Zapał do inwestowania w nieruchomości coś jakby od pewnego czasu przygasał. Wszędzie tylko ponure wieści, same spadki i spadki. Kryzysy, ból i narzekania. Nasz stary wpis Czy bać się DŁUGIEGO kryzysu w nieruchomościach sprawdza się jak ulał. Nikt się nie bał i nikt się nie boi kryzysu. Ci co się nie bali nie bali się ponieważ jeszcze nie wiedzieli że kryzys nadchodzi. Ci co się nie boją nie boją się ponieważ jeszcze myślą że kryzys już odszedł…
Tymczasem zawsze powtarzamy że kryzys czy nie kryzys, inwestowanie w nieruchomości jest absolutnie na każdą pogodę. Zawsze można znaleźć coś interesującego w jakimś interesującym położeniu. Czyż zresztą doświadczeni agenci nieruchomości nie powtarzają tej starej maksymy od lat zapytani co decyduje o sukcesie? Trzy rzeczy: położenie, położenie, położenie.
Ba, ale jak takie złote położenie nieruchomości znaleźć? Nikt mi go przecież nie wskaże palcem. No, nie tak szybko. To chyba zależy którym… Pewnych wskazówek dostarczyć tu może oglądanie w TV bezużytecznej skądinąd klasy politycznej, wsparte wyciąganiem użytecznych wniosków…
A – Prezydent Bush wyjaśnia reszcie że rząd się zawsze wyżywi ale co z nią?…
B – i wystarczyło go słuchać – roczne (kwiecień 2010 – kwiecień 2011) zmiany cen nieruchomości w Washington DC (czerwony) oraz w reszcie kraju.
(dane: Case-Schiller Index, grafik: Bache Commodities)
———————–
zmiana 31.07.2011: Tytuł z „Lokacja, lokacja, lokacja” zmieniony na „Położenie, położenie, położenie”.
Nie wszyscy mogą inwestować w Washington DC. Dlatego jednak: timing, location, location.
W XVI wieku były makaronizmy – bo międzynarodowym językiem była łacina, teraz są anglicyzmy – bo międzynarodowym językiem jest angielski. Wtedy na makaronizmy krytykował Rej, teraz anglicyzmy krytykują niektórzy komentatorzy… czyli nic się nie zmienia:) Wg mnie, ani jedno, ani drugie podejście nie jest złe – chociaż uważam, że język to nie jest matematyka i nie jak matematykę powinno się ją traktować. Z drugiej strony, jeżeli za 500 lat podobne zapożyczenia byłyby z języka chińskiego, to już chyba byłbym większym purystą językowym:) Pozdrowienia dla Gospodarza
Nie rozumiem dlaczego autor tak łatwo porównał boom w nieruchomościach w Polsce w latach 2006-2007 który zaowocował niezwykłym jak na warunki światowe wzrostem cen – z innymi rynkami. Głównym powodem, o którym nie wspomniał jest fakt, że inne hossy/bessy dotyczyły krajów o rynku ustabilizowanym od lat, natomiast w Polsce dopiero wówczas wprowadzono bankowy kredyt mieszkaniowy obciążony hipoteką, czego wcześniej nie było, a mieszkania i domu kupowało sie za gotówkę!
Zgadza się, ale nie rozumiem jaki stąd ma płynąć wniosek. To że ponieważ hipotek wcześniej nie było uodporni PL na przyszłe kryzysy albo uczyni je lżejszymi? To że kryzysy dotykają tylko krajów „o rynku ustabilizowanym od lat” i nie dotkną PL? Czy może coś jeszcze?
Merytoryka, Panie i Panowie, merytoryka się liczy! Cynik9 rozjaśnia mi we łbie już od kilku lat, niosąc kaganek oświaty przez gęstniejące mroki ogarniającego świat socjalizmu.
To, że wam się jakiś wyraz podoba lub nie, to kwestia tego, że was „pani od polskiego” oćwiczyła w podstawówce i katowała dyktandami i wypracowaniami, w których pisaliście tysiące słów – wszystko napisaliście z sensem, a ta franca znalazła jeden wyraz, jeden przecinek i potrafiła za to obniżyć wam ocenę. ZA JEDEN WYRAZ! Tak jesteśmy nauczeni w tym systemie – szukać błędów w całości, a nie skupiać się na sensie.
Ale czy „pani od polskiego” ma złoto w kuferku? Czy ma oszczędności we franku, w srebrze? NIE! – jeśli cokolwiek ma, to DŁUG WE FRANKU PO 2 ZŁOTE za sztukę! A Cynik9 niekoniecznie i ja też nie – bo go posłuchałem i jedyne o czym myślałem, to gdzie tu kupić Krugerranda, a potem następnego i nie traciłem czasu na zastanawianie się, dlaczego używa słowa lokacja czy inna akacja. Tak na marginesie – mnie lokacja kojarzy się z wynajmem. Z francuskiego: location – wynajem. A wam nie? Dziwne 🙂
Pamiętam blamaż przy tłumaczeniu skrótu „VAT”. Powinno to zostać przetłumaczone jako „podatek dodany do wartości (towarów i usług)”, a zostało przetłumaczone jako „podatek od wartości dodanej”.
Przy Krakowskim Przedmieściu (w Warszawie) stoi sobie dość duży hotel, na dole jest restauracja. Na tejże restauracji znajduje się zawiadomienie, że podają tam dania kuchni polskiej – Polish kitchen (!!!), kuchni francuskiej (French kitchen) i włoskiej (Italian kitchen)
Jeżeli tak jest naprzeciwko Uniwersytetu Warszawskiego, to jak jest w Polsce B i C ???
Nie tak dawno poprawiałem wniosek o grant, pisany po „angielsku” przez pewną młodą stypendystkę Instytutu Reumatologii. Przetłumaczyła ona polskie sformułowanie „toczący się proces zapalny” jako „rolling inflammation”, a zwrot „nie budzi wątpliwości” jako „does not wake doubts”. A było tego więcej; w nagrodę za wysiłek intelektualny miałem całkiem spory ubaw. Ale z mojego komentarza zrobiła się dygresja, która chyba za bardzo odbiega od tematu…
Najlepsze jaja wychodzą gdy wrzuci się np. wiersz Mickiewicza do automatycznego tłumacza w komputerze. Kiedyś w pracy zabawialiśmy sie też takimi tłumaczeniami „wprost” z polskiego na angielski jak np. „thank you from the mountain”.
@Matii – ja nie wiem skad wniosek ze Wawa (bo chyba o to chodzi) to Polska A…w końcu „na wschód od Konina Azja się zaczyna”…jeżeli już chcesz dzielić alfabetycznie to proszę bardzo 🙂
Fajnie jest pobawić się słowami, ale np. w Hip-hopie. Mnie osobiście średnio przeszkadzają „wtręty” – ale może dlatego, że jako człowiek z IT jestem przyzwyczajony do pewnego polsko-angielskiego bełkotu.
A cynikowi9 proponuję w sprawach spornych użycie kursywy lub cudzysłowiu – załatwi sprawę nieszczęsnego „lunatyka”.
Nieruchomosci w enklawach zbojeckich, gdzie pasniki maja centralne urzedy zawsze sie dobrze trzymaly, tylko jakas krwawa jatka to zmieniala, wywalajac calosc z orbity. Ale generalnie wszedzie to wyglada zle. Nawet w Chinach coraz blizej pekniecia, wiadome miasta widma to nie tylko efekt ucieczki przed inflacja, ale tez udzielenia nowych (zrodla podaja 1.5 bln $) zakamuflowanych kredytow poprzez fundusze kapitalowe specjalnie do tego skonstruowane aby nagiac chinskie ograniczenia schladzajace akcje kredytowa w bankach. W Polsce chyba musie byc zawsze cos na gwalt i tak chyba bedzie z do tej pory trzymajacycmi sie cenami na nieruchomosciach w swietle danych z NBP :
Zadłużenie zagraniczne Polski ogółem wzrosło w I kwartale 2011 roku do 976.846 mln euro z 932.430 mln euro w IV kwartale 2010 – podał NBP.
Z tego zadłużenie długoterminowe spadło do 177 986 mln euro ze 178 467 mln euro w IV kwartale 2010, a zadłużenie krótkoterminowe wzrosło do 65 501 z 56 978 mln euro. Zadłużenie przedsiębiorstw wzrosło do 411.033 mln euro z 384.798 mln euro.
Zadłużenie sektora bankowego wzrosło do 205.455 mln euro z 202.339 mln euro.
Zadłużenie rządu i samorządu wzrosło do 330.002 mln euro z 324.858 mln euro.
Jak zestawimy to ze struktura kredytow udzielonych we CHF i jego sile. to zapowiada sie goraco. Tak sie zastanawiam nad poziomami z jakich beda korekty. Nie zmieni to oczywiscie trendu wzrostowego ale na takim rynku loty beda wyjatkowo duze i szybkie.
Puryści językowi powinni czujnie dodać do tego postu że znakiem tzw. decimal point po polsku jest przecinek a nie kropka… mind you... 😉
Precisely, Cyniku. Ale to jeszcze nic. Wiele razy w tzw. „fachowych” portalach tlumacze mylnie tlumaczyli „billion” jako „bilion” i tak na przyklad EU wpompuje „biliony euro” dla krajow takich jak Portugalia czy Irlandia.
Klimas – location, location, location to powiedzenie agentow nieruchomosci w Londynie. Dochodzi to takich absurdow, ze w jednej dzielnicy roznica w cenie wynajmu mieszkania dochodzi do 200 funtow miesiecznie tylko dlatego, ze jedno ma „lepszy” post code a drugie „gorszy”. Mieszkania moga byc na sasiednich ulicach i o takim samym standardzie.
Ale Warszawie do Londynu jeszcze daleko i nie mamy takiego rostrzalu cenowego jak pomiedzy dajmy na to Knightbridge a Wandsworth, gdzie dwopokojowe mieszkanie kosztuje odpowiednio (3mln i 0.3mln)!
location, location, location…
to w jakims filmie bylo… 🙂
Dokladnie. Ten blog to nie miejsce dla purystow jezykowych. Owszem, czasami zdazaja sie Cynikowi wpadki jezykowe, ale zawsze jest to spowodowane proba uproszczenia formy przekazu. I za to tak bardzo cenie ten blog – ze w kilku prostych zdaniach jest w stanie przekazac tresc, ktora innym zajelaby cale strony esejow.
Dla porownania – blog Roberta Gwiazdowskiego (ktorego nota bene cenie sobie ogromnie) jest troszeczke trudniejszy w zrozumieniu. I nie jest to wina Pana Roberta, ktory pisze tak, jak zostal nauczony, ale raczej moja, jako niedoedukowanego czytelnika.
Jezyk polski jest wlasnie pod tym wzgledem dosc specyficzny. Prawnicy i bankowcy przescigaja sie w zargonie a potem zwykly czlowiek czuje sie glupio, bo wszystkiego nie rozumie. A przeciez PROSTO nie znaczy PROSTACKO. Wystarczy np. porownac sobie umowe kredytowa w Polsce i UK. W tym drugim wszystko jest napisane prostym, przejrzystym jezykiem i umozliwia jej zrozumienie nawet niedoedukowanym masom. A przeciez i ta i tamta umowa sa rownie „oficjalne”, czyz nie?
Mysle, ze po czesci wynika to z naszego zakompleksienia. Gdy chcemy udowodnic ze wiemy wiecej niz inni, zaczynamy pisac zargonem i pokazujemy innym jacy to sa glupi, ze nas nie rozumieja. Nieprzekonanym proponuje przejsc sie do pierwszego lepszego notariusza czy prawnika.
Dziękuję bardzo za ten wspaniały ->(en- noun) tes.ti.mo.nial… 😉 😉
@KWG:Słowa „lokacja” też się używa i pasuje lepiej niż „lokalizacja”
No, bez przesady. Mnie też dreszcze przechodzą jak w TV używają słów typu „brifing”, czy „iwent” i mieszają w zdaniu z polskimi słowami. To jest jakieś silenie się na „europejskość”. „Company”, to chyba zwykłe „przedsiębiorstwo”. Rozumiem, że czasami osobom, które długo przebywają za granicą zaczyna brakować polskich słów (mam tak z własną córką:) i wtedy podpowiedzi polskich odpowiedników są silnie zalecane.
Waszyngton to typowy przykład wpływu socjalizmu na miasto. Male zapyziałe miasto, z niewielką ilością mieszkańców rozrosło się w wielką aglomerację zajmując okoliczne stany(sam DC ma trochę ponad 500 tys ludzi). Po 11.09 doszło jeszcze więcej urzędników federalnych, przeróżnych służb specjalnych, Pentagonu etc. Każda większa amerykańska firma musi mieć siedzibę w niewielkiej odległości od łap kolesi z Kongresu. Ci ludzie muszą mieć gdzie mieszkać a miejsca blisko koryta coraz mniej. W Arlington (przez rzekę do Białego Domu) niewielki domek kosztował w 1965 roku $13 tys (i miał zapis zakazujący sprzedaży Murzynowi) w 1990 kosztował już ze 400 tys, teraz pewnie z milion i ceny nie spadły. Niedaleko Capitol Hill, w połowie lat 80 koniec lat 90ych dawano domy za dolara teraz pewnie też kosztują z milion.
Location, location, location tak uczono na marketingu ale w Polsce to wciąż ma słabe przełożenie. Nie ma u nas dzielnic wielkości miasta, tak jak pod Waszyngtonem McLean czy Potomac gdzie mieszkają sami bogaci ludzie i gdzie nie ma komunikacji miejskiej by „hołota” nie miała się jak dostać i psuć ceny. Wciąż mamy zameldowanie komunalne i bogacz mieszka na klatce z żulami co sikają na schody.
Dodam że dawno już temu socjaliści w W. mieli nie lada problem jak zaklasyfikować burmistrza M.Berry: dobry bo murzyn? zły bo narkoman? dobry bo coś robi? zły bo co cokolwiek zrobi to afera korupcyjna? 😉 😉
Marion był zawsze dobry, w końcu po wyjściu z więzienia znowu go wybrali. Waszyngton to też dobry przykład odnośnie posiadania broni. Za moich czasów zamordowano tam jednego roku ok 550 osób a obowiązywał bezwzględny zakaz posiadania broni, zaś przez rzekę, w Arlingtonie, gdzie można było mieć broń, zabito jedną i to chyba nożem a zrobił to koleś z Waszyngtonu.
Święta racja, drogi Cyniku! Trzeba inwestować zgodnie z długoterminowym trendem – rosnącej administracji.
Z podobnych tematów: urząd miasta Warszawy od pewnego czasu namawia przyjezdnych, żeby zameldowali się w stolicy i płacili w niej podatki – bo drogi, szpitale, żłobki itd. Miasto czuje się okradane: przyjeżdża taki człowiek z innego „położenia”, chodzi po warszawskim chodniku, a podatki płaci gdzieś tam indziej. Moim zdaniem trzeba mieć tupet, żeby o to się upominać. Bo przecież to w Warszawie jest cała centralna administracja, którą utrzymuje cały kraj! To reszta kraju płaci podatki na Warszawę, a nie na odwrót. Do innych „położeń” może trafić najwyżej część PIT-u takiego urzędnika, który siedzi w ministerstwie w Warszawie, a któremu pensję płaci cały kraj.
Ech, już bez przesady, zostawcie Cynika w spokoju. Słowa „lokacja” też się używa i pasuje lepiej niż „lokalizacja”, które używane jest często jako czasownik. Szczególnie jeśli ktoś gra w gry komputerowe, to „lokacja” jest mu dobrze znana.
A poza tym, mnie oryginalny styl tego bloga podoba się. Przyjemnie jest czasem przeczytać coś innego niż wszystko, nawet w warstwie językowej. Sprawne połączenie kilku języków i jednoczesne pisanie o trudnych sprawach jakie tu są poruszane, to duża sztuka i warto to docenić, a nie tylko krytykować na zasadzie „jak bym chciał to bym pokazał, ale mi się nie chce”. „Krytyk i eunuch z jednej są parafii
Obaj wiedzą jak, żaden nie potrafi.”
Lubię ten blog nawet jeśli nie zawsze się zgadzam z tezami cynika ale potworki typu lokacja naprawdę psują siłę przekazu. Już nie wspomnę o „kompanii”, aż mnie dreszcze przechodzą…
Taki czuły jesteś na dreszcze i na „kompanię”? 😉 😉
To do dzieła! Przetłumacz na polski „highly responsive, successful company” tak aby mnie dreszcze nie przechodziły… 😉 Same brevity, same sense – no bullshit.
Wszystkim, których dręczy Niepokój Translatologiczny polecam „Mały, lecz maksymalistyczny Manifest translatologiczny ” S.Barańczaka ( w książce „Ocalone w tłumaczniu”)
Ha! Jeśli nie tłumaczyć na polski to może równie dobrze zacząć pisać bloga po angielsku? Mógłbyś przy okazji poszerzyć grono czytelników 😉
A tak na serio, nie odbieraj tego posta za atak, sam mam często problemy z tłumaczeniem co ciekawszych kąsków z angielskiego, np. „losses on haircut”.
Nie odbieram tego za atak. Odbieram raczej za wywieszenie białej flagi… 😉 Z wersją angielską to może nie taka zła idea, NB.
Słowo „kompania” jest dobrym tłumaczeniem słowa „company”, ale raczej w sensie wojskowym:). W tym sensie, w którym używa go Cynik, najbliższym odpowiednikiem jest na logikę „spółka”.
„Lokalizacja” też by pasowała 🙂
Lokacja – forma organizacyjno-prawna, nadawana prawem lokacyjnym przez właściciela ziemi, zarówno już istniejącym jak też nowo zakładanym wsiom i miastom w jego posiadłościach.
Ach, ci puryści! Pewnie znowu mają rację… 🙁 No niech będzie, zmienimy na położenie… Dzięki…