Nie jest prawdą, jak złośliwi twierdzą, że nic już nas w 2GR zaskoczyć nie może. Owszem, może. Zaskoczyli nas na przykład niedawno młodzi geodeci oraz kartografowie. Zawód to jak zawód, trochę rysowania, trochę ruchu na świeżym powietrzu. Ale bądźmy szczerzy – zajęcie nie bardziej seksowne niż, powiedzmy, obserwowanie schnięcia farby na ścianie. Gdzie mu do medycyny, nanotechnologii czy prawa.
Okazuje się jednak że nic bardziej mylnego! To wydziały geodezji i kartografii biją ostatnio rekordy powodzenia wśród młodzieży rwącej się do studiów wyższych. Liczba kandydatów przypadających na jedno miejsce w czasie ostatniego naboru była zdumiewająca: Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie – 8.1, Politechnika Gdańska – 10.5, Politechnika Wrocławska – 16. A wszystko pobiła Politechnika Warszawska gdzie na 150 miejsc na wydziale geodezji i kartografii szturm przypuściło aż 3233 osób, czyli 21.5 sztuk na jedno.
Jest to tym bardziej zdumiewające że dawniej na geodezję i kartografię trudno było znaleźć chętnych. Wydziały rozważały nawet łapanki uliczne aby wypełnić wolne miejsca. Jak obaliłeś podejście gdzieś na informatykę czy na handel zagraniczny szło się zawsze załapać na geodezję w drugim terminie. A teraz to pewnie jest odwrotnie… Jak cię nie przyjmą na geodezję to zawsze jest czas na jakąś kardiochirurgię… 😉
Zastanawiamy się co jest konkretnie przyczyną tej dramatycznej zmiany w pokoleniowych percepcjach. Owszem, komputery i satelity weszły wszędzie szerokim frontem i taka na przykład nawigacja satelitarna brzmi atrakcyjnie. W końcu GPS, który przeorał świadomość i zmienił wiele rzeczy nie do poznania, jest domeną geodezji. Ale czy może to być odpowiedzialne za aż taki wzrost zainteresowania?
Bo jak nie to chodzić chyba musi o super atrakcyjne możliwości zatrudnienia… No więc spójrzmy gdzie nas chcą zatrudnić jako geodetę: specjalista w Wydziale Ochrony Przyrody/Gdańsk, specjalista w Wydziale Analiz Regionalnych GUS/Wwa, specjalista ds. hydrobiologii/Szczecin, specjalista ds. przetwarzania danych GIS/Kraków, starszy inspektor wojewódzki/Gdańsk, starszy referent w WIGiK/Bydgoszcz, geodeta powiatowy/Wołomin, geodeta powiatowy/Góra…
Hmm, dwie rzeczy rzucają się w oczy. Pierwsze – potrzeba najwyraźniej samych specjalistów. Strach doprawdy w tych czasach umieć coś zrobić ale nie być specjalistą. Żadnych szans. Specjalista jak wiadomo nic umieć nie musi. Musi za to mieć dyplom. Starszy specjalista musi mieć natomiast dyplom bardziej pożółkły. Po drugie – wygłodniały za specjalistami geodetami wydaje się jakoś głównie sektor państwowy, nie prywatny. Czyli ten właśnie który już rozdęty jest do monstrualnych rozmiarów na wachcie rządu premiera Tuska. Ale najwyraźniej jeszcze nie wystarczająco.
Dzisiejsza młodzież wydaje się więc odrzucać na bok dawne koszałki opałki o karierach w kapitalistycznym biznesie, o akcjach i stock options, o wątku entrepreneuralnym, o odniesieniu kapitalistycznego sukcesu w warunkach gdzie sky-is-the-limit i w ogóle. Nie chce ryzyka i niepewności, nie dla niej ostre kanty resztek kapitalizmu. Tym co się liczy jest stary, wygodny welwet państwowego socjalizmu. Pewna dożywotnia praca przy własnym biurku, etykietka starszego specjalisty na drzwiach. Dobry państwowy pracodawca użerający się za nas z innym państwowym pracodawcą – ZUSem. A potem gwarantowana państwowa emerytura z tegoż ZUSu, ma się rozumieć „godna”.
Można się też urządzić nieźle w terenie. W końcu państwo wymaga geodety na każdym szczeblu administracji samorządowej. Każda gmina musi zatrudniać przynajmniej jednego, każdy powiat nawet więcej. Wszyscy mają w swojej pieczy mapy terenów i planowania przestrzennego, czyli przyszłość. A przyszłość otwiera naturalnie nowe perspektywy – prywatnego świadczenia kapitalistycznych usług na boku dla ludności oraz firm, zmuszonych socjalizmem do produkowania pęczków różnych mapek i zaświadczeń. Wszystko to podnosi status działającego w terenie geodety z uprawnieniami do poziomu udzielnego kacyka, z domieszką maharadży. Zarobki po 12 tys/miesiąc podobno do rzadkości nie należą… Nie sprawdzaliśmy ale jakoś wątplimy aby dymanie z teodolitem po jakichś prywatnych placach budów było bardziej intratne.
Nie wykluczone do tego że prawdziwa bonanza jest dopiero przed geodetami. Może się nią okazać wprowadzenie podatku katastralnego. Ileż nowych papierków będzie to wymagało! Ileż etatów od tego przybędzie!… Każdy chlewik wymierzyć przyjdzie w 3D i sprawdzić satelitarnie czy się przypadkiem nie przemieścił. Każde podanie zaopatrzone będzie być musiało w obowiązkową mapkę i parę koniecznych szkiców. A i to jak dobrze pójdzie. Bo jak pójdzie źle to konieczny może okazać się także kilkustronicowy atest że nasza stodoła nie stoi właśnie na, dajmy na to, złożu gazu łupkowego albo na innych obszarach Natura2000. I znowu gejzer gotówki popłynie w kierunku gotowych zawsze do akcji geologów z uprawnieniami.
Wygląda więc na to że młodzież sobie dokładnie to wszystko przekalkulowała i przemyślała a oblężenie wydziałów geodezji i kartografii przypadkowe nie jest. W tym szaleństwie jest metoda! Trochę mody pewnie też. Ale kiedyż to socjalizm wychodził z mody?
Witam. Czytam już dłuższy czas, komentuję po raz pierwszy.
Każdy (prawie) ma swoje doświadczenia z urzędnikami-geodetami i
związane z tym opinie o nich. Natomiast geodeta jest to najstarszy zawód świata (żart). Już Bóg powiedział (chyba do Adama i Ewy -może coś pomieszałem) ” Idzcie i przemierzajcie świat”.
Pozdro.
Obadałem temat, rozmawiałem z kuzynem geodetą, wcześniej pracował dla jednej z firm w 50 tyś miasteczku, firma słabo płaciła, więc za porównywalne pieniądze zaczął pracować w szkole średniej. Szkoła ta otworzyła kierunek „geodezja” konkretnie technik geodeta. Jeszcze kilka lat temu szkół takich było jeśli dobrze pamiętam liczbę to 7 (siedem), dziś natomiast jest niemal w co drugim powiecie około 100 czy jakoś tak. Widzę to tak, że taki młody człowiek który już troszkę się wyedukował w danym kierunku chce go kontynuować, i może stąd tylu chętnych. Kuzyn zwrócił mi uwagę na jeszcze jeden problem, otóż o kierunkach kształcenia decyduje prezydent miasta, tudzież starosta, więc gdy przychodzą do niego firmy budowlane i mówią że potrzebują geodetów, on im taką geodezje otwiera, nie ważne czy potrzeba. A co firmy z tego maja? Już mówię załóżmy że potrzebują 20 geodetów na rynku jest 200, więc można im płacić najniższą krajową…
hmmm .. wpis bardzo słaby. Ja rozumiem rozsierdzenie na biurokrację, która wkracza w każdy skrawek życia, ale za analizowanie dlaczego młodzież idzie na geodezję to się nie bierz waść. Lepiej Ci idą dywagacje na temat ekonomii i te piękne, histeryczne wpisy na temat unii 😉 Przyjemnie się to czyta i czasami zdaża się coś co skłania do refleksji.
Wprawdzie ktoś wcześniej wyjaśnił dlaczego młodzież wybiera takie, a nie inne kierunki ale ja dodam jeszcze swoje 2gr. Ostra kampania ministerstw na temat kierunków technicznych zaczyna przynosić efekt. Nie ma już takiego parcia na sojologie, psychologię, pedagogikę specjalną i inne kwiatki. I DOBRZE!
Jako pracodawca, chętniej zatrudnię na stanowisko nie wymagające kwalifikacji bezrobotnego po kierunku technicznym, niż po humanie. Do czego może mi się przydać oczytanie polonisty? Albo wiedza o psychologii tłumu? W czym pomoże mi zrozumienie mojego pracownika uwarunkowań geopolitycznych w obszarze kaukazu? Ja potrzebuje żeby sprawnie wypełniał tabelki w Excelu, a po geodezji umie to śpiewająco 🙂
analizowanie dlaczego młodzież idzie na geodezję to się nie bierz waść… Jako pracodawca, chętniej zatrudnię na stanowisko nie wymagające kwalifikacji bezrobotnego
Ja bym na miejscu waści natomiast nie brał się raczej za bredzenie że jestem pracodawcą… 😉 a dlaczego jest to bredzenie chętnie wyjaśni każdy napotkany prawdziwy pracodawca którego życzę spotkać :-))
mało mertoryczna odpowiedź w stylu cynik2010+. Nastawiona na zdławienie krytyki i pojechanie komentującemu, bez jakiejkolwiek argumentacji. Skupienie się na deprecjonowaniu interlokutora, a nie na (a) podjęciu merytorycznej dyskusji lub (b) pominięciu komentarza jeśli nie ma się niczego wartościowego do dodania.
Generalnie komentarze są fajne jeśli zaczynają się od słów „zgadzam się z cynikiem” 😉
Intuicja raczej. Najwyraźniej wątpliwości jakoby komentujący miał coś wspólnego z pracodawcą za którego usiłował się wcześniej podawać były najzupełniej uzasadnione… 😉
załatwianie spraw w Polskich urzędach nalezy zaczynać zawsze przynajmniej kilkanaście miesięcy przed planowaną inwestycją. Najgorzej jest robić coś na szybko, bo czas ucieka. Lepiej powoli, na spokojnie. https://grunttoziemia.blogspot.com/2011/07/pozwolenia.html
Cyniku9, Pan się naprawdę dziwi studentom, że szukają stabilności i bezpieczeństwa ? Dobrze podszedł Pan do tematu ale opisuje Pan rezultaty patologii a niej przyczyny.
Jak pisali już inni czytelnicy Pana bloga problem leży w systemie edukacji i braku świadomości własnych możliwości. Może mniej byłoby chętnych na modne kierunki (bo wcześniej to była arabistyka, prawo czy psychologia etc. gdzie na 1 miejsce przypadało 20 chętnych) gdyby istniało dobrze rozwinięte doradztwo zawodowe. Każdy człowiek ma jakieś uzdolnienia jeśli jednak ich nie rozwija to ani nie będzie czerpał satysfakcji z pracy ani nie będzie w niej dobrym specjalistą. Oczywiście można nauczyć się pewnych schematów i do końca kariery zawodowej bazować na nich ale w czasach gdy coraz więcej zawodów wymaga permanentnego dokształcania jest to coraz trudniejsze.
Kolejny poruszony problem to ilość studentów. Nie uważam, że studenci to „frajerzy dorabiający profesorków”. Znowu te inwektywy, zaczynam już traktować je jak swoistego rodzaju folklor :). Powracając jednak do tematu, co złego w tym, że społeczeństwo jako całość będzie lepiej wyedukowane ? Zawsze coś zostanie ludziom w głowach po tych 3 czy 5 latach studiów. Inną sprawą są oczekiwania co do kariery zawodowej po ich ukończeniu. Polska gospodarka nie potrzebuje aż takiej ilości osób z wyższym wykształceniem, którego jakość coraz trudniej zresztą zweryfikować. Z drugiej strony nie promuje się szkolnictwa zawodowego (kucharze, stolarze, piekarze itd. ). Niemcy próbują chociaż coś zrobić w tym kierunku u nas czyta się w prasie jedynie narzekania na ewentualny odpływ młodzieży z kraju. I kolejne spostrzeżenie : w Polsce brakuje szacunku dla tych zawodów. Tak, SZACUNKU. Może się Pan zdziwi ale w wielu środowiskach zawód np. kucharza to jakaś „degradacja społeczna”. Ludziom na dźwięk słowa kucharka pojawia się obraz zaniedbanej kobieciny z podstawowym wykształceniem, bo nota bene słowo kucharz brzmi trochę lepiej. Ludzie jakoś nie myślą, że można mieć frajdę np. z takiego food design, że w ogóle taka kobiecina może być kreatywna jeśli tylko da jej się szansę.
I jeszcze jedna sprawa którą Pan poruszył : „potrzeba najwyraźniej samych specjalistów. Strach doprawdy w tych czasach umieć coś zrobić ale nie być specjalistą”. Osobiście mnie to przeraża. Polscy pracodawcy chcieliby zatrudnić specjalistę i płacić mu grosze. Najlepiej nic nie inwestując w pracownika. Sekretarka musi mieć studia wyższe. A czy dziewczynie po szkole średniej nie wystarczyła by półroczna praktyka ? Teraz jest tak, że może ma ona wyższe studia ale nie umie obsłużyć faxu ani xero.
Pisał Pan też o „godnej” emeryturze jak rozumiem z „godnej” płacy. To chyba jednak nie w sektorze publicznym. Podpowiem Panu, że z tego co dane mi było zaobserwować wokół siebie, sektor publiczny ma co innego do zaoferowania – stabilność zatrudnienia. Jest to szczególnie ważne dla młodej kobiety albo kobiety w wieku przedemerytalnym (a wiele takich Pań spotyka się w urzędach publicznych). One nie siedzą tam dla pieniędzy, te zapewnia raczej lepiej zarabiający partner. Pracują tam na etatach bo mają przekonanie, że :
-nikt ich nie zwolni, pensja jest co miesiąc bez opóźnień, lata do emerytury lecą
-mogą urodzić dziecko bez obaw, że mają tylko popularną teraz umowę zlecenie itp.
-nawet gdy lepiej zarabiający partner straci pracę to zawsze będą pieniądze na podstawowe potrzeby.
Naprawdę nie widzi Pan jakie obecnie w Polsce są relacje cen do zarobków ? Wielu ludzi żyje „na styk” spłacając kredyty. Jaka jest teraz średnia krajowa ? 3500 brutto ? Co to jest na 4 osobową rodzinę przy cenach takich samych jak w Anglii czy Niemczech ? Ja się nie dziwię, że ludzie chcą „państwowej posady”. Czy słusznie to inna sprawa. Osobiście uważam, że ta stabilność jest przeceniana ale to wykracza poza temat studentów 🙂
Pan się naprawdę dziwi studentom, że szukają stabilności i bezpieczeństwa ?
Co do „stabilności i bezpieczeństwa” to zdania są jak widać bardzo podzielone. Myślę że nie ma Pani racji podciągając ten pęd na G&K szukaniu bezpieczeństwa i stabilności. To raczej owczy pęd, moda (jak wspominana arabistyka np) i może jakieś inne kalkulacje których niezupełnie łapię. Gdyby był to rzeczywiście pęd ku „stabilności i bezpieczeństwu” to by mnie to owszem, w największej mierze zdziwiło. Tak jak mnie do dzisiaj dziwi gdy młody człowiek w Europie na interview wypytuje się o programy emerytalne firmy a nie o szybkość awansu, czy ilość akcji którą otrzyma jako jako część pakietu.
„Tak jak mnie do dzisiaj dziwi gdy młody człowiek w Europie na interview wypytuje się o programy emerytalne firmy a nie o szybkość awansu, czy ilość akcji którą otrzyma jako jako część pakietu.”
Miło wiedzieć, że są jeszcze optymiści 🙂 Ja już niestety przestałam wierzyć, że cokolwiek na starość dostanę.
Nie wiem skąd się u ludzi bierze większa troska o nieprzewidywalną emeryturę niż o chwilę obecną.
Tak jak nie wiem czemu ludzie przesadzają albo w jedną albo w drugą stronę. Spora część mojego otoczenia nie myśli o przyszłości w ogóle, w myśl zasady” ja emerytury nie dożyję albo dzieci/wnuki będą mnie utrzymywać”. Z drugiej strony nie brakuje takich którzy ciułają pieniądze dla samej idei oszczędzania. Tych też podziwiam za optymizm dot. inflacji 🙂
Nie wiem, nie potrafię wytłumaczyć skąd u ludzi taka mentalność.
Jestem w stanie zrozumieć obawy dot. pracy na swoim albo dla prywatnej firmy, myślenie : lepsza marna posada państwowa ale bezpieczna i stabilna”. To wyobrażenie jest niestety błędne bo nie istnieje dziś coś takiego jak bezpieczna i stabilna posada. Jednak taka świadomość, a właściwie idąca za nią niepewność jutra, wywołuje w człowieku silny stres. Tym większy jeśli posiadamy zobowiązania kredytowe, dzieci itd.
Co do G&K to rzeczywiście nie najlepszy przykład pędu na bezpieczeństwo i stabilność na państwowej posadzie. Lepszym byłaby chyba administracja, prawo czy europeistyka (też dość popularne).
Czasem myślę, że tak naprawdę wybór studiów to dla wielu osób po prostu przypadek i trochę łut szczęścia, w zależności na jaki kierunek dany człowiek się dostanie. A te liczby, po 20 osób na miejsce, wynikają też po trochu z ilości oferowanych miejsc na „bezpłatnych” państwowych uczelniach. Jeśli na takiej arabistyce jest 10 miejsc na roku a chętnych jest 100 to od razu mamy 10 osób na miejsce i palmę pierszeństwa wśród obleganych kierunków.
@cynik9
Awans dla specjalisty oznacza najczęściej odejście od techniki -> zbyt wczesny to zawodowa droga w jedną stronę.
Wobec wartości akcji, fiat money są nawet pewniejsze od złota :>
Smutne jest raczej pytanie o programy emerytalne, imprezy integracyjne itp zamiast konkretu „co jest do zrobienia i za ile”.
Cyniku, ja znam prawdziwą przyczynę, skąd wzięło się to oblężenie. Sam kilka lat temu zdawałem maturę i każdy miał dylemat co wybrać. Wtedy pomocni okazali się nauczyciele, którzy od drugiej klasy co jakiś czas przeprowadzali wywiady kto gdzie idzie na studia. Na koniec podsumowywali to:tyle się teraz mówi w TV, że jesteśmy w UE i tak dużo się buduje, będą autostrady i stadiony, dlatego najlepiej to idźcie na budowlankę. Mi osobiście już w 3 gimnazjum ten cały system edukacji wydał się podejrzany. Jako, że byłem z biednej rodziny i nie stać mnie było na to aby marnować 5 lat życia na studia to wziąłem się za robotę. Dziś mam 25 lat i spokojnie mogę udać się na emeryturę bo z samych odsetek na lokacie mam dwie średnie krajowe.
Studia są dla bogatych, a kto jest bogaty? Bogaty, to gość, który po skończeniu studiów dostanie posadę w firmie rodziców, albo kasę na rozpoczęcie własnej firmy, tak było w starożytności, średniowieczu i tak jest teraz. Każdy inny kto idzie na studia to po prostu frajer dorabiający profesorków, uczelnie, drukarnie, puby i jeszcze bierze na to kredyt.
A to gratuluję bardzo! Czas w takim razie na studiowanie czegoś 🙂 socjologii na przykład albo językoznawstwa… 🙂 Jakiś wpływ EU to podejrzewałem ale nie byłem pewien dokładnie jaki. Nie wiem czy takie zatrzęsienie kandydatów jest np. w uczelniach rolniczych a chłop w unii to dopiero potentat! 😉 Z kolei unia może rozbudzać zainteresowanie w pracowaniu zagranicą ale geodezja z kartografią nie wydają się przecież takim uniwersalnym zawodem bez wysokich barier wejścia dla gościa spoza układu…
Podobną historię znam z własnego otoczenia.
Co prawda schemat nieco inny – 30 lat, 3 mieszkania na własność (spłacone, nie na kredyt) życie z wynajmu i odsprzedawnia uruchomionej firmy.
Dziś mam 25 lat i spokojnie mogę udać się na emeryturę bo z samych odsetek na lokacie mam dwie średnie krajowe.
a to witamy pierwszego 25-letniego milionera! mamy do czynienia z geniuszem który w 5 lat zarobił grubo ponad milion złotych. całe to złoto cynika9 może się schować.
dziwne jednak że mamy szturm geodetów, skoro tak dynamicznie rosną pensje urzędników, specjalistów od dotacji z UE
Rosną, bo ich brakuje…i strasznie na to administracja cierpi.
Niestety ale winnemu jest zamordystyczne państwo dzięki któremu istnieją różnego rodzaju grupy mafijne istniejące nie po to żeby komuś służyć tylko po to żeby doić kasę z ludzi.
Każdy kto ma kawałek własnego gruntu i nie daj Boże chce na nim postawić dom, albo jeszcze gorzej dokonać jego wyburzenia albo przebudowy, dochodzi do wniosku, że jego, to jest tylko prawo do płacenia pieniędzy innym. Znam historię tych po 100 razy wyciąganych mapek za grube pieniądze i usług za które nie masz żadnego potwierdzenia, że za nie zapłaciłeś (kasa do ręki). Dziesiątki mapek , pozwoleń, zezwoleń, straconego czasu i nerwów, gadania z bucowatymi cwaniakami w urzędach, oni wiedzą że nie pójdziesz 'do innego sklepu’, tylko do nich.
Chcesz wyciąć drzewo które sam zasadziłeś ? Spróbuj :).
Co do studenciorów którzy niby idą na geodezję 'bo łatwo’, to mam swoje zdanie: oni tacy głupi nie są, a kataster zaniedługo wejdzie, bo reżim potrzebuje dodatkowego zastrzyku kasy, więc zagospodarowanie tej masy fachowców nie będzie problemem, my z resztą z własnej krwawicy za to zapłacimy.
Widze, ze ie pojawili „fachowcy” na forum i od razu widac jakiego spustoszenia socjalizm dokonal i robi to dalej. Oczywiscie zawodowcy z dziedziny architektury czy geodezji beda zawsze potrzebni, ale do pracy ma zyczenie klienta a nie odwrotnie. Wystarczy zobaczyc starowki miast w Polsce i na Swiecie aby dojsc do przekonania, ze kiedy nie bylo nadzoru budowlanego miasta byly piekne a kamienice solidne-stoja kilkaset lat. Powstawala tez zadziwiajaca do dzis infrastruktura na miara techniki tamtych lat. Dlatego uwazam, ze nie powinno byz zadnego nadzoru, ziemia im wazniejszy punkt tym drozsza wiec inwestor stara sie najlepiej zrealizowac projekt, plany na prywatnych posesjach robi sobie jak chce wlascicciel, beda trzymaly standard bo jemu tez zalezy na czytelnosci w razie sprzedazy i remontow, jedynie publiczna siec nalezaca do gminy firmy powinny obligatoryjnie budowac wg. scisle ustalonego standardu i regul planowania pod sankcja odbioru i zaplaty.
W każdym mieście powstającym na podstawie jakiegoś prawa (magdeburskie, chełmińskie itp) były odpowiedniki „building codes”, określające wielkości działek, oddzielenie ogniowe i zasady „współżycia” sąsiadów.. oraz sąd gdzie mieli problemy rozstrzygać; proste i ma sens, ale wymaga ogólnie sprawnego systemu.
A u nas jest permanentna łatanina i zbiór przypadków szczególnych, oraz „miś na miarę naszych możliwości”.
Jak się idzie starówką w takiej Norymberdze (też spalona do piwnic) to po pierwsze: budynki są nowoczesne, – udawanie ograniczone do minimum (nie to co u nas gdzie w gdańsku bloki udają kamienice), materiały zastosowane z gatunków szlachetnych, ale sa też elementy „z katalogu” np. balkony przy kamienicach.. i nie razi. No i infrastruktura- jak jest most, to są daty remontu. regularnie co 25-30, nie jak u nas- gdy się zacznie walić.
Po prostu system, a nie zaklęcia i dobre/złe chęci.
Trafna uwaga przeciwko wkradającemu się do niektórych wypowiedzi socjalizmowi: więcej rządu i więcej przepisów bo bez nich zginiemy, domy zwalą się nam inaczej na głowę. Skoro na przykład oszczędzamy na architekcie, kupujemy niepełnowartościowe materiały budowlane, czy zatrudniamy niekompetentnych durni w charakterze murarzy to może lepiej jak zginiemy pod gruzami własnego domu? Najlepiej razem z wykonawcami… Wniesiemy tym przynajmniej wkład własny w dzieło czyszczenia poolu genetycznego ludzkości z oczywistych defektów… 😉
Pozostawieni sobie samym ludzie na danym terenie z powodzeniem zorganizują się do potrzebnego im poziomu wyznaczając własne „kody budowlane”, wieszając własnych architektów którzy zawinili, dając zarobić innym (w tym geodetom ;-)). Po prostu nie potrzebują narzucanych odgórnie z centrali i przepisów, i ilości geodetów których mają zatrudnić, i ilości mapek które mają zrobić. Anarchia oznacza brak rządu, a nie bałagan!
Kolega Alus zamknął temat chyba…
Ja ze swojej strony pragnę podziękować:
– naszym ustawodawcom, posłom senatorom i wszystkich kadencji za stworzenie ustaw podatkowych. Tylko dzięki Ich inwencji i pomysłowości w komplikowaniu ustaw o VAT CIT PIT i ZUS mało który z przedsiębiorców sam jest się wstanie w tym bajzlu połapać
.
– szczególne wyrazy uznania pragnę skierować do pracowników (także specjalistów) US i ZUS. Tylko dzięki ich uprzejmości i kompetencji mało który przedsiębiorca chce ich osobiście odwiedzać.
Specjalista ds. podatkowo-finansowo-księgowych wraz z rodziną i kuzynami.
Jeszcze raz dziękuję. Bez Was nawet nie wiem czym by się zajmował. (Został bym pewnie jakimś inżynierem albo nie daj Boże pracował bym w jakimś R&DC ewentualnie robił bym coś pożytecznego)
😉
Sorry, Cyniku, jeszcze coś bym dopisał 🙂
Szczerze mówiąc, na geodezji matma jest na wysokim poziomie – a na sza młodzież to ostatnio prawdziwe „orły” z tego przedmiotu…
Więc – młody człowieku – jeśli rzeczywiście potrafisz liczyć – to ten kierunek możesz skończyć. Dla tych, którym matematyka była „kulą u nogi” w szkole średniej rada – nie marnujcie sobie i uczelniom czasu.
Pzdr
Koniec swiata: Gospodarza zaskakuje ludzkie dzialanie.
Cyniku – tym razem jedynie w niewielkim stopniu masz rację ( o tych geodetach-urzędasach ). Otóż – jak większość urzędów w Polsce – urzędnik-geodeta jest dziedziczną funkcją 🙂 Reszta po zakończeniu studiów będzie się musiała odnaleźć na wolnym rynku ( a to już teraz wcale nie jest takie fajne ). Co więcej – nawet po studiach – taki absolwent musi swoje odsłużyć i zdać konkretne egzaminy na kolejne specjalizacje.
Nie jest też prawdą brak potrzeby używania matematyki w geodezji – może to powiedzieć tylko osoba, która o tej nauce ( pracy ) nie wie dokładnie nic 🙂 Jasne, do podziału działki wystarczy sprzęt – ale to geodezja rolna ( najprostsza – i najbardziej rozpoznawalna dla laików ). Jednak geodezja inżynieryjna to już zupełnie inna para kaloszy. Podobnie fotogrametria i obliczenia związane z różnymi odwzorowaniami kartograficznymi 🙂
A kierunek o tyle „przyszłościowy”, iż ma się po prostu fach w ręku – i wolną drogę w świat. Dodatkowym plusem zawodu jest „latanie po polach” – a nie siedzenie godzinami za biurkiem.
Ps Sam geodetą nie jestem – ale środowisko znam od podszewki z różnych przyczyn.
Trafny komentarz !
zdezorientowani co do swojej przyszłości geodeci to jeszcze nic.. weźmy np. takich socjologów którzy idąc na studia oraz przez cały pierwszy rok kwaśno żartują z siebie że po studiach nie znajdą pracy. bez ogródek mówią im to też sami wykładowcy i ćwiczeniowcy.
Wyjaśnienie studenta pokazuje sprawę od – niestety – innej strony, ale za to tej prawdziwej.
Ponieważ ma być tylu geodetów to rząd „walczy z bezrobociem” i „tworzy nowe miejsca pracy”.
(..) „- Znowu coś nowego wymyślił? – zapytała pani Przepiórkowska radcę Grzebickiego.
– Wcale nic nowego i nie wymyślił, jeśli jejmość chcesz wiedzieć… – rzekł Somonowicz. – Wszystko idzie do szkól, wszystko się pcha do fraka.
Jest nadmiar tego wszystkiego, oto, co mówię od lat tylu. Byle szewczyna, krawczyna, już pędraczka do terminu nie oddaje, tylko na mędrca! A na mędrca nie każdego Pan Bóg powołał, to też naokoło siebie widzisz jejmość jakichś rozgrymaszonych, rozlazłych, rozkisłych półmędrców, albo i całkiem głupich mazgajów. A ja już widziałem, moja jejmość, jaki to z takiej mąki chleb bywa. Oto, co ja mówię…”
(Stefan Żeromski – Syzyfowe Prace => TEN problem jest stary jak świat 😉
Łoś i przemat narzekają zgodnie na geodetów a nie potrafią dostrzec, że ich narzekania są ze sobą zwązane. Najpierw Łoś marudzi, nie mając pojęcia ile czynności należy wykonać, by nanieść tę głupią kreskę na mapę i kombinuje jakby tu tego uniknąć. I jak uniknie, to kanalizacji na mapie nie będzie i tu zacznie marudzić przemat, że dostaje buble od geodety, bo tu nie ma na mapie wody a tam kanalizacji.
I obaj narzekają na to że przymusza się ich do tego i owego.
Natomiast to, że łoś trafia na układ pociotny w gminie a przemat chce mapę ale tanio, bez wykrycia urządzeń podziemnych, bo ktoś ich wcześcniej nie zainwentaryzował a projektant w zasadzie ma to w d…
to nie jest wina akurat geodetów a ogólnie bylejakości w Polsce.
A co do popularności geodezji jako kierunku, no to zdania nawet wśród geodetów są ostro podzielone.
Dodam jeszcze : obecnie duża liczba wakatów jest, według mnie, objawem czegoś innego. Podobne wakaty są na stanowiskach inżynierów miast/gmin i architektów.
Nim się na ten fotel trafi to trzeba jeszcze zdobyć uprawnienia państwowe- czytaj jakieś 3 lata prawdziwej pracy a potem sito „korporacji”.
Po czymś takim użeranie się z interesantami, przetargami, wykonawcami za psie pieniądze się nie uśmiecha – a są to pozycje o dużej „ekspozycji” – ale i również odpowiedzialności – a pensja to część tego co zarabiają panie z „promocji”/”pozyskiwania środków”/”kontaktów z UE” – czyli jak się „stara gwardia” wykruszy to nowej osoby się łatwo nie znajdzie – stąd wakaty.
Chyba że ktoś z założenia idzie na takie stanowisko żeby ustawić się na boku.
Znowu- dostajesz to za co płacisz.
Chyba że zakładamy że rezygnujemy z miejskiej infrastruktury, to nie będzie problemu z zarządzaniem, zresztą nigdy to nie było w tym kraju robione z głową.
Kto nie budował domu ten tak naprawdę nie wie jaką szopką jest w Polsce ta cała geodezja. ŻENADA, DRAMAT i poziom mułu. Przy każdym przyłączu musi być mapka – osobna a jakże! Bo przecież nie może być tak, że sam człowiek może nanieść co i jak jest bo naniesienie jednego elementu UNIEWAŻNIA WG. PRAWA mapkę wykonaną np. miesiąc wcześniej.
I tak – gaz – osobna mapka, kanaliza, osobna mapka, wodociąg osobna, energetyka, osobna, dom osobna. Za każdą mapkę – co najmniej 700-1000 zł bo to MUSI BYĆ MAPKA Z PIECZĄTKĄ, że jest mapką projektową. Mapka podobna tylko BEZ PIECZĄTKI kosztuje 100 zł. Pieczątkę musi przystawić WAŻNY PAN Z URZĘDU GEODEZJI.
Po wykonaniu każdego elementu, znowu korowód z mapkami. Tym razem powykonawczymi. Uprzedzam pytanie – NIE, nie wystarczy stara mapka, bo ta się już przedawniła, trzeba nowe. Ch..j człowieka strzela jak widzi, jak na tych darmozjadów pieniądze lecą. Budowanie domu to koszmar, jakiekolwiek inwestycje drogowe czy lądowe to koszmar. Politycy wymyślają coraz to nowe bzdury i kwitki które muszą być (nikt ich przecież nie czyta), i za każdy taki kwitek niewąsko sobie liczą.
Żeby z ostatnich lat policzyć co doszło to: pozwolenia archeologiczne (oczywiście archeolodzy też się przyssali do cycka), świadectwa energetyczne (nie wiem w ogóle po co to cudo), przeglądy kominiarskie (obowiązkowe coroczne!!), przeglądy gazowe (to jeszcze rozumiem – wiadomo bezpieczeństwo). I masa innych. Do tego jak zmienisz COKOLWIEK co wystaje poza grunt, wstawisz okno czy inne, korowód zaczyna się od nowa. Jak nie to 50.000 zł kary (nie ma gradacji kar – jest jedna słuszna) Niech to państwo ode mnie się odp…li, nic od nich nie chcę to niech się nie wtrącają do tego jak JA CHCĘ mieszkać i w czym chcę mieszkać…
@alus
Przeglądy gazowe to rozumiesz, a kominiarskich nie ?
Prędzej wyczujesz ulatniający się gaz (z domieszkami zapachowymi) a nie mając _dobrego_ czujnika tlenku węgla jesteś w zasadzie ugotowany.
Ja od 4 lat mam takie przeglądy kominiarskie. Kominiarz obmacuje czujką rury – pomimo że jest lato i piec gazowy JEST WYŁĄCZONY, kazał mi zmienic drzwi do łazienki że mają się otwierać na zewnątrz a u mnie jest do wewnątrz, i kazał zdemontować wiatrak z kratki wentylacyjnej nawet pomimo że jest zepsuty i nie działa. Oczywiście zalecenia kominiarskie mam w głębokim poważaniu i co roku jest to samo. Ale kasę sobie liczy.
Mam w rodzinie geodetę, geodetę-wojskowego… ma 40pare lat i jak wiadomo jest już na dobrej emeryturze, tzn dostaje emeryturę i dorabia:)
Jest tylko jeden problem: poligony można sobie wyznaczać z „dokładnością” do dziesiątek-setek metrów, natomiast granicę działek dwóch „serdecznych” sobie sąsiadów „na dwa palce” 😛
Witam.
Gospodarz (chciałoby się powiedzieć „jak zwykle” 🙂 ma dużo racji. Ale trochę i nie ma 🙂 Jako że jestem odrobinę w temacie geodezji to wiem że urzędniczy stołek w gminie/starostwie oraz możliwość robienia „fuch” jest w cenie. Istnieje oczywiście zakaz uprawiania prywaty na własnym terenie ale przecież kolega z sąsiedniej jednostki administracyjnej podpisze nasze opracowanie, a my odwdzięczymy się mu tym samym 🙂 Rączka rączkę…
Ale znam też geodetów, którzy są porządni i to na tyle że do niczego w życiu nie doszli! 🙂 Są świetnymi fachowcami, również w gminach zajmują się trudnymi sprawami własnościowymi (a tych nie brakuje), stają w sądach pisząc opinie i rozwikłują sprawy wydawało by się beznadziejne. Ale mam też do czynienia z dokumentacjami gdzie załączane są mapki wykonane przez „geodetów” i poziomem zbliżają się do rysunku dziecka z gimnazjum. I taką mapkę wykonać potrafi każdy średnio rozgarnięty inżynier bez uprawnień za to dysponujący taśmą mierniczą i odrobiną wyobraźni. Ale ktoś tych mapek wymaga 🙂
A co do bałaganu w dokumentacjach i bazach. Prawdopodobnie sprawa jest nie do ogarnięcia. Nigdy 🙂
Gospodarz lubi sobie dworować z różnych grup zawodowych ale jak wszędzie świat nie jest czarno-biały. Inwestorzy, drogi Cyniku, też są różnej maści 🙂
Pozdrawiam
Maciej
1. Studenci zazwyczaj (19/20) nie mają zielonego pojęcia z czym się wiąże prawdziwa praca w zawodzie który studiują. Decyduje heresay, aktualny top lub rzut kostką gdzie przezimować.
2. Jeśli chodzi o kierunki inżynierskie (architektura itp) to na całych 5 latach studiów może 2 godziny są o prawdziwej robocie, reszta to dyrdymały aktualne 40 lat temu, praktyczne praktyki tylko jak sobie je student zorganizuje poza zajęciami. 5 lat studiów== tydzień w biurze. Farsa.
3. Jeżeli geodeci, co mają biuro na końcu korytarza ( i nigdy ich nie ma- ciągle w terenie) są jakimś wykładnikiem- to prawdziwe pieniądze robi się na obsłudze jak najbardziej prywatnych budów wiatraków.
4. W powiecie jest z 10 firm geodezyjnych i traktują konkurencję dość serio – poza sytuacjami gdy ktoś jest na długim kontrakcie, albo regularnie daje ciała ( i wtedy szybko nie ma roboty). Znam 2 dinozaury na państwowych stołkach co usiłują lody kręcić- ale da się ich obejść.
5. To co się kładzie w ziemie jest inwentaryzowane od jakiś 10 lat, reszty na mapach zazwyczaj nie ma, i tu znowu dobry geodeta co ten cały sheiss „chwyci” jest na wagę złota; oczywiście są durni inwestorzy co myślą że za 5 zlotych jakiś ziutek im mapkę ze składnicy odbije i voila – tu rola projektanta żeby użył klonicy albo jenvestorowi grzecznie podziękował – jak gość tak zaczyna znaczy że dalej będzie droga przez mękę.
6. Inwestorzy „z torbą foliową” i BMW .. klasa sama w sobie – chce toto wybudować obiekt za milion (pożyczony) ale projekt to chciałby za 5 zł, 1k max (bo to ze swoich); „gwarantowane” że „zna kogoś z gminy” … a w ogóle to on projektu nie potrzebuje bo się „z fachowcem dogada” a „pan przybij pieczątkę co by sztuka była” … to że jeszcze są projektanci-debile co z takimi rozmawiają, to jest kryminał; nie dość że powstają potworki, to jeszcze idzie opinia o całej „grupie zawodowej”; do niektórych jeszcze nie dociera że wiedza kosztuje, i że projekt ( != 'egzemplarz dokumentacji’) to jest coś co ma mieć ręce, nogi, ma przejść przez biurokrację, ma dać się wybudować i jeszcze działać to za to trzeba zapłacić, podobnie jak za to żeby projektant miał czas przyjechać na budowę zobaczyć co (nie czy) „fachofcy” skopali – ale znowu projekt z kieszeni a budowa z kredytu i tych 4% żal (10% z branżami); a później się dziwić że potworki straszą.
Pewnie – jest problem z „panami na włościach”, tyle że to że jeszcze oni funkcjonują wynika z tego że są lemingi co im płacą za to sobiepaństwo i załatwianie na krzywy ryj.
Gdy ja robiłem studia techniczne zaraz po upadku PRL, wszyscy inni pchali się na bankowość, marketing, „zarządzanie”. Nie dziwota, oni byli pierwsi i dziś zarabiają krocie i faktycznie trzymają biznes i kasę w tym kraju. Potem była fala myślicieli, filozofów, socjologów i innych bezrobotnych. O kierunku na AGH owszem czytałem ale nie chodziło o zwykłą geodezję (skoczybruzdę) tylko o wydział geologii, który trzeba trafu skończyli oboje moi starzy. Geolog górniczy a geodeta to nie to samo. Ja też potrafię używać teodolitu, niwelatora (teraz to bajka, są dżipiesy, urządzenia laserowe, nieomylne, precyzyjne, ja mam wciąż optyka Zeiss Jena). Oblężenie tego kierunku dyktowane jest medialną modą na gaz łupkowy i rozbudzonymi oczekiwaniami. Podobnie jest na atomistyce.
Co do samych geodetów, to faktycznie golą gigantyczną forsę za kilka minut w terenie i drugie tyle nad rysunkiem. To nie fair. Nie oczekuję, by każdy chłopek-roztropek sam sobie kreślił mapki powykonawcze i zanosił do starostwa do naniesienia na mapy zasadnicze. Od tego są służby geodezyjne i tak ma być. A że jest gdzieniegdzie burdel na planach (coś jest na mapach ale tego w ziemi nie ma i vice versa) to fakt.
@Cynik
To że Szekspir pisał o prawnikach świadczy jedynie o tym że w jego czasach świat już stał na głowie 😉
Nie twierdzę że geodeta to jakiś super ważny zawód – wręcz przeciwnie – napisałem że to zawód techniczny jeden z wielu…
Od gospodarza nie dowiedziałem się jakie zawody jednak ceni no ale cóż jak to gospodarz ma do tego absolutne prawo 😉
Natomiast co do szczegółów dotyczących geodetów:
– geodeci w urzędach nie koniecznie maja wykształcenie geodezyjne i zajmują się jedynie obróbką państwowych materiałów i pism jak pozostałe miliony innych urzędników – wg prawa nie mogą oni wykonywać prac geodezyjnych w terenie ani prowadzić własnej działalności – jeśli jest inaczej to kłania się nam nasze już wcześniej przywołane prawo 😉
– geodeci wykonujący pomiary prowadzą działalność gospodarczą, wykonują prace bardziej i mniej ciekawe – niektóre trudniejsze /obsługi dużych budów, prace związane z katastrem np rozgraniczenia, pełnią rolę geodety sądowego itp/ jak i prostsze np inwentaryzacja przyłączy – wykonują pracę jak wielu innych uczestników naszego rynku w XXI w – i to jest zupełnie inna grupa zawodowa niż „geodeci” w urzędach
Uzyskanie uprawnień geodezyjnych wymaga ukończonych studiów kierunkowych następnie 3 lat udokumentowanej praktyki i zdania egzaminów państwowych – obejmujących (o zgrozo 😉 ) głównie zagadnienia prawne w bardzo szerokim zakresie – „zdawalność” ok 50%
Geodeci z uprawnieniami i czynnie wykonujący swój zawód mają bardzo szeroką wiedzę często bardzo praktycznego wykorzystania prawa, to że biegają po terenie niestety nie pozwala im chodzić cały dzień w garniturze a dla wielu jest to jedyny wyznacznik „jakości” zawodu 😉
Oczywiście wśród tej drugiej grupy trafiają się geodeci kompletnie nieodpowiedzialni i niedouczeni – ale to zdarza się wszędzie i żadna grupa zawodowa nie jest od tego wolna
Jeden z szacownych rozmówców przytacza przykład nieaktualnych map które pobrał z urzędu:
Urzędy przechowują zasoby takie jakie mają i jeśli przychodzi strona po mapę to otrzymuje to co tam jest a na to przybitą wielką pieczątkę MAPA NIE AKTUALIZOWANA płaci się za to 15zł i ciężko wymagać żeby mapa poszła w teren i się sama zaktualizowała 😉
Aktualne mapy do celów projektowych zleca się właśnie geodetom – oni są od AKTUALIZACJI tej mapy i właśnie za pomiar nowych i niezgodnych szczegółów na mapie oraz ZAKTUALIZOWANIE map w urzędzie i właśnie za TO biorą pieniądze i wtedy nie jest to już 15zł…
Jeśli Pan który przytoczył ten przykład zapłacił jednak geodecie za aktualna mapę a on nie wykonał jej prawidłowo to wtedy tak samo jak w każdym innym wypadku ma prawo wymagać od niego wyjaśnień albo poprawek – natomiast jeśli kupił tylko nieaktualna mapę w urzędzie to ciężko zrozumieć co go tak zadziwia (rozumiem że nowe przyłącza które wykonał także powinny w magiczny sposób pojawić się w urzędzie na mapach – to nawiązanie do innego wpisu dotyczącego kilkuset złotych za kreskę na mapie) – ta kreska za powiedzmy 350 zł obciążona jest podatkiem dochodowym, podatkiem VAT 23%, opłatą w urzędzie – przyłącz to 60 zł, kosztem utrzymania samochodu, sprzętu, biura paliwa i pracownika – na ten blog zaglądają ludzie którzy niewątpliwie potrafią liczyć więc nie muszę tego tutaj nawet sumować… 😉
Inna sprawa to konieczność wykonywania niektórych prac – ale geodeci prawa nie tworzą tylko tak jak wszyscy obywatele wykonują to co jest prawem wymagane
Pozdrawiam
Przyznam szczerze że nie bardzo łapię sens tego wpisu, Cyniku9. Porażająca liczba 8 czy nawet 10 chętnych na miejsce jakoś wcale mnie porazić nie chce. Ot, przerzuciłem sobie dzisiaj Rzepę i piszą tam, że tylu jest również chętnych na wydziały prawa polskich uczelni. Jaja kobyły 😉 student jednego z owych wydziałów, mogę śmiało powiedzieć, że jest to nic innego jak tylko fabryka bezrobotnych. Tak więc młodzież pcha się aby ktoś ich wydymał bez pomadki, a później to pewnie kariery porobi podobne jak mój rocznik, czyli 50% towarzystwa na starcie na zachód na zmywak lub do podcierania niemieckich tyłków.
Sprawa jest systemowa; skoro wszyscy studiują to bezrobocie spada, przecież student to nie bezrobotny. Poziom wykształcenia społeczeństwa też nam rośnie pod same niebiosa, co nie idzie niestety w parze ze spadkiem poziomu głupoty bo ta jak na złość rośnie. W każdym razie statystyki są coraz lepsze, a że nie ma ani komu pracować bo mało kto coś umie, ani nawet myśleć bo ta umiejętność w trakcie 20 lat przygody z naszym systemem edukacji zazwyczaj zanika, to już jest tylko detal.
Apropos stanowiska specjalisty, to jednym „ciekawszych” w dzisiejszych czasach jest specjalista ds. rejestracji w urzędach bezrobotnych, znaczy się pracy;)
Witam
Czytam tego bloga od lat -niestety z fantastycznego merytorycznego pisania zostało już tutaj tylko wspomnienie /niestety/
Gospodarz oczywiście ma prawo pisać co uważa bo to w końcu jego blog a ja wcale nie muszę go czytać – i najpewniej tak mi właśnie odpisze – bo tak właśnie reagują właściciele blogów politycznych gdy nagle ktoś napisze swoją opinię nie koniecznie po ich myśli…
Jak to już cynicy mają w swojej naturze – są cyniczni i lubią bardzo obrażać innych albo podchodzić do innych z wyższością.
Tym razem oberwało się geodetom – a na dodatek zrobiono z nich pasożytów a np prawników dano za przykład pasjonującego niezbędnego i pięknego zawodu – to jest ironia losu – jakby nie lubić geodetów to już szczytem cynizmu jest twierdzenie że w dzisiejszym systemie świata gdzie każdy musi funkcjonować w określonych wyznaczonych przez system ramach to prawnicy są bardziej niezbędni i krystaliczni niż np geodeci którzy wykonują czysto techniczny zawód,
Świat w swojej pierwotnej naturze prędzej poradził by sobie bez prawników niż bez osoby która będzie umiała np policzyć powierzchnię działki i odpowiednio posadowić budowlę…
A tak swoją drogą powielę już zadane pytanie – jakie to studia gospodarz uzna za ważne i intratne ?
Ciekawe jaki zawód wykonuje /wykonywał/ on sam ? i ciekawe jakimi zawodami jeszcze pogardza… ?
Ja twierdzę że nie zawody są ważne ale ludzie i nawet w wybitnych środowiskach trafiają się czarne owce – ale niektórzy lubią uogólnienia bo populizm dobrze się dzisiaj sprzedaje…
Pozdrawiam
Jestem właścicielem firmy geodezyjnej – nie narzekam na realia tylko pracuję i płacę podatki – nie czuję się nikim gorszym ani lepszym – wykonuję zawód jeden z wielu
Czytam tego bloga od lat -niestety z fantastycznego merytorycznego pisania zostało już tutaj tylko wspomnienie /niestety/
Gospodarz oczywiście ma prawo pisać co uważa bo to w końcu jego blog a ja wcale nie muszę go czytać – i najpewniej tak mi właśnie odpisze
Ale gdzież tam! Pozdrowimy tylko drogiego czytelnika serdecznie! Co najwyżej zapytamy czemu po prostu nie powiedzieć wprost „jako właściciel firmy geo. nie zgadzam się absolutnie z tym, tamtym i owym bo to, to i tamto” a zamiast tego moralizować o wysokim poziomie bloga który selektywnie obniża się gdy wjedziemy w tematykę niezupełnie po myśli autora uwagi… ;-D. Takie to przewidywalne… Śmieszne też wydaje się nam doszukiwanie się „obrażania” kogokolwiek, „pogardzania” czy też „pasożytów”. So cheer up {A_BS}, nie lepiej zostawić obrażanie się na telewizję np?
szczytem cynizmu jest twierdzenie że w dzisiejszym systemie świata gdzie każdy musi funkcjonować w określonych wyznaczonych przez system ramach to prawnicy są bardziej niezbędni i krystaliczni niż np geodeci – To nawet więcej niż szczyt cynizmu, to szczyt niewiedzy pomieszany z bezczelnością!!! Wiadomo przecież że już Szekspir chciał wymordować wszystkich prawników ( „let’s kill all the lawyers” – Henry VI) natomiast nigdy nie zaproponował aż tak drastycznych rozwiązań w stosunku do geodetów. Co stanowi pozytywny dowód że geodeci są nieskończenie bardziej przydatni od prawników… Masz absolutną rację! 😉
Jeśli ktoś nie chce być uznawany za pasożyta, to sam powinien głośno krzyczeć i wołać o zniesienie jak największej liczby regulacji prawnych ZMUSZAJĄCYCH ludzi do korzystania z jego usług. Wtedy kiedy będzie mieć świadomość, że wszystkie zamówienia jego klientów wynikają wyłącznie z tego, że tak bardzo doceniają i potrzebują jego usług, będzie mógł spać spokojnym snem wiedząc że nie jest pasożytem.
Tymczasem już Łoś wyżej podawał przykłady w których zmuszanym jest się do skorzystania z usług geodety do postawienia kilku kresek. Ha, jakże inaczej – prywatnej firmy, więc ktoś mógłby powiedzieć – kapitalizm i wolny rynek. Nie nazwałbym jednak przymusu wolnym rynkiem.
Buduję właśnie dom – jest dla mnie oczywiste, że do wymierzenia działki i przygotowania mapki zatrudniłbym geodetę. Ale już niekoniecznie do tych kilku kolejnych papierkowych czynności, które ogoliły mnie na tysiąc czy dwa. W dodatku jak się okazuje Urząd Miasta ma własne mapy geodezyjne, które geodeci tylko wyciągają, dorysowują kilka kresek i kasują za to 500-1000zł w zależności od regionu PL. Ceny biorą się wprost z przymusu. To zjawisko coś a’la przywiązywanie baranów do palików w przypadku OFE – więc chyba normalne że Cynik poruszył tego typu temat.
Gdyby ktoś ustawowo zmuszał np. każdego zakładającego konto e-mail czy blog do skorzystania z usługi certyfikowanego informatyka, to zapewne krytykowalibyśmy informatyków. A tak dostało się geodetom. Chociaż faktycznie – winny jest system, a oni z niego tylko korzystają. Ale niech chociaż się zgodzą z resztą rozmówców że system jest zły, a nie kombinują.
Dodatkowym smaczkiem urzędowania państwowych geodetów jest ponury fakt koszmarnego rozmijania się z prawdą informacji zawartych w tych ich drogocennych mapach. W ostatnim dziesięcioleciu trzy razy miałem z tym do czynienia przy okazji podłączania instalacji tzw. infrastruktury publicznej do posesji. Za każdym razem musi być do tego zrobiony projekt, za każdym razem projektant w kosztorysie umieszcza pozycję „wyciągnięcie mapy z geodezji” Gdy za pierwszym razem rozmawiałem z projektantem o planowanym przebiegu instalacji (chodziło o przyłącze wodociągu) studiowaliśmy sobie tę „mapę z geodezji” i ze zdumieniem stwierdziłem, że przebiegi dotychczas istniejących elementów infrastruktury albo nie zgadzają się ze stanem faktycznym, albo nie są na mapie w ogóle ujęte, Tak było w przypadku starego przyłącza gazowego w posesji i magistrali wodociągowej w ulicy. Powiedziałem projektantowi, że gaz przechodzi inaczej i pokazałem jak. Powiedział, że to niemożliwe, bo przechodziłby praktycznie po stycznej szamba, a to jest niezgodne z przepisami. Powiedziałem, ze być może, ale za to jest zgodne ze stanem faktycznym, a wodociągu w ulicy, z którego ja czerpię wodę w ogóle nie ma na mapie, a wiedziałem nawet, że to stalowa rura 100 mm. Pytał mnie skąd o tym wszystkim wiem, a ja na to, że mieszkam tu od urodzenia i pamiętam te wszystkie wykopy i instalacje. Że ponadto brakuje przebiegu dwóch drenów, a czego jeszcze, to nie wiem, bo aż tak bardzo to się tym nie zajmowałem. Podumał trochę, a na koniec powiedział, że może i tak jest, ale co go to obchodzi, skoro on projektuje nowy wodociąg, a stary może sobie istnieć, albo i nie. Przy następnych inwestycjach (przyłącze kanalizacji i nowe przyłącze gazowe) już nie rozmawiałem o szczegółach z projektantem, tylko od razu z wykonawcami, bo oni akurat słuchali dość uważnie, zadowoleni, że raz na jakiś czas zdarza im się klient, który na prawdę wie, co i gdzie pod ziemią leży, bo z mapami „to wiesz pan…”
Wynika z tego, że te mapy nie służą do tego, żeby coś zilustrować, ani o czymś informować, tylko po to, żeby za nie skasować. Trzeba więc liczyć się i z tym, że projektanci, w oparciu o takie lewe mapy, robią niejednokrotnie również lewe projekty. Ale ponieważ taki projekt to rzecz cenna i czasochłonna, to przytomny prywatny inwestor nie boksuje się zazwyczaj z tymi niezgodnościami, tylko na koniec dogaduje się z majstrem, żeby kopane było tam gdzie trzeba, a niekoniecznie tam gdzie projekt, Ten majster z kolei jest zazwyczaj dogadany na stałe („abonament” albo „ryczałt”) z gminnym urzędnikiem, który robi odbiory budów – i wszyscy są na koniec zadowoleni W ciągu dziesięciolecia trzy razy „geodezja” dostarczała trzy razy kopie dokładnie tej samej mapy z naniesionym stanem gdzieś tak z połowy lat ’70 ub. wieku, a i to – niekompletnym. Kopie różniły się tylko tym, że za każdym razem xero w gminie było coraz bardziej zużyte, co odbijało się na coraz marniejszej czytelności, natomiast cena „wyciągnięcia” – owszem – rosła, choć przyznać trzeba, że nieznacznie. Czyż więc nie jest dulce et decorum być w gminie geodetą???
trochę roboty napędza boom inwestycyjny; drogi, deweloperka – jest wiec także robota w geodezyjnych firmach prywatnych, zresztą na budownictwo też jest dużo kandydatów jak nigdy.
I jeszcze jedno wyjasnienie przy okazji ww. geodety. Otoz u mnie w gminie, Gminne Przedsiebiorstwo Wodociagow i Kanalizacji, jest miejscem, gdzie – jak wiesc gminna niesie – wojt zatrudnia wszystkich swoich pociotow i znajomych. Dlatego gminie zalezy, zeby kanaliza dobrze prosperowala i stad obstrukcja w temacie przydomowej oczyszczalni sciekow. Zeby GPWiK bylo rentowne – co jest trudne przy rosnacej liczbie zatrudnionych pociotow – gmina doplaca nawet do kazdego metra wody i sciekow. A pociotow jest juz tyle, ze mimo mobilizacji opozycji zapewniaja wojtowi od wielu lat zelazny elektorat. W ogole takie gminne bagienko przykanalizacyjne to temat na kilka wpisow.
Ta cała edukacja to lipa i oczywiście cynik ma znowu sporo racji, szydząc w swoim stylu z kolejnego niby problemu.
Może trochę poza tematem, ale moim zdaniem problem jest bardziej ogólny. Przede wszystkim szkoła podstawowa powinna trwać trzy lata. liceum, zawodówka lub technikum 3 lub 4 lata. A potem wolność i swoboda. W wieku 14 lub 15 lat młodzieniec lub dziewica powinni iść już wg własnej fantazji. Jedni do pracy, inni do szkół, inni do wojska. W wieku 15 lat pozostaje tak naprawdę jeszcze tylko kilka lat, które efektywnie można poświęcić na edukację, tak żeby zostać lekarzem lub kaskaderem. Później to się tylko walczy ze sztywniejącym mózgiem. Powtarzanie w kolejnych latach niby w innych szkołach tych samych rzeczy jest jałowe i może każdego zniechęcić. Mieszanie wszystkich w jednym worze działa podobnie. Oczywiście ministerstwo ciemnoty trzeba zlikwidować wraz z jego unitaryzmem. Każda szkoła ma być inna! Ma być lepsza od każdej innej. Odpłatność za każdą naukę spowoduje natomiast, że jak będziemy potrzebować 3 miliony geodetów to ich bez trudu wyprodukujemy 😉 i nie będzie sensu mówić że jak się zgłosi za dużo chętnych to będziemy ich odrzucać. W końcu ktoś, kto podejmując trud nauki tego fachu podejmuje ryzyko, że nie znajdzie zajęcia, więc dlaczego utrudniać mu życie już w przedbiegach???
A ja rozumiem szturm na geodezje. Zrozumialem w zeszlym tygodniu, jak dostalem od mojej gminy „warunki techniczne dla budowy przylacza kanalizacyjnego”. Jak wol stoi tam napisane, ze mam zlecic kwalifikowanemu geodecie zrobienie inwentaryzacji powykonawczej. Dla samej kanalizy kosztuje toto kilkaset zlotych. A cala robota to pociagniecie jednej kilkucentymetrowej kreski na mapie konturowej. Zeby bylo smieszniej cala robota bedzie sie odbywac u mnie na dzialce. Na moim wlasnym gruncie. Ale gmina naklada na mnie obowiazek zaplacenia geodecie za te kreske „powykonawcza”. Zeby bylo smieszniej to gmina wczesniej podjela za mnie decyzje, ze nie moge sobie postawic przydomowej oczyszczalni sciekow, a musze sie podlaczyc do kanalizy. „Bo jakby kazdy sobie tak oczyszczalnie zrobil, to kto by za kanalizacje placil?”
@ Taki Jeden Łoś
Wiem, że w sprawie obowiązkowych przyłączy do kanalizacji wypowiedział się NSA. Wyrok był niekorzystny dla gminy, która takich wymuszeń na posiadaczach oczyszczalni dokonywała.
Komentował ten wyrok na swoim blogu Gwiazdowski ale nie podam linku, gdyż on nie ma tag’ów a tytuł nie pamiętam.
U Gwiazdowskiego bykl tylko jeden wpis odnosnie tego tematu. Wyrokow NSA w podobnych sprawach znalazlem w sieci kilka co oznacza, ze kazdy, kto chce zbudowac oczyszczalnie wbrew gminno-powiatowym mafiosom musi sam przejsc droge przez meke z polskim wymiarem bezprawia. A mi wali sie szambo i potrzebuje rozwiazania na teraz i nie moge czekac z decyzja, na wyrok, ktory pewnie bym otrzymal za kilka(nascie?) lat.
Tak sobie mysle, ze najprosciej byloby sie nielegalnie wciac do sieci kanalizacyjnej nic nikomu nie mowiac i – jestem gotow sie zalozyc – przez najblizsze 20 lat nikt by sie nie kapnal, ze nielegalnie odprowadzam scieki. I uniknlabym tez wtedy podatku geodezyjnego.
wali sie szambo i potrzebuje rozwiazania na teraz
Bardzo dobrym, sprawdzonym rozwiązaniem tam gdzie jest na to miejsce jest pole trzcinowe. Zupełny autopilot, zero opłat kanalizacyjnych, zero drogich urządzeń mieszających, praktycznie zero kosztów serwisowych. W dodatku aureola najbardziej uświadomionego ekologicznie obywatela 😉
Ciekawy pomysl. Tym bardziej, ze woda z poletka trzciny moglbym podlewac plantacje wierzby energetycznej i mialbym jeszcze za friko czesciowe ogrzewanie domu 😉 Niestety podstawowym problemem jest zgoda biurokratow dla ktorych powodzenie mojej inwestycji oznaczaloby ca. -2000 PLN rocznie w budzecie GPWiK. A przeciez nie po to wojt obsadzil GPWiK swoimi ludzmi, zeby im placic glodowe pensje.
A poza tym Cyniku, czy do qrwy nędzy nie uważasz, że w tym kraju potrzeba wreszcie trochę osób odpowiedzialnych za urbanistykę i scalenie gruntów? Poza tym co qrwa powódź to płacz, bo dostali pozwolenie na budowę. Moim zdaniem tym z urzędnikom z geodezji powinno się po prostu dać odpowiednie uprawnienia a niepotrzebne zabrać:-)… Tu akurat pewna rola państwa jest niezbędna, bo potem jest -płać, lament i zgrzytanie zębów. A za burdel w ich pracy to już cyrk na wiejskiej odpowiada. Oni nie są najgorsi.
A czy to takie łatwe studia…? dla 90 procent społeczeństwa na pewno nie do przejścia, uczone na odpowiednim poziomie, oczywiście.
Pewnie tez tu dziala magia rynku nieruchomoci jako branzy przykuwajacej dynamika przyrostu wartosci a od wiekszej wartosci odcinamy wiekszy kupon. Dla 20 latka na okres boomu budowlanego, przypada czas jego dorastania, wiec w jego subiektywnym odczuciu cala era. W tym wieku nie ma sie tej przenikliwosci, aby zrozumiec ze dobrobyt plymie nie od inwestycji w mury tylko w produkcje, nie egzaltacja wzrostem cen tylko obnizanie kosztow i wdrazanie alternatywnych rozwiazan.
„Tylko nie ma kogoś kto głośno krzyknąłby STOP!”
Ja krzyczę ale nikt nie słyszy 🙂
„Jak ktoś spróbuje zdobyć wszystkie formalności do budowy domu..”
Ostatnio dowiedziałem się, że aby przystrzyc (nie wyciąć!!) drzewo na mojej działce potrzebuję zgody konserwatora zabytków (drzewo zabytkiem nie jest tylko miejscowość podpada pod konserwatora). W dodatku prawdopodobnie będę musiał zatrudnić do tego firmę bo sam najpewniej zepsuję 😀 Póki co na przygotowanie do budowy (sama biurokracja – nie liczę architekta i przyłączy) wydałem około 15kzł i zmarnowałem około 2 tygodnie z życia 🙂 Dodam, że po roku nie mam jeszcze pozwolenia na budowę.
aby przystrzyc (nie wyciąć!!) drzewo na mojej działce potrzebuję zgody konserwatora zabytków
8-o horror…. Drzewo składa się z pnia właściwego oraz z liści ogólnorozwojowych… Może prościej uprzątnąć najpierw liście ogólnorozwojowe jakimś herbicydem a potem wyciąć pień właściwy który w myśl przepisów stracił już cechy drzewa? 😉
Jako że działka podpada pod konserwe a drzewo to cis (jedna z wyższych klas czy czegoś tam ochrony) postępując w ww sposób można się naciąć na karę – z wyliczeń konserwatorki około 100kzł. Więc niestety będę musiał postawić dom nie na środku działki tylko przesunięty o cisa co będzie wyglądać komicznie ale cóż… urzędnik ma zawsze rację 🙂
Panie Janku,
W internecie gdzieś krąży broszura w temacie jak pozbyć się drzewa z własnej posesji, gdy urzędnicy nie pozwalają lub utrudniają. Proszę poszukać.
Pamiętam że była do kupienia za 20 zł.pozdrawiam
Krążą też nieznani sprawcy których za 20zł można pewnie wynająć aby pod nieobecność właściciela dopuścili się aktu kradzieży drewna… 😀
Co do cisa. W Gorzowie podczas remontu prokuratury, w celu stworzenia dwóch miejsc parkingowych wycięto cis w wieku około 100 lat
Nikt się o drzewo nie upominał publicznie. Za to mój sąsiad, ówczesny wojewódzki konserwator przyrody, na moje prywatne pytanie w tej sprawie
twierdził, że ochronie ten gatunek podlega tylko w lasach a nie w zadrzewieniach miejskich.
no i tu kolejny problem. mój cis rośnie sobie na części działki która jest leśna 🙂
Obawiam się, że w PL mógłbyś dostać grzywnę za zniszczenie drzewa.
Wyjaśnienie studenta jest wg. mnie prawdziwe natomiast cynik również ma dużo racji. W czasach, kiedy każdy umiejący tabliczkę mnożenia musi studiować, a psychologia i socjologia już chyba odbija się czkawką każdemu absolwentowi zawód geodety dla maturzystów, a zwłaszcza rodziców, którzy mieli do czynienia z gminnym czy powiatowym urzędasem może wydawać się stanowiskiem „kacyka, z domieszką maharadży” 🙂
Choć sam nie jestem geodetą to zgadzam się z poprzednikiem „studentem”
Ja z własnego doświadczenia polecam studiować energetykę … wszak wszyscy wiedzą ze tania energia elektryczna przekłada większy rozwój gospodarki ( mam tutaj na myśli głownie przemysł)
Biznesowo interesujące są też związki rodzinne z geodetą – np mąż geodeta w urzędzie gminy a żona – pośrednik nieruchomości z własnymi inwestycjami na terenie tej samej gminy, no i cała rodzina która kupowała ziemię rolną jakby z góry wiedziała jaki będzie plan zagospodarowania w przyszłości
@cynik9
Właśnie tak się składa, że znam dość dobrze tych „młodych geodetów”. Po pierwsze, jest to zawód w dużym stopniu techniczny (GPS, systemy GIS), ale nie związany z siedzeniem non-stop na hali czy za biurkiem. Po drugie, w tych sprawach w Polsce panuje niemożliwy bałagan i pracy dla _PRYWATNYCH_ firm. Po trzecie – jeździ się trochę. Z czasem przeszkadza, ale nie przybija młodego na początku i do końca do biurka.
Kilku znajomych ma własną działalność, robi dla inwestorów prywatnych, kosi pieniądze i nie niszczy kręgosłupa na fotelach.
Trend o ciśnieniu na państwowe posady jest generalnie prawdziwy – ale nie można było wybrać gorszego przykładu na jego ilustrację.
No tak, robi dla inwestorów prywatnych – tylko po co inwestorom prywatnym geodeta? Po to, żeby zaspokajać wymagania wynikające z przepisów. Tak samo jak doradcy podatkowi – też pracują dla prywatnych firm, ale tak naprawdę istnieją dzięki przepisom.
@awl
Wybacz,ale taka pseudolibertariańska gadka na nikim chyba wrażenia nie zrobi. Jeżeli coś budujesz na czym chcesz zarabiać dłużej niż rok, to interesujesz się tym GDZIE i NA CZYM to postawisz.I potrzebujesz geodety aby dopilnował, we współpracy z geologiem, aby Twój budynek / most / lotnisko / whatever stanał tam, gdzie trzeba i nie rozleciał się przy pierwszej deszczowej jesieni.
A że masz wyuczony odruch że tylko przepisy, a przepisy to zło – cóż, kwestia horyzontów.
jakieś dwa lata temu musiałem uaktualnić położenie łącza gazowego na mojej działce. Dostałem tel. do geodety, zadzwoniłem, przyjechał, bardzo miły, „down to earth” gość, pochodził, pomierzył, pogadał (najdłużej), za tydzień znów przyjechał — z gotowa mapka i….wziął piec stówek. Góra dwie godziny (z gadaniem ) pracy. Aha, żadnego pokwitowania za skasowane PLN.
Przecenia Pan niestety Polskich studentów. Sam studiuję na AGH i wiem dobrze że przy wyborze studiów pojęcie o pracy która można wykonywać po obranym kierunku jest raczej mgliste i bardziej przypomina to bujanie w obłokach niż twarde realia rynku pracy, zaobserwowałem to u swoich kolegów jak również u siebie. Podejrzewam że wybór geodezji czy kartografii na kierunek studiów jest motywowany głównie jego poziomem łatwości. Geodezja jest zwyczajnie prosta, nie wymaga dobrej znajomości trudnych dziedzin matematyki (jak np. kierunek elektronika, elektrotechnika, informatyka) nie wymaga zaznajamiania się z co trudniejszymi działami fizyki (jak np. fizyka jądrowa, telekomunikacja, mechanika) a te dwa przedmioty są przyczyną największej redukcji liczby studentów na pierwszych latach. Kolejnym czynnikiem jest to że często niezdecydowani maturzyści wybierają geografię jako przedmiot dodatkowy jak uczyniła część z moich znajomych, motywowane było to głównie łatwością geografii na maturze. Tak więc uważam że wybór geodezji czy kartografii to wybór czysto z lenistwa, oczywiście nie dla wszystkich ale na pewno jest to głównym czynnikiem tak wielkiego zainteresowania tymi kierunkami.
Howgh!
Wiedziałem że sprowokuję jakiegoś studenta do wyjaśnienia sprawy!… 😉 Ale po cichu myślałem że jest być może jakaś głębsza przyczyna specjalna o której nie wiedziałem, być może jakieś specjalne przywileje branżowe w kontekście EU, długie praktyki zagraniczne, czy coś w tym rodzaju… A tu takie prozaiczne wyjaśnienie… 🙁
Ale w żadnym wypadku wyjaśnienie studenta nie stoi w sprzeczności z drogą przez mękę uskutecznianą inwestorom przez geodetów i spółkę, ku zaznaczenia własnej niezbędności. W mojej gminie gminny geodeta wspomagany przez pięciu innych obiboków, a główne papiery niezbędne do budowy i tak trzeba w powiecie obstalowywać. Horror.
@cynik9
Zawody reglamentowane – bo do takich zaliczają się zawody zwane przez przepisy, paradoksalnie, „wolnymi” (prawnicy, geodeci,architekci) którzy mogą stworzyć tzw. spółki partnerskie mają wszystkie jedną wadę. Informatyk może kraść wszędzie, a przedstawiciel „wolnego” inaczej zawodu TYLKO W SYSTEMIE KTÓRY GO WYCHODOWAŁ. Na chwilę obecną jeszcze są to systemy krajowe, ale idzie to w kierunku większej unifikacji.
Jest oczywiście kwestia niezłych perspektyw pracy, stypendiów / dostacji na kierunkach tzw. zamawianych a i owszem,
Cyniku trochę więcej cynizmu 😉 Zapewniam cię że studenci na pierwszym roku nie maja pojęcia co tak naprawde będą robić po studiach ani tak na prawdę co studiują 😛 Chyba że mają kogoś po tym samym kierunku w rodzinie. Co do długich praktyk zagranicznych to są pewne programy takie jak Erasmus, aczkolwiek on nie dotyczy praktyk a wymiany, które umożliwiają właśnie wymiany i praktyki zagraniczne. Niemniej jednak o studentach praktykujących het np. w Singapurze słyszy się niezmiernie rzadko, wymiany są znacznie częstsze, ale to nie zmienia faktu że są to programy które dotyczą UE a nie danego kierunku. Jedyna rzecz która dotyczy kierunku to fundusze które są przeznaczane dla kierunków zamawianych. Osobiście jestem na takim kierunku i zauważyłem wzrost częstotliwości różnych wyjazdów na różne targi lub oprowadzanie po zakładach pracy co uważam za jak najbardziej celowe. Czołem!
Geodezja i kartografia nie jest łatwa, to bardzo zmatematyzowany wydział. Wiem bo studiowałem dwa semestry dawno temu GiK na PW zanim nie dostałem się na… handel zagraniczny.
W obecnej modzie może także chodzi o pracę w emiratach? Tam tak dużo się buduje.
Gwoli wyjaśnienia, nie uważam że geodezja nie jest zmatematyzowana, co więcej w nowoczesnej technice geodezyjnej są używane systemy (myśle tu o GPS) które opierają się na bardzo trudnych zagadnieniach matematycznych oraz fizycznych jak teoria względności, teoria sygnałów etc. I oczywiście nie przeczę że geodezja nie jest kierunkiem zmatematyzowanym bo jest, podobnie jak wszystkie kierunki z którymi można się spotkać na politechnikach. ALE domyślam się że w codziennej praktyce geodecie nie są potrzebne całki powierzchniowe, rachunek różniczkowy czy przestrzeń liczb zespolonych 😉
Howgh!
Co do motywacji maturalnej to się zgodzę.
Co do niewymagania przez (dobrze prowadzoną) trudnych dziedzin matematyki bądź ich wymagania do ukończenia studiów elektroniki/elektrotechniki/informatyki/telekomunikacji – good joke 🙂
Nie twórzmy mitów. Jednak studia na elektronice czy informatyce są trudniejsze niż np. na geografii (co do geodezji to nie wiem), że już o kierunkach humanistycznych nie wspominając… Co prawda jak na każdej polskiej uczelni i na tych kierunkach uczą studentów wielu rzeczy niepotrzebnych, ale poziom jest na tyle wysoki że stawia poprzeczkę raczej wysoko. Czego dowodem jest choćby to, że na informatykę pomimo popłatności pracy nie ma kilkunastu kandydatów na jedno miejsce ale 2-3 – dużo, dużo mniej niż na zarządzanie, psychologię i inne modne kierunki. Jeszcze z 10 lat temu było to 5-6 kandydatów, ale jak widać młodzież już zorientowała się, które studia trudniejsze. Uczelnie nie mają nawet jak zwiększać liczby miejsc – np. na Politechnice Śląskiej na informatyce studiuje obecnie mniej studentów niż w szczytowym okresie około r. 2000. Wszystko pomimo, że znalezienie informatyka do pracy nadal nie jest łatwym zadaniem (wiem, bo czasem sam rekrutuję).
@KWG
Zanim zaczniesz powtarzać mity o „małej liczbie na jedno miejsce” sprawdź jaki % rocznika idzie na informatykę – dlaczego ? Bo 'miejsca’ są rozbuchane po wyżu demograficznym.
Jak ktoś spróbuje zdobyć wszystkie formalności do budowy domu, to szybko się zorientuje do czego potrzebni są ci geodeci – właśnie do produkcji mapek dla biurokracji w urzędach (a tam też geodeci, którzy mają przecież własne mapki i mapki przyniesione przez petentów wrzucają do kosza). Cynik jak zwykle trafił w sedno.
Biurokracja rozrosła się od 89′ roku kilkukrotnie, a biorąc pod uwagę, że w międzyczasie mieliśmy rewolucję informatyczną i wydajnośc pracy urzędasów wzrosła też kilkukrotnie to śmiało można powiedzieć że 80% tych pasożytów można by zwolnić w zasadzie od ręki i społeczeństwo odczuje ulgę. Tylko nie ma kogoś kto głośno krzyknąłby STOP!
@KGW
Tezy interesujące, co nieprawdziwe. PRL miał 160 tyś. urzędników, obecnie jest 3x tyle (ok. 0,5 mln) – to prawda. Ale informatyzacją NIE JEST przenoszenie istniejącego bajzlu do komputera, a system ZUS jest na to jednym z dowodów. Informatyzacja bałaganu powoduje tylko jego powiększnie.
Polecam: https://rzecznikzus.bblog.pl/wpis,petru;rozmija;sie;z;faktami,36473.html
[..]w ciągu każdego miesiąca do ZUS wpływa 260 mln dokumentów ubezpieczeniowych, na podstawie których wykonuje się ponad 100 mln operacji księgowych[..]
Tak więc właśnie dzięki informatyzacji – wydajność administracji SPADŁA. Zresztą, wszyscy patrzą na liczbę urzędników – a ja jestem ciekaw, ile TERAZ aktów prawnych itp jest do obsłużenia.
To że powrót do poziomu PRLowskiego (jeżeli chodzi o zatrudnienie w administracji) byłby dużym postępem, to wiadomo. Ale nawet w PRLu nie było chyba norm ustawowych na promień gięcia banana…
Zresztą, gdy już Napoleon mówił że armie maszerują na zawartości żołądków to Patton powiedział, że toczą się po drogach z papieru.
Sorry ale to jest nonsens. Podajesz przykład ZUSu a ta patologiczna instytucja wszystko co robi to robi źle. Czego właśnie dowodem jest spadek wydajności po wprowadzeniu informatyzacji.
To jest proces, który w każdej normalnej instytucji czy firmie zwiększa wydajność pracy czasem kilkukrotnie. Inaczej z resztą nikt by nie używał komputerów i internetu…
To że ilość spraw wzrosła – to ja doskonale o tym wiem, ale to jest właśnie druga strona tego samego medalu o którym pisze – wzrost biurokracji od czasu PRLu kilkukrotny.
z 260 mln dokumentów ZUS wykonuje 100 mln operacji księgowych.
Czyli 3 kartki papieru dla zapisania Wn, kwota i Ma. Gratuluję. Nic dziwnego, że kupują auta ciężarowe do przewozu archiwów.
a ty jakie studia polecasz? tylko nie mow ze zadne i ze fizyczna praca bo mi sie nie chce robic
ja chce duzo zarabiac a jak najmniej robic i to chyba nie jest nic dziwnego prawda?
mi sie nie chce robic ja chce duzo zarabiac – przypadek całkiem popularny. Zamiast tracić czas na studia i myślenie zalecana jest w takim przypadku kariera polityczna… 😀 😀
to nie byla odpowiedz na moje pytanie
spytam jeszcze raz: jakie studia polecasz?
Informatykę. Capitan obvious strikes again 😉
@gregory
[1] Cokolwiek wybierzesz – nawet jeżeli będą to studia – bądź w tym dobry. Możliwie najlepszy. Dziwnym trafem, najlepsi z nawet najbardziej odjechanych kierunków są ustawieni z czasem.
[2] Kluczowa sprawa to języki obce: angielski, hiszpański + rosyjski / chiński.
[3] optymalny układ to 1-2 lata studiów, potem tyleż praktyki, potem ich dokończenie.
To może jeszcze Gregory oczekuj od cynika, żeby Ci zasugerował co masz w życiu robić?
Postawa „mało robić, a dużo zarobić” jest możliwa tylko dla ludzi, którzy mają jakieś zaplecze – albo niesamowitą wiedzę, albo duży majątek, albo duży fart bo się dostanie spadek lub jest się w bardzo bogatej rodzinie, albo inne przypadki jak np polityka.
A jakbyś zauważył aby mieć wielką wiedzę trzeba się wysilić, podobnie jest z majątkiem. Bycie rentierem paradoksalnie wymaga ogromnego nakładu pracy i wysiłku.
Wyobraź sobie, że wszyscy kierują się w życiu postawą podobną do Twojej – nikt nie chce robić, a wszyscy chcą brać. A logicznie rzecz biorąc musi być bilans pomiędzy tymi co robią, a tymi co biorą. Więc jeśli jest mało ludzi, którzy robią to jest mało którzy dużo biorą, bo nie ma z czego.
Pozdrawiam,
Paweł Kuriata.
Śmiejecie się z kolegi, a przecież „mało robić, a dużo zarobić” to jak najbardziej prawidłowa postawa. Dzięki niej jakiś jaskiniowiec wymyślił narzędzia. Jeśli tylko młodego człowieka nie wypaczy socjalizm albo do zarabiania nie zacznie używać przemocy to idąc w zgodzie z tym hasłem może zostanie przedsiębiorcą a może wynalazcą? Jeśli kombinuję jakby tu pracować mniej, to muszę wymyślić jak sprawić żeby moja praca była lepsza, wydajniejsza, inteligentniejsza, bardziej potrzebna itp. itd.
Dochodzi do tego jeszcze iberystyka, anglistyka, dziennikarstwo i niesmiertelna psychologia… Moze sens w tym ze za darmo, mniejsze bariery wejscia ( od strony merytorycznej) i latwiej (przynajmniej kiedys) przerzucic sie bylo z malo znaczacego kierunku na bardziej konkretny, jakis drugi fakultecik zrobic…