1 stycznia dniem wolności podatkowej

O cudzie demokracji często poruszanym na tym blogu donoszą ostatnio zza oceanu.  Ktoś podliczył że w USA, kolebce demokracji, ostatnio w jej obamowym wydaniu, 100% obywateli ma prawo decydować w wolnych i demokratycznych wyborach jak wysokie mają być podatki płacone przez współobywateli. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego gdyby nie fakt że za rok 2009  47% z tych głosujących współobywateli, czyli prawie połowa, nie zapłaci ani centa podatku dochodowego. 

Jak jest to możliwe? Wg raportu Deloitte erupcja federalnej szczodrości dla rodzin z niskimi i średnimi dochodami w ostatnich latach sprawiła że czteroosobowa rodzina z dwójką dzieci poniżej 17 lat i z dochodem nawet podchodzącym pod 50 tysięcy dolarów nie zapłaci netto żadnego podatku dochodowego. Do tego sprowadza się kombinacja rozmaitych bonusów podatkowych typu “making work pay credit”, “expanded child tax credit” i całej menażerii innych.

Nie potrzeba doktoratu z mechaniki kwantowej aby odgadnąć preferencje wyborcze tej nie płacącej nic w podatkach i żyjącej na koszt kogo innego połowy społeczeństwa. Oczywiście wypowie się ona ochoczo za zwiększeniem obciążeń podatkowych dla tej połowy która jeszcze płaci. Już teraz przecież 10% najlepiej zarabiających rodzin zapewnia 73% wszystkich wpływów z federalnego podatku dochodowego. Czemu nie miałaby zapewniać 80%?

Weź zapytaj gościa na zasiłku czy zechce wesprzeć swoim głosem propozycję obcięcia tegoż zasiłku. Weź spytaj posiadacza wcześniejszej emerytury czy nie należałoby mu jej przerobić na emeryturę późniejszą. Weź spytaj gościa w państwowym urzędzie czy stanu osobowego nie należałoby w recesji choć trochę odchudzić. Oczywiście pytać możesz. Ale nie musisz, demokratyczne preferencje są przecież znane. Udział w szopce wyborów powszechnych ogranicza się zatem głównie do pilnowania aby raz zdobytych przywilejów finansowanych przez resztę nie oddać. Wygra ten polityk który obieca że będzie ich bronił jak lew. Nikt zdrowy na umyśle nie będzie przecież głosował za strzeleniem sobie samobója.

Na tej demokratycznej arytmetyce opiera się właśnie socjalizm Obamy, i gdzie indziej. Polityczni szakale dobrze wiedzą że pozytywnie o zwiększeniu podatków “dla bogatych” wypowie się połowa nie płacąca żadnych podatków, plus zdrowa marża tych co liczą że i oni w następnym rozdaniu zasilą tę grupę. Odwieczny trick wyborczy w demokracji jest więc trywialny i przewidywalny zarazem tak jak po zimie wiosna. Wystarczy obiecać masom dostatecznie wiele czegoś za nic aby grupa potencjalnych beneficjentów przeważyła. 3 miliony mieszkań? No problem. Becikowe? poduszkowe? trumienne? wyższe zasiłki? niższe podatki? Ależ oczywiście.

A co gdy wyda się że “bogatych” do finansowania tej szczodrości nie ma wystarczająco wielu? Wtedy oczywiście konieczne stanie się dojenie klasy średniej, co jest również tak przewidywalne jak po wiośnie lato. Ale któż za cztery lata, i to jesienią, będzie z tego coś jeszcze pamiętał?

©2010 dwagrosze.com

27 thoughts on “1 stycznia dniem wolności podatkowej

  1. Można by powiedzieć, że dobrze tym amerykanom, patrząc przez pryzmat jednostki nie muszącej płacić podatków. A jak jest u nas ? Rząd w tym roku planuje sprzedać majątek za 25 miliardów PLN. Ciekawsze kąski oczywiście znajdą prywatnych nabywców. Te mniej ciekawe zapewne trafią do OFE. Czy to nie ironia, że majątek państwowy, podobno należący do Polaków zostanie sprzedany tymże Polakom ponownie ? Jak to nazwać ? Podatek ? A może abonament za majątek ?
    Sławek

  2. Moi drodzy odnośnie dzisiejszej katastrofy (może dywersji)
    Alex Jones
    Rura

    Zobaczymy jakie decyzje podejmie nowy szef NBP. Wtedy będziemy wiedzieć czy li tylko otwierać biznesy w rajach cz też tam zmykać.

  3. @Anonimowy / Forsal.pl

    Dzięki! Tego mi brakowało! Zdjęcie Cynika wydrukowane w kolorze na papierze premium stoi już w ramkach na moim biurku.

  4. Cynik:
    no ba…inflacja od czasu lat 70-tych, od kiedy to zerwano ze standardem zlota, bardzo sie posunela do przodu…

  5. @Anonimowy
    Jakkolwiek pomysł założenia partii liberalnej (w sensie wolny obywatel, wolny rynek, itd) wydaje się szczytny, to w zderzeniu z rzeczywistością jest raczej bez szans.

    Musielibyśmy wyedukować z podstaw ekonomii w krótkim czasie całe społeczeństwo plus przekonać "nie płacącej nic w podatkach i żyjącej na koszt kogo innego połowy społeczeństwa", że zmiana status quo będzie dla nich korzystna. Praca z założenia syzyfowa, bo przeciwko sobie mamy banksterów, rząd, polityków, media, system edukacji.

    Już lepiej, jak piszesz, jest dbać o swoje. Jeśli tylko się da to z piekła ZUSu i innych podatków uciekać do normalności (a/k/a raje) i liczyć na to, że system zawali się szybko sam pod własnym ciężarem (jak to na socjalizm przystało).

    Jak płotki powinny sobie radzić w okresie przejściowym podpowiada niestrudzenie cynik9, za co mu niech będą dzięki na wieki wieków.

  6. Smutne ale prawdziwe. Sam chcialem zebrac ludzi aby zalozyc partie liberalna, ale nie bylo zainteresowania. Pozostaje dbac o siebie…

  7. A dla wszystkich "walczacych z rajami podatkowymi >> Walczyć nalezy z Uciskiem i Patologiami a nie z Normalnością !

  8. @futrzak: ze rodzina z dwojka dzieci i dochodem $50 000 rocznie nie placi podatku dochodowego (bo inne musi placic) akurat jestem w stanie zrozumiec:

    To mi nasuwa refleksję jak to inflacja i paper money zmieniają percepcję.. Pamiętam książkę w końcu lat 80-tych z tytułem w rodzaju: Jak złożyć milion na emeryturę zarabiając tylko $50,000 rocznie… 😉 Nie pamiętam dokładnie recepty ale nie była ona zdaje się: kup MSFT…

  9. Już Hayek pisał, że demokracja jest ustrojem totalitarnym z tym, że zamiast jednego przywódcy mamy ich całą rzeszę. Ciekawe jak to się wszystko skończy. A jeszcze bardziej interesuje mnie kiedy! Ron Paul pisze w swojej książce, że szybciej niż nam się wszystkim wydaje. Kolejne pytanie co będzie potem? Czy historia zatoczy podobne koło jak w latach 30?

    Co do rajów podatkowych to nie trzeba być obrzydliwie bogatym żeby otworzyć tam firmę. Są miejsca gdzie wystarczy mniej niż 1000 EUR. Ciekawą propozycję e-firm ma Dubaj. Z tego co pamiętam z książki na ten temat, to koszt utrzymania takiej firmy wynosi ok. 15K pln rocznie. Podatki tam oczywiście nie istnieją. Jak to w "raju" 🙂

  10. Hm… to, ze rodzina z dwojka dzieci i dochodem $50 000 rocznie nie placi podatku dochodowego (bo inne musi placic) akurat jestem w stanie zrozumiec: $12500 rocznie na glowe to jest granica nedzy w USA. prosze mi wierzyc, z tego naprawde nie da sie wyzyc – tj. da sie, jak mieszka sie w low income housing, korzysta z bonow zywnosciowych i to by bylo na tyle – bo juz na nic wiecej nie wystarcza. Nawet samochodu nie bardzo da sie utrzymac, a zaleznosc jest taka, ze tam, gdzie jest komunikacja miejska (duze miasta jak NYC, Chicago, San Francisco) to czynsze sa wysrubowane.

    Druga sprawa to ze najwieksze korporacje tez nie placa podatku dochodowego ale jakos tym specjalnie (niestety) nikt sie nie przejmuje.

  11. @ypsilon: Nadużywasz gościnności tą nachalną promocją. Post usunięty, paragraf 3.

  12. Cyniku, przykład z 20% społeczeństwa, które posiadają 93% kasy to tylko jeden z raportu, najbogatsi posiadają lwią część wszystkiego. część z tego zdobyli ciężką pracą, a część tym, że przeciętny Johhny Q Taxpayer jednak słabiej lobbuje na swoją rzecz, niż dowolny tłusty kot spośród tych 20% i to raczej ta śmietanka tworzy prawa i 'sprzężenie zwrotne', niż bidna hołota. czy wierzysz, że politycy idą na pasku 80% najbiedniejszych amerykanów (czy choćby polaków?). bo wydaje mi się, że jednak większy wpływ w 'demokratycznym' systemie mają duże, bogate związki, bogate korporacje itd.
    jeśli chodzi o głos na rzecz odchudzania budżetu o przywileje i biurokratów – jestem jak najbardziej ZA, ale jak widać żaden polityk, nigdzie na świecie, nie ma na to woli ani ochoty.

    @Hans – cieszę się, jestem fanem (Twoim cyniku też). A link znalazłem u Misha.

  13. Znów się zgadzam w całej rozciągłości. Zawsze wszystkim powtarzam, że w wyborach powinni brać udział tylko ludzie posiadający jakiś majątek (albo faktycznie może lepiej dochody – ludzie PŁACĄCY podatek dochodowy). Wrócilibyśmy wtedy do ideałów demokracji – takiej jak w antycznej Grecji. Ale słuchacze zwykle jakoś dziwnie na mnie patrzą…

    A gdyby tak ilość głosów na wyborach uzależnić od wielkości płaconego podatku? Kto wie, może nawet zaakceptowałbym progi podatkowe 🙂

  14. @Anonimowy

    Widzisz… rzecz w tym, że to co piszesz jest nie do końca prawdą.
    Jest znakiem czasów, że coraz większy udział w całości kosztów zajmują koszty stałe. Koszty gotowości do świadczenia usług. Bez względu na to czy dana możliwość jest używana, czy nie. To jest coś, czego niezrozumienie widać choćby w naszych dyskusjach o służbie zdrowia.

  15. cynik9 pisze:
    Niekoniecznie pasywne "bogactwo" generuje dochód bieżący który podlega opodatkowaniu, ku zmartwieniu socjalistów.

    A ja na to , że socjaliści już o tym wiedzą i tylko kombinują jak opodatkować kapitały a w szczególności coś od czego nie da się uciec i nie da się ukryć np. wysokie podatki od nieruchomości , samochodów pod pretekstem ekologii, różne opłaty stałe , przesyłowe , od posiadania tego, śmego czy owego . Ich kreatywność w tym zakresie może być baardzo duża .

  16. @anonimo: Najbogatsi płacą niewiele bo mają np. możliwość uzyskania…

    Racja, ale j.w. – uważajmy aby nie zjechać w ślepą uliczkę do socjalizmu. Mówimy o podatku dochodowym na który łożą ci co mają dochód i tylko ci powinni decydować na co ICH pieniądze zostaną wydane. Gość który nie płaci nie powinien mieć głosu, IMO.
    Nie jest jasne w tym kontekście czemu akurat "najbogatszy" miałby płacić z samego tytułu że jest "najbogatszy", bez związku z aktualnym dochodem.

  17. @olaf:
    Tematem wpisu nie jest koncentracja bogactwa ani to że 20% płaci 90% wydatków. Tematem wpisu jest skandal że na temat wydawania cudzych pieniędzy ma w ogóle coś do gadania gość który płaci zero oraz sprzężenie zwrotne jakie to generuje w demokracji.

    Nie rozróżniasz też pojęcia bogactwa i pieniędzy. Niekoniecznie pasywne "bogactwo" generuje dochód bieżący który podlega opodatkowaniu, ku zmartwieniu socjalistów.

  18. <a href="https://sociology.ucsc.edu/whorulesamerica/power/wealth.html&gt; bogaci w USA</a> – wg badań 20% najbogatszychamerykanów posiada 97% wszystkich pieniędzy – może z tej perspektywy opłacanie przez nich 90% budżetu nie wygląda tak źle..

    Większość podatków płaci raczej tzw. "klasa średnia" (biedniejsi niż najbogatsze 20%, ale bogatsi niż biedniejsza połowa). Najbogatsi płacą niewiele bo mają np. możliwość uzyskania statusu rezydenta lub obywatela raju potakowego.

  19. Wiara w to że 20% najbogatszych = 20% płacących najwyższe podatki jest trochę naiwna. Raczej najbogatsi dlatego mają pieniądze, bo potrafią dobrze obronić się przed oficjalnym złodziejstwem.

  20. U nas niestety zawsze doi się klasę średnią. Klasy bogatej nikt nie rusza bo jest zbyt bogata i powiązana. A szaraczek i tak wiele zniesie więc można go jeszcze docisnąć.

    Pozdrawiam.

  21. I dlatego Lenin całkiem rozsądnie przewidział, że socjalizm musi zwyciężyć (a później zginąć:). Takie jest prawo natury.

  22. Akurat teraz doi się klasę średnią. Bogaci czy to w USA (https://blogi.ifin24.pl/trystero/2010/02/19/czy-placisz-wyzsze-podatki-od-400-amerykanskich-multimilionerow/) czy też w Polsce (wystarczy zerknąć na akcjonariuszy spółek na GPW i zastanowić się czemu tam tak dużo zagranicznych społek będących własnością prezesów).
    Bogaci mają możliwości by tak to wszystko zorganizować by nic nie płacić, to klasa średnia zawsze zapłaci niezależnie jak się to będzie oficialnie nazywało.

Comments are closed.