Jak Clinton równoważył budżet

Kilku drogich czytelników na marginesie wpisu o Biblii i socjalizmie krzyknęło gotcha wytykając cynikowi9 różne nieścisłości. W temacie Biblii jest to łatwe. W rzeczy samej puenta wpisu, dzięki inwentywności Józefa będącego jak widać kimś w rodzaju biblijnego odpowiednika Jean-Baptiste Colberta, z domieszką może Bernie Madoffa, mogłaby być dużo bardziej soczysta… 😉

Natomiast paru innych nie mniej drogich czytelników zabrało się za przypominanie że ostatnimi surplusami budżetowymi w Ameryce nie były te z lat 60-tych bo przecież za Clintona też był „surplus”. Tu będzie trochę trudniej… Otóż jest to zasadniczo zmyłka, świadomie wyprodukowana przez demokratów na potrzeby kampanii wyborczej, w którą już myśleliśmy że po 12 latach nikt nie wierzy. Jak widać, są jednak wyjątki, a więc wyjaśnijmy to może raz jeszcze… Dodajmy że nie mamy żadnego interesu w udowadnianiu na siłę że plus jest jednak minusem ani że Clinton nie był o klasę lepszym gospodarzem budżetu niż pajac który został jego następcą. Oczywiście że był. Miał jednak też sporo szczęścia.

Otóż naród może mieć surplus budżetowy – więcej wlata niż wylata do kufrów rządowych – nawet jak jest po nos w długach. W normalnych warunkach jednak trudno jest utrzymywać że istnieje bona fide surplus jeśli długi te przez cały czas nieustannie rosną*. A tak właśnie było za Clintona, także za drugiej kadencji:

 

Fiscal Year

Year Ending

National Debt

Deficit

FY1993 09/30/1993 $4.411488 trillion
FY1994 09/30/1994 $4.692749 trillion $281.26 billion
FY1995 09/29/1995 $4.973982 trillion $281.23 billion
FY1996 09/30/1996 $5.224810 trillion $250.83 billion
FY1997 09/30/1997 $5.413146 trillion $188.34 billion
FY1998 09/30/1998 $5.526193 trillion $113.05 billion
FY1999 09/30/1999 $5.656270 trillion $130.08 billion
FY2000 09/29/2000 $5.674178 trillion $17.91 billion
FY2001 09/28/2001 $5.807463 trillion $133.29 billion

 

 
Dane: źródło

 

No więc o co w tym wszystkim chodzi? Chodzi o to że clintonowska nadwyżka była naciągana. Owszem, deficyt budżetowy miał istotnie tendencję malejącą. Pod koniec kadencji Clintona doszło do sytuacji w której kreatywnym „rzutem na taśmę” można było dla potrzeb wyborczych zatrąbić o zbilansowanym – „prawie” – budżecie. I nie tylko to. Przede wszystkim można było wskazać na trend przy zachowaniu którego ( i demokraty w Białym Domu po wyborach, ma się rozumieć) dojdzie do rosnących nadwyżek jak okiem sięgnąć a przez to – domyślnie – do redukcji zadłużenia. Jak wiadomo, w wyborach demokraci byli blisko ale to republikanie tradycyjnie stali bliżej liczenia głosów… a w każdym razie bliżej maszyn które je liczyły… 😉 Al Gore ostatecznie przegrał z Bushem młodszym który następnie wszystko odwrócił.

Na czym polegał zatem trick Clintona? Na kreatywnym użyciu rządowej nowomowy oraz nadziei że niewielu zacznie sprawdzać jak było naprawdę. A było tak że dług publiczny (national debt w tabelce) składa się nie tylko z obligacji wypuszczonych przez rząd a będących w posiadaniu publiki w kraju i zagranicą. W skład długu publicznego wchodzi także dług „międzyresortowy” czyli tzw. intragovernmental holdings. I w tych właśnie intragovernmental holdings jest cały pies pogrzebany..

To co zrobiła administracja Clintona sprowadza się zasadniczo do spłacenia części obligacji kosztem pożyczenia większej sumy z tych intragovernmental holdings. Najechanym przez Clintona workiem z pieniędzmi była w tym przypadku przede wszystkim Social Security – tamtejszy ZUS. Było to więc posunięcie nieco podobne do rajdu rządu premiera Tuska na OFEs.

Charakterystyczne jest że „rajd” Clintona wynikał nie tyle nawet z premedytacji co raczej z oportunizmu i korzystnego zbiegu okoliczności. Super bańka dotcomów na giełdzie i gospodarka kręcąca się na wysokich obrotach pod sam koniec XX wieku zasilała kasy Social Security (składki emerytalne Amerykanów) dużo większą ilością pieniądza niż potrzebny był na wypłatę bieżących świadczeń. Z mocy prawa zaś nadwyżki Social Security muszą być inwestowane w obligacje amerykańskie. W efekcie tego po prostu potrzeby pożyczkowe Ameryki gwałtownie zmalały. Taka była istota clintonowskiego „pożyczania” z Social Security i bilansowania tym budżetu.

Nie ma oczywiście nic za darmo i nadwyżki Social Security utopione w obligacjach amerykańskich stanowią teraz powiększone zobowiązanie rządu USA do udzielenia świadczeń w przyszłości a więc do poniesienia w przyszłości określonych wydatków. Jest to taki sam dług jak każdy inny, niezależnie od tego czy środki „pożyczone” były z Social Security czy szeregu innych intragovernmental holdings (a/k/a trust funds) których jest kilka. Sedno więc nieporozumienia z budżetem Clintona jest takie że deklarując $236 miliardów (US billions) w fiskalnym roku 2000 rząd Clintona faktycznie pożyczył $248 miliardów z trust funds i uważał te środki jako „dochód” który pozwolił mu trąbić o nadwyżce budżetowej.

W istocie sytuacja zarówno w USA jak i w Europie jest za sprawą tych trust funds dużo bardziej poważna niż szeroka publika licząca na obiecane emerytury zdolna jest pojąć. Dług narodowy w Ameryce jest na przykład rzędu rocznego PKB co, choć wysokie, nie jest żadnym wyjątkiem. W końcu w innych krajach, jak Włochy czy Belgia, jest podobnie, nie mówiąc już o Grecji. Kłopot polega na tym że jest to tylko dług oficjalny, po drugiej stronie którego stoją wierzyciele z formalnym papierem dłużnym. Socjał jednak przez lata naobiecywał masom dużo, dużo więcej niż będzie mógł kiedykolwiek wypłacić. Nieuchronna demografia wymusi z czasem na rządach dużo większe wydatki, które są już ustalone na sztywno ale których formalnie jeszcze nie poniesiono i które nie są jeszcze ujęte w budżecie. Są to tzw. unfunded liabilities, rzeczy które staną się dopiero formalnymi obligacjami. Są one wielokrotnie większe niż obecne długi narodowe państw, wg różnych szacunków od kilku do nawet kilkudziesięciu razy. Jest zatem rzeczą oczywistą że potrzebne środki przewyższą wielokrotnie zdolność społeczeństw do ich wygenerowania a zatem obietnice socjalu nie zostaną dotrzymane. Państwowe emerytury w kształcie takim w jakim je obiecano są więc definitywnie kaputt.

Publika jednak jeszcze o tym nie wie i jeszcze nie panikuje. Proszę więc uprzejmie tego nie rozgłaszać…

 

———————————
*) Dziękujemy bardzo drogiemu czytelnikowi za poruszenie w poprzedniej dyskusji Singapuru. Rzeczywiście, Singapur ma od lat znaczny surplus budżetowy a mimo to od lat jest jednym z bardziej zadłużonych krajów. Stanowi w tym wyjątek. Rząd Singapuru w sposób oczywisty nie potrzebuje żadnego dodatkowego dochodu ze sprzedaży obligacji. Niewielka metropolia będąca dużym centrum finansowym emituje je jednak w ściśle określonym celu, który wyjaśnia na swojej stronie rząd.

 

24 thoughts on “Jak Clinton równoważył budżet

  1. Na razie wszystko jeszcze działa. Chociaż z Polski wyjechało przez kilka ostatnich lat około 2 mln ludzi.
    A potem? Cóż…

  2. No i wszystko ładnie i pięknie, tylko że tamta mała uwaga o Singapurze jak również przytoczona przez Ciebie Cyniku strona o SGS-ach tego państwa zmienia mi pogląd na dług publiczny.

    Bowiem:

    Nawet jak rząd nie musi się zadłużać, to i tak to robi dla dobra instytucji finansowych. Rząd jest niezwykle ważnym ogniwem w tworzeniu rynków finansowych, ponieważ jest wiarygodnym zabezpieczeniem dla długu prywatnego. Dług państwa jest nieodzowny, bo państwo jest wiarygodne i jego obligacje są bezpieczną przystanią. Dzięki temu przepływ pieniędzy jest możliwy między rynkami o zróżnicowanym ryzyku, co w zasadzie oznacza, iż w ogóle możliwe jest powstanie rynków zwiększonego ryzyka (np kasowego i derywatów). Dzięki długowi państwowemu możliwe jest istnienie giełdy, ergo spółek akcyjnych (spółek publicznych)!

    Napiszę więc coś, za co Cynik pewnie znów mnie skarci, ale co mi tam 😉

    Każda zdrowa gospodarka gospodarka WYMUSZA zadłużanie państwa u obywateli. Think about it!

    Pozdrawiam.

    ps. Dzięki za wpis – bez niego dalej lubiłbym Clintona 😉

    1. „Każda zdrowa gospodarka gospodarka WYMUSZA zadłużanie państwa u obywateli”

      Kompletna bzdura. Prawda jest taka że zalezy to po prostu od ustroju państwa. Tak jak mówisz jest w demokracji gdzie do władzy dochodzi polityk który więcej naobiecuje, a potem aby to spełnić coraz bardziej zadłuża państwo i każde kolejne wybory powodują większe zadłużenie. W innym ustroju juz jednak niekoniecznie. Gdyby np. na czele państwa stał monarcha absolutny który nie musi zbytnio podlizywać sie masom, nie pozwoliłby na bezsensowne zadłużanie swojego własnego państwa. A nawet jakby pozwolił to zbudowałby silna armię aby się obronić przed wierzycielami.

      1. Podaj choć jeden przykład z historii świata, że kiedyś taki był. Nie możesz znaleźć? A teoretycznie tak fajnie wyglądało. Władcy absolutni nie zadłużali się na socjał ale zawsze na wojnę. Co wolisz? Długi i socjał czy długi i okopy?

        1. Przykładem niech będzie historia, nie znasz jej skoro wygadujesz takie bzdury. To raz, a dwa – w Stanach masz delikatnie mówiąc guns and buter na okrągło, UE też benevolent nie jest. Próbując insynuować, że albo dostaniesz konserwatywnego war-mongera albo komunistycznego bezkręgowca, który mnoży socjał – znowu obnażasz swój kompletny brak znajomości historii, tym razem najnowszej. A ja się ciebie pytam – co za różnica? Czy przemoc z rąk państwa jest zadawana mnie w celu mordowania ludzi na innym kontynencie, czy po to żeby zaspokoić twoje chore rojenia względem tego co państwo ma dla ciebie zrobić? Przemoc to przemoc.

          ———–
          MODERACJA: ponownie to samo – zwrot może być odebrany jako wycieczka osobista łamiąca punkt 3 regulaminu. Zrozum że nikt nie jest tutaj ciekawy Twojej oceny innego współuczestnika dyskusji. Tematem dyskusji są wyłacznie idee a nie ich nosiciele. Następny post w tym stylu będzie wycięty.

          1. > Czy przemoc z rąk państwa jest zadawana mnie w celu mordowania ludzi na innym
            > kontynencie, czy po to żeby zaspokoić twoje chore rojenia względem tego co państwo ma
            > dla ciebie zrobić? Przemoc to przemoc.
            Otóż nie. Przynajmniej póki możesz opuścić miejsce gdzie ta „przemoc” zachodzi, a Polskę możesz opuścić i przenieść się gdzieś, gdzie przemocy państwa nie ma, np. do Somalii. Jak jesteś w restauracji, to też masz tam podobną przemoc: albo płacisz (i coś kupujesz) albo musisz restaurację opuścić.

      2. Jeszcze dodam. Podoba mi się pomysł. Pożyczyć, potem się zbroić, a na końcu pobić wierzycieli. Świetna moralność. Taka przyszłościowa, z perspektywami. Miodzio

      3. > Gdyby np. na czele państwa stał monarcha absolutny który nie musi zbytnio podlizywać sie masom,
        > nie pozwoliłby na bezsensowne zadłużanie swojego własnego państwa.
        Buahaha… monarchwie zwłaszcza absolutni w celu zdobycia pieniędzy robili numery, które nawet w demokracjach by nie przeszły – np. sprzedawali część terytorium kraju innemu krajowi (np. Alaska sprzedana przez cara, kolonie francuzkie sprzedane przez Napoleona).
        Ciekawe czy nadal opowiadałbyś takie brednie, gdyby w Polsce rządził jakiś monarcha absolutny i sprzedały Śląsk Niemcom, bo w końcu 'nie musi zbytnio podlizywać sie masom” i nikomu z takiej sprzedaży tłumaczyć.

    2. Ciężko stwierdzić, czemu niektórzy, będąc świadkami agonii socjalizmu, interwencjonizmu państwowego w gospodarkę oraz radosnego narzucania się z „pomocą” swoim obywatelom, wierzą, że Państwo jest potrzebne obywatelom do czegoś więcej niż zachowanie „status quo” w cywilizowanych wymiarach I DO NICZEGO WIĘCEJ!

  3. … oj lubimy być okłamywani,wmawiamy sobie ze będzie dobrze, że nie płacenie podatków jest cool, po co się ubezpieczać od zła wszelakiego. Zawsze znajdzie się ktoś,(np. polityk) kto pocieszy, powie że to wina kogoś innego. Na końcu i tak ktoś za to beknie :)my lub nasi potomkowie.

    1. [quote =”hr-aabia”]wmawiamy sobie ze będzie dobrze, że nie płacenie podatków jest cool[/quote].
      Ile by nie płacić podatków, w „ekonomii” socjalistycznej i tak zostaną wessane,przepadną. W obecnej sytuacji schyłku wielkich gospodarek socjalistycznych, państwa nie tylko nie są w stanie spłacić ciągle rosnących długów, a tym bardziej ubezpieczyć obywateli od „zła wszelakiego”. Gospodarki posiadające bazę surowców utrzymują jakoś socjalizm, ale kiedy skończą się surowce i oszczędności pójdą na imprezę z socjalizmem, mogą nic nie pamiętać i mieć spory ból głowy (a.k.a. „tabletka gwałtu” ).
      Czekamy tylko gdzie jest ten mur, a raczej za którym uderzeniem socjalizm w końcu się podda. A podatki w tym momencie to tylko poduszka na socjalistyczny „łeb”.

      1. za którym uderzeniem socjalizm w końcu się podda
        Licentia poetica… Oficjalnie to się socjalizm pewnie nie podda… raczej namota, poodwraca kota ogonem i okaże się nagle że zawsze był pro i w ogóle…;-) Tak jak komunizm w PRL który się nigdy się nie poddał. W pewnej chwili można go było jednak kopać a kapitalizm stał się chique bo okazało się że wszyscy komuniści jęli się uwłaszczać na państwowym błaznując jako kapitaliści… Podejrzewam że to samo bedzie z socjalistami którzy jak kasa się skończy zaczną śpiewać o urokach zbalansowanego budżetu i przymiotach niskich wydatków i podatków… ha, ha, ha.

        1. Zgadzam się. Takie „bezpieczne przejście” jest nieuniknione. Establishment wyprodukuje piękny epicki film z gatunku fantasy. Bez najlepszych reżyserów i scenarzystów się nie obędzie. Aktorów jest na pęczki, pogromca smoków czy demonów to prosta rola – wypięta pierś, twarda mina, oraz okrzyk „Giń poczwaro” – easy. Oto jest: „socjalistyczny potwór” na którego nikt już patrzeć nie może, a zwłaszcza my rządzący, przecież zawsze trzymaliśmy go na łańcuchu pod kluczem, ale zwiał skubany. Urósł taki wielki i brzydki, łańcuch się zerwał i lata teraz to „to” wszystko po drodze, delikatnie ujmując – niszcząc. Ale hola narodzie! Oto przybywa dzielny wybawca. Nic to, że trochę przygłupi. Sam przecież wypuścił poczwarę, nie wspominając już o tym, że wcześniej ją porządnie wykarmił. Co tu zrobić, zabić będzie ciężko, prędzej chyba tak nakarmić, żeby zdechło z „przeżarcia”. A może jakoś oswoić? A co będzie jak przy próbie oswojenia odgryzie co nieco… Obawiam się jednak, że cały film okaże się marnym serialowym tasiemcem, a dymane masy, będą musiały robić za owieczki wypchane solą, wróć.. Rozcieńczonym do granic możliwości papierem. Poczwara w końcu się zadławi, nie ma innej opcji, tylko w którym odcinku 100 czy 2242 ? I jak to zniesie „rodzina”? Czy następca nauczy się czegoś po doświadczeniach nieszczęsnego jeszcze charczącego i dygoczącego pokraka? No cóż serial jest długi i raczej brazylijski, a tam non stop jakieś tragedie bez happy endu..

  4. Oprócz cudotwórcy Clintona pojawia się jeszcze casus Norwegii, która ponoć ma tyle pieniędzy, że aż je odkłada na specjalnym koncie, z którego w przyszlości będzie wypłacać emerytury itp.
    O co chodzi z tym odkładaniem, skoro dług publiczny Norwegii nie odbiega jakoś nadzwyczajnie od średniej europejskiej?
    To odkładają czy żyją na kredyt?

    1. Norwedzy ustawowo muszą część dochodów z ropy i gazu odkładać na przyszłość. Stosują się do zasady że po latach tłustych przyjdą kiedyś lata chude.

    2. @Łukasz
      Pisałem już w kwestii Singapuru – czym innym jest, jak np. Grecja, kombinować skąd wytrzasnąć pieniądze gdy będą potrzebne, a co innego zacząć spłatę zobowiązań (lub nie)… gdy zajdzie potrzeba. Wreszcie kredyt, umiejętnie zarządzany + rezerwy, pozwalają akceptowalnym kosztem rozłożyć wydatki w czasie. Znalezienie dodatkowego pół budżetu w rok jest trudne. 2 budżetów w dekadę… to inna historia.
      To że masz dług, nie oznacza, że żyjesz na kredyt obecnie – tak długo jak Twoje aktywa są w stanie go pokryć (z nawiązką), w wypadku gdy w ogóle będziesz zmuszony zaprzestać rolowania długu.
      Jest tez wyjaśnienie Singapurskie + mniej lub bardziej odpowiedzialne, ale lewarowanie. Jeżeli Norwegia może pożyczyć dla siebie na dajmy na to, 3.5% a sama potem pożyczyć komuś na 4.5%…

  5. Clinton stosował jeszcze inną technikę – potrafił przekonać biznes i indywidualnych konsumentów by więcej konsumowali tworząc w ten sposób zwiększone przychody budżetowe. W tym celu m.in. tworzył prawne ułatwienia dla kredytów. W ten sposób przerzucał część zadłużenia budżetowego na biznes i obywateli. Łącznie jednak tempo wzrostu sumy zadłużenia nie uległo wyhamowaniu.

  6. @cyni9
    Jest jedna subtelna różnica – w Polsce rajd na OFE nie przyczynił się ani do zmniejszenia dziury w wydatkach ZUS, ani nawet takiego „clintonowskiego” zrównoważenia budżetu. Wreszcie za Clintona, choć zaaplikowano snake oil to mówiono otwarcie o problemie, a u nas otwarcie mówi się, że zadłużać się można dalej…

  7. Oczywiście na końcu jak zawsze okaże się ze winny nie jest ten, który do takiego stanu rzeczy doprowadził, tylko ten, który to zdemaskował powodując panikę w społeczeństwie doprowadził do wywrócenia się systemu. Jak dobrze, ze tak mało ludzi zagląda na ten blog. Z drugiej strony nawet jakby ludzie się o tym dowiedzieli to i tak by nie uwierzyli, bez względu jakich trafnych argumentów byś użył, bo to po prostu nie mieści im się w głowach. Sam się o tym przekonałem, jak mówiłem swoim kolegom, ze po 45 latach pracy i płacenia drakońskich składek na ZUS nie dostana od państwa złamanego grosza, co najwyżej trochę papieru toaletowego, albo plastikowych kart do palenia w piecu, to pukają się w czoło co za bzdury opowiadam. Chyba żartujesz! To znaczy, ze ja po 45 latach ciężkiej harówki i płacenia drakońskich składek na ZUS, kiedy już osiągnę te 67 lat i przejdę na emeryturę nie dostane od państwa nawet tyle żeby móc godnie żyć? Przecież to rozbój w biały dzień i to jeszcze pod przymusem. To tak jakby do mojego domu przyszedł złodziej, zabrał wszystko nie zostawiając mi żadnych środków na utrzymanie, a ja nie dość, ze nie mogę go przegonić precz to jeszcze muszę mu grzecznie pokazać wszystkie skrytki w których trzymam swe kosztowności, bo inaczej pójdę do wiezienia. To jest niemożliwe.

    1. Jak dobrze, ze tak mało ludzi zagląda na ten blog.
      Bóg zapłać, życzliwość naszych drogich czytelników jest czasem legendarna… 😉 Niestety, niezupełnie jestem przekonany ani że to tak dobrze ani że tak mało… W każdym razie ambicji konkurowania z GW czy onet.pl jakoś nie mamy…

Comments are closed.