Pewna doza elektroniki w samochodzie może być przydatna. Zamek centralny na przykład. Ale nadmiar elektroniki może być zabójczy. Ruchliwa szosa, manewr wyprzedzania, a tu jakiś pyłek w powietrzu i pyk, komputer pokładowy obcina nagle, w najbardziej newralgicznym momencie, pół mocy… O ile wyszedł z tego cało szofer klnie jak szewc bo aby straconą moc odzyskać musi teraz szukać garażu firmowego aby zresetować komputer. Niech też nie próbuje dawać komuś w mróz “pycha” z akumulatora – sfajczy się od tego cały bezcenny komputer pokładowy do ostatniego chipa. To nie te czasy co dawniej kiedy wystarczał śrubokręt i kombinerki.
Otóż z inteligencją w inwestowaniu jest trochę tak jak z elektroniką w samochodzie. Pewna jej doza jest bez wątpienia przydatna, może nawet konieczna. Jednak jej nadmiar jest niebezpieczny, a czasem wręcz zabójczy. Dotyczy to szczególnie wiary w skomplikowane matematyczne modele opisujące rynek, a zatem życie. Ale czy życie da się w ogóle opisać matematycznie? Jak dokładny był by taki opis? Jak wiarygodny? Czy można inwestować na autopilocie, kiedy to komputer wyręcza inwestora w podejmowaniu strategicznych decyzji?
Pozytywnie odpowiada na to pytanie profesor Myron Scholes. Profesor Scholes wymyślił matematyczną metodę wyceny opcji, zwaną od jego imienia metodą Blacka-Scholesa. Metoda wygląda na bardzo skomplikowaną. Pełna jest groźnie wyglądających matematycznych symboli których sama koncentracja wystrasza śmiałków tak że nawet chłopi drawscy nie odważają się wnikać w jej szczegóły. Musi być jednak genialna skoro profesor Scholes otrzymał za nią, zredefiniowaną jako “nowa metoda określania wartości derywatyw” nagrodę Nobla w 1997.
Okazja do sprawdzenia czy życie da się opisać matematycznie nadarzyła się szybko. Oczywiście ku powszechnemu zainteresowaniu bo przecież to czy będziemy mogli się byczyć na Bahamach podczas gdy nasz komputer w biurze z sukcesem za nas będzie inwestował nikomu obojętne być nie może. Profesor Scholes, wraz z innym laureatem Nobla, profesorem Mertonem, połączyli więc siły z silną grupą najinteligentniejszych z inteligentnych finansistów Wall Street pod wodzą Johna Meriwethera formując hedge fund Long Term Capital Management (LTCM). Jako inwestorzy wystąpiła cała śmietanka banków inwestycyjnych. Ryzyko żadne. Czy można w ogóle stracić kapitał z taką superkombinacją geniuszy finansowych i laureatów Nobla?
Reszta jest znaną historią – stracić było można i to wiele a “long term” okazał się jak najbardziej “short term”. Dziko zalewarowany, jadący na autopilocie fundusz doznał w 1999 roku spektakularnego kolapsu, zagrażając przy okazji stabilności całego systemu finansowego. Okazało się że paru rzeczy software nie przewidział, w tym kryzysu obligacji rosyjskich. Rosja więc nie po raz pierwszy podłożyła postępowi nogę. FED w panice przypominającej niedawny “plan Paulsona” wymusił aby banki partycypujące w funduszu dokonały jego niezwłocznego bailoutu, zanim dojdzie do kaskady defaultów. Fundusz stracił $4.6 miliarda i został zamknięty. Życie zwyciężyło teorie Mertona i Scholesa.
Profesor Scholes, jako prawdziwy naukowiec, nie dawał jednak za wygraną. Software nauczył nowych sztuczek i spróbował jeszcze raz. W kilka lat po kolapsie LTCM Scholes z paroma weteranami LCTM zastartował inny hedge fund – Platinum Grove Asset Management. Tak jak w LTCM, na początku wszystko szło świetnie. Nawet Rosja nie zbankrutowała po raz drugi. Ale wydaje się że ciągle software nie przewidział paru innych rzeczy i zaczął się zapętlać. Kto zatem wyjdzie zwycięsko z pojedynku tym razem?
Cóż, zanosi się na to że życie ma poważne szanse zwyciężyć Scholesa po raz drugi. Ostatnie doniesienia Bloomberga mówią właśnie że Platinum Grove stracił w tym roku prawie 40% wartości, puszczając z dymem ok. $2 miliardów. Aby zatrzymać panikę masowo wiejących z funduszu inwestorów Scholes pociągnął za hamulec bezpieczeństwa – Platinum Grove wstrzymał kasowanie udziałów (redemptions). Czyli zabarykadował drzwi pozostałym uciekinierom. Oczywiście tylko czasowo aby “przekonsultować z inwestorami i partnerami ich przyszłe intencje”.
Nie bardzo mamy pojęcie jakie te intencje mogły by być, poza jedną – wywianiem gdzie pieprz rośnie z resztką ocalałego kapitału. Przypuszczamy jednak że do intencji tych nie należy intencja wyzywania życia na jeszcze jeden pojedynek z softwarem.
©2008cynik9
Takie rzeczy istnieją i dzialają jesli sie ich nie upublicznia. Całą tajemnicą jest podanie odpowiednio dużej puli dobrze skorelowanych danych i znalezienie zaleznosci miedzy nimi a zyskiem. Tutaj idealna role do odegrania ma programowanie genetyczne, czyli tworzenie programu przez… sam komputer. Jest to nic innego jak szukanie zaleznosci przy pomocy duzej mocy obliczeniowej. Juz Deep Blue udowodnil, ze mozna wygrac z ludzka inteligencja odpowiednio duza mocą obliczeniową. Tutaj ma byc podobnie. Na domowym kompie udaje sie generowac skrypty dzialajace z 60% skutecznoscia, co przy niskim lewarze i odpowiednim money management pozwala juz zarabiac. Idealem byloby podpiecie sie pod superkomputer, lub stworzenie czegos na wzor seti, ale to juz nie dla smiertelnikow 🙂 I nie mowcie ze nie mozna takich rzeczy obliczyc. Mozna. Ruchy rynkow to nic innego jak psychologia tłumu, krotko i dlugotrwaly czas pamiętania i zapominania wydarzen, cykle, standardowe reakcje… zupelnie jak debiuty, albo zagrania szachowe. Komputer z odpowiednio przygotowanymi danymi wejsciowymi i duzą mocą obliczeniową jest w stanie stworzyc model dzialajacy z taką skutecznoscią, ze moglibyscie się zdziwic jak reakcje ludzkie są łatwe do opisania 🙂