Demokracja bezpośrednia a bezpośrednio przywożona w walizkach

Wielu w szwajcarskiej demokracji bezpośredniej upatruje źródło sukcesu Helwetów, wyraźnie widoczne przy porównywaniu poziomu PKB per capita z otaczającym Szwajcarię żywiołem euro. Nie ulega wątpliwości że jakiś link istnieje, i że konkluzja cytowanego studium wskazująca że ludzie bezpośrednio decydujący o swoich sprawach wykazują dużo mniejsze ciągoty ku socjalizmowi centralnego państwa jest trafna.

Być może nawet więcej – tylko w modelu demokracji bezpośredniej typu szwajcarskiego ludzie w ogóle o czymś decydują! W odróżnieniu od tego dla wielu staje się jasne że tzw. „demokracja przedstawicielska” praktykowana gdzie indziej jest jedynie przekrętem umożliwiającym rozmaitym sprytnym politycznym operatorom, oliwionym przez odpowiednie grupy nacisku, uzurpowanie sobie „woli ludu” i narzucanie woli swoich mocodawców temuż ludowi. Weźmy choćby takich przywiezionych w walizkach z Brukseli nowych „premierów” Włoch czy Grecji, zainstalowanych następnie na gwizdek z Berlina z pominięciem nawet pozorów demokratycznego ładu. Tak nisko ta „demokracja” stoczyła się już w reszcie kontynentu. To samo jest z odwołaniem się do zdawałoby się głównego i ostatecznego arbitra – instytucji powszechnego referendum. Bezpośrednie zasięgnięcie opinii ludu, rzecz zdawałoby się więcej niż naturalna, jest dla niewybranych przez nikogo brukselskich autokratów całkowitą anatemą. Już na samą myśl o referendum gdziekolwiek zarządcy imperium dostają wysypki i za żadną cenę do tego nie dopuszczą. Lud, teoretyczny podmiot i hegemon, nie ma w demokracji którą podobno stworzył nic do gadania.

Szwajcarię z jej obywatelami faktycznie decydującymi o istotnych sprawach które ich dotyczą trudno jest więc porównywać z resztą kontynentu gdzie ubezwłasnowolnieni obywatele praktycznie nie mają żadnego wpływu na rządy. Wydaje się jednak że to nie sama demokracja bezpośrednia w Szwajcarii jest bezpośrednio odpowiedzialna za sukces federacji helweckiej. Jest ona raczej pasem transmisyjnym przyczyn leżących gdzie indziej.

Ale gdzie? Zastanawiając się gdzie dokładnie leży ta praprzyczyna szwajcarskiego sukcesu dojść można  do wniosku że jest nią prawdopodobnie wynikający z wysokiej autonomii kantonów wpływ rodziców na kształtowanie młodego pokolenia.  Tak jest!  Mnóstwo rzeczy, w tym samo utrzymanie systemu demokracji bezpośredniej i autonomii kantonów, jest tego bliższą lub dalszą pochodną.

Otóż rzecz naszym zdaniem sprowadza się do odpowiednio wysokiego, średniego poziomu rozwoju umysłowego populacji i jej odpowiedniego formowania na gruncie miejscowej tradycji. Nie chodzi tu o wąsko pojęte IQ. Chodzi o całokształt wiedzy, umiejętności i postaw jakie przekazuje młodemu pokoleniu pokolenie starsze, oraz o to jak je przekazuje. Przekaz ten jest w Szwajcarii tak bezpośredni jak bezpośrednia jest szwajcarska demokracja – bez pośrednictwa państwa. Nie bez powodu też przecięcie tego międzypokoleniowego linku przez państwo jest zawsze pierwszym celem socjalizmu gdzie indziej. Jest tak ponieważ socjalizm może kwitnąć tylko wtedy gdy ukształtuje podległe mu masy na uległych wyrobników, sterowanych centralną propagandą o postępie i „demokracji”, dających sobie wmówić najbardziej nieprawdopodobne nonsensy i pozbawionych własnego, krytycznego spojrzenia na świat. Krótko – socjalizm krzewi się tam gdzie króluje ciemnota.

To nie bez powodu socjalizm wszędzie nalega na „edukację”, na odebranie dziecka rodzicom jak najwcześniej tak by je jak najdłużej móc indoktrynować i urabiać, od żłobka po gimnazjum. Indoktrynacja nie może się obejść bez centrali ustalającej czego młódź ma się uczyć a czego nie, co powinna czytać a czego nie, co należy uznać za postępowe a co za wsteczne. Wszystko to jest świadomym celem centralnie planowanych i implementowanych programów szkolnych, szermujących hasłami „równego dostępu” i „bezpłatnej oświaty”. Nie chodzi tu o jakąś radykalnie nową socjalistyczną arytmetykę lecz o stałe, rozłożone w czasie infekowanie młodych umysłów odpowiednio dozowaną, socjalistyczną trucizną. Chodzi o metodyczne, delikatne ale nieubłagane skręcanie młodych kręgosłupów w pewnym kierunku. Nic dziwnego że po latach takiego państwowego urabiania młodzi ludzie gdzie indziej bezwiednie absorbują przynajmniej część narzucanej im filozofii za swoją, mimo że na gruncie tradycji z której wyrośli jest ona często obcym implantem. Łatwiej jest wziąć nonsens za prawdę, wmawianie że pion jest poziomem łatwiej zyskuje trakcję.

Jeśli więc szukać praprzyczyn szwajcarskiego sukcesu to należałoby chyba wskazać właśnie na tę zdecentralizowaną – wraz z wieloma innymi rzeczami – edukację w kantonach, z daleka od państwa. Nie wszyscy wiedzą że w Szwajcarii nie ma nawet ministerstwa edukacji. Jest tylko pewien organ koordynacyjny w Bernie, zapewne pilnujący aby 2+2 było wszędzie mniej więcej tyle samo. To kanton – niewielka, spójna, zwykle kilkudziesięciotysięczna społeczność – decyduje o tym czego własne dzieci uczyć, kto ma je uczyć i jak. A kanton – w którym ludzie się znają – to przecież rodzice, najbardziej zainteresowani w przyszłości swoich pociech i w przekazaniu im tych wartości które sami wyznają. Jeśli zdecydują aby swe pociechy uczyć tego że Ziemia jest płaska to w zasadzie mogą, ich sprawa. Niezależnie od ich przekonań nie jest to jednak w żadnym wypadku biznes państwa aby się do tego wtrącało. A skoro rząd jest trzymany z daleka to nie ma też dźwigni aby wraz z nią przeszmuglować swoją jedynie słuszną definicję postępu i zacofania, zła i dobra, konserwatyzmu i internacjonalistycznego zaangażowania. Rodzice i kanton są w siodle i autentycznie decydują, nie rząd.

Z upływem lat oczywiście sytuacja się zmienia. Młodzi krzepną, zdobywają wiedzę, doświadczenie i wychowanie – i rozjeżdżają się potem coraz dalej, w szeroki świat. Ale te kilka krytycznych, formatywnych lat w życiu młodego człowieka odbywa się pod ścisłą kuratelą niewielkiej społeczności w której żyje i z którą się identyfikuje, bez dozowanego z odległej centrali kropla po kropli socjalistycznej trucizny.

W rezultacie dorośli obywatele myślą i działają w duchu tych tradycji i przekonań które wynieśli z domu i z lokalnej społeczności. Ich pierwsza lojalność jest wobec społeczności z którą się identyfikują. Wiedzą że ich mały, dobrze urządzony świat po prostu działa, i działa dobrze. A skoro tak to nie ma potrzeby go rewolucjonizować, co najwyżej lekko udoskonalać na obrzeżach. Są zasadniczo zadowoleni z tego co osiągnęli i nie widzą potrzeby centralnego państwa które miałoby ich dodatkowo uszczęśliwiać kosztem innych.

Dlatego też prawdopodobnie tylko w Szwajcarii możliwe jest aby myśląca populacja rezolutnie odrzuciła w referendum podany jej właśnie zatruty socjalistyczny owoc w postaci  oferty dwóch tygodni płatnych wakacji więcej. Związkokracja i socjaliści starali się ten toksyczny nonsens jak najatrakcyjniej opakować. W każdym innym kraju Europy pomysł taki przeszedłby prawdopodobnie z olbrzymią marżą. Któż by nie chciał tych 2 dodatkowych tygodni wakacji „gratis”, i czort z tym co się za tym kryje! W Szwajcarii jednak inicjatywa ta poniosła sromotną klęskę we wszystkich bez wyjątku 26 kantonach. W najstarszych i formujących historyczny trzon federacji kantonach Nidwalden, Obwalden, Uri i Schwyz przeciwko tej socjalistycznej dioksynie głosowało nie mniej niż 80% uprawnionych.

inne:

Pan baron z karabinem
Dług i demokracja bezpośrednia
SIG550 i wolność po szwajcarsku
W obronie powszechnej służby wojskowej
Gun control, wariaci i socjalizm

50 Replies to “Demokracja bezpośrednia a bezpośrednio przywożona w walizkach”

  1. Nie moglem doczytac do konca. Nie wytrzymalem. Chlopie! Przestan z tymi glupimi argumentami, ze wszyscy sie znaja. I jakie kilkudziesieciotysieczne kantony? Ile takich jest? 5? 8? A reszta? Bern, Zurych, Jura, Gryzonia, Tessin, Walis, Waad… Jaki ja jako mieszkaniec mam tam wplyw na to czego dziecko bedzie sie uczyc, jak i kto je bedzie uczyc? Przeniesienie dziecka do innej szkoly, to prawie jak ustanowienie ustawy w sejmie i senacie czy zaskarzanie wyrokow kolejnych instancji do sadu najwyzszego wlacznie. Nie wspominajac o kosztach takiej zabawy.

    Mieszkasz w najmniejszym (czy jednym z najmniejszych) kantonow i pleciesz obserwacje ze swojej wioski…

    A nawet niech bedzie kilkudziesieciotysieczny. I co? przy 30 tys mieszkancow, z czego 80% to wiesniacy z dziada pradziada wychowani w przeswiadczeniu, ze ich mieso musi byc 10 razy drozsze BO JEST SZWAJCARSKIE i BO TAK czyli dobre a reszta to trucizna i caly swiat chce ich napasc i nie majacych pojecia o swiecie przy tych fantastycznych wyborach bezposrednicch oni zdecyduja dobrze czego ma sie moje dziecko uczyc??? Proooosze cie…. Poziom nauczania tutaj w podstawowce jest zerowy. Dziecko w 4-5 klasie szkoly polskiej ma tutaj poziom szkoly sredniej (nielicealnej – licea jeszcze sie jakos przed zeszmaceniem poziomu bronia). Tu jak idziesz do nauczyciela i on Ci mowi, ze dziecko sie dobrze uczy, to jest sygnal. ze jest cos nie tak, bo wg. tutejszego nauczyciela-wiesniaka znaczy to, ze dziecko jest srednie i bedzie fantastycznym fryzjerem i bedzie wiedzialo ile wydac na piwo i na obejrzenie meczu, zeby przetrwac do nastepnego miesiaca. Tyle!! Czyli ksztaltuje sie roboli i jest zero zachety, zeby dzieci sie czegos wiecej dowiedzialy i swoj swiatopoglad poszerzyly. W podstawowce jest jeden nauczyciel i jak on kocha ptaszki, to bedzie 6 lat pieprzyl o tych ptaszkach i nauczy ile jest 2 razy 2 BO MUSI, ale NIC WIECEJ. Nauczyciele w podstawowce NIE MUSZA MIEC WYZSZEGO WYKSZTALCENIA!!!! W zeszlym roku byla lapanka na nauczycieli, bo nie bylo komu uczyc. Ludzie po wszelakich zawodach (motorniczy, smieciarz, kasjer, lekarz, awokat – KAZDY) szedl na polroczny kurs i byl NAUCZYCIELEM!!!!!!!!!!

    Wiec przestan w koncu sie podniecac tym bzdurnym systemem edukacyjnym. Ja mam tutaj taki sam wplyw na to czego sie dziecko uczy jak w kazdym innym kraju…

    1. Kompleksy polskie… 😉

      Przestan z tymi glupimi argumentami, ze wszyscy sie znaja.
      Kompleks polski #1 – znajomość oznacza tylko znajomość pani Franii z urzędu gminy bo inaczej nie załatwimy najprostszej sprawy. Tymczasem nawet jak średnio kanton ma te 190 tys. – wielkość powiedzmy Olsztyna – to bezpośrednia więź z rządzącymi i dostęp do nich jest rzeczą kluczową, IMO. Chociażby sam fakt że system podatkowy w zasadzie kończy się w urzędzie kantonalnym gdzie po pewnym czasie robienia biznesu zna się wszystkich. To także przez tę bliskość do wybranych przez siebie władz obywatel może łatwo pociągnąć za sznurek i np. narobić rabanu że droga jest nieodśnieżona a nie, jak w PL, siedząc w śniegu po uszy czekać wiosny pisząc petycje na Berdyczów. O takim „znaniu ludzi” mowa.

      Jaki ja jako mieszkaniec mam tam wplyw na to czego dziecko będzie się uczyc, jak i kto je bedzie uczyc?. Kompleks polski #2 – wszystko ma być narzucone z góry. Góra wie lepiej czego potrzebują dzieci niż rodzice, a nawet gdyby nie wiedziała to i tak nie można nic zrobić.

      z czego 80% to wiesniacy z dziada pradziada wychowani w przeswiadczeniu, ze ich mieso musi byc 10 razy drozsze BO JEST SZWAJCARSKIE i BO TAK czyli dobre a reszta to trucizna i caly swiat chce ich napasc. Kompleks polski #3 – wszystko obce musi być z definicji lepsze, troszczenie się o własne interesy jest naganne.


      Poziom nauczania tutaj w podstawowce jest zerowy. Dziecko w 4-5 klasie szkoly polskiej ma tutaj poziom szkoly sredniej
      . Kompleks polski #4 – z braku innych argumentów uderzaj w patriotyzm regularnie. W podstawówce chodzi przede wszystkim o kształtowanie młodego człowieka. Jak zresztą nauczanie nie miałoby być zerowe skoro nie ma czerwonego dobosza z centrali z odpowiednimi instrukcjami? Obserwacje te miałyby trochę więcej wiarygodności gdyby wypowiadał je Szwajcar usiłujący związać koniec z końcem w Polsce, a nie odwrotnie. Inaczej brzmią tak samo pusto jak narzekania na poziom szkolnictwa w USA który wielu w żaden sposób nie może zrymować z pierwszorzędnymi uniwersytetami.


      W podstawowce jest jeden nauczyciel i jak on kocha ptaszki, to bedzie 6 lat pieprzyl o tych ptaszkach i nauczy ile jest 2 razy 2 BO MUSI, ale NIC WIECEJ. Nauczyciele w podstawowce NIE MUSZA MIEC WYZSZEGO WYKSZTALCENIA!!!!
      . Kompleks polski #5 – Magia napuszonych tytułów i papierów. Główną kwalifikacją nauczyciela jest papier. Im większy docent doktor habilitowany tym z pewnością bardziej kwalifikowany jako nauczyciel.

      Ludzie po wszelakich zawodach (motorniczy, smieciarz, kasjer, lekarz, awokat – KAZDY) szedl na polroczny kurs i byl NAUCZYCIELEM! Kompleks polski #6 – Bez długotrwałego toru przeszkód zakończonego glejtem z 5-ma pieczątkami nic nie jest ważne. Nauczyciel jest powołaniem, uczy życia. Nie ma nic złego w tym że ludzie wielu zawodów przewijają się przez profesję nauczyciela. Mają często wiele wartościowych rzeczy do przekazania. Młodzi mogą się od nich wiele nauczyć. Spawacz maszerujący w deszczu po Alpach z kontyngentem swoich podopiecznych może być dużo bardziej wartościowym nauczycielem niż utytułowany idiota rozsiewający czerwoną zarazę narzuconą z centrali.

      W zeszlym roku byla lapanka na nauczycieli, bo nie bylo komu uczyc.. Polski kompleks #7 – random choice jest z definicji zły bo nieprzewidywalny. Lepiej potulnie zaakceptować klikę znajomych burmistrza lub głosowanie na „listy” na których kolejność sprytni ustawili dawno temu pod dywanem. Strach pomyśleć o niewątpliwym końcu Polski gdyby czasem 466 posłów zostało obsadzonych „z łąpanki”. I o tragedii jaką byłby niewątpliwie rząd pochodzący „z łapanki”, zastępujący obecny rząd Tuska..

      Jedyne zastrzeżenia jakie mamy w 2GR do łapanki to konotacje historyczne tego słowa – dlatego zamiast łapanek ulicznych preferujemy rzucanie rzutkami do przypadkowo otwartej książki telefonicznej… 😀

  2. Autor coraz bardziej idzie w stronę furiata Janusza Mikkego, a szkoda…

  3. Może więc warto zainwestować i zrezygnować z państwowego systemu edukacji na rzecz edukacji domowej? Coraz więcej osób chce się uniezależnić w ten sposób.

      1. W europejskim mateczniku obowiązkowej edukacji czyli w Niemczech zakazana całkowicie!

  4. Czytałem książkę „Edukacja domowa” M. Budajczaka. Facet kształcił dwójkę swoich dzieci w domu (na poziomie szkoły podstawowej na pewno – czy dalej? – już nie pamiętam). Przeszedł prawdziwą walkę o dzieci, łącznie z walką z policją, która pewnego dnia przyszła po nie. Polecam każdemu, głównie ze wzg na poruszanie aspektów prawnych tego rozwiązania.

    Ale co mi szczególnie utkwiło w głowie to to, że CELEM planowanej powszechnej edukacji (w Prusach XIX w) było wychowanie absolutnie posłusznego społeczeństwa i wykształcenie 1% elity, która nim będzie zarządzać. Okazało się jednak, że wiedza wyniesiona ze szkoły miała spory wpływ na bogacenie się tamtego społeczeństwa. Ale był to efekt uboczny.

    Dzisiaj – tak mi się wydaje – władza stara się promować „powszechną edukację państwową” jako coś dzięki czemu bedziemy w mądrzejsi i bogatsi. I to jest cel główny. A efektem ubocznym jest posłuszeństwo (co nie znaczy, że niechcianym efektem).

    1. @Łukasz
      Polska – wbrew pozorom – od niedawna ma jeden z najbardziej przyjaznych rozwiązań prawnych dt. nauczania własnego w Europie.
      Tylko świadomość prawna tak rodziców, jak i urzędników jest żenująco niska, a egzekwowanie prawa na poziomie…well, średnim krajowym.
      Szkoła publiczna pełni dwie zasadnicze funkcje:
      – zwalnia rodziców na część dnia do pracy
      – propaguje (tu brzydkie słowo) socjalizację dziecka w grupie rówieśniczej

      Wreszcie podstawowa kwestia: edukacja domowa dziecka wymaga poswięcenia czasu kosztem pracy zarobkowej – w taki czy inny sposób. W Polsce, gdzie rodzina 2+1 cieszy się, jeżeli ma to +1 i tych 2 ma jakieś zajęcie – ten model będzie bardzo długo słabo realizowalny.

      1. Ta funkcja socjalizacyjna jest mocno przereklamowana. Jeśli rzeczywiście szkoła byłaby tak skuteczna w tym temacie, to w dzisiejszych czasach nie powinno być już ludzi nieśmiałych, samolubnych, gburowatych, przestepców itp.
        Wszyscy powinniśmy żyć w szczęśliwej gromadzie skutecznie zsocjalizowanych.

  5. hm, zwróciłbym na jedną sprawę uwagę, czy panujący powszechnie w „zachodnich demokracjach” system, możemy nazywać demokracją?
    to raczej „demokracja” czyli zaprzeczenie samej siebie lub jej jeszcze „wyższe” stadium zwoju/rozwoju (zależnie od przyjętych założeń)
    tu lekcja obieralnych systemów politycznych w supertelegraficznym skrócie

    kiedyś była sobie w starożytnej Grecji oligarchia, aby system znormalniał Solon wprowadził
    demokrację, nastał Perykles i przekształcił ją w ochlokrację (tak toto nazwali klasycy)
    wg. mego pojmowania rzeczy mamy do czynienia z ochlokracją sterowaną oligarchicznie
    wszystko wraca, ale jako swa poprzednia karykatura, gdyż ludzie mają
    być ignorantami i nic nie wiedzieć oraz nic nie rozumieć

    bo tak wygląda wyższe stadium „demokracji”, polegające na tym, że
    premiera Włoch, wybierają nie włosi ale europejskie elyty, które mają
    „demokrację” tam gdzie mają zwykłych ludzi, o których przypominają
    sobie przed wyborami, aby ich zmanipulować w celu ponownej elekcji
    całkiem przypadkowo wybrani nie przez wyborców, a elyty premierzy maja na sumieniu grzeszki z czasu pracy dla Goldman Sach, gdzie całkiem „przypadkowa” koincydencja zdecydowała, iż uczestniczyli w interesujących sztuczkach księgowych z rządem greckim w roli głównej, jak widać sprawdzili się na tym odcinku wystarczająco..
    dzisiaj nawet słychać głosy chwalące pod niebiosa (Juncker, Rompuy) „ultrademokratycznego” Montiego
    Is fecit, cui prodest
    a maluczcy mogą (gdy im się zezwoli) nawet klaskać w zachwycie…
    a Szwacjaria? cóż, jak widać, tam ludzie słabo dają się nabierać na zabiegi jakie wykoncypował Gramsci, ubrali w otoczkę intelektualną przedstawiciele szkoły frankfurckiej, a zdefiniowali brytyjscy socjaliści powojenni jako socjalizm demokratyczny
    a do tego tuż tuż, 95% planu wykonane…

  6. @cynik9
    Dało się zauważyć, że nie są to najpopularniejsze tematy u cynika9, ale skoro było tyle o Libii z której zginęło ok 5000 przenośnych rakiet ziemia powietrze, warto by napisać co-nieco o Syrii, gdzie kaliber problemu jest…. dużo większy.

  7. Edukacja… Nigdy o tym tak nie myślałem. To pewnie przez polski system edukacji. Dobry wpis. Dał mi dużo do myślenia.

  8. Cyniku, zgadzam się jak najbardziej, że istnieje link pomiędzy sukcesem Helwetów a demokracją bezpośrednią. Zależność ta została zresztą w wielu pracach naukowych potwierdzona (jeśli potrzebne źródła, to mogę wkleić. nie ma problema)

    Co do hypotetycznego głosowania w innych krajach na temat dodaktowych płatnych wakacji, to również zgadzam się – w tej chwili chyba tylko Szwajcarzy (i ew. mieszkańcy Liechtensteinu) zagłosowaliby w taki a nie inny sposób. Odpowiedź jest prosta. W tyc dwóch krajach pilnuje się, aby została zachowana zasada spójności instytucjonalnej. Na polskie: „każdy głupi” zna zależność między płaceniem i korzystaniem, bo to on płaci, on decyduje i to on korzysta. Dodatkowe 2 tygodnie wakacji nie są za darmo i Szwajcarzy zdają sobie z tego sprawę. Być może nawet już sobie kiedyś zbytnio obniżyli podatki w swojej wiosce, zadłużając ją za bardzo i potem musieli spłacać odsetki z zaciągniętych długów, bo obniżki były zbyt optymistyczne. A może wręcz przeciwnie w napływie optymizmu zbudowali sobie jakiś basen, a może dwa i trzeba było podnieść podatki, aby to wszystko utrzymać. Z resztą nie musiały to być aż tak duże inwestycje. Tak czy siak decyzje o lokalnych inwestycjach podejmuja „lokalni” i to oni tez na te inwestycje się „zrzucają” w postaci lokalnych podatków. Stąd zależność między „socjałem” a jego kosztami jest bardzo szybko odczuwalna na własnej kieszeni.

    Więcej na ten temat: https://www.demokracjabezposrednia.pl/node/659

  9. „Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” Zamoyski.
    Obserwując manewry naszego MEN trudno nie odnieść wrażenia, że powyższe zdanie znane jest każdemu z wyjątkiem pracowników wspomnianego „zakładu”.

  10. No właśnie – jak to było z przyjęciem Euro przez Szwajcarów?

  11. Ciekawe, z punktu widzenia historycznego, jak uformowała się w tym małym kraju taka forma ustrojowo – prawna, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej położenie (sąsiadów) i historie. Szwajcaria jawi się niemal jak wyspa na oceanie (głupoty).

    Z drugiej strony podzielam punkt widzenia Hamala i obawiam się, że czas może sprzyjać mentalności socjalistycznej. Mam jednak nadzieję, że będzie inaczej…

    1. @Stunna

      Policz ile form ustrojowo prawnych oraz ich implementacji przewinęło się przez Niemcy, Włochy i Polskę przez ostatnie tylko 2 stulecia.

  12. No i ja jak zwykle jako antydemokrata dorzucam trzy grosze. Owszem demokracja bezpośrednia bije na głowe pośrednią z punktu widzenia obywateli, ale to nadal jest demokracja i końcu się wypaczy prędzej czy później. Nie ma się z czego cieszyć, na razie jak rozumiem 20% jest za socjalizmem, za 5 lat będzie 30%, za 10 lat – 40% i w końcu i to wprowadzą tak jak zepsuli swoja walutę – też w referendum. Demokracja bezpośrednia ma się znacznie lepiej od pośredniej ale też w końcu musi upaść. Bo liczy się też kto układa pytania do referendum.

    1. Jak rozumiem monarchie sie nie wypaczaja?Hmmm-w takim razie skad te krwawe rewolucje srednio co 100 lat,skad wojny dynastyczne o urazona dume kuzynki trzeciego stopnia rodziny krolewskiej no i skad historia ludzkosci pelna krolow rzeznikow,praw pierwszej nocy,krolow gnusnych oraz innych arystokratycznych debili co to kaza glodnym „jesc ciastka skoro ich na chleb nie stac”?Jak sie raz na 3 stulecia jakis dobry krol znajdzie to go jeszcze przez tysiac lat wychwalaja-vide Polska gdzie jeszcze dzisiaj wspomina sie Kazimierza Wielkiego-po 700 latach!!!-znaczy sie cos nie za wielu tych dobrych krolow bylo przez ostatnie tysiac lat za to przecietniakow,rozpustnikow i pijakow na peczki.

      Dalem linki na temat tzw.demokracji plynnej(rodzaj demokracji bezposredniej)u Adama to dam i tutaj

      https://tiny.pl/hpgwx
      https://tiny.pl/hpgwm

        1. Chyba nie wchodzi przez polskie znaki w adresie. W Firefox po wyświetleniu strony (z błędem) trzeba klepnąć 'enter’ w pasku adresu, bo jest prawidłowy.

      1. jest jeszcze republika, ale ona też się potem przekształca w demokrację, najlepsza byłaby chyba republika bezpośrednia. Nie może być tak żeby każdy miał prawo głosu, ja bym dał prawo głosu tylko dla posiadaczy nieruchomości nieobciążonej hipoteką, a reszta jak w demokratycznej Szwajcarii (tylko trzeba by jakoś zabezpieczyć przed podzieleniem jednej kawalerki na 100 000 opłaconych meneli aby ktoś nie zyskał tak głosów)
        Nie wiem, byc może musi byc tak ze historia zatacza koło od monarchia – arystokracja – republika – demokracja – dyktatura i z powrotem.

    2. A jednak jest gorzej niż myślałem, 66,5 % odrzuciło projekt w referendum. To oznacza że 32,5% Szwajcarów ciągnie w kierunku socjalizmu, kto ich wychowywał ? kto nauczał ? jeszcze ze 20 lat i socjaliści zaczną przeważać. I tutaj monarchia absolutna ma przewagę, bo miałaby całkowicie w nosie takie żądania tłumu.

    3. @hamal
      Widzisz – szczęście czy sukces są co najwyżej PRAWEM ale w żadnym wypadku OBOWIĄZKIEM.
      Wolność, to przede wszystkim wolność do nauki, a ta najlepiej wchodzi przez błędy. Które popełniać, i ponosić ich konsekwencje, powinno się mieć prawo.

      Piszesz o przewadze monarchii absolutnej – nie widząc lasu spoza drzew. Zakładasz bowiem, że monarcha działa w interesie ludu, że dobrze definiuje ten interes, i umiejętnie do niego dąży 😀

      Lesferyczny kapitalizm czy demokracja szwajcarska nie są – bo nie mogą być – bardziej efektywne niż autorytarne, planistyczne formy organizacji w jakiejś, właściwej sobie dziedzinie. Ich główną zaletą i siłą jest zdolność do samoregulacji, samonaprawy. System autorytarny kończy się zazwyczaj z pierwszym, a przecież w końcu nieuniknionym, błędem autorytetu.
      System rozproszony keeps calm and carries on

  13. a jak braknie czasu na dyskusje z synem, to mozesz posadzic go przed Cartoon Network – ANGIELSKIM – bedzie przyjemne z pozytecznym.. 🙂

    1. @ja

      haha, co za różnica w jakim języku przekazywane są głupoty ? czy w polskim czy w angielskim może byc nawet i w czukczu głupota pozostanie głupotą, a z Cartoon Network głupota bije po oczach.

    2. Cartoon Network to jatka, od której mózg się lasuje nawet dorosłym.

      Wyłączyć telewizję całkiem.

      Jednym z największym skarbów jakie można przekazać swoim dzieciom, jest przyzwyczajenie do nieoglądania telewizji.

      1. @jako

        Wierz lub nie, Cartoon Network kiedyś nie był najgorszy.
        Co prawda niektórzy CN pamiętają pewnie z czasów, gdy MTV było telewizją muzyczną…. 😀

        Moim zdaniem – izolacja nie jest odpowiedzią; nauka odpowiedzialnego korzystania, kształtowanie dobrych nawyków no i ograniczenie czasowe, jak najbardziej.

        1. > Cartoon Network kiedyś nie był najgorszy.

          To było ponad dekadę temu…

          > izolacja nie jest odpowiedzią

          Czy puszczasz 3latkowi pornosy, czy jednak izolujesz go od pewnych rzeczy?

          Na różnych etapach rozwoju dziecka różne treści są potrzebne/szkodliwe. Ostatnimi czasy mamy taki natłok 'syfu’ wokół (z pozoru nieszkodliwego i zawiniętego w atrakcyjne opakowania), że rodzice muszą mieć oczy dookoła głowy. Jedna durna bajka oglądnięta w złym momencie może wymagać tygodni ciężkiej pracy dydaktyczno-rodzicielskiej, aby odkręcić poczynione w umyśle dziecka szkody.

    3. Telewizja szkodzi dzieciom, a już sadzanie przed Cartoon Network to zbrodnia.

  14. Popierajmy sprawiedliwość społeczną na PolskaLudowaXXXXXXXXXXXXXXXXX

    MODERACJA: proszę bez reklam

  15. Witam Szanownego Cynika i wszystkich czytelników tego bloga
    Piszę tutaj pierwszy raz, mimo iż jestem stałym czytelnikiem od ponad 4 lat. Czekałem właśnie na taki wpis, traktujący o edukacji, młodych pokoleniach i wychowaniu z prostego powodu – mam obecnie 2,5 letniego syna. Wszyscy pomstujemy na poziom i jakość edukacji w Polsce oraz na państwo które ingeruje we wszystkie aspekty życia. Ale jak mogę wychować dziecko dzisiaj bez udziału państwa? (nie chcę żeby to zabrzmiało tak, jakbym miał kompletnie wyprany mózg przez socjalizm i w ogóle sobie nie wyobrażał wychowania bez państwa) Nie stać mnie na prywatną szkołę, zresztą programy w takiej szkole i tak muszą być zgodne z wytycznymi ministerstwa edukacji. Jest jeszcze możliwość nie posyłania dziecka do szkoły tylko kształcenia w domu przez rodziców, ale ta opcja też odpada ze względów finansowych.
    Czy zostaje tylko państwowa szkoła i odtruwanie w domu przez rodziców? Jeśli tak, to kiedy zacząć i od czego? Co mogę zrobić gdy syn ma 4, 5, 6 lat? Co zrobić gdy ma trochę więcej? W jakim kierunku sam powinienem się rozwijać, co czytać, by przekazać mu odpowiednią wiedzę?
    pozdrawiam

    1. Najkrócej ? Pieniądze służą outsourcingowi tej czynności nauczania. Niezależny program i prywatne jego wykonanie mogą efekt polepszyć (albo nie). Najtaniej i najpewniej jest przeznaczyć cały możliwy czas na dyskusje z dziećmi. O wszystkim co widzą – o gwiazdach, policjantach, zadrapaniach, biegunkach, lampach, komputerach, pogrzebach, wyborach do sejmu…

      W efekcie, mój syn w wieku lat 5 miał lepszą intuicję medyczną ode mnie w wieku lat 12 – wiedział o przeciwciałach i szczepionkach dość, żeby nie narażać się na niepotrzebne szkody. Tylko u niego to się nazywa „policjanci”, „budowniczy”, „ciężarówki z tlenem” itp. Podobnie bajki o elektronach Ficku i Wacku, które Wiatr z Elektrowni przegania przez druty w zawrotnym tempie zdolnym rozgrzać drucik w żarówce mają (mam nadzieję – odpukać) wystarczającą moc, żeby zniechęcić do dotykania gołych drutów, gdziekolwiek by nie były.

      Tylko że właśnie czas jest tym zasobem, którego mamy najmniej i najtrudniej nim rozsądnie gospodarować 🙂

    2. 1. Bądź ze swoją rodziną jak najwięcej.
      2. Jeśli syn jest jedynakiem – najlepszym dla niego prezentem będzie rodzeństwo.
      3. Zaprzestańcie oglądania telewizji – mądre bajki znajdziesz w internecie.
      4. Mężczyźni przeważnie pozostają w części 'dużymi dziećmi’ – wykorzystaj to – baw się z dzieckiem w to, co Ciebie również bawi.

      Zanim dziecko pójdzie do szkoły podstawowej powinno widzieć w swoich rodzicach prawdziwych mentorów. Powinno bardziej ufać temu co powie rodzic, niż temu co powie nauczyciel czy szkolny kolega.

      Zanim dziecko pójdzie do szkoły powinieneś w nim wyrobić 'ciekawość świata’. Wtedy nauka będzie dla niego świetną przygodą, a nie męczarnią.

      Łatwo napisać, trudniej zrobić 🙂

    3. Mam 3,5 letniego syna.
      Czytam mu na głos różne bajki i po kilku przykrych wpadkach pierwsze czytam je sam a dopiero potem jemu. Zemsta, kradzież i dziwnie pojmowany spryt (po prostu cwaniactwo i oszustwo) to standard w tzw. „najbardziej znanych bajkach”. O całkowitym braku związków przyczynowo-skutkowych w większości z nich nawet nie wspominam.

    4. Ważny problem i ciekawe odpowiedzi. Co do wyboru szkoły ja zwrócę uwagę na chyba najważniejszy czynnik: czynnik ludzki. Szkoła jest tak dobra, jak dobrzy (jako wychowawcy!) są zatrudnieni w niej nauczyciele. A tu prosty wniosek: socjalistyczne mechanizmy zatrudnienia dobierają socjalistycznie ukształtowaną kadrę o socjalistycznej mentalności.

      W prywatnej szkole nauczyciel odpowiada przed szefem za jakość swojej pracy, w dodatku, mniej lub bardziej świadomie buduje autorytet swojego szefa. To kultura odpowiedzialności za siebie i swoje działania. Dokładnie odwrotnie, gdy nauczycieli zatrudnia gmina wg mętnych zasad doboru: sami nauczyciele stają się rozsadnikiem etatyzmu.

  16. tzw. „demokracja przedstawicielska” praktykowana gdzie indziej jest jedynie przekrętem umożliwiającym rozmaitym sprytnym politycznym operatorom, oliwionym przez odpowiednie grupy nacisku, uzurpowanie sobie „woli ludu” i narzucanie woli swoich mocodawców temuż ludowi.

    Nic dodać, nic ująć. Demokracja przedstawicielska, podobnie jak i demokracja socjalistyczna ma tyle wspólnego, z demokracją, co krzesło elektryczne ze zwykłym krzesłem.-) Dlatego też wcześniej czy później dzisiejszych demokratów przyjdzie man powiesić, demokratycznie oczywiście.-)

    1. @HansKlos

      Jeszcze nie słyszałem o demokracji która by obaliła się sama, podobnie jak o tłumie demonstrującym pod hasłem „żądamy skutecznych, choćby bolesnych, reform”.

  17. Aha,zapomnialem dodac ze dodatkowy tydzien urlopu wg pogladow ludzi spowodowalby obnizke pensji rocznej o 1/52 a tego w kraju milosnikow spaltowania rappenow nikt nie lubi.
    Np dostalem wezwanie z banku(Postfinance)ze jesli zrezygnuje z comiesiecznych wysylanych sald na rzecz kwartalnych moge zaoszczedzic 9,25 Frank rocznie…a to po 25 latach da mi np mozliwosc tygodniowego pobytu w uzdrowisku.

  18. Kantony Obwalden,Nidwalden Uri i Schwyz maja do 1% ludnosci naplywowej dlatego ich wynik jest wynikiem starej Szwajcarii ale ta w kantonach Tessin,Zurich wydaje sie umierac..Pieniadze na pensje w trakcie urlopu,a takze na trzynastke oraz dni swiateczne wypadajace w dni pracy sklada sie samemu miesiecznie w okreslonej procentowo na dany rok skladce.Nie ma pensji brutto /netto bo cala pensja przyjdzie do nas w postaci zaplaty za urlop czy trzynastke i na kazdym lohnabrechnung to jest wypisane.Tutaj podatku dochodowego nie ma potracanego miesiecznie a jest placony raz w roku od 5% do 15% w zaleznosci od kantonu i stanu cywilnego oraz liczby dzieci.Z reguly trzynastka wystarcza na wczasy i podatek.Z wyplaty potracane sa takze dwie skladki emerytalne na dwa filary.Procent potracenia rosnie z wiekiem i w wieku 40 lat wynosi 7.5%.Pierwszy filar to dozywotnia emerytura od panstwa w wysokosci ok 40% pensji,drugi filar to konto emerytalne do ktorego dostaje sie klucz po osiagnieciu wieku emerytalnego lub deklaracji wyjazdu na stale.Jest tez trzeci filar w ktorym comiesieczna wplata do 250 chf jest zwolniona z podatku dochodowego rocznego ale klucz uzyskuje sie tak samo jak w wypadku filaru drugiego.
    Ten dodatkowy tydzien urlopu bylby wiec sfinansowany po stronie wynagrodzenia przez samego pracownika(mialby wieksze miesieczne potracenia na urlop).Po stronie dodatkowej absencji w pracy przez pracodawce.Tlumaczone to bylo zmniejszeniem redukcji zatrudnienia ktore tu nastepuje.
    O edukacji
    Przecietny Szwajcar nie wie co to Atakama czy Gobi ale wie skad plynie i dokad strumyk w jego parku,ale o tym pisal Zeromski 100 lat temu.Ksztalci sie tu bardzo wasko ale tego co potrzebuje gospodarka.Czteroletnia zawodowka w zawodzie velomechaniker(naprawiacz rowerow) nie jest wiec niczym dziwnym.Kazda zawodowka ma 4 dni praktyki i jeden dzien szkoly tylko po to aby sprawdzac zapiski dokonane na praktyce.Szwajcar po zawodowce nie potrafi jednak przeczytac wiersza ale rower naprawi znakomicie.
    Moj syn w polskim liceum przerabia calki a ja sobie mysle czy choc raz w zyciu ich uzylem podobnie jak kata wpisanego,tangensa czy wzoru na delte.

    1. @kunta kinte
      Widzisz, doświadczenie to taki coś, co pojawia się w chwilę po tym, gdy było potrzebne.
      To że akurat nie skorzystałeś – bywa. Ale wtedy łatwiej się nauczyć całek, niż w wieku lat 40+ podobnie jak języka. Zresztą, świadczy to o tym, że syn chodzi do dobrego LO albo ma dobrego nauczyciela.
      Po prostu znajomość pewnych rzeczy daje większe możliwości, nie chodzi tu nawet o liczenie całek, ale o ich rozumienie, o pewną intuicję.
      Liczenie całek jest daleko lepsze niż to co państwo – kosztem całek, pochodnych, statystyki itp – wciska w szkołach.

      A human being should be able to change a diaper, plan an invasion, butcher a hog, conn a ship, design a building, write a sonnet, balance accounts, build a wall, set a bone, comfort the dying, take orders, give orders, cooperate, act alone, solve equations, analyze a new problem, pitch manure, program a computer, cook a tasty meal, fight efficiently, die gallantly. Specialization is for insects.
      – R. Heinlein

      1. Moj nauczyciel matematyki mowil wprost, ze matma w szkole czy na studiach jest najprostszym sposobem by odsiac debili.

  19. Jeśli ludzie mają realny wpływ na rządzenie to w swoich wyborach zachowują się racjonalnie (nie biorą dwóch tygodni wolnego). Jeśli nie mają realnego wpływu na rządzenie to tez zachowują się racjonalnie grabiąc obcego twora zwanego demokracją (biorą dwa tygodnie wolnego). Człowiek okazuje się istotą postępującą racjonalnie (do okoliczności). Pocieszający wniosek 🙂

Comments are closed.