dzień w którym Holandia opuści euro
Żartowaliśmy niedawno z ex-komisarza EU d/s konkurencji Fritsa Bolkesteina który odkrył po niewczasie że cyt. Holandia musi opuścić strefę euro najszybciej jak się da… Unia monetarna zakończyła się kompletnym fiaskiem. Euro okazało się środkiem nasennym po którym Europa zasnęła zamiast myśleć o konkurencyjności…. Dajmy sobie spokój z euro i zamiast tego wzmocnijmy wspólny rynek…. Do tego nie potrzebujemy euro.
Jeden z czytelników skomentował to wówczas bardzo trafnie: stary człowiek i może… Istotnie, pobierającemu unijną emeryturę ex-komisarzowi może już nie zależeć więc może sobie pozwolić na szczerość. Kto wie jednak czy stary komisarz nie trafia tym razem profetycznie w 10-kę…
Byłoby zadziwającym zbiegiem okoliczności gdyby krajem od którego rozkład systemu zacznie się na serio została nie zbankrutowana dawno temu Grecja, nie praktycznie zbankrutowana Hiszpania czy Włochy ale właśnie pro europejska ojczyzna Bolkesteina, Holandia. Możliwość taką przewiduje A.Lynn w MarketWatch: the slump is gathering in pace, and the financial system looks less stable by the day. In fact, Holland will be the core country that goes bust first — and that will be a crisis too far for the euro.
Ale jakże by stojąca zawsze u boku Niemiec, postępowa ojczyzna Bolkesteina, która przez lata była przykładem sukcesu i umiaru mogłaby wybyć ze strefy euro? Na tę możliwość mogłoby wskazywać niezwykle wysokie zadłużenie holenderskiego konsumenta. Wynosi ono 250% rozporządzalnego dochodu, co jest rekordem światowym z dużą marżą. Dla porównania w Hiszpanii zadłużenie konsumenta nie sięgnęło nigdy nawet połowy tego.

Dopóki gospodarka się kręci i system bankowy nie jest zagrożony dopóty istnieje szansa że kraj jakoś z tego wyjdzie. Ale to właśnie stoi coraz bardziej pod znakiem zapytania.
Ojczyzna tulipanów przeżyła parę lat temu manię nieruchomości, porównywalną chyba tylko z manią tulipanową z 1637. Chłodni i racjonalni zwykle Holendrzy rzadko kiedy tracą zmysły; ale jak już kiedyś je postradają to w wielkim stylu.
Historia jest zasadniczo podobna do Irlandii (pomijając późniejszy błąd państwa gwarantującego prywatne banki). Oba kraje cieszyły się boomem gospodarczym, podsycanym tanim kredytem w euro. Kredyt zbyt tani znaczy zawsze ekscesy i przegięcia, gigantyczne hipoteki umożliwiają gigantyczne ceny, nie mające nic wspólnego z realną wartością nieruchomości. A kredyt był zbyt tani poprzez one-size-fits-all konstrukcję wspólnej waluty która zna jedną, centralnie ustalaną stopę procentową. Była nią oczywiście stopa odpowiednia dla Niemiec, pogrążonych wówczas w recesji po wchłonięciu wschodnio niemieckiej masy upadłościowej i kosztownym zjednoczeniu.
Nikt we Frankfurcie, ma się rozumieć, nie ustalał stóp procentowych z myślą o Irlandii, Hiszpanii czy Holandii. I nikt z ekspertów piejących z zachwytu nad dobrodziejstwami wspólnej waluty nie widział wówczas jakie dyslokacje ona spowoduje. Dopóki muzyka grała każdy w dodatku był zadowolony bo nieruchomości rosły jak szalone, banki liczyły zyski a wraz z nimi wszyscy stawali się „bogatsi”. W Holandii ten efekt wspólnej waluty był prawdopodobnie w pewnym stopniu trudniejszy do zauważenia ponieważ kraj od dziesiątek lat ściśle pegował swojego guldena do marki zachodnio-niemieckiej, na gruncie zachowania konkurencyjności. Wprowadzenie tej samej waluty w obu krajach powitane więc mogło zostać jako jeden problem mniej, podczas gdy niewiele uwagi zwracano na zmienione zasadniczo realia gospodarcze w obu stronach granicy.
Teraz efekty pęknięcia bańki w nieruchomościach mogą się jeszcze okazać równie opłakane co tulipanowej! Kraj jest już od pewnego czasu w recesji, która w tym roku jeszcze się pogłębi. Rząd nerwowo tnie wydatki i opodatkowuje wszystko co się jeszcze rusza. Lecące w dół ceny nieruchomości poważnie osłabiają sektor bankowy. A ten jest ogromny, mimo redukcji wciąż prawie 5x większy niż cała gospodarka. 15% bankowego biznesu pochodzi z zewnątrz, znaczna część zależna jest od sektora nieruchomości. Z nieruchomościami w spadku swobodnym sytuacja staje się więc podbramkowa.
O ile sektor bankowy w Holandii poszedłby w rozsypkę to podejrzewamy że z euro wkrótce potem nie będzie co zbierać. Kluczowy sojusznik Niemiec w sprawie austerity i zaciskania pasa u innych może sam nie wytrzymać końskiej kuracji serwowanej mu przez własnego ministra finansów Dijsselbloema. Ciekawe czy w swojej ojczyźnie Dijsselbloem odważy się przejść do cypryzacji wkładów bankowych na ratowanie euro, tak jak to zaproponował dla Cypru.
Przyzwolenie społeczne na dalszą austerity i dalsze zaciskanie pasa dobiega końca. Greków czy Hiszpanów można było zabajerować, Cypryjczyków przestaszyć. Z Holendrami będzie to trudniejsze. Z chwilą gdy wyjdą na ulice mówiąc „dość” dni strefy euro w obecnym kształcie mogą być policzone.
.
I jeszczze jedno
Gdzie indziej też kradną (tylko tam może bardziej subtelenie)
Czy może ktoś mi wytłumaczyć jedną rzecz.
Tu kryzys tam kryzys a ludzie z Polski nadal wyjeżdzają.
Albo taki przypadek.
Kiedyś pracowałem w Irlandzkiej firmie budowlanej. Która wygrała kontrakt autostradowy.
I na budowie pracowali też pracownicy fizyczni z zielonej wyspy którzy więcej zarabiali niż ich Polscy kierownicy.
Ja rozumiem że tacy Irlandczycy czy Holendrzy żyją na kredyt itd itp.
Ale dlaczego to Oni mają lepsze życie (czytaj więcej zarabiają)?
Wydajność???
Historia z fabryką z Tych temu zaprzecza
Wykształcenie?
Założe się że pokolenie 30+ latków ma większą wiedzę niż ich rówieśnicy
Pracowitość?
Ale przecież to Polski budowlaniec zrobił kariere na wyspach.
Dostęp do zawansowanych techmologi?
Nie każdy włoch czy irlandczych jest konstruktorem iphonów czy rakiet.
Mentalność?
Ponieważ Polska okazuje się za droga powoli dla pewnej firmy. Firma postanowiła że przeniesie pewne rzeczy do Indii. Po półroku zrezygnowali. Okazało się że Polak pokombinuje i zrobi a hindus czeka na instrukcje
Położenie?
Jestemy w środku Europy!!!
Co musiałbo się stać w Polsce żeby przed polskimi ambasadami na całym świecie było tak jak przed amerykańskimi w Polsce 20 lat temu.
Co jest nie tak z tym krajem?????
To bardzo ciekawe zagadnienie – na tym poziomie proponowałbym bodajże czteroodcinkowy film dokumentalny na TVP (niestety, nie pamiętam tytułu), którego punktem wyjścia był kult cargo ( https://pl.wikipedia.org/wiki/Kult_cargo ) i powtarzające się jako leitmotiv pytanie: — „Dlaczego oni mają wszystko, a my nie mamy nic?”
Przeczytałem i niestety ale na tym poziomie nie łapie …
Czytelnik, który uważnie przeczyta poniżej zamieszczony tekst pt.: „Bankowość centralna kreatorem pieniądza obiegowego”, nie wątpię, że dojdzie do wniosku, że strefa euro może wyjść z pogłębiającego się wciąż kryzysu, gdy odejdzie się w niej od przestrzeganej obecnie zasady kreacji i wzrostu obiegu pieniądza, opartego na kredycie i tworzenia długu prywatnego i publicznego oraz przejdzie na kreację pieniądza fiducjarnego, którego wzrost obiegu nie powoduje powstawania i wzrostu długu. Ale pieniądz fiducjarny nie może być inaczej kreowany, aniżeli na zasadzie podanej w tekście.(Jest to jeden z rozdziałów książki „Produkcja i sprzedaż towarów oraz obieg pieniężny w gospodarce dynamicznej” przygotowywanej do wydania przez Instytut Wydawniczy Książka i Prasa). LO
Leon Orlikowski
Bankowość centralna kreatorem pieniądza obiegowego
Ostatni kryzys pokazuje, że mechanizm funkcjonowania gospodarki oparty na
kredytowej kreacji pieniądza zatarł się tak bardzo, że trudno go na nowo rozruszać.
Dlaczego tak się stało? Dlatego, że dług wykreowany przez kredytową kreację
pieniądza urósł już do tak monstrualnych rozmiarów, że ani podmioty prywatne ani
publiczne nie są w stanie obsługiwać swych dłużniczych zobowiązań. Związany z
tym wzrost kredytowego ryzyka zmusił system bankowy do zaostrzenia kryteriów
udzielania kredytów, co mocno ograniczyło rozmiary akcji kredytowej i przełożyło się
na przyhamowanie aktywności gospodarczej oraz obniżenie tempa wzrostu produkcji
i dochodu. Nie skutkuje pompowanie przez banki centralne dodatkowego pieniądza
na rynki finansowe. Banki komercyjne wolą powiększać swe rezerwy i podnosić
płynność finansową, aniżeli udzielać ryzykownych kredytów, które w przyszłości
mogą stać się nieściągalne i doprowadzić je do upadłości.
Sytuacja stała się tak bardzo dramatyczna, że za pośrednictwem programu
Commercial Paper Funding Facility (CPFF) Fed zaczął udzielać kredytów nawet
przedsiębiorstwom*). Wszystko po to, aby jak najszybciej pobudzić wzrost popytu i
zdynamizować produkcję. Jednak i ta droga wtłaczania na rynek dodatkowego
strumienia pieniądza okazuje się mało skuteczna i nieefektywna. Dlaczego? Dlatego,
że i przedsiębiorstwa podnoszą swą płynność. Teraz wszystkie podmioty
gospodarcze dążą do umocnienia swojego bezpieczeństwa finansowego.
Priorytetem jest płynność. Trudno oczekiwać, aby przedsiębiorstwa chciały
angażować dodatkowe środki finansów w nakłady na wzrost produkcji i podaży
towarów w sytuacji, gdy nie wzrasta na nie popyt. Również zwiększone
zapotrzebowanie na kredyty produkcyjne nie powstanie wcześniej, dopóki nie
wzrośnie popyt na towary.
W warunkach obiegu pieniądza kruszcowego oszczędności dokonywane z
realizowanych dochodów określały rozmiary nakładów inwestycyjnych. Przy
kredytowej zasadzie kreacji pieniądza ta sekwencja została odwrócona. J.M. Keynes
wykazał, że to ogólnie zrealizowane inwestycje dają wszystkie dokonane w kraju
oszczędności. Michał Kalecki sformułował nawet następujący teoremat: „Robotnicy
tyle wydają, ile zarabiają, a kapitaliści tyle zarabiają, ile wydają”. Oczywiście teoremat
ten był „prawdziwy” dla lat trzydziestych i nieco późniejszych XX w. W dalszych
latach robotnicy też zaczęli oszczędzać, inwestując swoje składki przede wszystkim
poprzez fundusze emerytalne, ale też i fundusze inwestycyjne, w akcjach i
obligacjach.
W warunkach obiegu pieniądza kredytowego realizowane nakłady inwestycyjne
w danym przedziale czasowym tylko w części są finansowane bezpośrednio z
akumulowanych zysków lub pośrednio z kredytów bankowych, które mają
stuprocentowe pokrycie w zdeponowanych oszczędnościach terminowych. Pozostała
część inwestycji tego okresu jest finansowana z dodatkowo przez system bankowy
wykreowanych kredytów, dla których nie ma pełnego pokrycia w zdeponowanych
oszczędnościach, a tylko częściowe w posiadanym przez banki kapitale płynnym
własnym lub pożyczonym. Częściowe pokrycie w kapitale płynnym nie jest i nie może
być realną bazą dla realizowanych inwestycji z kredytów wykreowanych przez banki.
Tą bazą jest nadwyżka podaży realnego produktu, jaką tworzy każda gospodarka
wzrostowa. Kreowane przez banki kredyty tworzą tylko pieniądz, który tę nadwyżkę
przesuwa do miejsc jej wykorzystania i zużycia. Nadwyżka ta może być zużyta
nieprodukcyjnie względnie zainwestowana i dać dodatkowy wzrost produkcji.
Nieprodukcyjne zużycie nadwyżki podaży następuje wtedy, gdy z dodatkowo
udzielonych kredytów jest finansowana konsumpcja indywidualna lub zbiorowa.
Natomiast inwestowanie nadwyżki podaży w produkcję podnosi stopę wzrostu
gospodarczego i napędza boom koniunkturalny. Prowadzenie merkantylistycznej
polityki w handlu zagranicznym pozwala na upłynniania zagranicę tej nadwyżkowej
podaży towarów, które są zbędne z punktu widzenia utrzymywania równowagi
dynamicznej w kraju. Na bazie pozyskanych z tego tytułu zagranicznych walut jest
emitowany pieniądz krajowy, którego wzrost obiegu nie wymaga z tego tytułu
kreowania wewnętrznego długu. Dług ten natomiast powstaje w kraju, który
eksportuje swoją walutę, którą opłaca importowane towary. To przede wszystkim
kraje Azji, najpierw Japonia, potem Korea Południowa oraz tzw.
„azjatyckie tygrysy’, a ostatnio Chiny stosują merkantylistyczną politykę w handlu
zagranicznym jako skuteczny instrument swego rozwoju gospodarczego.
. Kredytowa kreacja pieniądza funkcjonowała względnie dobrze, gdy nadwyżka
podaży była zużywana i konsumowana na cele nieprodukcyjne oraz dopóki podmioty
rynkowe mogły się na tyle zadłużać, na ile strumień bieżąco realizowanych
dochodów umożliwiał obsługę zaciąganych długów. Dług zaciągany z tytułu kreacji i
wzrostu obiegu pieniądza powstaje i narasta z dwóch powodów: 1/ z przyrostu
wykreowanego i wtłaczanego do obiegu pieniądza oraz 2/ z kapitalizowanego
oprocentowania od powstałego długu z tytułu wykreowanego pieniądza. Przy czym
wykreowany dług nie może być nigdy spłacony, absolutnie umorzony, bo gdyby to
nastąpiło, to pieniądz zostałby wycofany z obiegu, po prostu uległby likwidacji. Jeśli
jedni pożyczkobiorcy oddłużają się, to inni nowi muszą się zadłużać i to
systematycznie na ogólnie wyższą wartość z powodu dokonywanej przez banki
kapitalizacji naliczanego od długu oprocentowania. W rezultacie wartość zadłużenia z
tytułu wykreowanego pieniądza narasta szybciej od wartości przyrastającego w
obiegu pieniądza. Jeśli stopa procentowa kształtuje się na zbyt wysokim poziomie w
stosunku do stopy wzrostu dochodu i w dodatku, gdy znaczna część wykreowanego
pieniądza odpływa z kraju i osiada w rezerwach walutowych kontrahentów
zagranicznych, wtedy ogólny poziom długu w stosunku do dochodu szybko się
podnosi. Ponieważ obsługa długu musi być dokonywana z bieżących dochodów, zbyt
wysoki poziom długów do dochodów uniemożliwia taką obsługę i paraliżuje cały
system. Właśnie z taką sytuacją mamy do czynienia w obecnym kryzysie.
Aby wyrwać gospodarki krajów wysoko rozwiniętych z obecnego kryzysu, trzeba
zmienić bezrefleksyjnie stosowaną zasadę kredytowej kreacji pieniądza. Jest
wielkim nieporozumieniem, wręcz niedorzecznością, że to banki centralne udzielają
bankom komercyjnym kredytów na powiększanie ich rezerw pieniężnych, a te na tej
bazie udzielają kredyty o wielokrotnie większej wartości i na dużo wyższym
oprocentowaniu.** Jeszcze bardziej zastanawiające jest to, że to nie banki centralne a
banki komercyjne udzielają na zasadach przez siebie określonych oprocentowanych
kredytów skarbowi państwa, kiedy nabywają emitowane przez niego papiery
skarbowe i to nie tylko w tej części ze zdeponowanych oszczędności, ale i w tej z
wykreowanych przez siebie kredytów. W tym drugim przypadku banki komercyjne
przywłaszczają sobie po prostu nadwyżkę podaży, jaką wytwarza każda gospodarka
znajdująca się w fazie wzrostu. W żadnym wypadku prawo do dysponowania tą
nadwyżką nie powinno należeć do banków komercyjnych, powinno przysługiwać
państwu. Gdyby to bank centralny udzielał skarbowi państwa bezpośrednio kredytów
w wartości, jaka jest niezbędna do zabsorbowania i upłynnienia nadwyżki podaży,
wtedy jedynym kosztem, jaki z tego tytułu ponosiłoby państwo, byłaby prowizja
pobierana przez bank centralny na pokrycie kosztów jego funkcjonowania. Natomiast
zbędne było by obciążanie państwa oprocentowaniem kredytu, albowiem
realizowany z oprocentowania dochód jest odprowadzany do budżetu państwa.
Wyżej wykazaliśmy też, że to ta część udzielanych kredytów, dla których banki
komercyjne nie posiadają pokrycia w zdeponowanych oszczędnościach, faktycznie
stanowi kreowanie siły nabywczej, która umożliwia upłynnianie wytwarzanej przez
gospodarki wzrostowe nadpodaży towarów. Z całą mocą wciska się pytanie,
dlaczego to nie bankowość centralna, która działa w interesie całej globalnie
zorganizowanej społeczności nie kreuje światowego pieniądza obiegowego, którym
są upłynniane nadwyżki podaży, jakich dostarczają wszystkie gospodarki wzrostowe,
a czyni to bankowość prywatna, która z tego tytułu czerpie nadzwyczajne, wprost
oszałamiająco niewyobrażalne zyski. Indywidualni bankierzy inkasują już nie
milionowe, ale miliardowe bonusy! Kpią sobie ze zdrowego ludzkiego rozsądku, gdy
twierdzą, że „robią robotę Boga”!
Zasada kredytowej kreacji pieniądza nie różni się niczym od reguł, na jakich
oparte są gry hazardowe. Wynik w tych grach jest zawsze zerowy. Po jednej stronie
są wygrani, tj. przedsiębiorcy realizujący swe nadwyżki towarowe i zyski oraz banki
realizujące procenty od stworzonego narzędzia obrotu tych nadwyżek w postaci
wykreowanego kredytowo pieniądza oraz po drugiej stronie są ci przegrani, zadłużeni
kredytobiorcy. Gdy bankowość centralna stanie się wyłącznym kreatorem pieniądza
obiegowego, zasady tej ekonomicznej gry zostaną przestawione na wynik dodatni.
Wygranymi będą zawsze przedsiębiorcy, którzy już bez koniunkturalnych zaburzeń
będą mogli upłynniać nadwyżki podaży i realizować zyski. Natomiast realna
nadwyżka będzie stanowiła dochód państwa, z którego nie będą wypłacane
indywidualne bonusy, a będzie służyła całemu społeczeństwu. Prywatna bankowość
będzie zaś handlowała tylko zdeponowanymi oszczędnościami, podobnie jak czynią
to dotąd spółdzielcze kasy oszczędnościowo-kredytowe, czyli będzie działała na
takich samych zasadach, na jakich działają wszystkie przedsiębiorstwa na wolnym
rynku. Ale największym osiągnięciem, jaki da przestawienie z kredytowej na
egzogeniczną, tj. nie kredytową zasadę kreacji pieniądza będzie to, że wzrost
obiegu pieniądza nie będzie już powodował powstawania i narastania z tego tytułu
żadnego długu, ani publicznego ani prywatnego. Zmiana dotychczasowej zasady
kreacji pieniądza jest sprawą niecierpiącą zwłoki, albowiem poziom powstałego z
tego tytułu długu jest już w krajach wysoko rozwiniętych tak wysoki, że zostały
wyczerpane dalsze możliwości jego obsługi. Powstała sytuacja, która nie pozwala już
na dalsze kreowania kredytowego pieniądza przez bankowość prywatną na
dotychczasowych zasadach. Fakt, że Fed zaczyna udzielać kredytów bezpośrednio
przedsiębiorstwom, dowodzi, że to sama rzeczywistość, praktyka ukierunkowuje
nasze gospodarcze działania na właściwe, efektywne tory. Zasada kredytowej kreacji
pieniądza nie może być już dalej respektowana, bo doprowadziła do zahamowania
wzrostu produkcji i dochodu, a w dalszej perspektywie grozi stagnacją i regresem
gospodarczym.
Poznań, listopad 2011 r.
*)Nouriel Roubini, Stephen Mihm: Ekonomia kryzysu, Wolters Kluwer Sp. z o.o. Warszawa
2011, s. 176.
**)DanieI MiIIet, Eric Toussait: Kryzys zadłużeniowy i jak z niego wyjść, Instytut Wyd.
Książka i Prasa, Warszawa 2012, s. 108.
Najtrudniej chyba zgodzić się z tym fragmentem:
„Jeszcze bardziej zastanawiające jest to, że to nie banki centralne a banki komercyjne udzielają na zasadach przez siebie określonych oprocentowanych kredytów skarbowi państwa, kiedy nabywają emitowane przez niego papiery skarbowe i to nie tylko w tej części ze zdeponowanych oszczędności, ale i w tej z wykreowanych przez siebie kredytów. W tym drugim przypadku banki komercyjne przywłaszczają sobie po prostu nadwyżkę podaży, jaką wytwarza każda gospodarka znajdująca się w fazie wzrostu. W żadnym wypadku prawo do dysponowania tą nadwyżką nie powinno należeć do banków komercyjnych, powinno przysługiwać państwu.”
Wszędzie, gdzie ten wariant był zastosowany, doprowadzał do politycznego bankructwa.
Zasada kreacji i wzrostu obiegu pieniądza a inflacja
Już w starożytności a potem w średniowieczu władcy korzystali obficie z dochodów poprzez kreowanie i wtłaczanie do obiegu dodatkowego podwartościowego pieniądza. Pod groźbą nakładania surowych kar przymuszali poddanych do posługiwania się przy wymianie towarów takim niepełno wartościowym pieniądzem. Swoje oszukańcze praktyki realizowali w ten sposób, że żądali, aby poddani realizowali swe powinności podatkowe w pieniądzu pełnowartościowym, następnie zgromadzone z podatków monety przetapiali i wybijali z nich większe ilości monet o większej w sumie wartości, ale o mniejszej zawartości kruszcu w każdej monecie. Na przykład począwszy od cesarza Nerona, który panował w latach 54 – 68 n.e., kolejni cesarze systematycznie obniżali zawartość kruszcu w wybijanych srebrnych denarach. Do Marka Aureliusza, który panował w okresie 161 – 180 r. n.e. zawartość srebra w denarach wynosiła już 76 proc. tego, co było za cesarza Augusta, który powołał rzymskie cesarstwo i rządził w nim do 14 r. n.e. Pomimo że przez ponad sto lat zawartość srebra w denarach była systematycznie obniżana, ich siła nabywcza nie zmieniała się, przez cały ten czas utrzymywała się na stałym poziomie. Dopiero po głębokiej deprecjacji denara, jaką w 194 r. przeprowadził cesarz Septymiusz Sewer (193 – 211) obniżając w nim zawartość srebra do 47 proc., denar zaczął szybko tracić na wartości. Pod koniec III w. za cesarza Dioklecjana (284 – 305) denary były już małymi monetami z brązu o znikomej wartości. W okresie tym również degradacji uległ aureus, złota moneta wprowadzona przez cesarza Augusta. Za rządów cesarza Gallienusa (260 -268) ciężar aureusa wynosił niespełna 3g. złota, czyli o około 60 proc. mniej od kruszcowej wagi ustanowionej za Augusta (7,79 g.). Systematyczne obniżanie zawartości kruszców w wybijanych i puszczanych w obieg monetach przez kolejnych cesarzy doprowadziło pod koniec III w. do całkowitego rozprzężenia systemu monetarnego cesarstwa. Dopiero reforma monetarna, jaką w 311 r. przeprowadził cesarz Konstantyn Wielki (306 – 337) ustanowieniem złotego solidusa wprowadziła zdrowy system monetarny w cesarstwie, który potem na wiele lat stanowił trwałą bazę monetarną Cesarstwa Bizantyńskiego.
Wybijanie i puszczanie w obieg monet o systematycznie obniżanej zawartości kruszców miało w starożytności a potem w średniowieczu takie samo znaczenie, jakie obecnie miałoby finansowanie deficytu budżetowego z kreacji (drukowania) pieniądza przez bank centralny. Problem polega tylko na tym, jak ta zasada powinna być w praktyce stosowana. Z historii wybijania podwartościowego pieniądza w Cesarstwie Rzymskim wypływa wniosek, że dopóty obniżanie zawartości kruszcu w monetach było dokonywane w sposób umiarkowany i realizowany z tego wzrost wartości pieniężnego obiegu też był umiarkowany, dopóki siła nabywcza jednostki monetarnej nie obniżała się, czyli nie występowała w ogóle inflacja.
Każdemu, kto studiował ekonomię, wiadomo, że tempo wzrostu realnego dochodu jest określone, czyli zależne od dwóch podstawowych parametrów: 1/ tempa wzrostu zatrudnienia oraz 2/ tempa wzrostu wydajności pracy. Jeżeli tempo wzrostu podaży pieniądza będzie wzrastać w tempie wzrostu realnego dochodu, to nie ma żadnych powodów, aby miała wystąpić inflacja. Oczywiście, są jeszcze warunki dodatkowe, które powinny być ściśle przestrzegane. Przede wszystkim przeciętne płace nie mogą wzrastać bardziej, aniżeli wzrasta wydajność pracy. Również tempo wzrostu zatrudnienia powinno być względnie stałe. Każde niezsynchronizowanie, odchylenie sumy tych temp w stosunku do tempa wzrostu realnego dochodu będzie rzutowało na siłę nabywczą pieniądza. Inflacja wystąpi wtedy, gdy strumień realizowanych kosztów (wzrost zatrudnienia i przeciętnych płac) będzie większy od strumienia wytwarzanego dochodu. Z powyższego wynika, że aby wartość pieniądza nie zmieniała się w czasie, jego emisja i wtłaczanie do obiegu powinny być ściśle dostosowane do tempa wzrostu realnego produktu. Takiej korelacji nigdy nie zapewniała i nigdy nie będzie zdolna zapewnić kreacja kredytowego pieniądza przez bankowość prywatną. Dlaczego? Po prostu dlatego, że kreacja kredytowego pieniądza jest uzależniona od nie skoordynowanego popytu przez różne rozproszone podmioty prywatne i instytucjonalne, które swój popyt na pieniądz uzależniają od subiektywnych przewidywań i nastrojów. Gdy nastroje sa pesymistyczne, nie ma popytu na dodatkowe kredyty i dlatego nie ma też wzrostu podaży pieniądza. Jest wtedy zastój w interesach. Gdy nastroje są optymistyczne, wtedy popyt na kredyty wzrasta, co więcej, gdy dobrze rozwija się koniunktura, wtedy wszyscy chcą zarobić i masowo zaciągają kredyty. Powstaje euforia, która napędza bańkę spekulacyjną pęczniejącą aż do jej pęknięcia.
Gdyby zaś bankowość prywatna nie posiadała w ogóle prawa do kreowania pieniądza kredytowego, a prawo takie miałby wyłącznie bank centralny, to mógłby on emisję i tempo wzrostu podaży pieniądza ściśle dostosować do tempa wzrostu produktu realnego. Aby nie powstawał dług z tytułu kreacji pieniądza, tak jak dzieje się to teraz, gdy pieniądz kredytowy jest kreowany przez bankowość prywatną, bank centralny wtłaczałby do obiegu wyemitowany pieniądz poprzez finansowanie części deficytowych wydatków budżetowych. Kredyt udzielany budżetowi przez bank centralny nie byłby oprocentowany, albowiem z mocy prawa zysk banku centralnego podlega wpłacie do budżetu państwa. W ten sposób ta część deficytowych wydatków budżetowych, która byłaby bezprocentowo finansowana kreowanym przez bank centralny pieniądzem obiegowym, stałaby się kołem zamachowym wprawiającym w ruch całą gospodarkę. Oczywiście, gdyby pod naciskiem polityków bank centralny począł emitować nowy dodatkowy pieniądz na finansowanie deficytowych wydatków budżetowych w tempie wyższym od tempa wzrostu realnego produktu, wtedy wystąpiłaby inflacja. Każda inflacja uruchamia mechanizmy, przy pomocy których poszczególne podmioty gospodarcze usiłują i dążą do odzyskania swych realnych dochodów. Jest to niemożliwe. Jeżeli nie ma woli politycznej, aby w porę zahamować inflacyjną lawinę i skutkującymi tego kosztami obciążyć sprawiedliwie całe społeczeństwo, może dojść do katastrofy, w której bardzo wielu straci wszystko, cały dorobek swego życia, a nawet życie. LO
Chyba ten wywód można uprościc do stwierdzenia, że nastąpiło „rozwarstwienie”. Na tych, którzy mają płynność, dochody i nie muszą się zadłużać (chyba że z powodów podatkowych, jak np. Apple czy Google) oraz tych, którzy muszą się zadłużać, ale nie mają już żadnych zabezpieczeń i nie mogą. Niestety, standardowy „credit crunch” trwałby za długo i wszyscy szukają sposobu na ograniczenie ~10-letniej recesji poprzez drukowanie dalej na chama i próbę wywołanie istotnej inflacji. Tylko że w czasach recesji to nie bardzo działa. Nie bez powodu u Żydów co 49 lat (7×7) następuje darowanie wszystkich długów (reset). Bez tego wszystko się wali.
Łatwiej uwierzyć w obecność kompletu złota w Fort Knox niż w darowanie jakichkolwiek długów przez Żydów. A że coś tam w Pięcioksięgu o darowaniu długów napisano to nikogo obchodzi.
@3gr:”A że coś tam w Pięcioksięgu o darowaniu długów napisano to nikogo obchodzi.”
Czyżby zalecenie cyklicznego resetu pochodziło z „samej góry”, a rozpadający się system finansowy to kara za łamanie przykazań Bożych?
Wzrost zadłużenia obywateli Holandii tłumaczę brakiem dyscypliny finansowej. Każdy chce mieć fajny samochód, dom, wczasy w RPA itp.
Trudno jest zdobyć tyle gotówki, więc Holendrzy zadłużają się. Czy uważacie że jeśli mieli by swoją własną walutę, zadłużali by się mniej?
Może mniej, bo oprocentowanie wyższe, czyli spłaty wyższe.
XXXXXXXXXXX W Holandii modne są wyjazdy do RPA. Holendrzy uwielbiają Południową Afrykę. Jak wiecie nie jest to tanio, nawet ze względu na koszty samego przelotu.
———————
MODERACJA: POST ŁAMIE PUNKT 12 REGULAMINU
„dzień w którym Holandia opuści euro”
„Dzien w ktorym wyplynela ryba”
https://www.youtube.com/watch?v=wKp2NM9-IYY
Hmmm, czas skrócić producentów kampingów.
Nooo chyba, że się wezmą za szarą strefę konopi i czerwonych latarni.
Cyniku! Poza tym twoja CAPTACHA jest trudniejsza niż matura z matmy, proponuje wprowadzić test z odpowiedziami A B C D :))
czas skrócić producentów kampingów. też sobie pomyślałem że Autobahnen będą luźniejsze tych wakacji…;-)
Potencjalnych miejsc gdzie się system monetarno-finansowo-bankowy może wysypać jest parę. Obecnie dla mnie najbardziej prawdopodobne to wariant a’la cypryjski u jakiegoś PIIGS-a lub pęknięcie bańki na samurajskich obligacjach. Dalej leci domino.
No cóż. Gdyby właśnie tak rozwinął się dalszy ciąg wypadków w eurolandzie, to można opisać takie przecięcie owego wrzodu, jak w rubasznej dykteryjce: „NARESZCIE! Powiedziała 60-letnia dziewica, siadając przypadkiem na gwoździu”.
😛
Dokładnie… wiele „przypadku” (tzn. z niespodziewanej dla dyletantów strony)a efekt druzgocący… A niech się jeszcze trochę pokiszą… Upadek tego bajzlu musi miec naprawdę druzgocące konsekwencje żeby ludzie wreszcie się nauczyli życia i pracy która w takiej Holandii za przykładowe „pakowanie jabłek do kartonów” jest opłacana niebotycznie!
Ja mam nadzieję, że jeszcze troszkę w tym euro pobędzie bo niedługo jadę tam do pracy, a w złotych euro jakoś tak lepiej się pracuje 😀