Czego Turkmeni szukają w Turkmenistanie

czyli dywagacje o wodzie

Turkmeni mają mnóstwo gazu. Ponad 50 pól gazowych czyni z tego kraju ósmego wielkością producenta na świecie. Wystarczy nie przymierzając wetknąć w piasek byle rurkę z kurkiem na końcu i już możemy eksploatować gaz. I to też Turkmenistan czyni sprzedając swój gaz na wszystkie strony – do Rosji, do Chin i poprzez Afganistan do Indii i Pakistanu. Piękny biznes na autopilocie.

Dużo mniej szczęścia mają Turkmeni do wody którą w całości zużywają na irygacje swojego pustynnego kraju. Czynią to całkiem dosłownie. Amu Daria, główna rzeka regionu, została praktycznie wypompowana do zera tak że przestała dopływać do Morza Aralskiego które ze zgrozy wyschło. Ale to już zmartwienie Uzbeków.

W tej sytuacji zaintrygował nas ciekawy grafik zużycia wody per capita w różnych krajach z której wynika niezbicie że Turkmeni są tu bezwzględnymi rekordzistami świata. Każdy Turkmen, jeśli wierzyć danym w grafiku, zużywa rocznie aż 5375 m3 deficytowej wody. Jest to wyczyn bez precedensu zważywszy że wg innego ciekawego grafika odnawialnych zasobów wody per capita na każdego Turkmena przypada rocznie tylko 4901 m3 wody. Budzi to zrozumiałe obawy jak długo jeszcze sympatycznemu Turkmenistanowi udawać się będzie oszukiwać matkę naturę i co zrobi ona jak się o tym wszystkim dowie… 😉

 

Kto wie czy zamiast upierać się przy produkcji bawełny na szczerej pustyni Turkmeni nie zrobiliby lepiej gdyby po prostu wszyscy wyemigrowali gdzieś w przyzwoitsze okolice. Po co im właściwie tam jeszcze siedzieć? Eksporty gazowe i tak generują dochód automatycznie, stanowiąc coś około połowy wynoszącego $10 mld budżetu.   Hmm,  może kilka milionów  Turkmenów mogłoby się za to jakoś urządzić w trochę przyjemniejszym miejscu?

Nie mają tych kłopotów bilansowych z wodą lubiący spędzać pół dnia pod prysznicem Amerykanie. Razem ze sporym bo dochodzącym do 25% zużyciem wody na cele agro Amerykanie zużywają jej ponad 1500 m3 rocznie per capita, choć ciągle trzy razy mniej od Turkmenów. Mogą sobie na to jednak spokojnie pozwolić. Na każdego Amerykanina przypada 8617 m3 wody rocznie, co spokojnie wystarcza nie tylko na prysznic i irygacje ale nawet na poszukiwania gazu łupkowego… 😉

Europejczycy generalnie zużywają od dwóch do trzech razy mniej wody od Amerykanów, rzadko wychodząc ponad 500 m3 per capita. Polacy na przykład zadowalają się tylko 314 m3 rocznie a Niemcy 392 m3. Nieoczekiwanym wyjątkiem w naszej części świata jest Ukraina ze zużyciem wody per capita ponad 800 m3. A może miało chodzić o wódę?

Mniejsze zużycie wody w Europie per capita wiązać się może po prostu z tym że jest jej tu znacznie mniej niż gdzie indziej. W niektórych miejscach nawet bardzo mało. Z zasobami per capita 1600 m3 wody rocznie jesteśmy na przykład na liście najbardziej ubogich w wodę krajów świata. Biją nas tutaj nie tylko Niemcy z rezerwami 1861 m3 na głowę, nie mówiąc już o Rosji, ale prawie wszystkie inne kraje Europy, z całym południem kontynentu na czele. Z sąsiadów jedynie Czesi są w pobliżu. Ba, więcej wody na głowę przypada nawet w takich suchych jak pieprz pustyniach afrykańskich jak Somalia czy Sudan. Któż by to pomyślał.

Z kierunkiem postępu w unii wytyczanym przez Niemcy obawiać się należy nie tylko dalszego zaciskania pasa ale także dalszego zakręcania kranu. I to z niemiecką konsekwencją tak aż i w tej dziedzinie europejski socjalizm osiągnie poziomy afrykańskie… 😉 Jak pouczają bowiem wspomniane mapki w super oszczędnej i super socjalistycznej Afryce taki na przykład obywatel Konga, mając do dyspozycji olbrzymią ilość wody bo aż 196319 m3 zużywa z tego jedynie 6.68 m3 rocznie, niedościgły przykład dla EU.  Nie mówiąc już o  prawie zerowej produkcji CO2,  związanej głównie z,  jak to mówią Amerykanie, „bowel movements”.

W tej sytuacji szeroka zamierzona eksploatacja łupków gazowych w Polsce, do czego wymagane są ogromne ilości wody, oznaczać może jedno – dalsze obciążenie i tak już napiętego bilansu wodnego  w kraju.  A stąd tylko jeden krok do wysychających ujęć wodnych  i mocno droższych produktów rolnych.  Wydatnie pomoże to przybliżyć osiągnięcie wymarzonego przez entuzjastów łupków mirażu  “Arabii Saudyjskiej Europy”. Tyle że jak się zdaje dojdziemy tam prędzej nie eksportem gazu co importem żywności, z wodą pitną na czele. Można będzie wykorzystać w tym celu niepotrzebną już dłużej nitkę gazociągu jamalskiego…  No ale problemu nie ma. Eksplozja łupkowego bogactwa  powinna umożliwić tym którzy jeszcze nie wyemigrowali opuszczenie  łupkowego eldorado.

Hint dla inwestorów:  zakład o wodę,  nie o gaz łupkowy,  może się okazać zakładem stulecia…

 

 

27 thoughts on “Czego Turkmeni szukają w Turkmenistanie

  1. BŁĄD LOGICZNY „Z zasobami per capita 1600 m3 wody rocznie jesteśmy na przykład na szarym końcu krajów najbardziej ubogich w wodę. Biją nas tutaj nie tylko Niemcy z rezerwami 1861 m3 na głowę, nie mówiąc już o Rosji,” Z TEGO ZDANIA WYNIKA, ŻE JESTEŚMY KRAJEM BOGATYM W WODĘ. skoro na szarym końcu krajów ubogich tzn. że na końcu listy sa najbogatsi w wodę. PROSZĘ POPRAWIĆ

  2. Oby szanowny 2Gr nie dał się wpuścić w trend sztucznie generowany przez propagandę sowieckiego GazPromu. Wyolbrzymianie problemów z wodą jest jednym z podpunktów w planie kreacji tego trendu.

    1. generowany przez propagandę sowieckiego

      Rozumiem że masz ochotę funkcjonować jako żywa ilustracja do poprzedniego wpisu… 😉

  3. a czego w Chinach i TurkmeniStanach szukają już banksterzy?

    Just as we need to price carbon in order to avoid a climate crisis, we need to price water to avoid a water crisis. Market forces can work wonders for the environment, but only if we have the political courage to create them.

  4. @off-topic

    Nie przegapcie powitania polskiej prezydencji jakie Nigel Farage wyglosil dzis Donkowi.

  5. @Antey
    Nie wiem w jakiej branży robisz i skąd czerpiesz swoją wiedzę. Ja jestem praktykiem. Nikomu nie zamierzam „wciskać” żadnej „swojej wersji stanowiska” (a co to takiego???). Polska energetyka nie powinna zużywać ani grama gazu, jest to dziś niepotrzebne. Mamy dostateczne zasoby paliw stałych na kilka dekad, z odbudową mocy jest już dużo lepiej. Gaz krajowy pokrywa do 1/3 obecnego zapotrzebowania i nie powinniśmy go zwiększać pchając się dziś w energetykę gazową – mamy na to czas. Palmy na razie ruski gaz póki jest i mamy na niego szmal. Ale skoro jak debile zgodziliśmy się uczestnictwo w samokastrowaniu samych siebie pod płaszczykiem ratowania ziemi (czyli płacić podatek od emisji z węgla tym co już mają gaz i atom), to oczywiście uderzyło to w rentowność branży, koszty ponoszone przez odbiorców – czyli wyższe ceny – czyli wyższy podatek inflacyjny. Gaz jest nam potrzebny dla przemysłu chemicznego i do rozproszonego ogrzewania (cóż taka strefa klimatyczna). Gaz łupkowy nie jest nam potrzebny dziś – będzie za kilkadziesiąt lat gdy skończy się nam węgiel a ruskom gaz ziemny i ropa. Do tego momentu mamy czas na pełne rozpoznanie złóż i opracowanie bezpiecznych technologii pozyskiwania. Owszem dziś Polska to bantustan, pozostaje nam wierzyć, że nie będzie to już na zawsze. Liczenie czy x$ za tonę czy metr to dużo czy mało w sytuacji gdy nie masz alternatywy jest daremne. Albo rybka albo pipka.

    @cynik
    Twoje obawy są spowodowane nie technologią tylko słabością państwa, które jak słusznie się obawiasz, na dziś nie będzie w stanie zabezpieczyć należycie polskich interesów – naród sam sobie wybrał PełO i na własne życzenie został wydymany. Ale łaska pańska na pstrym koniu jeździ (Debet by się uśmiechnął). Do władzy może dorwać się (i chyba teraz powinna) jakaś frakcja narodowa (byle nie związana z religijnym oszołomstwem), która takiemu Haliburtonowi pokaże wyprostowany środkowy palec. Tyle że wtedy oczekujmy bratniej pomocy sąsiadów. Już to tyle razy przerabialiśmy.

    1. @gość codzienny

      Ja jestem z IT, ale dorywczo zawodowo i prywatnie mam do czynienia z firmami / fachowacmi które na zlecenie samorządów zajmują się gospodarką wodną. Dla mnie komunikat, że ujęcia może dekadę temu uznane za zbyt drogie stają się nagle b. porządane i to w skali całego południa Polski, jest stosunkowo jednoznaczny.

  6. > Kto wie czy zamiast upierać się przy produkcji bawełny na szczerej
    > pustyni Turkmeni nie zrobiliby lepiej gdyby po prostu wszyscy
    > wyemigrowali gdzieś w przyzwoitsze okolice. Po co im właściwie tam
    > jeszcze siedzieć? Eksporty gazowe i tak generują dochód automatycznie,
    > stanowiąc coś około połowy wynoszącego $10 mld budżetu. Hmm, może
    > kilka milionów Turkmenów mogłoby się za to jakoś urządzić w trochę
    > przyjemniejszym miejscu?

    Nie wiem, czy ta opcja wykupu greckich wysp jest już aktualna? 🙂

    Ale nawet jakby nie, to wystarczy poczekać jeszcze tylko kilka miesięcy, aż prime-minister of Poland będzie musiał przyznać: „Kłamaliśmy rano, nocą i wieczorem. I wówczas, zresztą, nic nie robiliśmy w ciągu czterech lat. Nic. Nie możecie mi podać ani jednego poważnego środka rządowego, z którego moglibyśmy być dumni, poza tym, że na końcu odzyskaliśmy władzę z gówna. Nic. Kiedy trzeba będzie rozliczyć się z krajem, powiedzą co robiliśmy w ciągu czterech lat, co mówimy?, Nie ma wielu opcji. Nie ma, dlatego, że spieprzyliśmy. Nie tylko trochę, ale bardzo.”

    No i wtedy zacznie się wielka wyprzedaż naszego majątku po bardzo atrakcyjnych cenach – gdybym był obcym rządem sam bym chwalił taką politykę – lubię kupować po okazyjnej cenie! 🙂

    /-/

    [ja!]

  7. Skończyłem 60 lat, co w Polsce daje mi status staruszka i, jak sięgnę pamięcią, zawsze nas czymś straszono. Mam tu na myśli przede wszystkim wizje świata bez ropy naftowej, której zawsze być zawsze coraz mniej. Po półwieczu ropy jest coraz więcej; ludzi tez. A ci muszą pic wodę, która jest tak potrzebna do właściwie wszystkiego, czego się nie tkniemy. Wiek XXI ma byc wiekiem wody, a wlasciwie jej braku? Zobaczymy, ktoś na tym zbije niezły kapitał.

    1. zawsze nas czymś straszono. … Po półwieczu ropy jest coraz więcej; ludzi tez.

      Do tak strachliwych to my tam nie należymy… Przynajmniej nikt nas jeszcze nie straszył że będzie mniej ludzi… 😉
      Natomiast aby dać się przestraszyć brakiem ropy wymagamy podania po jakiej cenie. W szczególności ilość znanych zasobów light crude ekonomicznych do wydobycia zmniejsza się od coś od 40 lat, czyli od peaku odkryć nowych złóż gdzieś w latach 70-tych….

  8. Witam wszystkich. Żeby spróbować jakiegośkolwiek konstruktywizmu w zalewie Waszego malkontenctwa – mam propozycję. Skoro z retencją wody w ojczyźnie taka kicha, a z drugiej strony mamy mieć pono gigantyczne straty związane z utrzymywaniem naszych euro-stadionów po przyszłorocznych mistrzostwach, zróbmy tak:
    Wyłóżmy te stadiony folią od środka, napompujmy wody i przeróbmy na wielkomiejskie oczka wodne o wielkoskalowej kubaturze. Nad takim Narodowym to nawet dach można rozłożyć, żeby ukrócić zdradzieckie odparowywanie. Retencja się poprawi, zasoby wody per capita wzrosną, a koszty niewielkie, zwłaszcza, jak same zapełnią się deszczówką. Przełom czerwca i lipca br. jużby ten wzmiankowany Narodowy wypełnił w jakiejś jednej trzeciej…

  9. Powtórka, bo poplątały się tagi html. Prośba o skasowanie poprzedniego posta.

    @cynik9
    „W tej sytuacji szeroka zamierzona eksploatacja łupków gazowych w Polsce, do czego wymagane są ogromne ilości wody, oznaczać może jedno – dalsze obciążenie i tak już napiętego bilansu wodnego w kraju.”

    Co to znaczy „napięty bilans wodny”? Stopień wykorzystania wód podziemnych w Polsce waha się od 23% do 35%. Zatem daleko nam do Turkmenistanu i apokaliptycznych wizji pustynnienia Polski. 90% wody wykorzystywanej wody to zaopatrzenie ludności. Udział zagospodarowania (nie eksploatacji, jak błędnie napisałeś) złóż gazu łupkowego w bilansie wodnym musiałby być zatem ogromny, aby zauważalnie się w nim zaznaczył. Przeprowadziłem zgrubne szacunki dotyczące ilości wody potrzebnej na wiercenia i szczelinowanie hydrauliczne. Nie ma mowy, żeby ta ilość wpłynęła istotnie na bilans wodny, ponieważ będzie stanowiła mniej niż 1% udziału w całkowitym poborze wód:
    https://gazniekonwencjonalny.wordpress.com/2011/06/10/ile-wody-pochlonie-szczelinowanie-hydrauliczne-w-polsce-do-roku-2017/
    Pokusiłem się także o podobne rozważania dla województwa lubelskiego które, obok pomorskiego, będzie najbardziej „rozwiercanym” obszarem Polski:
    https://gazniekonwencjonalny.wordpress.com/2011/06/20/profesor-czasem-tez-sie-myli/
    W temacie bilansu wodnego kraju polecam obszerny raport Państwowego Instytutu Geologicznego pt.”Struktura poboru wód podziemnych w Polsce” z 2009 roku dostępny tutaj:
    https://www.psh.gov.pl/artykuly_i_publikacje/publikacje/struktura-poboru-wod-podziemnych-w-polsce.html
    Ujemny bilans nie musi oznaczać, że wody nam brakuje.

    1. @chemmobile
      Jak mówię – wyznawców gazu łupkowego nic nie przekona. Akurat o tym, jak wygląda kwestia wierceń za wodą to wiem z pierwszej ręki, że tak powiem. A że niedostateczne gorliwe poparcie dla gazu (g)łupkowego to „układ” i ekooszołomy – to już wiem 😀
      Wsiadła Gazowa Szlachta na Koń i jedzie……

  10. Statystycznie bocian i zając mają po trzy nogi i tak należy traktować te wszystkie „średnie”. Co do zużycia wody w Polsce, w latach gdy byliśmy entą potęgą świata w górnictwie, hutnictwie etc marnowano jej olbrzymie ilości. Patrząc z perspektywy mojej branży (energetyka), w której robię ponad dwie dekady, dużo się poprawiło. Chłodzenie przepływowe zastąpiono obiegowym, zwiększa się udział produkcji skojarzonej – i dobrze – w polskich warunkach klimatycznych jest gdzie spożytkować ogromne ilości ciepła nie przetworzonego na pracę mechaniczną turbin – sezon grzewczy trwa 3/4 roku. Takie wykorzystanie efektu kogeneracji w strefach tropikalnych jest nierealne, nawet przy masowej produkcji chłodu z ciepła (w sumie banalne). Z retencją wody jest faktycznie dupowato, taką Świnną Porębę budują prawie całe moje życie – i nadal nie pełni swej funkcji. Tak samo sprawnie budujemy autostrady. Ale mimo to nie demonizowałbym ani kwestii wody ani gazu łupkowego. Irytuje mnie, gdy o temacie deliberują dyletanci z wiedzą przeczytaną minutę wcześniej z Wikipedii. Przestańcie już straszyć rodaków water-peakiem czy dewastacją Polski gazem g(ł)upkowym. Jak ktoś jest taki ekolog – niech chodzi na piechotę, nie ubiera modnych ciuchów (syntetyki), nie zażywa leków (znów syntetyki), żadnych komórek, klimy, prądu. Nawet świeczki bo też generuje CO2 (a pierdy metan łojej). Bez energii nie ma cywilizacji czy komuś to się podoba czy nie. Nie można tylko negować wszystkiego – wiatraki nie bo ptaki i wiatr przestaje wiać, atom nie bo Fukushima, węgiel nie bo CO2, gaz nie bo ruski. Czekam co jeszcze wymyślą żeby zanegować panele słoneczne (może Słońce przestanie przez nie świecić?). Jak ruszyły pierwsze lokomotywy dyletanci straszyli farmerów że krowy przestaną dawać mleko a kury znosić jaja. I to są faktycznie jaja. Kosmiczne.

    1. Przestańcie już straszyć rodaków… gazem g(ł)upkowym. Jak ktoś jest taki ekolog

      Myślę że argument przewodni w tym wpisie bezpośrednio z ekologią nie ma nic wspólnego. Łączy się natomiast z czystą ekonomią – ceną wody i ceną produktów rolnych związaną z jej niedostatkiem. Opłacalność wydobycia gazu łupkowego (po obecnych cenach i tak wszędzie negatywna) jest krytycznie zależna od ceny wody potrzebnej w wielkich ilościach i taniego pozbycia się masy ścieków przemysłowych. Istnieje poważna obawa IMO że głównym czynnikiem ściągającym zainteresowanie gazem łupkowym jest perspektywa niskich kosztów w bantustanie polskim, w tym deficytowej tutaj wody oraz taniej utylizacji masowo produkowanych toksycznych ścieków przemysłowych przez przerzucenie kosztów tego na społeczności lokalne i państwo, zanim jego mieszkańcy zorientują się w skali zniszczeń i zagrożenia. Wtedy może być za późno.

      Dla cierpiących na niedostatek wyobraźni: jak konkretnie i ile będzie mi płacił Halliburton gdy mi wyschnie używana od dziesięcioleci studnia? Kto będzie płacił za jej pogłębianie? Jak długo Halliburton zapewni dowóz wody pitnej gdy reaktywacja wyschniętej studni będzie niemożliwa? Kto w bantustanie polskim będzie w stanie udowodnić w niezależnych sądach Halliburtonowi, którego boi się rząd a nie odwrotnie, że przyczyną wyschnięcia jest właśnie eksploatacja odwiertów tuż za płotem?

    2. @gość codzienny

      Sam sobie odpowiedziałeś – nikt nie straszy, tylko stwierdza oczywiste fakty. W Polsce trwa pogoń za wodą, którą wygrywamy tylko dlatego że zaoraliśmy z gruntem wodochłonny przemysł – z określonymi konsekwencjami gospodarczymi, w tym dla energetyki (wydobycie węgla).
      Jeżeli chodzi o łupki, to było tutaj wyliczenie – całe Polskie zużycie gazu ziemnego wystarczyłoby na wyprodukowanie prądu z 3-4 bloków 1.5 GWe więc podwojenie obecnego polskiego programu atomowego w ogóle załatwia energetyczną część zapotrzebowania na gaz naturalny, ograniczając ją tylko tam gdzie jest potrzebny w przemyśle.
      Gaz (g)łupkowy w Polsce to przedsięwzięcie czysto polityczne – już wiadomo że przeciw są „układ” (wg. premiera Tuska!) oraz ekooszołomy. Utrzeć nosa Rosji (która się tym nie przejmie) – a reszta to sprawy drugorzędne.
      Natomiast kwestie innej technologii (kanadyjskiej) wydobycia gazu – nik nie podnosi. Skoro gazu łupkowego jest tyle – licencja na technologie i sprzęt dla krajowego przemysłu – tematu nie ma.
      Nie ma tematu narodowego funduszu, wzorem Norwegii, przeznaczającego część wpływów z eksportu na modernizację kraju.

      Są natomiast tacy dyskutanci jak Ty, którzy wciskają komuś swoją wersję ich stanowiska i potem z nią prowadzą z perspektywy „eksperta” dyskusję. No bez przesady.

    1. Coś w stylu dawnej agitacji partyjnej na szczeblu komitetu powiatowego… 😉 Ta zawodniczka z lewej niech sobie lepiej obejrzy to jak chce zobaczyć prawdziwe nastroje w Europie zamiast bredzić o zaletach „prezydencji”.

      A swoją drogą temu Bosakowi rokujemy dobrą przyszłość… choć pierwszy raz o nim słyszę…

  11. @cynik9

    Są dwa oblicza sprawy:

    [1] To że zużywamy MNIEJ WODY NA OBYWATELA to akurat powód do radości – wg. wolfram-alpha połowa średniego światowego.

    [2] W Polsce bilans wodny jest ujemny od końca lat ’80 XX w. o czym dawniej w szkołach uczono na lekcjach geografii a Kamiński&Kurek poświęcili temu 1 czy 2 odcinki „SONDY”. Retencja wody jest praktycznie żadna.
    Niedawno – chyba zresztą tu, na blogu – podlinkowano przy okazji debat o powodziach wywiad, w którym cytowano krytykę Polskiej gospodarki wodnej; wychodzi że praktycznie całość opadów u nas wsiąka tam gdzie spadnie i docelowo spływa do morza. Woda praktycznie nie jest zatrzymywana w żaden sposób, pozyskiwana – marnowana w popisowy sposób.

    Wreszcie trudności z pozyskiwaniem wody pitnej w PL i stowarzyszone koszty rosną coraz bardziej – opłaca się sięgać po ujęcia dekadę-dwie temu uważane za nieekonomiczne. I u nas, można domniemywać, Peak H2O będzie miał miejsce dużo wczesniej (o ile już nie miał) niż ewentualny peak oil…

    [3] Polecam wszystkim bardzo ciekawy raport (obszerny ale naprawde wartościowy) https://spectrum.ieee.org/static/special-report-water-vs-energy
    Szczególnie – to już w tematach ustrojowych – uderza różnica między Singapurem i Maltą…

  12. @mld/mln: Nie da się ukryć że jest to racja, przynajmniej w konwencjonalnie pojmowanej arytmetyce. Ach te dzisiejsze kalkulatory, nie ta jakość co przed wojną… 😉

    Czujnemu oku drogich czytelników nic nie ujdzie! Tekst trochę dopasowany. Dzięki.

    1. to ja mam lepszą zagadkę z zakresu arytmetyki relatywistycznej: ile to jest 5 bn / 5 mln ?

  13. Morza Aralskiego -> powinno Jeziora Aralskiego, tak przyjmuje polskie nazewnictwo geograficzne, poza tym wiadomo morze to nie jest, jedynym znanym mi jeziorem, które zgodnie z polskim nazewnictwem geograficznym nazywa się morzem jest Kaspijskie.

    Przy okazji dzięki za udany wpis, aż prosiło się o powiązanie tej tematyki z gazem głupokowym.

  14. A przypadkiem 5 mld dzielone przez 5 mln to nie jest 1000 dolców?

Comments are closed.