Produkcja bezrobocia w socjalizmie

czyli dogmat płacy minimalnej

 

“…Where there is neither government nor union interference with the labor market, there is only voluntary or catallactic unemployment. But as soon as external pressure and compulsion, be it on the part of the government or on the part of the unions, tries to fix wage rates at a higher point, institutional unemployment emerges. While there prevails on the unhampered labor market a tendency for catallactic unemployment to disappear, institutional unemployment cannot disappear as long as the government or the unions arc successful in the enforcement of their fiat.”

Ludwig von Mises, Human Action

 

Wg Wikipedii, katalaktyka (catallactics) jest to nauka o wymianie, wyjaśniająca w jaki sposób działania uczestników rynku powodują ustalenie się proporcji wymiany oraz cen poszczególnych dóbr. Natomiast wg. teorii chłopów drawskich, reprezentowanej przez waszego skrybę, nie jest to nawet żadna nauka ale rzecz prosta jak konstrukcja cepa, którą zdrowy chłopski rozum pojmuje w mig, nawet bez gorzałki.

Załóżmy że pod naszym uroczym Czaplinkiem, zamiast zagłębia wiatraków które zdaniem gminy wzmóc ma przychody z turystyki i stanowić ozdobę przyległego rezerwatu ptasiego 'Natura’, jest zagłębie truskawkowe. Wszędzie naokoło należące do miejscowych kapitalistów poletka z truskawkami które trzeba w pewnym okresie – czerwiec-lipiec – zebrać. Do roboty chętny jest miejscowy proletariat wiejski.

Katalaktyka wyjaśnia jaka będzie optymalna cena za dniówkę przy zbiorze truskawek, płacona przez kapitalistów proletariatowi. O ile tylko rząd z jednej a związkokracja z drugiej strony będą siedziały cicho to będzie to cena która ustali się automatycznie i ku satysfakcji wszystkich. Kapitaliści chcieliby oczywiście płacić jak najmniej, najchętniej zero, i zakosić jak największe zyski. Problem z tym jest taki że truskawki same się nie zbiorą i nie pomaszerują do kobiałek. Trzeba do tego pracowników.

Z drugiej strony proletariat, nawet wcinający truskawki gratis, na samych truskawkach daleko nie zajedzie i musi coś zarobić aby coś innego sobie kupić. Innymi słowy, musi sprzedać swoją siłę roboczą. Ale za ile? Najlepiej oczywiście za  $500/dniówka. Problem z tym jest taki że kapitalista tyle płacący nie mógłby nigdzie opchnąć swoich truskawek z zyskiem i by sczezł marnie, na co niewielu ma ochotę. Truskawki by zgniły nie przynosząc żadnych korzyści nikomu, a w szczególności bezrobotnemu proletariatowi który pozostawałby bezrobotny wyceniając swoją pracę zbyt wysoko.

Widząc dojrzewające truskawki wzrasta presja na obie strony aby dojść do porozumienia. Kapitalistom mięknie rura i niektórzy z nich proponują pewną cenę znacząco różną od zera. Łapie się na to część proletariatu, ta najbardziej z nożem na gardle. Obie strony osiągają wstępne porozumienie. Widząc to presja na pozostałych uczestników rynku po obu stronach wzrasta. Pierwszy kapitalista, mimo swojej niskiej marży, ma szanse zmonopolizować cały zbiór i zostawić kolegów z bezwartościową pulpą gnijących truskawek. Niedobrze. Przebijają więc kolegę oferując wyższe płace. Czas nagli. Z drugiej strony widząc kolegów proletariuszy już koszących kasę a samym nie mając żadnej, dalsza część proletariatu decyduje się na podjęcie zatrudnienia łapiąc coraz lepsze oferty. W końcu na pozostałych jeszcze kapitalistów pada blady strach i zaczynają swoje oferty gwałtownie polepszać nie chcąc zostać z niezebranymi truskawkami. Na pozostałą część proletariatu pada wtedy również blady strach że bonanza dla innych ich w końcu ominie. Najwyższy czas łapać za ofertę i zgłosić się do roboty.truskawka

W ten sposób, na zasadzie przeciągania liny w tę i we wtę, zgodnie z teorią katalaktyki ustali się szybko „katalaktyczna” cena za dniówkę. Nie za duża, nie za mała, optymalna. Większość będzie z nią szczęśliwa, sytuacja bliska „pełnego zatrudnienia”. Nieszczęśliwe będą jedynie niższe formy życia – kapitalistyczne ofermy i proletariaccy leserzy  tworzący – za Misesem –  „katalaktyczne” bezrobocie. Kapitalistyczne ofermy nie zdołają zebrać truskawek, zbankrutują i zasilą szeregi proletariatu. Proletariaccy chroniczni leserzy którym nie chciało się pracować sczezną marnie oczyszczając przy okazji pool genetyczny narodu.

Niestety, jak tylko ten kwitnący biznes spowoduje że wszystkim się polepszy to przyjdzie socjalizm i rzecz spieprzy.

Najpierw socjalistyczny czart wmówi chronicznemu leserowi że nie jest leserem, a przynajmniej nie chronicznym, lecz leaderem związkowym. Ma więc prawo do obijania się za cudzą forsę. W tym celu podszepnie że minimalna płaca za dniówkę powinna być $500 i że trzeba ją wystrajkować. Potem czart wmówi kapitalistycznej ofermie że nie jest ofermą, a przynajmniej nie kapitalistyczną, tylko politykiem. A więc też ma prawo do obijania się za cudzą forsę. W tym celu podszepnie odgórne wprowadzenie minimalnej płacy na plantacjach truskawek, na przykład $500/dniówka. Związkowym leserom propozycja się podoba i głosują na polityka. Wybrany polityk, czyli żywiony przez socjał dawny nieudacznik, narzuca odgórnie minimalną cenę dniówki.

Kapitaliści widząc nieekonomiczny biznes, olewają truskawki i zwalniają część pracowników. Bezrobocie wśród proletariatu rośnie. Związkokracja strajkuje aby rząd „coś zrobił”. Rząd coś robi, walcząc dzielnie z bezrobociem. Walka z bezrobociem polega na rozdawaniu zasiłków bezrobotnym oraz subsydiów kapitalistom aby nie zwijali reszty plantacji. Wsparcie otrzymuje też walka z „ukrytym bezrobociem” w ramach której płaca minimalna podwyższona zostaje po raz kolejny. Socjalistyczny dogmat płacy minimalnej ma się dobrze.

 

 

 

76 Replies to “Produkcja bezrobocia w socjalizmie”

  1. Problemem Europy jest to ze jest uwiazana dostarego socjalu, kompanii międzynarodowe lokują środki w tańszych miejscach produkcji (Chiny itp) , socjalny brytyjski tylko pośrednio pomaga matce 6ciorga dzieciaczkow żonie 4rtego ojca , bo albo daje chatę i drobne na życie wcouncilowym domku, (miasto pozyczylo w banku wybudowali i tanio wynajmuje ze strata) lub pośrednio spłaca loan prywatnemu landlordowi udzielając housing benefit. Wiemy doskonale ze Europa obecnie jest na pochylił dół o najbzsze lata różowo nie wyglądają. Kapitał się przeniósł lekko przebiegunowal. Będziemy świadkiem rozbrojenia obywateli USA i obserwowali jak ukręca się łeb klasie średniej, jest jednak duże ryzyko ze w międzyczasie pomzemy z głodu chłodu i wojny , jak wiadomo zanim gruby schudnie to chudy .. Zdechnie

  2. „przy obecnym bezrobociu szukali by darmowej siły roboczej jeszcze bardziej darmowej niż jest dziś – no więc powtarzam po raz kolejny, podwyższych płacę minimalną co najmniej do średniej! Skoro nie powoduje to wzrostu bezrobocia to czego się obawiać?”

    Średnia jest dlatego średnią, że uśrednia, więc podniesienie płacy minimalnej do średniej jest nonsensem logicznym.

    Raczej rozważajmy płace minimalną na poziomie minimum egzystencji, „W skład koszyka minimum egzystencji wchodzą potrzeby mieszkaniowe i artykuły żywnościowe.” – Wiki.

    Plus prawidłowo działające instytucje państwowe typu urząd pracy (nie jest chyba winą wyborców w Polsce, że mamy tak chory system, zwłaszcza prawny).

  3. Czytam często tego bloga i po raz pierwszy nie zgodzę się z autorem , przy braku ustawowym płacy minimalnej w naszym nędznym kraju nasi pazerni przedsiębiorcy obojętnie od osiągniętych zysków przy obecnym bezrobociu szukali by darmowej siły roboczej jeszcze bardziej darmowej niż jest dziś . A wszystkim piewcom zniesienia pensji minimalnej tak tu dzielnie chwalącym ten pomysł w powyższych komentarzach proponuję przetrwać chociaż jeden miesiąc w tym kraju za 1300 brutto a dopiero później się wypowiadać a punkt widzenia zmieni się od razu od punktu siedzenia.

    1. po raz pierwszy nie zgodzę się z autorem – o, to całkiem niezły rekord… 😉

      przy obecnym bezrobociu szukali by darmowej siły roboczej jeszcze bardziej darmowej niż jest dziś – no więc powtarzam po raz kolejny, podwyższych płacę minimalną co najmniej do średniej! Skoro nie powoduje to wzrostu bezrobocia to czego się obawiać?

  4. @hes Swieze, swieze. Kwestia sposobu konfkcjonowania i wyboru gatunku do uprawy ( w Polsce podobno duza czesc arealu stanowia niskodochodowe odmiany przemyslowe). Jesli wali sie truskawki do dwukilogramowych kobialek, to naturalnie ciezko jest oczekiwac ze przetwaja dlugodystansowa podroz. Mozna jednak transportowac je w gora polkilogramowych opakowaniach i sprawa przedstawia sie wtedy nieco inaczej. Swieze figi, maliny takze udalo mi sie nabyc w rejonach oddalonych o tysiace kilometrow od miejsc wegetacji (co prawda juz nie przez caly rok). kwestia dobrej woli, a pomysl na rozwiazanie problemu znajdzie sie zawsze.

  5. korekta: truskawki mozna oczywiscie zamienic w tym wypadku tylko na dzem…

  6. @ mmm777 na rynku truskawek chyba nie ma monopolu. Gdyby posrednik skupowal truskawki z duza marza po odliczeniu kosztow transportu, magazynowania i wszelkich ryzyk, to od razu znalazlby sie ktos kto chcialby z nim konkurowac. Bariery wejscia na ten rynek nie sa za wysokie, koncesje nie sa wymagane, co tym bardziej uniemozliwia tworzenie monopolu. A zebrane truskawki mozna przechowac w chlodni, zamrozic, zamienic na pulpe, drzem lub soki.

    @Hes. Jesli towar (truskawki) przyjezdza z Florydy czy Kaliforni, do Nowego Jorku, to tym bardziej moze przyjechac z Krakowa do Gdanska…Jesli farmer/rolnik nie dostrzega tych mozliwosci, to jak w przykladzie Cynika przechodzi do klasy robotnikow najemnych, a jego miejsce zajmuje ktos inny.

    Panstwo nie powinno ani walczyc z monopolami, ani ich wspierac. Na wolnym rynku okres dzialania monopolu jest ograniczony, bo inni uczestniczy rynku szybko wietrza interes i probuja przejac marze walczac jakoscia, cena, lub wprowadzajac jakis substytut.

    @ niektorzy: wolny rynek oznacza takze wolna sile robocza, mieszkancy malych miejscowosci moga sie przemieszczac w poszukiwaniu lepiej platnego zajecia ( i czesto to robia podejmujac sie migracji zarobkowej). W warunkach regionalnych, albo wydzielamy region i bierzemy pod uwage wszystkie czynniki wplywajace na ksztaltowanie sie lokalnych, rynkowych plac czy zarobkow przedsiebiorcow, albo bierzemy pod uwage wiekszy obszar i uwzgledniamy mozliwosc migracji sily roboczej. Jesli ktos bedac pracownikiem najemnym nie chce migrowac, ale zarabiac tu, tyle co inni tam (tylko dlatego ze sie naogladal i naczytal) oznacza to ze taka osoba chce, aby dla niej samej, zasady wolnego rynku nie mialy za bardzo zastosowania. Z tej sytuacji sa dwa wyjscia: przyjac bierna postawe roszczeniowa, albo starac sie czynnie wlaczyc do wspolzawodnictwa o miejsce wsrod grupy predsiebiorcw.

    1. @tresor:”Jesli towar (truskawki) przyjezdza z Florydy czy Kaliforni, do Nowego Jorku”

      Świeże, dojrzałe???

      Hmm, widziałem w Londynie „truskawki”, które można kupić przez cały rok (nie ma tam czegoś takiego jak sezon na truskawki), ale ani ja ani moja żona nigdy by czegoś takiego nie kupiła. To jest towar truskawkopodobny, ze szklarni. Świeżej, dojrzałej truskawki nie da się przewieźć na drugi koniec Polski. Podobnie jest ze świeżymi figami (wszędzie tylko suszone). Świeżych fig nie da sie przewieźć, bo rozlatują się podczas transportu. Taka sama sprawa z tysiącem innych towarów. Dlaczego „znamy” tylko jeden gatunek banana (w przyrodzie są ich dziesiątki)? Bo innych nie da się przechować przez długi (wielotygodniowy) okres potrzebny na transport z Afryki czy Ameryki Południowej do Europy czy Azji. Niektóre towary nie podlegaja globalizacji.

  7. Jeśli zaś zatrudnią bezrobotnego po 45. roku życia, nie będą płacili za niego składek. Wszyscy, którzy założyliby własne firmy będą przez pewien czas zwolnieni z części podatków i nie będą płacili VAT-u – tak długo, póki nie dostaną pieniędzy za rachunki.wystawione swoim klientom. żródło: https://forsal.pl/artykuly/684505,ustawy_ktore_maja_ozywic_hiszpanska_gospodarke.html. Dotyczy nowych praw w Hiszpanii.

    Cyniku, czyzby nastepowal powolny demontaz systemu? Do tej pory nie bylo mozliwe zatrudnienie bez oplacenia socjalu w eurokołchozie…

  8. W idealnym świecie pewnie by tak było, problem w tym że rzeczywistość ma się inaczej.

    Poza uwagami zgłoszonymi min. przez @mmm777, w małych miejscowościach gdzie krucho z pracą tworzą się „monopole” pracy”. Chętnych do pracy jest tak dużo że *wszyscy* pracodawcy w okolicy proponują najniższą stawkę i i tak mogą przebierać w kandydatach. Jak się do tego mają prawa rynku ?

    Nie, nie jestem socjalistą – wręcz przeciwnie. Niemniej brakuje mi trochę szerszego spojrzenia w tym poście.

    Pozdrawiam wszystkich tak poza tym 🙂 !

    1. > w małych miejscowościach gdzie krucho z pracą tworzą się „monopole” pracy”

      mała wioska w nowosądeckim (woj małopolskie)…
      moja mama (tata już nie żyje) ma krowa.
      Krowa na początku kwietnia ma się ocielić i mama bardzo się martwi bo
      „…nie ma kawałka chłopa by pomógł przy ocieleniu się krowy…”
      Ja już nie wspominam o historiach typu sianokosy zbieranie ziemniaków naprawa płotu itp.
      B

      1. W odniesieniu własnie do postu {vespiana} – dowodzenie że „chętnych do pracy jest tak dużo że” jest IMO twierdzeniem księzycowe, wzięte może z the Grapes of Wrath Steinbecka i okresu wielkiej depresji ale nie mających pokrycia w rzeczywistości polskiej. Zdaje się to zdradzać autora jako fotelowego mysliciela z wiekszego miasta, dobrze zgaduję?… 😉

        W rzeczywistości socjalisci którzy na to wskazują nie widzą dwóch istotnych rzeczy. Raz, że socjał głęboko demoralizuje charaktery gwarantując nie tylko przeżycie ale nieraz i niezłe funkcjonowanie – „nie opłaca mi się pracować za 'te’ pieniądze”. Dwa, że w dobie mobilności ci co siedzą bezrobotni po wsiach – przyznajmy to otwarcie – praktycznie do niczego się nie nadają, nawet do wykopania dołu w ziemi. Mamy więc do czynienia z katalaktycznym bezrobociem a wszelkie programy jego zwalczania są bezsensownym przelewaniem państwowej kasy z jednych kieszeni w drugie.

        1. Pudło 🙂 Wychowałem się w takiej miejscowości. Jedna z wielu na śląsku.

          Mobilność nie jest odpowiedzią na wszystko. Fakt że dużo ludzi z tych małych miast/wsi ma dwie lewe ręce, ale część z nich jest po prostu uwiązana ojcowizną niczym pies łańcuchem do budy. Ilekroć wracam odwiedzić rodzinę (wyjechałem już jakiś czas temu) tylekroć słyszę historie że ludzie dojeżdżają po kilkadziesiąt kilometrów dziennie do sąsiednich miejscowości (Dąbrowa Górnicza, Katowice).

          Socjalizm demoralizuje, to fakt. Nie uważam że rzucanie pieniędzy „z helikoptera” na te miejscowości coś pomoże (chyba że sklepom monopolowym 🙂 ). Według mnie jest to kwestia nie psucia małych biznesów przez państwo, nie przeszkadzania im. Podejście roszczeniowe ludzi wychowanych na garnuszku państwa to tylko część problemu, wypaczony rynek pracy przez zbyt małą ilość przedsiębiorców też należy wziąć pod uwagę.

          Właśnie to rozumiem przez szersze spojrzenie na problem.

      2. @Bolko – ludziom musi się jeszcze chcieć pracować, ale to już temat na innego posta 🙂

  9. „Nieszczęśliwe będą jedynie niższe formy życia – kapitalistyczne ofermy i proletariaccy leserzy tworzący – za Misesem – „katalaktyczne” bezrobocie. Kapitalistyczne ofermy nie zdołają zebrać truskawek, zbankrutują i zasilą szeregi proletariatu.”

    Pan czuje się dziś dobrze? 🙂

  10. Ze smutkiem stwierdzam że przykład-„Katalaktyka wyjaśnia jaka będzie optymalna cena za dniówkę przy zbiorze truskawek” jest błędny ,a jeżeli ktoś próbował to wprowadzać w czyn to już go nie ma na rynku ponieważ zbankrutował.W tym biznesie9i nie tylko) płaci się akordowo a dniówka zależy od umiejętności (nie mylić wydajnością bo co mi po szybkim zerwaniu jak wygląd truskawki w kobiałce przez brak umiejętności odbiega bardzo od truskawki).Po owocach ich poznacie+podaż,podaż…)))

  11. doskonała teoria. dzięki niej szybko i klarownie wytłumaczę ojcu (woj lubelskie, tysiak na rękę)skąd bierze się jego frustracja – szukaj ojcze truskawek 😉

  12. Aktualna rzeczywistość w PL?
    Oto jej opis: Zdrowy rozsądek popchnął do tej pory miliony Polaków, którzy oddalili się od różnych modeli w PO_lsce.
    Mowa o tych tzw. „idealnych”, jak w powyższym tekście Cynika9 oraz o tych mniej idealnych – przefiltrowanych przez specyfikę ludzi, mieszkających (jeszcze) między Odrą i Wisłą.
    Z wszystkich przesłanek, wynikających z faktów, liczb oraz tego, co się fizycznie tu dzieje wyziera podejrzenie, graniczące z pewnością, że w najliższych latach kolejne miliony Polaków wyjadą stąd tam, gdzie inni już żyją i pracują na innym poziomie.
    Niestety głosy ludzi takich, jak Cynik9 są głosami, wołających na pustyni. Do czasu.
    Czasu kiedy nastąpi przełom… cokolwiek by to (teraz) znaczyło.

    1. @wmo – ależ Polacy właśnie masowo emigrują do krajów, które nie słuchają się zaleceń Cynika9. Do krajów gdzie jest ustalona pensja minimalna na poziomie dużo wyższym (kilka razy) niż w Polsce i które oferują nieporównywalne lepsze z Polskim zabezpieczenie socjalne. To chyba praktyczna weryfikacja poglądów często prezentowanych na tym blogu łącznie z oceną wpływu płacy minimalnej na kreowanie bezrobocia?

      1. To chyba praktyczna weryfikacja poglądów – nie, to raczej bezsensowny bełkot z którego ma wynikać że Polacy masowo emigrują żeby cieszyć się minimalną płacą gdzie indziej i lepszym zabezpieczeniem socjalnym. Be my guest… 😉

        1. Ależ skąd! Nigdzie tak nie napisałem! Z mojej wypowiedzi wynika tylko to, że istnienie wysokiej płacy minimalnej i obfitego zabezpieczenia socjalnego, czyli rzeczy z którymi walczy Autor tego bloga nie powodują spadku atrakcyjności (a przecież powinny jeśli ten „socjał” to samo zło…)tych krajów dla emigrujących Polaków. Również nie słychać, żeby stali mieszkańcy tamtych krajów z nich wiali na cztery strony świata.
          Hmmm… nie wiem czy Polska nie jest takim asocjalnym eldorado… pensja minimalna prawie żadna, socjał tak niski, że szkoda o nim wspominać… Be my quest… 😉

      2. @Marek
        Proponuję dowiedzieć się jak działają związki zawodowe w Holandii i porównać do naszych.
        Porównać tamtejszą pensję minimalną z tamtejszym np. GDP per capita.
        Porównać poziom tamtejszej nauki, infrastruktury, organizacji, kultury z Polskim.
        Porównać sytuację gospodarczą Niemiec i Francji.
        I jak wygląda obciążenie podatkami i parapodatkami samozatrudnionego w Niemczech i w Polsce, i co który z nich ze swoich podatków dostaje.

        1. @Antey – Rozmawiamy o potrzebie istnienia (lub nie) płacy minimalnej. We wszystkich krajach, które wymieniłeś ma się ona dobrze. To o czym tu jeszcze dyskutować? O związkach zawodowych w Holandii? To temat na inny wpis Gospodarza (jeśli go popełni). Pozdrawiam!

          1. @Marek
            Wyrywasz jedną rzecz z kontekstu, poza którym traci ona znaczenie.
            Niektórzy uważają, że „jakby w Polsce był taki socjal jak w Szwecji, to by było dobrze” – a Szwecja, wbrew temu co mowią niektórzy, rozwiązania polityki stricte gospodarczej ma tak prorynkowe, jakich Polska nie widziała i nie zobaczy. I o jej „socjalnym” charakterze świadczy to na co przeznaczna WYPRACOWANE I ZAROBIONE pieniądze, a nie to że je rozdaje. Na socjal trzeba pieniędzy – a te trzeba najpierw wypracować i zarobić. Szwedzi to potrafią. Polacy nie. Wreszcie jest kwestia samej redystrybucji: popatrz jak w Polsce rozdysponowuje się „fundusze 'unijne'”. Popatrz na powszechna mentalność „socjalistów” (ja wam nic bom nei frajer, ale o mnie to Państwo ma się troszczyć!) i „fair-weather liberals” którzy w konfrontacji z pierwszym problemem ewakuują się na etacik (państwowy!) i krzyczą o zasiłki.
            Szwed – rdzenny – rozumie, że skoro państwo jest opiekunem i trzyma pod nim sieć zabezpieczającą, to jego obowiązkiem jest przestrzeganie prawa które to Państwo stanowi, i wspomaganie tego opiekuna.

            W Polsce rozkład jest posunięty do tego stopnia, że jesteśmy tańsi niż Chińczycy, obciążeni fiskalnie bardziej niż Niemcy (i nawet nie próbuj demagogii z prostym porównaniem stawek jednego wybranego pdoatku) wobec czego nie działa ani model wolnorynkowy (bo nie ma jak) ani socjalny (bo nie ma za co). Jest ordynarny Polski bałagan.

            Wreszcie nie wiesz – lub nie chcesz zrozumieć – że w Polsce pensja minimalna jest tylko upierdem urządniczym bo
            1. jest fikcją – można ją obejść po prostu albo łamiąc prawo albo wykorzystując (ułamek etatu)
            2. pensja minimalna nie zapewnia nawet poziomu wegetatywnego samodzielnego życia

      3. Niektorzy wola jedak kraje co sluchaja zalecen cynika.

        Porada jak uniknac ZUSu dla wlasciciela firmy: prosze zarestrowac dzialalnosc w Niemczech i prowadzic w POlsce.

        1. Drobne złośliwości drogich czytelników o krajach „słuchających” czy „nie słuchających” zaleceń cynika9 przyjmujemy in stride, nie wymagając aby każdy kto pisze był poczytalny… ;-D Przestrzegamy jednak przez zbytnim totumfactwem we wskazywaniu jako wzorca „postępu” socjału brytyjskiego. Przewinęło sie przez to forum już dostatecznie wielu apologetów socjału irlandzkiego czy francuskiego a teraz wspominać o tym wypada jak o linie w domu wisielca. Sądząc z tego co drodzy czytelnicy donoszą podobny los spotka socjał wszędzie – powolne zaciskanie garroty i stopniowy powrót do sanity. Socjał brytyjski, dla którego ostatni downgrade ratingu oznaczać może omen, nie będzie wyjątkiem. Jezeli więc ktoś się znalazł w UK głównie aby płodzić dzieci na socjalu – jak niektórzy tu dowodzą – to radzę pospiech… 😉

    1. @mmm777
      cynik9 opisał przyczynę, autor podlinkowanego tekstu opisał skutek.
      A że Polskagospodarka – a i tym samym społeczeństwo – jest chore i zepsute do tego stopnia, że prawdopodobnie nie do odratowania…
      Zresztą, świadectwem tego są komentarze do artykułu – gdzie piszą o świecie który nas przegania „bo nie zawraca sobie głowy socjałem” a socjał jest nieporównywalnie lepszy niż u nas: bo efektywniej WYPRACOWANY i skuteczniej dystrybuowany. Polska nie jest w stanie konkurować ani ceną, ani jakością… niczym po prostu. Ratuje nas dostep do kredytu i rynek wewnętrzny.

    2. Chyba nienajgorzej. Rzeczywistosc ta wynika m.in. z pensji minimalnej. Jezeli moja hipotetyczna firma z pracownika wyciaga 2500 zl, a minimalna placa jest na poziomie 1500 + ZUS czyli pewnie jakies 2200, to zysk wynosi 300 zl. Doliczajac koszty ksiegowosci, biura, materialow etc, etc… raczej w okolicy zera.

      Teraz bez minimalnej: jezeli dogadam sie z pracownikiem, ze przyjmnie np 1100 (a sa tacy i bedzie ich coraz wiecej, wskazuje na to rosnace bezrobocie, bo to sa wlasnie osoby, ktore nie moga znalezc pracy za stawke minimalna), to nawet z chorymi ZUS-ami bedzie to koszt na poziomie 1600. Doliczam te 300 zl kosztow dzialalnosci na jedna osobe zatrudniona i wychodzi, ze jeden pracownik przynosi mi 600 zl czystego zysku. W tej sytuacji zatrudniam 4 osoby i mam srednia krajowa. Przy placy minimalnej na poziomie 1500 nie zatrudniam nikogo, bo mam w d… prace po pachy, zeby wyjsc na zero. Tak wyglada rzeczywistosc…

      Dlatego wlasnie zamiast zaklinac rzeczywistosc, wiekszosc niewielkich przedsiebiorcow woli zaplacic „pod stolem”. Przy okazji odpadaja kosztowne bzdury typu prowadzenie list plac, regulaminow, papierow dla ZUS (kadry, czy jak to sie tam nazywa), PIT-ów dla pracowników itp, itd.

      1. @Lysander
        Reductio ad absurdum – tak samo, jak o pobudzaniu gospodarki obniżaniem podatków, co (w trendzie) doprowadza do patologii dopłat. W warunkach mniej więcej stałego obciązenia, powinien ustalić się jakiś stan systemu, w tym gospodarki który w miarę stabilnie się trzyma, pomijając implusy rynkowe. Prawdziwy problem polega na tym że w obecnym stanie „infrastruktry” społeczno-gospodarczo-prawnej kraju po prostu nie ma potencjału do spontanicznego generowania w gospodarce jobs które wnosiłyby wartość dodaną na poziomie wręcz egzystencjalnym. I tego nie zmieni ani wolny rynek ani ukaz. System sie ustabilizował – tylko na fatalnym poziomie.
        Dla pracodawcy koszt działalności ZAWSZE będzie nie dość niski.
        Poza tym jest mitomania właśnie „obciążeń” których większość pracodawców nie potrafi wymienić – a ze względu na tę mitomanię o konieczności konkurowania tylko „kosztem pracy za miskę ryżu” okazuje się, że koszty pracy mamy momentami w niektórych sektorach niższe niż w Chinach, a konkurecyjności nadal żadnej. I więcej, nawet jakby koszty pracy były ujemne – bo dotowane szeroko, – to żadna liczba samych dotacji nie spowoduje, że ludzie/kraj/gospodarka wypracują kompetencje i powiazania konieczne do uzyskania tej konkurencyjności. Polska gospodarka nie posiada kompetencji technologicznych ani organizacyjnych do produkcji czy to samych smartfonów, czy ich odpowiedników w innych sektorach…i tego ani deregulacja, ani regulacja, ani dotacje nie zmienią.

        1. > okazuje się, że koszty pracy mamy momentami
          > w niektórych sektorach niższe niż w Chinach

          Jakiś link jakieś dane? Skąd ta informacja ?

          1. @Bolko
            1. Dane jednego z klientów – dużego koncernu tel. mającego przedstawicielstwa w PL i PRC sprzed 3,2 i 1 roku.
            2. Przy okazji reportaży o strajkach pracowników Foxconna (montujących np. Iphone’y 5) wyszła sprawa ich wynagrodzeń – są wyższe od tych, które chiński OEM mający produkcję RTV w Polsce oferuje swoim pracownikom produkcyjnym. Tzn. jak porównać całkowite koszty płacowe ponoszone w PL i w Chinach, to średnio przy rocznych wahaniach kursów wychodzi zbliżona kwota, ale jak wiadomo – pracownik w PL dosteje mniejszy kawałek tych kosztów który ma w PL mniejsza siłe nabywczą dodatkowo.
            3. Komentarz (medialny) prezesa KROSS-a producenta rowerów w PL (słabego wg. znajomych znawców, ja rowerów nie uznaję) – z kłopotem z wytworzeniem w kraju innych ram niż stalowe (magnez, aluminium, kompozyty) i konieczności ściągania ich z Chin.
            4. W Polsce dałoby się produkować układy których potrzebuję – są niestety dużo droższe i gorsze od chińskich. Cena naszego „scalaka” (naprawdę zrobionego w ChRLD) przebija cenę kompletnej plytki zrobionej w ChRLD.

            Generalnie, Chinami Europy – czym nas niektórzy straszą – już nie jesteśmy. Próbujemy utrzymać się w lidze „Indii” czy „Indonezji” Europy, ale obsuwamy się i stamtąd.
            Znaczenia w świecie i w regionie oczywiście porównywać nie ma sensu.


    1. Nie możemy dopuścić do rozpadu strefy euro, bo to byłoby tragedią dla nas wszystkich . Silne państwa otrzymałyby silne waluty, co zaszkodziłoby ich eksportowi. Słabe państwa borykają się z wysokimi stopami procentowymi i ogromnym zadłużeniem. Jeśli nie byłyby w stanie go spłacić, dotknęłoby to banki – a tych nie byłoby w stanie uratować żadne państwo. Gospodarka i polityka zdają sobie z tego sprawę. Rozwiązanie zostanie znalezione. Musi zostać znalezione.

      Z obfitości serca mówią usta jak to mawia Michalkiewicz…

  13. Gdzie Ty żyjesz? bo nie bardzo w realnym swiecie, wpis spoko ale zakłada idealną sytuację, w rzeczywistości kapitaliści by sie dogadali co do płacy za jaką sie kozacko jeszcze zarobią a jednocześnie robolom dadzą tylko na przezycie. W tym świecie to już nie działa po prostu, uczciwość sie dawno skończyła, teraz jest tylko chciwość, a im większy gracz tym większa chciwość.

    1. Czyli chcesz powiedzieć, że dzisiaj rząd reguluje rynek truskawek, broniąc robotników przed bezrobociem, ponieważ tylko truskawki im zostały? Hmmm… Dlaczego nikt nie pomyśli o tym, by bronić przedsiębiorcę przed chciwością pracownika? Może rząd zmusi ludzi do pracy bez względu na pensję?

      Przesadę wprowadziłem celowo, by coś pokazać…

    2. Już jesteś bardzo bogaty. Zakładasz firmę, która płaci godziwe pieniądze za uczciwa pracę np 7000,-/m-c, a nie jakiś tam akord i zabierasz pracowników tym krwiopijcom co się dogadali. Przejmujesz cały rynek. Tylko zamiast klepać w klawiaturę to, to zrób. Pewnie truskawki będziesz musiał sprzedawać po 50,-/kg by do tego nie dokładać ale to już nieistotny szczegół. Nikt nie będzie miał pracowników tylko Ty wiec do kupienia będą tylko Twoje truskawki. Potem musisz zadbać o to by zmusić klientów by chcieli kupować truskawki i przetwory z nich. Pewnie nie będą chcieli robić tego z własnej woli ale na to są znane metody. Jak będziesz bogaty to przekonasz do tego polityków by uznali plantacje truskawek za działalność strategiczną do interesu państw i dopłacili z podatków te 45,-/kg albo zrobili ustawę inną by część wypłaty górników była w dżemie.
      Jak już będziesz bogaty to wpadnij czasem na ten blog.

  14. Bajki z mchu i paproci, czyli kapitalizm dla upośledzonych umysłowo…

    To, o czym Cynik9 tak ładnie mówi to idealny – rozwijający się – kapitalizm, z który
    jego polska odmiana ma niewiele wspólnego. Więc – mając do czynienia z nieopłacalnym wschodnioeuropejskim kapitalizmem – czy rzeczywiście jest to takie niesłuszne postępowanie?
    Fakt, było by lepiej kopnąć stolik i zmienić reguły.
    Ale jeżeli się tego nie robi, to może ta linia postępowania nie jest najgorsza?

    ————————–
    Poza tym:

    Plantatorzy zapewne sami nie zjadają swoich truskawek, ani też nie jeżdżą z nimi na targ.

    Kupuje je pośrednik, który określa cenę skupu, w zależności od popytu w jakimś odległym miejscu. I, co całkiem prawdopodobne – jest praktycznym monopolistą. Bo zebranych truskawek nie można dowolnie przetrzymywać, czekając na kupca.

    I to jest faktycznym ograniczeniem wolnego rynku dla plantatorów, z tego też wyniknie płaca pracowników.

    1. @mmm777:”Bajki z mchu i paproci … Kupuje je pośrednik, który określa cenę skupu, w zależności od popytu w jakimś odległym miejscu.”

      No nie do końca. Nie wiem jak tam u was, ale u nas w małopolsce truskawki kupowane w sezonie są „z niedaleka”. Ba, gdzieniegdzie to można kupić „na pniu” tzn. podjechać na plantację i samemu sobie zebrać (są tańsze!). Nie wszystkie rynki da się zrobić „globalne”, bo towar (te nieszczęsne truskawki) raczej nie przyjedzie z Gdańska do Krakowa. To o czym piszesz to typowy proces monopolizacji rynków z którym państwo powinno walczyć (zgodnie z prawem), ale nie walczy a nawet popiera bo z jednego „dużego” łatwiej zedrzeć forsę (podatki) niż ze 100 małych.

      Fakt, że Cynik opisuje model „idealny”. Tak naprawdę zanim plantator przyjmie kogoś do pracy i zaproponuje płacę, to sam zaczyna kombinować za ile może te truskawki sprzedać (rynek lub pośrednik). Akurat w przypadku rolnictwa, które jest trudnym i mało przewidywalnym „biznesem” trochę pomaga stara technika kontraktacji.

    2. A co to już marzyc nie wolno? To skoro nie wolno to może się Pan zajmie wyjaśnianiem i „usprawiedliwianiem” FAKTÓW których pełno wokół jak to „Socjalizm dzielnie walczy z problemami nieznanymi w innych systemach” ;)…Albo teoretyzujemy dalej wyciągając wnioski z tego co nas do tej pory „dotknęło” na żywo i boli do białej kości – poza tym …Pozdrawiam… Odys

  15. “Let me issue and control a nation’s money and I care not who writes the laws.” Mayer Amschel Rothschild (1744-1812), founder of the House of Rothschild.
    Drogi Cyniku, znajac nieco historie trudno jest jednoznacznie wybrac tzw mniejsze zlo.
    Z jednej strony doskonale przeciez pamietamy monetarne dokonania komunistow i ogromna inflacje.
    Obecny jednak kryzys to owoc dzialalnosci bankow prywatnych, niezaleznych od politykow.
    Niestety kryzys ten przerasta jakiekolwiek osiagniecia naszych kacykow, jest to kryzys globalny.
    A co ciekawe to np w USA obywatele musieli udzielic pomocy ze swoich podatkow tymze rzekomo prywatnym bankom. Czy te banki nie kreowaly money from the thin air?
    Wydaje sie ze chciwosc zagonila ludzkosc w slepy rog bez wyjscia (bo najlepszym wyjsciem bylo by zaczac wszystko od nowa)
    No ale zrownac Wall Street z ziemia nikt chyba sie nie odwazy, wiec bedziemy brnac dalej w zaklinanie rzeczywistosci, manipulacje rynkami, Quantitative Easing i inne hocus pocus
    Polecam stronke:
    https://www.themoneymasters.com/the-money-masters/famous-quotations-on-banking/

    1. Moja wypowiedź niekoniecznie oznacza sugerowanie wyższości „prywatnego” money printing które mamy obecnie nad „państwowym” money printing co zakłada Chicago Plan. W istocie jest raczej odwrotnie, bo jedyne co w obecnym bajzlu jest „prywatngo” to prywatna defraudacja i prywatny spisek bezkarnych prywatnych operatorów. Oświadczam też – i niech nikt nie wychodzi tu z opacznie pojętym libertarianizmem czy wolnym rynkiem bez zrozumienia sedna sprawy – że wobec przekrętów takich jak TARP i masowe bailouty prywatnych banków za publiczne pieniądze definitywnie mniejszym złem byłoby upaństwowienie „prywatnych” banków do pnia, coś jak w Szwecji w kryzysie na pocz. lat 90-tych ub. wieku.

      Takie mało apetyczne wybory ma się gdy raz z systemu usunie się busolę rozsądku w postaci referencji do złota… 😉

      1. Otóż to! Może zamiast „przekonywac” ludzi zawiłością zasad funkcjonowania prywatnych banków i że lepiej by było na państwowym (taka państwowa firma również wymaga „czystości intencji” – brak pokus na psucie pieniądza) to nawracajmy ludzi na „złoty parytet”… Jak zwykle świetny i prosty tekst… Pozdrawiam… Odys

      2. A mnie astanawia jeszcze coś innego. Jestem po lewicowej lekturze biografi Franklina. Pisano tam o braku potrzebnej ilości złotego i srebnego pieniądza. Z tego powdu zarówno w Anglii jak i w USA używano złotego, które trzymano jako oszczędności lub płacono podatki.

        Czy uważasz, że tylko złot wystarczy do funkcjonowania gospodarki, czy potrzeba także jakiś dodatkowych środków?

    1. W największym skrócie – chodzi o kreatywne pozbycie się długów nagromadzonych przez państwo poprzez fizyczną emisję pieniądza przez to państwo. Obecnie państwo „drukuje” jedynie w przenośni bo w rzeczywistości emitując obligacje „pożycza” co mu potrzeba. Emisją pieniądza zajmują sie natomiast banki dzięki czemu państwo się stale zadłuża. Jak by państwo samo drukowało pieniądz to – eureka – nie musiałoby się zadłużać!

      1. Banki w Polsce podlegające prawu bankowemu nie emitują pieniędzy. W Polsce jedynym „bankiem”, które emituje pieniądze jest NBP. NBP to agencja rządowa. Takim najbardziej widocznym drukowaniem pieniędzy przez NBP jest następująca operacja. Rząd informuje, że wymienił euro z dotacji unijnych nie na rynku tylko w NBP. Co to oznacza? NBP przejął owe euro jako rezerwy walutowe w zamian na rachunek rządu wpłynęły nowiutkie złotówki, świeżutko wykreowane.
        Gdyby banki w Polsce emitowały pieniądze to by znaczyło, że kwoty wypływające z banku w jakiejkolwiek postaci byłyby większe niż kwoty do niego wpływające. Nie ma takiego banku podlegającego prawu bankowemu.
        Trzeba też pamiętać o drobiazgu takim, że na kreacje pieniądza pod jakakolwiek postacią ma monopol NBP. Produkowanie pieniędzy przez inne podmioty jest karalne. Jeżeli ktokolwiek zna taki przypadek to może zgłosić ten fakt do prokuratury i skończyć z tym niecnym procederem
        Kreacja pieniędzy przez banki to miejski mit powtarzany w kółko. Mity nie maja jednak oparcia w faktach.

        1. Kreacja pieniędzy przez banki to miejski mit – tylko dla tych którym wydaje się że „pieniadz” to tylko papierowe bilety NBP co jest najwęższą definicją pieniadza. W rzeczywistości w systemie rezerw cząstkowych gros pieniądza jest „borrowed into existence” przy każdej bankowej pożyczce ze znacznym multiplikatorem.

          1. Więc jeszcze raz powtórzę. W Polsce nie ma banku, działającego pod rządami prawa bankowego, z którego wypływały by większe kwoty, pod jakąkolwiek postacią, niż do niego wpływają. Moje rozumienie kreacji jest takie: kreacja czyli tworzenie, w tym przypadku pieniędzy pod każda postacią. Papierowych, elektronicznych czy jaką postać sobie wymyślimy.
            Rezerwa cząstkowa tworzy niestabilność na skutek niedopasowania czasowego. Pieniądze wpłacane na konto na każde żądanie są wydawane na 40-letni kredyt mieszkaniowy. Czyni to taki bank bankrutem z definicji ale to nie tworzy nowych pieniędzy. Gdy klient konta na każde żądanie zgłosi się po swoje pieniądze, które są wydane na kredyt mieszkaniowy to taki bank traci płynność i upada, jak dziesiątki banków w USA w ostatnim czasie lub bank centralny dostarcza mu płynność jak w wielu przypadków wielkich banków w Europie i USA. Ale to bank centralny dostarcza płynność i drukuje.
            Banki w Polsce nie wydają więcej pieniędzy niż pozyskują z różnych źródeł, wiec nie tworzą pieniędzy. Nie ma kreacji.
            Gdyby banki kreowały pieniądze to po co im wkłady?
            Kreacja pieniędzy przez banki to mit. Bardzo wygodny mit dla rządu i jego agencji – banku centralnego. Takie powtarzanie tego mitu zdejmuje odpowiedzialność z rządu za psucie pieniądza.
            Wskaż krok po kroku operacje bankowe, które by pokazywały, że do banku wpłynęło 1000,-, a wypłynęło 5000,-. To może za ambitne. Pokaż, że po wpływie 1000,- wypłynęło 1001,-
            Zamiast łamać własne zasady tego forum i oceniać co mam w głowie pokaż ten mechanizm.

          2. Kompania idzie do banku i applikuje o pożyczkę $1M. Bank zatwierdza aplikację. Kompania daje bankowi promissory note potwierdzającą że spłaci pożyczkę za 1 rok. Bank kredytuje konto kompanii sumą $1M której fizycznie NIE MA. Money supply then increases or not? Chcę tylko odpowiedzi TAK lub NIE, aby nie przeciągać tego wątku w nieskończoność… 😉

          3. NIE. Jeżeli ich fizycznie nie ma. Pokaz bilans takiego banku. Historia wymyślona na użytek tej rozmowy. Dlaczego Lehman Brothers nie wykreował sobie by uchronić się od bankructwa?

          4. Uściślę jeszcze. W opisanej historii bank może kredyt przyznać, może nawet pokazać saldo na koncie kredytobiorcy. Kredytobiorca jednak nie będzie mógł tych kwot wypłacić i nie będzie mógł nic za to kupić czyli przyznany kredyt nie wyjdzie na rynek. Bank może w swojej księgowości zapisywać co zamarzy ale od tego nie powstają pieniądze za które coś można kupić.
            Gdyby nawet sytuacja zaszła tak daleko, że bank kredytujący potwierdziłby saldo dla jakiejś operacji czekowej lub przelewowej to mistyfikacja wyjdzie na jaw przy najbliższej sesji clearingowej miedzy bankami.
            Opisywanej historii nie da się zaksięgować. Takie pojawianie się pieniędzy znikąd to może księgować tylko bank centralny.
            Porozmawiaj z jakimś księgowym, który pracuje w banku.

          5. To są słowa. Chce zobaczyć bilans banku gdzie są aktywa na podany przez ciebie 1M$ i nie ma pasywów. O Bogu też wszyscy mówią i udowadniają, że bez niego by świata nie było. Podaj bank z nazwy i jego zweryfikowany bilans. Masz do dyspozycji dziesiątki banków giełdowych. Nie przytaczaj wypowiedzi profesorów, dziennikarzy i polityków. Mnie przekona jeden bilans gdzie będą aktywa reprezentujące udzielone kredyty i nie będzie pasywów, którymi te kredyty są finansowane.
            Na tym polega miejska legenda. Wielu ją powtarza, wielu w nią wierzy tylko nikt nie chce pokazać takiego banku z nazwy i pokazać jego bilansu. Jeden za drugim powtarza historyjkę z filmu rysunkowego z youtube
            A co z Lehman Brothers? Im się nie chciało drukować? Czy może nie było nikogo kto umiał by na klawiaturze dopisać brakujące zera? Daj spokój.
            Daj bilans i koniec. Leżę na łopatkach.

  16. Nieco ponad 100 lat temu to chyba tak było. Kapitalista dogadywał się z proletariatem na warunki zatrudnienia i ten zasuwał za wynagrodzenie rynkowe. Reszta proletariatu stała przed bramą czekając na możliwość zatrudnienia. Nie obowiązywały też wtedy i inne wynalazki „socjału” jak ośmiogodzinny dzień pracy, zakaz zatrudniania dzieci, bezpieczeństwo i higiena pracy. Było fajnie liberalnie. Szkoda, że gdzieniegdzie skończyło się rewolucją…

    1. Proszę pokaż mi tą rewolucje. Gdzie i kiedy. Oczywiście uwzględnij ramy czasowe „100 lat temu”

      1. Nie udawaj ze nie wiesz o co chodzi. Wiadomo ze socjalizm vel komunizm to uposledzony ustruj ale te miliony roboli bez byle powodu by sie tak nie wsciekla i nie uwalila cara i reszty ksiazatek. Jakis powod musial byc – to co opisuje Marek istnialo vide Ziemia Obiecana. Jak wiekszosc zyje w nedzy to zawsze wykonczy ta mniejszosc zyjaca w bogactwie.

      2. Akurat w ramach czasowych to się zmieści. Od 1917 roku minęło 96 lat 🙂

    2. @Marek
      Co do BHP i wielu rzeczy – obecnie rodziny zwane patologicznymi mają czesto dostęp do infrastruktury higienicznej na poziomie arystokracji i monarchów z poprzednich epok, lub wyższym.
      Znak czasu; debatujac na takie tematy, trzeba też brać stosowną poprawkę na możliwości danej epoki(techniczne,wiedzę o zdrowiu,poziom tego co nazywamy teraz 'badaniami operacyjnymi’).
      Co do pracy dzieci – to ta funkcjonowała na długo przed wykształceniem się jakichkolwiek systemów społeczno-gospodarczych większych niż osada….

      1. Chcesz powiedzieć, że postęp Cię nie interesuje, bo może na nim skorzystać jakiś odsetek patologii? Zastanów się jeszcze raz, proszę. Wielokrotnie sygnalizowałem, że idee Gospodarza bloga są dobre do akademickich dyskusji, ale niestety w życiu realnym się nie sprawdzają. Najprawdopodobniej realne życie rządzi się też innymi prawami niż tylko popytem i podażą. Sytuacja z przełomu dwóch ubiegłych wieków chyba to potwierdza. Nie było nic, żadnych pensji minimalnych i innych socjalnych wynalazków i jak wyglądały ówczesne kraje? Warunki proponowane przez Gospodarza bloga były przecież spełnione. Oazy liberalnego dobrobytu?? Ha, ha, ha. Takiego „dobrobytu”, że aż komunizm skutecznie się narodził. Możliwość stawiania warunków płacowych przez pracobiorców (w warunkach proponowanych na blogu) jest odwrotnie proporcjonalna do ich ilości. Ich ilość musiała by spadać, bo nic innego niż spadek liczby rąk do pracy nie jest w stanie zmusić kapitalisty do podniesienia płacy. Nawet jak on sam bardzo dobrze zarabia (vide: Bangladesz – zagłębie odzieżowe markowych firm H&M, Gap, Mexx, Marks & Spencer, JC Penny, Carrefour czy amerykański WalMart, a pensja szwaczki 37$/miesiąc {też z resztą minimalna…}) Czy ideałem ma być świat oparty na fizycznej likwidacji? Marzysz o wojnach? Ja, nie!

        1. Z Twojej wypowiedzi wynika, że płaca za pracę zależy od czyjeś woli, dobrej lub złej. Jesteś w błędzie. Płaca za prace zależy wyłącznie od ilości kapitału zaangażowanego w dane stanowisko pracy. Ta zasada dotyczy przemysłu czyli działalności wytwórczej. Pozostałe działania człowieka czyli działalność usługowa jest wyceniana w tym odniesieniu. W przytaczanym przez Ciebie Bangladeszu zarabia się ile się zarabia bo kapitał zaangażowany w stanowisko pracy jest wielokrotnie mniejszy niż pracownika w Niemczech produkującego śrubki na obrabiarce numerycznej. W ciągu dnia człowiek jest w stanie wydatkować skończona ilość energii. Nie ważne czy pracuje łopatą czy koparką, czy nosi ziemie w koszu czy przenosi ją przy pomocy 100 tonowej ciężarówki. Ten mniej wydajny zarabia mniej nie dlatego, ze lżej czy mniej pracuje tylko dlatego, ze używa mniej wydajnych narzędzi. Czyli może wyprodukować mniej jednostek tego co robi na godzinę swojej pracy, a za to rynek płaci. Na podniesienie płacy nie pomogą żadne programy polegające na zabieraniu tym co maja i dawaniu tym co nie maja. Jedyną recepta na podniesienie płacy i ogólnego dobrobyty jest kapitał zaangażowany w stanowisko pracy wytwórczej. Kapitał taki może się pojawić tylko przez oszczędności lub import tego kapitału. Ludzie często mylą zaoszczędzony kapitał możliwy do zainwestowania z ilością pieniędzy na kontach oszczędnościowych. Na skutek tej pomyłki uważają, że jak dodrukują pieniędzy to będzie więcej kapitału. Oszczędności jednak to nie pieniądze tylko energia, roboczogodziny zaoszczędzone przez ludzi. Druk pieniędzy powoduje, że te roboczogodziny odłożone są inaczej (wyżej) wycenione, jednak druk pieniędzy nie powoduje, że tych zaoszczędzonych roboczogodzin przybyło.
          Co do Twojego twierdzenia, że w dawnych czasach nie było płacy minimalnej i rynek płacy nie był regulowany to oczywiście nie masz racji. Twoja opinia pokazuje tylko, ze nie masz, żadnego pojęcia o historii gospodarczej Europy. W historii pisanej Europy czyli gdzieś od starożytnej Grecji poprzez Cesarstwo Rzymskie nie było jednego roku by rynek pracy nie był ściśle regulowany prze panujących. Obecnie jest najmniej regulowany w porównaniu z poprzednimi czasami. Niewolnictwo i zakaz opuszczania miejsca zamieszkania, czy można jeszcze bardziej regulować rynek pracy?

          1. @ totus – Tak właśnie chcę Ci powiedzieć, że często płaca zależy od czyjejś woli i dlatego żeby nie być zupełnie na nią zdanym ustala się jej minimum. Twój wykład na temat zależności płacy od włożonego w stanowisko pracy kapitału odrzucam, ponieważ nie uważam, że wiadro i szmata dla sprzątaczki(pensja minimalna 1469 Euro) w biurowcu Mexx’a w Holandii kosztowało więcej niż maszyna do szycia dla szwaczki (pensja minimalna 37$) Mexx’a w Bangladeszu. O wydajności tych dwóch osób już nawet nie wspominając… Takie różnice to po prostu miara wyzysku i chciwości. Trudno jest znaleźć hamulec dla wyzysku i płaca minimalna próbuje być taką barierą.
            PS
            Masz może gdzieś na podorędziu w swoich danych historycznych wysokość płacy minimalnej w zaborze rosyjskim w 1905 roku?

          2. @Marek: Sprzątaczka w biurowcu Mexx’a w Holandii zarabia więcej, ponieważ może w dowolnej chwili zmienić pracę i zostać np. kierowcą autobusu. W Holandii po prostu dostępne są posady niedostępne w Bangladeszu, a samo ich istnienie powoduje że pensje dla „tańszych” zawodów stają się wyższe. Dość prosto to wytłumaczyć porównując cenę wody mineralnej w sklepie w centrum miasta i na obrzeżach – niby ten sam produkt, a potrafi być dwukrotnie droższy tylko dlatego że w okolicy mieszkają bogatsi ludzie. Z pracą jest podobnie – jej wartość wzrasta gdy społeczeństwo się bogaci, a społeczeństwo się bogaci gdy pracuje, a nie dzięki uchwalaniu pracy minimalnej.

        2. @Marek
          Najwyraźniej mój komentarz pomyliłeś z jakimś innym.
          Ja mogę tylko skomentować, że obrażanie się na rzeczywistość jej nie zmienia.

          1. @Antey – Zapewniam Cię, że to nie ja się obrażam na rzeczywistość. Ja ją akceptuję, łącznie z istnieniem płacy minimalnej 🙂

  17. To, ze Mises takie rzeczy wypisywal – pewnie w polowie XX wieku – to mnie nie dziwi. Ale wlasnie brne przez encyklike Leona XIII z 1891 roku pt. Rerum novarum, a tam takie kwiatki [o socjalizmie]:

    Ale pominąwszy nawet niesprawiedliwość, to jawne są do zbytku nieszczęsne następstwa tego systemu: zamieszanie we wszystkich warstwach społeczeństwa, ciężka niewola i zawisłość nieznośna od państwa: wrota na oścież otwarte zazdrości, niezadowoleniu i niezgodzie; brak bodźca dla talentu i pilności, więc zatamowanie źródła, z którego płynie bogactwo; wreszcie zamiast wymarzonej równości, jednakowy u wszystkich niedostatek i jednakowa nędza.

    Radze przeczytac calosc, bo Mises przy Leonie XIII miejscami wysiada…

    1. @Takie Jeden Łoś
      Czasy Leona XIII i np. Georges’a Lemaitre’a niestety mineły, jak się wydaje – bezpowrotnie.
      Inna rzecz, że należy zwrócić uwagę na szerszy kontekst, a nie tylko wyrwany cytat…

  18. Ale fajny wpis. Więcej takich prostych poproszę. Do znajomych porozsyłam, może ktoś zrozumie.

Comments are closed.