Jak polubić recesję

z inwestycyjnego punktu widzenia

Z co drugim gościem spotkanym przypadkowo na ulicy będącym dzisiaj albo maklerem albo doradcą finansowym, ktoś mógłby przypuszczać że inwestorzy w PL opuścili szczyt WGPW z odpowiednim wyprzedzeniem i że z dotkliwymi spadkami siedzą w tej chwili teraz głównie inwestorzy zagraniczni i OFEs. Sądząc jednak z powszechnego zgrzytania zębami można mieć co do tego pewne wątpliwości…

Jeszcze większe wątpliwości można mieć jednak do tego co ci doradcy finansowi będą doradzali w związku z szykujacą się recesją. Dobrej recesji większość z nich przecież nie widziała nawet na oczy. Ostatnia recesja w USA (7.01-11.01) była przy tym raczej niegroźną atrapą, zalaną od razu masową falą FEDowej “liquidity” po wydarzeniach 11 września. Wcześniejszej natomiast (7.90-3.91), z czasów aneksji Kuweitu przez Saddama Husseina, młode rynki kapitałowe w PL pewnie wogóle nie pamiętają. Zresztą i ta recesja nie była ani długa ani przesadnie głęboka. Podejrzewamy więc że chodzić będzie o powtarzanie obiegowych sloganów o recesji jako o dopuście Bożym i żarliwych wyznań wiary że FED jednak co wymyśli aby do recesji nie dopuścić. Drugą linią obrony, trzymaną w zanadrzu, jest przypuszczenie że recesja jest/była wprawdzie w Ameryce ale nie w PL.

My w DwuGroszach nie wiemy czy recesja dotknie akurat PL czy też tylko USA, mając bardziej istotne rzeczy na głowie. Jak na przykład doglądanie koni, na wypadek gdyby zamiast recesji przyszedł do nas Peak Oil… Zresztą na nasz nos Ameryka i tak jest już w recesji, i jak Bloomberg zadzwoni to mu to powiemy…

W sumie istotna dla inwestora jest nie tyle recesja jako taka ale spowolnienie gospodarcze jakim się objawia. Spowolnienie oznacza mniejsze zyski, a to oznacza z kolei niższe ceny akcji. To czy Ben Bernanke akcjom rzeczywiście pozwoli spaść, i bankom razem z nimi, jest jednak pytaniem otwartym. Faktem jest że jeżeli gospodarka USA spowolni to automatycznie spowolni cały zglobalizowany świat. Pobożne życzenia niektórych że kraje BRIC “przejmą pałeczkę” od zwalniającej Ameryki niedopuszczając do światowego spowolnienia są naszym zdaniem właśnie tym – pobożnymi życzeniami. Kiedyś – owszem, ale nie teraz.

O recesji powypisywano już u nas całą masę nonsensów przedstawiając ją w wielu miejscach, całkiem błędnie, niemal jako Armageddon. Bardziej może zrozumiała byłaby taka retoryka w USA gdzie FED obawia się że recesja w połączeniu z kryzysem bankowym może przerodzić się tam w depresję. Dlatego Ben obniża tam stopy procentowe, a przy okazji dolara, w trybie turbo. Media również piorą mózgi zdezorientowanych perspektywą recesji inwestorów tak że wypada chyba wziąść ją nieco w obronę. Wyłóżmy zatem, na zdrowy chłopski rozum, jak rzeczy rzeczywiście stoją z recesją i czy wogóle można ją przeżyć. Zdradzimy awansem że konkluzja tego wpisu jest pozytywna…

Przede wszystkim skąd się biorą recesje? A no, z podstawowego cyklu kapitalizmu. Otóż kapitalista, nudząc się, w pewnym momencie postanawia pouciskać nieco klasę robotniczą. Inwestuje więc w fabrykę, podkręcając koniunkturę bankowi z którego wziął pożyczkę oraz całej masie budowniczych fabryki i jej poddostawców. Następnie przyjmuje proletariat do pracy i zaczyna go uciskać. To natychmiast poprawia sentyment reszcie bezrobotnych, w nadziei że najgorsze już minęło. W międzyczasie uciskany przez 8 godzin dziennie proletariat otrzymuje pensje. Z kapitałem w ręku proletariat postanawia zostać na pozostałe 16 godzin dziennie konsumentem. A konsumenci, jak wiadomo, konsumują. Konsumując nakręcają koniunkturę innym kapitalistom. Między innymi na przykład znowu bankom, które teraz dwoją się i troją aby zapewnić konsumentom konsumpcję coraz większych dóbr, w tym na końcu domów. Widząc że konsument chce konsumować inni kapitaliści też dwoją się i troją tak aby tych dobr nastarczyć. I tak koło koniunktury raz wprawione w ruch kręci się coraz prędzej i prędzej, bogacąc zarówno konsumentów jak i kapitalistów. Bogaci się podatkami przy okazji także i rząd.

W pewnym momencie jednak coś w tym kole zawsze pęka, a przynajmniej miało taki zwyczaj dotychczas. Raz bywa to rząd który w tryby kręcącego się mechanizmu musi dosypać ideologicznego piasku sprawiedliwości społecznej i zdusić wszystko podatkami, becikami czy innymi urzędowymi nonsensami. Innym razem to konsument przeholuje. Kupi na przykład zbyt kosztowny dom, z którego musi go potem eksmitować komornik. Widząc w TV krzywdę kolegi inni konsumenci profilaktycznie ograniczają wydatki. Widząc to banki ograniczają akcję kredytową. Widząc to konsumenci coraz mniej kupują, w tym też akcji banków. Widząc to kapitalistom odchodzi ochota do dalszego inwestowania, i zaczynają bezproduktywnie byczyć się w Cannes. Widząc to zyski kompanii i ich kursy jeszcze więcej spadają.

Widząc to zarządy kompanii zwalniają pracowników, przez co szeregi konsumentów dalej topnieją. Coraz więcej byłych konsumentów nie tylko że nic więcej nie konsumuje ale zaczyna wisieć na garnuszku państwa. Co wymaga dalszego zwiększenia podatków, oczywiście na “walkę z bezrobociem”.

Ta cykliczna faza obniżenia aktywności gospodarczej to właśnie recesja. Często spotykaną definicją recesji są dwa kolejne kwartały z negatywnym wzrostem gospodarczym. Z definicją tą wiążą się jednak pewne problemy. Na przykład to czy wzrost jest negatywny czy pozytywny zależy od tego jak go rząd liczy i do wierzenia podaje. Trochę więc tak jak z inflacją – niby jej nie ma a ceny benzyny i żywności w stratosferze… Każdy rząd ma wbudowany interes w przedstawianiu swoich osiagnięć jako jedno pasmo wzrostu gospodarczego, im szybszego tym lepiej, a żaden nie chce przyznać się do recesji.

Inna sprawa z recesją to to że wzrost gospodarczy, jaki by się nie okazał po rządowych przymiarkach, intensywnym masowaniu i korektach wstecz, znany jest dopiero ze znacznym opóźnieniem. Daje do świetne pole do popisu rządowej propagandzie do zaprzeczania oczywistej recesji tak długo jak tylko można. A gdy już dalej nie można, gdy niepodważalne dane o negatywnym wzroście zeszłym kwartale ujrzą w końcu światło dzienne, propaganda zmienia ton o 180 stopni i twierdzi że recesja istotnie była, ale już minęła. Czego oczywiście nie idzie sprawdzić wcześniej niż za kolejny kwartał. A co jeśli kolejne raporty kwartalne dalej pokazują recesję? Cóż, trzeba z nadzieją na przód iść, a nie marudzić patrząc kwartał w tył!

Klejnoty Pojezierza DrawskiegoOdorek zieleniak autor: Waldemar Wiśniewski, www.fotogalerie.pl

Morał z tej historii jest taki, że jeżeli inwestor spodziewa się usłyszeć w radio zawiadomienie o aktualnej recesji to się prawdopodobnie zawiedzie. Ale – nic straconego. Wbrew percepcji rządowej oraz wbrew stymulowanej w mediach anty-recesyjnej histerii, dla zorientowanych na szukanie autentycznej wartości inwestorów recesja nie tylko nie musi być żadną niedogodnością. Może być i często jest darem Niebios! Można bowiem w tym czasie kupić okazyjnie te walory które zawsze chcieliśmy mieć ale które w normalnych okolicznościach były zbyt drogie.

Chodzimy więc po zgliszczach (miejmy nadzieję), dymiących jeszcze po jakiejś większej wyprzedaży, i wybieramy mocno przecenione klejnoty w warunkach niewielkiego zainteresowania reszty. Głównym zmartwieniem bywa ocena czy recesja była rzeczywiście wystarczająco głęboka i czy do dostatecznie głębokiej przeceny rzeczywiście doszło.

Mądrością obiegową jest że w recesji okna należy zabić deskami i przeczekać ją z możliwie największą pozycją w gotówce. Jest to naszym zdaniem percepcja fałszywa. Problem jest taki że recesja z definicji jest zjawiskiem które obserwujemy w “lusterku wstecznym”. Nie ma uniwersalnego wskaźnika sygnalizującego koniec recesji z odpowiednim wyprzedzeniem. Nie ma też bieżącego wskaźnika “głębokości” recesji który dałby nam aktualny sygnał o recesyjnym “dółku”. Wprawdzie ostatnie recesje (w USA) były w miarę krótkie (kilka kwartałów) to nie ma żadnej gwarancji że warunki kolejnej recesji nie potrwają dłużej i że spowolnienie będzie równie przyjazne.

W tej sytuacji prawdopodobnie nie najgorszym pomysłem jest przymierzenie się do tych walorów które po prostu wydają się tanie w danych okolicznościach i w danej chwili, bez zwracania przesadnej uwagi na recesyjny rwetes. Okazuje się na przykład że nawet simplistyczne podejście polegające na mechanicznym nabywaniu na rok tylko najtańszych walorów (z grupy 25% najtańszych wg C/WK) jedynie w 8 na ostatnie 40 lat prowadziłoby do straty rzędu 20%. W innych latach zyski procentowo leżały znacznie wyżej i z okładem kompensując straty zapewniały mocno pozytywny kumulatywny zwrot.

A spadki rzędu 20% mieliśmy przecież zarówno w S&P500, jak i w Dow-Jones. W PL w tym czasie WIG20 spadł nawet o ponad 30%. Mogłoby to wskazywać że ze statystycznego punktu widzenia, mimo “widma” recesji na horyzoncie, sensowne może być przynajmniej monitorowanie niektórych walorów o najbardziej atrakcyjnych wycenach. Niekoniecznie zresztą pod kątem rychłego końca spadków, a raczej nie przegapienia przypadkowej przeceny wysokiej jakości waloru na którym nam zależy.

Nie zmienia to naszej szerszej percepcji w DwuGroszach że akcje globalnie są w sekularnej bessie i bedą tam jeszcze długo. W każdej jednak bessie są także dłuższe lub krótsze okresy kontra-cyklicznego ożywienia. Również nie każdy walor, i nie każdy rynek, musi w recesji koniecznie zawsze spadać. Dotyczy to zwłaszcza byznesów niecyklicznych, generujących obficie gotówkę, które w warunkach recesyjnych poradzą sobie lepiej niż inne. Dopóki zatem nie przestaniemy konsumować w recesji płatków kukurydzianych na śniadanie czy gazu, ich producenci niekoniecznie muszą w recesji znacząco obniżyć loty.

Okazyjne wyprzedaże w atmosferze recesyjnego pesymizmu mają też tendencję do czasowego pociągania za sobą przecen niektórych walorów które powinny w warunkach recesji generalnie wzrastać, a nie maleć. Dobrym przykładem są tu obecnie akcje niektórych mniejszych kompanii wydobywających złoto, które są historycznie tanie, naszym zdaniem.

Wątpimy jednak czy wspomniany wyżej “nibbling” niektórych akcji w warunkach spowolnienia gospodarczego prędko stanie się akurat priorytetem masowego inwestoriatu. Nie trudno zresztą zgadnąć dlaczego. Niedawna strata 30% na WIG20 i poważne spadki gdzie indziej musiały być dla wielu ciężkim szokiem. Zachęca on raczej do dalszego ograniczania pozycji, i ucinania strat, niż do zajmowania nowych. Nawet jednak w dobrze zbalansowanym portfelu straty w globalnej wyprzedaży akcji są często nie do uniknięcia. Sprzedawanie natomiast rzeczy hurtem już po fakcie jest z całą pewnością błędem.

W sumie, rozsądną receptą na recesję czy też gospodarcze spowolnienie jest po prostu ignorowanie medialnego szumu i zwrócenie uwagi na jakość walorów oferowanych po atrakcyjnych, obniżonych cenach. O ile walor taki przedstawia sobą pewną wartość wewnętrzą jego spadający w ogólnej wyprzedaży kurs czyni go bardziej, nie mniej atrakcyjnym. Fundamentalnie zdrowy byznes w recesji sobie poradzi, natomiast ewentualne straty odrobi z nawiązką w kolejnym okresie koniunktury. Recesja może więc oferować atrakcyjne punkty wejścia dla cierpliwego inwestora. Dochodzi do tego również fakt że w wielu przypadkach najlepsze okazje trafiają się właśnie na początku recesji, nie na jej końcu, zaś nastroje pesymizmu i marazmu mają zwyczaj utrzymywać się znacznie dłużej.

©2008cynik9

9 thoughts on “Jak polubić recesję

  1. @anonimowy

    Dzięki za link. (ciekawy portal, polecam innym)

    Po raz kolejny ze smutkiem stwierdzam, parafrazując pewnego brytyjskiego miłośnika amfetaminy, alkoholu, cygar i późnego wstawania:
    Niewiele jest państw, które zabierają tak wiele tak wielu dając w zamian tak niewiele.

    G.F

  2. Cykl koniunkturalny na szczęście nie jest immanentną cechą kapitalizmu. Wywołują go te same siły, które obecnie rujnują światowe waluty a z nimi część naszych portfeli.

    Cykle nie mogą być powodowane zmianami nastrojów konsumentów czy innymi czynnikami bezpośrednio wpywającymi na popyt. Dlaczego? Bo gdy w gospodarce ilość pieniądza się nie zmienia, spadek popytu na jedno dobro musi oznaczać wzrost popytu na inne (w ostateczności na oszczędności i odłożenie konsumpcji w czasie).

    Cykl koniunkutralny jest ściśle połączony z inflacją, mianowicie wzrost podaży pieniądza powoduje spadek bankowych stóp procentowych poniżej rynkowej (wynikających z preferencji pomiędzy oszczędnościami a konsumpcją). Zatem boom jest finansowany z oszczędności wytworzonych z powietrza – a recesja to nic innego jak proces dostosowawczy rynku, eliminujący nierentowne inwestycje.

    Tak w skrócie telegraficznym wygląda Austriacka teoria cyklu koniunkturalnego 🙂

    https://kapitalizm.republika.pl/kryzys.html

  3. @Kobieta:
    nie wnosi do dyskusji NA TEMAT a jest jedynie zwykłym acz życzliwym czepialstwem

    Damy w ogóle wnoszą wiele dbałości o ważne szczegóły. Dziekuję.

    pozdrawiam

  4. Ponieważ szanujemy cynika niezwyle musimy zauważyć powtarzające się przeoczenie: brak spacji pomiędzy „w” i „ogóle” razi i kłuje 🙂
    Pozdrawiamy
    Kobieta
    (PS. Zalecamy usunięcie tego komentarza w ramach moderacji ponieważ nic nie wnosi do dyskusji NA TEMAT a jest jedynie zwykłym acz życzliwym czepialstwem)

  5. Globalny kolaps ekonomiczny już był o włos i groźba bynajmniej wcale się nie oddaliła. Run na Bear Sternsa z 13 bilionami $ w derywatywach oraz paniczna niedzielna decyzja FED z cięciem stóp o 0,25% i przygotowaniem w ciągu 1,5 dnia przejęcia Bear Sternsa przez JP Morgana oddsunął na moment system z nad krawędzi przepaści. JP Morgan posiadał około 71 bilionów $ również w derywatywach i miał bardzo dużą ekspozycję na Bear Sternsa. Upadek BSC bez jakiejkolwiek próby ratowania sytuacji zakończyłby się kaskadowym procesem bankructw !!! Mówienie o recesji jest nazbyt dużym optymizmem. Obecnie trwa walka o utrzymanie domku z kart przed zawaleniem. W derywatywach jest ponad 700 bilionów $, gdzie globalne GDP światowe wynosi około 50 bilionów $. Zaledwie kilka instytucji trzymaja w swoim bilansie finansowych te derywatywy ale na potężne wartości. M.in. Citibank ma derywatywy wysokości 33 bilionów i jest zlevarowany dzwignią 42:1. Jedno większe bankructwo banku, hedge funda i czy fatalny błąd tradera i lecimy w przepaść.

    Btw. Dzlaczego Plunge Protection Team tak walczy o utrzymanie giełdy? Dlatego, że spory udział kapitału własnego banków związany jest z wyceną ich akcji. Niech przypadkiem tąpnie mocniej giełda i większość może nagle znaleźć się „underwater”.

  6. @łoś:
    Wątpię czy Petrolinvest jest klejnotem po dowolnie niskiej cenie… Chyba że zaspinuje sam byznes napełniania butli gazem.

    Wykupywanie zachodnich koncernów jest logiczne. Aby się pozbyć $$ wykupywanie jakichkolwiek tangibles wydaje się rozsądne…

    Z przepowiedniami kolapsu trzeba być ostrożnym… Ale faktem jest że poważnej recesji nie było dziesiątki lat – od tej 1973-4 i oil shocks. Od tej pory wyrosły nowe pokolenia i wydrukowano góry papieru fiat. Przez długi czas rzeczy jakoś się kreciły, upadek komunizmu pomógł i tania ropa po ’91 też. Teraz mamy pokłosie ostatniej dekady wyjątkowych ekscesów kredytowych plus prawdopodobnie terminalny oil shock, IMO. Yeah, zanosi się na dosyć bolesną konfrontację z rzeczywistością…

  7. > Chodzimy więc po zgliszczach
    >(miejmy nadzieję), dymiących
    > jeszcze po jakiejś większej
    > wyprzedaży, i wybieramy mocno
    > przecenione klejnoty w warunkach
    > niewielkiego zainteresowania
    > reszty.

    W Pana ustach zabrzmialo to jak „kupilem Petrolinvest” 😉

    A mowiac serio, to wydaje mi sie, ze Zachod przez skore czuje, ze nadchodzaca rececja moze nie byc ot takim zwyklym spowolnieniem po ktorym gospodarka odzyska zwykly wigor. Moze byc katalizatorem glebokiej zmiany lub kollapsu istniejacego porzadku swiata, ktory jest dla Zachodu korzystny.

    A co Pan sadzi w tym kontekscie na temat wykupywania Zachodnich koncernow przez rozwijajace sie kraje azjatyckie? Ostatnio byly informacje o kupnie przez Tata Jaguara i Land Rovera, ale przeciez to nie sa ich pierwsze zakupy. Przedtem byl np. Arcelor. Czy Pana zdaniem nadchodzaca recesja moze te procesy przyspieszyc, zdmuchujac zachodni domek z kart?

  8. Cynik pisze:
    „Dobrym przykładem są tu obecnie akcje niektórych mniejszych kompanii wydobywających złoto, które są historycznie tanie, naszym zdaniem.”

    Ale jak przeciętny inwestor może w Posce zorientowac się o jakie kompanie może chodzić?
    Nie proszę oczywiście o podanie listy nazw takich kompanii, ale raczej o sposoby poszukiwania okazji na rynkach złota/surowców/energii itp.

    Pozdrawiam.

Comments are closed.