nie o to chodzi aby przewidzieć przyszłość…
Nie o to chodzi aby przewidzieć przyszłość; chodzi o to aby być na nią przygotowanym – Perykles (c 495 – 429 BC)
Powyższa złota myśl Peryklesa była mottem niedawnego seminarium inwestycyjnego TwoNuggets. Jest ona, naszym zdaniem, kwintesencją tego o co chodzi w inwestowaniu, w odróżnieniu od spekulacji.
Czy inwestowanie jest spekulacją? W jakim stopniu spekulacja jest częścią inwestowania? Panuje w tej dziedzinie pewne pomieszanie pojęć, często rozumie się pod tymi pojęciami rzeczy diametralnie odmienne. Rozróżnienie jednak jest istotne ponieważ jest nieodzownym warunkiem odniesienia sukcesu zarówno w jednym jak i w drugim. Wiąże się to z postawą jaką przyjmujemy w odniesieniu do przyszłości. Możliwe są tu dwie różne filozofie podejścia.
Jednym z nich jest podejście inwestora, które nazwać możemy też „podejściem Peryklesa”. Inwestor uważa że przyszłości zasadniczo przewidzieć się nie da, wbrew natrętnej nieraz reklamie promotorów rozmaitych inwestycyjnych produktów które mają „pobić rynek”. A skoro przewidzieć się jej nie da to próby podejmowane w tym kierunku będą bezowocne. Bardziej sensownie jest skupić uwagę na należytej dywersyfikacji całego portfela inwestycyjnego tak aby być odpowiednio przygotowanym na każdy wariant obrotu spraw. Tak do rzeczy podejdzie inwestor.
Oznacza to zasadniczo „siedzenie w rynkach” na dobre i na złe. Inwestor nie odgaduje co będzie specjalnie „hot” w przyszłym roku albo czego należy unikać. Byłoby to może pomocne ale skoro przyszłości z należytą pewnością przewidzieć się nie da to sprowadzałoby się to właśnie do spekulacji. Kontentuje się zatem zwrotem rynkowym, średnim, takim samym jaki dostępny jest dla wszystkich innych uczestników rynku. Inwestor zwróci natomiast uwagę na to aby zwrot ten zrealizowany został pewnie, tanio i bezpiecznie. Sprowadza się to najczęściej do zajęcia pozycji w szerokich indeksach rynkowych i funduszach zrównoważonego wzrostu raczej niż w indywidualnych walorach.
Podejście to ma swoje zalety. Uwalnia przede wszystkim inwestora z uciążliwej nieraz konieczności stałego monitorowania poczynionych inwestycji, co dla osoby nie będącej profesjonalnym managerem kapitału full time może być poważnym obciążeniem. Niewielkim kosztem zapewnia też osiągnięcie gwarantowanego wyniku rynkowego który określić można jako „umiarkowanie dobry”; większość profesjonalnie zarządzanych funduszy i tak nie „bije rynku” a są przy tym znacznie droższe.
W odróżnieniu od inwestora cel spekulanta jest inny. Jest nim próba zrealizowania zwrotu ponad rynkowego, lepszego niż rynkowy czy, jak kto woli, „bijącego rynek”. W poszukiwaniu zwrotu ponad rynkowego nie ma naturalnie niczego złego. Spekulant musi jednak rozumieć że porywając się na wynik lepszy niż rynkowy wejść musi również w strefę ryzyka wyższego niż rynkowe. Czasem okazuje się ono dużo większe i nie zawsze kompensuje potencjalnie większą nagrodę.
Zwrot ponad rynkowy nie jest dostępny dla wszystkich, lecz jedynie dla niewielkiej i zmieniającej się grupy. Spekulant musi również dobrze rozumieć że aby odnieść sukces w spekulacji, to jest osiągnąć wynik niedostępny dla innych, dysponować musi pewną przewagą wiedzy, umiejętności czy technologii nad innymi. Popularną iluzją mas jest spodziewanie się sukcesu w spekulacji bez posiadania tej wbudowanej przewagi.
O ile pomiędzy tak zdefiniowanymi obszarami inwestowania i spekulacji istnieje stosunkowo ostre rozróżnienie to często się zdarza że inwestor jest też po części zaangażowany w spekulację i vice versa. Nie ma w tym znowu niczego niewłaściwego o ile zdaje sobie sprawę z tego co robi i czyni to z odpowiednią dyscypliną. W szczególności powinien wyraźnie oddzielić tę pulę kapitału którą inwestuje od oddzielnej puli środków którymi spekuluje. Kapitał inwestycyjny w tym sensie stanowią te środki na których utratę ich właściciel nie może sobie pozwolić, rzeczy takie jak na przykład oszczędności emerytalne czy środki odkładane na edukację dzieci.
W odróżnieniu od tego spekulacja powinna dotyczyć tylko tej części kapitału której potencjalna strata nie będzie oznaczała finansowej ruiny, zmuszając niefortunnego spekulanta do drastycznej zmiany swojego stylu życia czy wyprzedaży reszty posiadanych aktywów inwestycyjnych. Wypadki się czasem zdarzają, emocje biorą górę i nie pozwalają spekulantowi zamknąć przegranej pozycji i przejść spokojnie obok poniesionych strat. Pragnienie odegrania się za wszelką cenę powoduje że można wtedy stracić zimną krew, i podbijając stawkę irracjonalnie trwać na przegranej pozycji. W takich warunkach łatwo jest ulec pokusie sięgnięcia poza kapitał wcześniej desygnowany ściśle tylko na spekulację.
Więcej o zagadnieniach inwestowania i spekulacji w najnowszym numerze TwoNuggets Newsletter dla inwestorów. Po swoje specjalne zaproszenie do dołączenia kliknij tutaj.
Jestem zdania, ze bez spekulacji nie da się żyć. Każdy spekuluje. Jeżeli spekulację zdefiniujemy jako próbe przewidywania przyszłości. Wszyscy znają tylko historię czyli swoje doswiadczenia. Umówienie sie ze znajomym to tez próba przwidywania przyszłości na podstawie doswiadczeń. Dotąd zawsze takie spotkanie dochodziło do skutku to i tym razem statystycznie to pewne zdarzenie.
Wszystko to kwestia definicji. Kupowanie z bonifikatą to też spekulacja. Przewidujemy, że zdołamy sprzedać po sredniej statystycznej cenie za chwilę jutro lub za miesiąc. Nie wyklucza to nagłego zdarzenia, które zmusi nas do upłynnienia się po gorszej cenie niż kupno.
Słownikowo spekulacja to próba przewidywania przyszłości. Bez tego nie da sie żyć. Decydując czy zabrać parasol czy nie też spekulujemy o pogodzie.
Decydując czy zabrać parasol czy nie też spekulujemy o pogodzie. —- Owszem! Ale już nie jak mamy przy sobie zarówno parasol plażowy jak i normalny, plus cały zakres strojów od spodenek plażowych po strój narciarski i gogle. Wtedy o pogodzie NIE spekulujemy, bierzemy to co jest. Każda pogoda jest dobra. To jest właśnie „zwrot rynkowy”. Dzięki za ten przykład.
Jednak róznicując portfel postępuje się tendencyjnie. Nikt nie kupuje śliwek czy marchwi jako zrównoważenie portfela surowcowego bo wiadomo, że zgniją i za miesiac beda nic nie warte, generujac pewną stratę. Też przy równoważeniu portfela korzysta się z doswiadczenia wyrażonego na wykresach. Oblicza się siłę względną i spekuluje sie co wziać do zrównoważonego portfela bo nie ma możliwosci wziać wszystkiego. Ja nie widziałem nikogo na ulicy kto by miał ze soba kalosze i sandały. To oczywiscie jest możliwe. Ale ja nie spotkałem takich ludzi. Ci, których spotkałem jednak spekulują o pogodzie, coś zakładają, cos prognozują.
Moim zdanie sama strategia zrównoważonego portfela wynika z tego, że ten kto ją stosuje nie umie skutecznie przewidywać. Bo gdyby umiał to oczywiscie wszedłby na rynek, który da najwyższy zwrot. Nie rozdrabniałby sie na rynki, które dadzą mniejszy zwrot czy wręcz stratę.
sama strategia zrównoważonego portfela wynika z tego, że ten kto ją stosuje nie umie skutecznie przewidywać. —- Zgadza się. Popularną iluzją szerokiego inwestoriatu jest przekonanie że się to uda każdemu i że w ogóle istnieje coś takiego jak konsystentne „skuteczne przewidywanie” czegokolwiek. Zwłaszcza jeśli chodzi o przyszłość… 😉
Tak, tylko że „płynięcia z rynkiem” nie nazwałbym inwestowaniem, tylko spekulacją pod historycznie, długoterminowe dodatnie stopy zwrotu. Uwzględniając inne rynki (złoto,surowce,waluty) w szerokim portfelu liczymy na (historycznie) słabą (ujemną) korelację stóp zwrotu, by taka dywersyfikacja miała sens. Ale „inwestor” nie ma na to wpływu, może tylko liczyć na dalsze utrzymywanie się takich korelacji. To dalej jest spekulacja, tylko w skali makro. Często tak określa się inwestowanie pasywne, by odróżnić je od aktywnego zmagania się z rynkiem. Dla mnie zakup aktywów przy brak wpływu na ich losy oznacza spekulację, bez względu na zakres aktywów, czy okres czasu. Jeśli ktoś za bazę przyjmuje rynek jako całość, to jego zakup może traktować jako inwestycję, a dopiero próby selekcji i timingu(łapania dołków/górek) będą spekulacją. Grunt to mieć świadomość co robimy i jakie tego mogą być konsekwencje. Na szczęście jest coś takiego jak stan konta i pełni on funkcję weryfikacyjną.
Gra wcale nie oznacza zdawania się na przypadek. Gracz używa taktyki, dostosowując się do sytuacji i rywala. To określenie „gra na giełdzie” jest trafniejsze niż „inwestowanie”. Inwestycje wymagają kontroli nad tym w co się inwestuje, np. mam firmę i decyduję o jej lokalizacji,marketingu itd. Jeśli inwestuję w akcje spółek na giełdzie to muszę mieć wpływ na decyzje o jej działalność, czy choćby na przegłosowanie uchwały o wypłacie dywidendy. Przeciętny inwestor posiadający mały kapitał nie ma na nic wpływu, a to co może to tylko kupić akcje i czekać, zdając się na decyzje dużych akcjonariuszy. Innymi słowy może jedynie spekulować, że spółka będzie podpisywać korzystne kontrakty, może spekulować o wypłacie dywidendy. Taka spekulacja wymaga przesłanek do działania, czyli informacji oraz ich przetwarzania, co sprowadza się do gry rynkowej. O inwestowaniu tu nie ma mowy i wręcz nie powinno się tego słowa używać.
Przeciętny inwestor posiadający mały kapitał […] nie ma na nic wpływu […] może jedynie spekulować, — crux tego o czym idzie. Jeżeli zajmie pozycję w indywidualnych akcjach to istotnie spekuluje usiłując przewidzieć przyszłość, w szczególności wybranej kompanii. Jeżeli natomiast zajmie pozycję w szerokim indeksie rynków equity to elementu spekulacyjnego tutaj nie ma ponieważ akceptuje zwrot rynkowy, jaki on nie będzie.
..elementu spekulacyjnego tutaj nie ma ponieważ akceptuje zwrot rynkowy, jaki on nie będzie.”
A jak kupuje akcje dobrej firmy ( Apple, Microsoft czy z naszego rynku KGHM) to nie może akceptować zwrotu jaki on nie będzie ?
A zajmując pozycję w szerokim indeksie nie spekuluje on, że w dalekiej perspektywie on wzrośnie ?
W obu przypadkach jest to tylko kwestia wysokości ryzyka.
Oprócz krańcowych przypadków gdzie raczej nikt nie ma wątpliwości co jest czym istnieje szeroki zakres działań pośrodku, które można zakwalifikować do obu terminów bo różnica jest czysto umowna.
Dyskutowanie o różnicy pomiędzy spekulacją a inwestycją to jak dyskutowanie o wyższości świąt Wielkiej Nocy nad świętami Bożego Narodzenia. Natomiast artykuł opisuje dwie różne postawy obecności na giełdzie i warty jest przemyślenia i świadomego wyboru swojej strategii.
jak kupuje akcje dobrej firmy […] to nie może akceptować zwrotu jaki on nie będzie —- kwestia semantyki. „Akceptować” można co się komu żywnie podoba ale siedzenie w AAPL jest typową spekulacją na to że dobra passa jednej kompanii będzie trwała, a w przypadku KGHM jeszcze wyraźniejszą spekulacją na koniec bessy w surowcach. Tak być oczywiście może ale nie musi. Jest to w każdym razie próba „bicia rynku”.
zajmując pozycję w szerokim indeksie nie spekuluje on, że w dalekiej perspektywie on wzrośnie? —- w szeroko zdywersyfikowanym, zrównoważonym portfelu nie ma żadnej spekulacji ponieważ zrównoważone są również ryzyka w poszczególnych sektorach. Nie spekulujemy więc na to że coś a dalekiej perspektywie wzrośnie a coś innego spadnie, bo jest to zrozumiałe i oczekiwane, czasem jeden sektor będzie na prowadzeniu a jakiś inny pod kreską, czasem na odwrót. A ponieważ nie wiadomo dokładnie co i kiedy portfel jest zrównoważony dzięki czemu nie gra to większej roli.
Bardzo ciekawy temat. Słyszałem różne definicje inwestowania i spekulacji. Mi najbardziej odpowiada ta:
– inwestowanie następuje wtedy, kiedy inwestor zarabia w momencie kupowania waloru
– spekulacja następuje wtedy, kiedy spekulant liczy na określone wydarzenia w przyszłości
Praktycznie każdy przypadek dość łatwo sklasyfikować w oparciu o te reguły. Przykładami inwestycji będą:
1. Kupno kawałka ziemi od rolnika z 50% bonifikatą, ponieważ rolnik potrzebuje gotówki NA TERAZ w celu inwestycji w swoje gospodarstwo (np. naprawa, czy kupno traktora).
2. Kupno samochodu z 50% bonifikatą od kolegi, który za kilka dni wyjeżdża do pracy do Dubaju
3. Kupno akcji firmy, które płacą spore dywidendy, a firma ma sporą część stabilnego rynku – np. wodociągi
4. Arbitraż trójkątny na trzech parach walutowych
Spekulacja to:
1. Zakup pary EUR/USD na wsparciu w oczekiwaniu na wzrosty
2. Gra w pokera
3. Zakup indeksu giełdowego w momencie zmiany rządu
4. Zakup BTC w celu odsprzedaży 'jak wzrośnie’
Nieodłączną częścią spekulacji jest tracenie. Spekulacja polega na statystyce. Nikt nie jest w stanie wygrać wszystkich rąk z rzędu grając w pokera. Aby wygrać turniej trzeba przegrać kilka rozdań. Główną cechą spekulanta jest silna psychika, która pozwala mu trzymać się zasad opartych o statystykę. Poza tym spekulant zwykle kupuje po to aby sprzedać jak najszybciej z zyskiem.
Inwestor natomiast musi się zwykle więcej napracować aby znaleźć okazję. Dodatkowo musi być odpowiednią osobą w odpowiednim miejscu i czasie, np. przykład kolegi wyjeżdżającego do pracy za granicę w przeciągu kilku dni. Inwestorzy też często siedzą w swoich aktywach przez lata i czerpią dochody z najmu/dzierżawy/dywidend itp.
Spekulant w momencie otwarcia pozycji ani nie zarobił, ani nie stracił (poza kosztami dodatkowymi typu spread). On oczekuje, że za jakiś czas zarobi. Inwestor w momencie wejścia w pozycję już jest do przodu, więc może od razu zainkasować zysk.
W naszym kraju z czasów komunistycznych ostał się pogląd, że spekulant to ten zły, a inwestor dobry. Oczywiście obydwa sposoby zarabiania pieniędzy są dobre i jeśli ktoś się czuje dobrze w spekulacji to tam powinien się realizować. Kładę nacisk na to, że zarówno spekulant jako inwestor może zarabiać dobre pieniądze.
różne definicje inwestowania — Zgadza się. Nawet w TwoNuggets nie jesteśmy do końca konsekwentni nazywając czasem okazje o których piszesz „wartością inwestycyjną”, choć bardziej poprawna byłaby „wartość spekulacyjna”… ;-). Kupna akcji indywidualnej firmy jednak nie nazwałbym jednak inaczej niż spekulacją, poziom ryzyka na boku.
W naszym kraju z czasów komunistycznych ostał się pogląd, że spekulant to ten zły, a inwestor dobry. —- o ile były czasy zaciekłej walki ze spekulantami (kułakami, zaplutymi karłami rakcji, itp) to nie przypominam sobie czasów kiedy inwestor w Polsce był pojęciem jednoznacznie pozytywnym… Jest lepiej, zwłaszcza jeśli inwestor jest zagraniczny i generuje „miejsca pracy”, ale jednak zawsze ciągnie się za nim pewien swąd kombinowania, chęć osiągnięcia czegoś „bez pracy”, itp… IMO.
Mam pewne zastrzeżenia do Twojej klasyfikacji.
-inwestowanie następuje wtedy, kiedy inwestor zarabia w momencie kupowania waloru
-spekulacja następuje wtedy, kiedy spekulant liczy na określone wydarzenia w przyszłości
Czyli jak kupuję maszynę do swojej fabryki licząc, że w ciągu 3 lat ona mi się zwróci, to jestem spekulant? Wątpliwy jest też ten punkt:
3. Kupno akcji firmy, które płacą spore dywidendy, a firma ma sporą część stabilnego rynku – np. wodociągi
1) Każdy stabilny biznes może podupaść. W tym momencie spekulujesz (jednak! 🙂 ), że firma będzie dawała sowitą dywidendę do końca świata. Nawiasem mówiąc…wodociągi to skrajny przykład, bo to często naturalny monopol – czyli ich „prywatyzacja” to jakby uczynienie klientów chłopami pańszczyźnianymi (socjalizm dla kapitalisty). Pomijając kwestie moralne, to zysk jest stabilny, ale do czasu, gdy pojawi się społeczna presja by wodociągi znacjonalizować albo znajdzie się jakiś wyżej postawiony „opiekun” tych wodociągów. To jest branża strategiczna za pomocą której można kontrolować społeczeństwa.
2) sugerujesz, że z inwestycji nigdy się nie wychodzi. A to czemu? Mogę zainwestować w firmę, której zyski rosną 15% rocznie, a która nie wypłaca dywidend. Po 20 latach mam udziały w mega firmie. To była spekulacja czy inwestycja?
Jako przykład inwestycji podajesz:
Kupno samochodu z 50% bonifikatą od kolegi, który za kilka dni wyjeżdża do pracy do Dubaju
Wg. mnie zależy co chcesz z tym samochodem zrobić. Jeśli zarabiać za jego pomocą, to inwestycja. Jeśli używać jako samochód prywatny, to konsumpcja, a jeśli odsprzedać z zyskiem, to spekulacja. Spekulujesz, że kolega nie sprzedał Ci „okazyjnie” trupa z zatartym silnikiem. 🙂
zależy co chcesz z tym samochodem zrobić. —- nie tylko odnosi się to do samochodu. Zwyczajowo mówi się o „inwestowaniu w nieruchomości” (nie wyłączając 2GR…) podczas gdy idzie obronić tezę że ściśle biorąc nie jest to inwestowanie tylko, w zależności właśnie od przeznaczenia, konsumpcja osobista, biznes lub spekulacja.
To tak gwoli scilosci, jak ktos otwiera dzialalnosc gospodarcza to rozumiem, ze jest spekulantem wg powyzszych definicji?
To zależy gdzie… w niektórych krajach najwłaściwszym określeniem byłby pewnie kamikaze… 😀
Fakt, kamikaze w niektorych, ale jesli nie kamikaze to spekulant ;).
dolar miał zdechnąć a ma się świetnie 🙁
Droga siostro, coś tu chyba zbyt rzadko zaglądasz… 😉
31-01-2015: Dolar jedyną grą w mieście,
15-03-2015: Dolar jedyną grą na kontynencie?
Ale pojechane wywody, hehe. Szacunek, bo daje DUZE C w cynik.Wszystko, o czym napisales jest SPEKULACJA. Zabawnie dzielisz te spekulacje na ….bezpieczna, i to wtedy nazywa sie u Ciebie INWESTYCJA, oraz niebezpieczna, bo mozna stracic, a to nazywsz SPEKULACJA. Ale jaja. Noramlni ludzie (czyli nie NADLUDZIE) INWESTYCJE ROZUMIEJA TAK JAK POWINNO SIE jJE ROZUMIEC: wlozenie kasy w rozwoj i z tego pochodny zysk. GRA NA GIELDACH to nie inwestowanie i nie uzurpujcie sobie prawa do takiego czarowania siebie i innych.Pozdro
Bardzo dziękuję, interesujący punkt widzenia, Genowefo! 😉
Starałbym się raczej unikać pojęcia bezpieczny – niebezpieczny. Rzecz jest względna, o poziom „bezpieczeństwa” w zasadzie cały czas chodzi. Kwestia tylko jakie to „bezpieczeństwo” ma być. „Stracić” też jest pojęciem względnym, jeśli się bliżej zastanowić…
Nie bardzo też rozumiem pojęcie „gry” na giełdach, pojęcie typowo polskie którego staram się nie używać… Powód jest prosty – normalnie na giełdach SIĘ JEST, nie tyle się „gra”. „Gra” implikuje zupełną przypadkowość, IMO, jak rzut kostką. Pozycja giełdowa oznacza jednak że prawdopodobieństwo określonego wyniku jest różne od zupełnie statystycznego. Na ile różne? To temat na inną dyskusję… Odradzam w każdym razie „grę” na giełdzie, o ile do tego chcesz rzecz sprowadzić.
Trochę to filozofowanie, ale wg. mnie jak się kupuje „wykresy” kursu, to jest gra. Jak się kupuje udziały firmy, to jest inwestycja. 🙂 Gracz myśli o wykresie, a inwestor o firmie.
Zgadzam się w 100% z treścią wpisu. Coś podobnego napisałby Bogle, Graham czy Zweig. Pytanie tylko, co z tym którzy mają kapitał, ale interesują się inwestowaniem dajmy na to od roku, kiedy większość świadomie lub podświadomie myśli (jak ja), że giełdy (zwłaszcza mająca połowę kapitalizacji w globalnych rynkach USA) mogą być obecnie na szczytach. Głupio byłoby ładować cały kapitał na górce, jeśli prędzej czy później pewnie przyjdzie większa korekta, i za tą samą kwotę być może uda się kupić 2 razy więcej jednostek, dających w przyszłości dwa razy wyższą dywidendę.
Wiem, że myślenie, że obecnie może być górka na rynkach, jest życzeniowe lub przypomina wróżenie z fusów, ale nikt nie powie, że sytuacja do wrzucania teraz większego kapitału na rynki jest idealna.
mogą być obecnie na szczytach. Głupio byłoby ładować cały kapitał na górce, —- To bardzo popularna wątpliwość! Ale przewińmy taśmę 10 lat wstecz, 20 lat wstecz, 30 lat wstecz… I co zobaczymy? Trudno w to uwierzyć ale podnoszono wtedy dokładnie te same objekcje. Zawsze pewne przynajmniej rynki wydawały się przewartościowane, zawsze wydawało się że lepiej „poczekać na dołek”. O niepopularnych sektorach w ogóle mówiono niewiele. Co więcej, dołek często nadchodził! Tyle ze nikt dokładnie nie wiedział kiedy dokładnie to nastąpi. W międzyczasie fundusze nie były zainwestowane a rynki żyły swoim własnym życiem, raz w górę raz w dół. I dzisiaj net-net zrównoważony portfel jest masywnie do przodu.
Moral z tego jest taki że z czekaniem na „dołek” trzeba bardzo uważać ponieważ nie jest to w zasadzie nic innego jak forma spekulacji. Dlatego też dobrze jest rozdzielić te dwie rzeczy i traktować je rozdzielnie – inwestowanie i spekulację. Tam gdzie inwestor myśli że wie lepiej niż rynek kiedy będzie dołek i jak głęboki nic nie przeszkadza mu nieco zaspekulować – będzie wtedy spekulantem, idącym świadomie za zwrotem ponad rynkowym i podejmującym również ponad rynkowe ryzyko. Resztę kapitału jednak powinien konserwatywnie inwestować rynkowo…
Łapiąc dołek warto chyba zwrócić uwagę jaka jest jego geneza. Dołek może być związany z bessą, wycofaniem jakiegoś inwestora itp. – wtedy odbije. Pytanie kiedy. Gorzej gdy dołek jest związany ze złą sytuacją spółki. Ja bym takich dołków nie łapał, bo jako amator nie poświęcam czasu na głębszą analizę i nie wiem co się dokładnie dzieje w spółce.
Z tym biciem rynku to ciekawa sprawa.
Np. tzw. „magiczna formula” mega prosty wzor a daje wyniki bijace rynek. Jak to mozliwe ?
Chyba chodzi o to ze duze fundusze ktore same tworza rynkowy wynik maja swoje limity zwiazane z gruboscia portfela.
Mali sprytni inwestorzy sa pewnie w stanie osiagac lepsze wyniki ze wzgledu na mniejsze inwestowane kwoty.
Sam jednak wystarczajaco stracilem na gieldzie zeby nie wychodzic poza fundusze stabilne i etfy.
Za maly kapital za duzo kosztow (glownie czas).
Dopóki świat jakoś się rozwija stara prawda jest taka że „zwrot rynkowy” w szerszej prespektywie wcale nie jest złym zwrotem. CAGR dla wielu zdywersyfikowanych portfeli „zrównoważonego wzrostu” spinających trzy do nawet pięciu dekad może łatwo przekroczyć 9%-10%. W skali roku nie jest to wiele, ale w skali dekad jak najbadziej. Przeszkodą w osiągnięciu tego jest sam inwestor któremu nie zawsze starcza cierpliwości albo przekonania, zwłaszcza jeśli widzi jak jakiś walor, w którym oczywiście chciał być ale nie jest… ;-), jak meteor multiplikuje się w cenie…
Problem polega na tym, że nigdy nie wiadomo kiedy będzie trzeba zrealizować ten zysk (sytuacje losowe) albo jaka będzie koniunktura w okresie zaplanowanej jego realizacji (patrz pierwsze emerytury z OFE). Może się okazać, że kapitału będziemy potrzebowali w okresie spadków i myśl, że za 5-10 lat odzyskalibyśmy ten kapitał z nawiązką nie jest specjalnie pomocna. Czy są mechanizmy pozwalające zabezpieczyć się przed taką sytuacją ? Rozumiem, że dywersyfikacja jest jednym z nich: kapitał nie znika a tylko np. ucieka z giełdy w nieruchomości albo złoto czyli spadki na jednym walorze rekompensowane są przez wzrosty na innym. Jakieś inne mechanizmy ?
Mechanizmy oczywiście są, można chociażby za-hedgować się na wiele różnych sposobów czy używać zleceń warunkowych. Wszystko to jednak implikuje element przewidywania rynku, co nas z powrotem prowadzi do koszyka „spekulacja”.
Spostrzeżenie że „kapitał nie znika” leży u podstaw zrównoważonego portfela, szeroko zdywersyfikowanego w główne klasy aktywów. W konsekwencji jego zmienność nie powinna być problemem ponieważ, mówiąc ogólnie, „rynek byka jest zawsze”, jak nie w jednej klasie to w drugiej. Przykładowo typowy portfel tego typu w ostatnim półwieczu [dane US] ujemne wyniki roczne wykazuje mniej więcej raz na dekadę, i są one typowo jednocyfrowe. Wyciągnięcie kapitału jest więc możliwe w dowolnej chwili, należy jedynie uważać aby nie zburzyć przy tym założonej struktury portfela.
Bardzo zgrabnie ujęte!