Walka o talent

czyli ruchy mas

Pewna murzynka z Mombassa
chciała być ze mną sam na sam,
a kiedy spytałem po co?
odrzekła mi późną nocą
ty biały być ciemna masa
Pewna murzynka z Mombassa…  [J.Sztaudynger]

Jak piwo, masy emigrantów rozlewają się po świecie. I jak piwo podzielić je można na jasne i ciemne. W swoim raporcie „Global Talent Flows” Bank Światowy analizuje dokąd płyną masy jasne, to jest masy wysoko wykształconych emigrantów zwane „talentem”. Okazuje się że talent płynie tam dokąd dostać się jest najtrudniej i gdzie dostanie wizy pobytowej jest dość skomplikowane. Stanowi to najwyraźniej skuteczną zaporę dla mas ciemnych które płyną głównie do Niemiec.wee-migrants

Dla mas jasnych nie ma jak widać rzeczy niemożliwych. Okazuje się że na dziesięciu wyjeżdżających specjalistów aż siedmiu trafia do krajów anglosaskich. Z krajów tych Kanada i Australia mają  skomplikowany system punktowy a w USA są roczne quotas emigrantów z każdego państwa.   Pracodawca musi użyć tam specjalnych kroków aby ściągnąć z zagranicy talent na którym mu specjalnie zależy.  Stąd poruszyć anglosaskiego pracodawcę aby zechciał przynajmniej przeprowadzić  interview na odległość jest trudno.

Raport potwierdza nasze wcześniejsze spostrzeżenia że podczas gdy EU przyjmuje bez żadnych limitów ponad połowę ciemnych mas, ostatnio w wersji afrykańsko- islamskiej, to USA bierze na swój rachunek połowę mas jasnych. Innymi słowy, światowy hegemon sprytnie zbiera śmietankę z mleka,  demonstrując wszystkim różnicę między brain-dead a brain-drain. Nic dziwnego że od 1901, jak ktoś  wyliczył, co trzecia nagroda Nobla (ze wszystkich dziedzin) powędrowała do mas jasnych,  ergo do emigrantów z których aż połowa mieszkała właśnie w Ameryce. Najwyraźniej Amerykanie wiedzą coś czego EU jeszcze nie wie bądź ma zakaz myślenia w tym kierunku – że masy jasne przydać się mogą do czegoś więcej niż tylko do samobójczego łatania demografii.

Trudno oczywiście wykluczyć że ostatnim zaciągiem islamskim Europa pod wodzą Niemiec nadrobi te statystyki i sypnie własnymi, allochtońskimi noblami. Zakładać się jednak o to nie będziemy. Także o to że Niemcy, które przyjęły w 2015 coś półtora miliona ciemnych mas, staną się przez to jedną wielką Silicon Valley w której „foreign-born” stanowią 70% pracowników.  Podejrzewać wolno że dużo prędzej Merkel Jugend urządzi tam jedną wielką Neukölln Heinza Buschkovskiego.

Nie znaczy to jednak aby masowe wpływy ciemnych mas do Niemiec nie miały i swoich dobrych stron. Jakieś pewnie mają, stymulując chociażby wypływ z Niemiec mas jasnych, czyli wysoko wykształconych specjalistów, do sąsiadującej z nimi Szwajcarii. Łatwo asymilujący się  specjaliści niemieccy, ze znajomością języka, są jednym z powodów tego że kraj Helvetów jest jednym z nielicznych w Europie w którym emigracja jest przyczynkiem netto pozytywnym do PKB. Nie wiadomo tylko na jak długo bo z 25% populacją obcokrajowców Szwajcarzy zdaje się że mają powoli dosyć.

Szerzej ruchy mas jasnych w Europie analizuje portal money.pl który zamieszcza ciekawą mapkę przepływów specjalistów. Potwierdzając dane raportu Banku Światowego mapka pokazuje że jasne masy netto płyną w Europie głównie do UK, i długo po tym nic. W latach 2003-2014 na miejsce jednego specjalisty który opuścił UK, pewnie do USA, przybyło 3.6 specjalistów z reszty EU. Żaden inny kraj w EU nie podchodzi nawet w pobliże tego  brytyjskiego „bilansu wpływu”,  druga na liście Austria ma wynik 2.5.  Kilka innych krajów EU, w tym Niemcy, ma jeszcze bilans przepływu mas jasnych netto pozytywny, choć czasem nieznacznie. Reszta natomiast ma wynik negatywny, oznaczający netto odpływ specjalistów.

Szczególnie ma to miejsce w Europie wschodniej, gdzie poza zdumiewającym wynikiem Czech (bilans wpływu mas jasnych dobrze pozytywny) sytuacja wygląda na złą do tragicznej. Najtragiczniej jest w Estonii, z której na każdego przybyłego specjalistę wypłynęło w drugą stronę aż  51. Czyżby estońskie eldorado sterowało tym w kierunku wymarcia?  Nie powinno w każdym razie dziwić jak kraj zaludniać wkrótce będą jedynie wirtualne e-kompanie i wirtualni e-mieszkańcy, z ostatnim żywym specjalistą gaszącym światło. Nie o wiele lepiej jest u południowej ostoi wzrostu gospodarczego w EU, Rumunii. Na jednego specjalistę tam wybrało wolność gdzie indziej 41 innych. Podobnie na Litwie z której uciekło 32 specjalistów na jednego przybyłego. No i czy warto było walczyć o tę niepodległość, bracia Litwini? Niepodległość ale dla kogo? Wkrótce przecież w Londynie będzie was więcej niż nad Niemnem! Chyba oczywiście że Angela przybędzie z pomocą na czele małego kontyngentu islamistów…

Ciekawe jest swoją drogą  jak długo kraj zdolny jest przetrzymywać upust krwi, i środków, w takiej skali,  bez  negatywnych reperkusji na swoją przyszłość. Każdy specjalista oznacza przecież znaczne nakłady na edukację i wyszkolenie. Każde wybycie specjalisty z kraju oznacza kolosalną stratę, zwłaszcza przy unijnej ortodoksji „darmowych” studiów i otwartych granic. Kraje które przyciągają talent nie tylko więc sprytnie umacniają przy jego pomocy swoją pozycję ale jednocześnie osłabiają też pozycje konkurentów. Ci, odurzeni najczęściej euro dopłatami i  „dołączaniem do Europy”, zorientują się dopiero wtedy kiedy będzie za późno.

A jak wypada w tym bilansie Polska? Na tle Litwy na przykład wypadamy raczej korzystnie. U nas współczynnik wpływu mas  jasnych netto wyniósł tylko negatywne 15. Na jednego więc specjalistę przybyłego – doktora, dentystę, inżyniera – wybyło z kraju 15 innych. Na swoje nieszczęście jednak Litwa nie ma nadpremiera Morawieckiego, uniwersalnego omnibusa który u nas wszystkiemu zaradzi. Ściąganie zbiegłych specjalistów zaczął on od roztaczania gigantycznych planów gospodarczych i perspektywy  ściągania „polskiego kapitału”. Ponieważ jednak zbiegłe jasne masy specjalistów nie bez kozery podejrzewają że to ściąganie kapitału PiS może zacząć od nich to do powrotu raczej się nie kwapią. Tym bardziej że nadpremier Morawiecki wypowiedział ostatnio także  wojnę polskiej przedsiębiorczości zapowiadając likwidację korzystnej stawki liniowej 19% i wspólnego rozliczania się.  Nie jest wprawdzie całkiem  jasne jak to skłonić może wahających się specjalistów do powrotu ale w końcu nie takie cuda bywały…

A  jeżeli nie skłoni?   Cóż,  wtedy być może trzeba będzie pomóc braciom Litwinom i dosłać im przynajmniej jednego wybitnego specjalistę – w osobie pana nadpremiera. W końcu wysyłanie wybitnych specjalistów do pomocy braciom w krajach post-radzieckich  coraz bardziej wygląda na naszą specjalność eksportową…

156 Replies to “Walka o talent”

  1. W łowieniu a raczej traceniu talentów jesteśmy na poziomie Madagaskaru, Konga i Kolumbii:

    Ciekawością świata – liczbą obywateli wyjeżdżających na studia zagranicę w stosunku do liczby wszystkich studentów uczelni krajowych – Polska zajmuje w rankingu globalnym miejsce ex aequo 85-86 z Kolumbią. Współczynnik Polski wynosi 1,2 procent – dwunastu studentów zagranicą na każdy tysiąc w kraju. Francja ma współczynnik 3,6 procent, a Niemcy 4,3 procent. Wśród pozostałych sąsiadów Polski zwracają uwagę Szwecja i Czechy: odpowiednio 4,1 procent i 2,9 procent. Grupa statystyczna Europa Środkowa i Wschodnia osiąga 2,0 procent, ale cała Europa 2,7 procent. Niższy od europejskiego, lecz wyraźnie wyższy od polskiego jest wynoszący 1,7 procent współczynnik grupy Ameryka Północna i Europa Zachodnia, obejmującej większość cywilizacji zachodniej.

    Przyciąganiem studentów ze świata – liczbą studentów cudzoziemców w stosunku do liczby wszystkich studentów uczelni krajowych – Polska zajmuje 65 miejsce w rankingu globalnym. Współczynnik Polski równa się 1,5 procent – piętnastu studentów z zagranicy na każdy tysiąc wszystkich studentów na polskich wyższych uczelniach. Tyle samo osiąga cała Afryka. Bezpośrednio nad Polską jest Madagaskar, a bezpośrednio pod – Demokratyczna Republika Konga. Francja ma aż 10,2 procent, Niemcy 7,1 procent, Szwecja 5,8 procent i Czechy 9,4 procent. Współczynniki grup statystycznych wynoszą: Europa Środkowa i Wschodnia znów 2,0 procent, ale cała Europa aż 5,5 procent, a Ameryka Północna i Europa Zachodnia aż 6,1 procent.

    https://wpolityce.pl/swiat/314383-ostrzezenie-strategiczne-polska-ma-miejsce-85-w-swiecie-co-do-wyjazdow-na-studia-za-granice-65-co-do-przyciagania-studentow-cudzoziemcow?strona=1

    1. W łowieniu a raczej traceniu talentów jesteśmy na poziomie Madagaskaru, Konga i Kolumbii
      Takie zestawienia sa warte tyle co i nic..
      W USA jak i w UK „studiowanie” to jest sposob na wize. Ludzie nie przyjezdzaja studiowac do tych krajow bo sa „super uczelnie” – tylko w papierach studiuja zeby ich nie wyrzucili za drzwi.. pozatym „normalne studia” kosztuja w takim kraju tyle ze nie stac na nie nawet autochtonow a co dopiero przybyszow z biedniejszych krajow..
      W Polsce pracujacy imigranci sa praktycznie tylko zza wschodniej granicy i rzad ich nie wyrzuca, wiec wiekszosc nie bawi sie w zadne „krzakowe studia”, byle tylko miec wize studencka. Prosze sobie lepiej poczytac jak to wyglada w takim UK czy innym kraju anglosaskim USA, Australia itd..
      I prosze nie porownywac Polskich studiow z Afryka bo absolwent polskich studiow technicznych – jesli tam poszedl bo to lubi – moze zrobic kariere na calym swiecie(no moze poza budowlanka bo to w kazdym kraju jest „zabetonowany rynek pracy”). Studneci po afrykanskich uczelniach nie nadaja sie nawet do pracy przy przemyslowych obiektach ktore funkcjonuja w Afryce – trzeba sciagac specjalistow z Euorpy (Polakow, Bulgarow, Rumunow) – prosze rozeznac temat kto „utrzymuj w ruchu” instalacje przemyslowe w Afryce – w wiekszosci firmy Wloskie robiace specjalistami z Europy srodkowo-wschodniej. Zachodni specjalista ma dupie Afryke bo ma bezpieczne wysokie zarobki u siebie – europa srodkowa zostala zaorana przez „hegemona” jak zmieniali komune na „kapitalizm z socjalistyczna europejska twarza” wiec mozna wydrzec stamtad jakis specjalistow..

        1. Wytłumaczenia nie podejmuję się, ale może powód jest nadal ten sam (lub zbliżony), dla którego kumaty Polak jeśli w ogóle nie wyjedzie, to wcześniej czy później w Czechach rejestruje (i prowadzi) chociaż DG (no tak, jakby u nas było trudniej), w Czechach kupuje i przewozi bez żadnych zbędnych formalności głupi czarny proch (jakby u nas nie był bardziej przystępny, „legalny”). W końcu to w Czechach osobista broń palna jest postrzegana niczym jeśli nie jądrowa. W końcu robi licencję uprawniającą do pilotowania samolotów (jakbyśmy nie mieli własnych zasiedziałych pokoleniami leśnych dziadków mnożących kolejne przeszkody i żyjących dla kolejnych czynności administracyjnych – vide ULC). Normalność ?

  2. Mam wrażenie, że z artykułu i komentarzy bije niechęć do niespecjalistów. Stąd moje pytanie: co mają Ci niespecjaliści zrobić, skoro ich w Europie nie chcemy? Pozostać skąd pochodzą i zginąć? Pozostać w obozach w Turcji?
    Pytam, bo zarówno wpisy na blogu jak i komentarze, w ogóle się tymi mniej obdarzonymi ludźmi nie zajmują.

    1. A czy my wygladamy jak wrozki, zebysmy mieli wszystko wiedziec? W szczegolnosci nie wiemy jak inni maja sobie organizowac zycie, ale chcemy za to miec pewien wplyw na organizowanie naszego zycia. W szczegolnosci nie zgadzamy sie, zeby nam tutaj niespecjalistow zapraszaly jakies samozwancze guwernantki pokroju Barbary Lerner Spectre i jej mocodawcow.

      1. Nazwisko „Spectre” rzeczywiście brzmi nieciekawie w kontekście ostatnich przygód agenta 007 😉
        Ale czy nie byłoby Wam po tej rozpadzie UE po prostu szkoda, że np. już nie można pojechać w Tatry Słowackie z dnia na dzień? Albo do Pragi? I że trzeba być specjalistą, żeby w ogóle do sąsiadów pojechać?
        Mi osobiście będzie żal, jeśli przy rozpadzie UE nie wynegocjujemy ruchu bezwizowego.

        1. Oj, ulegasz propagandzie unijnej! Owszem, ruch bezwizowy jest postępem i nikt nie chce z tego rezygnować. Ale i nie musi. Tylko propaganda EU stara się sugerować że ruch bezwizowy jest fruktem unii ale to nieprawda. Szwajcaria, i parę innych krajów ma ruch bezwizowy od lat a nie jest w unii. Nie ma żadnej przyczyny dla której ruch bezwizowy trzeba by było znosić gdy EU padnie. Przecież i tak EU nie pilnuje swoich własnych granic! Owszem, zmienić się mogą wtedy prawa osiedlania się i pracy, ale to tylko plus.

          Podobna propaganda unijna dotyczy też wolnego handlu. Tutaj pewne zasługi unia owszem ma ale też nie przesadzajmy – wolny handel to sprawa bloku wolnego handlu a nie żadnych mrzonek o integracji politycznej nikomu nie potrzebnej. Nie ma też żadnych przeciwskazań ku temu aby po padzie euro imperium jego prowincje nie mogły wrócić do prekursora imperium którym był znakomicie działający własnie blok wolnego handlu.

        2. @Tummeq:”Mi osobiście będzie żal, jeśli przy rozpadzie UE nie wynegocjujemy ruchu bezwizowego.”

          Jedno z drugim nie ma nic wpólnego. Ruch bezwizowy, to układ z Schengen o swobodzie przemieszczania się w Europie, do którego nb. GB nie należy. Czyli Anglia jest w UE a może z dnia na dzień wprowadzić kontrole na granicach i wizy dla obywateli krajów UE.

        3. Powiedz mi Tummeq, jak to Jan Kochanowski zrobil w XVI wieku, ze pojechal na studia do Padwy, mimo ze UE jeszcze nawet w planach nie bylo?

        4. Propaganda UE jest bardzo silna, jeżeli udało się zasiać w ludziach przekonanie, że kilka suwerennych państw nie jest w stanie dogadać się między sobą bezpośrednio w sprawie ruchu granicznego i potrzebują do tego kosztownego pośrednika z Brukseli.

        5. Mam nadzieję, że przedstawiciele suwerena z Polski dogadają się z przedstawicielami suwerenów z innych państw ws. przemieszczania się. Mam nadzieję, że okażą się dobrymi szachistami z emocjami na wodzy. Ale niestety nie jestem tego taki pewien.
          Propaganda owszem jest silna – polega na tym, że wejście do Schengen, które otworzyło Polakom możliwość bezpaszportowego wyjazdu na weekend w Tatry Słowackie, odbyło się w tym samym momencie co wejście do UE. Dlatego obydwa wejścia są tak silnie kojarzone.
          @ „Takie Jeden Łoś”: nie rozumiem związku wyjazdów na studia z wyjazdami turystycznymi. To zupełnie inne kategorie – można zobaczyć na każdym blankiecie wizowym. Wydaje mi się jednak symptomatyczne podanie nazwiska naszego utalentowanego rodaka. Utalentowanym łatwiej się przemieszczać, bo są mile widziani za granicą. Przykład z życia: inżynierowie czy farmaceuci wzbudzają większe zaufanie u angielskich landlordów niż robotnicy niewykwalifikowani. Ja się tu pytam o mniej utalentowanych, choć może to nie najlepsze forum w tym celu.

          1. @Tummeq

            Z wikipedii:

            In Western Europe in the late 19th century and early 20th century, passports and visas were not generally necessary for moving from one country to another. The relatively high speed and large movements of people traveling by train (the closest modern analogy would be commercial supersonic flights) would have caused bottlenecks if regular passport controls had been used.Passports and visas became usually necessary travel documents only since World War I.

            Obawiam sie wiec, ze Kochanowski mogl sobie podrozowac gdzie chcial i jak chcial, a jedyna konieczna wiza byla kasiorka.

  3. @Cynik9

    Tym bardziej że nadpremier Morawiecki wypowiedział ostatnio także wojnę polskiej przedsiębiorczości zapowiadając likwidację korzystnej stawki liniowej 19% i wspólnego rozliczania się.

    Nie wiadomo ile z planow Morawieckiego wyniknie, bo dzis uplywa termin ultimatum postawionego Polsce przez Komisje Europejska zaniepokojona stanem praworzadnosci i demokracji w naszym pieknym kraju. A jak KE zacznie u nas praworzadnosc przywracac, to sie moze skonczyc jak 13.12.1981. Przywracanie praworzadnosci moze tez niestety wplynac na przeplywy mas 🙁

    1. Nie oszukujmy się. W tej sprawie UE nie ma szans w starciu z duetem Kaczyński-Orban. Stary szachista Kaczyński przewidział to i dlatego spotkał się z Madziarem w Zielonej Owieczce, gdzie wspólnie uzgodnili jak pokazać środkowy palec praworządności wg UE. Moim zdaniem UE nie ma środków, żeby te praworządność przywracać.

      1. Nie oszukujmy się. W tej sprawie UE nie ma szans w starciu z duetem Kaczyński-Orban. Stary szachista Kaczyński…

        Jeśli mamy się nie oszukiwać to problemem jest raczej totalitarny twór paneuropejski zwany unią, w stanie zaawansowanego rozkładu,  a nie aspiracje narodowe podporządkowanych mu prowincji. Miałbym też pewne wątpliwości co do tego „starego szachisty”… zwłaszcza z tym drugim członem… 😉

        Na koniec nie jestem całkiem przekonany czy to jest najlepsze forum do podnoszenia zalet „praworządności” w unii.

  4. generalnie (bo wyjątki się znajdą) specjaliści uciekają z krajów o niskich podatkach do krajów o wysokich podatkach 😛

    1. Nie bój nic, wszyscy w takim razie powrócą w podskokach jak Morawiecki obłoży wszystko stawką 90%, łącznie z powietrzem… 😉

        1. Sukcesu życzę w uciekaniu z Ameryki …:-) W Ameryce podatek wlecze się za nieszczęśnikiem przez całe życie, niezależnie od tego gdzie nieszczęśnik mieszka. Są tylko dwa wyjścia: a) powiesić się, i b) zrezygnować z obywatelstwa, co pokrewne jest „zdradzie”. To nie odczepienie się od fiscusa w PL i doczepienie się do fiscusa brytyjskiego. Tę jedną przynajmniej rzecz EU rozwiązała dużo lepiej niż hegemon.

          1. Rezygnacja z obywatelstwa jest jeszcze dodatkowo obłożona „Exit Tax” który systematycznie i coraz bardziej wzrasta. Bilet ewakuacyjny musi w końcu kosztować. Pomijam już ceremonię w najbliższej ambasadzie US która odbywa się w atmosferze w/w „zdrady”…

        2. Wtedy właśnie milionerzy wymyslili trusty i fundacje do zaparkowania majątków, w związku z tym nie płacili już nawet niskich podatków, przestali je płacić w ogóle, poza kilkoma ekscentrykami typu Buffet (który „zaledwie” optymalizuje ;)), którzy boją się, że ciemny lud się w końcu kapnie i znów będzie wieszanie na latarniach i doły z wapnem.

          Lepkie ręce rządu sięgają najwyżej do kieszeni klasy średniej i najuboższych, na papierze podatek może być i 1000%, co z tego, jeżeli beneficjent trustu czy inny prezes fundacji oficjalnie „nic nie ma”, odrzutowiec jest własnością fundacji, ziemia i kilka domów też są „służbowe”. Przy okazji załatwili tym sprawę podatków od spadków.

          1. Milionerzy mogli co najwyżej odkurzyć trusty, prastarą formę prawną w common law, pamiętającą czasy rzymskie. Jak rycerz (settlor) szedł na krucjatę zostawiał dla pewności swój majątek w truście zarządzanym przez trustee, z rodziną jako beneficiary… 😉

            Nie wiem też czy podniecająca socjalistów papka o „milionerach nie płacących podatków” nie wymaga pewnego komentarza. To czego nie płacą „milionerzy” to przede wszystkim idiotycznej socjalistycznej progresji podatkowej na „pracy”. Socjalistom nie wystarcza że gość zarabiający 10X więcej zapłaci 10X więcej. Ma płacić 20X więcej bo wymaga tego wyzszy próg podatkowy, inaczej jest „niesprawiedliwie”. A jak to gościa wkurzy to przyzna sobie akcje we własnej kompanii i pensję zero, którą socjaliści mogą sobie opodatkowywać do 100%. Względnie dywidendę, która opodatkowana jest zwykle liniowo, bez progresji. Nic dziwnego że socjaliści, jak pan nadpremier, zwalczają przedsiebiorczość bo własna firma to jedna z nielicznych dróg ucieczki z piekła podatkowego które chcą narzucić.

          2. Gdyby nie sukces państwowego szkolnictwa, może ktoś pamiętałby cytat „Przy największym państwa nierządzie najliczniejsze są prawa.” i wyciągnął z niego wniosek, że podatki powinny być przede wszystkim proste i zamiatania tego tematu nie należy próbować poprzez tworzenie nowych przepisów i nowych podatków.

            Ogólnie nie jestem w stanie zrozumieć, w jaki sposób lewica może gardłować za opodatkowaniem dochodu z PRACY, jednocześnie krzycząc, że jest przedstawicielem pracujących. Przecież to się kupy nie trzyma. Gdybym był przedstawicielem lewicy, zwalczałbym opodatkowanie pracy jak samego diabła.

          3. Paradoks

            „w jaki sposób lewica może gardłować za opodatkowaniem dochodu z PRACY, jednocześnie krzycząc, że jest przedstawicielem pracujących”

            Prawdopodobnie w taki sam sposób, w jaki z jednej strony lewicowiec „wyznaje” Darwinizm, ale z drugiej dąży do ograniczenia prawa człowieka do jego samostanowienia czy wyregulowania (najogólniej rzecz ujmując) każdej jego aktywności. Paradoksów jest więcej…

            Mnie bardziej ciekawi, jak mogą nie dostrzegać tej prostej przecież zależności ci, którzy dali i dają się wziąć pod skrzydła lewicy pozorującej troskliwą kwokę. I to za swoje pieniądze !

    2. zenek

      „generalnie (bo wyjątki się znajdą) specjaliści uciekają z krajów o niskich podatkach do krajów o wysokich podatkach”

      Jakieś przykłady tych, którzy uciekają tam, gdzie – jeśli dobrze zrozumiałem – wreszcie mogą mieć mniej… ? Dobrze zrozumiałem ? Pan wybaczy, ale ja nie znam nie znam takich specjalistów.

      1. wyższe podatki nie oznaczają że będziesz miał mniej
        jeśli uciekasz do Niemiec, a szczególnie do Danii to masz tam podatki (w stosunku do PKB) wyższe ale przeciez zarabiasz wiecej
        jeszcze raz wkleje ten sam wykres po raz kolejny
        https://www.bankier.pl/static/att/90000/2550746_podatkiUE2012.PNG

        zgodnie z przekonaniem większości wszyscy więc powinni uciekac na Litwę i Rumunię a oni durnie wolą do Szwecji gdzie państwo gdzie ich łupić na potęgę

        wniosek z tego taki że wysokie podatki ie sa problemem, o wiele wazniejszy jest poziom cywilizacyjny i gospodarczy danego kraju i jeśli on jest wysoki to nawet znacznie wyższe podatki nie przekreślają zalet
        inna sprawa ze wysoki poziom cywilizacyjny może miec związek z wysokimi podatkami bo z tych podatków jednak czasem się wybuduje niepotrzebny aquapark czy nadmiarowe oswietlenie ulic

        1. Pokój to wojna – pisał G.Orwell, o ile pamietam w „Rok 1984”. Im wyzsze podatki tym więcej masz – pisze {zenek} w roku 2016… Depardieu uciekł do wysoko opodatkowanej Rosji, mimo że mu ten socjalistyczny dron francuski, jak mu tam, obniżał podatki tak że zrobił z Francji raj podatkowy… 😀

          Mimo to widzę u {zenka} pewien postęp. Ludzie uciekają tam gdzie mają więcej, a nie tam gdzie mają mniej, i tu się zgadzamy. Nie wiem jak mogłem tego nie zauważyć! Wszystkie te miliony „uciekinierów” nie walą do Niemiec aby mieć mniej socjalu, lecz więcej! Dla jednych piekło podatkowe jest dla innych podatkowym rajem. Zwłaszcza gdy się podatków w ogóle nie płaci…

    3. @zenek
      … i z krajów jednolitych etnicznie do wielokulturowych …

      jakoś nic nie chce się układać wg teoryj autora … 🙂

    4. “generalnie (bo wyjątki się znajdą) specjaliści uciekają z krajów o niskich podatkach do krajów o wysokich podatkach”

      Ale ich nie płacą. Wykwalifikowany specjalista w DE rejestruje się jako 'Freiberufler’ (wolny zawód) i jak deko pokombinuje to płaci ok 20% podatku. Generalnie im większe piekło podatkowe tym większe voodoo trzeba odprawić. Może są gdzieś jacyś ludzie co za wszelką cenę chcą płynąć pod prąd i płacić więcej, ja takich nie spotkałem.

  5. gość

    „Apropo definicji – co to za “talent”? Raczej “wykwalifikowany robol” „

    Przyglądam się ludziom, którzy 20 rok „spędzają” w kilku polskich niemałych korporacjach technologicznych. Generalnie rzecz ujmując: nic się u nich nie zmienia. Zmieniają się technologie, które muszą opanować (opakowane w tychże „szkoleniach” i możliwościach „podnoszenia kwalifikacji”), „procedury” (b. ważne słowo w korporacji), zarządy, koterie, intrygi, pomysły na prezenty na święta a oni dalej w tym samym miejscu upudrowanym nową nazwą stanowiska na wizytówce. Część zasiedziała, część nadaaktywna. Ale wszyscy choćby nie wiem jak się starali, w zasadzie dalej tym samym wyrobniczym miejscu na szachownicy.

    Jeden, stosunkowo młody stażem, zapytawszy wprost o możliwości awansu, o którym tyle słyszał w czasie rekrutacji, został poinformowany, że możliwy jest obecnie awans… w poziomie. Może z symboliczna podwyżką.

    Dalej mili moi jesteście/jesteśmy ZASOBEM, słupkiem w excelu HR, linią na wykresie, która nieubłaganie za jakiś czas przetnie się w czyjejś korporacyjnej analizie z inną bardziej dynamicznie zmieniającą się linią, co zaowocuje koniecznością (okiem HR) zatrudnienia jeśli nie młodych, to nowych, zdolnych do błyskawicznego… „podniesienia kwalifikacji”. I to ASAP.
    Tak to jest zorganizowane.

    Gniją w PL fundamenty. W PL nadal opłaca się przewalić cysternę spirytusu, oleju napędowego to nawet na papierze, opłaca się zorganizować karuzelę VAT, opłaca się wprowadzić do obiegu spożywczego sól drogową, wybudować stadion za 2mld PLN czy najdroższe w EU autostrady… Ale uruchomić R&D, które choćby nawet pozbierało talenty, istniejące na rynku patenty do kupy i wypluło (albo i nie – różnie bywa) rozwiązanie przynajmniej leżące obok rozwiązania „rewolucyjnego”? No way! Dopóki to szlifowanie diamentów, jakby nie było TALENTÓW intelektualnych, sprowadzi się do ordynarnego przyuczenia do nowych obowiązków służbowych, do wdrożenia i utrzymania nowej technologii, dla niepoznaki nazwanej „rozwojem” – nie szukałbym możliwości „rozwoju” w PL.

    1. @Stanisław Anioł

      'Dalej mili moi jesteście/jesteśmy ZASOBEM, słupkiem w excelu HR’

      Można być świadomym słupkiem. Jest opcja nabrania doświadczenia przez parę lat w korporacji i świadomy start z własnym biznesem. IMHO taka opcja ma większe szanse powodzenia niż startup zaraz po studiach. Przy takim planie warto nawet znieść upokorzenie bycia zasobem.

      1. Łapa

        „Jest opcja nabrania doświadczenia przez parę lat w korporacji i świadomy start z własnym biznesem”

        Opcje jakieś zawsze są… odważnych z różnych powodów zawsze mniej.
        Ja (żeby nie szukać daleko przykładu) po zakomunikowaniu we firmie, że definitywnie odchodzę, usłyszałem jeno gremialne a szczere „A CO Z {moim} KREDYTEM???”
        Dotarło do mnie, co zaciągnięte zobowiązania (i to na lata) potrafi zrobić ze sposobem postrzegania.

    2. @SA:”Część zasiedziała, część nadaaktywna. Ale wszyscy choćby nie wiem jak się starali, w zasadzie dalej tym samym wyrobniczym miejscu na szachownicy.”

      Hmm, nigdy nie pracowałem w korporacji ale często dla korporacji. Jak mnie ktoś z tego światka uświadomił, to w takich firmach pracownik na stanowisku kierowniczym czy dyrektorskim poświęca 3/4 swojego czasu i wysiłku żeby utrzymać się na tym stanowisku. Taki dyrektor też jest „zasobem”. Często wykonywaliśmy prace, które pozwalały komuś w korporacji wykazać się i zwiększały jego szansę na awans. Nasz zysk polegał na zwiększaniu szans na wygranie kolejnego kontraktu z (bogatą:) firmą.
      Wielu ludzi z branży IT nie lubi pracować w dużych firmach. Znam przypadki, że jak mała firma zbyt urosła albo została przęjeta przez większą, to się zwalniali i szli do innej, mniejszej.

  6. Apropo definicji – co to za „talent”? Raczej „wykwalifikowany robol”, wyssie się go z soków życiowych, i jak biologicznie czy psychicznie pęknie, to dostanie kopa w tyłek od korpo i następny. Da Vinci to był talent, Albert Einstein, a nie jakiś programista, który cały wolny czas spędza na naukę nowych frameworków, mód programistycznych typu „kontenery odwrotnego sterowania” czy innych pierdół i marzy o pracy w Google – dziękuję za taką definicję.

    1. Jeśli „wykwalifikowany robol” nie jest nie jest skończonym durniem i w porę się kapnie, to zawinie swój tobołek i wyniesie się w z takiego toksycznego miejsca. Mój kuzyn po kilku latach zasuwania w pewnej krakowskiej firmie i braku sensownego awansu, zawinął się do w pierwszej kolejności do Szwajcarii ;-), a był w tej branży pierwszym specjalistą z Polski. Długo tam nie zagrzał miejsca. Ostatnio jak go widziałem opowiadał o widoku z biura na firmowy katamaran. Teraz mieszka w Polsce, szefa ma w Dubaju. Raczej nie narzeka na życie w Polsce. 😉

      G.F.

      1. Goldfinger

        „Jeśli “wykwalifikowany robol” nie jest nie jest skończonym durniem i w porę się kapnie, to zawinie swój tobołek i wyniesie się w z takiego toksycznego miejsca”

        Właśnie mam podejrzenie nieuzasadnionego szafowania tutaj pojęciem „talent” i podczepieniem doń zwykłych specjalistów… np. IT, medycyny, technologii, produkcji.
        Typowy „talent”, to jednak okazuje się mentalnie szeregowym pracownikiem najemnym. Stopień wyspecjalizowania nie ma przecież fundamentalnego znaczenia.

  7. Gospodarzu!

    Dlaczego Walonowie zablokowali CETA? Co to z nami teraz będzie?

    Sprawdziłem z ciekawości jakie „korzyści” utraci Polska na braku tej umowy z Kanadą. i oto co mi wyszło”

    „Głównym polskim towarem eksportowym do Kanady są surowe skórki z norek. Z tego kraju sprowadzamy m.in. części silników turboodrzutowych i silników turbośmigłowych i samoloty.”

    https://canada.trade.gov.pl/pl/wymiana-handlowa/co-kupic-a-co-sprzedac/8940,handel-z-polska.html

    W 2015 jest nie lepiej:

    https://canada.trade.gov.pl/pl/wymiana-handlowa/180031,polsko-kanadyjska-wymiana-handlowa-w-2015-roku.html

    Wiem, że amerykańskie filie firm w Kanadzie przebierają nóżkami za tą umową, ale co my z tego będziemy mieli? Sprzedamy im kawę Inkę?

    G.F.

  8. miliony emigrantów ekonomicznych w europie w zamyśle mają i zmienią obraz wyborczy w europie na korzyść socjalistycznego rozdawnictwa. teraz najważniejsze jest
    8 listopada dzień największego fałszerstwa w historii.
    https://theeconomiccollapseblog.com/archives/it-is-happening-again-voting-machines-are-switching-votes-from-donald-trump-to-hillary-clinton
    cel fałszerstwa jest jeden.
    elity potrzebują wojny celem rozwiązania problemów gospodarczych.Ważnym punktem w wojnie z makroekonomicznego punktu widzenia jest to, że jest to bardzo duży bodziec fiskalny ilość ofiar nie ma znaczenia.
    Teraz zadłużenie krajów rozwiniętych, według MFW, osiągnęło szczyt od czasów drugiej wojny światowej.https://b1.vestifinance.ru/c/236868.640xp.jpg
    Ale inwestycje osiągnęły najniższy poziom od tego samego okresu.
    https://b1.vestifinance.ru/c/236870.640xp.jpg
    Coś podobnego widzieliśmy w Stanach Zjednoczonych w 1930 roku., A Wielka Depresja została prawie zakończona tuż po wybuchu II wojny światowej. To II wojna światowa przyczyniła się do rozwiązania problemów gospodarczych, ponieważ doprowadziła do ogromnego deficytu wydatków.
    nowa wojna światowa będzie jedynym sposobem, aby uratować gospodarkę. zaostrzająca się retoryka wojenna okrążanie Rosji przez NATO wysyłanie polskich żołnierzy na wojnę w Dombasie, polityka sankcji gospodarczych to tylko przygrywka

    —-
    MOD: okay, a teraz MOD chciałby się dowiedzieć co to ma wspólnego z tematem wpisu?

    1. dla MOD który zadał pytanie a teraz MOD chciałby się dowiedzieć co to ma wspólnego z tematem wpisu?
      miliony ludzi z południa mają być wyborczym koniem trojańskim. wyborcami glosującymi za zabieraniem tubylcom i rozdawaniem im.bo skoro przyszli to im się należny.jednostki utalentowane w zwartej zbiorowości zamiast samodzielnie się wybić w pełni korzystają z grupy plemiennej czy rodzinnej budując z niej silny zmotywowany elektorat wyborczy. władza w tym przypadku staje się zakładnikiem grupy etnicznej. zrobi wszystko to tylko kwestia czasu. koszty tubylców nie grają roli.
      w USA głosy za Clinton to takie właśnie grupy etniczne zagrożone wizja zatrzymania rozdawnictwa i polityką ukrywania migracji

    2. jeśli popatrzeć na to co się dzieje w okolicy to raczej gwarantuje wygranie wyborów przez rzady prawicowo-socjalistyczne, takie jak u nas, na fali lęku przed imigrantami – nie widzieliśmy chyba żadnego przypadku żeby rzad sprzyjajacy imigrantom cieszył się czymkolwiek w rodzaju poparcia społecznego

      1. Nic bardziej mylnego! Rząd taki mamy w Niemczech, dla każdego z otwartymi oczami do sprawdzenia. Rząd bezdyskusyjnie sprzyja emigrantom, a mimo to CDU jest ciągle największą partią, przyciąga grubo ponad 30% głosów, a Angela przymierza się do czwartej kadencji. Myslałby ktoś że po CDU i po Angeli powinno być dawno pozamiatane po tym bajzlu ale ktoś by się bardzo mylił. Pozory mylą.

    3. marcinkrys

      „Teraz zadłużenie krajów rozwiniętych, według MFW, osiągnęło szczyt od czasów drugiej wojny „

      ” To II wojna światowa przyczyniła się do rozwiązania problemów gospodarczych, ponieważ doprowadziła do ogromnego deficytu wydatków.”

      Wojna doprowadziła do… deficyty WYDATKÓW ? A to ciekawe.
      Absurd, za absurdem i absurdem pogania… jakbym słyszał pana zenka.

      Przemilczę alarmistyczny ton i pocieszę pana, że – jak uczy historia – żadna „nowa wojna” nie była podobna do poprzedniej.

      Z zamieszczonych przez pana wykresów wynika zaprzeczenie tego, co pan wyłuszczył:
      szczyt zadłużenia publicznego przypada na… koniec wojny w Europie. Dopiero PO ZAKOŃCZENIU WOJNY zadłużenie spada, aby w ok. 1975 osiągnąć minimum.
      Do A.D. 1939 zadłużenie też… spada.

  9. Z tymi Niemcami to bym nie dramatyzował. Wzbogaczacze kulturowi przemysłu nie rozwiną ale też Bosh czy BMW się nagle do Singapuru nie przeniesie. Okazji biznesowych dla ludzi wykwalifikowanych jest tam masę a stawki biją na głowę te w Kaczystanie. Przez 3 lata zagranicznej kariery zawodowej (33% w DE) tylko raz zdarzyło się że polski rekruter potraktował mnie poważnie. Najczęściej podawanie stawki na poziomie 70% zachodniej kończyło się odpowiedzią 'pana potencjalny szef tyle nie zarabia’. Jak nie odkręcą śruby lub nie zamkną granic (przy zapowiedziach odnośnie systemu podatkowego to drugie wydaje się bardziej prawdopodobne) to nic ludzi wykształconych nie zatrzyma. W końcu potrafią liczyć.

    Moją obserwacją jest że wśród programistów w Rzeszy ~80% tych najlepszych to element napływowy: Latynosi, Żydzi, Słowinie. W Berlinie ciężko porozmawiać w pracy po niemiecku 🙂 Takich imigrantów tylko pozazdrościć. W PL, w branży, ponoć zaczynają pojawiać się Ukraińcy. Jeśli nic się nie zmieni to szybo przeskoczą jedno-dwa oczka na zachód.

    1. W Berlinie ciężko porozmawiać w pracy po niemiecku 🙂 —– to żadna niespodzianka, może trzeba wziąć z sobą samouczek arabskiego? 😀

      Ciekawe rzeczy piszesz ale ciągle mam wrażenie że w Niemczech mamy jakąś zasadniczą dyskrepancję która w swoim czasie rozwiązana zostanie siłowo w tę stronę lub w inną. Być może wiedzą coś czego my nie wiemy. Kraj nie może importować milionami obcego materiału etnicznego i pozostać sobą, IMO. Interesujące posty polskiej „jasnej masy” – specjalistów IT głównie – mogą nie być najbardziej reprezentatywne ponieważ chodzi tutaj o elitę, młodą i dynamiczną, tradycyjnie prowadzącą życie nomadów, od jednego ciekawego kontraktu do drugiego. Nie wiem ilu z tych ludzi po okresie „burzy i naporu”, sukcesie finansowym, stabilizujących się i zakładających rodziny gdzieś w okolicach 30-ki, ceteris paribus wybrałoby Niemcy ponad kraj anglosaski jako miejsce osiedlenia się. Sądzę że na przykład szkoła czy przedszkole z przewagą elementu islamskiego, o czy pisze Buschkovski w NeuKoelln ist ueberall, byłaby dla wielu nie do przyjęcia. Ale może się mylę…

      1. o takie running joke 😉go
        Pozdrawiam z Albionu w tym temacie mimo „duzo” lepszych „nominalnie” ofert z kraju Goetehgo od specjalisty od ERP gdzie roboty zawsze jest wiecej od ofert minimalna liczbe liczbe mieszkancow Jungle from Calias..

      2. Osobiście znam kilku ludzi którzy w Rzeszy się osiedlili. Niemcy są spore i dużo zależy od miejsca. Sam mieszkałem w Saksonii i tam jest OK (nie wiem jak długo). O wiele lepiej niż w Londynie, gdzie afryka centralna i bliski wschód okraszone są polską imigracja klasy C.

        Sam dorosłem do stabilizacji. Zwiedziłem kilka krajów anglosaskich, jedynie antypody wyglądają zachęcająco. Daleko to jednak i jeśli komuś zależy na kontakcie z rodziną w Europie sprawa się komplikuje. USA to nie miejsce do założenia rodziny, w UK za dużo elementu napływowego, masa pseudo-specjalistów z Indii. Szału nie ma.

        Obecnie koncept który mi się krystalizuje to firma-wydmuszka pozyskująca zlecenia w Niemczech, fizyczny pobyt gdzieś w monokulturowym kraju w EU z rozsądnym opodatkowaniem (Do czasu uśmiercenia 19% dla jednoosobowej DG PL potem pewnie CZ)

        1. Do czasu uśmiercenia 19% dla jednoosobowej DG PL potem pewnie CZ —-

          Pan nadpremier Mateusz z pewnością to przeczyta i weźmie sobie do serca… 😉 Może nawet wprowadzi specjalną opłatę za monokulturowość, o charakterze taksy klimatycznej 😀

  10. Ale ktos pociol te komentarze… qrka a taka fajna dyskusja byla…

    —-
    MOD: Bardzo wątpliwe aby ktoś tutaj „pociol” komentarze… nie robimy tu takich rzeczy… 😉

  11. Nie mogę doczekać się socjalistów, przywiązujących ludzi do kraju za pomocą ustawy antykułackiej, czy innej patriotycznej. Ludzie migrują? Zabronić!! 😉

    1. Da się to zrobić ustawą, jak wszystko w socjalizmie. Każdy studiujący na państwowej uczelni zobowiązany jest do odpracowania studiów w kraju przez n lat, w przeciwnym razie kraj wystawi mu rachunek na pierdyliard bazylionów za wspaniałą usługę edukacyjną.

      Myślę, że przy obecnym poziomie pojęcia o etyce i percepcji „prawa”, bez problemu da się to zastosować wstecz, a dyspozycyjne sądy to klepną bez szemrania, bo po to są, żeby klepać cokolwiek, co państwo wymyśli.

      Jak studiujących do zgolenia nie wystarczy, zawsze można odebrać wszystkie świadczenia dziadkom i rodzicom, których dzieci pracują za granicą. Przecież to logiczne, nie pracują na ich emerytury, a takie jest załozenie tego systemu, nieprawdaż? I bez wątpienia sprawiedliwe społecznie.

      1. To zależy, z której strony na to patrzeć. Jak jesteś beneficjentem systemu (przykład, który widziałem wielokrotnie: skończyłeś elitarne liceum i przeszedłeś całą drogę do doktoratu przed trzydziestką, a potem wybywasz na zachód jako specjalista, nie iteresuje cię życie i budowanie tutaj niczego), to możesz mieć wszystkich i wszystko w d., ale jak jesteś szaraczkiem, który płaci podatki i skończył typową edukację bez fajerweków, i ten cały bajzel utrzymuje, nie jest za bardzo beneficjentem netto (raczej na pewno nie jest, chyba że kręci na boku), i tak naprawdę nie ma widoków, żeby stąd wybyć, to on może mieć nieco inne zdanie na ten temat, zwłaszcza jak np. zachoruje 🙂

        1. Nie jest absolutnie jasne z tej wypowiedzi na jaki konkretnie temat „szaraczek” ma czy może mieć „nieco inne zdanie”. Może wytłumacz jaki ma on konkretnie problem:

          że ktoś zrobił doktorat a on nie? że ktoś wyjechał a on nie? że wyjechał nie płacąc za studia? czy że po prostu ktoś nie chce być szaraczkiem w socjalizmie?

          1. Normalnie – mój pomysł: edukacja wyższa i część średniej (elitarne licea, w których poziom w porównaniu do normalnej szkoły jest jak z kosmosu – a wszystko i tak utrzymywane z podatków) powinna być płatna dla wszystkich, najlepiej sprywatyzować wszystko jak leci, każdy może podejść do trudnego egzaminu wstępnego (nawet bez matury!), materiały, przykładowe zadania, zakres egzaminu są dostępne za friko na stronie www uczelni, podobnie jak stare egzaminy i jakiś symulator tegoż, jak się gość dostanie, to już czekają na niego firmy, firemki, korporacje ze stypendium, albo płaci sam za studia – w ten sposób nikt nie ma do nikogo pretensji ŻADNEJ. Inaczej dzielimy ludzi na beneficjentów i frajerów, a beneficjenci zawsze mają w d.pie frajerów. Zresztą jest więcej zalet takiego rozwiązania. Jak rząd chce więcej np. lekarzy, to funduje swoje stypendia, ale wtedy taki lekarz jest uwiązany x lat w kraju. Proste.

          2. Zgadza się. Ja bym w dodatku rozważył program preferencyjnego finansowania studiów dostępny wszystkim chętnym na pewnych kierunkach, w zamian jednak za pewne commitment pracy w kraju przez pewien czas.

          3. cynik9

            „Ja bym w dodatku rozważył program preferencyjnego finansowania studiów dostępny wszystkim chętnym na pewnych kierunkach”

            Proszę poczytać o programie „kierunków zamawianych”.

          4. „Kierunki zamawiane” to była porażka totalna, sam widziałem organoleptycznie na własne oczy. Na informatyce studenci „zamawiani” byli lepiej traktowani, chociaż przyjmowali ich z tego samego chowu (konkurs świadectw czy coś takiego), wielu z nich zakończyła edukację po dwóch semestrach (normalka na tym kierunku), a studenci „zwykli” mieli za złe „zamawianym”, że im się otwiera „zamawiane” specjalistyczne kursy (np. Cisco), na ktore ci pierwsi nie mieli wstępu (chyba że było miejsce, a nie było). Patologia. Ile ich było tych studentów? 20 rocznie chyba.

          5. Świetny pomysł z płatną edukacją. Właśnie wymyśliłeś system, który może w najbliższej przyszłości wysadzić finansowo USA, ludzi, którzy zapłacili za studia, które są g. warte, i dług, który na to zaciągnęli będzie się za nimi ciągnął do końca życia. Co śmieszne wcale nie gwarantuje to dobrej pracy po „studiowaniu”. Zupełnie jak w Polsce.

            Może i jestem skażony socjalizmem, ale twierdze, że ludzie w masie są kompletnymi durniami, i rolą państwa jest zapewnienie takich rozwiązań by przez swoje podejście nie zrobili na starcie krzywdy własnym dzieciom.

            Przykład: wywiadówka w szkole mojego dzieciaka i konflikt między dyrekcją a rodzicami. Okazało się, że podzielono dzieciaki na dwa poziomy zaawansowania nauki języka angielskiego. Mniej więcej po równo, po jakimś czasie grupa zaawansowana zmalała o połowę i przeniosła się do grupy początkującej kompletnie dezorganizując naukę. Teraz część rodziców chce by wymieszano grupę zaawansowanych i niezaawansowanych razem, by klasy były mniej więcej równe. Dla jednych poziom będzie zbyt łatwy i będą się nudzić, dla drugich będzie to zbyt trudne i będą opóźniać ogół. Problem powstał dlatego, że część rodziców stwierdziła, że pani zbyt dużo wymaga i „krzyczy” na dzieci. Nie ma tu problemu odpłatności, część płaci za dodatkowe korepetycje. Płacenie za korepetycje nie przenosi się na postępy nauki angielskiego u dzieciaka, każde ma swoje tempo przyswajania wiedzy.

            Klepisko ma być równe dla wszystkich. Dzisiejszy model szkoły wymyślili i wdrożyli Prusacy, był to projekt militarny, który miał przygotować rekruta, potrafiącego logicznie myśleć i wykonywać rozkazy, a po przesianiu część dzieciaków będzie doskonałymi urzędnikami, robotnikami, nauczycielami. Każdy ma mieć szansę, by być wyłowiony z tłumu i to mimo tego że jego rodziców z jakiś powodów na to nie stać. Boisko ma być równe. Cały świat to powielił, bo to działa. Za pomysły z bonem edukacyjnym i wyścigiem, która szkoła jest najlepsza Karl Freiherr vom Stein zum Altenstein minister Jego Wysokości Fryderyka Wilhelma Pruskiego wtrącałby dziś do tiurmy. I to nawet niektórych noblistów. I nie mówcie, że nie działa, bo działa, absolutyzm oświecony przez jakiś czas świetnie działał, przynajmniej lepiej niż I RP.

            Teraz dam link do Fijora, a co.

            https://www.fijor.com/blog/2014/12/11/jak-szkola-oglupia-i-deprawuje-od-ponad-200-lat/

            Jestem za, bezwzględnym odsiewaniem, na każdym poziomie tych, którzy się nie nadają, ale najpierw zapewnienie im wszystkich środków i wszelkiej pomocy w rozwoju. Egzaminy na studia powinny być mordercze, by wydawać pieniądz podatnika na naprawdę warte tego jednostki. Zwłaszcza, że płacenie na powszechną edukację w podatkach zmusza wesołków pod tęczową flagą na dołożenie się do przyszłych płatników ich emerytur.

            Reszta, jak ma bogatych rodziców i tak załapie się do Ivy League, po wcześniejszym, starannym przygotowaniu przez prywatnych guwernerów. Jeśli nie, to tatuś zawsze może zafundować nową salę wykładową na Harvard, to przyjmą każdego głąba.

            G.F.

          6. Mam trudności w złapaniu o co Ci chodzi. Jesteś zasadczniczo za czymś? Czy przeciwko?… 😀

            1. Po pierwsze wsadzasz bezceremonialnie „edukację” do jednego worka, raz się wyjątrzając na amerykańskie studia a zaraz w drugim akapicie na szkołę podstawową w PL. Masz trudności w zaobserwowaniu różnicy?

            2. Studia w USA to jest kopanie zdechłego konia, takie samo jak służba zdrowia tamże. Wszystko fatalne, pierońsko drogie, do chrzanu. Tyle że jak przyjdzie co do czego to każdy modli się aby właśnie tam się załapać a nie gdzieś indziej. Wydaje się więc że zamiast komunałków warto czasem spojrzeć na rzecz z pewną wnikliwością. Przede wszystkim amerykańskie studia są inaczej zorganizowane. Owszem, oficjalna metka z ceną jest wysoka, ale nie wszędzie. Jednostki wartościowe zawsze się na coś załapią, chociażby przez rozpowszechnioną tam a nieznaną w EU formę grantów wszelkiego rodzaju, niekoniecznie nawet związanych z kierunkiem studiów. Mam znajomych którzy przeszli niezwykle drogi prywatny uniwersytet Stanforda na grancie sportowym. Jeżeli kandydat rokuje spore nadzieje to uniwersytet sam zaproponuje pewną asystę. Dwa, dal mieszkańców np. Kalifornii sieć uczelni stanowych University of California, łącznie z Berkeley, dostepna jest, a przynajmniej była za czesne mocno zredukowane (nie dla osób spoza stanu). Owszem, są jeszcze inne koszty, ale te gigantyczne sumy płacane „za studia” dotyczą w pierwszym rzędzie sytuacji o której wspominasz – gdy bogaty tatuś uprze się aby swoją pociechę z IQ=20 mimo wszystko przepchać przez Stanford… 😉

            W Polsce uniwersytety nie są Stanfordem, ale też koszty edukacji są niewielką frakcją edukacji tam. Podobnie jak w reszcie Europy. Czesne w NL jest coś rzedu €3k rocznie. Nie wiem czy to wszystko kryje ale jak prężny absolwent, kończący studia w teminie z długiem zagregowanym powiedzmy €30k, robi z tego problem to niech mnie nie rozśmiesza. Jak jest dobry to dostanie 2x więcej na pierwszej job. Nie wiem więc co takiego zdożnego byłoby gdyby polski absolwent, konczący studia bez innych kosztów, miał wybór: wyjeżdza to musi dług spłacić ratami, nie wyjeżdza dług w transzach jest darowany.

            Powtarzanie „równego boiska” jest zagrzebywaniem głowy w piasek, jak ci którzy płacą łapówki w szpitalu żeby załapac się wczesniej na zabieg konstytucyjnie bezpłatny, tyle że za 5 lat. Równe boisko – najrówniejsze z równych – to takie w którym każdy rodzic otrzymuje dokładnie ten sam bon edukacyjny warty tyle samo (zasadniczo tyle ile koszty edukacji per capita) i posyła pociechę gdzie mu się podoba. Nie wiem co może być bardziej fair niż to.

          7. Ja tam nie wiem nic o USA, ale wiem jak to jest u nas. Jest źle, bedzie jeszcze gorzej. Płatne prywatne studia (wszystkie), płatne prywatne elitarne szkoły średnie to jest właśnie „równe boisko”. Inaczej elita (także finansowa) zapewnia sobie na koszt podatnika najlepszą możliwą edukację i najlepsze kierunki studiów, a kasę jaka im zostaje inwestuje w drogie korki, tak, że dzieciak w wieku 17-18 lat jest poliglotą z ceryfikatami i międzynarodową maturą (pamiętacie młodego, 18-letniego Michnika?). Reszta biednych frajerów dostaje marne okruchy drugiej świeżości z pańskiego stołu, za który muszą ostro bulić dwa razy (czesne i podatki, dodatkowo dojazdy) i jeszcze są narażeni na podśmiechujki ze strony tych pierwszych. Niech płacą wszyscy, a nie bogaci kosztem biednych się kształcą – bo taki stan faktyczny mamy! A podatki na ten szczytny cel zostają u ludzi w kieszeni, do rozdysponowania wg. własnego uznania. Apropo – być może mogłoby to wyglądać tak, jak mandaty w Szwecji. Do tego studentów jest i tak za dużo, a kadry naukowo-dydaktycznej nie przybywa – poziom spada, studenci po informatyce nie umieją programować! Zrobili gdzieś tam na wydziale matematycznym „sprawdzam!”, i wyszło na to, że nasi kochani żacy, przyszli matematycy, a matematyka to królowa nauk, ci ludzie „mordo ty moja” mają problem z zadaniami z 5-tej klasy szkoły podstawowej!!! A w takim tłumie 150 osób na wykładzie ciężko się czegokolwiek nauczyć, wynieść coś z zajęć.

          8. gość

            „Inaczej dzielimy ludzi na beneficjentów i frajerów, a beneficjenci zawsze mają w d.pie frajerów.”

            Kto dzieli ? Kto każe dzielić ? Co stoi na przeszkodzie, aby pan JUŻ TERAZ dostał się na „bezpłatną” (oraz poważną) póki co uczelnię, a potem zajął się skonstruowaniem, budową i wdrożeniem sztucznego serca, ale takiego które 1:1 zastąpi to chore ? Albo „środek na łysienie” – majątek gwarantowany dla kilku pokoleń w przód ! … w najgorszym wypadku wypiął pierś do korporacyjnych orderów (w PL lub gdziekolwiek na świecie) ? Gdzie jest problem, jeśli to takie proste ? Bo ton wypowiedzi każe domniemywać, że z jakichś sobie znanych powodów postawił się pan po tej gorszej stronie… i tak już zostało.

            „taki lekarz jest uwiązany x lat w kraju”

            Znajomy absolwent pewnej wojskowej uczelni, chcąc po studiach podjąć pracę w firmie poza strukturami MON, przed takim dylematem został postawiony – państwo nie popuściło. Być może słusznie…?

          9. Wszystko to fajnie, wszystko się zgadza, ale jest gdzieś taki system działający na większą skalę? Ktoś to przetestował i działa? Bo to podobnie, jak z niewidzialną ręką rynku lub prawdziwym komunizmem – jest wspaniały koncept, a rzeczywistość skrzeczy 😉

          10. cynik9

            „że ktoś zrobił doktorat a on nie? że ktoś wyjechał a on nie? że wyjechał nie płacąc za studia? czy że po prostu ktoś nie chce być szaraczkiem w socjalizmie?”

            …że faktycznie jest po prostu leniwy i nie chce mu się ruszyć pośladków, bo mu się nie chce. Po prostu nie chce.

            Tzw. „beneficjenci systemu” od gościa pana bloga obrywają li tylko rykoszetem, jako pierwsi z brzegu, z tłumu, szeregu niewiadomych jakie przyniósł płynny i niepewny czegokolwiek świat.

            Chodzi o to, że kogoś stać a kogoś nie stać. Kogoś stać „chwilę potem na nowego VW Garbusa i wycieczki po Europie, na których strzela sobie sweet focie i umieszcza na IG” a kogoś nie stać na IG. Proszę zwrócić uwagę, że gość ani słowem nie jęknął, gdzie leży źródło jego problemów, które odrobinę bardziej doświadczony czytelnik nazwie po prostu… frustracją. Co gorsze – w zwyrodniałej formie prowadzącej do tego, że kiedyś „szaraczek” ów, który nie „wybył na zachód” a „ten cały bajzel utrzymuje” {a przynajmniej werbalnie tutaj utrzymuje, że w realu utrzymuje} przyjdzie do pana po „swoje”. Być może nawet w wyniku fachowego zagospodarowania politycznego przez jakiegoś Ilicza naszych czasów.

          11. Głodny sytego nie zrozumie, to jasne jak słońce. Słyszał Pan coś o „wyuczonej bezradności” czy też „dziedziczeniu kapitału kulturowego”? Ja tu nie widzę żadnych beneficjentów na blogu (raczej zmotywawanych samouków z inicjatywą, którzy potem obrastają w piórka), może się nie ujawniają. Widziałem za to w real life zdolnych doktorantów wykształconych za państwowe pieniądze (często z dziada pradziada ludzi z odpowiednich rodzin), ktorzy potem robili papa i tyle ich widziano. Nad takim człowiekiem na studiach roztaczana jest odpowiednia opieka kosztem innych studentów (prosze poczytać Suworowa), to już nawet zaczyna się od liceum, a on potem zawija pakunki i jedzie w siną dal. Spoko – rób to za swoją kasę, a nie na koszt kogoś (podatnika i normalnego studenciaka, studia na kierunkach technicznych i matematycznych są 4-5 razy droższe per capita niż na humanistycznych). Inna rzecz – moim zdaniem nie wszyscy nadają się na specjalistę-„talent”, skupianie się tylko na takich ludziach, a olewanie tej reszty która je szczaw i mirabelkę, to jest IMO małe nieporozumienie, zalatuje korwinowszczyzną, która powoli staje się na szczęście passe 🙂

          12. Ja tu nie widzę żadnych beneficjentów na blogu —- bardzo słusznie i na całe szczęście! Bo inaczej autor mógłby się jeszcze zastrzelić i byłoby po blogu… 😀
            Nie wątpię jednak że jeżeli otworzymy tutaj sklep monopolowy „pod 2GR” to „beneficjenci” tłumnie się zjawią. Aby dziedziczyć kapitał kulturowy, oczywiście… 😉

          13. gość

            „Korwinowski plan zagospodarowania przestrzennego “jak nie jesteś silny, to zdychaj” jakoś mi nie odpowiada”

            Die klassische propaganda.

            Proszę pana. Generalnie chodzi o to, aby to pan był faktycznym dysponentem owoców swojej pracy – panem swoich pieniędzy. Cały majątek może pan przeznaczyć już teraz przeznaczyć na ratowanie słabych i „zdychających”. I to bez czekania na JKM. Korwina póki co nie ma (nawet nie zapowiada się), zatem może się pan też uprzeć, aby już teraz być „słabym” oraz „biednym”.

            „Głodny sytego nie zrozumie”

            Dlatego wszystkich głodnych osobiście zachęcałbym, aby się „nasycili” (w granicach i na podstawie obowiązującego prawa).

            „Słyszał Pan coś o “wyuczonej bezradności” czy też “dziedziczeniu kapitału kulturowego”?”

            Słyszał. Proszę się nie obrazić, ale za każdym razem nie myślę o niczym innym jak czytam pana wypowiedzi.

            „Spoko – rób to za swoją kasę, a nie na koszt kogoś”

            Bingo. Wychodzimy na prosta – dokładnie tego „chce” pan z muszką ! 🙂 Też zastanawiam się, dlaczego prości skromni robotnicy, którzy statystycznie nigdy nie skorzystają z dobrodziejstw jakie niesie nasza „darmowa” kultura (kina, teatry, biennale,…) mieliby być przemocą obciążani kosztami subwencjonowania instytucji kultury.

          14. „Dlatego wszystkich głodnych osobiście zachęcałbym, aby się “nasycili” (w granicach i na podstawie obowiązującego prawa).”

            Większość w tym kraju fortun powstało „na lewo”, typowo: ktoś się doczłapał do państwowego kurka (jakiś UBol czy SBek, albo TK) czy rurki i ssie. Albo oszukał kogoś, w granicach prawa (tak, tak! :)). Na pochyłe drzewo… 😉

            „’Słyszał Pan coś o “wyuczonej bezradności” czy też “dziedziczeniu kapitału kulturowego”?’

            Słyszał. Proszę się nie obrazić, ale za każdym razem nie myślę o niczym innym jak czytam pana wypowiedzi.”

            Słyszał, ale nie zrozumiał 😉 Nie obrażam się, bo dlaczego niby, ale jak można wmawiać komuś, komu zmieniła się chemiczna równowaga w mózgu, ma chroniczną depresję którą leczy flaszką (bo go nie stać na psychoterapię 150 złoty sesja 5x w tygodniu, i psychotropy), a pamięć gadzia i mięsniowa ma zaprogramowane złe nawyki, że taki ktoś jest „leniwy”, a człowiekowi który o tym raczy wspominać – że jest „lewakiem”, to ja nie wiem… że wystarczy tylko chcieć tak, jak w kiepskich Hollywoodzkich filmach, a Wszechświat nam pomoże – być rzutkim, dynamicznym, sprawnym, zaradnym.

            „Generalnie chodzi o to, aby to pan był faktycznym dysponentem owoców swojej pracy – panem swoich pieniędzy.”

            Jak chcesz zacząć wszystko od nowa, tylko o własnych siłach self-made-manie, to ja proponuję Księżyc… potem się dogadamy, jak już zaczniesz tam kręcić biznesy, jak spłacisz koszty dostarczenia Cię tam i swojego startu w życie 😉 ;DDDDDD Bosz, Korwinowcy nigdy nie zrozumią… Też kiedyś byłem Korwinowcem apropo.

          15. człowiekowi który o tym raczy wspominać – że jest “lewakiem”

            Problem z człowiekiem jest taki że człowiek jest lewakiem nie dlatego że o czymś wspomina lecz dlatego że chce to leczyć przy użyciu portfela innych.

            to ja proponuję Księżyc… potem się dogadamy,

            Problem jest taki że lewak nawet za Księżyc którym chce kogoś uszczęśliwić każe płacić innym. Dlatego optymizm że się z nim kiedykolwiek dogadamy wydaje się mocno przedwczesny. 😉

          16. NASA i wyprawy kosmiczne, Korpus Pokoju, badania podstawowe, Dolina Krzemowa, Internet, wygranie IIWŚ, rewitalizacja Japonii po IIWŚ, masowe szczepienia i wiele, wiele innych rzeczy/instytucji/leków/technologii/itp. – to wszystko powstało „przy użyciu portfela innych”, tj. wolnej energii spożytkowanej przez wybraną przez lud, silna władzę polityczną. Księżyc/Mars czeka… 😉 😀

          17. Dolina Krzemowa… to wszystko powstało “przy użyciu portfela innych”,

            No widzisz, wkrótce dzięki 500+ nic a tylko będziemy się potykać po Doliny Krzemowe w Polsce… ;-D

          18. @gość

            Zapomniał Pan o drobnym szczególe –

            wygranie IIWŚ – wie Pan kto sponsorował rozpętanie tego festiwalu? Hitler nie zebrał funduszy na kampanię wyborczą ze sprzedaży obrazów… Bolszewicy też nie byli utalentowanymi artystami i stąd finansowali „rewolucję wielkiej szczęśliwości dla każdego” (nota bene dokładnie to samo insynuuje Pan między wierszami – bądźmy wszyscy równie „szczęśliwi”). Smutne, że zmasowaną kradzież nazywa Pan eufemistycznie to wszystko powstało “przy użyciu portfela innych”, tj. wolnej energii spożytkowanej przez wybraną przez lud, silna władzę polityczną.. Ja swoją wolną energię chowam daleko od złodziei. Nie ważne czy na ustach mają szlachetne słowa o „wielkiej szczęśliwości dla każdego”. Ja nie lubię jak mnie ktoś uszczęśliwia na siłe. Może Pan lubi?

            I po raz kolejny przypominamy, że zorganizowane państwo kiedyś nie istniało, a ludzie wyszli z jaskini… Ale gdyby wtedy był socjal, ludzie wyszliby z jaskini szybciej? Po raz kolejny zacytuje klasyka i zapytam – czyli gdyby nie tzw. państwo / silna władza polityczna to „nie byłoby niczego”?

            Widać propaganda zdziałała cuda. Ludzie uwierzyli, że gdyby nie „system” edukacji, opieki zdrowotnej, policji, społeczeństwa pogrążyłyby się w chaosie, epidemiach i anarchii.

  12. odnośnie artykułu:
    Niemiecki finansista Hubert Königstein obliczył ile to kosztuje podatników niemieckich utrzymanie uchodzcę z bliskiego wschodu, który ma 4 żony i 23 dzieci.Okazało się nie mniej niż 30 tysięcy euro miesięcznie.
    Co ciekawe, Königstein podkreśla, że ​​jeśli masz taką dużą rodzinę w Syrii, od państwa nie dostaniesz nic. Podczas gdy w Niemczech, w za 4 żony i 23 dzieci, można uzyskać 30 tysięcy euro miesięcznie. Lub 360 360 euro rocznie.
    Kwota miesięcznego zasiłku jest równoważna średniemu „netto” wynagrodzeniu w wysokości 2 tysięcy 461 euro miesięcznie którą otrzyma 12,2 młodych pracowników niemieckich.
    95.5 młodzi niemieccy pracownicy co miesiąc „dają” syryjskiej rodzinie równowartość 2292 roboczogodzin, czyli 458 dni roboczych.

    nie trzeba dodawać, że to polacy w setkach niemieckich montowni i zakładów zlokalizowanych w Polsce są ta tanią siłą roboczą która subsydiuje utrzymanie raju w niemczech.
    polskojęzyczny rząd obozowych kapo pilnuje tubylców by turalo na muzułmański raj kierując wściekłość tubylców na drugorzedne tematy bo przecież Arbeit macht frei

    1. Śmiejemy się z Niemców na drodze ku kalifatowi brandenburskiemu ale nie należy przesadzać z tą „tanią siłą roboczą” w Polsce gdyż przyjdzie tutaj {zenek} i znajdzie zaraz proste rozwiązanie: z taniej siły roboczej zrobić drogą, najlepiej jednym dekretem rządowym. Potem podkręcić podatki do 90% i osiągnąć wreszcie „dobre życie”…. 😀 😀

      „Tania siła robocza” nie jest przyczyną czegokolwiek, jest skutkiem.

      1. w chwili gdy powszechna staje się nadprodukcja a jednocześnie automatyzacja coraz mniej ważna staje się siła robocza a coraz ważniejszy staje się konsument
        jeszcze nie nadszedł moment w którym konsument jest ważniejszy od robola ale on nadejdzie w ciągu kilkunastu lat pewnie

        inna sprawa że konsument powinien być cywilizowany by prawidłowo spełniać swą rolę

        1. Yes! Właśnie czekałem kiedy zaproponujesz tę innowację: likwidację uciążliwej instytucji interview na pracownika i zastapienie jej interview na konsumenta… 😀 😀

          Interview na konsumenta (co pan dotychczas kupywał? co by pan chciał jeszcze kupic? jakie techniki kupowania zna pan…. :-D) jest niezbędne aby konsument się ucywilizował! Konsument niecywilizowany może zacząć jeszcze zadawać głupie pytania jak na przykład za co ma to nabywać… 😀 😀

          1. no wielu imigrantów woli gwałty i rozboje zamiast grzeczne kupowanie za socjal który ciocia merklowa im daje

          2. No, przynajmniej raz się zgadzamy! Dlatego własnie trzeba ucywilizować tego „konsumenta”, jak proponujesz. Tyle że jest to strata czasu więc „cywilizowana” będzie cała reszta: że gwałt odtąd jest sex, rozbój jest przedsiębiorczość, a powiedzenie jak jest naprawdę to rasizm.

          3. jest niezbędne aby konsument się ucywilizował!
            Przypominam za Bareją, że najlepszy konsument jest w krawacie. Konsument w krawacie jest mniej awanturujący się ))))

    2. Smutne to, że na to robi polak w oplu za 700e brutto, a rząd jest jeszcze z tego dumny 🙁

    3. No jeśli maja tego jednego uchodźcę z 23 dziećmi to super, ale do ciężkiej cholery to tylko jeden (no albo jakaś nowoczesna forma statystyki pana Naukawca Huberta) i nie bardzo widzę jak ta rodzina miała by pograżyć cały naród…
      I nie przesadzajmy z tym ratunkiem z polskiej strony, nasi tani robotnicy sa u nich tym samym czym u nas Ukraińcy – nie słyszałem żeby tu ktokolwiek wyskoczył z teoria że to ukraińscy robotnicy sa zbawieniem dla Polski. Miejta trochę rozsadku ludzie, zostawcie Niemców w spokoju i pomożcie sami sobie – skoro Polacy sa tak świetni to czemu w kraju nie moga sobie dobrobytu zapewnić?

      1. skoro Polacy sa tak świetni to czemu w kraju nie moga sobie dobrobytu zapewnić? —- dobre pytanie, zawadzające jednak o szerszą tematykę!

        Myślę że chodzi o pewien dziedziczny defekt DNA który objawia się chronicznym brakiem zmysłu państwowego i związaną z tym nieumiejętnością do rządzenia się. Przykładowo, po pozbyciu się z wielkim trudem obcych wojsk które okupowały go przez 50 lat tylko kraj idiotów mógłby ochotniczo sprowadzać sobie nowe obce wojska na kark, starające się wbrew jego witalnym interesom skłócić go z sąsiadami i narażające go na egzystencjalne niebezpieczeństwo.

        1. Obce wojska skłóciły nas z sasiadami? Hmm ja tam sie z żadnym sasiadem nie kłócę, to problem rzadu że łatwiej im wszystkich obrażać niż być partnerem w interesach, ale czy to na pewno obce wojska ich obsadziły na stanowiskach?

  13. Ja do PL nie wroce na pewno. Wyjechalam 3 lata temu do kraju anglosaskego. Mam juz swoj dom (na wklad wlasny uzbieralam wylacznie praca tutaj, bez ruszania oszczednosci jakie mialam w Polsce) i ciekawa prace, jakiej raczej w Polsce nie znajde. Ostatnio head-hunter proponowal mi powrot do Polski jako jeden z peerkow podajac „budzet szkoleniowy 5 tys rocznie na co tylko chce”. Hmn to jest 1/6 oplaty za moje miejsce parkingowe przy firmie (tez rocznie). To porownanie najlepiej oddaje „podejscie to talentu”.

    Niestety w Polsce nie ma zadnego kapitalu a na pewno nie ma kapitalu ktory pozwoli sobie „zatrudniac talenty”. Tu mam mozliwosc pracowac przy innowacjach, rozwijac sie i tworzyc IP dla mojego pracodawcy. W Polsce moja egzystencja ograniczala sie do kilku srednich krajowych w „shared services center” za pisanie kodu i wklepywaniu timesheeta do MS Project, bez poczucia ze to co sie robi ma jakikolwiek sens i ze swiadomoscia ze jest sie wylacznie „drogim resourcem”. I niestety wyglada na to, ze z uplywem czasu ta dychotomia miedzy losem specjalisty w Polsce a w kraju anglosaskim bedzie sie tylko poglebiac.

    1. Witam serdecznie przedstawicielkę „talentu” i gratuluję sukcesu!

      Ciekawe jest że dla specjalistów magnesem są z jakichś powodów kraje anglosaskie z których trzy są poza unią a czwarty własnie z niej wybył… A jednak to unia, z Barosso na czele, ogłaszała kiedyś dzielną strategię wyprzedzania Ameryki i w ogóle. Zapewne przy pomocy mas ciemnych…

    2. Również witam i serdecznie gratuluję 🙂

      Podpinam się pod wątek. Raz, że zupełnie inna kasa, ale to juz wiemy. Jak już człowiek ma kasę, to dociera do niego coś innego. Headhunterzy z polski tak daleko odlecieli, że stracili kontakt z realnym światem. Kiedyś mieli przewagę informacyjną – teraz łatwo zdobyć informacje o zaletach i wadach, kosztach i perkach życia w innym kraju. OK, oni tylko realizują zamówienia pracodawców, do których nie docierają podstawowe fakty.
      To mentalność – w firmie czuję się jak ceniony zasób a nie jak koszt. Pozwala wprowadzać swoje projekty, daje na nie czas i pieniądze, nawet jeśli to tylko eksperyment. Robię opis, pitch jak wszystkim zrobię dobrze i wio 😉
      Pozwala jeździć po konferencjach i opowiadać o tym. Odwiedzać inne, egzotyczne, oddziały, szkolić ludzi. Jeśli trzeba, na latanie po świecie jest wysokości 30% dobrej inżynierskiej pensji w polsce, brutto 😉

      W polskiej firmie słyszałem, że w polsce też są ciekawe konferencje, i zamiast jechać do Las Vegas można do Krakowa. Bo tam tak naprawdę nie ma nic ciekawego.
      Że za dużo kosztuję. Czy tego co chcę kupić krytycznie ważnemu klientowi nie można kupić na allegro, używanego? A że bez supportu? I co z tego, koledzy 10 lat nie mają supportu krytycznych urządzeń i jakoś sobie radzą.

      A nowe technologie to widziałem na obrazku. Tu je tworzę, czuję że mam na coś wpływ i że o czymś decyduję. Niedawno dostałem pod skrzydła juniorów i misję – 'help them to grow’. Genialne zajęcie.

      (Koszty życia z kosmosu, żeby nie było zbyt różowo, ale się na nie zarabia. Dyspozycyjność maksymalna.)

      1. Ja również gratuluję sukcesu.

        Dodam, że koszty życia w Polsce w stosunku do średnich zarobków też są jak z kosmosu.
        Wystarczy przejrzeć w internecie ceny nieruchomości, zdrowego jedzenia, podstawowych usług typu wizyta u dentysty itp., abstrahując w ogóle od kosztów wychowania dzieci.
        Oczywiście, ja wiem, że wszystko można zorganizować „po taniości”, ale to też jest kosztem zdrowia i rodziny.

        Osobiście zaczynam zauważać wkoło siebie problem nie tylko z drenażem specjalistów. Ludziom, tym bardziej po programie 500 plus, nie opłaca się już pracować za najniższe stawki. Może jedyną dobrą stroną tego programu było obnażenie żenująco niskich zarobków w Polsce, w szczególności pracowników niewykwalifikowanych.Sytuację ratują jeszcze Ukraińcy, a j.rosyjski/ukraiński coraz częściej słyszę na ulicy, w sklepie, restauracji. Mówcie co chcecie, ale jeżeli człowiek utrzyma się w Polsce za 1500 zł (bez pomocy bliskich, po prostu za miesięczne zarobki) to dla mnie przestaje być pracownikiem niewykwalifikowanym i ma specjalizację z kreatywnej księgowości 😉

        A wracając do specjalistów, moje doświadczenie wskazuje, że trudno jest nie tylko o człowieka z twardymi umiejętnościami, ale po prostu o ludzi, którym chce się coś więcej niż tylko odbębnić swoje 8 godzin. Trudno o ludzi z wysoką kulturą osobistą, z etyką, o ludzi, którym chce się np. dokształcać. Inna sprawa, jak się dokształcać gdy po opłaceniu rat kredytu musisz się liczyć z każdym groszem do pierwszego ? a dla pracodawcy, jak to elegancko ujął przypadkowy ziomek, jesteś kosztem a nie zasobem, więc zaproponuje Ci szkolenie z time managementu z trenerem wewnętrznym 🙂

        1. „Sytuację ratują jeszcze Ukraińcy”

          Oni ją jeszcze pogarszają tworząc presję płacową. Teraz Polakowi który odmówi pracy za 2000 na rękę można powiedzieć, że na jego miejsce znajdzie się Ukrainiec. W związku z tym napiszę słowo wyjaśnienia:

          1. niskie płace to zwiększanie konkurenyjności eksportowej i możliwość zwiększenia inwestycji.
          2. model niskich płac był używany na początku drogi każdej potęgi przemysłowej

          ale

          3. w krajach które odniosły sukces model niskich płac był tymczasowy, ponieważ dalszy rozwój opierał się na technologii. Przykład: bardziej się opłaci puścić na pole traktor niż najmitów orzących pole za miskę ryżu. Gospodarka oparta na taniej sile roboczej szybko osiąga kres możliwości rozwoju, w dodatku jest stale podcinana przez międzynarodówkę nędzarzy – to oznacza dążenie wynagrodzeń do poziomów wynagrodzeń dziecka szyjącego kszulki w Bangladeszu.
          4. niskie płace = mały, płytki rynek wewnętrzny, a co za tym idzie nieopłacalność wielu biznesów nastawionych na działanie w kraju.

          „Ludziom, tym bardziej po programie 500 plus, nie opłaca się już pracować za najniższe stawki. Może jedyną dobrą stroną tego programu było obnażenie żenująco niskich zarobków w Polsce”

          Niby jak ma się nie opłacać. Rzuca nisko płatną pracę by zostać przy jałmużnie 500zł? Bez sensu. Oficjalna idea programu to zwiększenie dzietności. Dziwnym trafem PiS daje jałmużnę, ale z drugiej strony pilnuje by płace w Polsce nie rosły (presja płacowa Ukraińców). Morawiecki mówił o planowym ściąganiu setek tysięcy Ukraińców, mówi się nawet o milionach.
          Program 500+ nie był przygotowany z myślą o Polakach, ale o Ukraińcach, Wietnamczykach, Arabach, murzynach…
          Pracować będą Ukraińcy i Wietnamczycy.
          Z tym, że Ukraińcy mają jedną zasadniczą wadę. Rząd Światowy uznał za stosowne rozbudzać w nich nacjonalizm, a polski nacjonalizm dusić. Ukraina to w III RP święta krowa. Za kilka lat będziemy mieć w III RP prężną społeczność ukraińską wpływającą na wyniki wyborów. Już teraz w sejmie zasiaduje syn zbrodniarza z Wołynia. Przysięgę zakładał w ludowej koszulinie ukraińskiej. Będzie takich więcej.
          „sytuację uratują” jak Turkowie w Niemczech.

          1. PS. Chodzi o to, że normalność i przewidywalność zarobków jest bodźcem do posiadania dzieci. Jeśli mam wybierać między krajem nędznych płac i 500+, a krajem bez 500+, ale z normalnymi płacami, to wybieram ten drugi.
            500+ oczaruje tylko ludzi migrujących do Polski z krajów jeszcze biedniejszych.
            W ten sposób „narodowy” PiS kolejny raz przechytrzył swoich wyborców.
            (co nie jest aż tak trudnym zadaniem)

          2. Czy rozwój gospodarczo-społeczny, krajów o których Pan wspomina, opierał się tylko na technologii ? A niskie podatki, stabilność pieniądza, przewaga własności prywatnej, stabilność polityczna etc nie mają znaczenia ?
            Choć ja uważam, że tak naprawdę rzecz sprowadza się do typu mentalności ludzi w danym kraju. Jakiś czas temu na blogu Cynika pojawił się link do filmu Brexit the movie, porównującego Szwajcarię z UK Zapadała mi w pamięć jedna scena z tego filmu. Jakiś szwajcarski ekonomista wypowiadał się, że za sukcesem Szwajcarii stoi dopasowanie się polityków do żądań wyborców ponieważ „here the people know better”. Tylko czy w Polsce jest inaczej ? Nie mieszkam na wsi, jednak byłam zdziwiona jak wiele osób z mojego otoczenia (wykształceni ludzie, z dużych i średnich miast, klasa średnia) głosowało na PiS. Okazuje się, że dla wielu ludzi 500 czy 1000 dodatkowych złotych to dużo. Dużo osób chodzi też do kościoła i słucha niedzielnych kazań miejscowego proboszcza. Pan patrzy na świat z perspektywy własnych doświadczeń i pragnień, jeżeli mogę to tak ująć. To błąd, który i ja popełniłam. Nieprawda, że bodźcem do posiadania dzieci jest normalność i przewidywalność zarobków. Może nim być również wiara w Boga, albo konserwatywne poglądy na rodzinę, zakładające, że dzieci są zobligowane zająć rodzicami na starość, więc im ich więcej tym lepiej. Te motywy mogą być naprawdę różne, bardziej lub mniej racjonalne.
            Co do Ukraińców, niekoniecznie musi tak być. Ukraińcy nie mają innych brzuchów niż Polacy i też pragną normalnego życia dla siebie i swoich rodzin. Dlaczego mieliby wybrać Polskę zamiast Niemiec, Norwegii itd. ?

            Jednak wpis Cynika jest o „talentach”, a zboczyliśmy trochę z tematu 🙂 Talentem może być np. znajomość hydrauliki. Kto wie, może za jakiś czas warta więcej niż umiejętność programowania (jeżeli naprawdę wprowadzą naukę tej dziedziny do szkół i okaże się, że mamy 1000 programistów, ale tylko 1 hydraulika). W końcu społeczeństwo nie składa się z samych lekarzy, pracowników sektora IT czy ekonomistów, choć wiele osób zdaje się o tym zapominać.
            To co ja zauważam wkoło siebie to duże wymagania pracodawców w Polsce, w stosunku do tego co oferują. Stąd ucieczka i hydraulików i programistów. Pracodawca chce mieć dyspozycyjnego, młodego, kreatywnego człowieka, z konkretnymi umiejętnościami. Nie piszę o znajomości angielskiego czy obsłudze komputera bo to standard i takie braki są postrzegane jako analfabetyzm funkcjonalny. Chodzi o to, że wykształcenie kogoś kto naprawdę dysponuje takimi umiejętnościami ,a nie tylko je deklaruje, to konkretny koszt, nawet nie zawsze finansowy. Po co inwestować w coś co nie da zysku tzn. na przykład pracy za pieniądze, które pozwolą się Panu/Pana rodzinie rozwijać ? A w Polsce to coś (czy to studia/nauka języków obcych/ języków programowania itp) nie daje dobrego zysku, nie pozwala na rozwój i tu jest problem. Jak pisała AI, pracodawca nie może lub nie chce zaproponować nawet pieniędzy za które człowiek może przysłużyć się rozwojowi firmy. W jej obecnej pracy budżet 5000 PLN nie starczy nawet na pokrycie kosztów parkingu.

          3. za sukcesem Szwajcarii stoi dopasowanie się polityków do żądań wyborców ponieważ „here the people know better”. Tylko czy w Polsce jest inaczej?

            Nie tylko w Polsce! Ale jest niestety całkowicie inaczej! Nie ma w tym żadnego paradoksu, nie chodzi tu o PiS/religię, ani nawet o PL vs zagranica. Chodzi o autentyczną decentralizację władzy w systemie demokracji bezpośredniej w CH – jedynym który działa. W unijnym cyrku nie ma niczego takiego jak „żądanie wyborców” ponieważ wyborca nie dochodzi po prostu do głosu, wbrew „wyborom” i wycierania sobie buzi „demokracją”. Głosowanie na „listy” układane przez partyjnych kacyków jest zaprzeczeniem procesu w którym wyborca może sformułować swoje „żądanie” w uporządkowany sposób i trzymać potem wybranych polityków accountable.

            Takie coś, powiedzmy otwarcie, byłoby anatemą dla rządzących elit w całej unii i każdy krok w tym kierunku będzie torpedowany i wygaszany, tak jak referendum o JOW-ach w PL. Tym większe uznanie trzeba mieć dla elit brytyjskich że w ogóle dopuściły do przebłysku demokracji w Brexicie i jego werdykt uznały. Na marginesie – myślę że gdyby UK miało system demokracji bezpośredniej typu szwajcarskiego to do Brexitu prawdopodobnie by nie doszło ponieważ pewne emocje i pewne frustracje wentylowane byłyby na lata wcześniej, dając czas na ich akomodację w drodze oddolnego consensusu, bez czekania na wybuchu wulkanu.

          4. Zyski z technologii nie mają ograniczeń. Only the sky is the limit. Natomiast zyski z zaoferowania wynajmu proli mają wyraźny limit. Jest nim liczba proli wykonujących prace pomnożona przez stawkę prola z 3 świata. Normalne państwa uciekają od modelu taniej siły roboczej. Państwa nienormalne toczą zażarte walki, niczym meksykańscy nielegalni przed pickupem pracodawcy.
            Polska została Meksykiem i aby utrzymać swój meksykański status zastępuje Polaków Ukraińcami.
            Chiny Meksykiem właśnie być przestają. 20 lat to czas po jakim zaczyna procentować zgromadzony kapitał i technologia. Co zrobił bękart okrągłego stołu przez 25 lat? Nic. III RP nie jest znana z żadnej technologii.

            W komentarzach było coś o Skandynawii. Skandynawię stać na socjal, bo na badania i rozwój przeznacza 3% PKB. Stąd bierze się potem konkretna kasa. Jak wydać taką kasę to spór ideologiczny, ale związek technologii z zamożnością jest oczywisty.

          5. Ja rozumiem, że ważne jest kto liczy głosy, a nie na kogo się głosuje. Chodziło mi raczej o to, że PiS swoimi obietnicami wyborczymi „dopasował” się po prostu do oczekiwań wyborców.
            Przyznaję, że nie śledzę sceny politycznej Szwajcarii, więc z ciekawości odwiedziłam stronę Szwajcarskiej Partii Ludowej. Mają ładny slogan „Pour que la Suisse reste la Suisse” (Aby Szwajcaria pozostała Szwajcarią). Generalnie chcą walczyć z imigracją i azylantami, ale podobała mi się ich „maskotka” – bernardyn sikający na formularze podatkowe 🙂 Widać w Szwajcarii popularne są antyimigracyjne hasła. W Polsce ludzie chcą 500 plus, obniżenia wieku emerytalnego i brakowało tylko bernardyna, który zrobi porządek z podatkami. Nic nowego, że politycy mówią to co chcą usłyszeć wyborcy, czy w CH czy w PL. Problem w tym, że wyborcy nie chcą słyszeć słów pana Morawieckiego o tym, że 500 plus = 20 mld kredytu. Nie chcą lub nie potrafią myśleć o konsekwencjach, czyli o spłacie kredytu wraz z odsetkami. O ten typ mentalności mi chodziło. Jakoś Szwajcarzy odrzucili dochód gwarantowany. W Polsce „dochód gwarantowany” na każde dziecko został przyjęty z entuzjazmem.

            Ktoś przy okazji tej dyskusji zadał dobre pytanie: skoro Polacy są tak świetni to czemu w kraju nie mogą sobie dobrobytu zapewnić? Nie zgadzam się z Panem jeżeli chodzi o defekt DNA 🙂 Chyba, że ma go cała Europa. Sam Pan przecież napisał powyżej, że oprócz Szwajcarii w całej UE nie ma niczego takiego jak „żądanie wyborców”.
            Jest za to w Polsce takie powiedzenie „jesteś głupi bo biedny, a biedny bo głupi”. Problem w tym, że horyzont intelektualny wielu osób ogranicza widok pieniędzy, bo myślą tylko o tym jak związać koniec z końcem. Pamięta Pan sprawę ministra Nowaka i jego zegarka za bodajże kilkanaście tyś złotych ? Ludzie się tym podniecali jakby nigdy nie widzieli dobrego zegarka. Specjalnie nie piszę drogiego. Ci ludzie drogich zegarków chyba naprawdę nie widzieli.
            Ludzie, których nie interesują problemy gospodarki i polityki w ich kraju zawsze będą przeżywać jaki zegarek nosi minister, a nie to co mówi i jakie to ma dla nich konsekwencje.

            Żałuję, że nikt z przedmówców nie opisuje również szerszej perspektywy swoich wyborów. To prawda, że wyjazd wykształconych, inteligentnych ludzi osłabia kraj. Nikogo to nie obchodzi ? W końcu do głosowania w ostatnich wyborach nie poszło około 50% uprawnionych, to też to czymś świadczy.
            To rzeczywiście temat rzeka, tym bardziej, że od przyjaciół słyszę różne opinie dot. życia i pracy za granicą. Wcale nie pracują na zmywaku i nie zawsze są to opinie pozytywne, choć tak, pieniądze są zazwyczaj lepsze.

          6. Niby jak ma się nie opłacać. Rzuca nisko płatną pracę by zostać przy jałmużnie 500zł? Bez sensu.

            Bardzo proste i z sensem! Ta „jałmużna” to różnica między zgłoszeniem się do kopania rowu czy jakichś prostych prac polowych bądź lesnych a nie zgłoszeniem się. Między jakimkolwiek doświadczeniem pracy za pieniądze, a siedzeniem na d. i pobieraniem socjału. Cała wieś może być teraz bezrobotna, byle by „dzieciata”, a nie uświadczych chętnych do jakiejkolwiek pracy.
            Wiejska tablica ogłoszeń zawiera obecnie wyłącznie obwieszczenia w którym okienku i kiedy pobrać mozna jaki socjał.

          7. I dobrze, kopanie rowów, hałdownicy itp. tj. pokolenie biednych pracujących bardzo powoli, ale jednak, odchodzi w tym kraju do lamusa. Inna rzecz, że nawet do kopania rowów masz mikro-kopareczkę i operatora, który robi to szybciej, taniej, lepiej. W Niemczech po szkole średniej biorą dzieciaki na praktyki czy staże do np. Airbusa i widzisz potem lasie o urodzie co lepszej polskiej blachary z kolczykami na twarzy, w nosie, która lutuje elektronikę albo składa elektronarzędziami w klimatyzowanej, przestronnej, dobrze osietlonej hali coś-tam, stać ją chwilę potem na nowego VW Garbusa i wycieczki po Europie, na których strzela sobie sweet focie i umieszcza na IG – to rozumiem taką robota, ale nie to co tutaj jest w Polsce, że człowiek zapierdziela jak niewolnik, nic nie ma tak naprawdę z życia, a w wieku 50 lat wygląda na 70, bo miał pecha urodzić się tu, a nie gdzie indziej.

          8. Wycieczki do Airbusa są może fajne ale fakt nie podlegający dyskusji, do którego odnosiła się przedmówczyni, jest taki że 500+ odebrał ludziom chęć do wykonania jakiejkolwiek pracy. Rozdawnictwo forsy bezrobotnym za rozmnażanie się jest szkodliwą aberracją korodującą tkankę społeczną. 500+ powinno być wyłącznie dodatkiem dla już pracującego, nigdy jego dochodem głównym. Inaczej petryfikujemy socjalistyczną patologię bez końca, dla której wycieczki do Airbusa nie mają po prostu sensu. Dziecko widzące przez całe swoje dzieciństwo obijających się rodziców na socjalu wyrobi w sobie co najwyżej chęć wizyty w sklepie monopolowym.

          9. „fakt nie podlegający dyskusji, do którego odnosiła się przedmówczyni, jest taki że 500+ odebrał ludziom chęć do wykonania jakiejkolwiek pracy.”

            Nie jakiejkolwiek, tylko pracy do d… , takie coś, co to nadaje się może tylko dla więźniów, emigrantów zarobkowych, OHP czy studenciaków lub uczniów (stacje benzynowe, Żabka, McDonald) – praca raczej sezonowa, niskopłatna, brak możliwości jakiegoś awansu czy rozwijania się, tylko poleganie na prostych zasobach biologicznych pracownika, większość z tego może już zrobić automat czy maszyna. Jaka płaca, taka praca – byliśmy krajem tanich roboli i optymalizacji podatkowej międzynarodowych korporacji, ale to się zmienia. Poza tym jak finansista czy przedsiębiorca „się optymalizuje” to jest OK, ale jak prosty człowiek upraszcza sobie życie to nie, bo co wolno wojewodzie, to nie tobie niewolniku.

            „500+ powinno być wyłącznie dodatkiem dla już pracującego”
            „Inaczej petryfikujemy socjalistyczną patologię bez końca”

            Nie mamy socjalizmu w Polsce, bo to co ja tutaj rozumiem że ma być socjalizm, to widziałem w państwach nordyckich/skandynawskich i Kanadzie. Ja proponuję wycieczkę do Polski B albo na Górny Śląsk, tam gdzie polikwidowali PGR-y i pozamykali kopalnie i są karteczki na witrynach sklepowych czy tablicach korkowych typu „praca, ale nie dla górnika”. Widoki niekiedy post apokaliptyczne, wcale się nie dziwię, że ci ludzie piją.

            „Rozdawnictwo forsy bezrobotnym za rozmnażanie się jest szkodliwą aberracją korodującą tkankę społeczną”

            Za pożyczony/wydrukowany papier masz 2 czy 3 dzieciaki, a lepiej już wydać pożyczone na to, niż na biurwę albo do kieszeni jakiegoś cwaniaka typu Kulczyk. Providenty bankrutują, kupowanie na zeszyt odchodzi w przeszłość, wielu z tych ludzi po raz pierwszy spędziło wakacje nad morzem (albo w ogóle jakiekolwiek wakacje) albo kupiło sobie 15 czy 20 letniego grata z instalacją gazową, żeby sobie poszukać pracy – dla mnie to jest rewitalizacja tkanki społecznej i kurczenie się wysp biedy i nędzy, do tego wokół tego stworzy się „biznes dziecięcy”, bo gdzieś te graty trzeba naprawiać, instalacje gazowe montować, pieluchy sprzedawać… Apropo Airbusa – w Polsce we Wroclawiu kiedyś był EZN i sobie dzieciaczki stamtąd rzut beretem chodziły, składały i lutowały do do/w ElWro, potem przyszedł niemiecki Siemens i „nic już nie było”.

          10. wielu z tych ludzi… kupiło sobie 15 czy 20 letniego grata z instalacją gazową, żeby sobie poszukać pracy

            Jeżeli z poważnego forum sobie podśmiechujki urządzasz to przynajmniej  śmiejmy się razem!!! 😀

            Bezrobotni, a raczej nigdy-nie-robotni za socjał kupują sobie samochód aby szukać pracy… ha, ha, ha. Pierwszą potrzebą gościa który nic nie umie, nic nie potrafi, i nigdy nie miał żadnej pracy jest kupić grata aby jej poszukiwać… ha, ha, ha. Chyba pracy w sklepie monopolowym, najlepiej nad morzem… ha, ha, ha

            Niedługo pewnie urządzą sobie tym samochodem wycieczkę do Airbusa, nie sądzisz? Panie airbus, daj mi pan job. Dołu wprawdzie wykopać nie umiem ale to przecież „brak awansu, rozwijania się”, i w ogóle praca „tylko dla więźniów”… 😀

          11. cynik, przecież jako dr ekonomii (jak mniemam, imho ekonomia to nie jest prawdziwa nauka, każdy może zrobić sobie taki doktorat, nawet jak studiował kosmetologię, a nagroda Nobla z eko to jest tylko z nazwy LOL) zapewne nie płacisz (albo płacisz minimalne) podatków, więc co cię tak uwiera, że sobie gość, ktory nie odziedziczył żadnego kapitału kulturowego (ale odziedziczył biedę, <> i złe nawyki, bo człowiek to suma jego nawyków) sobie pojedzie na pierwsze w życiu wakacje, pójdzie do dentysty czy 20 letnim VW na gaz odwiezie dziecko do przedszkola? jakieś złe doświadczenia z takimi ludźmi ;)? „Zły dotyk boli przez całe życie”. Przecież wielu ludzi bajecznie bogatych w tym kraju to dno (a wystarczy papier Wyższej szkoły Europeistyki w Ciechanowie filia w Koluszkach i odpowiedni kolega, żeby być biurwą), które wie tylko z kim wódkę pić albo z kim chodzić na dziwki, może czep się tamtych jak np. słynna Pani urzędniczka z W-wy. Socjalizm w tym kraju jest, ale chyba w wersji „prywatyzujemy zyski, uspołeczniamy straty”.

          12. Drogi {gościu}, dwie rzeczy:

            Po pierwsze, jedziesz po bandzie nieświadomy może tego że jest to prosta droga do bycia wywalonym z tego forum pronto. Moja pozycja może Ci się podobać lub nie podobać, możesz JĄ nazwać jak chcesz, od genialnej do bzdury. Bez obrazy. Mam zresztą wrażenie że jej specjalnie nie dzielisz do czego masz pełne prawo. Od tego jest forum.

            Ale wara Ci od mojej osoby, moich podatków, moich studiów, i czego tam jeszcze. Jeżeli masz trudności w zrozumieniu tej istotnej różnicy, tłumaczonej jak krowie na łące przez p. 3 regulaminu forum:

            3. Bez ad-hominem. Atakujemy tylko idee – nigdy ich nosicieli. Jakakolwiek wycieczka osobista naraża post na usunięcie. Jeśli nie jesteś zupełnie pewny(a) to dla bezpieczeństwa sformułuj post bezosobowo.

            to przykro mi bardzo, pakuj manatki i wynieś się stąd lepiej wcześniej niż później.

            Po drugie, śmieję się z Twoich idei ponieważ są polit-poprawnymi halucynacjami o charakterze może życzeniowym ale tak wziętymi kompletnie z sufitu że aż humorystycznymi. Wskazują na brak kontaktu z rzeczywistością i nie wieksze niż blade pojęcie o tym jakie są realia na gruncie. Tak się składa że mam akurat wgląd z pierwszego rzędu jak to działa w praktyce w terenie, w Polsce. Zapewniem że nie ma to nic wspólnego z powtarzaną do znudzenia bzdurą w mediach o rzekomych „pierwszych wakacjach nad morzem” za 500+ i innymi koszałkami opałkami. Nope, sorry.

          13. To ja rozumiem, że Szanowny Autor opierając się na swoich subiektywnych doświadczeniach, przefiltrowując przez swój (wolnorynkowy?) swiatopogląd/paradygmat i na podstawie jednostkowych przypadków wyciąga wnioski „od szczegółu” -> „do ogółu”? Rzeczywiście, bardzo to naukowe i merytoryczne podejście :> Ja myślałem, że takie rzeczy można ocenić po x czasie w formie jakiejś grupowej pracy naukowej, mając pełne, szczegółowe i wiarygodne dane, odpowiednią metodologie i dopiero wyciągać wnioski takie czy siakie.

            „Wskazują na brak kontaktu z rzeczywistością i nie wieksze niż blade pojęcie o tym jakie są realia na gruncie. ”

            No cóż, miało być „bez ad-hominem”. Ja też mam jakieś doświadczenie życiowe…

            „ponieważ są polit-poprawnymi halucynacjami o charakterze może życzeniowym ale tak wziętymi kompletnie z sufitu że aż humorystycznymi.”

            Szanowny Autor powie to wszystkim przeszłym i teraźniejszym przywódcom cywilizowanych krajów, do których podobno aspirujemy m.in. „starej” zachodniej/północnej Europy i Kanady, a nie mi 😉 że bredzą i majaczą :D. Nie wiem, może jestem ślepy, ale ja widziałem i widzę tam politykę socjalną i prorodzinną. Nie obchodzi mnie politpoprawność, nie jestem lewakiem, feministką, genderowcem, pedałem, kodziarzem, nie jestem za emigracją Arabów – że już uprzedzę tt. kontrargumentację.

          14. gość

            „VW Garbusa i wycieczki po Europie, na których strzela sobie sweet focie i umieszcza na IG – to rozumiem taką robota, ale nie to co tutaj jest w Polsce, że człowiek zapierdziela jak niewolnik, nic nie ma tak naprawdę z życia, a w wieku 50 lat wygląda na 70, bo miał pecha urodzić się tu, a nie gdzie indziej.”

            Uwaga pierwsza: słusznie chyba ktoś zauważył, że źródło kolejnej rewolucji „robotniczej” nie należy szukać w biologicznym głodzie, tylko głodzie ajfonów, głodzie dostępu to neta. Natomiast sama mentalność, robotnicza „krzywda”, pobudki do „powstania z kolan”, na przestrzeni lat w ogóle nie ulegają zmianie.

            Uwaga druga: a nie powinien pan mieć żalu do swoich rodziców ? Bo do złego doboru rodziców też można mieć pecha” {(c) J. Kulczyk }.

            „Poza tym jak finansista czy przedsiębiorca “się optymalizuje” to jest OK, ale jak prosty człowiek upraszcza sobie życie to nie, bo co wolno wojewodzie, to nie tobie niewolniku”

            Dokładnie tak właśnie rozumowali robotnicy budowlani, prości skądinąd ludzie, z którymi pracowałem kiedyś na wakacjach; mieszałem beton chcąc zarobić, aby mieć na resztę wakacji nad morzem. Wtedy co prawda nikt o „optymalizacjach” jeszcze nie myślał, ale luksusowe auto należące do inwestora, bolało równie mocno jak potrafi zaboleć i teraz.

            „pracy do d… , takie coś, co to nadaje się może tylko dla więźniów, emigrantów zarobkowych, OHP czy studenciaków lub uczniów (stacje benzynowe, Żabka, McDonald) – praca raczej sezonowa, niskopłatna, brak możliwości jakiegoś awansu czy rozwijania się, tylko poleganie na prostych zasobach biologicznych pracownika”

            A daj pan dobry przykład przedsiębiorcy ! A stań pan przed stacją benzynową, Żabką, MD i zaproponuj pan tym pracownikom, którzy aż palą się do „bycia wykorzystywanym” – w pana ocenie – lepszą pracę u siebie !

            „Nie wiem, może jestem ślepy, ale ja widziałem i widzę tam politykę socjalną i prorodzinną. Nie obchodzi mnie politpoprawność, nie jestem lewakiem, feministką, genderowcem, pedałem, kodziarzem, nie jestem za emigracją Arabów – że już uprzedzę tt. kontrargumentację.”

            Wie pan co? Uprzedzę pana, że nie jest pan „nowy”. Zdradzę panu, że na tymże „forum” już ktoś wydestylował regułę, że żaden leń czy lewak (na jedno wychodzi) nie przyzna się do lewactwa :-)))

          15. „Zdradzę panu, że na tymże “forum” już ktoś wydestylował regułę, że żaden leń czy lewak (na jedno wychodzi) nie przyzna się do lewactwa :-)))”

            Dobrze, że nie do faszyzmu :-))) Ja tam widzę to tak: Korwinowski plan zagospodarowania przestrzennego „jak nie jesteś silny, to zdychaj” jakoś mi nie odpowiada, nie muszę być lewakiem, żeby mieć co do tego pewne wątpliwości. Poza tym czytając: „ale luksusowe auto należące do inwestora, bolało równie mocno jak potrafi zaboleć i teraz” przypomina mi się pewien świetny film Briana de Palmy „Człowiek z Blizną” i scena z fastfoodową przyczepą, gdzie nasz protagonisto-antagonista grany przez Pacino i jego kumpel po fachu, myjąc gary w naszym przybytku, ślinią się do luksusowego samochodu i jego ślicznej pasażerki. Tak mi się skojarzyło. Każdego boli to czy tamto.

            „A stań pan przed stacją benzynową, Żabką, MD i zaproponuj pan tym pracownikom, którzy aż palą się do “bycia wykorzystywanym” – w pana ocenie – lepszą pracę u siebie !”

            A po co? Jak jest 500+, to sie pracodawcy teraz muszą bardziej starać albo zwijać interes pronto. Młodszy bezdzietny przyjdzie, zaśmieje się w twarz i pojedzie do UK. Poza tym nie jestem przedsiębiorcą, głowa mnie od tego boli. Tylko niech Morawieckiemu przejdzie szajba na ściąganie tu Białorusinów i Ukraińców, chyba że to lekarze, inżynierowie, nauczyciele akademiccy (techniczni, matematyczni, przyrodniczy) itp.

          16. @gość:”Tylko niech Morawieckiemu przejdzie szajba na ściąganie tu Białorusinów i Ukraińców, chyba że to lekarze, inżynierowie, nauczyciele akademiccy (techniczni, matematyczni, przyrodniczy) itp.”

            Hmm, nie wiem co na to polscy lekarze czy inżynierowie. Żadna „grupa zawodowa” nie lubi konkurencji (np. taksówkarze kontra Uber:). Informatycy też nie lubią konkurencji, która zrobi to samo za połowę stawki.

          17. “jak nie jesteś silny, to zdychaj”

            Dokładnie. Ktoś kto dziś w Polsce albo innym europejskim kraju cierpi głód, robi to na własne życzenie… Elon Musk zanim został miliarderem zrobił sobie test czy jest gotowy na bycie przedsiębiorcą. Sprawdził czy jest w stanie przeżyć miesiąc (w USA) za 30$. Jak ktoś mi mówi, że za 1300 netto, czy ile tam teraz jest ta pensja minimalna, nie jest w stanie wyżyć, to w d$*# się poprzewracało. I zachciało się godnego życia. Godnej pracy. Ale charakter już nie taki godny…

            Jak jest 500+, to sie pracodawcy teraz muszą bardziej starać albo zwijać interes pronto.

            Wie Pan gościu jaki jest problem z 500+?

            Ktoś przystawia pistolet do głowy każdemu kto płaci podatki, w tym temu przedsiębiorcy, zabiera 500 i jeszcze swoją prowizję na ośmiorniczki,i daje pięćsetplusowi, który nic nie wyprodukował, poza stosunkiem płciowym. Niemoralne, nieuczciwe i promujące patologie z samego założenia. Coś jak polewanie pleśni wodą. Choć może czegoś nie wiem i pleśń na ścianie jest do czegoś przydatna.

            Główny problem niskowykwalifikowanych pracowników tkwi w tym, że są niskowykwalifikowani i jak chcą więcej niech ruszą dupkę, tak jak każdy kto chce coś w życiu zmienić, i niech się do/wy/za/nad/kwalifikują. Nikt nie broni. Tak wiem, biedni nie mogą, biednemu zawsze wiatr w oczy. Znam niewidomych i niepełnosprawnych, którzy mogą, wieć jak masz dwie ręce i nogi, to bracie, nie ma dla Ciebie wytłumaczenia.

            Poza tym mam dla Pana propozycję. Rozwiąże problemy bezrobocia, edukacji, kolejek do lekarzy, tylko oddawaj mi Pan co miesiąc 60% swojej pensji brutto. Obiecuję, że za tak niską opłatę załatwię wsszystko co trzeba. Kupuje Pan? Takiej okazji nie będzie jutro. I pozwolę Panu ściąć drzewo na swojej działce;)

          18. @turboBot – ale zaleciało korwinowszczyzną i GW z drugiej strony. Jak państwo stać, żeby zapewniać „bezpłatną” edukację tylko swoim (upraszczam trochę) najbardziej uprzywilejowanym (dziedzicznie), a może raczej zaradnym, obywatelom, którzy albo wyjeżdżają do cywilizacji, albo pracują dla korpo (jako poganiacze niewolników), które to obsługują światłe interesy rekinów biznesu i amerykańskich self-made-manów (ta, z dziada pradziada chyba) gdzie indziej, i NIKT się nie zająknie nawet o tym, to wszystko O.K., ale jak ludzik zrobił 2-3-… dzieci i dostaje małą premię od życia, a dzieci i młodzi ludzie niedługo to będzie towar deficytowy w tym kraju, to jest be! Logika pierwsza klasa – a tak naprawdę na pochyłe drzewo… można się wyżyć na blogu na takich ludziach i w poczuciu dobrze spełnionego, obywatelskiego obowiązku pójśc spać. Słodkich snów…

            „Główny problem niskowykwalifikowanych pracowników tkwi w tym, że są niskowykwalifikowani i jak chcą więcej niech ruszą dupkę, tak jak każdy kto chce coś w życiu zmienić, i niech się do/wy/za/nad/kwalifikują.”

            Wszytko jest takie proste – jak jesteś głupi, zmądrzej; jak jesteś biedny, wzbogać się! 😉 Sam, tak sam z siebie! Jak jesteś słaby, zdychaj – posłużysz jako nawóz i przykład dla innych. Profit! 😉

            @HeS – jak już ściągać, to kogoś wartościowego, najlepiej jeszcze młodego, wolnego i bezdzietnego, i gdzie jest deficyt takich – tanich roboli to u nas dostatek, słyniemy z tego.

          19. jak ludzik zrobił 2-3-… dzieci i dostaje małą premię od życia,

            Od „życia” powiadasz?… A odkąd to gość który za to płaci nazywa sie „życie”? Żeby bezrobotnemu dzieciorobowi dać trzeba odebrać komuś innemu. I to jest własnie cały problem z socjalistami – rozdawnictwo cudzych pieniędzy. Nic im przecież nie zabrania rozdawać własne i stymulować ludzików aby płodzili nawet po 5-cioro. Ale wara od kieszeni innych.

            dzieci i młodzi ludzie niedługo to będzie towar deficytowy w tym kraju

            Tak, patologiczne rodziny rozmnażające się w 500+ jak króliki będą niewątpliwie płodziły tylko kandydatów na noblistów… 😉
            Wątpię czy dzieci napłodzone z patologicznych rodzin gdzie ani mama ani tata w życiu nie pracowali, zajmując się dorywczo to złodziejką to pobieraniem socjału, to jakikolwiek bonus dla kraju. Niedaleko pada jabłko od jabłoni. Ich deficyt podejrzewam że byłby prędzej pożądany, gdyby tylko zechciał się spełnić. No ale nie traćmy nadziei. Może uda się je wysłać do Airbusa, jak ktoś wcześniej proponował, i po kłopocie.

          20. gość

            „A po co? Jak jest 500+, to sie pracodawcy teraz muszą bardziej starać albo zwijać interes pronto.”

            A o co lub o kogo ? O konkurencję dla państwowej pensji rzędu 1000+ ? Pozostaje życzyć powodzenia, zdrowia i liczyć na zdjęcia z „wycieczki po Europie, na których strzela sobie sweet focie i umieszcza na IG” 🙂

            „Poza tym nie jestem przedsiębiorcą, głowa mnie od tego boli”

            Dlatego jest pan najemnikiem tego, którego prowadzenie DG nie tylko nie boli, ale w głowie przyjemnie łaskocze. Tak to jest skonstruowane.

            „Tylko niech Morawieckiemu przejdzie szajba na ściąganie tu Białorusinów i Ukraińców, chyba że to lekarze, inżynierowie, nauczyciele akademiccy (techniczni, matematyczni, przyrodniczy) itp.”

            Dlaczego ? Boi się pan realnej konkurencji ludzi prostych, ale rzetelnych ? Faktycznych specjalistów ? —- „to sie pracownicy teraz muszą bardziej starać albo zwijać interes pronto”

            Każdy kij ma dwa końce. Niech pan – najemny pracownik – dobrze to przemyśli, ZANIM panu Ukrainiec/Białorusin „młodszy bezdzietny przyjdzie, zaśmieje się w twarz i pojedzie do UK” :-p

          21. Tam było „pracodawcy”, albo czegoś nie zrozumiałem z drugiej części Pana wywodu. Właśnie niech ściąga specjalistów, braci ze wschodu, a nie pracowników nisko/średniopłatnych, bo to bez sensu – nikt tak nie robi!!!

          22. @cynik9 – HAHAHAHA!!! Wyszło szydło z worka. Jak cię oszukuje telekom na rachunkach, sieć hipermarketów na składzie i ilości swoich produktow spożywczych (i masz np. raka), szef na wypłacie (np. nadgodziny), ZUS i SłużZdrow na świadczeniach, biurwa i sądy na wiadomo czym, nadwykonawca podwykonawcę na wszystkim i bankrutujesz, korpo na „planowanym postarzaniu”, jak jesteś niewolnikiem banków i nic ci po Twojej młodości, pomysłach i sile – splacasz 30-40 lat jakieś mieszkanko w bloku i jesteś przykuty tutaj do końca swoich dni – oni wszyscy obierają cię z kasy, czasu i energii, jak szeregowy z poboru skórkę z ziemniaka, wszystko w granicach obowiązującego prawa! Ale oni są za silni. To mi przypomina pewną lekturę szkolną pt. „Inny Świat”, i opisaną tam sytuację, jak więźniowie po iluśtam dniach pobytu zaczęli traktować chorych, którzy byli z tego powodu w innym, specjalnym do tego celu przystosowanym baraku, i dostawali racje żywnościowe „za darmo”. Albo „Przeminęło z Wiatrem” (książka), gdy murzyni (niewolnicy) „z domu” poniewierali (mało powiedziane) murzynami „z pola”. Proponuję zacząć robić byznesy na Księżycu albo Marsie, wszystko na „swój rachunek”, tylko trzeba spłacic koszty dotarcia tam (czyli kredycik) 😉

          23. Proponuję zacząć robić byznesy na Księżycu albo Marsie,

            To może nawet nie być taki zły pomysł… Myślę że pierwszym biznesem na Księżycu mogłoby być wysłanie tam lewactwa… dla pewności bez biletu powrotnego… Sądzę że zainteresowanie byłoby znaczne, tak się przecież biedacy muszą męczyć na tym ziemskim padole, oszukują ich telecomy, biurwy, banki… A tak rozpoczęliby nowe życie i mogli do woli wprowadzać swoje teorie w życie bez utrudniania życia innym. Mam tylko nadzieję że Księżyc jest jaki jest nie dlatego że ktoś przeprowadzał taki eksperyment już wcześniej… 😀

          24. @cynik9,gość:”bieda a bogactwo”

            Chyba obydwaj przedstawiacie fałszywy obraz świata i recepty na jego naprawę.
            Ja widzę to zupełnie inaczej:

            1) biedni ludzie muszą istnieć bo bez nich świat by się nie rozwijał.
            Kto chciałby (nie przymuszony) pracować jako przysłowiowa „babcia klozetowa” czy śmieciarz. Wszyscy nie mogą zrobić kariery choćby byli nie wiem jak „zdolni i przedsiębiorczy”!!

            2) To nieprawda, że zdolni i przedsiębiorczy robią kariery i są bogaci, a głupie beztalencia są biedne. To mit. Przypomnę o Geniuszach (duże G!), którzy zmarli w biedzie (np. Tesla, C.K.Norwid, V.Van Gogh). Przecież to byli utalentowani ludzie i nic im to nie pomogło. Taki V.V.Gogh, to gdyby nie pomoc brata Theo, to nic by nie stworzył i pewnie by umarł w młodym wieku jako zwykły nauczyciel lub pastor (tym chciał zostać).

            Reasumując, świat potrzebuje i zdolnych i głupich. I biednych i bogatych (najlepiej inwestorów). Inaczej popadłby w stagnację. Każdy, na tym łez padole, ma swoją rolę do odegrania, jak w starym żydowskim dowcipie:

            – Icek, po co dobry Bóg stworzył gojów?
            – No a kto by kupował w detalu?

          25. @HeS

            Ja mierzę się z tym argumentem odkąd pamiętam.

            Nikt z wolnych ludzi nie chce likwidować czegoś, czego nie da się zlikwidować.

            Zawsze będą biedni i bogaci, ale w ramach wolności, biedni będą mieli większe szanse wyrwać się z biedy, a bogaci będą się musieli bardziej starać, żeby nie wypaść z siodła. W idealnych realiach nie byłoby mowy o majkrosoftach, bo już dawno zjadłby ich jakiś mniejszy biznes……. Albo mielibyśmy jakoś działający system operacyjny siłą na nas wymuszany;)

            W moim mieście minimalna pensja to 9.15 euro/h, a mimo to ludzie sypiają na środku głównej ulicy w śpiworach. Jak to jest możliwe, że ktoś nie chce iść do pracy za 9.15? Bo nie chce i nikt go nie zmusi….

    3. Witam, wiem, że to nie wywiad, AMA ani Q&A, ale studiowałem informatykę na dwóch dobrych państwowych uczelniach i teraz wreszcie chciałbym zacząć pracować w zawodzie. Większość moich kolegów, którzy coś tam umieli, szybko zrezygnowała ze studiowania. Czy mogłabyś podzielić się wiedzą na temat: konkretną wiedzą, kto jest teraz poszukiwany i z jakich dokładnie technologii, co oni – pracodawcy – tak naprawdę wymagają i jak to weryfikują? Wystarczy kilkanaście krótkich haseł, a nie długi elaborat. Dziękuję z góry i pozdrawiam!

      1. kto jest teraz poszukiwany i z jakich dokładnie technologii — a to żadnych wskazówek w tym zakresie z tych dwóch dobrych państwowych uczelni nie wyniosłeś? Jeśli nie to skąd pewność że były dobre? 😉

      2. Ależ chętnie odpowiem!
        Najważniejsze, to nie studiować informatyki, tylko kierunek dający umiejętności logicznego myślenia, odporność na stres i trening działania w każdej sytuacji. Automatyka i Robotyka na przykład, bo można było w trakcie studiów liznąć prawdziwej produkcji.
        A jeśli studiować informatykę to szybko zapomnieć wszystko co było tam uczone przez teoretyków. Złapać pracę zdalną w trakcie studiów.
        Kogo szukają? ludzi od bezpieczeństwa, ludzi od sieci, ludzi od wydajności, ze zdolnością krytycznego myślenia a nie kupowania puszek od vendorów po 100k USD sztuka (tzn takich też, ale co to za życie).
        Z umiejętnościami programowania, nieważne czyś ty admin, sieciowiec, programista. Język nieważny, dzisiaj golang i python i framework A/B/C, jutro pewnie coś innego. Liczy się elastyczność.

        Jak weryfikują? Twoim kodem na githubie.
        Na CV tutaj wszyscy patrzą z przymrużeniem oka – chyba, że masz w nim takie rzeczy, że spodenki spadają. Ale wtedy wszyscy Cię znają 😉
        Certyfikaty mniej ważne niż kod – chyba, że takie z górnej półki jak CCIE.

        W high frequency trading można zarobić ponad 600 000 USD / rok. Czy wytrzymasz 3 lata i nie zakończysz w psychiatryku to inny temat.

        1. Jako osoba robiaca technical interview ani razu nie patrzylem na czyis kod na githubie.
          Dlaczego? Po prostu nie ma na to czasu. CV drukuje 15 minut przed interview, lece przez technologie i frameworki ktor delikwent podobno zna i pytam o nie.
          Jak nie masz dobrego CV to na rozmowe nie zostaniesz zaproszony, bo twoje CV wyladuje na spodzie.
          Chcesz wiedziec czego szukaja, posiedz sobie na portalu z ogloszeniami, odfiltruj posrednikow i prosze gotowe.

        2. Dziękuję za wypowiedź i odpowiedź, chociaż miałem na myśli Panią AI. Dla mnie to jednak zbyt duże ogólniki tutaj Pan napisał, może coś bardziej do rzeczy, ja np. studiowałem uniwersytecką informatykę, politechniczną informatykę i do tego zahaczyłem przez bardzo krótką chwilę matematykę, jakieś tam certyfikaty też się znajdą, ale zostawmy to – problem tyko taki, że nie pracowałem w ogóle w zawodzie, i na produkcji tym bardziej, raczej większość to był akademicki kod w coś około 15 (może więcej) językach programowania na bardzo różnym poziomie zaawansowania (funkcyjne, deklaratywne też, także PL SQL, T-SQL) jakby to wszystko policzyć. Najwięcej pisałem w ANSI C, bo to był kiedyś taki popularny język programowania, taki strukturalny assembler, w sumie jakby trzeba było, to mógłbym się szybko nauczyć 15 kolejnych, ten golang wygląda obiecująco, silne typowany, kompilowalny i nie ma tej paskudne składni z Pythona z wcięciami, tylko czy są już jakieś IDE, które to wspierają (kolorowanie składni, debugowanie kodu itp.) 😉 Tak czy siak – dziękuję jeszcze raz, i jeżeli czasu i chęci styka, to prosiłbym o doprecyzowanie co i jak, a jeżeli nie, to i tak dziękuję i pozdrawiam!

          1. szczerze mówiac wydaje mi się że jeśli gdzieś wyślesz CV to masz duże szanse być zaproszonym na rozmowę – najlepiej po prostu spróbować, masz czysta karte jako absolwent co jest zaleta – mozesz aplikowac do tych firm ktore Cie interesuja. Najlepiej do jakichs dużych gdzie bedziesz miał szanse sie przyuczyć pracy w korporacji i zdobyc jakieś znane nazwy w CV, to ułatwi kolejne poszukiwania.

          2. Wiesz, ja sie w ogolnosci zgadzam z Przypadkowym Ziomkiem. Natomiast z mojego doswiadczenia…..(wiec prosze mnie nie atakowac ze poglad nie zawsze po mysli innych komentujacych).

            Jesli znasz (dobrze) ANSI C to masz solidne podstawy aby nauczyc sie dowolnego jezyka programowania…, ale nie licz ze zapotrzebowanie na C jest na rynku, szczegolnie dla juniorow. C to obecnie tylko tam, gdzie nie da sie w czyms „bardziej przyjaznym/specjalizowanym” tematu ogarnac. Np. jak musisz przetworzyc na gieldzie kilkadziedziat(set) tysiecy komunikatow na sekunde i wyfanowac je do kilkuset listenerow, gdzie musisz napisac efektywny system real-time. Ale to nie jest dla juniorow zabawa.

            Naucz sie najlepiej Javy (obecniej chyba – patrzac szerko – najlepiej platna technologia) i najlatwiej sie jako junior zaczepic. Znajdz sobie mentora od ktorego bedziesz mogl sie nauczyc i przyjmij ze nauczenie sie czegos na poziomie bieglym to minimum 5 lat albo 10.000 godzin. Jak zdobedziesz podstawy to znajdz sobie jakas nisze i sie w niej specjalizuj. Jak jestes dobry to w 10 lat dojdziesz do seniora.

            Po pierwszych szlifach w Java, zostan „full stack” developer, poznaj zarowno backend jak i frontned. Znajdz sobie specjalizacje.

            Jak szukasz pracodawcy to:
            1. Szukaj firm ktore maja pomysl, wizje na przyszlosc i dochodowy produkt. Unikaj wszelkiego comodity. Firmy ktore maja produkt comodity to takie co najczesciej mysla „jak oszczedzac/ciac koszty” a nie „jak wiecej zarobic przez ulepszenie producktu”.
            2. To nie twoj etap, ale przyjdzie czas, gdzie gdy zatrudniasz sie w firmie zapytaj „ilu pracownikow z tego biura/oddzialu zostalo „named inventor” we wniosku patentowym/ile ogolnie patentow zgloszono w ostatnim roku”?
            3. Unikaj (szczegolnie po pierwszym etapie kariery) firm typu „software house” lub „centra uslug”, „near/off shore”… etc.
            4. Unikaj firm gdzie przesluchujacy Cie pracownik ma 25 lat i tytul Chief Software Principal Lead Evangelizing Architect 😉 Albo jest wcieleniem Leonarda Da Vinci, albo firma to jedna wielka sciema. Do zostania SME nie ma drogi na skroty i doswiadczenie oraz dojrzalosc do niektorych stanowisk jest silnie skorelowana z wiekiem.
            5. Oprocz informatyki warto miec studia/wiedze/praktyke z kompletnie innego kierunku. Niestety wiekszosc problemow ktore bedziesz musial rozwiazywac wymaga zrozumienia problemu ktory masz rozwiazac. Moj kierunek studiow byl mocno zwiazany ze statystyka, rachunkowoscia, ekonometria. Mam swoj staz w finansach i ksiegowosci, IT to raczej zawsze bylo hobby do czasu az stalo sie profesja.
            6. Pamietaj ze robiac software musisz wiedziec jak dzialaja cale systemy. Na seniorskim stanowisku powinienes wiedziec wiecej od Administratorow na temat systemow operacyjnych czy wiecej od sieciowcow na temat potokolow komunikacyjnych. Nie tyle byc bardziej biegly ile doglebnie rozumiec to co oni probuja osiagnac.
            7. Musisz nauczyc sie krytycznego myslenia i umiec wybrac najlepsza droge do osiagniecia celu, czesto robiac cos „inaczej niz bylo zawsze”. Jeden z moich poprzednich pracodawcow mial doroczna nagrode „dla pracownika ktory zrobil cos wbrew procedurom/standardom/status quo i osiagnal sukces”. Np. na moim etapie nikt chyba nie wymaga juz ode mnie kodu. Ja go pisze bardziej dla przyjemnosci albo by zaczac/zademonstrowac cos a skonczy to ktos inny… Na pewnym etapie wymaga sie od ciebie wylacznie „dostarczenia i wziecia odpowiedzialnosci za rozwiazanie” niz za jego implementacje.
            8. Naucz sie i zrozum definicje pomiedzy accountable i responsible i w miare rozwoju kariery dbaj by przesuwac sie na tej skali.
            9. Ucz sie codziennie czegos nowego. Nie wazne czy to mala rzecz, czy duza. Zmieniaj zespoly by uczyc sie nowych rzeczy, ale zawsze tez miej swoja wlasna specjalizacje, w ktorej po 5-10 latach bedziesz SME.

            Powodzenia.

          3. Bardzo dziękuję drogiej Czytelniczce za ten wszechstronny poradnik job application. Ze swojej strony cynik9 dorzuci jeszcze swoją złotą myśl do tego dekalogu:

            10. Zaraz po Javie naucz się co to jest z-score i nie trać czasu na interview w kompaniach które mają go ujemny. Szkoda czasu.  

          4. Też bardzo dziękuję, w sumie to była odpowiedź na moje pytanie 🙂 Pozdrawiam! W Javie też pisałem ale to była SE dekstopowa, do tego stara 6 i oczywiście bez tych serwerowych (JEE, Spring, Hibernate) i sieciowych wodotrysków. Ale wszystko to były programy na zaliczenie 🙁 Java to straszna siermięga w stodunku do dowolnej wersji C#, ale tu się liczy raczej chyba cała technologia, a nie język programowania.

          5. „Chief Software Principal Lead Evangelizing Architect”

            Lubię te tytuły 🙂 W większości rozmaici „technology evangelists” są na rozmaitych konferencjach jako keynote speakers. Sporo z nich – zwłaszcza ci, którzy siedzą w temacie już ponad 20 lat – to rzeczywiście ludzie z niezłą wizją i dobrze identyfikujący trendy w przemyśle. Dobrze się nadają do nakreślania w którym kierunku powinien iść rozwój produktów, ale god forbid nie powinni brać udziału w przeciętnym interview bo to będzie rozmowa ludzi mówiących różnymi językami 😉

          6. Genialny post 🙂 Ja odpuściłem, mam swoich juniorów, właśnie „moja” juniorka zdiagnozowała problem wydajnościowy trapiący system od daaaawna. Dostała pochwały z samej góry, mnie duma rozpiera, zrobiła to sama, wysłała wnioski o 4am, teraz biedna odsypia 😉 To definicja pasji.

            Przykład do AI-punktów 5/6/7 – za dwa tygodnie publicznie pokażemy projekt, który „rozpędził” coś, co wg. całej branży powinno działać 1-2Gbit/sec (przy dobrej fazie księżyca)do 40Gbit/sec. Idąc całkowicie pod prąd i rozumiejąc każdy kawałek systemu lepiej od jego autorów. Siedząc przez 3 miesiące do 4am. Przydali się koledzy w Intelu, coś co zdobywa się na konferencjach, lądując w mocno podejrzanej spelunie o 3am pijąc coś… nie wiem co 😉 Polska firma tego nigdy nie zrozumie.

            Takich ludzi firma kocha 🙂 Nie dla zysku, dla PR!!

            Powodzenia. Jak najszybciej na produkcję, bo teoria Kolego wycieka z Ciebie z każdej strony, praktyki ci brakuje. Kto był budzony (a kto nie był?) w środku nocy bo coś padło na amen, wstać nie chce, wie o co chodzi.

          7. Hejka, moze ja cos dodam od siebie bo tez niedawno zaczynalem od zera.
            Rocznik 1984, prywatna uczelnia informatyczna (nie dostalem sie na politologie), potem magisterka na UE z ekonomii w Katowicach (cos tam za dzieciaka kodzilem ale generalnie zawsze wolalem pic z kumplami, teraz sie to msci).
            Po 5 latach w banku stwierdzam ze to nie ma przyszlosci, kupuje ksiazke do C++, wysylam CV. Odpowiada jedna firma z Krakowa, pracujaca dla Ericssona, ostatnio przez niego z reszta kupiona. Testy ogolne, lingwistyczne, matematyczne. 2 etap to praca z dokumentacja techniczna po angielsku, 3 pytania i 2 godziny na znalezienie odpowiedzi. Trafilem do departamentu Radio, szkolenia z GSM, jezyka PLEX-C, assemblera. Generalnie biora w miare kumatych bo i tak ich musza wyszkolic. Potem praca wedlug metodyki AGILE/SCRUM. Biura, organizcja pracy – poziom swiatowy. Taski to generalnie latanie dziur/bledow w sofcie zglaszanych przez klientow + pisanie nowych funkcjonalnosci. Czasem cos ambitniejszego sie trafi jak np przeprojektowanie jakiegos algorytmu. W moim dziale byl projekt poboczny w Javie rozwijany przez 3 typkow, w godzinach pracy. Chyba najlepsza firma w jakiej pracowalem.
            Potem amerykanski automotive supplier, na rozmowie technicznej podstawy elektroniki, potem przydzial do projektu dla Volvo (nowa platforma). Hardware in the loop, testy pisane w CAPL, soft i hardware firmy Vector (CANoe i inne), magistrale CAN i LIN (i tez Flexray). W firmie projekty byly rozne, czasami cos bardziej ambitnego (RF dla Forda testowany na sprzecie NAtional Instruments, ale polecial do Meksyku). Wiedza rozsiana po firmie, uczysz sie od innych + sciagasz wiedze z oddzialow firmy rozsianych po swiecie. Generalnie testy to nudy.
            Potem pierwsza firma w UK, robi instrument clustery dla JLR, PSA i innych. Na rozmowie schemat ukladu ze zbiornikiem wodnym i czujnikami, hasla z zakresu mikrokontrolerow (PWM, odbijanie przycisku), napisac dwie funkcje w C, histereza, interpolacja – jest nadziej na cos ciekawego. Kasa na poziomie technika (30k b), robota uber nudna, po roku znasz juz projekt/projekty i generalnie myslisz o samobojstwie. Ja i tak dobrze trafilem bo w moim projekcie kodzilem (pelny LOOP: wymagania klienta -> kod -> integration test -> unit test -> papierki), znajomi nie mieli tyle szczescia.
            Teraz od Grudnia bedzie mala firma z branzy telematycznej za 36k takze sa widoki na 40k w okolicach 3 lat pobytu w UK. Albo przeskocze na kontrakty, tyle ze w okolicy JLR zaniza stawki kontraktorskie.
            Do tego ucze sie C# i pracuje nad wlasnym projektem (ARM + appka na pc w C#). Generalnie z mojego doswiadczneia brytole na rozmowach totalni sciemniacze, obiecuja super ciekawa prace, trzeba bardzo uwazac. Czesta zmiana pracy niemile widziana.
            Dzis to chyba Java i Big Data albo penetration tester, znajoma studentka lat 23 podpisuje wlasnie kontrakt na projekt dla jakiegos amerykanskiego banku, 4k$ za jakies 200h. Spodoba sie im, to ja do USA wywioza. Poza tym pracuje na 4/5 etatu dla tej mojej pierwszej firmy i bardzo sobie chwali 😀

          8. Widzę że robi się w 2GR małe spotkanie polskich „jasnych mas” rozsianych po całym świecie… 😉 Brakuje tylko piwa…

          9. Dziękuję za odpowiedź. No to widać, że liczy się doświadczenie i powinno się często zmieniać pracę w branży i w miarę szybko wybyć na zachód.

          10. Jeszcze coś – „tesyt ogólne, lingwistyczne, matematyczne”. Tzn. patrzą, czy jesteś do rzeczy i nie świrujesz (ogólne), angielski (lingwistyczne) i liczenie całek, równań różniczkowych, transformat (matematyczne)? 😀

          11. Testy ogolne raczej maja na celu wykluczenie osob nieumiejacych pracowac w grupie, sprawdzaja inteligencje emocjonalna i inne takie drugorzedne cechy. HRy tez musza miec zajecie:) Z testow ktore robilem pamietam ukladanie historyjek obrazkowych w odpowiedniej kolejnosci;)
            Lingwistycznie: rozumienie tekstu, wypisywanie synonimow itd.
            Matematyczne: ulamki, procent, srednie, analiza danych graficznych.
            Tutaj przykladowy testy z TRW w UK:
            https://www.cebglobal.com/shldirect/index.php/en/practice-tests/
            Verbal reasoning i numerical reasoning.
            Generalnie problemem jest mala ilosc czasu. No i pytania na faktycznym tescie byly trudniejsze:P Mysle ze firmy nie szukaja geniuszy tylko ludzi ktorzy zrobia robote.
            Kazda firma jest inna, kazdy projekt jest inny wiec w duzych firmach (Delphi, Ericpol, TRW) najwazniejsza jest chec do nauki. I podstawowa znajomosc tachnologii, narzedzi, procesu. Oni wiedza ze wszystkiego sie dasz rade nauczyc, ale liczy sie czas, wiec wola goscia ktory juz ma jakies doswiadczenie.
            Pracowalem glownie dla firm z branzy automotive a wiec embedded C, mikrokontrolery, magistrala CAN, diagnostyka (standardy UDS i KWP2000), sprzet i soft Vectora. W firmach czysto softwareowych (Java) to pewnie inaczej wyglada.
            Czesto (za czesto) zmieniam prace bo szukam swojej niszy, ale generalnie to nie jest dobry pomysl 🙂 W mojej branzy wielka firma to zazwyczaj malo czystego programowania, duzo testow i nudnych taskow, utrzymanie istniejacego kodu (czyli nudy), papierkologia ale kasa wieksza.
            Mala firma/startup to ciekawa praca nad konkretnymi problemami, przegladanie ton dokumentacji, internet, fora, malo/zero papieru. Kolega pracowal w pseudofirmie w ktorej nawet nie bylo czasu testowac nie mowiac juz o dokumentacji, caly czas kodzenie pod wymagania klienta.
            Stawek w javie nie znam. W embedded c dla automotive moja pierwsza praca w UK 28k, po roku 30k (smiech na sali). Teraz zmieniam prace na 36k. Kumpel poszedl do TRW za 38k (zaczynal ze mna za te sama stawke). Drugi wrocil do hiszpani za 33k euro, jeszcze jeden pracuje w innej firmie z okolicy za 32k.
            Kontraktorzy w firmie (brytyjczycy) stawki 40-50funtow za godzine, nowozelandczyk ma 44funta, hindus mial 42. Wszyscy okolo 10 lat stazu (wykopalismy faktury w firmowym intranecie, to chyba powinno byc tajne hehe). Kolega hindus mial 35 po 5 latach. JLR proponuje kontraktorom 25funta/h (szuka frajerow:). Na kontrakcie nie ma urlopow + ksiegowa. Jak sie trafi w nisze to mozna i 150f/h (oferta dla reverse engineera z firmy telematycznej, 2 lata expa w telematyce, oferty nie przyjal bo to w USA no i ma w umowie zakaz konkurencji). Dane z okolic Birmingham. Kwoty brutto. Te w tysiacach to oczywiscie rocznie. Ze stawki kontraktorskiej na reke zostaje cos kolo 70%.
            Koszty zycia w Birmingham: mieszkanie w centrum (B1, dwie sypialnie + kuchnio-salon) 800f + council tax + oplaty (woda, internet, prad) = 1100f. Czyli 550f na mnie bo wynajmuje z kumplem. Jedzenie 200f (zwykle nie jadam na miescie), transport 100f do tego pierdoly i wychodzi gdzies 1050f miesiecznie.
            Rozpisalem sie i chaotycznie wyszlo, ale ciezko w necie znalezc jakies konkrety jesli chodzi o stawki/koszty zycia wiec moze komus sie przyda.

          12. Chciałem tylko dorzucić swoją opinie, jeśli chodzi o pracę inżyniera za granicą. Może ktoś ma podobną albo zupełnie inną.

            Obecnie pracuje w PL. Software development (C code, algorytmiczne programowanie) w sumie oprócz softu trzeba mocno zagłębić się w system (branża kolejowa). Jestem młody > rok po studiach i zastanawiałem się nad wyjazdem do UK. Stawki dokładnie takie jak piszesz, czyli na wejście ciężko dostać > 30k. I po swoich obliczeniach, rozmowach ze znajomymi w UK doszedłem do wniosku, że wyjazd w moim przypadku średnio się opłaca, tym bardziej ze jade z żoną, i mieszkanie w małym mieszkaniu z 5 kumplami jak za studiów odpada. W pracy inżynierskiej o nadgodziny ciężko, koszty życia spore. Chociaż oczywiście potencjał do zwiększania zarobków duży. I ostatacznie wyciągnąłem wniosek że najlepiej wyjazd za granice (szczególnie krótkotermomnowy) opłąca sie samotnemu niewykfalifikowanemu pracownikowi, który może żyć byle gdzie, jeść co bądź i pracować dużo (nadgodzony). Oczywiście nie neguje, że można odłożyć więcej jednak wg mnie różnica ta nie jest aż tak duża.
            Osobiście w końcu zrezygnowałem i planuje zminieć prace w PL.

            Jakie macie przemyślenia co do tego?
            Wiem że jak ktoś ma duże skille i farta to znajdzie ponadprzeciętnie dochodową prace i wyjdzie na duży plus. Dodam jeszcze ze liczyłem się z wyjazdem okresowym, nie na stałe. Chciałem wrócić do PL.
            Czy nie macie wrażenia ze wyjazd za granice jest czasem troche przereklamowany, a ludzie jaraja sie ładnymi budynkami w Londynie i posprzątanymi ulicami i ogólną „ładnością” zachodu??

            Pozdr.

          13. Nikt nie wspomina o możliwości siedzenia w PL i telekomutowania. W pewnych warunkach powinno to być interesujące dla obu stron. Podejrzewam że zachodnia pensja, nawet skorygowana na tę okoliczność, połączona z życiem w PL mogłaby pozwolić net-net na wyższy standard życia, zwłaszcza gdyby sprytnie wybrać miejsce. Jakaś na przykład przyzwoity Bauerhof niedaleko Szczecina, natura, jeziorko, ciągle jednak z niedalekim połączeniem do Londynu czego może wymagać pracodawca i łatwym wypadem na kulturalne doładowanie się do Berlina. Największym zmartwieniem może okazać się internet…

          14. @F

            „Czy nie macie wrażenia ze wyjazd za granice jest czasem troche przereklamowany, a ludzie jaraja sie ładnymi budynkami w Londynie i posprzątanymi ulicami i ogólną “ładnością” zachodu??”

            Nie macie. Mniejsza już czy chodzi konkretnie o Londyn, czy nie (zabawne że cały czas UK jest prawie synonimem wyjazdu za granicę, podczas gdy krajów do emigracji jest trochę więcej). Zdecydowana większość tych którzy spędzili trochę więcej czasu „za granicą” (czytaj: US, UK, Dania, Norwegia, Niemcy, etc) jak jeden mąż podkreśla że najbardziej uderzyła ich normalność warunków pracy i warunków życia. Zakładając że mówimy o specjalistach, w pracy mają rzeczywiście możliwość rozwinąć potencjał i nikt nie oczekuje od nich wariackich norm efektywności ani drobiazgowo nie pilnuje kosztów. W codziennym życiu też jest spokojniej i widać zdecydowanie mniej pospolitego cwaniactwa, które tylko marnuje czas i energię. Ciężko to jednoznacznie zdefiniować i oczywiście nie wszystko jest idealne, ale mając doświadczenia z PL i z US jestem w stanie się z taką oceną zgodzić.

          15. Mój kolega tak właśnie wylądował i mówi, że w UK zarabiał jakieś 30% mniej niż powinien. Natomiast w PL zarabia tyle ile zarabiałby za 8 lat;) Tylko nie wiem czemu wybrał mieszkanie w dużym, śmierdzącym, polskim mieście zamiast jakieś plaże Morza Śródziemnego albo chociaż Mazury;) Jeszcze młody…

          16. @cynik9:”Nikt nie wspomina o możliwości siedzenia w PL i telekomutowania.”

            To ja wspomnę. Znam osobę i (niedużą) firmę w Londynie która to umożliwia. Firma została już kupiona przez Chińczyków więc nie wiadomo jak z tym będzie dalej. Na razie się nie wtrącają do bieżącej działalności więc obowiązują stare zasady. Otóż w tej firmie programiści mogą przejść w tryb zdalnej pracy za 80% wynagrodzenia. Możesz mieszkać gdzie chcesz i możesz pracować zdalnie. Problem chyba polega na tym, że jak się przeniesiesz do Polski, to podlegasz opodatkowaniu w Polsce. Owszem, jest umowa o unikaniu podwójnego opodatkowania, ale w Polsce w zasadzie od razu wpadasz w wyższy próg podatkowy. Nie wiem jak jest z ubezpieczeniami. Może angielska karta EKUZ u nas działa?

          17. Z opodatkowaniem jak rozumiem problemy dopiero się zaczną. Dotychczas ich prawdopodobnie nie było z uwagi na tę stawkę 19% którą Morawiecki chce „ujednolicić”. Jestem prawie pewny że aby takie coś działało programiści muszą być niezależnymi kontraktorami a nie pracownikami firmy brytyjskiej oddelegowanymi w polską sferę podatkową.

          18. Pozwolę sobie dorzucić swoje 0.03 PLN…

            C nie był _kiedyś_ popularny. Nadal jest. Może nie ANSI, bo to już naprawdę stary standard, ale te nowsze nadal są szeroko używane. Z jakiegoś powodu cały czas piszą w tym całe systemy. Dlaczego? Bo wygenerowany kod jest szybki i można w sporym stopniu wpływać na to jak on wygląda (włącznie ze wstawkami w assemblerze, ale to już jak naprawdę trzeba mieć bardzo szczególną potrzebę). Fakt że wymaga żelaznej dyscypliny, od której uwalnia wiele języków bardziej abstrakcyjny. Co ciekawe, nadal można w tym programować obiektowo…

            Uczenie się kilkunastu (-dziesięciu?) języków dla samej ich znajomości nie ma kompletnie sensu. Nie o sam język chodzi, tylko o środowisko (bibliotekę/framework/etc) w którym napisany kod ma się przekładać na jakiś realny skutek. Środowisko to nierzadko prawie osobne księstwo z własną kulturą w której rzeczy robi się tak, a nie inaczej. Sam język jest sprawą istotną, ale dodatkową.

            Tutaj dochodzimy do istotnej rzeczy, o której nieraz słyszę w kontekście młodszych od siebie. Studia informatyczne, kilka języków oprogramowania i… zero specjalizacji, albo chociaż skupienia się na jakimś fragmencie tej branży. Trochę tak, jakby słyszeć studenta kończącego już naukę, który studiował medycynę. A jaką specjalizację? Nooo… medycynę po prostu. IT to ogromna dziedzina w której nie da się jednocześnie znać na bazach danych, klastrach obliczeniowych, AI, grafice i kryptografii. Musisz się rozejrzeć i zdecydować co cię bardziej interesuje i brnąć w tym kierunku. Wtedy należy też liznąć trochę szerszej wiedzy z dziedziny, nie tylko sprowadzającej się do programowania (trafna uwaga {AI}). Koniec końców wszystko to ma jakieś punkty zaczepienia w matematyce, fizyce, finansach, etc. Bycie subject matter expert bardzo pomaga w napisaniu dobrego kodu.

            Jeśli chodzi o strone enterprise’ową to zgadzam się z {AI}, że Java jest niezłym wyborem. Jako człowiek od systemów operacyjnych niespecjalnie przepadam za brakiem dyscypliny na który Java pozwala, ale faktem jest że w rozmaitych rozwiązaniach biznesowych (w ogólnym sensie tego słowa) serwerowa Java jest mocno eksploatowana. Podkreślam – serwerową – bo wielu ludziom Java kojarzy się ze startującym appletem w przeglądarce, kiedy wszystko zwalnia, a światło przygasa. Serwerowa Java jest bardzo szybka i wydajna, a ilość rozmaitych bibliotek i komponentów do dyspozycji jest imponująca. Na moje subiektywne wrażenie chyba tylko Python ma podobnie duże instrumentarium.

            Last but not least – gdy przyjdzie z kimś rozmawiać, zawsze będą pytać „co to tej pory robiłeś(aś)?” i nie będzie to pytanie o skończone studia. Wszystkich najbardziej interesuje doświadczenie, bo ono oznacza czy delikwent zrobił coś od A do Z i to działało. Tutaj przydają się praktyki i projekty Open Source. Praktyki takie, w których rzeczywiście coś się robi. Tutaj moje doświadczenie jest niestety tylko amerykańskie, gdzie studenci w ramach internship robią coś co ma konkretne przeznaczenie. Nic wielkiego, żeby ich nie wykończyć w ciągu tych 3 miesięcy którymi przeciętnie dysponują, ale coś co rzeczywiście wygląduje w produkcie (swoją drogą pod koniec internship’u robią też prezentacje swoich projektów). Druga sprawa to projekty Open Source w których można udzielać się przez cały rok (całe życie de facto…), zrobić coś end-to-end, dać się poznać, czasem propozycje pojawiają się potem „same”. Zarówno praktyki, jak i takie projekty, pokazują że mamy inicjatywę i pomysły, a z czasem również doświadczenie. Właśnie z takimi ludźmi chce się rozmawiać. Ktoś kto tylko przebrnął przez studia, ale nie potrafi sprecyzować jaka specjalność go interesuje, jawi się jako osobnik bardzo pasywny, a tacy z reguły lądują na entry level w czymkolwiek, bo i tak wiadomo że trzeba ich będzie prowadzić za rękę przez conajmniej 1-2 lata.

            Życzę powodzenia i większego skupienia na tym, czego tak naprawdę się chce 🙂

          19. Dziękuję bardzo, wszystko się przyda. Wszędzie – widzę – tylko aplikacje serwerowe, mobilne i webowe, czasami też jakieś bardzo egzotyczne rzeczy, nikt już na destpopa nie pisze chyba. To prawda, że opanowanie języka programowania (jak już się zna parę – wyłączają języki deklaratywne/funkcyjne, bo to inna bajka) to pikuś tak naprawdę, IMO z mojego malutkiego doświadczenia widzę, że to trzeba jeszcze znać bibliotekę standardową, idiomy tego języka, środowisko programistyczne, systemy kontroli wersji, systemy/biblioteki testujące, debuggery, refaktoryzację kodu, architekturę, wzorce projektowe, no i trzeba umieć coś w tym języku „powiedzieć” 🙂 Pozdrawiam!

          20. {mimir} poruszył ważną kwestię, której zdaje się nie zauważać wielu początkujących (i nie tylko!) programistów. Mianowicie to, że język programowania jest tylko narzędziem do wykonania czegoś. Pracodawcę interesuje wyłącznie to „coś”. Lubię podawać młotek jako metaforę języka programowania. Nie ważne ile różnych młotków znasz, nie jest ważne również jak wyrafinowany jesteś w wywijaniu młotkiem. Ważne co z tym młotkiem możesz zrobić. Możesz rozwalać głazy w kamieniołomie, rzeźbić jak Fidiasz albo wbijać gwoździe. Nie ma młotków uniwersalnych, są konkretne młotki do konkretnej roboty (murarskie, blacharskie, kowalskie). Możesz klepać karoserię młotkiem murarskim, ale niekoniecznie będziesz zachwycony efektem. Nie ma młotka również najlepszego młotka – najlepszy jest ten, który pozwoli Ci najlepiej wykonać Twoje zadanie.
            Pracodawcę interesuje nie to ile różnych młotków jesteś w sanie użyć ale to co możesz tym wykonać. I tu dochodzimy do sedna sprawy czyli do wiedzy domenowej. Krąży taki dowcip gdzie facet naprawia jakąś skomplikowaną maszynę jednym ordynarnym pierdolnięciem młota, po czym wystawia rachunek opiewający na kosmiczną sumę, z adnotacją, że 0,001% kwoty to koszt uderzenia młotem, a reszta to cena wiedzy gdzie uderzyć…

  14. ….rozumiem ze za głębokiej komuny ludzie wyjeżdżali/uciekali/ z Polski ….teraz trzeba zostać i walczyć o reformy tj. suma maksymalnego obciążenia podatkowego na teraz to 20% później po spłacie zobowiązań 10%……
    a jak kogoś naprawdę chcą udupić to biznes można przenieść do Czech – co za problem …
    Australia jest piękna ale na 10 najbardziej jadowitych zwierząt 6-7 jest w Australi 🙂 – podobno…..

    nie ma co się tułać po świecie trzeba k…. walczyć !!

    1. Te zwierzęta często są zagrożone wyginięciem i ostatnia rzecz jaką robią to wprowadzanie się do Twojej chałupy. Ludzie tam żyją i maja się dobrze, nie znam Australijczyka który przeniósłby się do PL bo tam jest gorzej, w drugą stronę się zdarza.

  15. poza zdumiewającym wynikiem Czech

    Niedawno czytałem artykuł o masowej przeprowadzce młodych niemiaszków właśnie do Czech. Bez ogródek podano, że przyczyną jest niechęć do piwa ciemnego))).

  16. Gwałtowne starcia wybuchły w nocy w dżungli w Calais. 1200 funkcjonariuszy francuskiej policji rozpoczęło proces przeprowadzki obozu z 8000 emigrantami, którzy mają zostać rozlokowani w 450 obiektach na terenie Francji.
    https://www.zerohedge.com/news/2016-10-24/violent-clashes-erupt-french-police-begin-clear-calais-migrant-jungle-live-feed

    ap ropo wyborów prezydenckich w USA.Brytyjska firma, która dostarczyła maszyny do głosowania dla 16 stanów, w tym ważnych jak Floryda i Arizona, ma bezpośrednie powiązania z miliarderem George Soros i Clinton.
    https://www.zerohedge.com/news/2016-10-24/concern-grows-over-soros-linked-voting-machines
    warto zacytować tow. Stalina:Я считаю, что совершенно неважно, кто и как будет в партии голосовать; но вот что чрезвычайно важно, это кто и как будет считать голоса. dla nie znających rosyjskiego tłumaczę: Uważam, że to nie ma znaczenia, kto i jak będzie głosować partii, ale najważniejsze jest to, kto i jak będzie liczyć głosy.

Comments are closed.