O czym decydują ludzie

Gdyby ktoś zarzucił 2GR antyzwiązkowy sentyment to pewnie miałby rację. Ale – jak w Radiu Jerewań – jedynie częściową. W rzeczywistości bowiem ze sloganami związkowymi po części się zgadzamy.

Weźmy na przykład koronny slogan związkokracji – że o zakładzie decydują ludzie. Ależ oczywiście! Jak można mieć tu jakieś wątpliwości? Na przykład taki KGHM. Nie sposób przecież nie zauważyć że licząca sobie 16 tys. zrzeszonych w 7 centralach członków związkokracja (na 18 tys. zatrudnionych) decyduje tam o wszystkim. Jaką wypłacić sobie nagrodę, jaką dywidendę, kiedy zastrajkować, czy i jak prywatyzować, a nawet czy i kiedy zakład ma zbankrutować. I wprawdzie do tego ostatniego pomocna bywa czasem także dyrekcja to udział strajkującej załogi jest tu z pewnością warunkiem wystarczającym.

W eurokapitalizmie państwowym związkokracja także decyduje coraz częściej kto zostanie wybrany nominalnym bossem przedsiębiorstwa. W KGHM czuwa nad tym 42 działaczy na związkowych etatach sowicie opłacanych sumą ponad 8 mln zł przez bezzębnego państwowego właściciela. Na równi z innymi przedstawicielami państwowego kapitalisty przedstawiciele związkokracji pobierają też atrakcyjne synekury członków zarządu. Z czegoś średnia pensja związkowca w KGHM – blisko 15 tys. zł – musi się w końcu brać. Jak widzimy zatem wszędzie istotnie decydują ludzie.

To samo zresztą na hali fabrycznej. Mimo knowań kapitalistów aby zastąpić wszystko robotami i mieć spokój produkcja większości rzeczy ciągle jeszcze wymaga ludzi. Ludzie decydują także i tutaj. Kapitalista który tego nie zrozumie ma szansę w przyspieszonym tempie zasilić szeregi klasy robotniczej.

Kłopot ze sloganem „decydują ludzie” jest jednak taki że nie precyzuje on jacy ludzie ani o czym decydują. No więc doprecyzujmy – o sukcesie kompanii decydują wyłącznie ludzie sumienni i fachowi, a nie cała reszta. Nie związkowi krzykacze z nadania czy z szantażu. Nie bumelanci, nie obiboki i nie leserzy. I nie medyczne przypadki patologicznej niezdolności do wykonania najprostszego zadania prawidłowo, dokładnie i na czas.

Polegające głównie na wyważaniu bram i zastraszaniu negocjacje jakie związkokracja prowadzi okresowo z kapitalistą dotyczą jednak niezmiennie żądań podwyżek płac dla wszystkich jak leci. Nie tylko dla tych którzy decydują o sukcesie. Nigdy się jeszcze nie zdarzyło aby związkowe żądania dotyczyły np. zwolnienia pracowników zaniżających średnią. Nie widziano nigdy związkowych bonzów walczących o przywileje dla świata pracy które by ich osobiście nie dotyczyły. Nie zauważono też na synekurach członków zarządu wielu „przedstawicieli załogi” którzy nie byliby jednocześnie bonzami związkowymi. W tym właśnie leży problem.

Kapitalista wie bowiem że niektórzy z pracowników warci są złota, nie tylko podwyżek. Chętnie płaciłby im trzy czy cztery razy więcej, byle by tylko zatrzymać fachowców. Załatwi im żłobek dla dzieci, dorzuci jakieś atrakcyjne szkolenie, da trzynastkę, będzie chuchał i dmuchał. Bez mała nawet pieska na spacer im wyprowadzi. Nie może jednak tej hojności roztaczać automatycznie na wszystkich bo po prostu nie są tego warci. Ich wyniki nie dorównują najlepszym. Ich wkład w sukces zakładu jest znikomy. Paru leserów do tego chętniej by wyrzucił niż nagradzał podwyżkami. Ale jest to związkowe no-no.

Wiadomo że produktywność pracowników zatrudnionych na przykład przy pisaniu software’u różnić się może łatwo jak 1 do 20. Jeden dobry programista może łatwo być warty 20 słabych. Może nawet więcej. Wie o tym każdy kapitalista w tym biznesie. Chętnie zatrzymałby eksperta płacąc mu wielokrotność kompanijnej średniej. Wie też jednak że stałby się najprawdopodobniej obiektem linczu gdyby najgorszemu pracownikowi ośmielił się zaproponować należącą mu się 1/20 pensji najlepszego. Jak śmie! Gdzie tu sprawiedliwość? Naraziłby się tym najpewniej na wizytę jeśli nie od razu prokuratora to przynajmniej jakiś rządowych notabli od równouprawnienia, praw cżłowieka czy kodeksu pracy.

Z zatrudnieniem próbnym dziesięciu tanich zielonych groszków zaraz po szkole też problem. Dawniej szewc zatrudniał dziesięciu uczniów, z których dwóch stawało się z czasem czeladnikami, z których jeden zastępował kiedyś mistrza. Dzisiejszy kapitalista ryzyko takie też by podjął, czemu nie. Ludzi by spokojnie poznał, czegoś by ich nauczył. Dał dobrze wyglądający na CV staż czy pożyteczne referencje. Pomógłby wielu zastartować w życiu nawet wtedy gdyby u niego miejsca długo nie zagrzali. Wie też że wśród nich znaleźć się może bezcenny, nieoszlifowany diament. A jaki cenniejszy wkład w kompanijny sukces można sobie wyobrazić niż oszlifowany diament własnej produkcji? Jak mu jednak związkokracja narzuci wymuszone na prawodawcy minimalne pensje, przerośnięty socjal czy trudności w pozbyciu się tych którzy się nie sprawdzili, to da sobie spokój. Z eksperymentu zrezygnuje nie zatrudniając nikogo i nie ryzykując.

Albo zdecyduje ograniczyć swoje ryzyko płacąc headhunterowi za znalezienie eksperta od zaraz. Bo, jak wiadomo, o wszystkim decydują ludzie.

©2009 TwoNuggets

53 thoughts on “O czym decydują ludzie

  1. @HansKlos

    „Pała z logiki. Tutaj nie ma trzeciej strony;-), bo związki zawodowe w zakładzie pracy, to nie abstrakcja, ale dobrowolne zrzeszenie ludzi, którzy w tym zakładzie pracują i którzy mając wspólne interesy chcą je zbiorowo negocjować. Twierdzenie, że jak jestem sam, to jestem jeden, a jak jest nas trzech, to tak naprawdę czterech (no bo związek zawodowy), a ten czwarty wtrąca się w nasze stosunki z pracodawcą, to jakaś aberacja umysłowa;-)”

    Ależ żadna pała. Ludzie którzy grożąc Ci zażądali od Ciebie wyższej ceny za mój samochód są w dobrowolnym związku sprzedawców samochodów. Zresztą razem ze mną (zapomniałem o tym wspomnieć). I zawiązaliśmy ten związek ponieważ (cytując Cię dokładnie) „mając wspólne interesy chcemy je zbiorowo negocjować”. Konkretnie- interes by ceną minimalną za sprzedawany samochód było 30 tys zł. I nawet (popatrz jacy jesteśmy wyrozumiali) nie muszą być to Twoje pieniądze, usatysfakcjonuje nas dopłata ze strony państwa do sprzedawanego przez nas samochodu. Dokładnie tak jak w przeszłości „negocjowano” ceny minimalne i zakaz importu zboża, minimalne wynagrodzenie, maksymalny czas pracy i szereg innych rzeczy. Czy ktoś mnie wtedy pytał (albo mojego pracodawcę) czy mam coś naprzeciwko 60h tygodniowi pracy? A mimo to nie mogę tyle pracować legalnie bo zabrania tego „wynegocjowane” przez państwo ze związkami prawo. Czyją więc stronę reprezentował wtedy związek zawodowy w relacjach ja- mój pracodawca? Tyle względem Twoich jednego, trzech i czterech. A względem aberracji uysłowej, dla mnie jest nią przenoszenie praw człowieka (jako jednostki) na grupy ludzi. I nadawanie tym grupom dodatkowych superpraw które stoją nad prawami jednostek. Co dokładnie dzieje się od dawna ze związkami zawodowymi. Za następną aberrację uważam nazywanie rozmów z kilofem pod nosem/palącymi się oponami w tle/ zablokowanymi drogami (niepotrzebne skreślić) „negocjowaniem”.

    "Ludzie zrzeszają się, aby dochodzić swoich praw lub uzyskiwać pewne dodatkowe korzyści. Niczym to się nie różni od zrzeszenia kupców, którzy tworzą organizację po to, aby wspólnie zamawiać towar i uzyskiwać większy rabat lub dodatkowy bonus, którego nie uzyskaliby bez wspólnego działania. Traktowanie legalnych zrzeszeń pracowników jak organizacji przestępczej to przejaw schizofrenicznych lęków przedsiębiorców przed faktyczną równością stron, bo, jak wiadomo, bez związków pracowniczych ludzie są równi, a nawet równiejsi;-)"

    I znowu popełnię jakąś aberrację umysłową albo i przejawię schizofreniczny lęk przedsiębiorcy ale powtórzę- nie mam nic naprzeciwko zrzeszeniom ani korzyściom jakie można osiągnąć działając w grupie o ile jednostki działające w tej grupie nie naruszają praw innych jednostek. Wspomnianych przez Ciebie kupców od związków zawodowych dzieli przepaść. Bo umowa którą kupcy zawrą z kontrahentem będzie dobrowolna z obu stron a np. burdy górników w celu zablokowania redukcji etatów na kopalni i „wynegocjowania” podwyżek płac (na które wszyscy się zrzucimy gdy ci sami górnicy zrobią następną burdę o dopłatę do swojej nierentownej kopalni) obok dobrowolności nawet nie stały. A znak równości pomiędzy metodami działań związków zawodowych a pracodawców postawiłbym jedynie wówczas, gdyby Ci ostatni więzili pracowników w zakładzie i zmuszali ich do niewolniczej pracy. Niestety, jakoś ostatnio nikt przykuty łańcuchem do np. swojej tokarki nie rzucił mi się w oczy. Pozdrawiam.

  2. Misieq, piszesz że "rozwiązaniem oczywistym jest założenie własnej firmy", a to nieprawda. Znacznie bardziej oczywistym rozwiązaniem jest dostanie się do porządniejszej firmy.

  3. @Straszny Bobik
    Widzisz tu miejsce dla kogoś trzeciego (np. związku zawodowego)

    Pała z logiki. Tutaj nie ma trzeciej strony;-), bo związki zawodowe w zakładzie pracy, to nie abstrakcja, ale dobrowolne zrzeszenie ludzi, którzy w tym zakładzie pracują i którzy mając wspólne interesy chcą je zbiorowo negocjować.

    Twierdzenie, że jak jestem sam, to jestem jeden, a jak jest nas trzech, to tak naprawdę czterech (no bo związek zawodowy), a ten czwarty wtrąca się w nasze stosunki z pracodawcą, to jakaś aberacja umysłowa;-)

    zrzeszający się ludzie nie będą naruszali naszych praw
    Ludzie zrzeszają się, aby dochodzić swoich praw lub uzyskiwać pewne dodatkowe korzyści. Niczym to się nie różni od zrzeszenia kupców, którzy tworzą organizację po to, aby wspólnie zamawiać towar i uzyskiwać większy rabat lub dodatkowy bonus, którego nie uzyskaliby bez wspólnego działania. Traktowanie legalnych zrzeszeń pracowników jak organizacji przestępczej to przejaw schizofrenicznych lęków przedsiębiorców przed faktyczną równością stron, bo, jak wiadomo, bez związków pracowniczych ludzie są równi, a nawet równiejsi;-)

  4. @mantrid
    Oczywiście, że biorą! Zgłaszają błędy, rejestrują poprawki, wprowadzają hotfixy, estymują zadania, tworzą dokumentację według opisanych przez proces wytycznych itp. Wielu młodych ludzi tuż po studiach myśli, że programy to się pisze, sprzedaje i z głowy, łaps za następny projekt 🙂 ….

    Ok, ja wiem, że to na papierze zapewne tak wygląda, ale rzeczywistość przynajmniej ta szara, w której większość programistów uczestniczy nie ma nic wspólnego z tym co napisałeś. Jest zadanie do zrobienia w miesiąc i nikt Cię nie pyta ile Ci to zajmie :-D. Wiesz jakbym mógł wprowadzać "hotfixy" to byłoby przejedwabiście. Jakbym mógł "estymować" czas wykonania zadania, to miał bym raj na Ziemi. Jakby był czas na tworzenie dokumentacji, to Świat wyglądałby zupełnie inaczej – a przede wszystkim albo pracowałbym w domu, żeby nadążyć, albo musiałbym mieć mniej obowiązków. Zgłaszanie błędów … to chyba klienci :-D.

    Jak nie widziałeś "Upadku zwinnego Hitlera" to polecam (naprawdę bardzo śmieszne :-D) https://www.youtube.com/watch?v=l1wKO3rID9g jak to co na papierze różni się od tego w rzeczywistości. Podobnie jak Twoja powyższa wypowiedź. Nie mówię, że tak może nie być.

  5. @HansKlos c.d.

    „Jeśli odrzucimy koncepcję prawa człowieka, to kto zabroni nam poszczać ludzi przez komin w imię politycznych, czy rasowych racji?”

    – Ależ ja nie postuluję odrzucenia praw człowieka. Jestem jedynie przeciwny takiemu ich definiowaniu że na ich podstawie dwóch dorosłych ludzi nie może ustalić czy kradzież jest prawnie dopuszczalna czy też nie. Sytuacja jak z konstytucją europejską, która z ze zbioru praw podstawowych (które powinny być jasne dla średnio rozgarniętego Kowalskiego) zrobiła tomiszcze którego nikt przy zdrowych zmysłach nie przeczyta a o interpretację której spierają się nawet jej twórcy.

  6. @HansKlos
    „Przytoczony przykład okradania kogoś w imię prawa do godnego życia to wymyślona fikcja ponieważ poziom tzw. godnego życia określa płaca minimalna, ustawiona w Polsce na żałośnie niskim poziomie”.

    – Taka już jest natura fikcji że jest ona wymyślona :). A poważnie- wymyślanie hipotetycznych sytuacji jest świetnym poligonem dla bronionych przez nas tez. Bo tylko ta teza (w tym momencie Twoja definicja Praw Człowieka i jej rozumienie) która sprawdzi się we wszystkich możliwych sytuacjach jest prawidłowa. A, tak na marginesie, przytoczony przeze mnie przykład jest jak najbardziej rzeczywisty (i nawet nie jednostkowy), ja jedynie twórczo uczyniłem złodzieja nieco bardziej uświadomionym względem swoich „praw człowieka” i dopisałem ciąg dalszy w sądzie.
    Co do „godnego życia”- oprócz płacy minimalnej określającej bardziej Twoje „prawo do godnej pracy” jest jeszcze dochód na członka rodziny dużo ściślej określający „prawo do godnego życia”. I cóż wtedy zrobić człowiekiem którego entuzjazm prokreacyjny mierzalny jest np. dwanaściorgiem potomstwa którego nie potrafi utrzymać? Karać go za kradzież w obronie „prawa do godnego życia” swojego oraz swojej rodziny czy też nie? 🙂

    „Tym nie mniej z praw człowieka wynika, że spokojnie można okraść kogoś, kiedy w grę wchodzi, np. prawo do życia. Oznacza to, że jak głodny będzie wyżerał ci jabłka w sadzie, to strzelanie do niego w celu ochrony prawa własności jest nieuzasadnione ani prawnie ani moralnie. Powinno się raczej takiego człowieka z drzewa ściągnąć, aby go nakarmić;-)”.

    – No i przez ten Twój smile’j nie wiem czy piszesz poważnie czy nie. Zakładając że tak: strzelanie do ludzi nigdy (z wyjątkiem obrony własnego życia) nie jest uzasadnione prawnie ani moralnie. Ale wykopanie delikwenta z sadu jak najbardziej. Bo skoro ma siłę łazić po drzewach i wyżerać mi jabłka to dlaczego nie weźmie się do roboty? Lub przynajmniej nie przyjdzie do mnie i nie zaproponuje zerwanie jabłek z drzewa z zamian za ich część. Zapewniam że widząc takiego bidoka większość ludzi oprócz jabłek i postulowanego przez Ciebie obiadu zaproponowała by mu jakieś pieniądze. I rzecz odbyłaby się bez kradzieży i z poszanowaniem praw wszystkich :).

    „Tak samo nieuzasadnione jest, przy powoływaniu się na prawo własności, zabranianie komuś zrzeszania się, np. w związkach zawodowych i wyrzucanie go za to z pracy. Takie zachowanie to łamanie paw człowieka”.

    – I tu dochodzimy do sedna- zabranianie komuś zrzeszania się w czymkolwiek i represjonowanie go za to w jakikolwiek sposób jest jak najbardziej naganne. Pod jednym wszakże warunkiem- że zrzeszający się ludzie nie będą naruszali naszych praw. I tu mamy problem bo kuriozalne prawo dopuszcza istnienie zrzeszeń (związków zawodowych właśnie) które w sposób ewidentnie naganny (ale niestety w majestacie prawa) ingerują w umowę dwóch ludzi (pracodawcy i pracobiorcy), sabotują właściciela firmy i dopuszczają się ordynarnych wymuszeń. Bo przecież ci ludzie zawarli umowę- jeden zobowiązał się wykonać jakąś pracę a drugi zobowiązał się za nią zapłacić określoną ilość pieniędzy w określonym czasie. To tak jakbyśmy zawarli umowę że sprzedam Ci mój samochód za powiedzmy 20 tyś. Widzisz tu miejsce dla kogoś trzeciego (np. związku zawodowego) który powie do Ciebie- nie, nie bratku, umowa umową ale jak nie zapłacisz temu panu 30 tyś za jego samochód to Cię nie wypuszczę z domu? A jak będziesz pyskował to Ci jeszcze chatę zdemoluję? Bo ja taką sytuację postrzegam jako wysoce niemoralną.

  7. Panowie, widzę że trzeba znowu wylać wiadro rozsądku na rozpalone głowy:
    [1] Na "Garaż" i "Dolinę Krzemową" powołują się ludzie, którzy operują stereotypami i nie mają pojęcia o historii i stanie obecnym opisywanego miejsca. O pracy nie wspomnę Albo czerpią je z blogu Alexa 😀 i uważają Google'a za firmę "garazową" 😀 W Polsce za dolinę krzemową uważa się studio rzeźbiarzy we Flashu i PHP 😀 a mało kto rozumie, że nowoczesna fabryka półprzewodników to równowartość połowy rocznego budżetu MON (samo zbudowanie, nie licząc niezbędnego R&D). Państwo nie da, prywatny inwestor nie będzie miał pieniędzy. Słuszna była uwaga o tym, że o przełom trudniej,a praca polega bardziej na klepaniu kodu niż "wymyślaniu prochu na nowo".

    [2] IT jest faktycznie względnie prostą branżą do "zboostrapowania" firmy. Kłopot w tym, że jest to branża b. dojrzała i tort jest w zasadzie podzielony. To prowadzi nas do ptk. 3

    [3]ODPOWIEDZIALNOŚĆ. Outsourcing oraz sklejanie z gotowych komponentów jest oczywistą koniecznością, podsumowywaną sloganem "nikogo nie zwolniono za wdrożenie IBMa". Produkt – w sensie dużego systemu – musi mieć dużo metek prestiżowych dostawców. Inaczej jest skazany na niepowodzenie w konfrontacji z działami innych korporacji. I tak kółko się zamyka. A dostawcy na to idą, bo mają umowy z zewnętrznymi integratorami, którzy mają umowy z producentami i łańcuch "kelnerskiej spychologii" jest długi i wzajemnie ubezpieczony. Przypomina to nieco sytuację z rynku finansowego z łańcuszkiem wierzytelności. To że wsparcie kosztuje, w 80% przypadków niczego nie daje… pff… inna historia.

    Detalista w umowie oprogramowania, którego zresztą nie kupuje tylko "licencję na użytkowanie" ma napisane, że producent NICZEGO NIE GWARANTUJE i NIE PONOSI ODPOWIEDZIALNOŚCi. Read the fine print. Ale kto by się tym przejmował ? 🙂

    [4] 1 mln EUR _DZIENNIE_ kary umownej bo odpowiedzialny nie załatwił…nadgodzin dla pracowników. Kasa na ich opłacenie i zgoda na nie – była 😀 Kołchoz ? Nie.Współczesna korporacja. Konsekwencje ? Żadne.

    Ogólnie polecam Spolsky'ego i Blog poniżej zamiast klepania utartych mitów 🙂
    https://notatnik.mekk.waw.pl/

  8. @Misieq

    "W skomplikowanych procesach firmowych programiści nie biorą udziału"

    Oczywiście, że biorą! Zgłaszają błędy, rejestrują poprawki, wprowadzają hotfixy, estymują zadania, tworzą dokumentację według opisanych przez proces wytycznych itp. Wielu młodych ludzi tuż po studiach myśli, że programy to się pisze, sprzedaje i z głowy, łaps za następny projekt 🙂 A tu taka niespodzianka, że projekt ma swoje "życie po życiu", i to znacznie dłuższe niż sam jego development. Weźmy chociażby takie estymowanie zadań. Dopiero po latach programista potrafi powiedzieć, ile z grubsza zajmie mu implementacja GUI czy logiki. A że jego zadanie często zależy od zadań wykonywanych przez inne teamy, musi także umieć estymować czas wydany na komunikację z tymi konkretnymi ludźmi, nawet ich musi się w pewnym stopniu nauczyć. Przecież menedżer, który często nie jest programistą albo już stracił kontakt z praktyką, takiej estymacji za niego zrobić nie potrafi.

    Kwestię "mniejszej efektywności" najbardziej to widać w wielkich korpo: bardziej opłaca się "ukraść" członka z innego zespołu, niż zatrudniać nowego – "enabling" kosztuje.

  9. Nie widziałem co nie wyklucza, że taka umowa istnieje – to raz.

    Ale po drugie pewnie generalnie jest tak jak mówisz i z pozwu wyszłyby nici.

  10. @Misieq
    wtedy mogą przerzucić piłeczkę na stronę Microsoftu jeżeli coś nie wyjdzie

    Powszechnie panująca błędna opinia, której nie mogłem nie skomentować. Czy kolega kiedykolwiek czytał jakąkolwiek umowę w której jakakolwiek duża fima softwarowa napisała że odpowiada za swój software jak coś nie wyjdzie?

  11. @Cynik
    OK, niech się prawdziwy kapitalista układa z autentycznym związkiem zawodowym
    Tutaj zgodzę się z gospodarzem, że kapitalista powinien sam układać się ze autentycznym związkiem zawodowym. Tym nie mniej rzeczywistość wygląda tak, że jak taki autentyczny związek zawodowy powstaje, to kapitalista zamiast się z nim układać, to próbuje, łamiąc konstytucję i prawa człowieka, zabronić ludziom zrzeszania się. Problem jest w tym, że kapitalista próbuje poprzez swoje prawo własności odebrać swoim pracownikom prawo zrzeszania się. W państwie prawa za coś takiego, podobnie jak i za bezprawne zatrzymanie powinno się iść do więzienia;-) Ile osób w Polsce siedzi za łamanie konstytucyjnych praw należnych innym?

    @Straszny Bobik
    Przytoczony przykład okradania kogoś w imię prawa do godnego życia to wymyślona fikcja, ponieważ poziom tzw. godnego życia określa płaca minimalna, ustawiona w Polsce na żałośnie niskim poziomie. Tym nie mniej z praw człowieka wynika, że spokojnie można okraść kogoś, kiedy w grę wchodzi, np. prawo do życia. Oznacza to, że jak głodny będzie wyżerał ci jabłka w sadzie, to strzelanie do niego w celu ochrony prawa własności jest nieuzasadnione ani prawnie ani moralnie. Powinno się raczej takiego człowieka z drzewa ściągnąć, aby go nakarmić;-)Tak samo nieuzasadnione jest, przy powoływaniu się na prawo własności, zabranianie komuś zrzeszania się, np. w związkach zawodowych i wyrzucanie go za to z pracy. Takie zachowanie to łamanie paw człowieka

    Jeśli odrzucimy koncepcję prawa człowieka, to kto zabroni nam poszczać ludzi przez komin w imię politycznych, czy rasowych racji?

  12. @Centrala
    A co w tym dziwnego? OpenSource GPL soft jest za darmo a wciąż nikt poważny tego nie weźmie bez płatnego supportu.

    Moje zdanie wyrwałeś z kontekstu. Świadom jestem, że w 'megabiznesie' musi być support. Chodziło mi o to, że firmy np. wolą wziąć MSSQL Server zamiast PostgreSQLa i na nim stawiać swój soft, bo wtedy mogą przerzucić piłeczkę na stronę Microsoftu jeżeli coś nie wyjdzie. A jak coś nie wyjdzie na Postgresie to kogo pozwać? Na kogo zwalić winę? Na producenta, którego nie ma?

    Poza tym kolega, który "siedzi w garażu" raczej nie produkuje softu do High Frequency Tradingu, a pewnie jakieś programiki pomocowe.

    @mantrid
    Z IT chociażby: Comarch, Capgemini, IBM, Google, Opera, Siemens, Tieto, Syngity/Winuel, Asseco/Prokom, banki, banki, banki i kolosy z własnymi działami IT..

    Jeszcze a propos dużych firm programistycznych zatrudniających młodych ludzi. W skomplikowanych procesach firmowych programiści nie biorą udziału, ponieważ nie są decydentami. Decydentami są kierownicy, którzy często nie są programistami, a jeżeli są to nie programują, bo przecież mają co chwilę zebrania. Programiści nawet z dużym stażem w takich firmach nie decydują -owszem o sposobie kodowania, ew. zastosowanej technologii (też nie zawsze 🙂 – o tym decyduje zapewne Główny Architekt – zwany też Evangelistą :-P). Ścieżka programisty zaczyna się na młodszym programiście a kończy na samodzielnym (lub innym starszym czy cuś) – z racji rotacji w tym zawodzie, nie można brać pod uwagę (przy zatrudnianiu) znajomości np. zasad księgowania, które przydadzą się oczywiście gdy przechodzi się do firmy o podobnym profilu działalności (wtedy można brać pod uwagę :-)), ale już w firmie zajmującej się oprogramowaniem CADowskim taka wiedza absolutnie się nie przydaje.

    Co zatem ocenia się zatrudniając programistę? Znajomość technologii i staż pracy. A właściwie to nawet ważniejsze jest to drugie – wychodzi się poniekąd ze słusznego założenia, że im więcej się "nabłędodziejowało" w życiu tym mniejsze prawdopodobieństwo "nabłędodziejowania" w przyszłości.

    Jakie procesy biznesowe na swej drodze ma napotkać człowiek, który o niczym nie decyduje? Czy chodzi może o pisanie specyfikacji? Specyfikacje pisze analityk, a nie programista – analityków najczęściej rekrutuje się spośród wdrożeniowców albo po prostu z osób, które pracowały z danym programem w swojej poprzedniej robocie.
    A może procesy biznesowe to zebrania, narady i inne tego typu pierdy, które w 90% można pominąć?

    Nie chce się wyzłośliwiać, ale słysząc słowa "procesy biznesowe" mam wrażenie jakoby było to słowo klucz, które pada jako odpowiedź na pytanie "szefie kiedy dostanę podwyżkę/awans?".

  13. @Anonimowy
    "czy możesz podać przykłady firm, które masz na myśli?"

    Z IT chociażby: Comarch, Capgemini, IBM, Google, Opera, Siemens, Tieto, Syngity/Winuel, Asseco/Prokom, banki, banki, banki i kolosy z własnymi działami IT..

  14. @Misieq
    Nie masz 'supportu'? Żadna firma nie weźmie Twojego produktu

    A co w tym dziwnego? OpenSource GPL soft jest za darmo a wciąż nikt poważny tego nie weźmie bez płatnego supportu.
    Wiesz dlaczego? Bo każdy software (za wyj. wyjątkowo prostych aplikacji) ma wbudowane błędy mogące powodowac straty finansowe uzytkownika. Kupowanie softwaru jest jak kupowanie zaminowanej działki, na której chcesz coś zbudować.
    Z mojego doświadczenia wiem, że bardzo czesto niezwykle drogie produkty z absolutnie najwyższej półki pracujące na krawędzi obecnych możliwości technicznych oraz operujące algorytmami, które nie zostały jeszcze wystarczająco przetestowane wymagają strasznie dużo supportu, i z tego powodu support musi być. Poza tym, jak jest closed source to i tak nikt inny poza twórcami nie ma możliwości niczego naprawić. A support wygląda tak, że są całe korytarze biur zaludione gostkami z IBM, Suna, Siemensa, Oracla, Microsoftu, i paru innych jak np. Northrop Grumman, którego mało kto podejrzewa o robienie softwaru do czegoś innego niż pociski samosterujące, myśliwce czy lotniskowce. 😉

  15. @Anonimowy
    …siedzę sobie w tym garażu…

    W mojej krótkiej acz treściwej – tak mi się wydaje – karierze zawodowej szybko zauważyłem, że najważniejszy u dostawcy usługi jest 'support'. 'Support' jest po to, żeby jak coś się nie uda u klienta, to żeby zrzucić winę na dostawcę usługi, którą nasza firma w swoim produkcie sprzedaje. Nie masz 'supportu'? Żadna firma nie weźmie Twojego produktu, bo dyrektorzy głową odpowiadają za to (w sensie nie chce im się uczyć nowej technologii, by samemu umieć serwisować- pieniądze nie grają roli, bo przepłacają wielokrotnie za produkt w cenie, którego nierzadko mogą dostać lepszy bez supportu, a zaoszczędzone pieniądze można by przeznaczyć na szkolenia) by wszystko działało za jak najmniejsze pieniądze i jak najdłużej- każdy by tak chciał :-).

    @Anonimowy (inny?)
    s/Context/Content/

    Dzięki – za dużo Entity Framework w pracy, to się tak kończy ;-).

  16. @HansKlos
    „Jeśli ~80% przedsiębiorców oszukuje pracowników na płacy, na świadczeniach, na nadgodzinach, zabrania zrzeszania się itp. to gdzie tutaj jest wzajemne poszanowanie i duch braterstwa?-)”

    Ooo, duch braterstwa (niczym duch święty ;)) jest tu wszechobecny. Jeśli ~80% przedsiębiorców oszukuje pracowników na płacy, na świadczeniach, na nadgodzinach to ~80% pracowników oszukuje pracodawców kradnąc, zawyżając czas pracy, markując robotę czy wręcz sabotując pracodawcę swoją niegospodarnością :). I jakby rzecz przedstawić jako pojedynek pięściarski (to tak w ramach dygresji) gdzie o zwycięstwie decydowałaby kwota ukradzionych sobie nawzajem pieniędzy to wcale nie byłbym pewien czy na dechach leżeliby tak bronieni przez Ciebie pracownicy. Co oczywiście nie oznacza że usprawiedliwiam jednych czy drugich, bronie jedynie obiektywnego przedstawiania rzeczy.
    Aha, a względem „zabraniania zrzeszania się” pracowników. Daję sobie obie ręce uciąć że najważniejszym powodem niechęci pracodawców do związków jest niechęć tych pierwszych do padania ofiarą wymuszeń.

    Co do praw człowieka:

    „Prawa człowieka są stopniowalne. Prawo do godnego życia i do sprawiedliwego sądu stoi wyżej niż wolność zrzeszania się, a ta z kolei jest nadrzędna nad prawem do wynagrodzenia pozwalającego na godną egzystencje. Z kolei to prawo stoi wyżej od prawa do pracy i prawa własności;-)”

    Strasznie to skomplikowane ale zróbmy małą symulację „stopniowalności praw człowieka”: Załóżmy że jestem pracownikiem okradającym mojego pracodawcę (zakładam że pracodawca mnie nie okrada). Wolno mi tak postępować czy nie? Otóż w świetle tego co napisałeś- tak. Co prawda naruszam w ten sposób prawo własności mojego pracodawcy ale jednocześnie chroni mnie „cięższe gatunkowo” prawo do „wynagrodzenia pozwalającego na godną egzystencję”. I nawet jeśli moje wynagrodzenie (w wartościach bezwzględnych) niskie nie jest, to zawsze (według tego co napisałeś) mogę odwołać się do "sprawiedliwego sądu" który w ramach respektowania „najwyższego prawa do godnego życia” stwierdzi że co prawda mało nie zarabiam ale w kontekście mojego związku z niepracującą żoną oraz posiadania dwanaściorga dzieci otrzymywane wynagrodzenie nie zapewnia mi oraz mojej rodzinie „prawa do godnego życia”. Co czyni moją kradzież rzeczą w pełni uzasadnioną i legalną. Na koniec „sprawiedliwy sąd” zasądzi od okradanego przeze mnie pracodawcy odszkodowanie za utracone korzyści (byłem w sądzie więc nie mogłem w tym czasie okradać pracodawcy co naraziło mnie na straty) :D.

    Możesz wykazać mi niezgodność pomiędzy moim wywodem a „stopniowalnością praw człowieka” które przedstawiłeś. Bo jeśli nie to pozostanę przy swoim (prostym jak konstrukcja cepa) rozumieniu praw człowieka jako prawie do wolności (ograniczonym oczywiście wolnością innych ludzi).

  17. @cynik
    Nie będzie wtedy na kogo zwalać wszystkich możliwych grzechów, od Adama i Ewy począwszy a na Stalinie skończywszy. Wszystko to przecież jedynie kwestia nazewnictwa.

    Być może. Jednak wszystko to biznes i zasady panujące od wieków są takie same, niezależnie od tego co sobie napiszą na etykietkach.

    Co do KGHM, to z tego co wiem skarb państwa ma 41% udziałów, czyli innymi słowy 41% KGHM należy do ludu. Lud więc przyszedł i zasiadł w radzie. A jaka jest różnica między ludem związkowo-partyjnym w radzie nadzorczej a ludem polityczno-kumoterskim, który zasiada w ministerstwach czy innych organach? Obie kategorie finansowane są z tego samego budżetu.

  18. @jeden z anonimowych:
    Siedzę sobie w tym garażu i siedzę, nawet szopę mam w podwórku i ofertę biznesową, a Unilever kupuje od agencji Max Weber z wyuzdaną siedzibą i kontaktami, a nie ode mnie. Dr. Oetker też woli przepłacać adv.pl niż mi.

    Sorry, wiem że będę złośliwy ale może wolą kupować od nie anonimowych?… 😉

    Uprzejmie proszę o zwrócenie uwagi na punkty 3 i 4 powyżej… 😉

  19. @Centrala: To wszystko tylko kwestia nazewnictwa. Socjalizm, zastosowany praktycznie, niemal od zawsze był wersją korporacjonizmu gdzie rolę kapitalisty pełniła partia, ze swoimi komitetami i radami (nadzorczymi) przeróżnych szczebli. Kapitałem tamtych kapitalistów nie były pieniądze

    Kwestia nazewnictwa?? {Centrala}, miej litość nad tymi biednymi kapitalistami. Inaczej czytając to zaśmieją się na śmierć… 😉 Nie będzie wtedy na kogo zwalać wszystkich możliwych grzechów, od Adama i Ewy począwszy a na Stalinie skończywszy. Wszystko to przecież jedynie kwestia nazewnictwa.

    @wszyscy: Moi Drodzy, intencją wpisu niezupełnie jest czarno-białe przedstawianie związków zawodowych w kategoriach potrzebne/ niepotrzebne. Niech sobie będą, tak jak są związki filatelistów czy związki plantatorów buraka. Chodzi natomiast o groteskowy przerost władzy i wpływu jaki w demokracji sobie uzurpują. Niech sobie wśród pracowników działa choćby 100 central związkowych. Ale niech działają poza godzinami pracy i bez cyrku z etatami związkowymi obligatoryjnie finansowanymi przez pracodawcę czy też rozdawnictwem foteli w zarządzie klasie robotniczej. To jest właśnie czysty socjalizm a nie żadne prawa człowieka.

  20. @Anonimowy

    "Skomplikowane procesy biznesowe w smolbiznesie, który najpopularniejszy w Polsce! Śmiechu warte. Młodym się mniej płaci, bo pozwalają wycisnąć z siebie więcej profitu powodowani w życiu pewnie jeszcze pędem do wiedzy po szkole"

    mówisz o firmach krzakach od stron internetowych i innych prostackich bubli, które potrafi poskładać licealista z gotowych klocków. zresztą ostatnio wichrowa pogoda wywiewa te krzaki z większą łatwością, niż je ogrodnik posadził 😉 a nawet nie zaczęło dobrze wiać. ja się skupiam tutaj na zjawiskach dotyczących firm, które funkcjonuja od dekad, a nie tych, co instnieją od boomu do recesji. recesja po to jest aby się tych patologii pozbyć z gospodarki 😀

  21. Co powiecie o zatrudnianiu w europie zachodniej w oparciu o amerykańskiego pracodawcę W takim kontrakcie jest zakaz uczestnictwa w związku i albo ci się podoba albo spadaj Mam niezły ubaw jak słyszę od kolegów z branży co się wyprawia jak są związki Swięte krowy a robotę za nich robi przełozony Duża rotacja jest wsród tych ostatnich bo nie każdy to wytrzymuje

  22. @mirko:
    "O świadczenia to każdy sam powinien sobie zadbać – o takie jakie każdy uważa za właściwe – pracodawca nie jest niczyją niańką."

    Uważałbym z tym ośmieszaniem wszelkiej społecznej odpowiedzialności za podwładnych, jak będziesz właśnie nianię zatrudniał. ;>

  23. Siedzę sobie w tym garażu i siedzę, nawet szopę mam w podwórku i ofertę biznesową, a Unilever kupuje od agencji Max Weber z wyuzdaną siedzibą i kontaktami, a nie ode mnie. Dr. Oetker też woli przepłacać adv.pl niż mi.

  24. @Zemekis: jakieś własne sukcesy przedsiębiorcze na potwierdzenie romantycznej wizji garażu w polskich warunkach cywilizacyjnych? Czy za dużo "biblii bootstrapperów" się naczytałeś?

  25. @mantrid
    "pracownikom płaci się za kompetencje, a na te składa się nie tylko ekspertyza, ale także umiejętność efektywnego działania w społeczności

    […]

    szkoła i studia uczą nas pracy przy taśmie w fabryce lodówek, a nie pracy z ludźmi. tę wiedzę – na własnej skórze – musi zdobyć młody pracownik. i dlatego wraz ze stażem wzrasta jego wynagrodzenie."

    Tak se racjonalizuj, tak, tak. ;> Skomplikowane procesy biznesowe w smolbiznesie, który najpopularniejszy w Polsce! Śmiechu warte. Młodym się mniej płaci, bo pozwalają wycisnąć z siebie więcej profitu powodowani w życiu pewnie jeszcze pędem do wiedzy po szkole, za który to pęd nikt im nie płacił i porównujący oczekiwania wynagrodzenia z innymi młodymi, a nie z innymi wykonującymi tę samą pracę.

    Zrozumiałbym, gdybyś odwoływał się do ryzyka przedsiębiorcy, że na jednym młodym się przejechał, to na drugim musi odbić. Ale tak w ogólności to wszystkich młodych się bierze za najmniej, jak się da, na tak długo aż zorientują się, że awansu w życiu to nie ma automatycznie jak w szkole, tylko jak się wynegocjuje. Następna praca z tymi samymi obowiązkami mimo niezaznajomienia z procesami za dwa razy więcej, a poprzedni pracodawca znowu bierze młodego na okrzesanie. No może ten modus operandi pracodawców to tylko w moich kręgach znajomych się przytrafiał. Nie mam znajomości wśród pracowników Goldman Sachs, ani w innej sensownej korporacji. 😉

  26. @Centrala
    "Każdy zakład stolarski czy nawet niewielka krawcowa od strojów kąpielowych powinna posiadać system, gdzie klient z drugiego końca świata mógłby zaprojektować swój produkt marzeń, na wymiar, pod kolor, z dostawą i polerowaniem."

    Zapomniałeś dziś wejrzeć w szklaną kulę, że w cywilizacji przyszłości, jak będziemy już tacy hiperconnected, to stolarze nie będą grasować samotnie, tylko się wywrócą, zbankrutują i ze dwie wielgachne korporacje stolarskie w Indiach będą obsługiwać świat. Zresztą jeszcze wcześniej trzeba wytresować społeczeństwa do zaufania transgranicznego.

  27. @HansKlos
    Jeśli ~80% przedsiębiorców oszukuje pracowników na płacy, na świadczeniach, na nadgodzinach, zabrania zrzeszania się itp. to gdzie tutaj jest wzajemne poszanowanie i duch braterstwa?

    Problem w tym, że jeśli przy wypłatach nie pokombinuje to sam nie zarobi, bo mu fiskus na każdego grosza dybie, więc i on musi o każdego grosza walczyć. O świadczenia to każdy sam powinien sobie zadbać – o takie jakie każdy uważa za właściwe – pracodawca nie jest niczyją niańką. Co do związków to każdy rozsądny pracodawca kładzie kłody pod nogi związkowcom – przecież jak się komuś w pracy nie podoba to niech idzie do innej, a związkowiec nie dość, że kiedy strajkuje to nie pracuje, to jeszcze dniówkę za to weźmie. Duch braterstwa to ja widziałem mieszkając na ziemi Lincolna, gdzie kiełkowała w słońcu wyzysku imperialistycznego kapitalizmu, a tutaj po półwieku realnego socjalizmu człowiek człowiekowi wilkiem.

  28. @cynik9
    Zawsze wydawało mi się że kiedy już strzelano to zawsze w imieniu zagrożonego socjalizmu…

    To wszystko tylko kwestia nazewnictwa. Socjalizm, zastosowany praktycznie, niemal od zawsze był wersją korporacjonizmu gdzie rolę kapitalisty pełniła partia, ze swoimi komitetami i radami (nadzorczymi) przeróżnych szczebli. Kapitałem tamtych kapitalistów nie były pieniądze a raczej władza, znajomości, luksusowe towary w specjalnych sklepach, wycieczki zagraniczne, itd.

  29. @HansKlos: W Polsce strzelanie do robotników przestało być modne dopiero stosunkowo niedawno.

    Drogi {HK}, argumentując po tej linii dojdziemy wkrótce do obwiniania kapitalistów za Katyń. Jacy to powojenni kapitaliści mieli w modzie strzelać do robotników? Zawsze wydawało mi się że kiedy już strzelano to zawsze w imieniu zagrożonego socjalizmu…

  30. @Straszny Bobik
    Wszyscy ludzie rodzą się wolni i równi pod względem swej godności i swych praw. Są oni obdarzeni rozumem i sumieniem oraz powinni postępować w stosunku do siebie wzajemnie w duchu braterstwa. Tak głosi podstawowy artykuł tej deklaracji;-)
    Jeśli ~80% przedsiębiorców oszukuje pracowników na płacy, na świadczeniach, na nadgodzinach, zabrania zrzeszania się itp. to gdzie tutaj jest wzajemne poszanowanie i duch braterstwa?-)
    Prawa człowieka są stopniowalne. Prawo do godnego życia i do sprawiedliwego sądu stoi wyżej niż wolność zrzeszania się, a ta z kolei jest nadrzędna nad prawem do wynagrodzenia pozwalającego na godną egzystencje. Z kolei to prawo stoi wyżej od prawa do pracy i prawa własności;-)

    Oczywiście są krytycy praw człowieka, którzy twierdzą, że ludzie nie są równi wobec prawa, ani nie mają przyrodzonych i niezbywalnych wolności.

    @Cynik9
    Straszysz retoryką czasów minionych
    To nie retoryka, to fakty i nie pochodzą tylko z XIX wieku. W Polsce strzelanie do robotników przestało być modne dopiero stosunkowo niedawno. Radzę odwiedzić pomniki ku czci tych, których w Polsce zastrzelono przy okazji protestów. Ponadto polowanie na robotników nadal w wielu krajach świata trwa. Dla przykładu, w Peru strzelano do ludzi w połowie 2005 roku, bo buntowali się przeciw prawu zabraniającemu łapania deszczówki, a mającego na celu karmienie amerykańskiej korporacji, która zmonopolizowała wodociągi, a którego poziom gospodarczego rozwoju tak znów od polskiego nie dobiega.

    Kto zagwarantuje, że w razie nasilenia się konfliktów na linii pracownik-właściciel strzelanie nie wróci do mody? Przecież pałowanie już stało się normą w takich konfliktach.

  31. @RG
    …setki smętnych dupogodzin przed monitorem, czytanie dokumentacji, testy, specyfikacje, ustalenia, użeranie się z użytkownikami, trochę kodowania bez nadmiernego polotu. Geniusz niepotrzebny, a nawet by się nie sprawdził w tej robocie. A poza tym jaka firma zapłaci pracownikowi niskiego szczebla (tak, to nie manager) dwudziestokrotność pensji odpowiedniej dla jego miejsca w hierarchii? Chyba tylko jego własna, hehe.

    Pewnie masz rację. Tylko takiego specjalistę to chyba właśnie się zatrudnia na stanowisko managerskie – tzn. jak to się teraz modnie mówi PROJECT MANAGERA (nie mylić z PiEmem – PRODUCT MANAGEREM – "Co robią PiEmy? PiEmy PiEmy i nic nie robimy") do kierowania pracami i tylko przy najcięższych lub najbardziej kluczowych zadaniach bierze jakikolwiek udział w kodowaniu. Już od dawna jestem zdania, że programować to można nauczyć ludzia z technikum, a projektować ludzia na studiach lub na jakiejś podyplomówce. Apropos dupogodzin … wiecie jak zmusić firmę by kupiła lepszy stołek? Bo od mojego obecnego dupa boli 😉

  32. @Misieq
    Nie podniecajmy się tak tymi specjalistami którzy są 20 razy bardziej efektywni od reszty. To jest możliwe tylko pod warunkiem że reszta jest wyjątkowo słaba, nie przeciętna tylko mierna. Po drugie praca informatyka to nie rozwiązywanie niesamowicie trudnych problemów ludzkości którym tylko geniusz może podołać, a raczej setki smętnych dupogodzin przed monitorem, czytanie dokumentacji, testy, specyfikacje, ustalenia, użeranie się z użytkownikami, trochę kodowania bez nadmiernego polotu. Geniusz niepotrzebny, a nawet by się nie sprawdził w tej robocie. A poza tym jaka firma zapłaci pracownikowi niskiego szczebla (tak, to nie manager) dwudziestokrotność pensji odpowiedniej dla jego miejsca w hierarchii? Chyba tylko jego własna, hehe.

  33. @HansKlos
    Możesz wyjaśnić co miałeś na myśli pisząc:
    "Prawa człowieka muszą w cywilizacji ludzkiej zawsze stać wyżej od innych praw, w tym od prawa własności, no chyba, że chcemy mieć jakąś formę tyranii…"

    Bo jak dla mnie prawa własności są jedną ze składowych czegoś co określa się mianem praw człowieka. I nie wyobrażam sobie logicznie uzasadnionej sytuacji w której ktoś pozbawia mnie mojej (legalnie nabytej) własności w imię jakiś wyższych praw. A już zupełnie nie rozumiem co miałeś na myśli łącząc respektowanie praw własności z tyranią. Pazdrawiam.

  34. Kiedyś zastanawiałem się nad rozwiązaniem problemu zatrudnienia i utrzymania dobrych pracowników w kontekście kontraktów jakie zawiera Sportowa Spółka Akcyjna z piłkarzami.
    Zatrudniam takiego programistę czy wdrożeniowca na okres próbna za ustalone pieniądze. Po pół roku, pasuje – podpisujemy umowę, a w niej przede wszystkim:
    1. Zarobki
    2. Bonusy
    3. CZAS TRWANIA UMOWY – po którym mamy albo nie mamy opcji pierwszeństwa w przedłużeniu
    4. Koszty zerwania kontraktu
    5. Koszty odstępnego
    No i oczywiście wszystko co tam potrzebne żeby nam się dobrze razem pracowało.
    Wtedy jest wolny rynek transferowy: inwestowałem w pracownika 3 czy 4 lata – uczyłem go, wywaliłem XX tysięcy na szkolenia MS SQL Advanced Admin tralalala…,ok, chce odejść wcześniej – ok, ale zwraca w formie odstępnego, albo skoro jest naprawdę dobry i potrzebny gdzie indziej – płaci mi za jego kursy, naukę, zdobyte doświadczenie ten co go chce zatrudnić.

  35. witam,
    baaardzo zawiodłem się po tym tekście… teraz się zawiodłem.
    A to dlatego, że chwilkę wcześniej przeczytałem artykuł z nowego Forbsa!!!

    Plagiatów nie potrzebujemy!!!!

    pozdrawiam
    sumienny, zaangażowany czytelnik

  36. @HansKlos: Straszysz retoryką czasów minionych nie dostrzegając wynaturzeń narosłych przez dekady socjalizmu. Owszem, wielkie korporacje w rodzaju GS korumpują władzę i naginają prawo w swoją stronę. Taki korporacjonizm jednak – koluzja między państwem a wielkim biznesem (charakterystyczna też m.in dla III Rzeszy), jest szkodliwą aberracją która w żadnym stopniu nie może być mylona z wolnorynkowym kapitalizmem. Prędzej jest jego śmiertelnym wrogiem ponieważ podminowuje zasady wolnego rynku i konkurencji.

    W KGHM mamy równie szkodliwe przegięcie w drugą stronę. Prawdziwych kapitalistów, tj ryzykujacych własnym kapitałem, w całym równaniu w ogóle nie ma! Rolę nieudolnego operatora pełni demokracja a rolę quasi kapitalisty rozproszony i nie mający zielonego pojecia o rzeczy inwestoriat (w KHGM do spółki z państwem). Na tym żyznym nawozie, podlewanym obficie strumieniem socjalistycznych euro-regulacji, żerują stada związkowych pasożytów jawnie terroryzujących dla swoich partykularnych korzyści całe społeczeństwo do którego nominalnie majątek ten należy. Wspominanie w tym kontekście XIX-wiecznego konfliktu interesów fabrykant/własciciel – robotnik/najemnik jest więc zupełnym nieporozumieniem.

    OK, niech się prawdziwy kapitalista układa z autentycznym związkiem zawodowym. Państwo nie ma tu jednak niczego do szukania, z wyjątkiem może pobierania podatków od obu stron.

  37. @misieq:

    "a często tak wcale nie jest, bo przecież jakoś trzeba go umotywować do zmiany miejsca pracy."

    "płaci im się niewspółmiernie mniej niż osobom, które wykonują te same obowiązki, ale formalnie są wyżej"

    no to jak w końcu jest, mniej czy więcej 😉

    sytuacja gdy nowy pracownik dostaje więcej kasy niż starzy pracownicy ma miejsce tylko podczas boomu, kiedy przedsiębiorca potrzebuje na gwałt nowych pracowników. krańcowa użyteczność nowego pracownika jest bardzo duża i dlatego pracodawca jest gotów przymknąć oko na jego czasową mniejszą efektywność. potem nadchodzi recesja, a wraz z nią korekta płac i wartościowanie krańcowej użyteczności nowego pracownika – na mniejszą.

  38. @Zemekis

    Dzięki, przeczytam po pracy ;-). Wizję mam. Nawet chętne osoby do współpracy. Wiem, że istnieją różne alternatywne środowiska, biblioteki i runtime`y. Decyzja w co się wpakować jest baaaaaardzo ważna i determinuje o żywotności oprogramowania. Niektóre odpadają z góry z powodów czysto wydajnościowych inne z powodów licencyjnych.

    Nie myślę w ogóle o jakiejkolwiek siedzibie, laptopach, samochodach, wizytówkach i innych niepotrzebnych pierdołach. Do programowania superwydajny komputer nie jest przecież potrzebny.

  39. Misieq: Misiek, to zależy co chcesz tworzyć, na jakie platformy i z wykożystaniem jakiej technologii?

    Eclipse, Netbeans, DevCPP…

    Największym problemem niedoszłych młodych polskich przedsiębiorców jest wręcz zakodowany warunek koniczny na posiadanie zasobów, które należy ulokować w ładne biuro, najnowszy sprzęt i najlepiej samochód służbowy, podczas gdy w dolinie krzemowej zazwyczaj wystarczał garaż, wizja i wiara.

    Powiem tak jeżeli masz wizję, stwórz model biznesowy i przekonaj do niego nwestora. Gwarantuję ci, że jeśli Twój projekt wykazuje znamiona rentowności to znajdziesz inwestora, który zapewni Ci/Wam wikt i opierunek w zamian za pzysłe zyski.

    Powodzenia

    p.s polecam Ci przeczytać to i to

  40. @cynik9
    Kompania przyjmuje klasę robotniczą do do fedrowania na przodku i płaci jej za to a nie za zajmowanie foteli w zarządzie i struganie właścicieli.

    To z grubsza prawa;-), ale prawda zniekształcona. Nie obejmuje ona tej oto prawdy, że firma, korporacja, czy kampania posiada takie zasoby, że jest w stanie złamać i zniszczyć każdą jednostkę. Ta zaś dla równowagi musi łączyć się w organizacje, np związkowe. Mamy tutaj pole walki o swoje prawa właścicieli i ludzi pracy, a w sporze każda ze stron stosuje chwyty poniżej pasa. Korporacje korumpują władzę i ustanawiają wygodne dla siebie prawo, a ludzie wychodzą na ulice i też wymuszają swoje na władzy. W tym wszystkim mamy do czynienia z ludźmi-kapitalistami, których władza i pieniądze deprawują na niespotykaną skalę.

    Twoje cyniczne rozważania mogłyby dotyczyć idealnej sytuacji, kiedy:
    – nie ma firm – osób prawnych, tylko spółki osobowe i firmy osób fizycznych
    – istnieją ograniczenia na wielkość przedsiębiorstwa i ilość posiadanych firm
    – rygorystycznie działa prawo antymonopolowe w wymiarze lokalnym i krajowym bezwzględnie dzielące duże firmy
    – sprawy przed sądami gospodarczymi i sadami pracy nie trwają dłużej niż miesiąc;-)
    Poniekąd rozumiem niechęć Cynika do związkowców, ale nie rozumiem czemu osoba zapomina o tym, że związki zawodowe i prawo pracy rodziło się w sytuacji, kiedy do robotników strzelano na ulicach z polecenia kapitalistycznego właściciela (którym w Polsce była komunistyczna partia;-). Prawa człowieka muszą w cywilizacji ludzkiej zawsze stać wyżej od innych praw, w tym od prawa własności, no chyba, że chcemy mieć jakąś formę tyranii, czego zdaje mi się Cynik nie popiera.

  41. @mantrid
    każda firma wykształca pewne procesy mające na celu radzenie sobie z problematycznymi sytuacjami

    Jeżeli byłoby tak jak mówisz, to każdemu swieżemu pracownikowi powinno płacić się mniej niż pracownikowi już zatrudnionemu, bo przecież przechodząc z jednej pracy do drugiej, nie przenosimy zwyczajów z jednego miejsca pracy na drugie (oczywiście zachowując widełki dla stanowiska), a często tak wcale nie jest, bo przecież jakoś trzeba go umotywować do zmiany miejsca pracy.

    Ja sobie doskonale zdaje sprawę, że nie płaci się tylko za wykształcenie, umiejętności, ale także za umiejętność kooperacji z innymi oraz za szybkość wdrażania się w zmiany – nie wiem jak to nazywają działy HR pewnie jakaś elastyczność, albo gibkość ;-).

    Ja po prostu chciałem zauważyć swoim postem, że istnieje dość duża różnica między teorią (którą tutaj się omawia), a praktyką – przynajmniej w polskich firmach.

    Wyobraźmy sobie zatem idealnego młodego kandydata, który nie tylko posiada wiedzę teoretyczną, ale także praktyczną (brał udział w projektach opensource), umie się szybko dostosować (młody to i karny ;-))… czy sądzisz, że taki człowiek w miarę szybko awansuje?

    Ok. Skończyłem już siać defetyzm :-).

  42. @misiek

    "W praktyce jest jednak nieco inaczej i młodzi ludzie po pierwsze często w ogóle nie są zatrudniani (choćby na staż), po drugie płaci im się niewspółmiernie mniej niż osobom, które wykonują te same obowiązki"

    pracownikom płaci się za kompetencje, a na te składa się nie tylko ekspertyza, ale także umiejętność efektywnego działania w społeczności, jaką tworzą pracownicy. świeży absolwent działa mniej efektywnie od kolegi z większym stażem – ponieważ nie umie się jeszcze poruszać w firmowej rzeczywistości. super koder musi nie tylko umieć pisać dobry kod, ale także wiedzieć, co należy zrobić ze złym kodem napisanym przez kogoś innego. każda firma wykształca pewne procesy mające na celu radzenie sobie z problematycznymi sytuacjami, a pracownik musi umieć za pomocą owych procesów takie sytuacje rozwiązywać. szkoła i studia uczą nas pracy przy taśmie w fabryce lodówek, a nie pracy z ludźmi. tę wiedzę – na własnej skórze – musi zdobyć młody pracownik. i dlatego wraz ze stażem wzrasta jego wynagrodzenie.

  43. @centrala: Rozumiem, że w USkapitaliźmie nie ma ani związków zawodowych…

    Obawiam się właśnie że niezupełnie rozumiesz. W zarządzie prywatnej kompanii nie ma miejsca dla cyrku ze związkokracją ponieważ członkowie zarządu reprezentują akcjonariuszy kompanii a nie załogę.

    Nie zauważono też na synekurach członków zarządu wielu „przedstawicieli załogi” którzy nie byliby jednocześnie bonzami związkowymi.
    Co w tym dziwnego, przecież związkowcy są przedstawicielami załogi?

    Bez wątpienia synekura członka zarządu jest dużo bardziej intratna i komfortowa niż fedrowanie na przodku. Tym niemniej -> patrz punkt pierwszy. Kompania przyjmuje klasę robotniczą do do fedrowania na przodku i płaci jej za to a nie za zajmowanie foteli w zarządzie i struganie właścicieli.

  44. Taaaaaaak policz koszty oprogramowania do produkcji oprogramowania x ilość stanowisk, to Ci się odechce. Na kupieniu stanowisk roboczych się nie kończy. Musisz mieć kapitał, żeby przez pierwsze dwa lata nic nie zarobić i mieć silne nerwy, bo jest wielkie ryzyko, że stracisz wszystko co zainwestowałeś.
    Produkcja oprogramowania, to nie budowa stron www – gdzie masz praktycznie wszystko za darmo.

    Jeżeli mówimy o produktach opensource, to najczęściej (nie zawsze) najlepsze są na takiej licencji, że robienie czegoś poważnego na nich mija się z celem – musisz udostępnić kod źródłowy. Oczywiście są produkty i programy "małomiętkiego" (Microsoftowy Bizspark), ale czy aby napewno wiązanie się na wiele lat z producentem, który wydaje co dwa lata niesprawdzone oprogramowanie, to dobry wybór?

    Jasne, że klepanie stron, to dobry biznes, ale by to robić to po pierwsze trzeba to lubić, po drugie strony do projektowania czegokolwiek nie napiszesz w JSie i php tylko musisz użyć jakiś program typu Macromedia do wykonania takiego czegoś w technologii Flash albo innych Silverlightowych pociotkach.

    Biznes IT to zupełnie inna bajka niż aplikacje desktopowe. Tym pierwszym może zajmować się każdy kto przynajmniej 10 razy przejrzał książke o Joomli Mambo albo innym CMSie (Context Management System).

    Centrala jak mi wskażesz dystrybutora oprogramowania, który mi da środowisko robocze dla programisty wraz ze wsparciem dla czterech stanowisk +cztery komputery za cenę mniejszą niż łóżko polowe i maluch (na dowożenie towaru) to Cię ozłocę 😉

  45. @Misieq
    założenie własnej firmy [..] w biznesie pod tytułem "programowanie" nie jest […] proste.

    Dobry człowieku, jest dokładnie odwrotnie. Koszty startowe w firmie IT są niższe niż koszty straganu na bazarze.

    (szczególnie, gdy nie chce się być kolejną firmą krzak od stron internetowych).

    90% firm w Polsce (oraz w EU) potrzebuje porządnego portalu e-commerce, gdzie mogliby prezentować produkty, przyjmować zamówienia, zarządzać klientami, projektami, zapasami, transportem i Bóg wie jeszcze czym.

    Każdy zakład stolarski czy nawet niewielka krawcowa od strojów kąpielowych powinna posiadać system, gdzie klient z drugiego końca świata mógłby zaprojektować swój produkt marzeń, na wymiar, pod kolor, z dostawą i polerowaniem. Oczywiście, wszystko za rozsądnę cenę bo póki co nieliczne produkty tego typu nie są dostępne dla mas.
    To rynek przyszłości o wartości miliardów. Do roboty kolego!

  46. @cynik
    W eurokapitalizmie państwowym związkokracja…

    Rozumiem, że w USkapitaliźmie nie ma ani związków zawodowych ani korporacji zawodowych, ani w ogóle żadnych organizacji, a nawet jeśli już jakieś są to ich interes jest zbieżny z interesem pracodawcy, czyli dużo pracować i mało zarabiać.

    Nie zauważono też na synekurach członków zarządu wielu „przedstawicieli załogi” którzy nie byliby jednocześnie bonzami związkowymi.

    Co w tym dziwnego, przecież związkowcy są przedstawicielami załogi? Podobnie jak szkolny komitet rodzicielski jest przedstawicielstwem rodziców, itd.

  47. @Misieq: Rozwiązaniem oczywistym jest założenie własnej firmy, ale przynajmniej w biznesie pod tytułem "programowanie" nie jest, to takie proste

    Nigdzie nie jest proste, ok, ale jak już w "programowaniu" nie jest prostsze od innych to gdzie jest? W przemyśle stoczniowym? Kapitałointensywnej kopalnii? W jakiejś dyscyplinie regulowanej przez państwo po zęby?

  48. Bardzo różowy scenariusz kapitalizmu nam tutaj cynik zapodał.

    Kapitalista będzie też szukał sposobu na przycięcie kosztów tam, gdzie się da i wyoutsourcuje nam np. infolinię do Indii, a produkcję do Chin, gdzie tę samą robotę zrobią krasnoludki w obozach pracy za stukrotnie mniejszą cenę.

    Nie, żebym się nie zgadzał z tezą, że to ludzie kompetentni są cenni i że często takich szukać ze świecą.

    Zresztą o modelu "awansujesz aż staniesz się niekompetentny" ktoś tam kiedyś coś mądrego powiedział.

    Można też pokusić się o oddzielenie niekompetencji od nieodpowiedzialności, które pomimo tego, że są pokrewne, to nie są tożsame.

  49. Akurat o informatyce trochę wiem i … muszę przyznać rację o tyle, że rzeczywiście superspecjalistom należy się wielokrotnie większa pensja, ponieważ umieją oni rozwiązywać problemy w wielokrotnie krótszym czasie niż nawet grupka specjalistów mniejszych 🙂 – oszczędność wysiłku tamtych równa się zyskowi, a część tegoż należy się temu superspecjaliście. Oczywista oczywistość … jeżeli chodzi o porównanie do czeladników i dzisięciu uczniów, to sytuacja jest nieco inna. Każdy pracownik ma proporcjonalny do umiejętności i zajmowanego stanowiska wpływ na działalność firmy – nawet taki uczeń. Jeżeli firma zarabia ogromne pieniądze w biznesie (taki software) to uczeń będzie zarabiał tam ( a przynajmniej powinien zarabiać) proporcjonalnie więcej – szczególnie, że droga przebyta do "koryta" jest niepomiernie dłuższa i bardziej wyboista niż do pracy za kasą w "Stonce" – pomijam niektóre zawody "rodzinne". I tak uczeń uczniowi nie równy plus to, że praca pracy nierówna. Do czego zmierzam … w Polsce – nie wiem jak w innych krajach – mentalność jest taka, że każdemu uczniowi, niezależnie od tego czym by się zajmował i jakie miał tam obowiązki, płaci się na start podobne pieniądze. Jeżeli jeszcze w perspektywie ma "szybki" awans na wyższe stanowisko ( a za tym wyższym stanowiskiem, są jeszcze kolejne szczeble kariery, na które można rzeczywiście się wspiąć – nie są one tylko formalnie dostępne), to jeszcze można to przełknąć. W praktyce jest jednak nieco inaczej i młodzi ludzie po pierwsze często w ogóle nie są zatrudniani (choćby na staż), po drugie płaci im się niewspółmiernie mniej niż osobom, które wykonują te same obowiązki, ale formalnie są wyżej, po trzecie wymaga się od nich niewspółmiernie dużo jak na takie wynagrodzenie… Rozwiązaniem oczywistym jest założenie własnej firmy, ale przynajmniej w biznesie pod tytułem "programowanie" nie jest, to takie proste (szczególnie, gdy nie chce się być kolejną firmą krzak od stron internetowych). Ja wiem, że państwo okrada przedsiębiorców, a tym samym nas, bo to wyrobnicy wyrabiają zysk firmy, ja to doskonale rozumiem, ale państwem wszystkiego nie można wytłumaczyć (przynajmniej u prywaciarza ;-)). Pozdrawiam.

Comments are closed.