe zidentyfikowane rezerwy toru więc nic dziwnego że ma szczególną motywację w badaniach w jego kierunku…
Indie z tego co mi wiadomo już powoli odchodzą od tej idei. Chiny to natomiast zupełnie inna bajka. Jestem zmęczony i wybaczcie, że nie będę grzebał w źródłach, ale o ile mi wiadomo na pełen etat mają w tej chwili zatrudnione 500-700 osób pracujących tylko i wyłącznie nad reaktorem powielającym (torowym).
Generalnie problemów jest sporo, ale głównym są materiały zdolne wytrzymać temperatury w jakich taki reaktor pracuje. Rozszczepienie następuje tutaj w spektrum termicznym (są też projekty zakładające spektrum szybkie) tj. około 800C i trudno o materiały które mogą to stale wytrzymać. Ciekawostką jest, że laboratorium testujące te materiały miało powstać w Polsce. Aby wyprodukować neutrony o wystarczającej energii do testów ośrodek miał posiadać własną elektrownię o mocy 270MW.
Ciekawostką jest,
Bardzo dużą do tego! Chętnie bym zajrzał w jakiegoś linka…
Nie mylmy reaktora hipotetycznego reaktora HTR (wysokotemperaturowego – gdzie produktem jest ciepło do innych procesów przemysłowych, np. produkcji paliw), którego projekt znowu ktoś chciał sprzedać min. Morawieckiemu, z reaktorem powielającym który produkuje więcej paliwa.
Breedery były robione w Japonii – z mieszanymi skutkami.
Chiny mianowicie cisną na reaktory MSR (molten-salt reactors) być może także LFTR.
Proszę:
https://youtu.be/tH4UNGHFAtc?t=41m42s
Ależ reaktory na tor pracowały nawet komercyjnie w USA, a eksperymentalnie w Niemczech.
Tyle że cykl oparty o TOR nie ma szczególnej przewagi nad uranowym, bo to nie tyle paliwo się liczy, co rodzaj reaktora.
Zaś reaktory MSR (zdolne do spalenia niemal całego paliwa) – mimo że podobnie jak cykl oparty o tor, zostały zademonstrowane, ale nie skomercjalizowane.
Typowy reaktor PWr zmienia jednocyfrowy procent paliwa w energię – resztę w odpady. W MSR jest odwrotnie.
Tylko ostrożnie, żebyście nie przeinwestowali – ktoś przekroczy masę krytyczną we własnej piwnicy i KABOOM!
Z tonu wpisu wnioskuje, ze ludzkosc w atomowa rosyjska ruletke bedzie grala az do skutku. No bo skoro dwa razy sie nacisnelo spust i sie jeszcze zyje, to nieomylny znak, ze trzeba probowac dalej 😉
Mała przesada… Liczba zgonów per generowany wat energii jest dla atomu nieporównanie mniejsza niż dla węgla.

Cyniku, zważ jednak że węgiel był używany jako paliwo od lat mniej więcej 200. Atom za to zaczęto stosować lat temu – bez spierania się o szczegóły – 65, czyli o 135 lat mniej. Jak duży był kwadracik węgla w roku 1882? Czy kwadracik atomu nie stanie się porównywalny wielkością, jeśli da mu się na to szansę – na przykład rozbudowując elektrownie atomowe? Wszak i jedno i drugie paliwo powoduje zanieczyszczenia, które w miarę upływu czasu się kumulują.
I jedno i drugie powoduje odpady które się kumulują i stanowią pewien problem. Tu zgoda. Ale eksploatacja węgla jest chyba bezdyskusyjnie bardziej uciążliwa niż atomu. Spalać węgiel oznacza brud i smród, od zaraz i na długo, niezaleznie od CO2. „Spalanie” atomu w normalnym trybie jest czyste i ekologiczne, zero CO2.
Tego czy spalanie węgla w 1882 było bardzie czy mniej uciążliwe nie wiem, trudno to chyba powiedzieć. Zależy to chyba od zmieniających się percepcji postępu…
„Uciążliwość” to inne słowo na koszty. Węgiel jest używany na tyle powszechnie i długo, że teraz już wiemy z czym to się wiąże. W przypadku atomu nie znamy jeszcze wszystkich kosztów, więc ciężko oszacować jego wartość jako inwestycji.
O, widzę cynik9 i do lobby smogowego się zapisał i o CO2 opowiada – wszystkiemu temu zaradzi rosyjski LNG 😀
Węgiel da się spalać czysto. W Polsce, głównym problemem z węglem jest dewastacja i tak ubogiego zasobu wód podziemnych a nie mityczny smog, do którego zresztą kontrybucja energetyki węglowej jest < 5% i to wg. samych smogowych aktywistów.
Wprawdzie ostatnie problemy z nową stalą (T-4 bodaj) która miała doprowadzić elektrownie węglowe do sprawnośći porównywalnej z gazowymi nie zostały jeszcze rozwiązane, ale to kwestia czasu.
Pewnie zalezy jak sie liczy. Bo skad np. wiadomo, czy jak ktos dostal raka w PL w 1995 roku, czy ten rak to jest konsekwencja zewiekszonej radiacji po Czarnobylu, czy czegos innego?
Racja, pewnie zależy. Ale można śmiała się z tym zgodzic, IMO, na zasadzie podobnej co uznanie latania za bezpieczniejszy środek transportu niż własny samochód.
To dobra analogia. Przy czym niech Pan zauwazy, ze jesli zdarzy sie wypadek lotniczy, to ma Pan w praktyce 0% szans na przezycie. A w samochodowym sporo wieksze.
Mysle wiec, ze jak juz sytuacja w Fukushimie „dojrzeje” (za rok? za 10 lat?) i ktorys z reaktorow sie w koncu zawali i kilkaset ton spracowanego paliwa jadrowego wpadnie do Pacyfiku, to te czarne kwadraciki zmienia swoje wzgledne rozmiary.
@Takie Jeden Los
Jezeli na 1000 przejechanych kilometrow w jednym srodku transportu ginie wiecej niz w drugim to dalej wybralbys srodek transportu (dla uproszczenia inne parametry zostawmy takie same) gdzie statystycznie zginiesz czesciej a w najlepszym wypadku zginiesz czesciej lub bedziesz ciezko poszkodowany? ;).
W przypadku atomu problemem moze byc brak dokladnej wiedzy o tym ile jest zgonow/wat bo technologia nie jest jeszcze dojrzala. Narazie mamy tylko Czarnobyl/Fukushime. Samo spalanie „atomu” jest bezdyskusyjnie ekologiczne, wiec spor chyba sie rozchodzi o cos innego. Mianowicie, ile zgonow powstaje w razie problemow.
Tutaj wydaje mi sie, ze pelny obraz bedziemy miec dopiero, jak elektrownii powstanie tyle ile jest w planach i przejda swoj caly cykl od nowosci do zamkniecia… przy dobrych wiatrach wyjdzie dobrze, przy zlych zaczniemy wszyscy swiecic zanim sie dowiemy ;). Przy czym katastrofy naturalne jak tsunami statystycznie powinny byc mniej prawdopodobne niz dzialania czlowieka… chyba nikt zdrowy na umysle nie buduje reaktorow w poblizu czynnych wulkanow itp. ;).
Mianowicie, ile zgonow powstaje w razie problemow.
Juz widac,ze w razie powaznych problemow sytuacja jest poza wszelka kontrola i ludzie sa zdani na laske losu. Jak wypadki przyjma zly obrot to moze sie skonczyc zaglada zycia na calej planecie na pare milionow lat. A prawdopodobienstwo katastrofy – jak widac – wcale nie jest takie male…
prawdopodobienstwo katastrofy — jest jakie jest, IMO, ponieważ poważny R&D nad atomem przerwano dekady temu. Myślę że problemy z atomem byłyby do rozwiązania gdyby nie zarzucono zasadniczo dalszego rozwoju technologii.
Do oceny ryzyka wchodzi też jak często mamy kontakt z zagrożeniem, co wyznacza prawdopodobieństwo szkody „na codzień’. Autem się jeździ dużo częściej niż lata. Bywa, że na lotnisko 😉 Katastrofy zdarzają się rzadko.
Idioci na drodze? Codziennie ktoś mnie próbuje rozjechać 🙁
Zainteresowanym polecam 49 stron pasjonującej lektury i ocenę ryzyka scenariusza „na uschniętej gałęzi nad plażą wisi sobie stara opona” z metody FAIR.
https://pubs.opengroup.org/onlinepubs/9699919899/toc.pdf
Wolę być w sytuacji, gdzie kontakt z zagrożeniem występuje rzadko niż często, zwłaszcza jeśli likelihood(maximum loss) jest tragicznie mały.
Co do Czarnobyla proszę zawsze dodawać, że to był reaktor wojskowy nie cywilny. A Fukuszima to Japończykom zrobili amerykanie od rokefelera zrobili poprzez wywołanie tsunami
https://www.youtube.com/watch?v=6MaBkpz9LKs
Wygląda na to że przynajmniej o Fukushimie coś ta NTV próbuje na siłę wcisnąć jakiś kit… 😉 Zresztą nie tylko tu. Nie wiemy może kto co dokładnie robił w Fukushimie i tu możemy tylko spekulować. Ale wskazywanie na brak zniszczeń od trzęsienia ziemi wygląda na naciągane. Epicentrum tego trzęsienia ziemi miało być 130 km od najbliższego lądu i ok 400 km na płn-wsch. od elektrowni, do tego na dużej głębokości – prawie 28 km. Czy w takich warunkach może dziwić że gros szkód jest od tsunami, a nie od wstrząsów? Sam przeżyłem quake (Loma Prieta, o sile 6.9) z odległości około 10 mil i jakiegoś totalnego armageddonu którego się ten gosć najwyraźniej spodziewał, z samochodami wywróconymi, latarniami zgiętymi itd, jakoś nie widziałem. Owszem, pewne straty były, ale jak by ktoś to filmował z góry na tle wchodzącego tsunami to pewnie zniszczeń też by nie zauważył.
Inna sprawa to po co dokładnie „rokefeler” miałby robić nuklearne tsunami Japończykom? I tak się mu udało to wszystko w tajemnicy zrobić że nikt nic nie wykrył? Toż przecież pół Pacyfiku świeciłoby pewnie w ciemności po czymś takim… 😉
„Keeping an open mind is a virtu, but not so open your brains fall out” – pan z tego linku to jakiś hochsztapler, fakt że ludzie linkują z nim filmy świadczy o kryzysie polskiej oświaty i braku krytycznego myślenia.
Aktualnie mam to samo wrażenie.
I nie tyle chodzi tutaj o spiskową teorię dziejów, o której myślimy zawsze ciepło… 😉 ile przede wszystkim o całkowity brak uzasadnienia stawianych tez, prezentowanych jako pewniki. Jeżeli to ma być jakaś „niezależna” TV (NTV) to jeży włos na głowie pytanie jak może wyglądać zależna TV… 😀
Niezależna od rzeczywistości 🙂
Tia, może HARP czy czym tam kontrolują moje myśli. Z tymi trzęsieniami tak bym nie przesadzał, trzęsie tutaj cały czas, również pod Pacyfikiem. I co? I nic.
Dec 8 2016 – 100 mil ode mnie pod Pacyfikiem 6.5 stopnia. Nikt nie zauważył. „Nice shaker, no tsunami” jak to skomentował jakiś szeryf 😉
Napa Valley – 6.0 – Spałem smacznie +- 60 mil od szejkera.
Rok później się obudziłem przy około 6 „Co to? Aaa trzęsie” i wróciłem spać. Tsunami nie stwierdzono.
Podobno wczoraj było 3.0.
https://earthquaketrack.com/p/united-states/california/recent
„20 earthquakes in the past 24 hours”