Oferta szkoleń dla dwudziestolatków

W 2000 unijni socjaliści szumnie ogłaszali „strategię lizbońską” Europa2010. Celem planu, przyjętego na okres 10 lat, było uczynienie Europy najbardziej dynamicznym i konkurencyjnym regionem gospodarczym na świecie, rozwijającym się szybciej niż Ameryka. Super strategia opracowana przez brukselskich biurokratów zakładała oparcie się na szeroko zakrojonych badaniach naukowych, a jakże. Inwestycje na badania i rozwój (R&D) miały wzrosnąć do 3% PKB, co miało się stać głównym motorem rozwoju. Biurokracja brukselska, sama generująca kaskady dekretów z wyłącznym celem utrudniania przedsiębiorczości, deklarowała wówczas żarliwie że zredukuje właśnie biurokrację i usunie utrudnienia. Kiedy jednak nie doszło do oczekiwanego przez niektórych samorozwiązania się tej instytucji można było się domyślić jakie będą dalsze losy strategii Europa2010, w tym czołowego jej postulatu – wzrostu zatrudnienia „do 70% dla mężczyzn i 60% dla kobiet”. Otóż zatrudnienie istotnie wzrosło do tych poziomów – ale tylko w unijnej biurokracji w Brukseli.

Wszędzie indziej po 10 latach strategia lizbońska zakończyła się kompletną klęską. Przez pierwszą połowę dekady wydatki na naukę w Unii Europejskiej stały w miejscu będąc średnio grubo poniżej 2%. Potem był kryzys a w kryzysie, wiadomo, kraje tną co się da aby tylko utrzymać się na powierzchni wody. Bankrutowi nie R&D w głowie.

Nie znaczy to oczywiście aby nawet założone 3% mogło uczynić Europę konkurencyjną. Nie mogło, bo jak niepokoiła się Rzepa jeszcze w 2005 […] trzy czwarte luki rozwojowej pomiędzy Unią a USA to skutek niższych wskaźników zatrudnienia w UE i krótszego czasu pracy. W ciągu godziny Europejczyk wytwarza dobra i usługi warte 93% tego, co wytworzy Amerykanin. Niepokoiła się słusznie, w dodatku trafnie diagnozując problem. Było nim nie to że Europejczycy są głupsi od Amerykanów i nie potrafią nic wymyślić. Problemem było to że są bardziej leniwi i pracują mniej lub, jak na przykład Francuzi, wcale, wyłącznie strajkując. A rozleniwił Europejczyków socjalizm, ze swoimi nadmiernie rozdętymi systemami redystrybucji dochodów oraz nadmierną ochroną zatrudnienia. Czyli mówiąc krótko i po chłopsku, po co pracować i płacić astronomiczne podatki jak można się obijać na socjalu. Po co tworzyć nowe miejsca pracy dla obijających się których nie wolno wyrzucić na nos.

Z upadku „strategii lizbońskiej” unijni socjaliści nie wyciągnęli żadnych wniosków. Zrobili tylko w tył zwrot i ze śpiewem na ustach odmaszerowali z poddanego miasta tak aby sromotny odwrót wyglądał na paradę zwycięstwa. Nie było żadnej analizy przyczyn porażki, żadnego sądu polowego dla generałów winnych klęski. Była typowo unijna „ucieczka do przodu” i zmiana tematu. Zamiast stać się „najbardziej dynamicznym i konkurencyjnym regionem na świecie” unijny lew, z wypłowiałą grzywą i ogonem gryzionym przez mole, ogłosił nową strategię: Europa2020. Poprzednia strategia miała przynajmniej listę zamierzeń tak aby widać było czego nie zrealizowano. Zastąpiła ją teraz bezpłciowa „strategia na rzecz inteligentnego i zrównoważonego rozwoju sprzyjającego włączeniu społecznemu”.

Z samej nazwy od razu wiadomo że, w odróżnieniu od poprzednika, ten program zakończy się sukcesem. Nie sądzimy bowiem aby unia kiedyś przyznała że jej własna strategia jest „mało inteligentna” albo też że stagnujący się rozwój jest „niezrównoważony”. Jaki by zresztą rozwój nie był, a nawet jego zupełny brak, w żadnym wypadku nie będzie to przecież przeciwdziałało „wyłączeniu społecznemu”. Co to to nie! Wręcz przeciwnie, będzie społecznie włączało wszystko, jak ta małpa Fredry pod prysznicem. Może coś w końcu zadziała. To z pewnością zagwarantuje dziejowy sukces strategii Europa2020.

Myliłby się jednak ten kto by sądził że po tych dziejowych sukcesach socjaliści unijni przynajmniej na chwilę spoczną. W końcu mamy cały ten kryzys i tak dalej… Ależ gdzie tam! Jak mogliby spocząć skoro poprzednie sukcesy doprowadziły kontynent do bezrobocia wśród młodych dochodzącego średnio do 25%, a wśród tonących krajów PIIGS nawet do dwa razy większego? Spocząć nie można. Najbardziej dynamicznemu kontynentowi najwyraźniej niezbędny jest jeszcze jeden euro program zakończony pełnym sukcesem.

No i rzeczywiście, wypichciła go właśnie komisja europejska po batutą swojego komisarza ds. zatrudnienia, László Andora. I znowu Europa przejdzie tym do annałów historii. Tym razem biurokraci w Brukseli grają na pewniaka, nie ryzykując zabaw z wolnym rynkiem czy konkurencją. Wg propozycji komisji europejskiej każdy młody poniżej 25 lat musiałby otrzymać „ofertę „zatrudnienia” względnie „ofertę szkolenia”. No i po problemie…. Kto miałby wychodzić z „ofertami zatrudnienia” niezupełnie jeszcze wiadomo. Prawdopodobnie św. Mikołaj na pozycji wysokiego komisarza do spraw zatrudnienia, zastępujący Andora. Inaczej przyjdzie chyba wrócić do zarzuconych jeszcze w zeszłym stuleciu nakazów pracy i nakazem przyjęcia gościa z nakazem, bo przecież żadna poczytalna instytucja nie będzie dobrowolnie ściągać sobie problemu na głowę. Ofertę zatrudnienia w EU wypichcić jest łatwo. Trudniej jest pozbyć się nie nadającego się do niczego gościa który  z oferty wyniesienia się nie chce skorzystać.

Bardziej perspektywicznie wygląda drugi filar propozycji komisji europejskiej – „oferty szkoleń” skierowanej do młodych. Tutaj nie widzimy w zasadzie większych problemów. Już od lat przecież pewna ilość młodych Europejczyków z powodzeniem aktywnie szkoli się w Afganistanie, Libii i w innych odległych miejscach, wspierana finansowo przez rządy europejskie. Nic nie stoi na przeszkodzie aby tym modelem szkoleń praktycznych w terenie objąć teraz wszystkich młodych w Europie poniżej 25 lat którzy nie znaleźli pracy. W mig okaże się że połowa ją jednak nagle znajdzie. Druga połowa zaś skorzysta z euro oferty i będzie się szkolić na świeżym powietrzu po drugiej stronie globusa nie zawyżając przynajmniej kłopotliwych statystyk bezrobocia w ojczyźnie.

Model ten z powodzeniem sprawdzał się kiedyś i u nas. Kto za komunizmu słyszał na przykład o studiowaniu przez 10 lat, rzecz powszechną wówczas na zachodzie? Nikt! Student karnie maszerował przez studia jak mały parowozik, jak burza zdawał egzaminy i zaliczał kolokwia, bo wiedział że chcąca mu zaoferować „ofertę szkoleń” armia czyhała tuż za rogiem. Wystarczyło jedno potknięcie, jeden obalony egzamin i 2 lata życiorysu z głowy. Ach, nic tak nie dopinguje ludzi jak odrobina dyscypliny… 😉

A swoją drogą, ciekawe gdzie tę nową przestrzeń do „szkoleń” wynajdzie komisja europejska tak aby odpowiednią ilość „ofert szkoleń” móc zaoferować bezrobotnym dwudziestolatkom w Europie…

34 thoughts on “Oferta szkoleń dla dwudziestolatków

  1. Skoro amerykanie są tacy bystrzy, to dlaczego zagłosowali na Obamę? coś mi się zdaje, że oni są dokładnie tak samo lewicowi jak europejczycy, a USA w swym liberaliźmie inaczej przypomina coraz bardziej Francję, albo Hiszpanię. W końcu od Lincolna budują silny rząd centralny.

  2. Panowie , zapominacie że pytanie nie brzmi czy się zawali i jak temu zapobiec tylko kiedy się zawali . Skoro te pieniądze i tak zostaną zmarnowane to lepiej żeby był z tego jakikolwiek zysk .
    Przekwalifikowanie jakiegoś odsetka baranów którzy liczyli że z papierkiem magistra socjologii , pedagogiki czy innego kulturoznawstwa automatycznie chwycą Pana Boga za nogi na spawaczy , cieśli , hydraulików czy krawcowe takim zyskiem jest . Część znajdzie prace w nowym zawodzie , wykwalifikowany robotnik to poszukiwany towar .
    To że przy okazji masę pijawek pijawek się obłowi jest nieuniknione demokracji oligarchicznej .

  3. Szef Komisji może zastosować zawsze sprawdzone metody maoistowskie, u Pol Pota pracy przecież nie brakowało, no i problem będzie na zawsze rozwiązany, a pola ryżowe można zastąpić buraczano-zbożowo-kukurydzianymi.

  4. Hej, Cyniku Drogi, prawda o studiowaniu w czasach PRL wyglądała jednak trochę inaczej. Może najdawniej – lata ’50 i początek ’60, było tak jak opisałeś. Ja jednak studiowałem na przełomie ’70 i ’80 tych, a dokładnie od 1979 do 1986, czyli lat niemal równo 7 – studia 5-letnie na PW. A znałem osobiście takich, którzy wyrobili „dwucryfrówkę” bez żadnego ryzyka. Po studiach za to szło się wtedy na rok do tzw. SPR-u, co było koszmarną stratą czasu (choć mogło dostarczyć wielu ciekawych socjologicznych obserwacji oraz godziwych rozrywek, jeśli ktoś miał zdrową wątrobę i płuca). Stąd przedłużenie studiów do ok. 10 lat miewało taki sens, aby dociągnąć do końca roku, w którym skończyło się 28 wiosen – wtedy wchodziło się w wiek po-poborowy. I znowu – znam takich, którym się to udało.
    W czasie studiów zaś, (nie mówię o niektórych wydziałach z naprawdę ambitnym programem, gdzie studenci po prostu nie mieli czasu) można było – jeżeli tylko ktoś miał chęć – nieźle dorobić do stypendium, poimprezować w miłym gronie, skorzystać z członkostwa w różnych fajnych klubach itd. Zaś dla maksymalnego wydłużenia tej sielanki miał student wiele poręcznych sposobów takich jak: warunek, urlop, urlop zdrowotny, repeta, czy nawet skreślenie i wznowienie – jeżeli udało się to zrobić czujnie w okresie międzypoborowym. Tak, że nie było wcale tak źle. Studenci dobrze ustawieni w spółdzielniach pracy, albo na jakichś innych fuchach (ja np. dorabiałem przy robotach wysokościowych – w latach ’80 ub. wieku – istna żyła złota), chociaż nie było ich zbyt wielu, wręcz starali się usilnie studiować jak najdłużej, mając perspektywę utraty nie tylko tego pięknego złotego czasu, statusu studenta, różnych ustawowych zniżek, ale także utraty niezłych zarobków. Po studiach bowiem większość szła do państwowych zakładów pracy, gdzie nie czekały na nich (zwłaszcza w pierwszych latach) takie luksusy.

  5. @hr-aabia:”Biurokrata czy uczyciel kosztuje kilka razy więcej (pensja, biuro/szkoła, prąd, ogrzewanie, komputery itp). I na dodatek szkodzi:”

    Właśnie poszedłem do architekta, żeby mi zrobił projekt dobudówki koło domu. Jak usłyszałem, co mi wolno, czego nie wolno, jakie muszę spełnić wymagania, to skwitowałem to jednym zdaniem: „W latach ’90 to była wolność”. Przez 20 lat widać zaciskającą się pętlę różnych ograniczeń nakładanych na zwykłych obywateli. Właśnie odebrano mi prawo wyboru firmy, która wywozi moje śmieci, a zaraz wprowadzą podatek od deszczu (potem pewnie od uderzenia pioruna i oddychania). A ludziska jak cielęta patrzą na to, kiwają głowami i oczywiście głosują po raz 5-ty na tych samych „oszołomów”. Niesamowite.

    1. odebrano mi prawo wyboru firmy, która wywozi moje śmieci,

      A propos śmieci…
      Sygnały o tym powtarzają się do punktu pewności że chodzi o jakiś zorganizowany przekręt. Trudno uwierzyć aby jednak dyrektywa unijna była za wszystko odpowiedzialna. Jeżeli powtarzana mantra o śmieciach będących „cennym surowcem” nie jest kompletnym nonsensem to śmieci komunalne nie powinny być problemem. Przy odpowiednio zorganizowanym sortowaniu (papiery, plastiki, szkła) plus park kontenerowy na bardziej wyspecjalizowane rzeczy (metale, aparaty, oleje, itd) plus kompostowaniu gospodarstwo domowe produkuje minimalną ilość „śmieci” które nie podpadają pod te kategorie. Organizacja tego coś kosztuje ale jeżeli śmieci są rzeczywiście „cennym surowcem” to ich cena powinna pokryć znaczną część kosztów utrzymania parku kontenerowego czy okresowego wypróżniania pojemników.

      Wydaje się że jakąś dyrektywę unijną lokalni bozos uzywają jako przykrywki aby porobić lokalne interesy z przyjacielami króliczka mając nagle zielone światło na narzucenie lokalnych podatków, przy czym kwestia segregacji śmieci i ich przerobu nie interesuje nikogo.

      1. @:”Wydaje się że jakąś dyrektywę unijną lokalni bozos uzywają jako przykrywki aby porobić lokalne interesy z przyjacielami”

        Oczywiście. U nas ma być przetarg, ale już słyszę, że na pewno wygra je Miejskie Przedsiębiorstwo Oczyszczania (spółka zależna od gminy). Co gorsze, chodzą plotki, że później zostanie sprywatyzowana, a więc firmę ze znakomitym kontraktem (świetlana przyszłość:) przejmie „ktoś” za friko.

        1. O, o ,o to to… Spółka niezależna od gminy = spółka zależna od żony brata szwagra burmistrza gminy… 😀

      2. Dokładnie ma Pan rację, sortowane śmieci i zmielone są cennym paliwem np. w cementowniach, są cementownie ,gdzie większość wsadu opałowego stanowią śmieci i zużyte opony ( a nie węgiel) , produkcja takiego opału ze smieci jest juz robiona na miejscu często przy fabryce (lub na wysypisku), a smieci sa zwożone z pewnego terytorium. Czyli mozna zarobić dwa razy, biznes jakich mało.
        https://opole.gazeta.pl/opole/1,35114,12182216,Pala_oponami_zamiast_weglem.html

        https://ste-silesia.org/gorazdze/
        https://ste-silesia.org/cementownia/

        Interes niezły, niemieccy właściciele Cementowni ODRA kupili stacje sortowania , miasto to odkupiło dla sortowni zarządzanej przez Remondis, Remondis zarobi na smieciach: od mieszkańców raz i od cementowni – dwa. Cementownia pali tańszym opałem niz węgiel. A o tych planach 'ekologicznych” chyba wiedzieli juz dawno:
        https://wiadomosci.gazeta.pl/kraj/1,34309,3176364.html

        Czyli sami opłacamy za zbiór opału dla fabryk, no coś z tymi śmieciami towarzysze trzeba zrobic , wiecie, rozumiecie. Prawo jest nieubłagane, a kary dla gmin srogie.

      3. @cynik9

        Są cennym w cywilizowanym świecie. W Polsce to też się nie udaje.

  6. Przedostatnio interesowałem się właśnie szkoleniami finansowanymi przez UE w interesującej mnie w sumie dziedziny. Spasowałem, gdy zobaczyłem, że dla KAŻDEGO szkolonego pracownika – poza oczywiście danymi koniecznymi do jakiejśtam identyfikacji uczestnika – muszę podać jeszcze:

    – dokładne dane o adresie zamieszkania,
    – datę urodzenia / PESEL,
    – status niepełnosprawności,
    – przynależność do mniejszości narodowych / etnicznych [to na szczęście tylko w formie binarnej],
    – status „opieki nad dzieckiem do lat 7 lub osobą zależną”.

    I jak to już skomentowałem gdzieśtam: „Fascynująca jest dowolność interpretacji takich rzeczy. Można to tłumaczyć bizantyjską biurokracją, monstrualną głupotą urzędasów, przymiarką do NWO, socjalistycznym zanikiem kory mózgowej… i każdy z takich poglądów doczeka się własnych apostołów i całkowitego braku dowodów.”

    No i jeszcze na każdym takim szkoleniu przed szkoleniem musi się afaik odbyć pean na cześć mecenasa [coś w stylu speechu „dzisiejsze szkolenie, osiołki, finansuje wam Unia Europejska”] oraz obklejenie unijnymi logotypami, czego się tylko da [www, plakatów, etc.]

    1. Od czasu wpisu Inwestowanie w przyszłość kotów gdzie opisywaliśmy soczyste dofinansowanie unijne bloga o kotach w PL nie mnie więcej nie zdziwi… ;-D

      Trzeba też sobie jasno powiedzieć że „szkolenia unijne”, tudzież „pomoc bezrobotnym” mają na celu wyłącznie przemielenie kasy przez sprytnych, nie żadne uczenie kogokolwiek czegokolwiek. Robiłem własnie niedawno przegląd firm „doradztwa finansowego” i wiem jak to działa… 😉

  7. W kwestii zasadniczej, to w wielu miejscach USA przestało być liderem lub właśnie nim być przestaje. Istnieje wiele indeksów, które wskazują, że dla tzw przeciętnego zjadacza chleba EUropa (za którą nota bene nie przepadam) jest jednak lepszym miejscem do życia. Ot mały przykład, chociaż of topic, dyskutowany u Doxy (https://slomski.us/2012/12/05/oprawcy-w-kitlach/). Padły tam nakierowania na indeks umieralności niemowląt i dzieci do 5 roku życia (https://www.indexmundi.com/poland/infant-and-child-mortality.html) Z tego indeksu wynika, że w zasadzie, prawie we wszystkich krajach należących do UE śmiertelność niemowląt i dzieci jest NIŻSZA niż w USA. Tutaj nie ma co przeganiać Amerykę. Ona już została dawno w tyle i nawet Polska ją przegoniła w tej kwestii.-)

    Podobnie się ma sprawa jeśli chodzi o kilka innych wskaźników, ot choćby Quality of Life Index, gdzie USA znajduje się na 13 miejscu, a może nawet teraz i niżej, zaś gro krajów z czołówki to kraje EUropejskie. Dlatego też w czambuł bym strategii lizbońskiej nie potępiał.-) Co zaś do stwierdzenia Rzepy iż „W ciągu godziny Europejczyk wytwarza dobra i usługi warte 93% tego, co wytworzy Amerykanin” to jest ono również nieprawdziwe, gdyż nie uwzględnia faktu że EUropejczycy zdecydowanie krócej pracują, w mysl zasady iż nie sama pracą człowiek żyje.-). Z kolei wydajność na godzinę pracy w szeregu krajów EUropejskich jest wyższa niż w USA, np w tej wyśmiewanej (i słusznie) Francji, średnio o 12%. Nawet w Polsce, np w hotelarstwie wydajność pracy jest o 15% wyższa niż w USA. No to po co w tej konkurencji gonić Amerykę? Gońmy ją tam, gdzie ona nam ucieka.-)

    Przy okazji problemu bezrobocia wśród ludzi młodych widać iż globalnie ilość pracy spada, choćby z uwagi na wzrost automatyzacji produkcji i optymalizację różnych procesów. Pod koniec XIX wieku z tym problemem poradzono sobie skracając radykalnie czas pracy z 12 do 8 godzin dziennie, tj o 50%, potem było kolejne skrócenie czasu pracy poprzez wprowadzenie wolnych sobót, tj o 20%. Myślę, że i obecnie bez skrócenia czasu pracy się raczej nie obejdzie.-) Oczywistym przy tym jest, że będą i tacy, których to mocno zaboli, ale generalnie wszystkim wyjdzie to potem na zdrowie.-) Tendencja jest taka, że wracamy do wielowiekowej średniej, wynoszącej ok 30-35 godzin pracy tygodniowo. Tak było np w średniowieczu,-) i nie abym ten okres jakoś szczególnie chwalił.

    1. Nie twierdzę że USA są „lepsze do życia”. Są natomiast lepsze do zarobienia money aby to lepsze życie móc sfinansować… 😉
      Europa zawsze miała dolce vita, lepsze wina i ładniejsze kobiety… 😉 Tyle że socjał robi z niej pocieszny skansen odwiedzany wkrótce tylko przez bogatych Chińczyków.

      Z tymi sukcesami europejskimi to mnie nie za bardzo przekonasz bo są zasadniczo na kredyt. Zobaczymy ile z tego zostanie jak europejski socjał padnie.

      Gońmy ją tam, gdzie ona nam ucieka.-)
      Gonić ją można tylko po rozmontowaniu socjalu. Jak powojenna odbudowa w Niemczech po alianckich nalotach dywanowych… Zarabianie musi się zacząć opłacać – bez tego Europa będzie nadal gonić króliczka i się odgrażać…

  8. Nie wiem jak to wygląda w statystykach makroekonomicznych, ale w tych chwalonych USA, socjał jest też rozbuchany. Z własnej obserwacji widziałem afroamerykańskie „mammies” wyjeżdżające z marketu z wózkiem pełnym żarcia, nabytym za darmowe kupony. A takich są w Ameryce miliony – dostają nie tylko kupony żywnościowe ale i mają opłacone przez rząd czynsze.

  9. Istotną różnicą pomiędzy sektorem prywatnym a budżetówką jest to, że (przeciętnie) najstarsze osoby zatrudnione w firmach żwawo budujących PKB są nieco tylko młodsze od najmłodszych zatrudnionych w skostniałych instytucjach budżetowych stanowiących niewątpliwe filary do budowy średniej krajowej -https://www.polskabieda.com/?opcja=graf&nr=7

    Z tego prostego faktu wynika, że przepaść dzieli tych, którzy coś faktycznie robią od tych którzy z własnej bądź z rodziców woli pasożytują na systemie.

    Te gro wszelkiej maści urzędników nie jest zainteresowane problemami pozostały bo oni ich zwyczajnie nie rozumieją. Im pensyjka wpada regularnie. Pracodawca (urząd) ma ustawowe obowiązki z których się w 100% wywiązuje. I co z tego, że urząd nie przynosi państwu dochodu a same straty.

    Taki oto urząd może teraz zostać rozbudowany o nowe skrzydło – pion szkoleń dla <25 latków. Czyż to nie wspaniałe, że zatrudni się nowych urzędasów by ludziom "żyło się lepiej".

    Ale tak to już jest w kraju, gdzie przeciętny wyborca nie przeczytał w 2011 żadnej książki.

  10. Jeszcze więcej szkoleń? Chyba tylko po to żeby młodzież nie szwendała się z koktailami mołotowa po ulicach… Pracy jak nie było tak nie będzie i żaden „ustawowy przymus” tego nie zmieni… Mamy więc obraz bezmiaru głupoty jaki się zawiązał w pustych głowach eurokołchoźników… Wypada życzyc im powodzenia bo im więcej bzdur nawymyslaja tym szybciej to wszystko się zawali… Oni sami z siebie nie zmądrzeją! Za Chiny ludowe! 😛 …Odys

  11. Ja problem widze w tym, że kładzie sie nacisk na wiedze, a nie na takie cechy osobowe jak umiejętności praktyczne, interpersonalne czy zwykłą pracowitość, działanie w zespole, poczucie odpowiedzialności. Firmy ciągle stawiają na karbowych z batem nad grupą wyszkolonych studentów.

    1. @cj
      Właśnie problem polega na tym, że reformowane szkolnictwo próbuje uczyć tego o czym piszesz, wiedzę pomijając.

  12. Jesli chodzi o te wydatki na nauke, to dobrze, ze sie nie udalo ich zanadto zwiekszyc. Od wiekszych wydatkow, to conajwyzej bedzie wiecej konferencji w egzotycznych krajach, ale na pewno nie przybedzie samej nauki. Ci co sie zajmuja nauka to robia to niezaleznie od ilosci kasy ktora sie w nauke pompuje. A jak komus do uprawianie nauki wiecznie brakuje kasy to znak, ze raczej robi on kariere naukowa, niz zajmuje sie nauka.

  13. „Niby jak doprowadziły? Może najzwyczajniej w Świecie Ci młodzi wybierają poronione kierunki studiów, chcąc np zarządzać nie będąc specjalistą w zarządzanej dziedzinie? Albo wcale nie studiują, mieszkając ze starszyzną do 35 roku życia (właśnie kraje w pigsach tak jest).” do Jacka K.
    Jeśli ktoś mieszka z rodzicami do 35 roku życia i oni go utrzymują, to co ci to przeszkadza? Odczep się od cudzych pieniędzy!

    Lepszy taki „utrzymanek” od studenta którego „studia” opłaca państwo naszymi podatkami – a zwykle te studia to hobbistyczna wiedza i kilka lat zabawy.
    Czy tak trudno zrozumieć, że te ponad 60% studiujących w Polsce to czysta patologia?
    1. 60% danego rocznika to żadna elita, żadna ponadprzeciętna inteligencja – poza niedorozwiniętymi studiuje każdy którego weźmie na to ochota.
    2. Większość absolwentów „studiów” niczego się przez te lata nie nauczyła (no może sprawniej piszą i czytają…)
    3. 60% populacji zwyczajnie nie może siedzieć za biurkiem, czy jako specjaliści, czy jako pasożytniczy biurokraci lub nauczyciele. Nie będzie miał ich kto utrzymać.
    4. Przez tę zarazę darmowych (bo na koszt władzy) studiów jest olbrzymi nacisk na władzę na powiększanie biurokacji i szkolnictwa – przecież te setki tysięcy absolwentów pedagogiki, socjologii, europeistyki chce mieć „pożądna pracę w budżetówce”.
    5. Niemcy uchodzą za innowacyjny technologicznie i bardzo zamożny kraj – studiuje tam „tylko” nieco ponad 20% dwudziestolatków…. A w Polsce ponad 60%…

    Nasza niewola i bieda jest z nadmiaru przepisów prawa i nadmiaru podatków. A te wynikają z patologicznie rozrośnietej budżetówki (biurokracja i uczyciele), socjalu i szkolnictwa (2 mln studentów i ponad 1 mln dorosłych uczniów.!)

    Pamiętajcie: lepszy menel na rencie od uczyciela czy biurokraty!
    Menel dostaje swoje 500-600 zł, i większości wydaje je na podatki (alkohol i tytoń). Biurokrata czy uczyciel kosztuje kilka razy więcej (pensja, biuro/szkoła, prąd, ogrzewanie, komputery itp). I na dodatek szkodzi: albo „uczy” głupot w szkole (propaganda eurokołchozu itp), albo przeszkadza ludziom w normalnym życiu, produkując przepisy, szykanując, żeby tylko uzasadnić potrzebę swojego zatrudnienia w biurokracji, lub po prostu z nudów.

    1. Pamiętajcie: lepszy menel na rencie od uczyciela czy biurokraty!
      Menel dostaje swoje 500-600 zł, i większości wydaje je na podatki (alkohol i tytoń). Biurokrata czy uczyciel kosztuje kilka razy więcej (pensja, biuro/szkoła, prąd, ogrzewanie, komputery itp). I na dodatek szkodzi: albo „uczy” głupot w szkole (propaganda eurokołchozu itp), albo przeszkadza ludziom w normalnym życiu, produkując przepisy, szykanując, żeby tylko uzasadnić potrzebę swojego zatrudnienia w biurokracji, lub po prostu z nudów.
      ochy

      … toż to musiała być BOMBA a nie zwykły granat który to coś oderwał od pługa

      1. Ma to pewien sens ale tylko pod warunkiem, że nauczyciel, biurokrata ogólnie mówiąc budżet-man zarobione pieniądze przekaże na jakieś radio nie płacące podatku wcale. O ile za zarobione pieniądze nie wychowa kolejnego urzędnika może nie jest aż takim pasożytem.

        Ponadto menel jest w tym wspaniałym kraju najczęstszym pacjentem na tomografii komputerowej ponieważ często, gęsto wali głową o asfalt – policja go zdejmie i wrzuci na izbę przyjęć o tam mu zrobią gratis skanowanie za 1000 pln na które zwykły pacjent (i urzędas) musi czekać pół roku.

        Nie wspierajmy więc menela w jego socjopatycznej ideologii.

    2. @SG
      Tacy „utrzymankowie rodziców” niestety mają prawo do głosowania.
      Wreszcie nie wytwarzając nic, nie wnosza żadnego własnego wkladu w rozwój gospodarczy.

  14. Plan „szkolenie albo praca” to mistrzostwo propagandy. Gawiedź zrozumie, że będzie praca. A skończy się na szkoleniu młodych, po których nadal nie będzie pracy. Ze szkoleniami problemu nie będzie, wszak „szkoleniami Unia stoi” i na szkoleniach kręci się jedne z lepszych lodów na unijnych pieniądzach.

  15. „Ależ gdzie tam! Jak mogliby spocząć skoro poprzednie sukcesy doprowadziły kontynent do bezrobocia wśród młodych dochodzącego średnio do 25%, a wśród tonących krajów PIIGS nawet do dwa razy większego?

    Niby jak doprowadziły? Może najzwyczajniej w Świecie Ci młodzi wybierają poronione kierunki studiów, chcąc np zarządzać nie będąc specjalistą w zarządzanej dziedzinie? Albo wcale nie studiują, mieszkając ze starszyzną do 35 roku życia (właśnie kraje w pigsach tak jest). Skoro władze są takie nieporadne, to czemu społeczeństwa tak chętnie korzystają z wszelkich pomysłów w rodzaju dofinansowanie, ulga, program edukacyjny itd?

    Innymi słowy: do kogo Waćpań pijesz? 🙂

    1. A wiesz czemu pies liże sobie jaja? Bo może! Z tego samego ludzie biorą dofinansowania, ulgi, etc, bo mogą!

  16. co do „pracowitości” to przesada – znam firmy gdzie połowa pracowników biega/załatwia/robi szum a nic z tego nie wynika – połowa „pary” idzie w gwizdek….
    po prostu trzeba pracować w tzw. szarej strefie z minimalnym zus i starać się kupować bez vatu (od znajomych kupców)

    przy okazji – proszę zarejestrować auto w mieście w którym nie ma się meldunku – życzę sukcesów 🙂

  17. Wszystko się zgadza oprócz stwierdzenia, ze w komunizmie nie było „wiecznych studentów”, otóż byli i to w dość pokaźnej liczbie.

  18. Stworzymy nowe miejsca pracy blyskawicznie. Kazda ilosc potrzebujacych szkolen bedzie szkolila odpowiednio rosnaca liczba szkolacych. Szkolnictwo najszybciej rozwijajacym sie dzialem gospodarki w UE!

Comments are closed.