Wydaje się że czas jest dobry aby dokończyć nasz wątek o inflacji i deflacji, widzianej z perspektywy globalnego inwestora. Zbliżająca się wakacyjna kanikuła nie będzie sprzyjała bowiem specjalnie myśleniu, a temat jest może odrobinę bardziej poważny niż nasze zwykłe dorzucanie dwu groszy do tego i owego. Różnica jest również w tym że większość Szanownych Czytelników z takimi naszymi faworytami jak, dajmy na to, tygrys Skrzypek z NBP czy akcje Petrolinvestu (WGPW:OIL) nie będzie miała prawdopodobnie nigdy doczynienia. Natomiast szansa jest spora że każdy w pewnym okresie w przyszłości będzie miał doczynienia z inflacją i z podstępnym mechanizmem konfiskaty mienia jaki ona reprezentuje.
W poście Inwestowanie w deflacji przyjrzeliśmy się klasom walorów i technikom które wchodziłyby w rachubę w warunkach hipotetycznej deflacji. Hipotetycznej – ponieważ w DwuGroszach w scenariusz długotrwałej deflacji generalnie nie za bardzo wierzymy. Owszem, poszczególne sektory takie jak nieruchomości czy equities mogą doznawać nieraz znacznych i długotrwałych spadków cen. Ale dłuższy okres utrzymujących się spadków cen “wszystkiego” w warunkach fiat money i rządu wystarczająco umotywowanego do desperackiego drukowania papieru wydaje się nam mało prawdopodobny.
W powojennej erze papieru bez pokrycia w złocie jedynym epizodem deflacji była Japonia. Kolaps przewartościowanego indeksu Nikkei w 1990 z 40000 do 7000 (przeszło 82%) oraz rynku nieruchomości spadającego przez 18 kolejnych lat doprowadził tam do masowej kontrakcji kredytu. Kontrakcja ta nie była w pełni kompensowana idącą równolegle, masową akcją drukowania pieniądza przez rząd. W efekcie tego przez blisko 5 lat dochodziło w Japonii do całkowitej kontrakcji “money and credit” (wg szerszej definicji deflacji). Z technicznego punktu widzenia była to więc deflacja.
Warunki deflacyjne nie przełożyły się jednak na generalne spadki innych cen – zmiany cen detalicznych w Japonii były na przykład minimalne. Dla japońskiego “salarymana” deflacja niekoniecznie oznaczała więc eldorado rosnącej siły nabywczej jego pensji, związanej z niższymi cenami typowych produktów konsumpcyjnych. Z drugiej strony rząd japoński prawdopodobnie również nie chciał przeholować z “inflacyjnym” wyjściem z problemów, co dramatycznie obniżyłoby wartość jena. Zbyt słaby jen musiałby spowodować poważne napięcia z partnerami handlowymi uzależnionego od eksportu kraju Kwitnącej Wiśni, czego rządy japońskie ze zrozumiałych względów starały się uniknąć.
W sumie, japoński scenariusz deflacyjnego kolapsu niektórych assets i inflacyjnej odpowiedzi rządu drukującego masowo pieniądz przewidujemy także dla USA. Są jednak istotne różnice, które najpewniej zadecydują o ostatecznym wyniku. Przede wszystkim pozycja finansowa USA jest dużo słabsza niż Japonii z lat 90-tych. Zamiast olbrzymiej handlowej nadwyżki USA mają duży deficyt. Są ponadto netto największym dłużnikiem świata a stopa oszczędności jest tam ujemna. W porównaniu w USA Japonia była największym kredytorem świata, z tradycyjnie wysokim poziomem oszczędności.
W dodatku USA mają długą tradycję rozwiązywania narosłych problemów drogą masowego drukowania pieniądza. Jest to rozwiązanie tradycyjnie uważane za politycznie najmniej bolesne ponieważ nie wymaga niepopularnego zaciskania pasa czy też podwyżek podatków. Dlatego spodziewamy się że i w tym przypadku w ruch pójdzie sprawdzona recepta drukowania pieniądza na trzy zmiany. A że w końcu szefem FEDu jest gość publicznie przytaczający friedmanowską alegorię zrzucania gotówki z helikopterów, a skala potrzeb jest nieograniczona, sądzimy że japońska powściągliwość nie będzie miała zastosowania w wariancie amerykańskim.
Innymi słowy, nie widzimy powodów aby nie ufać Benowi że będzie on w stanie “pokonać deflację”, i to z odpowiednim zapasem, próbując hiperinflacyjnej “ucieczki do przodu”. W procesie tym dolar dozna najpewniej dalszego, znacznego osłabienia. A że w zglobalizowanym świecie sytuacja w Ameryce ma tendencję powielać się w różnych wariantach gdzie indziej, to czego racjonalnie można się spodziewać jest naszym zdaniem nasilająca się presja inflacyjna.
Obecne wartości oficjalnej inflacji w USA, w strefie euro i w PL, wynoszące odpowiednio 6%, 3.5% i 4.1%, są najpewniej jedynie prologiem. Po ostatnich obniżkach stóp przez FED realne stopy procentowe w USA są już teraz mocno ujemne. (tip: to że złoto w tych warunkach jest tam gdzie jest… ;-). Nie zmieni w tym scenariuszu prawdopodobnie wiele fakt że w najbliższej przyszłości recesja w USA może obniżyć aktywność gospodarczą tak że napięcia inflacyjne zostaną czasowo zredukowane. Jeżeli jednak skłoniłoby to niektórych do okrzyknięcia końca zagrożeń inflacyjnych w średnim terminie byłby to – naszym zdaniem – fałszywy alarm.
Co prowadzi nas do pytania tytułowego – w co inwestować w warunkach wysokiej inflacji? Podobnie jak w poprzednim odcinku tego wątku, zrobimy tutaj mały przegląd środków, celowo podkreślając scenarium hiperinflacyjny – warunki bardzo wysokiej inflacji. Z pewnymi korektami uwagi te, przynajmniej w części, zaadaptować można również w warunkach bardziej umiarkowanej inflacji.
Z rozwinięciem tego wątku poczekać jednak musimy do kolejnego wpisu. Na razie, aby lepiej wczuć się w galopującą inflację, czas właśnie na mały galop po przecudnym o tej porze roku pojezierzu Drawskim. Większość letnich turystów nie ma zielonego pojęcia o tym że właśnie maj jest tutaj najpiękniejszym miesiącem. Wszystko kwitnie, wszystko pachnie, a szlaki i jeziora są jeszcze puste. Bocianie mamy pracowicie wysiadują nową generację a kłusując po leśnych dróżkach widzi się tylko samą naturę – sarny, dziki, bobry. Wygląda na to że zmylona późnym atakiem zimy wiosna stara się nadrobić stracony czas. Jeszcze nie ma nigdzie letników, nie ma otwartych samochodów z radiami na full, nie ma plączących się linek namiotowych przy każdym dojściu do wody i nie ma pętających się pod nogami nieletnich. c.d.n.
©2008cynik9
szybkie google:
https://www.money.pl/banki/poradniki/artykul/stale;oprocentowanie;ratunkiem;przed;wyzszymi;stopami,241,0,250609.html
A to w Polsce (ew. za granica dla Polakow) jest gdzies dostepny kredyt mieszkaniowy ze stala stopa procentowa? Wszedzie widzialem albo LIBOR/WIBOR + marza lub ewentualnie % zmieniany przez zarzad banku (czyli w sumie to samo). Jakas instytucja daje fixed % kredyt na 15-30 lat? Maksymalnie widzialem lokate 2-letnia na staly procent. Podajcie jakies linki to poogladamy.
Branie kredytu w czasach rosnącej inflacji to wkładanie sobie jarzma na szyję
Niezupełnie – zależy jaki kredyt. Dokładnie rynku hipotecznego w PL nie znam ale generalnie kredyt stały fixed rate mortgage na 30 czy nawet 15 lat, jak w USA, jest na przewidywaną inflację rozwiązaniem sensownym. Umożliwia spłacanie stałego długu w coraz mniej wartym pieniądzu. Dochody natomiast mają tendencję do wędrowania w górę wraz z inflacją.
Wziecie najwiekszego kredytu jaki tylko jest mozliwy (tzn. ze znikomym wkladem wlasnym) i przerzucenie ryzyka utraty wartosci na kredytodawce
Ale kredytodawca pewnie się już kapnął i kompensuje sobie to podwyższoną- bądź zmienną stopą procentową… Wiele zależy od konkretnych warunków – stabilności dochodu na przykład, dostępnej pożyczki czy szczegółów specyficznej transakcji. Nie należy też zapominać że są różne warianty inwestowania w nieruchomości – mieszkanie można np. wynajmować a zainwestować np. w ziemię czy garaż (jako hedge inflacyjny). IMO, generalnie można spodziewać się w PL czterech lat podwyższonej inflacji przy ciągle wysokim (choć słabnącym) wzroście gospodarczym i względnie mocnym złotym. Potem najprawdopodobniej wejdzie euro i sytuacja zmieni się dosyć drastycznie…
Mam niezly orzech do zgryzienia albo perspektywe utraty trzonowcow..
Moj problem polega na tym, ze nie mam gdzie mieszkac (tzn. wlasnego lokum). Teoretycznie moge jeszcze z rok jakos przezyc, ale co dalej?
1. Cenu nieruchomosci wcale nie musza spasc (moga rownie dobrze stac w miejscu – inflacja je zdewaluuje)
2. Branie kredytu w czasach rosnacej inflacji to wkladanie sobie jarzma na szyje
3. Z drugiej zas strony posiadane aktywa (ok. 1/2 przecietnej ceny mieszkania) traca na wartosci..
Komkluzja: owszem zyje w ciekawych czasach lecz jak przetrwac i nie zostac ogoloconym?
Mam dwie koncepcje:
1. Zaryzykowanie i wziecie kredytu ze sporym wkladem wlasnym, powiedzmy w perspektywie pol roku (do tego czasu aktywne poszukiwanie „okazji”)
2. Wziecie najwiekszego kredytu jaki tylko jest mozliwy (tzn. ze znikomym wkladem wlasnym) i przerzucenie ryzyka utraty wartosci na kredytodawce. (kto powiedzial, ze jesli idzie o banki i pieniadze, to w gre maja wchodzic jakowes sentymenty??) I to ma sens wtedy gdy jest mozliwosc osiagniecia zysku w innym segmencie rynku (czyli nie pozbywam sie kapitalu ale inwestuje w inne instrumenta).
Ciekawe co na te druga ewentualnosc szanowni Czytelnicy, czy nie wyglada to troche znajomo? (vide USA;)
Co do kredytu, to kuszaco wyglada taka kombinacja: $ + stale oprocentowanie. Z jednym zastrzezeniem, ze nikomu nie przyjdzie do glowy „psucie złotówy”. [he he herr Skrzypek & Co.]
Też polecam Max Keisera! Bardzo trafnie analizuje to co się obecnie dzieje. Dodatkowo prezentuje nieco szersze spojrzenie na to co się obecnie dzieje oprócz aspektów czysto ekonomicznych. Polecam!
czy są możliwości utrzymania w ryzach cen ropy, gdy druk dolara będzie się odbywał na 3 zmiany?
Przejść na rozliczenia w złocie… Arabskie pegi miejscowych walut do USD prysną jak bańka a ile $$ USA sobie wydrukują straci relewantność. 🙂
…w krótkim czasie złoto zdrożeje i może dojść do odpowiednio niskiego wskaźnika Dow-Złoto a wtedy – powinniśmy już spojrzeć w stronę giełdy?
To nie złoto drożeje a papierowy pieniądz traci wartość i zaufanie podmiotów. Nie jest istotne ile tysięcy kosztuje uncja, ale w jaki sposób przywrócić utracone zaufanie do pieniądza. Moim zdaniem bez pewnego rodzaju linku do złota (niekoniecznie pełnej wymienialności) w ostatecznym rozrachunku tym razem się nie obejdzie. Wtedy bedzie czas na zastanawianie się co dalej.
Nad jeziorem Naprusewskim, skąd właśnie wróciłem, jest rewelacyjnie – rozbujana przyroda, względny brak ludzi, zwierzaki jeszcze się nie pochowały w ostępach leśnych. Maj jest piękny w terenie
Max Keiser mówi, że w latch 90. w Japonii stopy procentowe Banku Japonii byłu nawet na poziomie 0,0 %, ale nie było POPYTU na kredyt. Bank chciał wciskać ludziom kasę, ale nikt jej nie brał.
Jeśli USD będzie słaby to ropa może mocno zdrożeć. Nam to może nie zaszkodzi, ale amerykanom na pewno. Mam pytanko, czy są możliwości utrzymania w ryzach cen ropy, gdy druk dolara będzie się odbywał na 3 zmiany?
Sprawa 2. Ten sam kłopot odnosi się przecież do złota. Czy nie będzie tak, że w krótkim czasie złoto zdrożeje i może dojść do odpowiednio niskiego wskaźnika Dow-Złoto a wtedy – powinniśmy już spojrzeć w stronę giełdy?
Podpisuję się pod przedmówcą.
To nie takie proste pisać o ekonomii tak lekkim i dowcipnym językiem.
Nawet makaronizmy są nie pozbawione swoistego uroku.
Cynik jest wielki:).
Dzięki za wszystko.
Wdzięczny czytelnik.
Z niecierpliowscia czekam na kolejne wpisy z serii o inwestowaniu w inflacji. Z pewnoscia ten temat bedzie mial duze grono czytelnikow. Pozdrawiam i dziekuje za ciekawa lekture. Dwa grosze to jedno z nielicznych mediow, ktore mozna bez znudzenia czytac od deski do deski.