a wkrótce „in the theater near you”…
Detroit, niegdyś kwitnące centrum amerykańskiego przemysłu motoryzacyjnego, ogłosiło bankructwo. Jest to największe miasto w USA które kiedykolwiek zbankrutowało. Z pewnością jednak nie ostatnie. Drogą Detroit pójdą inne, w tym kto wie czy nie stojące na prominentnym miejscu w kolejce Chicago. Jeśli będzie jakaś różnica to pewnie ta że Obama dołoży wszelkich starań aby pieniędzmi podatnika jeszcze jakoś wyratować swoją kolebkę.
Jak tam będzie z Detroit, tak będzie. Jego bankructwo wygląda na klasyczny finał jaki stanie się udziałem dochodzącego do ściany socjału wszędzie, nie tylko miast ale i państw. Socjał raz jeszcze udowadnia że w kombinacji z demokracją tworzy toksyczną mieszankę niezdolną do żadnych reform, do żadnej redukcji raz nabytych przywilejów, do wyrzucenia okopanej związkokracji i zaciśnięcia pasa. Nie zrobi tego nawet w obliczu śmiertelnego zagrożenia własnej egzystencji. Roztrzaskanie się o ścianę przy pełnej szybkości i raptowna dezintegracja są też jedynym możliwym lekarstwem i rzeczą ze wszech miar pouczającą.
Szczególnie pouczające jest to że Detroit jest miniaturowym laboratorium tego co będzie się działo wkrótce z systemami emerytalnymi wszędzie na zachodzie. Bankructwo nie było rezultatem jednej czy drugiej nietrafionej decyzji władz, błędu którego odkręcenie okazało się niemożliwe. Nie było też rezultatem klęski żywiołowej którą trudno było przewidzieć. Tu przewidzieć można było wszystko na dziesiątki lat naprzód. Stały wymarsz kapitalizmu i jobs z miasta, i stałe rozrastanie się socjalizmu „civil servants” na mnożących się jak króliki, doskonale płatnych posadach miejskich.
Pensje które sobie przyznawała związkokracja miejska pięły się wyżej i szybciej niż pensje w przemyśle. Już od dawna pracownicy sektora prywatnego marzyć jedynie mogą o pensjach swoich kolegów na posadach rządowych każdego szczebla. Prawdziwą przepaścią jest jednak bezpieczeństwo posady. Gość w przemyśle ma pracę pewną tylko tak długo jak długo biznes się kręci i generuje zysk. Jak się skończy koniunktura może łatwo znaleźć się na bruku. Natomiast pracownik na etacie rządowym każdego szczebla jest praktycznie nieruszalną świętą krową. Związkokracja tak też zadbała o „miejsca pracy” że zlikwidowanie raz utworzonego etatu stało się niemożliwe. Przykładowo, mimo że w kolebce motoryzacji konną straż pożarną zlikwidowano pewnie jeszcze za czasów Henry Forda i jego Modelu T do samego końca jakiś związkowy bozo pobierał pensję na stanowisku kowala miejskiego, w wysokości $29K rocznie, plus drugie tyle w „benefits”. Nic dziwnego że miasto Detroit zbankrutowało.
Tym co zbankrutowało socjał w Detroit są w szczególności nie tyle nawet wysokie pensje obecnie zatrudnionej związkokracji ile kumulujące się konsekwencje przyznawanych sobie przez nią przez dziesiątki lat przywilejów emerytalnych. Miasto zostało zobowiązane do zapewnienia pracownikom odchodzącym na emeryturę królewskich świadczeń praktycznie bez końca. Choćby waliło się i paliło, mimo że cały sektor prywatny odszedł już dawno od modelu „gwarantowanych benefitów”, od raz obiecanej byłemu pracownikowi emerytury nie ma odwrotu. Co gorsza, nie ma odwrotu od wymuszonych przez związkokrację wcześniej a płaconych przez miasto ubezpieczeń medycznych emerytów, w Ameryce szczególnie drogich.
To że żyjący ponad stan socjał nie rozleci się od razu lecz egzystuje nieraz latami wynika z systemu monetarnego. Rozpowszechniło się przekonanie że w opartym na długu systemie papierowego pieniądza fiat sam dług się nie liczy bo można zawsze dodrukować środków. Deficyty i życie ponad stan stały się czymś normalnym i ogólnie przyjętym bo można zawsze pożyczyć więcej. No więc tak długo jak mógł, socjał w Detroit pożyczał i pożyczał, coraz więcej i coraz szybciej, wspomagany w dodatku federalnymi przywilejami podatkowymi. Aż w końcu doszedł do ściany.
Okazuje się teraz że dziura między aktywami miejskiego systemu emerytalnego a zobowiązaniami wynosi, batagela, $3.5 mld. Dodać do tego należy wystrajkowane latami OPEB ( “other post-employment benefits”) czyli głównie właśnie darmową opiekę medyczną a nawet ubezpieczenia na życie. Tu dziura wynosi $5.7 mld. Narzucone miastu zobowiązania zapewnienia emerytom darmowych świadczeń medycznych są więc blisko 2x wyższe niż wartość obiecanych im emerytur. Między tym co związkokracja sobie przyznała a tym co realistycznie jest występuje więc szokujący deficyt rzędu $9.2 mld. (dane: Sprott Assets Management)
Bankructwo socjału w Detroit nie oznacza że miasto zostanie zrównane z ziemią i zaorane (choć niektórym dzielnicom wiele do tego stanu już i tak nie brakuje). Bardziej prawdopodobny jest normalny tok postępowania upadłościowego w którym sąd przewodniczył będzie restrukturyzacji finansów miejskich. A po chłopsku – nastąpi odgórnie narzucona, przymusowa sanacja finansów publicznych, z odpisem niespłacalnych długów.
Przedstawiony plan restrukturyzacji Detroit nie jest może tym czego socjał się spodziewał ale z pewnością tym na co zasłużył. Przewiduje on całkowite odpisanie wynoszącego $3.5 mld deficytu systemu emerytalnego (który stanowią zasadniczo jedynie puste obietnice, bez żadnych aktywów). Zobowiązania z tytułu OPEB natomiast zostaną przystrzyżone o 90%, o tyle samo co niefortunni inwestorzy w dług municypalny.
Obecni i przyszli emeryci z Detroit, myślący że na starych latach pod palmami będą opływali w przywileje które sobie wcześniej sprytnie wystrajkowali, dostaną więc zimny przysznic. Stracą kolektywnie $8.6 mld w przyszłych świadczeniach, co stanowi 41% całkowitej wartości tych świadczeń przez bankructwem. Zamiast sączyć Piña Coladę na hamaku przyjdzie im na stare lata pakować klientom zakupy w supermarkecie albo robić za Dziadka Mroza w Boże Narodzenie.
Tak to natura dba o równowagę w przyrodzie i wymusza rozsądek tam gdzie socjał nie chce o tym słyszeć. Przypomina aby na socjalną kobyłę zbyt wiele nie ładować bo zanim dojdzie do mety to padnie gdzieś po drodze.
.
Co do kowala to czy czasami w Detroit nie ma policjantów na koniach?
Raz, sądząc po statystykach przestępczości w Detroit najpewniej nie ma już w ogóle policjantów … 😀
Dwa, gdyby nawet był szwadron konny policji to chyba tylko związkokracja trzymałaby na etat kowala.
Trzy, kowal w tekscie był na etacie straży pożarnej… Jak widać związkowy spryciarz kuty na cztery nogi 😉
@zenek…Poza Detroit powstala w inntch stanach w ostatnich kilkudziesieciu latach zauwazalna liczba montowni i fabryk samochodowych, w tym Toyoty, Hondy, Hyundaya, tak wiec z tym totalnym przenoszeniem produkcji do Chin to lekka sciema
Amerykanskie firmy, produkujace samochody, od lat 80-tych zaniedbaly rozwoj technologiczny swoich produktow z jednoczesnym cieciem budzetow na materialy. Od tamtego czasu US-auto to wygodny, przewozny tapczan (bardzo wygodny) z przeznaczenieniem na 2-3-letnie uzytkowanie i… na smietnik.
Dobrze sie dzialo, gdy emeryci mieli kupe kasy (od tych zaplutych zwiazkow) i wyli wniebowzieci jezdzacymi fortecami z poduszek. Skonczylo sie, gdy owych emerytow ubywalo, stawali sie coraz mniejsza czescia spoleczenstwa. Pozostala czesc spoleczenstwa omijala bokiem tandete i kupowala europejskie samochody (i japonskie), z wyzszej polki.
Na ten szajs napalili sie Chinczycy, ktorym snily sie z amerykanskich filmow te limuzyny, i na ktore wreszcie bylo ich stac. I to byl powod, ze te fabryki tam poszly – tam jest ich klient.
A te zwiazki zawodowe i socjalizm na ustach cynika9 to jak stara zabawa z dziecinstwa w „pomidor”.
Mnie tez kkomuna skrzywdzila, ale to nie powod, by d.pe lizac kapitalizmowi.
Detroit jest padające, ale to daleko. A co z Warszwą?
Zwolennicy HGW interpretują zadłużenie jako pozytyw, a przeciwnicy, jako przykład negatywny:
https://www.rp.pl/artykul/1021926.html
Zobaczymy za niedługi czas jak to się rozwinie…
Drogi Cyniku.
Nie marnuj swojego cennego czas na dialogowanie z czerwonymi. Szkoda czasu i nerwów. Już u Frederica Baniasta w „Co widać i czego nie widać” można wyczytać, że chodzi tylko o odwlekanie nie zaś o prawdę obiektywną.
Każdy chytry niewolnik będzie za złupieniem przedsiębiorcy w imię chorego, ściągającego wszystkich w dół do najniższego wspólnego mianownika egalitaryzmu. W Chinach mają nawet taki termin „choroba czerwonych oczu” w Polsce funkcjonuje „pies ogrodnika”.
Niedawno związki straszyły strajkiem. Rząd zagroził, ze ujawni zarobki związkowców w odpowiedzi związki zagroziły ujawnianiem pensji zarządów państwowych spółek i … ucichło jak nożem uciął.
Tyle w temacie.
@mmm777
Nie tylko Cynik9 tak tlumaczy, tlumaczyly to rowniez duzo tezsze glowy jak chocby Mises lub Haslitt i mimo tego, ze jest to tak proste do zrozumienia to i tak wiekszosc tego nie rozumie albo nie chce zrozumiec. Zwiazki zawodowe w krajach rozwinietych dawno wykonaly swoja robote.
„Dopiero wtedy jego i gospodarkę w której się znajduje czeka sukces.”
Niekoniecznie, jest do tego potrzebnych jeszcze kilka innych czynnikow, ale niewatpliwie jest to juz spora przewaga konkurencyjna.
Cynik9 znowu tłumaczy, że dbający o swoją przyszłość robotnik:
– powinien unikać związku zawodowego,
– stać się konkurencyjny płacowo i socjalnie dla robota przemysłowego.
Dopiero wtedy jego i gospodarkę w której się znajduje czeka sukces.
Dbający o swoją przyszłość robotnik o ile pracodawca nie przykuł go łańcuchem do swojej fabryki nie musi pracować w tej fabryce,może zapewnić swoją przyszłość w innym przedsiębiorstwie-a nawet otworzyć własne.Należy również pamiętać że dbający o swoją przyszłość robotnik niejednokrotnie będąc na zakupach kupuje towary robotnika chińskiego który swą przyszłość ma w głębokiej pogardzie i dlatego z miesiąca na miesiąc i z roku na rok ma on się lepiej.
Moja ciotka pracowała w Detroit na linii montażowej. Opowiadała mi, że niektórzy ludzie kilkadziesiąt lat po przybyciu z Polski nie byli w stanie swobodnie rozmawiać po angielsku.
Moja koleżanka prowadziła kursy językowe m.in. dla byłych stoczniowców z Gdyni. Ci z kolei nie wiedzieli co to jest PESEL. Wyniku ich edukacji lingwistycznej nie muszę chyba zdradzać.
Naprawdę myślisz, że tak ograniczeni umysłowo ludzie są w stanie założyć własny biznes? Myślisz, że na produkcji pracują profesorowie z Harvardu? A może, pomimo iż byli ograniczeni, byli świadomi, że nie mając wykształcenia ich dzieci też będą zasuwać ze śrubokrętem i młotkiem. Może sobie jednak odłożyli te związkokracyjne dolary i zapłacili za studia latorośli?
A Cynik jak katarynka: x/y/z upadło, bo związkokracja/socjaliści coś tam sobie urwali z tortu Pana Kapitalisty.
Racja! Zajechali biznes? Racja! A co się stało z kapitałem? Rozpłynął się? A jak to się stało, że się tak znikąd pojawił? Właściciel Chryslera sam złożył auto nr 1?
Detroit pada z tego samego powodu, z którego wyrósł każdy biznes amerykański: z braku skrupułów. Z braku skrupułów wyrósł też biznes obligacji hipotecznych, który doprowadził do rozkwitu rynku deweloperskiego w USA oraz jego głośnego upadku.
A że gdzieś tam szary robotnik zeżarł Panu Kapitaliście kawałek torta? No zeżarł, ale na pewno nie cały, bo reszta leży gdzieś w Azji i tuczy skośnookich.
Jeżeli Detroit upada z braku skrupułów to nie rozumiem dlaczego prosperują Chiny. Przecież w Chinach jest mega korupcja a skrupulów trudno się doszukać pod elektronowym mikroskopem.
Co prawda jest możliwe że Chiny prosperują dlatego że mają mniej skrupułów od amerykanów.
ps. zanim zaczną się śpiewy pochwalne o Chinach warto byłoby przeczytać cosik o Chińskich bankach, przedsiębiorstwach i o modus operandi tych przedsiębiorstw.
To akurat jest proste, choć nie wiem co skrupuły mają do rzeczy. Detroit pada a Chiny prosperują ponieważ w Chinach oprócz korupcji jest jeszcze kapitalizm a w Detroit oprócz korupcji i związkokracji nie ma nic.
„Jeżeli Detroit upada z braku skrupułów to nie rozumiem dlaczego prosperują Chiny.”
Oj, czy ja muszę pisać po kilka razy to samo? Chiny prosperują, ponieważ kacyki uzmysłowiły sobie, że więcej zyskają z otwarcia na Zachód niż utrzymywania feudalizmu. Może przestraszyli się też rozpierduchy Bloku Wschodniego. W Chinach jest kapitalizm, bo jest i już? Się wziął i przyszedł. A skąd się wziął? Była to decyzja polityczna, kierowana chęcią ugryzienia tortu. Chciwość i strach przed utratą, proszę Państwa, kieruje socjalistyczną i kapitalistyczną wierchuszką. Co zrobić, aby mieć więcej i więcej – to jest kluczowe pytanie. Bez skrupułów poświęca się jednocześnie „innych”. Ten co „ma” (wiedzę, władzę, pieniądze …) pozwala lub nie temu co „nie ma” dorobić się, mieszkać w swoim domu lub „bankowym”, pracować lub tyrać, wyjechać za granicę, leczyć się itd itp. Ja od jakiegoś całkowicie nie rozróżniam chciwości socjalistycznej od kapitalistycznej, choć całkiem nieźle potrafię to zrobić w stosunku do socjalisty i kapitalisty.
„Co zrobić, aby mieć więcej i więcej – to jest kluczowe pytanie. Bez skrupułów poświęca się jednocześnie „innych”.”
Jacku K, z calym naleznym szacunkiem, tak jak w powyzszym cytacie, mieszasz z jednego zdania na drugie nawet dosc rzeczowa obserwacje z wybuchami emocji duszpasterskich. Udowonij, ze w Detroit nie bylo konkurencji na rynku pracy, i ze pracownikom nie pozostawalo nic innego, jak zrzeszyc sie w zwiazek zawodowy.
@Jacek K:”Wyniku ich edukacji lingwistycznej nie muszę chyba zdradzać.”
Tylko co to ma wspólnego z zarabianiem pieniędzy.
Niejaki Samuel Goldwyn (Żyd urodzony w Warszawie),
wyjechał do USA i zarobił krocie (współzałożyciel znanej wytwórni filmowej). chociaż cytując za Wikipedią (https://pl.wikipedia.org/wiki/Samuel_Goldwyn):
„Wieczorami wytrwale uczył się angielskiego, choć nigdy nie nauczył się mówić w tym języku płynnie.”
To, że jakaś osoba nie ma talentów w jednej dziedzinie wcale nie oznacza, że nie ma talentów w kilku innych. Taka jednowymiarowa klasyfikacja ludzi na „gupich i mondrych” jest nieużyteczna, przy analizie dróg jakimi ludzie dochodzą do bogactwa.
To się wszystko zgadza. Chciałem napisać, że ludzie ograniczeni, wykonujący prostą pracę fizyczną przy taśmie montażowej, nie są w stanie założyć własnej firmy, a jedynie w niej pracować. Nie są w stanie bronić swych interesów inaczej niż poprzez związki zawodowe, ponieważ mają bardzo ograniczony dostęp do pomocy prawnej (koszt usług prawniczych + to, że nie rozumieją słowa pisanego, tzw. wtórny analfabetyzm). Po co to negować? Dla poprawności politycznej? Bo nie wypada pisać, że ktoś jest głupi? Einstein nie miał tyle wątpliwości:
„Zwei Dinge sind unendlich, das Universum und die menschliche Dummheit, aber beim Universum bin ich mir nicht ganz sicher.”
Napiszę jeszcze raz: zgadzam się z Cynikiem, że związki przeginają, że potrafią zarżnąć dobry biznes i dopuszczają się patologii (np rządzą zamiast być przeciwwagą dla Rządu). Pracowalem w dwóch firmach ze związkami i widziałem skalę korupcji, nieróbstwa i pijaństwa pod egidą związków, ale teraz pracuję w firmie bez związkokracji i widzę to samo. Jedni pracują, drudzy się obijają (bo z jakiegoś powodu mogą), kasa płynie bokiem, choć w księgach wszystko się zgadza; „swoi” są zadowoleni ze „współpracy”, reszta morda w kubeł i minimalna pensja, żeby jeszcze nie zdecydowała się odejść. A jak miałem swój biznes, to płaciłem ludziom tyle, że nie potrafiłem im spojrzeć w oczy i też mówiłem „jak się nie podoba, to na Twoje miejsce czeka pięciu następnych”. Jestem kapitalistą czy socjalistą? 😀
Chciałem napisać, że ludzie ograniczeni, wykonujący prostą pracę fizyczną przy taśmie montażowej, nie są w stanie założyć własnej firmy, a jedynie w niej pracować.
A to niby dlaczego? Znam przypadki niewiarygodnie prostych (w sensie niewyedukowanych) ludzi, którzy prowadzą świetnie działające firmy, np transportowe, zaczynając od jednej, małej ciężarówki. Osobiście znam kamieniarza bez wykształcenia, który po dwudziestu latach realizuje wielkie zlecenia (od 7 cyfr w górę), 3/4 zatrudnionych ma lepsze wykształcenie od właściciela, po prostu sobie magisterków najmuje, jeżeli potrzebuje.
Z drugiej strony – czemu niby skończenie studiów ma warunkować otwarcie biznesu? Bill Gates chyba olał studia, gdy zajął się komputerami? Ja uważam, że – zwłaszcza u nas – działa to wręcz przeciwnie. Zatrudniając, staram się unikać ludzi po studiach, bo nie mogę znieść bredni o marketingu, analizach, raportach, pięć srir Portera etc. Dla niewielkiej firmy to bzdety. Za to internet jeszcze nie bardzo wszedł do programu, więc jak powiem takiemu kształconemu półidiocie, żeby coś wystawił na ebayu, nie wie jak się do tego zabrać, nie mówiąc już o językach. Co więcej, szkoła oducza przedsiębiorczości, produkując materiał nadajacy się wyłącznie do pracy w korporacjach, particularly w Biedronce na kasie.
Last, but not least, mimo licznych prób nie ukończyłem żadnych studiów, a w dziedzinach, którymi się interesuję, mam większą wiedzę niż większość profesorów. Nie myślę tu o zarządzaniu czy tematach związanych z firmą. Czyli nie powinienem otwierać firmy? Sorry, zaraz wszystko zlikwiduje i wracam do ławki.
Do końca życia nie zapomnę studiów zarządzania, gdy Pani z dumą rozdała wszystkim ksero „Trzeciej drogi” Blaira i Schreodera, bez żadnej dyskusji, po prostu jako fakt objawiony traktując to jako najlepsza opcję. Tak właśnie wyglądają nasze studia. Po tym wykładzie trzasnąłem drzwiami i był to kolejny nieukończony kierunek.
jeszcze jedno: ta korupcja nie jest przypadkiem pojedyńczym. W Detroit zawsze było ogromnie dużo $$$. A tam, gdzie się takie sumy liczy, to nawet z samego kurzu można uzbierać niezłą fortunę.(za Stanisławem Michalkiewiczem)
Wszystko pięknie, jednak o jednym (dla mnie najważniejszym) nikt nie wspomniał: ostatni burmistrz z fryzurą Afro był tak skorumpowany,że ąż się wierzyć nie chciało; przez bodaj 3 lata wił się jak piskorz,żeby go nie wsadzono do pudła. Nie dał rady i teraz siedzi za mega korupcję. Ilu z jego”dworu” było/jest w tym samym wagonie (i to zdecydowana większość ciemnoskórzy)? Wychodzi na wierzch błąd systemowy spowodowany wiadomym wyborem w 2008. Ja też się na to nabrałem (raz).
Zgadza się – burmistrz skazany na 5 lat. Jest oczywiście wysoce niepoprawne polityczne powiedzieć że to głównie Murzyni, na eskponowanych stanowiskach, rozłożyli Detroit. Equal opportunity? Czy może zwykła korupcja pokryta wzniosłymi hasłami? Tutaj mamy skazanego burmistrza Kilpatricka:
No właśnie, 5 lat za mega korupcje. A Blagojevicz, były gubernator Illinois za samą myśl o przehandlowaniu opróżnionego przez Obamę fotela senatorskiego dostał 14 (czternaście)! Do tej pory nie mogę tego pojąć, jak to było możliwe.
wspaniały blog
a co do socjału to „zjawisko” to muszą zrozumieć sami przedsiębiorcy np. gościu haruje od rana do wieczora w skrócie ciuła i po roku kupuje nowy samochód z salonu za np. 80tyś zł – i nawet nie zdaje sobie sprawy ze w ten oto sposób utrzymuje socjał (płacąc wysokie podatki od tego nowego samochodu+pośrednio tzn cześci serwis koszt ubezpieczenia itd..,)a później jak bankrutuje zasila szeregi platformy oburzonych ekonomicznych nieuków…. co za problem kupić sobie porządne(8-10 letnie) używane auto za 20 tyś zł …. nowy samochód można sobie kupić jak są niskie podatki bo wtedy płacisz za samochód+zysk producenta i kupca bez „rządowych” pośredników(podatków) ..
i na koniec piękna pogoda więc tylko polska muzyka shazza 🙂 https://www.youtube.com/watch?v=FyFF21tZWEk
gościu haruje od rana do wieczora w skrócie ciuła i po roku kupuje nowy samochód z salonu za np. 80tyś zł
Sorry, ale to ma mały związek z socjalem. To jest idiotyzm społeczeństwa, zastaw się a postaw się. Temat na osobny artykuł lub książkę. Oczywiście wielki wpływ mają media i marketing, które wmawiają ludziom, że będą cool wyłącznie w nowym aucie, ze smartphone’em, najnowszym laptopem, w markowych ciuchach i najdroższym sprzętem AGD. Po co? To już inna historia. W komplecie oczywiście własne mieszkanie na kredyt 110%/40 lat w frankach szwajcarskich, którego statystycznie nie spłacą przed śmiercią. Zgadzam się, że kupowanie większości z tych rzeczy nie ma sensu, ale większośc poddaje się presji. To moim zdaniem, tez powoli się „oczyści”, ludziska już zaczynają otwierać oczy, część po prostu zrozumie, że laptop sprzed dwóch lat działa tak samo dobrze jak nowy, część po prostu walnie w ścianę i nie będzie ich stać na idiotyczne zakupy.
Moi polscy znajomi w USA zawsze twierdzili że był tam wybór – wysoko płatna praca w korporacji ale i ryzyko zwolnienia w każdym momencie, bądź – nisko płatna praca w instytucji państwowej czy magistracie ale za to praktycznie do emerytury. Dziś jak widać, praca urzędnika państwowego jest lepsza pod każdym względem. Do upadku socjału i marnotrawstwa funduszy rządowych przyczynia się nie tylko przerost administracyjny, ale również tzw. przepis o „equal employment opportunity” – od którego prywatny pracodawca zawsze się jakoś wykręci, natomiast państwowy, zgodnie z tym prawem, zatrudnia jak leci różnych nieudaczników, imigrantów ledwo znających język, kolorowych itp.
Miasto nie upadło od socjału.
Miasto upadło ponieważ upadł przemysł.
A dalej to już jest tylko rozszarpywanie resztek w obliczu zbliżającej się ściany. Mniej więcej chyba tak, jak głupie lewe interesy prezesa GPW…
BTW
Na U-Botach podobno istniało stanowisko `palacz silnika elektrycznego’. No i co z tego?
Miasto upadło ponieważ upadł przemysł. – przemysł wziął się i upadł a związkokracja z UAW nie miała z tym nic wspólnego… 😀 😀
Na U-Botach podobno istniało stanowisko `palacz silnika elektrycznego’. No i co z tego? – każdy socjalizm kończy jednakowo… 😀
Przez całkiem długi czas związki zawodowe w USA były wzorem: brak ambicji politycznych + dbanie o interesy członków. I nie traktowano ich działalności jako szkodliwej – umożliwiały pracownikom najemnym uzyskiwanie ich udziału w korzyściach rozwijającej się gospodarki.
No, ale jak nie ma fabryk…
BTW
Amerykański sposób potraktowania Indian: poprzez umieszczenie w rezerwatach i dopłacanie im – by nie włóczyli się i nie napadali chyba się sprawdził. Ale by działał – Indian nie może być za dużo. I tu jest problem.
Przez całkiem długi czas związki zawodowe w USA były wzorem: brak ambicji politycznych chyba żartujesz… 😉 Detroit od dekad było oazą czerwonych i socjału, z ostatnich chyba 15 burmistrzów wszyscy byli demokratami. Każdy demokratyczny kandytat na prezydenta urządzał tradycyjne peregrynacja po błogosławieństwo z rąk United Auto Workers.
ale jak nie ma fabryk zdaje się że kolejny przypadek syndromu trójkąta bermudzkiego- był sobie przemysł i pyk, zniknął. A socjał i UAW nie wiedzą do dzisiaj dlaczego… 😉
https://en.wikipedia.org/wiki/List_of_mayors_of_Pittsburgh
Od 1934 w Pittsburgu rządzą demokraci – czy to miasto też legnie w gruzach?
Kup obligacje municypalne i zaciskaj kciuki, czas pokaże… 😉
Związki zawodowe w Stanach (a pierwsze potężne ZZ to były związki dokerów na wschodnim wybrzeżu) od lat ’20 były zdominowane i rozgrywane przez mafie. Najpierw irlandzką potem włoską. Mafia wolała nie zamykać sobie furtek stawiając wszystko na jednego konia – dawało to lepszą pozycję w negocjacjach. Stąd pewnie wrażenie 'apolityczności’
oczywiście ż to nie wina związków
to nie związki przeniosły produkcję do chin
związki chciały utrzymania produkcji w detroit, gdyby wysłuchano zwiazków detroit dalej miałoby się świetnie, a w chinach dalej byłoby biednie
detroit wykończyła globalizacja a nie socjał
gdyby po wyjściu przemysłu z tego miasta doszło do „redukcji raz nabytych przywilejów, do wyrzucenia okopanej związkokracji i zaciśnięcia pasa” miasto upadło by jeszcze szybciej, bo niby z czego miałoby żyć???
gdyby po wyjściu przemysłu z tego miasta doszło do „redukcji raz nabytych przywilejów, do wyrzucenia okopanej związkokracji i zaciśnięcia pasa” miasto upadło by jeszcze szybciej, bo niby z czego miałoby żyć???
Niewątpliwie szybciej padł by w każdym razie etat zwiazkowego kowala dla nieistniejących koni… 😀 No bo niby z czego miałby kowal wyżyć? 😉
to nie związki przeniosły produkcję do chin – związki produkcji oczywiście nie przenosiły, wystarczyło że ją wypłoszyły socjalizmem takim jak choćby darmowe ubezpieczenie medyczne związkowych emerytów, wysokie wynagrodzenia godzinne i masa innych przywilejów dla związkowych darmozjadów. (NB – ostatni przykład z Polski – „społeczni inspektorzy pracy” których nie wolno wywalić na zbity nos…)
gdyby nie było darmowego ubezpieczenia, gdyby wynagrodzenia godzinne były o połowę mniejsze, PRODUKCJA I TAK PRZENIOSŁABY SIE DO CHIN
więc gdzie tu wina związków?
redukcje płac w detroit i tak nie spowodowałyby odzyskania konkurencyjności
nie było na to szans ze względu na porównanie kosztów życia w chinach i w USA
WIEC CO TU WINNE ZWIAZKI?
PRODUKCJA I TAK PRZENIOSŁABY SIE DO CHIN
Moze tak, może nie… Produkcja, jak kapitał, idzie tam gdzie jest najlepiej traktowana. Koszty pracy to tylko część równania i to nie decydująca. Dużo ważniejsze są obciażania pozapłacowe, takie własnie jak emerytury i dożywotnie ubezpieczenia zdrowotne, elastyczność pracy czy chocby możliwość wyrzucenia pracownika. Spekulując gdyby nie było darmowego ubezpieczenia nie wiesz o czym mówisz… Co innego jest zapłacić pracownikowi b.dobrą stawkę godzinową, czymś zupełnie innym być zmuszonym do ponoszenia trudnych do kwantyfikacji, stale rosnących kosztów socjalizmu w głęboką przyszłość. Nie jest to normalnie biznes kapitalistycznego przedsiębiorstwa a narzucony został właśnie przez związkokrację amerykańskiej „wielkiej trójce” w Detroit.
> gdyby wynagrodzenia godzinne były o połowę mniejsze, PRODUKCJA I TAK PRZENIOSŁABY SIE DO CHIN
A to ciekawe, bo w Japonii w Toyocie wynagrodzenia godzinne są podobne to tych jakie były w Detroit, a produkcja się nigdzie nie przenosi – wręcz przeciwnie, Toyota co roku bije rekordy produkcji. Świetne mają się też niemieccy producenci samochodów płacący tylko trochę mbniej od Toyoty.
Panowie,
Co Wy tak z tymi Chinami wyskakujecie, skoro sami amerykanie przyznają, że chodzi o konkurencję ze strony na przykład przedsiębiorstw azjatyckich (nawet nie chińskich), które otworzyły fabryki w Stanach? Od kilku lat czytam i słucham narzekań Amerykanów na amerykańskie pojazdy. Moja amerykańska część rodziny obecnie jeździ „azjatami”, ponieważ mniejszym kosztem mają lepszej jakości pojazd.
Przy okazji, pod linkiem podanym przez Cynika są komentarze wyjaśniające prostą arytmetyką, jak wzrastają koszty produkcji przez amerykańskie Unions…
A dlaczego produkcja została przeniesiona do Chin? Ze względu na koszty pracy. A dlaczego ta sama praca w Chinach jest tańsza niż w USA? Absolutnie związki zawodowe nie mają z tym nic wspólnego. Związki nie przeniosły produkcji do Chin. Ale jest na to rada. Zabronić przepływu kapitału. Cła. Podatki. Akcyza. To takie liberalne rozwiązania stosowane w wolnej demokracji. Po co klient ma kupować tańszy produkt z Chin może kopić patriotycznie wyprodukowany droższy produkt lokalny. Wtedy zostanie mu mniej pieniędzy na inne wydatki. Czasu mu więcej zostanie. Nie będzie latał po sklepach. Może do kościoła wstąpi gdzieś po drodze. Wszyscy będziemy od tego bogatsi, przynajmniej duchowo.
cz Ty totuś uważasz że gdyby nie związki to koszty pracy byłyby niższe niż w chinach? 🙂
tylko i wyłacznie globalizacja powaliła detroit, nie zaden socjał czy związki
bez związków i z płacami ściętymi o połowę detroit i tak by straciło konkurencyjność
@ Zenek:
tylko i wyłacznie globalizacja powaliła detroit, nie zaden socjał czy związki
bez związków i z płacami ściętymi o połowę detroit i tak by straciło konkurencyjność
Jasne, winna wszystkiemu globalizacja i wszawi kapitaliści, którzy są obrzydliwi, bo chcą zarabiać, zamiast wspomagać pracowników poprzez dopłacanie do nierentownej fabryki.
O istniejących fabrykach samochodów w innych krajach (Niemcy, Japonia, Korea) nie będę pisał, jest wyżej.
Jeżeli globalizacja powala amerykański przemysł, to dlaczego właśnie coraz więcej firm likwiduje fabryki w Chinach i przenosi z powrotem do USA? Czy jest Pan w stanie przyjąć teorię, że spadły koszty pracy i energii (gaz łupkowy), więc po prostu zaczyna sie to opłacać? W ogóle nie bierze Pan pod uwagę, że niskie płace w Chinach to jedno, ale jest jeszcze jakość (marna, znam z autopsji), koszty transportu i ceł, czas realizacji itp, itd. Czyli płace w Stanach nie muszą być na poziomie Dalekiego Wschodu, żeby opłacało się produkować w USA. Łopatologicznie – mogą być wyższe, tak działają Niemcy, bo są wydajni.
„Bez związków i z płacami ściętymi o połowę” – precyzyjna odp. wymaga znajomości struktury kosztów produkcji samochodów, ale myślę że spokojnie można przyjąć, że z tak obniżonymi kosztami fabryki byłyby dochodowe i miasto kwitło.
Może przykład empiryczny otworzy oczy. Mam firmę, która się zajmuje niewielką produkcją. Każdy pracownik zarabiając około 2000 zł na rękę wypracowuje około 600 zł zysku. Jeżeli zostaną podniesione koszty pracy o tę sumę, po prostu zwinę ją, bo nie zamierzam dokładać do interesu. To raczej clear? Kilka osób pójdzie na bruk, przestaną płacić ZUS, ja przestanę płacić podatki, kupowac benzynę do samochodu, usługi i towary od firm, które potrzebuję do prowadzenia w/w działalności. Jeżeli takich firm jak moja zwinie się więcej, padną także moi dostawcy, bo znikna ich klienci.
Jeżeli pracownicy zrobią sobie związek zawodowy, wymuszą podniesienie płac np o połowę, utrzymanie działacza związkowego, który nic nie robi dla firmy, to natychmiast zacznę mieć straty, bo po prostu nikt nie kupi ode mnie towarów tak drogo, żebym mógł ponosić te koszty i chocby wyjść na zero.
W takim momencie będę miał kilka wyjść – 1) dokładać do firmy, ale prawde mówiąc wolałbym nic nie robić i dawać kasę na Caritas, bo po co sie męczyć zarządzaniem firmą, jeżeli przynosi straty; 2) zwinąć firmę; 3) przenieść gdzie indziej, gdzie są niższe koszty. Czwartym rozwiązaniem jest oczywiście szara strefa, ale to inna story, bo dotyczy przede wszystkim narzuconych przez państwo kosztów pracy.
Teraz prosze sobie to ekstrapolować na dużą firmę typu GM, albo całą gospodarkę i przestać bredzić, że globalizacja zabija firmy. Chyba w prosty sposób udowodniłem, że przy rosnących nieracjonalnie (tzn w oderwaniu od wzrostu ceny produktu lub marży wynikającej z wydajności) kosztach pracy, firma może: przynosić straty i zbankrutowac lub wyciągnąć ręce do państwa, zlikwidować się albo wynieść gdzie indziej. Jak ma Pan lepsze pomysły, z chęcią przeczytam. Pewnie jestem debilem, bo zarządzając wieloma firmami przez wiele lat, nic lepszego nie wymyśliłem.
Idąć dalej – administracja widząc spadające wpływy z podatków i ZUS co robi? Przykład mamy w PL. VAT w górę, zamrożone progi PIT, mniej ulg, wzrost składki – czyli podnosi podatki i zwiększa koszty, więc więcej firm się zwija, wpływy państwa dalej spadają, co powoduje dalsze przykręcanie śruby. Proszę nie pisać, że to bzdura, bo właśnie obserwujemy ten proces. Samonakręcająca się spirala, prowadząca nieuchronnie do bankructwa systemu, globalizacja nie ma tu nic do rzeczy. Za komuny nie było globalizacji, trudno było wyjechać, nie mówiąc o przenoszeniu jakiejkolwiek działalności (firmy były państwowe, ale właściciel w tym kontekście nie ma znaczenia, mówimy o dochodowości firm) i wszystko szlag trafił.
Z kontekstu Pańskich wypowiedzi pozwalam sobie wnioskować, że nigdy nie prowadził Pan własnej działalności, podobnie jak wiekszość polityków, nie wspominając o związkowcach. Proszę spróbować założyć firmę, zatrudnić ze dwie osoby i wrócić na forum po roku, zobaczymy jakie będą poglądy. Stawiam dolary przeciw orzechom, że firma padnie przed upływem 12 miesięcy, to nie wycieczka osobista, statystyka. Wtedy pewnie ze zdwojoną siła, będzie Pan krytykował rozwiązania wolnościowe, bo nie wyszło, ale nie z powodu zbyt wysokich kosztów pracy, ZUS-u, podatków, tylko na pewno globalizacji, która zabrała Panu klientów. A fakt, że z powodów w/w firma po prostu nie była konkurencyjna umknie, przecież łątwiej powiedzieć, że zawiniła mityczna „globalizacja”. Wersja optymistyczna – będzie Pan miał fajną, rozwijającą się firmę i nie sądzę, żeby Pan kontynuował prezentowanie tych samych poglądów co teraz.
Cyniku, jeżeli rzeczywiście masz cojones jak się chwalisz, to wspomnij chociaż słówkiem o strukturze etnicznej Detroit i spróbuj znaleźć korelację pomiędzy jej zmianami na przestrzeni ostatnich 40 lat a wpływami podatkowymi. Polecam również przyjrzenie się zdjęciom członków rady miejskiej Detroit i ich nazwiskom.
Mam nadzieję, że cenzura jeszcze tutaj nie dotarła, nie odwiedzili Cię Cyniku żadni panowie w czarnych garniturach, a nawet jeśli, to się ich nie boisz.
Takie moje nieśmiałe pół złamanego grosza do dyskusji.
Absolutnie masz rację. Zbankrutowali nie dlatego, że wydawali notorycznie więcej niż udawało im się okraść ludzi w podatkach, tylko dlatego, że napływowi kolorowi i te nieroby czarnuchy nie płaciły podatków bo trudnili się prostytucją i handlem narkotykami. To siły rynkowe spowodowały. A dlaczego handel narkotykami jest nielegalny? Noo, dla naszego dobra jest nielegalny. Skąd zorganizowane grupy przestępcze biorą pieniądze? Z handlu narkotykami. Grupy przestępcze rosną w siłę ekonomiczną i mają pieniądze na korumpowanie urzędasów dla naszego dobra. Tak się robi interesy. Zakazuje się handlu czymś i od kupców, którzy zakazu nie przestrzegają bierze się pieniądze. Dla naszego dobra, by pensje z podatków były niskie.
Najpierw to trzeba odpowiedzieć na pytanie dlaczego przemysł upadł w Detroit. Jasne. Przez siły rynkowe. Takie były podatki, że ludzie przestali się ruszać, a ci którym się jeszcze chciało, sobie poszli. Lekarstwo. Nakaz pracy i zakaz wyjazdów poza ostatnie miejsce zameldowania. Dla naszego dobra.
A propos, tylko w skali makro: https://blogi.ifin24.pl/trystero/2011/09/01/w-usa-wiekszosc-staje-sie-mniejszoscia/
https://libertarianizm.net/threads/przyczyny-zapa%C5%9Bci-detroit-przest%C4%99pczo%C5%9B%C4%87-socjalizm-murzyni.3370/ Dla leniwych. Uwaga, Ministerstwo Prawdy ostrzega, czytając stajesz się Faszystą 🙂
Mam nadzieję że Cynik nie da się namówić i będzie jednak używał 'brains’ a nie 'cojones’ na swoim blogu
Cojones barainsom nie przeszakdza. Oba mogą współistnieć (ebony and ivory lives together…), byle by wymawiać prawidłowo. A nie jak Warszafka na wakacjach co krzyczy szpanersko do barmana że chce się 'modżajtou’ napić…
Im blizej sciana tym lepiej dla nas 😀
Im mocniej w nią uderzymy, tym mniej będzie nas bolało?
Podobnie jak Mazowieckie, jak donosila rp.pl
Niektórzy uważają, że powodem bankructwa jest otwarcie rynków przez Reagana i liberalizacja.
Pewnie niektórzy tak samo u nas tłumaczą upadek PRLu – otwarciem rynku i uwolnieniem cen. Przecież nasze Polonezy niczym nie ustępowały BMW czy Mercedesowi. Szlag by trafił tych kapitalistów! Nie dość, że potrafią produkować i sprzedawać taniej, to jeszcze niszczą wspaniałe fabryki i swoimi wynalazkami zabierają miejsca pracy i bezpieczeństwo socjalne.
Nie ujmując nikomu, diagnoza tu przedstawiona jest zupełnie nietrafna. Paul Krugman, laureat tzw nagrody Nobla z ekonomii stwierdził, że za upadek Detroit nie są odpowiedzialne władze miasta tylko siły rynkowe. Tego się należy trzymać. Wnioskuje z tego głupawo, ze jeżeli by usunąć siły rynkowe to Detroit miałoby się świetnie. Teraz zostaje zdiagnozowanie sił rynkowych. Otóż siły rynkowe to jesteśmy my wszyscy ze swoimi spontanicznymi decyzjami finansowymi na wszystkich rynkach, na których pojawiamy się ze swoimi pieniędzmi. Oczywiście my w swoich głupkowatych wyborach za własne pieniądze nie jesteśmy tak rozumni jak Paul Krugman. Nie mamy żadnych nagród z ekonomii. Odbierając nam możliwość tych naszych swobodnych, głupich decyzji na rynkach, usunie się siły rynkowe, które miałyby doprowadzić do upadku inne miasta czy państwa i tym samym uratuje się świat dla naszego dobra.
Numery obozowe już mamy, a dla większych oszczędności i zwieszenia wydajności proponuje jednolity stroje. Jeden na dzień i jeden na no… Nie nocą można spać nago. To pobudzi prokreacje i uratuje systemy emerytalne.
Paul Krugman, laureat tzw nagrody Nobla z ekonomii stwierdził, – laureaci nagród Nobla, jak np. niejaki Obama, rozśmieszają nas regularnie… 😉
Nie sposób się nie zgodzić 🙂
I Unia Europejska. Też laureatka :).
Świetnie się czyta te opowieści z dzisiejszą nowomową. Można się syto pośmiać. Miasto upadło, bo wredni podatnicy niedostatecznie zacinęli pasa, nie zapłacili odpowiednio wysokich podatków i nie chcieli przepłacać za samochody. Trzeba bohatersko zwalczyć ten problem i zakazać bycia biednym podatnikiem!