Od dawna uważamy że socjał nigdzie nie jest specjalnie zdrowy i że wierzyć w niego mogą głównie inwalidzi umysłowi. Grecja dostarcza ostatnio przykładu że socjał ze zdrowego narodu czyni także naród inwalidów fizycznych. Okazuje się że życie w tym pięknym kraju, być może łatwe dla turystów, dla 11 milionów jego mieszkańców jest prawdziwą katorgą obfitującą w najrozmaitsze wypadki. W wyniku tych wypadków prawie ćwierć miliona Greków zapadło na zdrowiu tak że nie będąc dalej zdolnymi do pracy pobierali rentę inwalidzką. Oczywiście to kiedy Grecy w ogóle byli zdolni do pracy jest tematem na osobny komentarz… 😉
Przy jaskrawym słońcu przez pół roku, odbijającym się od lazuru morza, szczególnie narażonym na negatywne wpływy jest wzrok. Pewnie dlatego na wyspie Zakintos na przykład w archipelagu Wysp Jońskich prasa donosi (HT – PJO) o istnej epidemii ślepoty. Na 38 tys. mieszkańców stwierdzono tam aż 700 pobierających rentę inwalidzką ślepców, koncentracja 10x większa niż normalnie.
Na szczęście tak jak socjał jest niezdrowy tak wyplenianie go jest nie tylko zdrowe. W wielu wypadkach jest wprost zbawienne. I tak na wieść o weryfikacji stanu zdrowotnego pobierających świadczenia okazało się że z 700 ślepców z Zakintos na sprawdzian stawiło się jedynie 100, z czego tylko 60 okazało się naprawdę niewidomymi. Socjaliści będą niewątpliwie dowodzili że 600 ślepców ciągle po omacku usiłuje znaleźć swoją drogę do punktu kontroli wzroku. My bardziej jakoś wierzymy w wyjaśnienie nadprzyrodzone – że na wieść o badaniach wzroku rzekomi inwalidzi cudownie odzyskali wzrok.
Nie mniej cudowne ozdrowienia na masową skalę powodowane przymykaniem socjału notowane są także w innych przypadkach chorobowych, niezależnie od ich natury. W sumie gospodarka w Grecji być może flaczeje ale za to naród grecki ogarnia fala nienotowanej tężyzny fizycznej. Z 240 tys. niezdolnych do pracy inwalidów greckich po zakrojonej na szeroką skalę weryfikacji aż 190 tys. cudownie ozdrowiało z rozmaitych przypadłości. Mało brakuje a kraj oprócz turystów stanie się celem pielgrzymek chorych i ułomnych…
Postęp notowany jest także na granicy zaświatów gdzie Grecy za sprawą Hadesa mają szczególnie dobre dojścia. Wprawdzie obcinanie socjału nie skutkuje jeszcze w Grecji cudownymi zmartwychwstaniami pobierającymi świadczenia nieboszczyków ale jest to tylko kwestią czasu. Zwłaszcza że realizując wytyczne z Berlina rząd grecki postanowił zawiesić wypłatę świadczeń osobom dawno zmarłym oraz fikcyjnym, chyba że się stawią do weryfikacji.
https://wiadomosci.onet.pl/swiat/austria-obcial-sobie-stope-zeby-nie-pracowac,1,5071352,wiadomosc.html co socjalizm z ludzi robi…
miło się poczytało, ale jutro rzeczywistość wzywa dodostarczenia poświadczenia zaświadczenia…. nie lubię poniedziałków!
Szanowny Panie -zwracam się do Pana o pomoc w sprawie totalnego łamania przez Rządy RP praw osób ubezpieczonych. Wnoszę o zaskarżenie ustawy o ubezpieczeniach społecznych w całości gdyż jako obywatel :
-Mam dość państwa w którym jestem zmuszany do ubezpieczania samego siebie w instytucji państwowej na wypadek emerytury, wypadku lub choroby!
Mam dość państwa, w którym władza decyduje za mnie w jakim wieku mam iść na emeryturę!
Mam dość państwa, w którym wielkość mojej emerytury ustala władza państwowa!
Mam dość państwa, w którym władza łamie wymuszoną na Tobie umowę i nie leczy mnie pod koniec roku kalendarzowego!
Mam dość państwa, w którym to nie Ja decyduję o swoim losie i nie czerpię korzyści ze swojej pracy, bo władza państwowa efekty mojej pracy rozdysponowuje zgodnie ze swoim widzimisię!
Mam dość Państwa które w przypadku mojej śmierci okrada moją rodzinę z niewykorzystanego mojego kapitału emerytalnego narażając Ich na biedę i brak tak ciężko zbieranych środków na które długie lata pracowałem!
Mam dość Państwa które nakazuje mi gdzie mam lokować srodki emerytalne gdy każdy bank daje lepszą gwarancje tych lokat.
Mam dość Państwa które okrada obywatela z prawa do jego uzbieranych środków finansowych zgromadzonych w ZUSie w przypadku gdy nie przepracował On min. ustawowego okresu ubezpieczeniowego.
Ma dość Państwa w którym środki te wykorzystuje się do budowy stadionów i opłacania wysokich płac Prezesów -Pomagierów POlityków.
Przeczytałem komentarze i jeszcze dodam słówko na temat tej papierologii. Faktycznie mamy okres, w którym liczy się przede wszystkim papier, który świadczy o….? No właśnie o czym. Mój przykład będzie dobry.
Studiowałem f. ang na prywatnej uczelni. Przez pierwsze 3 lata to był licencjat – skończyłem z dyplomem, a później..2 lata studiowania na magisterce, absolutorium i…opadła mi całkiem motywacja do pisania pracy. Postanowiłem, że jej pisać nie będę mimo narzekania wszystkich wokół, że „dobrze by było, żebym to skończył” , „szkoda dwóch lat pracy” itd. itp. Życie szybko zweryfikowało moje umiejętności. Na studia poszedłem z pasją i czerpałem garściami biorąc udział w zajęciach. Pod koniec nauki doszedłem do wniosku, że samo napisanie pracy mgrskiej nie podniesie bardzo znacząco moich umiejętności językowych. Rynek pracy szybko zweryfikował moje umiejętności..i pracuję obsługując klientów anglojęzycznych 🙂
Wszyscy mają teraz ciąg na papiery…co w ostateczności doprowadza do „inflacji wykształcenia”. Totalny bezsens. Aha…dodam, że mimo braku mgrki poszedłem później na podyplomówkę z Psychologii w SWPS w Wawie – taka moja mała pasja ta psychologia. Ponadto bardzo dużo czytam, słucham i staram się rozwijać. I to moim zdaniem jest o wiele ważniejsze niż jakikolwiek papier. Ile to magistrów kończy czytanie (w ogóle) na studiach ?
Pozdrawiam
Witaj Cyniku 🙂
Uśmiałem się jak nigdy 😀 Doskonały tekst :).
Pozdrawiam serdecznie 🙂
M. G.
@cynik – na szczęście zaświadczenie o niekaralności sąd wydaje od ręki. Należy wpłacić tylko 50 pln…
Dziś w Urz. Skarbowym zaśw. o niezaleganiu z podatkami – 21 pln….
I tak karmi się nami biurokracja, która nam służy (w teorii)
A przykład francuski jak najbardziej trafny. Można takich debilizmów mnożyć – oryginalna kopia „za zgodność z oryginałem” to chleb powszedni. 🙂
Podobnym zabobonem funkcjonującym nadal wśród durnowatych księgowych jest wymaganie, aby na fakturze była PIECZĄTKA sprzedawcy. Może nie wszyscy wiedzą, ale takiego wymogu w Polsce nie było NIGDY. Ba, nawet przepisy nie wymagają od firmy posiadania choćby jednej pieczątki „firmowej”.
Apropos Francji i podatków to tam wystarczy podpisać i odesłać przysłany wcześniej i rozliczony formularz przez tamtejszy us. A powracając do meritum sprawy to nikt nie wspomniał o drugiej skrajności. A mianowicie jak ktoś jest naprawdę chory a państwo stwierdza, że nic mu nie jest a tak naprawdę wymaga operacji powiedzmy za 200tys. Tak już w Polsce się powoli dzieje, ktoś płaci 40 lat składki a potem się okazuje, że sfinansował operację sąsiada a jego choroby nfz nie refunduje.
To ja moge dac przyklad z zycia wziety. Przetarg, prowadzilem wspolnie z Francuzami, ktorzy w ostatnich kilku latach zrealizowali kilkaset takich dostaw. Wymagane sa oryginaly dokumentow, niestety, niektore we Francji uzyskuje sie tylko raz, trudno uzyskac kopie. Wiec kopia z podpisem i notka „zaswiadczam za zgodnosc z oryginalem”. Dostalem maila ze skanami. Nastepnie poprosilem o wyslanie tego kurierem, bo deadline za plotem. Gosc przez dobra chwile nie mogl zrozumiec o co mi chodzi, przeciez dostalem mailem. Gdy powiedzialem, ze wymagany jest oryginal (czyli oryginalny podpis), nie mogl uwierzyc, bo przeciez to i tak jest kopia, ale z podpisem… Przypominam, ze Francja to jeden z bardziej zbiurokratyzowanych krajow w Europie (Zachodniej, bo my wciaz w strefie prawoslawnej, uzywajac terminologii Huntingtona, czyli Azji). Dalej – lista pracownikow budowlanych z numerami uprawnien, przynaleznoscia do izby, numerami uprawnien etc. Wszystko to od gosci, ktorzy zbudowali wiecej elektrowni niz jest w Polsce. We Francji po prostu okncza jakas szkole techniczna, pracuja, zdobywaja doswiadczenie i wszystko gra. U nas kretyn z papierem jest wazniejszy. Paranoja!!!
Yeah, dobry przykład…
Parę dni temu w imieniu znajomego odwiedziłem ambasadę turecką w Warszawie koło Otwocka. Znajomy jest wdowcem i chce wyjechać z córką na wczasy do Turcji, a do tego potrzebuje aktu zgonu żony (nie wiem po jakiego grzyba swoją drogą). Oczywiście przetłumaczonego. Okazuje się, że tłumaczenie dokonane przez tłumacza przysięgłego to za mało. Jak wyjaśnia w mailu ambasada, „pieczęcie tłumacza przysięgłego muszą być potwierdzone przez pieczęć pracownika ambasady”. Tak więc stawiłem się tam w czwartek tydzień temu, złożyłem kwity i wniosłem opłątę 30 zł. Dokumenty miały być do odbioru „dziś po południu”. Ambasada pracuje (określenie nieco na wyrost) w godzinach 9-12 i 14-16. Profilaktycznie odczekałem tydzień i pojawiłem się ponownie dwa dni temu, w środę. Po odbiorze dokumentów okazało się, że obrobiono je w… poniedziałek. Co najśmieszniejsze, do tłumaczenia dołączono pokwitowanie wniesienia opłat konsularnych, na którym jako wpłacająego podano dane z aktu zgodnu, czyli personalia czcigodnej Nieboszczki.
Apropos socjału i papierokracji sytuacja z życia.
Biorę udział w przetargach i niestety często zamawiający wymagają zamiast oświadczeń wykonawcy – zaświadczeń z urzędów o niezaleganiu z podatkami, składkami, itp…
Dziś musiałem poświęcić 2 dupogodziny w zus na wydanie zaświadczenia. Myślałem że trafi mnie …wica. Pani wpierw daję wypełniony wniosek, pani czyta, sprawdza, uzupełniam, pani szuka informacji w systemie, drukuje, nanosi odręcznie na druk jakiś numer, pieczętuje, zatwierdza w systemie, wpisuje decyzję do zeszytu, drukuje zaświadczenie, potwierdzam podpisem, odbieram papier. Procedura trwa 15 minut.
zaświadczeń z urzędów o niezaleganiu z podatkami,
To wygląda na typowo polski brain damage. Nigdzie na zachodzie się z niczym takim nie spotkałem… Primo, jak zalegający z podatkami kontraktant wykona pracę najlepiej to niech sobie zalega, co to komu szkodzi? Po drugie, sprawdzanie czy nie zalega nie powinno być jego biznesem.
To samo jest zresztą z innym typowo polskim nonsensem – zaświadczeniem o niekaralności. WTF! To przecież interesem szkoły jest sprawdzenie czy nie zatrudnia jakiegoś pedofila, a biznesem zarządu jest zaangażowanie najlepiej kwalifikowanego gościa, który z paragrafów nierelewantnych dla kompanii może być karany ile chce. Np. za zaleganie z podatkami., ha, ha, ha.. 😉
No ba, to zaświadczenie o niekaralności trzeba se samemu wypisać, kupić znaczek za 50 (pięćdziesiąt) złotych, nakleić, a następnie panienka z okienka naciska 12 klawiszy (PESEL + Enter) i na zaświadzeniu przybija pieczątkę, że pacjent nie figuruje w RS. 15 sekund pracy i 50 zł przychodu dla ministra Gowina. Biznes życia!
No ba !
Jak topisał ktoś u Gwiazdowskiego – III RP = 3 x P = papierecek , piecątecek , podatecek
Pieniądz oślepia ??
Niedomiennie fascynuje mnie szczególny aspekt wiary w papier, u tych, którzy deklarują że są na „anty” 😉 – jakoby brak papieru z definicji certyfikował umiejętności i jakoby a’priori człowiek wybierający drogę życiową wiedział co mu na niej będzie potrzebne, a co nie. Nie ma niepotrzebnej wiedzy – jest tylko taka, której udało się nie użyć.
@Antey
Nie w tym jest problem. Problem jest w tym, ze „papiery” wystawiane sa na ogol przez „pseudo-autorytety”. Spoleczenstwu trudno sie obejsc bez autorytetu. Potrzebuje od niego informacji, np. w formie certyfikatow. Pseudo-autorytet: np. panstwowa uczelnia techniczna wystawi Ci papier z niby informacje, ze absolwent jest dobrym inzynierem. Ale tak na prawde ten papier mowi tylko tyle, ze jego wlasciciel umie zdawac egzaminy, co nie jest jednoznaczne z byciem dobrym inzynierem.
Bycie „anty” w kwestii „papierow” to bycie przeciwko falszowaniu, mataniu i pozorowaniu prawdy.
Certyfikaty jakosci dla firm, dowody ukonczenia kursow wywieszane na scianach przez lekarzy, tytuly naukowe przed nazwiskiem sa tylko surrogatem informacji, ktory w spoleczenstwie wolnych ludzi, bylby na ogol calkowicie zbedny. Informacja mialaby calkowicie inna forme: np forme ceny za produkt firmy czy za usluge lekarska.
hmmm
sposób na tzw sprawdzenie czy inżynier jest dobrym inżynierem – w budownictwie mostowym do dzisiaj jest niepisana zasada (nie dają papierów na to :), że projektant mostu wraz z kierownikiem wykonawcy stoją podczas testów obciążeniowych pod mostem właśnie, niejako poświadczając że dobrze zaprojektowali/wykonali… W naturalny sposób w przeszłości Ci którzy nie umieli być dobrymi inżynierami znikali z powierzchni ziemi 🙂 Może powinniśmy coś takiego mieć i w innych zawodach?
Może powinniśmy coś takiego mieć i w innych zawodach?
Ktoś wyszedł wcześniej z zagadnieniem czy do przyrządzania sushi potrzebny ma być glejt… Otóż o sushi nie wiem ale w Japonii z fugu sashimi jest tradycja podobna do tego mostu. Otóż fugu to jest puffer fish (nie wiem po polsku), ryba śmiertelnie trująca. Trucizna jednak jest skoncentrowana tylko w jakimś tam narządzie i jeżeli narząd zostanie fachowo usunięty i nie skazi mięsa to można je spożyć na surowo, jak inne. Tradycja jest wiec taka że jeżeli gość zjadł fugu sashimi i po tym wykitował to znaczy że kucharz nie był wystarczająco dobry i jedyne co mu pozostaje to ratować honor popełniając seppuku. Przypuszczam więc że honorowy kucharz glejtu tam nie potrzebuje… 😉
Fugu – po polsku rozdymka.
Ryba jest trująca dzięki bakteriom Pneumonas które się w niej znajdują i wytwarzają śmiertelną truciznę – tetrodotoksynę, skoncentrowaną w wątrobie i jajnikach, w mniejszym stopniu – w skórze.
Więcej o fugu: https://pl.wikipedia.org/wiki/Takifugu :=)
HTH.
@Para-Site
Cena nie mówi wszystkiego. Tak naprawdę, nie mówi niczego poza prostym stać/ nie stać, a i to nie zawsze.
Tytuły, jak wiele innych rzeczy, nie są ani złe, ani dobre, ani tym bardziej obojętne. Liczy się, jaki robi się z nich użytek.
Wreszcie, z tytułami jest jak z pieniędzmi i całą resztą – jakość przerabia się na ilość. Kiedyś cechy działały jak mafie – ściągały haracze, hamowały dostęp, kontrolowały ceny, ale przynajmniej gwarantowały jakość uznawaną w branży. Obecnie ostatni kawałek zarzucono.
@Antey
„Cena nie mówi wszystkiego. Tak naprawdę, nie mówi niczego poza prostym stać/ nie stać, a i to nie zawsze.”
Tak jest obecnie. Cena spelnia funkcje dezinformacyjna. Swoja droga trzeba przyznac, ze biurokratyczne panstwo z tym heroicznie walczy wprowadzajac regulacje, tabelki, widelki i inne cuda, nie chcac sie przyznac oczywiscie, ze ta dezinformacja ma zrodlo w samym panstwie.
Piszac o cenie nadmienilem, ze chodzi mi o ceny definiowane w spoleczenstwie wolnych ludzi, tzn. na wolnym rynku.
Nie jestem pewien czy Twoje watpliwosci w kwestii informacyjnej wartosci ceny tycza sie tez cen wolnorynkowych. Po tym, jak z pewna sympatia pisales o cechach, niestety jestem sklonny stwierdzic, ze slowa „wolny rynek” musza wzbudzac w Tobie, przynajmniej w pewnym stopniu, odczucia antypatii. Obym sie mylil!
Na wolnym rynku jakosc dobra jest proporcjonalna do ceny ustalonej przez wolny rynek za to dobro. Czyz nie?
Restaurator zatrudniajacy nowego kucharza, pytajac o to ile on zarabial w poprzednim miejscu pracy, bedzie mial juz na wstepie swietne rozeznanie czego oczekiwac od nowego pracownika.
@Para-Site
Na tzw. Wolny Rynek patrzę jak na każdą inną formę demokracji – z dystansem 😉 Tu też głosuje masa, tyle że portfelami. Na razie obserwowalnym efektem efektem tzw. wolnego rynku, jest masa dostawców zabiegających o gusta masowego, statystycznego klienta – a ponieważ wolny rynek narzuca ostrą konkurencję, to wszyscy tną koszty w tych samych miejscach i oferują bliźniacze, skrojone pod tegoż statystycznego klienta oferty. Obsługa nisz czy nawet odchyleń od normy ich nie interesuje, natomiast korzystają z ekonomii skali na tyle, że nie opłaca się to niszowym producentom, wypieranym przez konsumenta który po prostu nie rozumie, że najtańsze nie znaczy najlepsze.
I tak osiedlowe sklepiki padają, bo na złość kułakom ludzie chodzą do Bierdronek, choć z kosztami podróży zakupy wyjdą im drożej niż na miejscu. Nie mogę kupić dostosowanego do swoich wymagań laptopa czy komórki (czy planu taryfowego), tylko muszę wybierać spośród dostępnego na rynku chłamu szytego wg. tego samego standardu – bliźniaczej funkcjonalności i cen . Tak samo muszę u usługodawców przebijać się przez systemy IVR. I tak dalej, i tak dalej, i tak dalej…
Ekonomia – w tym ekonomia skali – jest nieubłagana. Niejeden polityczny ustrój to kwestionował i źle na tym wypadł. Niestety, mało kto rozumie, że Niewidzialna Ręka Rynku będzie działać zawsze. Natomiast rzadko kiedy tak, jakby jej przeciwnicy lub wyznawcy chcieli, aby działała…
@Antey
Jesli nawet przymykajac oko, demokratyczny system polityczny stanowi dla Ciebie analogie do ludzkich wyborow na wolnym rynku, to watpie, czy bedziemy mogli sie zgodzic w czymkolwiek. Pomimo tego:
Zaspokojenie potrzeb mas z ich masowym gustem stanowi istote kapitalizmu. Przy czym na wolnym rynku atrakcyjne dla czesci przedsiebiorcow beda takze nisze. W obecnej rzeczywistosci dla przedsiebiorcow jest mniej lub bardziej jasne, ze zaspokojanie potrzeb niszowych nie ma dobrych perspektyw. Trudno jest tez powiedziec, zeby spoleczenstwo w swojej masie sie bogacilo. Stad gust masowy nie moze sie „rafinowac”, bo i jak. Ale sa to tylko objawy systemowej choroby, ktore Ty przyjmujesz jako cechy wolnego rynku, pomimo tego, ze wolnego rynku nie ma. Serio, nie widze w tym co piszesz zadnego sensu.
Przypomniała mi się piosenka p.t. poświęcona wszystkim ciężko pracującym po to by inni nie musieli 🙂
A-żeby było jeszcze bardziej merytorycznie, to za znajomości na granicy zaświatów odpowiedzialny był niejaki Charon wraz z suczym-synem Cerberem, natomiast za przeprawę przez Styks do Hadesu, Charon pobierał opłaty w wysokości 1 obola.
W/g oświadczeń starożytnych, za jednego obola można było nabyć kantarosa (rodzaj wazy) pełnego wina (~3 litry), natomiast 3 obole były zwyczajową opłatą za usługi pań wyjątkowo lekkich obyczajów ;-).
HTH.
>Socjaliści będą niewątpliwie dowodzili że 600 ślepców ciągle po omacku usiłuje znaleźć swoją drogę do punktu kontroli wzroku.
Cyniku, czytajac Twoje teksty z rozrzewnieniem przypominam sobie artykuly z nieodzalowanych Szpilek czy Karuzeli ;). Maly bylem, ale pamietam.
A zeby bylo choc troche merytorycznie, pozwole sobie zauwazyc, ze bog swiata podziemnego to Hades, nie Hefajstos.
ok, podmienimy tego hadesa, dzięki… 😉
Co więcej połowa osób naprawdę niepełnosprawnych z chęcią podjęłoby pracę, gdyby odebrać im tak zwane „przywileje”, które powodują, że nikt nie chce ich zatrudnić.
Najważniejszy jest papier!
Ja w swoim zawodzie zacząłem pracować w wieku 20 lat, niestety żeby pracować w nim na własna reke trzeba mieć „uprawnienia” jakie daje albo trudny egzamin państwowy albo skonczenie jednej z kilku państwowych uczelni w Polsce. W mieście są 2 uczelnie, ktore „szkolą” w tym kierunku, jedna prywatna druga panstwowa. Uczą w nich dokładnie ci sami wykładowcy. Niestety po prywatnej (bardzo nowoczesnej) uczelni nie dostaje się „papierka”.
Tak czy inaczej po ukończeniu studiów moge powiedzieć, ze praktycznej wiedzy jest tam jak na lekarstwo.
Gdyby nie potrzeba „papierka” nie poszedłem na studia i to by kompletnie nic nie zmieniło w efektach mojej pracy. Straciłem tylko czas i pieniądze (moje i podatników) przez idiotyczne przepisy.
Przepraszam za off-top
Tekst bardzo dobry ale nie uwzględnia jednego faktu. W pewnym kraju nad Wisłą renty pobiera ok 2 mln. mieszkańców co biorąc pod uwagę że ten kraj jest jakieś 4 razy większy oznacza że bije Grecję na głowę dwukrotnie. Chyba nie w tym miejscu widziałbym jednak główną przyczynę greckich problemów. (choć przerośnięty socjał na pewno nie jest dla niej ozdrowieńczy)
Nic dodać, nic ująć! Wyglądam przez „polskie” okno (dom, praca, samochód itd..)patrząc na słowiański krajobraz, i widzę…Grecję, pisaną ręką Cynika:-).
Zapewne „nasi” rządzący premierzy, oczami wyobraźni (bo real już przestali widzieć), widzą się na plaży w ciemnych okularach, w słonecznym blasku wysp Jońskich.
Widząc ten chory krajobraz, Zaczynam popadać w depresję, i w związku z tym, pójdę walczyć o rentę z tegoż właśnie powodu. I tak o to, koło zatoczyło krąg, zdobywając kolejnego, młodego jeszcze mężczyznę do swojego grona – świadomie niepełnosprawnych. Koło się toczy…, kto następny wyciągnie rękę po socjał:-)?
Witajcie.
Chciałem się odnieść do tego artykułu:https://twonuggets.com/dwagrosze/2012/03/demokracja-bezposrednia-bezposrednio-przywozona-walizkach.html
Niestety do artykułu nie można już napisac komentarza latego musze tutaj.
Podesłałem koleżance link. Dostałem taką odpowiedź:
Okej, wszystko pięknie. Jest w tym trochę racji. To fakt, że w rękach państwa, edukacja staje się indoktrynacją. Nawet poprzez wybór obowiązkowych lektur, minister edukacji może odpowiednio manipulować naszym wyobrażeniem o świecie.
Ale jaka jest alternatywa? Ten miły Pan w filmiku wspomniał coś o afrykańskich prywatnych szkołach. Mógł rozwinąć myśl, bo coś mi się zdaje, że problem z biednymi, których nie stać na płacenie za edukację jest bardziej skomplikowany. Filantropi? Spoko. Ale biednych ludzi są tysiące.
No i tak zwany home-schooling jest raczej niewykonalny w naszych czasach. W XVIII wieku, to mogło przejść, kiedy dziewczynki miały się znać na wyszywaniu i pięknie mówić po francusku, a chłopcy umieć upolować sarnę. Ale teraz… nie sądzę, żeby każdy rodzic umiał wyjaśnić dziecku hydrolizę, albo równanie z dwoma ixami.
Idea jest w porządku, tylko jak zwykle trzeba dopracować sposób realizacji.
Pamiętam, jak się „kłóciliśmy” o to, czy studia mają być płatne czy nie. Ale czy nie jest tak, że płatne zamykają biednym ludziom drogę rozwoju? Bogaci, którzy nie dość, że już mają pieniądze, zwykle znajomości i dojścia, mogą sobie jeszcze pozwolić na ulepszenie CV o drugi dyplom. A biedni już nawet tej szansy nie dostaną?
A co sądzisz o służbie zdrowia? I w ogole orientujesz się ile kasy idzie z naszych pensji na edukację i opiekę zdrowotną? Bo sama jestem ciekawa…
Co jej mogę odpowiedzieć. Już mam ogólny obraz, ale może znajdziecie coś lepszego.
Pozdrawiam
Kamil Kuczyński
MODERACJA: bardzo proszę bez reklam, reg. punkt 6b. XXXXXXXXXX
Typowa odpowiedź, osoby wychowanej w socjalu/socjalizmie, która nawet nie podejrzewa, że w wolnym świecie rządzą inne prawa. To trochę jak tłumaczenie ślepemu czym są kolory 😉
Po studiach poszedłem sobie jeszcze do zaocznej szkoły gastronomicznej. Tak z czystej ciekawości, bo lubię gotować i może kiedyś przyjdzie wyemigrować, zawód będzie jak znalazł. Dowiedziałem się od znajomych uczących się tam kucharzy, że oni robią tam tylko papier. Bo inaczej nie mogą dostać stanowiska jako wykwalifikowany pracownik i nie mogą mieć wyższej pensji! Często gotują lepiej od swoich znajomych z „papierem”, są bardziej pracowici ale MUSZĄ MIEĆ PAPIER żeby lepiej zarabiać. W szkole uczą ich głównie kompletnie niepotrzebnych rzeczy – jakiejś kalorymetrii, wzory białek cukrów i węglowodanów. Na co to kucharzowi? Czy jakikolwiek pracodawca albo klient zapyta kucharza: „Panie, jakie znasz pan aminokwasy endogenne?” Czy raczej będą chcieli, żeby szybko przyrządził gościom smaczny posiłek na jaki klient ma ochotę? Bo jak przyrządzić smaczny posiłek, jak zorganizować sobie pracę w kuchni, to tam w szkole nie uczyli! Tego się można nauczyć pracując i gotując… Albo na dobrym prywatnym kursie, gdzie nie ma wytycznych ze stolicy, a jest uczący fachowiec, zamiast pani mgr, ktora nigdy w restauracji nie pracowała.
Dlatego zapytam na odwrót: Dlaczego państwo socjalne zmusza ludzi biednych do wydawania pieniędzy na naukę, na studia, które nic im nie dają!? Jak można żyć w tak chorym ustroju i sądzić, że to „dla dobra biednych”? Biedny pracowity człowiek na wolnym rynku znajduje sobie dobrze płatną pracę nawet bez wykształcenia! No ale ludzie wychowani w socjajlu tego nie rozumieją. Martwią się skąd wezmą pieniądze na dyplom. Martwią się, że nie będą mieli czym zapłacić za bezwartościowe studia.
Ron Paul zapytany: „Jak to, ma nie byc obowiązkowych ubezpieczen zdrowotnych?” odpowiada: „Za moich czasow w latach 60 tych żebym mógł zarobić na studia medyczne pracowalem w szpitalu, ktory utrzymywal sie z dzialnosci charytatywnej. Szpital mógł się otrzymać, bo nie było żadnych państwowych norm. Do nikogo nie odwracaliśmy się tam plecami.” (Cytat z pamięci)
Jak jesteś pracowity i studia naprawdę są ci potrzebne to sobie na nie zarobisz. Spokojnie. Bez drakońskich podatków łatwiej będzie o pracę i usługi stanieją. A szkoły zaczną uczyć rzeczy przydatnych w zawodzie, a nie zapychać dziury w harmonogramie pod dyktando oderwanych od rzeczywistości urzędników.
Bardzo interesująca reakcja. Ach, ta magia pieczątek, tytułów i bezsensownie tworzonych sztucznych barier. Czort z tym czy coś umiesz, mniejsza o to czy coś sobą reprezentujesz, najważniejszy jest papier, papier, papier…
Odnośnie Po studiach poszedłem sobie jeszcze do zaocznej szkoły gastronomicznej. – można się zapytać po jakich studiach?
Górnictwo i geologia o spec. geodezji górniczej. Ale do kopalni jakoś nie ciągnęło 😛 Na przedmiocie 'projektowanie kopalń’ doktor nam tłumaczył, że dziś w Polsce nie ma ludzi potrafiących projektować kopalnie, wszyscy, którzy dobrze to robią są już za granicą 🙂 Śmialiśmy się, że dziś zamiast dać nam zadanie zaprojektowania szybu powinni nam dać projekt likwidacji szybu.
Pracowałem też w firmie daytradingowej. Zastanawiałem się zawsze gdzie idą te ciężkie pieniądze na maklerskie kursy, egzaminy, itp? Czy obowiązkowo uczęszcza się na trudne kursy uczące jak kupić i sprzedać worek ziemniaków, żeby móc zacząć handlować ziemniakami? Czym to się na dobrą sprawę różni od kupna i sprzedaży akcji Microsoftu?
Tak poza tym bardzo cenię Pana bloga i lubię tu zaglądać w ramach odtrutki na wierzących w socjal znajomych, medialną propagandę i wszystkie „chimeryczne rządowe rozwiązania” 🙂
Co trzeba zrobic, zeby zostac skreslony z wydzialu gornictwa?
Przyniesc akt zgonu 🙂
Papierek ma straszną siłę rażenia. Siedzę raz z kumplem na piwie, gadamy sobie o pierdołach i koleś wysnuwa myśl, że w knajpach z sushi powino się zatrudniać tylko kolesi z odpowiednimi egzaminami. Ja pytam po cholerę, a koleś tłumaczy, żeby certyfikat jakości świadczył, że sushi jest naprawdę dobrze przygotowane. Mnie jako „prywaciarzowi” odebrało mowę… ale koleżka po studiach ekonomicznych na dość wysokim dyrektorskim stołku, wierzy, że ważniejszy jest papierek a nie smak potrawy. Ja w papierki nie wierzę odkąd ze stanowiska na którym radzą sobie (choć po drobnym przeszkoleniu) chłopaki po technikach musiałem zwolnić gościa na finiszu studiów doktoranckich. Od tego czasu w czytaniu CVłek pomijam w ogóle dział „wykształcenie”.
@Rh+
„koleżka po studiach ekonomicznych”
to wszystko tlumaczy! pewnie po MBA i ISO9000-certified! co by moc tylek wyniesc na wysoki dyrektorski stolek w spolce z 51%owym udzialem skarbu panstwa!
MODERACJA: jazda zbytnio po bandzie. Proszę dla bezpieczeństwa formułować myśli bezosobowo.
@Moderator
formulowac mysli bezosobowo?
Pod ktory punkt regulaminu podpadlem? 6f? Mod: punkt 6a
To jak Gospodarz XXXXXXX Mod: punkt 5 – nie ma dalszej dyskusji, sorry, wątek zamknięty.
A mysl byla tak:
uczelniane studiowanie ekonomii w obecnych czasach to jak studiowanie marksizmu-leninizmu w czasach niby przeszlych.
Mod: dziękuję bardzo, o to chodziło.
@Gospodarz
Ad. punkt 6a:
Jesli slowo „tylek” ma byc wulgaryzemm, to ja juz nie wiem co nim na pewno nie jest.
Poza tym ten „kolezka-nie-wiadomo-kto” nie jest zadna osoba. Przynajmniej dla mnie. Dla Rh+ jak najbardziej. Ale jakby Rh+ nie chcial uslyszec slow krytyki o swoim znajomym, to by go sam nie przedstawial w takim swietle, tzn zlym.
Swego czasu czytalismy na tym blogu krytyczny tekst tyczacy sie ludzi mlodego pokolenia garnacych sie na geodezje w celu, zgodnie z teza tekstu, zalapania sie na posady gminnych geodetow. Jak niewinne jest tego typu zachowanie w porownaniu z TYPEM, bardzo czesto spotykanym, absolwenta „ekonomii” z dodatkowym „papierem” rodzaju MBA zalapujacych sie na biurokratyczne posady w rzadowej lub quasi-rzadowej administracji. Mlody geodeta bedzie sobie kreslil niewinne mapki, (certified kucharz obieral ziemniaki, a propos wpisu Simona), a typ eko-mba bedzie zarzadal ludzmi!
Z nadzieja, ze nie naruszylem niniejszym czulego punktu 5go, szczerze oddany i wyzej podpisany.
Wątek jest zakończony, nie chcę dalej tego ciągnąć. Ostrzegłem tylko że wpis niebezpiecznie skręca w kierunku zbyt osobistym i mógłby zostać odebrany jako obraźliwy. Od oceny tego jest wyłącznie admin forum.
@Rh+
Oświeć mnie – kto w takim razie w ogóle zadecydował o przyjęciu doktoranta (więc z założenia teoretyka do rozwiązywania innej klasy problemów) na to stanowisko i to wg. tego kryterium ?
@ Simon
„Dlaczego państwo socjalne zmusza ludzi biednych do wydawania pieniędzy na naukę, na studia, które nic im nie dają!?”
Odpowiedz jest prosta: Bo ma w tym interes.
Te studia jednak „cos daja”: papier. W tym sprytnym systemie „papier” ma wartosc.
Swoja droga, na jakich stanowiskach ci niby kucharze „musza miec papier” zeby lepiej zarabiac? W panstwowej jadlodajni przy obieraniu ziemniakow? Tacy to juz lepiej niech studiuja te aminokwasy! Za swoje pieniadze, oczywiscie.
No chyba ze nawet prywatnych restauratorow juz tak porabalo, zeby w wyborze kucharza kierowali sie papierem…
hihi
muszą mieć papier poświadczający odrobaczenie z Sanepidu… kosztuje 100 zł badanie i papier 🙂
Ależ to jest dobry powód dla restauratora dać niewykwalifikowanemu pracownikowi niższą stawkę niż temu z papierkiem. Wielu moich znajomych tak miało. Może każdy powód do oszczędzenia paru groszy dobry jeśli dobijają wymogami i podatkami z każdej strony, nie wiem, może tak łatwiej w razie kontroli BHP czy innego sanepidu albo groźbie pozywającego klienta? Może też nasza mentalność… W Anglii kumpel dostał od szefa kuchni składniki, jakiś określony czas i miał przyrządzić sos. Zrobił, zasmakowało, dostał pracę. Nikt go o dyplom nie pytał.
„W tym sprytnym systemie „papier” ma wartosc.”
To jest dobre podsumowanie. Papierowy pieniadz bez pokrycia to i papierowa wiedza bez pokrycia. Wartosc ma jakas wirtualny zbyteczny komukolwiek dokument.
Uczniowie ze szkół gastronomicznych muszą odbyć praktyki(przecież w szkole się nic nie nauczą). Jeszcze niedawno było tak, że właściciel mógł przyjąć ludzi do swojej knajpy na praktyki ale jeśli chciał dostać za to pieniądze to (właściciel!!) wtedy musiał mieć odpowiednie kursy i kwity.
No, normalne że wiedza i kształcenie składa się z teorii i praktyki.
Tzn. tak było od dawna, dawna…
Natomiast to o czym piszesz wynika z zupełnie czegoś innego; wiary że od mieszania herbata stanie się słodka czyli od faktu że z dotowanych przez Państwo staży wzrasta liczba miejsc pracy w gospodarce.
do czasu az wybuchl kryzys grecki wierzylem w to ze statystyczny grek zyje najdluzej w europie, a przynajmniej jest w scislej czolowce. takie byly swiatowe statystyki
bylem nawet sklonny sie tam przeprowadzic dla tej zdrowej zywnosci i klimatu
ale teraz juz wiem, ze to mega sciema, po prostu pobieraja emerytury i renty po smierci
i tak zawyzaja statystyki dlugowiecznosci
W Polandzie jest to samo,jak masz dojścia do ZUS to nawet możesz być inwalidą bez dwóch nóg, oczywiście chodzi tu o łapówki. W Grecji też tak się na pewno załatwiało tą ślepotę. Pieniądze czynią cuda, w tym przypadku chorobę, która jest bardzo opłacalna, można się przecież leczyć i pobierać opłatę za wylegiwanie się w słońcu.
A rUDY i tak jedzie dalej…
Świetny post Cyniku, w ulewie celnych ripost jak zwykle nie pozostawiłeś suchej nitki na socjale 🙂