Kogo uzdrawia Obama

Atrament jeszcze nie wysechł na przyjętej w zeszłym tygodniu obamowej reformie opieki medycznej w USA a już dwóch pacjentów ozdrowiało zupełnie. Jak załączony grafik pokazuje HMO (Morgan Stanley Healthcare Payor Index) oraz RXH (Morgan Stanley Healthcare Providers Index) na wieści o górze szmalu szykowanej przez socjalistów pną się w górę jak szalone. Sam Morgan Stanley (MS) też nie zbiera petów w tych dniach, mimo że rok temu był w stanie śmierci klinicznej.


Ponieważ w prawdziwym kapitalizmie cudów nie ma, kredyt za te które obserwujemy oddać musimy socjalizmowi. A ściślej, odpowiedzialny za to w najbliższych 10 latach będzie gigantyczny obamowy transfer funduszy od jednych do drugich,  od mas do kompanii  oraz od wszystkich do rządu. Czyli to o co w socjalistycznym rozdawnictwie chodzi.

Powiedzmy sobie na wstępie że dotychczasowy amerykański system opieki medycznej, oparty na mieszaninie rządowych i stanowych subwencji z jednej strony oraz wycinkach wolnej amerykanki z drugiej łączył w sobie dwie najgorsze cechy jakie mógł. Ceny usług medycznych są astronomiczne, dużo wyższe niż w innych krajach. Z drugiej strony wśród cywilizowanych krajów tylko w Ameryce tolerowana jest zasada preexisting conditions pozwalających na odmowę ubezpieczenia w wypadku sytuacji chorobowej. Czyli dokładnie wtedy kiedy jest potrzebne.

Spróbuj zresztą chorując nabawić się jeszcze innej dolegliwości a znajdzie się szybko ekspert kompanii ubezpieczeniowej który udowodni że coś jest nie tak i że ubezpieczenie zostanie wypowiedziane mimo wszystko. Przy kosztach operacji idących często w setki tysięcy dolarów delikwentowi w takich sytuacjach, o ile przeżyje, nie wypada nic innego jak tylko zbankrutować. Raz jeszcze – nie chodzi tu o niefart nieubezpieczonego. Chodzi o ubezpieczonego którego ubezpieczyciel skonfrontowany z ekstra kosztami stara się wyrolować. Trudno się zresztą dziwić przedsiębiorstwom ubezpieczeniowym – każdy wolałby przecież ubezpieczać studentów, najlepiej aktywnie się gimnastykujących, a nie 80-letnich dziadków z bypassem.

Inną cechą amerykańskiego systemu jest to że ubezpieczenie medyczne idzie tam, za wyjątkiem emerytów, poprzez pracodawcę. Jest to bezsens z  którego sami Amerykanie nie zdają sobie najwidoczniej sprawy.  Biznes ma przecież swój własny biznes do robienia a nie szukanie planów zdrowotnych dla podwładnych. Nie szuka im przedszkola, nie wyprowadza psa na spacer, czemu miałby szukać ubezpieczyciela od choroby czy od pożaru? Biznes płaci podatki państwu i nie ma czego szukać w medycynie. No, chyba że jest szpitalem czy inną kompanią z branży…

Tak się jednak utarło się że droga do ubezpieczenia medycznego w USA wiedzie właśnie przez zatrudnienie. Bez zatrudnienia – sorry, pech. Efekty tej dewiacji są  proste do przewidzenia. Mały tradycyjny biznes, który odpowiedzialny jest za gros generowanych miejsc pracy, nie oferuje po prostu żadnego ubezpieczenia, kropka. Duży biznes natomiast, jak się dobrze kręci, to na koszty nie zwraca uwagi. Zaoferuje więc, zwłaszcza naciskany przez związkokrację, jakieś ubezpieczenie swoim pracownikom. Ci w dobrych czasach też na koszty nie zwracają specjalnej uwagi. Problem zaczyna się wtedy gdy jest recesja i biznes kręci się gorzej. Albo, nie daj Boże, gdy bankrutuje jak GM.

Równie fatalnie wygląda sytuacja tych którzy zostali zwolnieni lub zmieniając pracodawcę pozostają chwilowo poza zatrudnieniem bądź, co gorsza, rzucili zatrudnienie i próbują sił samemu. W takich przypadkach wynegocjowane przez dużą kompanię typu GE relatywnie niskie stawki ubezpieczenia grupowego stają się z miejsca astronomicznymi stawkami dla początkującego przedsiębiorcy. Stawki skaczą nawet w wypadku trzymania się tej samej polisy,  z tą różnicą tylko że klient zmienia status z pracownika na zatrudnionego we własnym biznesie.

Z innej jeszcze strony ubezpieczenie medyczne traktowane jest jako istotny element przetargowy przy rekrutacji. Nowe venture w Silicon Valley na przykład, aby przyciągnąć talent na którym mu zależy zaoferuje nie tylko atrakcyjne stock options lecz także królewskie ubezpieczenie medyczne. Nierzadko sfinansuje też wszystkie wydatki “out od pocket” wychodzące poza plan. W efekcie tego młody prężny naukowiec o kosztach medycznych może zupełnie zapomnieć – nie ma żadnych, nawet dentysty. Do czasu oczywiście gdy jego new venture splajtuje bądź zostanie wykupione, bo nie każde staje się przecież nowym Googlem. Słowem, pośrednictwo pracodawcy w planie ubezpieczeniowym jest naszym zdaniem nie na miejscu.  Jest szkodliwą aberracją zaciemniającą właściwy problem i opartą na wbudowanym w nią konflikcie interesów.

Organizacja systemu opieki medycznej jest ciekawym tematem któremu poświęcimy parę wpisów, poczynając do tego. Przeanalizujemy co w obamowym socjalizmie ma sens (owszem, są takie wyjątki…) a co jest zupełnie bezsensowne. Także na płaszczyźnie inwestycyjnej obamacare będzie miała  swoich zwycięzców i przegranych, z wiadomymi implikacjami dla zainteresowanych tą tematyką inwestorów.

©2010 dwagrosze.com

46 thoughts on “Kogo uzdrawia Obama

  1. @"wielu pracodawców je oferuje, jako pakiet socjalny dla pracowników. Stawki są tam niższe niż w ubezpieczeniach indywidualnych, bo jest ubezpieczona większa grupa osób, co pozwala zredukować koszty."

    Koszty te są niziutkie i nieistotne. Oprócz tego co już Nina podała, potencjalnym powodem dla którego te stawki są niższe jest to, że ubezpieczyciel przewiduje, że ta konkretna firma zatrudnia względnie zdrowych ludzi.

  2. @Centrala pisze…/re Belgia
    Sprawdziłem. Stsrem jaki bb. krótro opisałem wyzej jest nadal w Belgii, rachunki dla rozliczeń bezgotówkowych Można (nie obligatoryjne) zostawiać u lekarzy i oni hurtem wyślą na k.dnia do "kasy" a ta ubezpieczonemu na konto.
    I najważniejsze !!!
    W Belgii spółka obsługijąca system ubezpieczenń zdrowotnych – "kasę" – jest NON PROFIT !!!

    Czyli nawet socjal mozna zorganizować dość sensownie.

  3. @InTuskWeTrust
    Z takim podejsciem rzeczywiscie porod to ciezka choroba…

    Ciąża to oczywiście nie choroba! Tak mi się napisało bowiem, kuriozalnie, właśnie w pokoju obok zaczął mi ryczeć bobas i nie miałem czasu przeczytać przed wysłaniem. 😉

  4. Jeszcze chcialabym dodac,ze troche inna jest tu funkcja szefa i nie jest to stanowisko dozywotnie ,jak w Polsce.Do tego niewielu lekarzy wyrywa sie do tej funkcji ,bo jest to stanowisko bardziej administracyjne.Za szkolenie mlodych lekarzy jest odpowiedzialny szef oddzialu i nie jest to jego widzimisie ,ze kogos wysle na staze albo nie.Jesli specjalizujacy sie lekarz, w okreslonym czasie nie zakonczy szkolenia, to szef personalnie jest za to odpowiedzialny.I nikogo nie obchodzi brak personelu.Obowiazkiem szefa jest ten personel znalezc.Jak nie spelnia swoich obowiazkow prawidlowo, to sie go wymienia na innego.

  5. @marq:szefami oddzialow zostawali Ci co wiedzieli,ze trzeba przynalezec tu i tam.Rzadko to byly osoby ,ktore okresla sie mianem inteligenta, bez cudzyslowiu.Raczej mowilo sie o nich ,ze im sloma z butow wychodzi.Ich dzieci to juz inna spiewka-wiadomo ,ze stanowisko bylo dziedziczne.
    A jaki Pan taki kram,osoby niepokorne nie byly tolerowane.W jednym z krajow sasiadujacych z Polska,dzieci lekarzy nie moga pracowac na tym samym oddziale co rodzic,a jesli pracuja w tym samym szpitalu ,to nie widac ,zeby w jakims stopniu byly faworyzowane.Jasne ,ze latwiej im dostac etat niz innym ,ale sami musza udowodnic swoja praca ,ze sa dobrzy i nie maja taryfy ulgowej podczas szkolenia.

  6. @Centrala

    "(…) Oczywiście, choroby wyjątkowo ciężkie (rak, skomp. operacje, oraz np. poród) (…)"

    Z takim podejsciem rzeczywiscie porod to ciezka choroba, ba, nawet z powiklaniami na cale zycie!

    Panstwo powinno zrobic cos z tym problemem (moze akcyza na dziecko? darmowa aborcja i antykoncepcja? lepiej, doplaty dla usuwajacych ciaze?!), wszak to choroba cywilizacyjna…

  7. Kwestii degrengolady moralnej, upadku zasad i wartości w społeczeństwie polskim, w Polakach, nie utożsamiałbym do końca w owym systemem punktowym. To szerszy i bardziej złożony proces. Ostatecznie i tak na intratne posady i "ścieżkę kariery" miały dzieci właściwych rodziców – wcale nie robotników i chłopów (mowie o klinikach, sądach, prokuraturach).
    Natomiast "środowisko TW – konfidencji bolszewickiej to juz domena "inteligentów" i ich dzieci.
    I nie narzekajmy, bo będzie znacznie gorzej.
    W Polsce dopiero nadciąga ogólnopolska fala chamstwa i degrengolady moralnej. Sądownictwa, systemu prawnego, opieki medycznej, prestiżu pracowników nauki ważnych uniwersytetów, itd., etc.
    Hołota nas zaleje, ocenzurują net i tylko po to, by pogadać z kilkoma inteligentnymi nie chamami (obu płci) będziemy tworzyć tajne komplety i nielegalne kluby w podziemiu.

    Proces ten ruszy „z kopyta”, kiedy z pracy w medycynie, sądownictwie, uniwersytetów odejdą ostatnie roczniki wojenne i tuż powojenne tak do ok. 1950 może najwyżej .55 roku urodzenia czyli ci korzy mieli rodziców wykształconych przed wojną czy też posiadali możliwość pobierać nauki i terminowania u przedwojennej elity. Jaka ona była taka była (do polityki i elit IIRP mam krytyczny stosunek), ale w porównaniu z nią, elity PRL`owskie i postPRL`owskie – okrągłostołowe, to bydło i kloaka –delikatnie mówiąc.

  8. @HansKlos:
    Dzięki za link. Ankieta [poziom zainteresowania równymi emeryturami] byłaby sensowna gdyby nie została bezsensownie spartolona, IMO:

    1. Nigdzie nie mówi o RÓWNYCH emeryturach (o które chyba chodzi) ale o minimalnych. Nie bardzo wiadomo więc czemu się ludzie denerwują – przecież minimalne emerytury już mają… 🙂 🙂

    2. Konfundując respondentów ankieta nie wyłącza ZUSu. Trudno jest hipotetyzować o równych czy minimalnych emeryturach z jednej strony gdy z drugiej strony nie sprecyzuje się czy daniny do ZUSu są zachowane, czy są zmniejszone i czy są równe.

    ———
    @Tresor:
    Jest kilka przyczyn dla których przewiduję że Obamacare będzie kompletnym fiaskiem – a jedną z nich jest właśnie brak zabrania się za portki mafii prawniczej (tort reform). Ale nie ma się w końcu co dziwić – Obama sam prawnik i większość krawatów w Kongresie również. Swój swojemu krzywdy nie zrobi. W amerykańskiej reformie medycznej jest to problem dużo większy niż w innych krajach bo wszechwładza lobby prawniczego jest tam absolutna a instytucja "punitive damages" (zasądzanych sum karnych dużo powyżej faktycznych szkód) oraz gonienie lekarzy procesami powszechne.

    Ogłoszenie firmy prawniczej: stop by and sue somebody… 😀
    ———–

    @anonimo: Chce tylko uswiadomic ,ze przez dlugi czas na studia lekarskie byla promowana mlodziez z pochodzeniem robotniczo-chlopskim ,dostajac 9 pkt dodatkowych za pochodzenie.

    Nie tylko na studia lekarskie… każde inne też. Tak to się kończą eksperymenty społeczne socjalizmu… 🙁

  9. @taki jeden los
    Chamstwa nic nie usprawiedliwia w zadnej dziedzinie.Chce tylko uswiadomic ,ze przez dlugi czas na studia lekarskie byla promowana mlodziez z pochodzeniem robotniczo-chlopskim ,dostajac 9 pkt dodatkowych za pochodzenie.To byla ogromna przewaga w stosunku do mlodziezy z pochodzeniem inteligenckim.Dla porownania -zdany egzamin z czterech przedmiotow to bylo minimum 36 punktow.A przyjmowano od 50-54 pkt ,zaleznie od miasta.To dla dziewczyn.Chlopcy byli przyjmowani juz od 45 pkt.To teraz masz pojecie ile znaczyly te punkty za pochodzenie.Pochodzenie inteligenckie liczylo sie po ojcu.No i mamy, to co mamy.Inteligencja zostala odsunieta od tych kiedys elitarnych studiow,a przynajmniej musiala w to wlozyc duzo wiecej wysilku ,aby osiagnac cel.Kto zostawal szefami oddzialow to jeszczeinny temat.

  10. Oprocz kontrolowanej podazy specjalistow wystepuje jeszcze o wiele powazniejszy problem procesow w zakresie odpowiedzialnosci lekarskiej. Strach przed odpowiedzialnoscia za prawdziwe lub spreparowane bledy lekarskie multiplikuje ilosc uslug diagnostycznych i administracyjnych zlecanych i wykonywanych przy okazji obslugi jednego pacjenta. Dochodzi do tego sprawa kosztow polisy ubezpieczenia OC lekarza, bedaca posrednio zalezna od powszechnej praktyki zasadzen wysokich, nierzadko wielomilionowych odszkodowan, ktore z kolei napedzaja mlyn machiny adwokackiej(podobno sam powod dostaje 10-15% zasadzonej sumy).

  11. @Takie Jeden Łoś
    "A gdyby go system latami nie drenowal zdzierajac z niego po kilka tysiecy zlotych rocznie, to mialby czym placic!"
    O ile ceny usług medycznych byłyby na niezmienionym poziomie.Równie dobrze lekarze mogliby żądać od pacjentów wyższych opłat "bo mają czym płacić".

  12. @JPMORG
    > Wprowadzając pełnopłatne
    > usługi , jak sugerujesz ,
    > wszystko jest w porządku
    > do momentu , kiedy ktoś z
    > najbliższych( odpukać )
    > nie zapada na ciężką ,
    > kosztowną w leczeniu ,
    > przewlekłą chorobę .
    > Jeśli dojdzie do tego
    > utrata pracy ,to trzeba
    > liczyć na rodzinę .

    A widziales kiedys z bliska jak wyglada leczenie ciezkiej przewleklej choroby w "darmowej" sluzbie zdrowia? Ja widzialem. I Wlasnie wtedy czlowiek jest zdany wylacznie na rodzine, ktora musi mu pomoc nie dosc ze w zmaganiach z choroba, to jeszcze musi go chronic przed lekarzami, ktorzy (przynajmniej spora czesc z nich) go traktuja jak najgorszy smiec. Gdyby tym samym lekarzom ten czlowiek osobiscie placil, to w zyciu by sobie na takie chamskie zachowanie wobec niego nie pozwolili. A gdyby go system latami nie drenowal zdzierajac z niego po kilka tysiecy zlotych rocznie, to mialby czym placic!

  13. Jedyny sensowny argument za publiczną służbę zdrowia przedstawił kiedyś panika2008. Mianowicie: zagrożenia epidemiologiczne.

  14. @TJŁ
    Teraz jest tak , że płacimy kilka tys. rocznie (osobiście płacę zdrowotne podwójnie w zakładzie pracy i wykonując zawód prywatnie drugi raz ), a korzystamy z lecznictwa w dużej części prywatnie . Emeryci i bezrobotni mają czas , więc zajmują kolejkę , a osoby pracujące nie mają tyle czasu i idą do lekarza prywatnie dopiero wieczorem po pracy .

    Wprowadzając pełnopłatne usługi , jak sugerujesz , wszystko jest w porządku do momentu , kiedy ktoś z najbliższych( odpukać ) nie zapada na ciężką , kosztowną w leczeniu , przewlekłą chorobę .
    Jeśli dojdzie do tego utrata pracy ,to trzeba liczyć na rodzinę .

    Wadą obecnego systemu jest mnożenie kosztów i całkowita alienacja wszystkich uczestników rynku medycznego . Ministerstwo umywa swoje ręce , a wiąże innym bzdurnymi regulacjami , NFZ mnoży koszty i biurokrację , pacjent nie płacąc za nic gwiżdże na cenę leczenia , to samo szpital czy lekarz . Sytuacja przypomina "Potop" i Rzeczpospolitą , jako ten postaw sukna , gdzie każdy próbuje wyszarpać dla siebie jak najwięcej .
    Moim zdaniem rynek najlepiej by funkcjonował z jednym wspólnym ubezpieczycielem ( mniej biurokracji ) , częściową odpłatnością za wizyty i lekarza – pacjent decydowałby się tylko na to leczenie , które jest konieczne .
    Natomiast widziałbym pełnopłatność niektórych usług , które wynikają z niedbalstwa lub głupoty np. leczenie skutków nałogów , niemycia zębów , umyślnego powodowania uszczerbku na zdrowiu .
    Obecnie 20 -letni alkoholik otrzymuje rentę i idzie na nasze utrzymanie .

  15. @cynik9
    "Uważam że opieka medyczna świetnie by prosperowała w wolnym rynku".
    Paradoks polega na tym, że świetnie prosperująca opieka medyczna medyczna powinna prowadzić do zaniku opieki medycznej (z braku chorych).
    Jeżeli celem opieki medycznej nie jest "leczenie" lecz "wyleczenie" to popyt zawsze będzie rósł w nieskończoność i zawsze będą narzekania na źle funkcjonującą służbę zdrowia. No chyba, że ustalimy górną granicę wartości ludzkiego zdrowia.

  16. @Centrala pisze…
    Dokladnie tak działała "kasa" w Belgii w l. 1988/91. Emeryt po osiągnięciu wł. wieku miał refundowane 100% wszystkich kosztów. Wszyscy przy leczeniu szpitalnym i chorzy przewlekle. Reszta przy leczeniu ambulatoryjnym własnie owe 80/90% (nie wiem dokładnie ile). Moja ciotka, płaciła nawet pielegniarce 2x tyg za wykonanie zastrzyków. Dostawala rachunek i co piatek PM szła z synem po refundacje. Wyplacała je JEDNA młoda urzędniczka. Przesledziłem ten system wówczas z ciekawosci i do dzisiaj uwazam go za wzorcowy.

  17. @JPMORG

    > Rozsądne wydaje się
    > wprowadzenie częściowej
    > odpłatności np. 10 %
    > wartości leczenia do
    > pewnej sumy np. 5-10 tys
    > zł.

    Poki place rocznie kilka tysiecy zlotych w postaci tzw. skladek zdrowotnych, to ja nie widze nic rozsadnego w tym, zebym potem placil jeszcze 10% za leczenie. Leczenie bowiem juz zostalo przeze mnie oplacone i nie widze powodu dla ktorego mialbym placic dwa razy za to samo. Wole zaplacic raz 100%, ale niech panstwo mi zostawi 100% moich poborow. Nie uwazasz, ze to wydaje sie rozsadna propozycja? Podaj mi choc jeden rozsadny i uczciwy argument przeciwko takiemu rozwiazaniu.

  18. @cynik
    Zamiast walczyć o ideał lepiej jest moim zdaniem skupić się na celu pośrednim – aby system opieki medycznej był "revenue neutral" dla panstwa w pierwszym rzędzie.

    I Tu IMO jest sedno sprawy. To samo powinno dotyczyć generalnie wszelakich systemów ubezpieczeniowych (w tym emerytalnych.)!

    @jpmorg
    Rozsądne wydaje się wprowadzenie częściowej odpłatności np. 10 % wartości leczenia do pewnej sumy np. 5-10 tys zł.

    Dokadnie tak działają kasy chorych w niektórych państwach UE, a nawet specjalna kasa chorych dla urzędasów unijnych. Idzie się do lekarza, płaci się rachunek, a co jakiś czas wysyła się rachunki do kasy chorych, która zwraca o ile pamiętam około 85%-90% refundowanych kosztów leczenia na konto pacjenta. Oczywiście, choroby wyjątkowo ciężkie (rak, skomp. operacje, oraz np. poród) oraz niektóre przewlekłe refundowane są w 100% po uprzednim zasięgnięciu opinii swoich lekarzy. Ponadto, dla typowych relatywnie prostych konsultacji/zabiegów istnieją pułapy maksymalne powyżej których już nic nie zwracają. Lista pozycji za które kasy zwracają jest długa i precyzyjna, np. kosz znieczulenia przy borowaniu zęba nie jest refundowany, chyba że wchodzimy w nerw, itd. Nie ma czegoś takiego jak rachunek z napisem "usługa dentystyczna".

  19. Rozsądne wydaje się wprowadzenie częściowej odpłatności np. 10 % wartości leczenia do pewnej sumy np. 5-10 tys zł. Powyżej tego płatność by nie wzrastała . Nie byłby to wygórowany koszt , a zmuszałby każdego do zapobiegliwości , aby mieć takie pieniądze na czarną godzinę i nie nadużywać korzystania ze służby zdrowia . Obecnie osoby pracujące nie mają czasu na stanie w kolejce do lekarza , natomiast bezrobotni i emeryci owszem .
    Z płacenia można by wyłączyć choroby uwarunkowane genetycznie , ewentualnie inne w zależności od sytuacji budżetowej .

    Podobno w czeskim więziennictwie wprowadzono dla osadzonych odpłatność 30 koron za wizytę u lekarza ( z terminem do uregulowania w ciągu dwóch lat po wyjściu na wolność ). Ilość chętnych zmalała o połowę .

  20. Okazuje sie, ze sprawa jednak nie jest wcale jeszcze przesadzona.
    Ustawa zostala przeglosowana w izbie nizszej parlamentu. Pozostaje jeszcze senat i podpis prezydenta.
    Ten ostatni oczywiscie podpisze jesli senat przyjmie.

    Ale…

    Aby ustawa stala sie rzeczywistym prawem musza ja ratyfikowac jeszcze poszczegolne stany. I tu sprawa nie wyglada juz tak rozowo. 30 stanow zapowiedzialo podanie rzadu federalnego do sadu.
    Do tego dochodzi niezadowolenie spoleczne, zreszta nawet reprezentant demokratow przyznal ze ludzie nie chca tej ustawy (to w swietle protestow przed kongresem)
    Koszt "ustawy" dla rodziny 2+2 to wydatek rzedu 1000$ miesiecznie. 30% amerykanow nie ma (i miec nie bedzie) ubezpiecznia bo ich nie stac – efekt nadmiernej regulacji i lobbingu. Koszt dla budzetu to kolejny 1 trylion U$D, ktorego tez nie ma…

    Demokratow od komunistow rozni tylko to, ze ci drudzy rozstrzeliwali nieporzadanych ludzi.

    pzdr
    Ludo

  21. @Marcin:
    gdy obniżymy ceny leków to zmniejszymy rynek zbytu (bo ludzie będą zdrowsi)

    Może w jakichś szczepionkach czy pigułkach nasennych… W odniesieniu do najdroższych "prescription drugs" teza wydaje mi się zupełnie karkołomna.

    Czy na rynku usług medycznych obowiązują prawa podaży i popytu?

    A to jest bardzo relewantne pytanie. I odpowiedź na nie jest: zasadniczo nie. Zbyt dużo jest sektorów regulowanych i licencjonowanych aby w ogólnym przypadku mówić o wolnym rynku. Uważam że opieka medyczna świetnie by prosperowała w wolnym rynku ale, realistycznie, nie widzę łatwej migracji z obecnej mozaiki interesów, zależności i regulacji. Dlatego wydaje mi się że rola państwa jako arbitra i motoru zmian w tym konkretnym przypadku powinna być zachowana. Zamiast walczyć o ideał lepiej jest moim zdaniem skupić się na celu pośrednim – aby system opieki medycznej był "revenue neutral" dla panstwa w pierwszym rzędzie.

  22. @Antey:
    prywatni ubezpieczyciele z definicji nie obsługują chorych, osób powyżej 70 roku życia

    Ubezpieczenia są regulowanym biznesem, podobnym w pewnej mierze do banków. To że prywatni ubezpieczyciele w ogóle mogą kogoś obsługiwać wynika z gracji rządu który udziela im licencji. Jak mówimy o powszechnym systemie ubezpieczenia medycznego, w warunkach realnego kompromisu a nie utopii, to ubezpieczyciel będzie musiał dostroić się do warunków brzegowych wymaganych przez system; inaczej nie otrzyma licencji.

    Uwaga o solidaryźmie i cofnięciu się medycyny jest wyznaniem wiary a nie argumentem. Zdefiniuj może solidaryzm w medycynie i zacznij od wytłumaczenia mi czym się to różni od kradzieży. Może mówimy o różnych rzeczach.

  23. @HeS
    Czy tu nie ma paradoksu?
    "bo opłacałoby się obniżać ceny leków, na które jest duży rynek zbytu".
    Duży rynek zbytu jest wtedy gdy ludzie chorują. Ale gdy obniżymy ceny leków to zmniejszymy rynek zbytu (bo ludzie będą zdrowsi).Więc po co obniżać ceny leków – po to by zmniejszać rynek zbytu?
    Czy na rynku usług medycznych obowiązują prawa podaży i popytu?

  24. @Tomek: Cyniku: byłoby bardziej impressive, gdybyś napisał ten wpis przed wzrostami tychże indeksów, a nie po.

    Pewnie że by było. Ale nie mylmy darmowego bloga z darmową listą gorących tipów… 😉

    Tak jak teraz może sugerować, że dobrałeś konkretne indeksy do z góry założonej tezy. Jest parę innych związanych z opieką zdrowotną i ubezpieczeniami które wcale tak nie wzrosły.

    Ależ to właśnie ma sugerować! Indeksy są dobrane jak najbardziej tendencyjnie – pod kątem sektorów którym Obamacare prawdopodobnie pomoże. Masz też rację że są inne indeksy płaskie jak stół – dla sektorów dla których Obamacare oznaczała będzie najpewniej uszczerbek w dochodach. Tymi zwycięzcami i przegranymi zajmiemy się niebawem ale nie chcę na razie przesadzać z tematyką amerykańską w 2GR.

  25. @cynik9

    I w ramach "zarządzania ryzykiem" prywatni ubezpieczyciele z definicji nie obsługują chorych, osób powyżej 70 roku życia itepeitede…

    I owszem – solidaryzm jest potrzebny. W przeciwnym wypadku większość medycyny jako takiej razem z jej zapleczem trzeba będzie zlikwidować i cofnąć się do czasów mniej/więcej napoleońskich.

    I, niestety, podstawą do obniżki cen jest ekonomia skali, czyli powszechność większości rozwiązań przy likwidacji rzeczy typu "lista leków/zabiegów refundowanych".

  26. Cyniku: byłoby bardziej impressive, gdybyś napisał ten wpis przed wzrostami tychże indeksów, a nie po. Tak jak teraz może sugerować, że dobrałeś konkretne indeksy do z góry założonej tezy. Jest parę innych związanych z opieką zdrowotną i ubezpieczeniami które wcale tak nie wzrosły.

  27. @AdamK
    To nie jest tak do końca że ubezpieczenie zdrowotne związane jest w USA z pracą. Po prostu, wielu pracodawców je oferuje, jako pakiet socjalny dla pracowników. Stawki są tam niższe niż w ubezpieczeniach indywidualnych, bo jest ubezpieczona większa grupa osób, co pozwala zredukować koszty.

    Obawiam sie, ze nie wiesz o czym mowisz.

    1. Jesli ubezpieczenie nie jest zwiazane z praca to ja bardzo chetnie sie dowiem GDZIE moge sie w stanie Kalifornia ubezpieczyc, nie majac pracy i bez odrzucenia wniosku z powodu "preexisting condition"?

    2. Stawki ubezpieczeniowe, ktore oferuje firma sa nizsze z dwoch powodow:
    po pierwsze czesc doplaca sama firma a potem wrzuca sobie to w koszty, po drugie firma ubezpieczeniowa oferuje nizsze ceny a nastepnie wyrownuje je sobie dyktujac stawki dowolnie osobom indywidualnym i malym biznesom. O to m. in. chodzilo w dyskusji na temat tzw. "cadillac plans".

  28. @marcin:"Ale gdzie jest górna granica solidaryzmu?"

    Niestety, trzeba ją ustalić arbitralnie, w zależności od zamożności społeczeństwa. Z drugiej strony jest pomysł, żeby nie refundować drobnych chorób (koszt leczenia ~ 100 PLN), ale pomagać w rzeczywiście poważnych przypadkach. Spowodowałoby to konkurencję na rynku leków na "drobne choroby" (obniżka kosztów), bo opłacałoby się obniżać ceny leków, na które jest duży rynek zbytu. Oczywiście w każdym z rozwiązań trzeba określić górną granicę kosztów leczenia i nic nie pomoże utyskiwanie na bezdusznych urzędników. Zawsze dla kogoś zabraknie pieniędzy.

  29. RE solidaryzm –
    Fatalne słowo ze słownika socjalizmu! Nie potrzeba żadnego solidaryzmu. Jest pewna pula pieniędzy na medycynę – lekarz musi kogoś leczyć bo inaczej szczeźnie z głodu, a więc pewne ograniczenie z tej strony jest. Z drugiej są ludzie którzy muszą płacić umiarkowane sumy i wyrzucić socjał który ich mami bzdurami typu "bezpłatnej" służby zdrowia.

    Co pozostaje to te dwie płaszczyzny zgrać w rozsądnie zorganizowanym systemie w którym państwo pełni ważną rolę arbitra i inicjatora zmian. Nazywam to "single agent system", w odróżnieniu od "single payer system" gdzie państwo także płaci i zatrudnia. Nie u mnie. To co uchodzi za pożal się Boże "solidaryzm" jest normalnym przypadkiem gry losowej prowadzącej do okazyjnych b.wysokich kosztów które system musi zbalansować systemem ubezpieczeń.

    Nie ma w tym sektorze potrzeby na jedną złotówkę państwowych wydatków – zarządzanie ryzykiem jest chlebem powszednim wielu instytucji które z pocałowaniem ręki wezmą biznes. Ludzi też nie mają IMO większych problemów aby ponieść pewne koszty ubezpieczenia się. Z przyczyn w które nie będę tutaj głębiej wnikał dopuszczam jednak w tym względzie pewne działania państwa zmierzające do tego aby każdy członek społeczeństwa płacił za ubezpieczenie bądź zabezpieczył w naturze pewne roszczenia z tytułu otrzymanych bez ubezpieczenia świadczeń.

  30. @PF

    Empatia? Lekarze przez cale studia sa oduczania jakiejkolwiek empatii. To jest zwykle prawo rynku. Jesli lekarz bedzie przecenial swoje uslugi, to nie bedzie mial pacjentow i nie bedzie mial kasy na zycie. A skoro ma frajera, ktory ma kase i wybuli kazde pieniadze za byle jaka prace, to po co lekarz ma sie wysilac? To samo firmy farmaceutyczne. Przeczytaj sobie artykuli o
    iwabradynie . Dziala tu dokladnie ten sam mechanizm zawyzania ceny co w przypadku uslug lekarskich.

  31. @taki jeden łoś
    Doszedłem do tego samego wniosku.
    Jedyną siłą która jest w stanie zahamować wzrost cen usług medycznych jest fakt, że lekarz widzi konkretnego chorego, który musi mu zapłacić. Empatia nie pozwala podnosić cen w nieskończoność. W sytuacji gdy na drodze staje bezimienne państwo (czy ubezpieczyciel) nic nie stoi na przeszkodzie hodowania kosztów.

    Sam mam zawód w którym cena usługi jest indywidualnie negocjowana z każdym klientem. Obie strony są w stanie na tyle się nawzajem wyczuć, że wiedzą jaka cena jest w danym przypadku właściwa, a z jakiej jeszcze druga strona może zejść.

  32. @Antey
    "Dlatego brakuje środków na to, gdzie solidaryzm jest jak nabardziej potrzebny – tam gdzie skala problemów przerasta 99% a czasem i 100% jednostek".
    Ale gdzie jest górna granica solidaryzmu?

  33. @Antey

    > Dlatego brakuje środków na to,
    > gdzie solidaryzm jest jak
    > nabardziej potrzebny – tam gdzie
    > skala problemów przerasta 99% a
    > czasem i 100% jednostek.

    Skala problemow przerasta normalnych ludzi, bo na "rynku" jest jeden frajer, ktory ma zagrabiona kase i placi za bezdurno na prawo i lewo kazdemu jak popadnie. De facto nie kontrolujac jakosci uslug i ich ceny, bo po co ma kontrolowac, skoro i tak kasa nie jest jego. Ten frajer nazywa sie "panstwo", a swoja kryminalna dzialalnosc prowadzi z podobny zakleciem na ustach do tego, ktore uzyles powyzej: "solidaryzm".

  34. @dittohead: monopol AMA

    Zgadza się. A ponieważ nie da się tego zrobić, tudzież ograniczyć wszechwładzy lobby prawniczego, wybór Obamy należy oceniać z pewną poprawką a nie wg. stricte libertariańskich standardów rynkowych.

    @AdamK: nie do końca… ubezpieczenie zdrowotne związane jest w USA z pracą

    W takim razie chętnie się dowiem gdzie gość bez pracy, bez pracującej żony z ubezpieczeniem i bez członkostwa w jakiejś organizacji profesjonalnej może wejść z ulicy i się ubezpieczyć na rozsądnych warunkach. Pomińmy Oregon i możliwe że jeszcze jakiś inny stan czy dwa z działającym systemem stanowym.

  35. @TakiJedenŁoś

    To się sprawdza w przypadkach gdy pacjent jest w stanie przyjść do lekarza.

    Tak jak pisałem tu wcześniej: płacenie za usługi może mieć różne oblicza. Nie może być tak, że półprzytomnemu człowiekowi podtyka się stertę papierów do podpisania. Najpierw ratować, rozliczyć się koniecznie – ale na spokojnie, później.

    @ogół

    Głównym problemem ubezpieczeń medycznych – każdych, a Polskich w szczególności jest to, że:
    [1] są wykorzystywane w dużej częsci do rzeczy trywialnych; przeziębień, stomatologii itp. Ponieważ jest to powszechne, to obciązenie finansowe jest duże.
    Dlatego brakuje środków na to, gdzie solidaryzm jest jak nabardziej potrzebny – tam gdzie skala problemów przerasta 99% a czasem i 100% jednostek.

  36. @ Takie Jeden Łoś
    "pacjent przychodzi z gotowka do lekarza i placi mu za leczenie"
    Pacjent przychodzi do lekarza po "zdrowie" (jako efekt finalny) a nie po "leczenie" (jako proces, który trwać może nawet do końca życia).
    Wydaje mi się, że w dyskusji o służbie zdrowia (jak powinna być finansowana) dochodzimy do pewnej granicy, przy której musimy określić ile kosztuje ludzkie zdrowie?

  37. Zeby mowic o "prywatnej" sluzbie zdrowia w USA to przede wszystkim trzeba zniesc monopol AMA (American Medical Association) na wydawanie koncesji, pozwolen i czego tam oni sobie nie wymysla.

  38. Wyglada na to, ze najlepszy jest system w ktorym pacjent przychodzi z gotowka do lekarza i placi mu za leczenie. Kazde inne rozwiazanie (posrednictwo firmy ubzepieczeniowej, czy panstwa) predzej czy pozniej prowadzi do aberracji.

  39. To nie jest tak do końca że ubezpieczenie zdrowotne związane jest w USA z pracą. Po prostu, wielu pracodawców je oferuje, jako pakiet socjalny dla pracowników. Stawki są tam niższe niż w ubezpieczeniach indywidualnych, bo jest ubezpieczona większa grupa osób, co pozwala zredukować koszty. Tak samo np. w jest w Polsce z ubezpieczaniami na życie – w pakietach pracowniczych stawki są często o połowę niższe niż indywidualnie.

    Też nie jest tak że pracodawca mieszkania nie znajdzie i psa nie wyprowadzi. Aby ściągnąć do siebie wartościowego pracownika firmy robią o wiele więcej, a pomoc w przeprowadzce nie jest niczym niezwykłym.

  40. @Apollo:
    Bardzo proszę dodawać komentarze do zamieszczanych linków! Tego linka o mały włos nie wyrzuciłem (punkt 5 regulaminu), a byłaby to wielka szkoda. Link zawiera bowiem niepowtarzalną brednię Pelosi potwierdzającą w całej rozciągłości nasze zdanie o demokracji: kult szakali wyznawany przez osły.

    Pelosi: Musimy przyjąć tę ustawę [o ochronie medycznej- przyp.cynik9] tak aby ZORIENTOWAĆ SIĘ CO W NIEJ JEST.

    You bet, ciekawość jest motorem postępu. A co z innymi ustawami przyjmowanymi w tym samym trybie?

  41. @cynik:
    jak slowo daje, smutny zart 🙁

    Ale, zrobi sie z tego tj.reformy syf, bo szczegoly tj. regulacje prawne i finanse sa zostawione poszczegolnym stanom.
    Juz kilka bedzie podawac do sadu reforme jako niezgdna z konstytucja, wiec….

    Bylo syfiascie, bedzie jeszcze bardziej: to co sie ostalo z reformy to bez opcji publicznego ubezpieczyciela, bedzie jeszcze gorzej.

    No nic, jak poczytam wiecej, to cos wiecej powiem. Narazie nie bylam sie w stanie przedrzec przez wiecej niz pare stron, a cala ustawa ma kilkaset i na dodatek napisana jest jezykiem prawniczym, dla normalnego czlowieka nie zrozumialym 🙁

  42. @nina:
    za wyjątkiem pracownikow rzadowych [mających ubezpieczenie dentystyczne – cynik9]

    W takim razie nie bój się, Nina i patrz w przyszłość! Samych dodatkowych agentów IRS do pilnowania nowych podatków i sprawdzania uwarunkowań progu dochodów obamowa reforma będzie potrzebowała tyle że zanim się obejrzymy połowa zatrudnionych w USA będzie miała ubezpieczenie dentystyczne… ha,ha.. ;-D

  43. Generalnie sie zgadzam, mam jedna uwage.

    Pelnego ubezpieczenia dentystycznego juz od baaaaaaaaaaaaaardzo dawna nie oferuje NIKT (za wyjatkiem pracownikow rzadowych hyhy rzecz jasna).
    Zwykle ubezpieczenie objemuje limit np. $1500 rocznie albo $2000. Za wydatki zębowe powyzej tej kwoty trzeba juz placic gotowka.

    W momencie zmiany pracodawcy mozna zaczac oplacac tzw. Cobrę, niestety jej stawka jest zalezna od tego, ile pracodawca placil;
    W moim wypadku zrezygnowalam bo stawka miesieczna wynosila $500, tj. dwukrotnie wiecej niz wydaje miesiecznie na jedzenie….

Comments are closed.