czyli jak wrzucać kapitał do dziury w ziemi.
Tu jednak słowo ostrzeżenia. Filozofia inwestycyjna DwuGroszy – inwestowanie na zdrowy chłopski rozum – zakłada pewną pozycje w złocie, w postaci kombinacji złota fizycznego i “papierowego”. Głównym celem tej pozycji jest rola polisy ubezpieczeniowej portfela, a w mniejszym stopniu wehikuł do aprecjacji kapitałowej. Od tego są inne składniki portfela. Mówiąc o indywidualnych kompaniach złota mówimy natomiast o czymś fundamentalnie różnym – właśnie o spekulatywnym wehikule do aprecjacji kapitalowej w rękach myslącego inwestora, ze związanym z tym dużym, zależnym od indywidualnego waloru, ryzykiem. Pozycja w akcjach kompanii nie jest i nigdy nie powinna być uważana za substytut pozycji w samym złocie.
Nasze zainteresowanie tematem wiąże sie z tym że ruchy złota które analizujemy dla naszych czytelników, wpływają oczywiście na ruchy związanych z nim securities. W szczególności, przyjąć można że akcje kompanii złota z grubsza mają tendencję do podążania za ruchami metalu, ruch ten znacznie lewarując. To jest, ze złotem kilkanaście procent wyższym akcje odpowiedniego producenta mogą się na przykład podwoić, a przy spadku złota o kilkanaście procent mogą utracić 1/3 swojej wartości. Recepta ta jednak jest zbyt simplistyczna i w tzw. real life nawigować musimy przez wody znacznie bardziej turbulentne. Bo akcje złota to również, a może i przede wszystkim – akcje, a te podlegają również mega-ruchom na rynkach equity.
W szczególności ruchy te mogą być okazyjnie przeciwne ruchowi złota. W przypadku panik i wyprzedaży na giełdach, na przykład, tłum często wyprzedaje wszystko jak leci, w tym i akcje złota, choć samo złoto niekoniecznie musi być wciągnięte w downdraft. Dopiero po jakimś czasie akcje złota mają tendencję odreagowania spadków i separacji od ruchów szerszego rynku. Mówiąc krótko, bliższa znajomość tej tematyki jest bardzo pożyteczna przy wycieczce w te rejony. Zajęcie pozycji w kompanii złota obarczone jest więc większym ryzykiem niż samo złoto, ale również oferuje znaczny potencjał wzrostowy nieraz wielokrotnie przewyższający aprecjację złota. To samo zresztą dotyczy i innych metali, w tym niekoniecznie tylko szlachetnych.
A więc, powracając do złota, grafik w Fig.1 przedstawia klasyfikację rozmaitych uczestników gry rynkowej w postaci piramidy, złożonej z wielu warstw. Czubek piramidy to śmietanka tego sektora. Idąc w dół poprzez kolejne warstwy mamy do czynienia z coraz większą ilością progresywnie coraz mniejszych kompanii i kompanijek, często coraz bardziej lipnych, aż do poziomu czystego szarlataństwa na dole. Są wśród nich jednak także i prawdziwe klejnoty, które dostrzeżone w porę dać mogą inwestorowi znaczne zyski przy akceptowalnym poziomie ryzyka. Zapuszczanie się w te tereny wymaga jednak pewnej wiedzy, cierpliwości i tolerancji na ryzyko. Pod tymi warunkami jest jednak prawdopodobnie bezpieczniejsze i bardziej zyskowne od ślepego skakania z waloru na walor, czyli ulubionego sportu inwestoriatu na każdej giełdzie.
Przeglądnijmy więc załączoną piramidkę i zobaczmy co słychać w kompaniach złota. Warstwom na które podzieliliśmy całość nadaliśmy sześć gradacji, od A do F, tak jak stopnie szkolne w Ameryce.
A – Major producers (“majors”). Wielkie koncerny wydobywcze, eksploatujące po kilkanaście kopalnii w różnych częściach świata. Barrick Gold, Newmont Mining, GoldCorp, GoldFields, tego typu. Ryzyko zajęcia pozycji (względem sektora, nie absolutne) jest umiarkowane. W dodatku płacą nam za to na ogół jako taką dywidendę, o ile w obecnych warunkach pojęcie “jako-takiej” dywidendy nie jest samo w sobie sprzecznością… I o ile oczywiście po maklerskim praniu mózgów o permanentnych zyskach kapitałowych w nieskończoność ktoś jeszcze pamięta co to takiego dywidenda, ha, ha, ha.
Drugą stroną medalu w majors jest ich niewielki potencjał wzrostowy, który typowo jest frakcją tego czego można spodziewać się po mniejszej firmie. Taki Barrick Gold na przykład prędko się nie zdubluje, podczas gdy junior może potroić się w wartości z dnia na dzień. Wystarczy że na podstawie wierceń skoryguje w górę posiadane resource measured and indicated. Majors produkują miliony uncji złota rocznie i na ogół nie znajdują same wystarczająco wiele nowych złóż by utrzymać rezerwy gwarantujące ten poziom produkcji. Vide – muszą w tym celu przejmować juniors. Akcje w majors są zatem względnie konserwatywną inwestycją, nieco bardziej wolatylną od ETFu sektora.
B – Mid-tier producers. Średnie koncerny z aspiracjami zostania majors. Koncern mid-tier typowo ma sam znaczny program eksploracyjny w kilku miejscach, ale najczęściej w jednym kraju czy rejonie i operuje tam kilka kopalni. Typowo produkuje, powiedźmy, do pół miliona uncji złota rocznie. Czasem podzleca wytop innym. Przykładem producenta mid-tier może być Yamana Gold, wydobywająca złoto w Brazylii. Ograniczone ryzyko dla inwestora ponieważ koncern ma bieżącą produkcję, którą szybko zwiększa. Nie ma tu zatem stygmy wrzucania $$ do “dziury w ziemi” Marka Twaina, z której nie wiadomo czy coś wyjdzie.
C – Junior producers (“juniors”). Główny obiekt pożądania inwestorów i główne miejsce gdzie poważne $$ są robione. Z tym że głównie przez nielicznych rozumiejących o co chodzi i mających trochę szczęścia. Jednocześnie główne miejsce separacji całej reszty inwestorów od ich gotówki. Juniors mają znaczne odkryte i dobrze określone złoża, oraz zdefiniowane plany ich eksploatacji (feasibility study). Niektóre w linii pilotażowej produkują już nawet niewielkie ilości złota. Ale posiadanie resource i jego eksploatacja na pełną skalę to dwie różne rzeczy. Do szerokiej eksploatacji potrzeba mega $$ które pochodzić mogą z wielu źródeł: od inwestorów, banków czy też od majors. Zwabione majors chcą od razu kupić juniors które dysponują poważnym resource measured and indicated. Na co juniors krzyczą że za tanio i często mają rację. W efekcie najczęściej dochodzi do wspólnej eksploatacji większego złoża, a akwizycja jest odłożona na później. Co oczywiście nie uchodzi uwagi wnikliwego inwestora. Ogólnie juniors to niebezpieczny grunt inwestycyjny, przypominający trochę San Francisco z okresu gorączki złota – pełno szans, jeszcze więcej szalbierzy.
D– Exploration II. Małe kompanie które natrafiły na resource i miały wystarczająco $$ aby je lepiej wybadać, produkując nawet ekonomiczne estymaty przedsiewzięcia. O ile miały jeszcze kasę na pełne feasibility study to można zacząć rozmawiać z bankami o finansowaniu byznesu. Można też zrobić private placement dla wtajemniczonych inwestorów, i osłodzić im ryzyko oferując do tego warrants, aby nie zawracać sobie głowy z szerszym inwestoriatem.
E– Exploration I. Malutkie kompanijki, na ogół 2-3 gości, które nabyły prawa do jakiegoś terenu oferującego pewne perspektywy. $$ wystarczyło na bilet lotniczy, plus na zaprzęg husky bądź inny egzotyczny środek lokomocji, aby obejrzeć nowy nabytek. Udało się także otworzyć własną witrynę internetową na wyleasowanym serwerze. Nie ma natomiast jeszcze mowy o większych badaniach. Nie ma też żadnych ekonomicznych estymat. Głównym zajęciem tych kompanijek jest szukanie $$ na pierwszy odwiert. Być może na coś się trafi. Na odwiert jednak trzeba będzie czekać do wiosny bo na razie tundra jest zamarznięta na kamień.
F– Early Exploration. Czyli czysta ruletka, tyle że bez wyrzutów sumienia bezmyślnego tracenia $$ w Las Vegas czy też w PetrolInvest. Sytuacja gościa który zrobił nieco $$ w innym venture i nabył za to jakąś działkę w Patagonii, wnosząc ją aportem do Great Patagonia Gold Corporation. O Great Patagonia Gold nie wiadomo dokładnie nic, poza ewentualnie życiorysem (“track record”) pryncypała w internecie. Uczciwy punkt startowy dla wszystkich: cena akcji prawie zero w zamian za szansę na sukces prawie zero. Któraś z nich z czasem okaże się odrobinę większa.
Bardziej specyficzne komentarze dotyczące aktualnej sytuacji rynkowej oraz uwagi dotyczące inwestowania w metale szlachetne w naszym DwaGrosze NewsLetter. Dołącz i Ty.
©2008cynik9
Ciężko znaleźć coś po rozsądnej cenie było i będzie zawsze…
Dopiero po trafnej decyzji z historycznego punktu widzenia widzimy efekty naszej racjonalności.
Ci którzy czekają teraz na głos z mediów , że właśnie warto coś kupować czy sprzedawać bo mamy dołek czy szczyt , jak zwykle będą zawiedzeni…
Wszyscy jesteśmy uwięzieni w tej samej życiowej pułapce.
Ale pocieszające jest to że kiedy nadchodzi ten okres w którym myślimy że to nie ma sensu i trzeba zająć się czymś innym niż inwestowanie, wtedy akurat wszystko się odwraca .
Ale kiedy stajemy się zbyt pewni zostajemy skarceni za naszą ślepotę (chciwość, pychę).
Wyraźnie wszyscy jesteśmy podłączeni pod jeden system bodźców postępowania a załamują się pewnie ci którzy zbyt wiele od życia żądają przy zbyt małym wkładzie (oczywiście nie jest to stwierdzenie dogmatyczne).
…strach jest właśnie tym pozytywem który działa dla systemu jako lekarstwo
Dobrze powiedziane…Dodam że gdyby nie strach to musielibyśmy chyba zwinąć majdan bo wszystko byłoby permanentnie przewartościowane i nie szłoby znaleźć niczego w rozsądnej cenie. A i tak jest ciężko…:-(
Dobry temat bo musi się z nim zmierzyć każdy inwestor , spekulant i gracz będący uczestnikiem rynków kapitałowych.
,, Portfel inwestycyjny’’ musi być dopasowany do osobistych wymagań danej osoby , z szczególnym naciskiem na odporność psychiczną . Bo przecież w każdej chwili jesteśmy torpedowani wiadomościami , czy to o możliwym ,, bankructwie’’ w danej branży , spółce , a nawet wejściem całej gospodarki globalnej czy danego kraju w długą recesję.
Ale strach jest właśnie tym pozytywem który działa dla systemu jako lekarstwo , i właśnie dzięki niemu kapitał odnajduje najbardziej racjonalne kanały dystrybucji z uwzględnieniem tego co wartościowsze , więc realnej gospodarki.
Warto podzielić sobie instrumenty inwestycyjne na ,, krowy ,gwiazdy ,znaki zapytania ,psy” , uwzględniając przy tym to wszystko co opisał cynik9. Jednak przenosząc to na cały nasz ,,portfel inwestycyjny”.
Oto jak globalny tłum złożony z jednostek odnajduje najbardziej efektywne instrumenty .
W uproszczeniu patrzy na oczekiwaną stopę zysku , faktyczną stopę zysku , wielkości nominalne , wielkości realne i na tej podstawie szuka instrumentów i obiektów inwestycyjnych o największej stopie wolnej od ryzyka .
Więc jeśli ,, subiektywne’’ ryzyko jest większe to wymaga się wyższej stopy zwrotu i to realnego , bo nominalny jest tylko informacjom która jednak wiele nam mówi.
W czasach ,,paniki’’ , czy to wzrostowej czy spadkowej rynki nie wykazują się zbytnio racjonalnym myśleniem to jednak stwarza okazje do uzyskania ponadprzeciętnego zysku , ale aby taki dodatkowy zysk zdobywać i utrzymać w długim okresie czasu potrzeba właśnie wyrobić sobie nawyk poszukiwania jak najwyższego realnego zysku z uwzględnieniem stopy wolnej od ryzyka .
A poszukiwać warto bo przy okazji stabilizujemy realną gospodarkę , a przez to wspomagamy dobro ogółu tworząc coś w rodzaju cyklu regulowanego ( anty cykliczność ) o mniejszej amplitudzie wahań .
Jednostki tworzące rynki finansowe ciągle myślą i poszukują …….