Inflacja, deflacja (2)

mała inflacja czyli jeszcze cichszy podatek

“No politician ever lost an election by creating inflation”
[żaden polityk nie przegrał jeszcze wyborów przez wzniecanie inflacji]

Richard Nixon


Wow! Dziękuję serdecznie wszystkim Drogim Czytelnikom za tłumne odwiedziny w naszej witrynie i wiele cennych kontrybucji w ostatnich kilku dniach. DwaGrosze biją rekordy popularności a autor nadal nie jest pewien jej przyczyn… Nagły wzrost zainteresowania ekonomią? przecież to nudne! Na dodatek każdą tezę, oraz jej zupełnie przeciwną, można łatwo udowodnić, w razie konieczności – empirycznie! Nie propagujemy też żadnych odkrywczych teorii, a jedynie staramy się przygotować przedpole do bardziej sensownych dyskusji o inwestowaniu, zasadniczym fokusie tego bloga. Polega to głównie na odfiltrowaniu z dostępnej wiedzy pewnej warstwy bullshit i zwyczajowej mowy-trawy, wynikającej głównie z doraźnych potrzeb politycznej poprawności, oraz na sprawdzeniu czy to co pozostaje trzyma się jeszcze kupy. Czyli ekonomia na zdrowy chłopski rozum.

Pójdźmy zatem dzisiaj za ciosem i dokończmy temat inflacyjny z poprzedniego odcinka. Zdefiniowaliśmy tam formalnie inflację jako przyrost “money and credit” (money suppy). Jest rzeczą oczywistą że przedstawiony wcześniej schemat działania fractional banking jest wybitnie inflacyjny. Jest w nim wzrastający komponent “money”, czyli gotówki, i dosłownie eksplodujący komponent “credit”.

Mając monopol na generowanie pieniądza z powietrza banki centralne i ich banki członkowskie korzystają z niego pełną parą. Całkowita “money and credit” wzrasta cały czas, obecnie wynosząc wszędzie w rejonie 16-20% rocznie, przy wzroście GDP w okolicach 2-5%. Jak więc jest możliwe aby oficjalna inflacja była z rzędu pojedyńczych procent i mogła być stale “niska”? Proste – inny przekręt!

Jest to możliwe dzięki kilku rzeczom. Po pierwsze nie cały wzrost “money and credit” musi od razu iść w ceny mleka czy chleba. W zależności od wielu czynników prowadzonej polityki większość z tego pojawia się przede wszystkim w cenach rozmaitych aktywów, wzrost cen których czasem przekształca się w “bańkę”. Teraz zaczyna więc być jasne skąd się biorą hossy na NASDAQ, WIGu, czy też w nieruchomościach, zwłaszcza w sytuacjach gdy czynniki fundamentalne raczej by za nimi nie przemawiały. Na pewno nie na podstawie samego wzrostu zarobków… Jest na to nawet eleganckie określenie – “asset inflation”. Niestety, nie tak popularne jak na to zasługuje. Podważa bowiem mit w który tak chętnie chcemy wierzyć – że jesteśmy “bogatsi” bo mieszkania się zdublowały w cenie w ciągu kilku lat! Gdyby tak było – powtórzmy bez znieczulenia – Zimbabwe byłoby Szwajcarią.

Fig.1 Agregat monetarny M3 w latach 2003-2008. Źródło: www.shadowstats.com

Grafik z Fig.1 powyżej przedstawia tempo wzrostu całkowitej podaży pieniądza (money supply), mierzonej agregatem monetarnym M3 (czerwona linia). Zauważmy że opadający grafik oznacza jedynie mniejsze tempo wzrostu, NIE kontrakcję. Z grafika wynika że tempo wzrostu M3 (USA-US$) gdzieś do połowy 2005 kształtowało się w okolicach 6% rocznie. W marcu 2006 FED zaprzestał jednak publikowania M3 co dobrzy ludzie ze źródła na szczęście rekonstruują dalej– stąd czerwony grafik przechodzi w tym momencie w granatowy.

Teraz wiadomo dlaczego FED zrezygnował z publikacji M3 – bo by ujawnił dramatyczny wzrost tempa przyrostu masy pienieżnej M3. Ciekawe przy tym że wzrost agregatu M2 (który wchodzi w M3 i obejmuje depozyty gotówkowe i generalnie rzeczy które mogą być łatwo w nie zmienione) też rośnie ale znacznie łagodniej i jest nadal publikowany. Czyżby ktoś być może antycypował dwa lata temu obecne problemy z derywatywami /subprime? Tak czy inaczej, wzrost M3 (który obejmuje w sobie M2 plus inne rzeczy) rzędu 16% rocznie jest dość dramatyczny… Złota, dla porównania, przybywa rocznie mniej niż 2%. Czytelnik może wyciagnąć w tym miejscu własne konkluzje…

Drugim faktorem “niskiej” inflacji jest to że przez lata uporczywej propagandy banki centralne wmówiły masom simplistyczną jej definicję jako po prostu “wzrost cen”. Akcentowanie bieżących cen a nie ilości pieniądza który je na dłuższą metę definiuje jest oszustwem podobnym do reklam w których akcentuje się 50% „zniżkę” czegoś nie mówiąc nic o cenie.

Faktem jest że tak naprawdę Modalskiemu na ulicy jakiś wskaźnik M3 czy M33 jednakowo zwisa i powiewa. Z chlebem jest trochę trudniej ale też jak mu podskoczy o 20 gr to raczej ujdzie uwadze, byleby nie za często. A benzyna to cóż, siła wyższa. Modalski wie oczywiście z TV i gazet że to robota OPEC, na którą M3 i banki centralne nie mają żadnego wpływu… Aby go jednak dodatkowo uodpornić i nie denerwować niepokojącymi wieściami ze składu inflacyjnego koszyka dla pewności usuwa się kluczowe komponenty rosnących cen. Raz są nimi dublujące się w cenie nieruchomości, bo do koszyka wchodzą akurat stojące w miejscu czynsze. Innym razem eliminuje się energię czy żywność, bo ich ceny są zbyt “wolatylne”. (które to stwierdzenie samo w sobie jest curiosum a jak często jest powtarzane?). Słowem, wyrzuć rzeczy rosnące w cenie i – voila – nie ma inflacji. Coś trochę jak w tym żarcie o radzieckim uczonym co to wyrywał musze nogi, jedna po drugiej, komenderując aby nadal chodziła. W końcu konkluduje: po wyrwaniu ostatniej nogi mucha traci słuch…

Do masażu wskaźnika inflacji (CPI, poniżej) na wszystkie strony dochodzi również długoletnie manipulowanie ceny złota w dół przez banki centralne, o czym nie raz pisaliśmy już na tym blogu. Cel tej operacji jest prosty – zneutralizować i zaciemnić jedyny obiektywny punkt odniesienia do którego Modalski mógłby zauważony wzrost cen odnieść. Hej, jak się chleb w cenie zdublował ale złoto stoi w miejscu to pewnie tak źle nie jest… pewnie tylko jakiś strajk piekarzy… Łatwiej jest w tej sytuacji powielać bez przerwy oficjalne nonsensy o “łagodnej inflacji” rzędu 1-2% oraz zaciemniać prawdę bzdurami o inflacji “core” czy “bazowej”, podczas gdy podaż pieniądza rośnie wielokrotnie szybciej. Galopującej inflacji nie zauważą jedynie ci którzy nigdzie nie mieszkają, nic nie jedzą i nie zużywają energii. Wszyscy inni raczej powinni.

Fig.2 Inflacja CPI 1980-2008. Linia granatowa-używając recepty z lat 80-tych, linia czerwona-używając obecnej recepty. Źródło: www.shadowstats.com

Powróćmy raz jeszcze do dobrych ludzi z www.shadowstats.com. Grafik z Fig.2 powyżej przedstawia oficjalną inflację (wg definicji wzrostu cen) na poziomie konsumenta, czyli wzrost cen mierzony indeksem CPI (consumer price index). Grafik granatowy przedstawia inflację taką jaka by była gdyby liczyć ją wg. starych recept CPI z lat 80-tych, grafik czerwony przedstawia wartość inflacji podawanej obecnie do wierzenia, po intensywnym masażu CPI przez rządowych speców. Jak widać, mały makijaż czyni czasem cuda. W tym przypadku zrywająca czapkę z głowy 12% inflacja przemienia się w łagodny zefirek inflacji 4 procentowej! Łatwo można tu sobie wyobrazić jakie ma to znaczenie dla państwowych biurokratów – ból w krzyżu jakim jest dla państwa taka na przykład rewaloryzacja emerytur czy innych świadczeń jest przy inflacji 12% i 4% nieporównywalny!

Podane grafiki i rozważania odnoszą się do danych z USA. Nie wykluczone że w konkretnych warunkach polskich to i owo wygląda nieco inaczej, czego jednak zgłębiać na razie nie będziemy. Inflację na przykład mierzy u nas GUS a nie BLS (Bureau of Labor Statistics). Najprawdopodobniej też wrzuca do swojego koszyka rzeczy trochę inne niż BLS. Jak zwykle, chodzi nam tutaj głównie o istotę rzeczy, a nie o szczegóły. Jeżeli jednak ktoś chciałby bronić PL jako oazy finansowego umiarkowania i “niskiej” inflacji to chętnie posłuchamy argumentów…

Okay, podsumujmy ten odcinek nie bawiąc się w polityczno-poprawne ceregiele. Inflacja jest w systemie fiat money i drukowania papierowego pieniądza bez ograniczeń zjawiskiem nieodzownym, planowanym i oczekiwanym. Wbrew ogłupiającej masy retoryce“walki z inflacją” jest ona mile widzianym sprzymierzeńcem rządów. Podobnie bowiem jak gigantyczny podatek eroduje ona majątek właścicieli oszczędności a nagradza dłużników. W tym przede wszystkim państwo któremu znacznie prościej jest spłacić swoje zobowiązania, między innymi odsetki od własnego długu. Rewaloryzaja rent i emerytur? A po co? przecież ceny stoją w miejscu! Tak zwana “walka z inflacją” jest zatem jedynie grą pozorów, obliczoną na wykazanie że bank centralny jest “czujny” i że nie dopuści jedynie może do najbardziej rzucającego się w oczy hiperinflacyjnego zdebazowania krajowej waluty. Inaczej Modalski mógłby się jeszcze wystraszyć i dać posłuch herezjom typu kupna złota… 😉

Doświadczenia ostatnich kilku dekad wskazują że mając monopol drukowania pieniądza z powietrza banki centralne wszędzie reagują na każdy problem zwiększaniem “liquidity”, czyli zwiększania tempa wzrostu podaży pieniądza. W okresach spokojniejszych natomiast to eufemistyczne “drukowanie pieniądza” może być wolniejsze. Zawsze jednak z okładem przewyższa naturalne tempo wzrostu GDP. Historia ostatnich kilku dziesiątków lat to prawie wszędzie uniwersalne pasmo inflacji. Raz mniejszej, raz większej, zawsze “zwalczanej”, nigdy nie zwalczonej.

A o deflacji porozmawiamy następnym razem…

©2008cynik9

29 thoughts on “Inflacja, deflacja (2)

  1. Za „Global Insight” mogę podać, że nasz „dobry, bo polski :-)” M3 w październiku 2005 zanotował 10% wzrost w stosunku do stycznia 2005 i wynosił 100238 mln EURO, czyli ponad 100 miliardów wspólnotowej waluty. Niestety na tej obserwacji seria się kończy i nie ma aktualizacji…

  2. @G.F.
    Każdy jedzie na takim Debecie na jaki sobie zasłużył

    Ostrożnie, nie radziłbym kopać się z Debetem…

    @łos:
    re: GW – ciekawe że ściagając z Economista kawałki zawodniczka w wielkonakładowej bulwarówce epatuje znaczną zwyżką cen złota w spadającym dolarze… Z punktu widzenia PL i polskiego odbiorcy szło by jeszcze przecież całkiem łatwo wysmażyć esej anty-złoty: aprecjacja tylko 9.7% Y/Y, relikt, silna waluta pod światłym kierownictwem udowadniajaca swoją wyższość… yada, yada. Sądzę że do masowego odbiorcy GW bardziej by to przemawiało. A przynajmniej było bardziej konsystentne z dawną linią partii…

    Chyba że w szeregi janczarów wkrada się powoli zdenerwowanie…

    pozdr.

  3. „”The Economist” ostrzega, że silna pozycja cennych kruszców na światowych giełdach świadczy o znacznej presji inflacyjnej.”

    oraz: ” Bernanke zapowiada ostre cięcie stóp „

    i mam pytanie: jak najlatwiej zainwestowac w zloto ?:-)

  4. a tym panem co w telexpresie powiedział cytuję: „zarobić krocie to już nie w złocie” był sam Marek Zuber, doradca premiera Kazimierza Marionetkiewicza:)))) Bernard

  5. Bez sensu i zupełnie nie na temat:

    „Były premier Wielkiej Brytanii będzie doradcą politycznym amerykańskiej firmy finansowej JP Morgan Chase. W zamian otrzyma pół miliona funtów rocznie – donosi The Times.
    Moje gratulacje Tony.
    Z naszych zawodników niejaki Pan Belka również doradza JP Morgan Chase
    Pozostali:
    Hanna Gronkiewicz-Waltz
    Hanna Gronkiewicz – Waltz Od 2001 do 2004 wiceprezes Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR).
    Jan Krzysztof Bielecki, dyrektor wykonawczy EBOR
    Kazio Marcinkiewicz – „intensywny kurs angielskiego” na stanowisku dyrektora wykonawczego EBOR

    Zadanie domowe : znacie jeszcze specjalistów tego typu? 😉

    G.F.

    „Każdy jedzie na takim Debecie na jaki sobie zasłużył”

    G.F.

    W twoje ręce Panie Cynik…9

  6. @złoty_cielec:

    złot_ ma bardzo mocne fundamenty i będzie w dalszym, ciągu walutą stabilną

    może Skrzypek mówił o złocie?

    😀

    ———————–
    @centrala:
    bardziej niepokojące byłoby gdyby nawoływał do rzucenia wszystkiego i inwestowania w złoto… 😉

  7. Co do humoru to przedwczoraj w teleexpresie mówiąc o najwyższych cenach złota pokazano jakiegoś durnia, eksperta finansowego, może ze 25 lat na karku (nie doświadczenia tylko wieku), który powiedział – cytuję z głowy – „wygląda na to, że ta siedmioletnia hossa w cenach złota właśnie dobiega końca i złoto już nie będzie drożeć.”
    Jak myślicie – dlaczego ogólnopolski popularny program informacyjny wpuszcza na antenę takie kłamstwa?

  8. Humorystyczny brejking nius. Skrzypek liczy ze inflacja spadnie w 2008. Surowce, energia, zywnosc w gore, podaz pieniadza rosnie 15-20%, jak wiadomo ceny moga tylko zjezdzac w dol 😉

    https://tinyurl.com/2bskcq

  9. @jg:
    Dziekuję za tę historię z morałem. Kto wie czy nie można jej odnieść także do dzisiejszych USA gdzie taka podkładka ma szansę kosztować sporo ponad 5 centów, natomiast same pięć centów jest stosunkowo duże i … tanie. Aktualnie, dach byłby dobrą inwestycją od zaraz bo wartość metali bazowych w monecie już teraz przewyższa jej wartość nominalną… 😀
    pozdr.

  10. Szanowni Panowie,

    podziele się opowieścią z młodości. Z morałem! Historia jest autentyczna dotyczy bezpośrednio mnie.

    Kiedy byłem małych chłopcem, w okresie wakacyjnym, całymi dniami bawiliśmy się z bratem w byłym gospodarstwie naszych ukochanych dziadków. Jak to dzieci, wszędzie było nas pełno. Budowaliśmy ziemianki, domki naziemne, szałasy, domki na drzewach. Szczególnie ciągnęło nas w górę, wspinanie się na drzewa i inne obiekty wysokościowe było najprzyjemniejszym zajęciem. Wiadomo – z góry widać więcej, człowiek czuje się silniejszy.

    Pewnego pięknego dnia powzięliśmy zamiar wejścia na dach starej szopy. Zlokalizowaliśmy jakieś ni to drzewo, ni krzak (na wsi mówią na to „bziok”) rosnące tuż przy szopie. Po tym bzioku, podsadziwszy jednego drugiego, udało się wdrapać na dach!

    Jakież było zdziwienie, gdy brat, który wszedł pierwszy (był zwinniejszy), krzyknął – tu są pieniądze! Oczywiście nie uwierzyłem, potem chyba mnie podsadzał abym sam sprawdził.

    Faktycznie – na dachu była kupa kasy. Pozwolę tu sobie na małą szkołę budowlaną. Wiecie jak kryje się dachy papą? Na przygotowane podłoże z desek kładzie się pape i przybija się ją gwoździami calowymi, tzw. papowcami. Gwoździe te, aby nie dziurawiły papy, mają duże podkładki o średnicy około 4cm i opływowy kształt, aby woda nie dostała się przez dziurę na drewniany podkład.

    Nasz dziadzio, zamiast używać podkładek pod gwoździe do papy użył monet (chyba jednozłotowych). A co tam! Był bogaty, to było go stać. Zdumieni wszechobecnym na dachu bogactwem, pobiegliśmy do babci i dziadzia z żądaniem wyjasnień, dlaczego przeszłe, takie bogate życie było przed nami przez tyle lat ukrywane! Zdawaliśmy sobie oczywiście sprawę, że te monety wyszły już z obiegu ale sam fakt ukrywania się z tym bogactwem był dla nas bulwersujący. Dosłownie takie mieliśmy odczucia – złość i pretensje. W końcu nasi dziadkowie mieli mnóstwo kasy i nawet nic nie wspomnieli. Zwykle się mówi, że ktoś śpi na kasie, a oni z tego dobrobytu marnowali pieniądze na dachu szopy! Przedziurawionych monet przecież nikt nie przyjmie w sklepie, skoro zostały tak zmarnotrawione, dziadkowie musieli być na prawdę bogaci.

    Co się okazało: dziadzio wyjaśnił, że w czasie pokrywania dachu, taniej było użyć jako podkładki monety 1zł niż kupować podkładkę (kosztowała znacznie więcej niż 1zł). Zawiedliśmy się, że historia nie okazała się jakąś skrywaną od lat tajemnicą, którą właśnie odkryliśmy. Oczywiście, nikt z nas nie zrozumiał, dlaczego te podkładki były aż tak drogie.

    O ile dobrze zrozumiałem, dzisiejsza i wczorajsza lekcja na blogu traktuje właśnie o zjawisku drożenia podkładek pod gwoździe do papy! :). Dlatego dla potomnych, dzielę się moją własną historią (z morałem). A na koniec troche nudy:

    ——

    Niniejszy artykuł chroniony jest prawami autorskimi, a jego opublikowanie poza dwagrosze.blogspot.com wymaga uzyskania zgody autora, czyli mnie. Dziękuję!

  11. BC pompuje pieniądze w system bankowy a ten kupuje za nie bony/obligacje rządowe. Sposób prosty jak drut i wielokrotnie opisywany w odniesieniu do FEDu.
    A co do naszego NBP i konstytucji to nie ma takiego przepisu którego nie dałoby się obejść 🙂

  12. to wyżej to śpiewałem ja 🙂 tylko mi się enter za wcześnie przycisnął
    d.

  13. @taki jeden łoś
    Jak mawiał Ryszard Ochódzki „nie mylmy dwóch różnych systemów” 🙂
    NBP prowadzi obsługę kasową budżetu państwa, a wykup papierów wartościowych jest rozchodem publicznym. poczytaj sobie ustawę o finansach publicznych. NBP jest w przypadku emisji obligacji państwowych tylko czymś w rodzaju biura maklerskiego, a zlecenia sprzeda czy wykupu czy rolowania obligacji idą z departamentu zobowiązań finansowych MinFin. Art. 220.2 konstytucji dotyczy troche czego innego. Ma być jedną z podstaw niezależności NBP, wyobraź sobiue, ze rząd pożycza pieniądze z NBP a potem nie chce zwrócić. I co? NBP pozywa skarb państwa przezd sąd?. Dlatego może lepiej jeśli rząd pożycza „na mieście” a pomiędzy skarbem państwa a NBP jest „chinese wall”.
    d

  14. TO co napisał darkbloom to cytat z pracy naukowej dostępnej na stronach NBP, a nie opis działań NBP.

  15. Panowie, może wrócimy do meritum a mianowicie naszego obiektu pożądania – przysłowiowej uncji złota. Co sądzicie o obecnym rajdzie w ciągu powiedzmy ostatnich 2 tygodni?

    G.F.

    P.S. Proszę mi pozwolić na pozostanie najbardziej anonimowym wśród anonimowych.

    ———————————–
    „Zadaniem sieci jest złapanie ryb,
    A kiedy ryby są złapane, sieć jest zapominana.
    Zadaniem potrzasku jest złapanie królika,
    A gdy królik jest złapany – potrzask zostaje zapomniany.
    Zadaniem słów jest przenoszenie idei,
    A gdy idee zostają uchwycone, słowa są zapominane.
    Gdzież mogę znaleźć tego, który zapomniał słów?
    On jest tym, z którym chcę rozmawiać.”
    – Zhuangzi http://www.chiny.pl

  16. Z Konstytucji RP:
    @Darkbloom

    Zszokowales mnie swoim cytacikiem, bo artykul 220 konstytucji RP mowi:

    >Art. 220.
    >
    > 2. Ustawa budżetowa nie może >przewidywać pokrywania deficytu >budżetowego przez zaciąganie >zobowiązania w centralnym banku >państwa.

    Myslalem wiec, ze to wyklucza wykup obligacji rzadowych przez NBP. A tu prosze – rzad niby nie moze zakladac, ze zaciagnie pozyczke w NBP, ale za to NBP jesli chce moze jej rzadowi udzielic.

  17. Bardzo ciekawy materiał ze strony NBP. Nasz bank mówi ludzkim głosem 🙂

    https://tinyurl.com/285xrp

    „W definicji podażowcó—w pieniąˆdz jest nieoprocentowanym długiem skarbu państwa. Bank centralny ma władzę zmniejszać i zwiększać podaż pieniąˆdza w gospodarce za pomocąˆ operacji otwartego rynku. Jeżeli bank centralny skupuje rząˆdowe obligacje, podaż pieniˆdza rośnie. Możliwy jest też proces odwrotny. Sprzedajˆc obligacje na otwartym rynku bank centralny zmniejsza ilość dostępnego w gospodarce pieniˆądza. Inaczej mó—wiąˆc, bank centralny decyduje, jaka część długu państwowego pozostaje w formie nieoprocentowanej. Gospodarka zgłasza popyt na nieoprocentowany dług w celach transakcyjnych, ponieważ jest on legalnym środkiem płatniczym.
    Pieniˆdz zatem to będąˆca w obiegu got—ówka oraz nieoprocentowane wkłady bankó—w komercyjnych na rachunku w banku centralnym. Widać z tego łatwo, że jedyny sposó—b na
    zwiększenia podaży pieniˆądza polega na spieniężeniu długu państwowego (monetization of sovereign debt). W akcie sprzedaży na otwartym rynku bank centralny wymienia dług oprocentowany (obligacje) na dług nie przynosząˆcy odsetek (pieniˆądz).”

    No i teraz wiemy dlaczego Państwo zastrzegło sobie monopol na „prawny środek płatniczy”. Może nie ma darmowych obiadów ale na pewno są nieoprocentowane. 🙂
    d.

  18. Fed istnieje od 1913 i w miedzyczasie mozna było wystarczajaco się zorientować jak działa. Studiowanie banków centralnych nie wydaje się jednak najbardziej pasjonującym zajęciem, szczególnie gdzie indziej… Bardzo prawdopodobne że są w większości strukturami państwowymi (choć centralny bank Belgii, o ile mnie pamięć nie myli, jest notowany na giełdzie…). Państwowa własność CB oznaczałaby realizację jednego z postulatów z drugiej części filmiku, BTW. Warto byłoby się zastanowić jaki byłby w takim przypadku dokładny mechanizm i interpretacja np. zakupu na rynku państwowych obligacji przez państwowy bank centralny? Przekładanie z lewej kieszeni do prawej? Jest też kwestia podziału kompetencji i niezależności politycznej…

    @nemo: bardzo możliwe, money byłaby zatem środki pieniężne a money suppy byłaby podaż pieniądza

  19. Każdy dodruk pieniądza to kradzież – bank centralny kreuje pieniądz, który trafi początkowo do pewnej grupy odbiorców a ci czerpią z tego korzyść, chociaż nic nie wyprodukowali – jedynie otrzymali forsę.
    Obojętne z czym to powiążemy (nawet z szybkością obrotu Ziemi wokół środka galaktyki) to nadal będzie to kradzież.

    @cynik9
    Wydaje mi się że money to nie jest gotówka ale raczej środki pieniężne. W końcu jeśli płacisz kartą debetową w sklepie to nie płacisz gotówką chociaż płacisz pieniędzmi.

  20. @goldbug

    Po pierwsze wydaje mi sie, ze w Polsce bank centralny nie jest instytucja prywatna. Nie wiem, czy jeszcze gdzies poza USA bank centralny jest instytucja prywatna? Kollaps banku centralnego oznaczalby w Polsce chyba kollaps panstwa.
    Po drugie w momencie, gdy zaczynasz wprowadzac papierowy lub elektroniczny pieniadz ktory ma pokrycie w zlocie, to zawsze jestes skazany na wiare, ze gdzies tam to zloto bezpiecznie w sejfie lezy na pokrycie tego papieru. No a nawet na filmiku z poprzedniego odcinka mogles zobaczyc, ze w koncu taka sytuacja kogos tam zaczyna kusic, zeby wypisac pare papierkow wiecej, niz sie ma w skarbcu metalu. USD tez niby mial pokrycie w zlocie – poki ktos nie sprawdzil. Cynik9 zreszta wspominal na blogu, ze USA zlota z Fortu Knox tez pokazac audytorom nie chca. W zasadzie wiec sprawa jest prosta, ale w praktyce taka nie jest.

  21. @łoś ale po co wyrównywać ilość pieniądza. Absurd! Lepiej dowiedz się kto stoi za tymi bankami centralnymi. Dlaczego Ci ludzie – prywatni udziałowcy – mają czerpać korzyści z nieprawdziwego w dodatku dogmatu wyrównywania ilości pieniądza w systemie. Tez tak chcę? Czemu nie masz być Ty taką osobą np.? Nie rozumiesz tego, że bank centralny tworząc pieniądz z próżni uzyskuje siłę nabywczą jednocześnie nie tworząc nic co miałoby prawdziwą wartość dodaną dla społeczeństwa. Taki wynalazca musi przykładowo musi coś wymyślić co się przysłuży ludziom i sprzedając pomysł, dostaje w zamian pieniądze. Co takiego wymyślili udziałowcy banków centralnych, żeby byli wynagradzani w ten sam sposób jak wspomniany „wynalazca”.

    Po co zakładać istnienie banków centralnych. Przez właśnie taki system „printer of last resort” banki komercyjne nie stosują zasad ostrożnościowych bo i tak zostaną dofinanoswane. To wprowadza „systematic risk”. Źle zarządzane banki podobnie jak przedsiębiorstwa powinny bankrutować. System się oczyszcza w ten sposób. Poza tym zdecydowanie spadłoby lewarowanie

    Co zaś się tyczy realnego pieniądza – to realizacja tego jest bardzo prosto … już teraz w niektórych rozliczenia są prowadzone z użyciem elektronicznego pieniądza mającego pokrycie w złocie. Dlaczego nie masz używać karty płatności, zawierjącej jednostki złota np.

    Albo banknotów, ale w 100% mających pokrycie w złocie. Rezerwach walutowych, które bylby poddawane audytowi.

  22. @Cynik9

    W deflacji nie ma chyba nic zlego. Minimalnym jednak wymaganiem ktore powinnismy stawiac bankowi centralnemu byloby nie doprowadzanie do inflacji, czyli utrzymanie dodruku pianiadza na poziomie wzrostu GDP. Wtedy bank centralny by nie oszukiwal obywateli i wymog uczciwosci bylby spelniony.

    Natomiast obawiam sie, ze idee realnego pieniadza majacego wartosc ciezko byloby wprowadzic technicznie w zycie przy zachowaniu latwosci poslugiwania sie nim. No bo jak technicznie wprowadzic pieniadz, ktory mozna by bylo np. elektronicznie przekazywac, a mialby pokrycie np. w zlocie?

  23. Genialny wpis! Genialny! Święta prawda!

    „Central Banks Bashing” :))

    Ponoć z 10 największych firm na świecie, aż 7 to banki! Teraz wiadomo dlaczego! Złodziejski system bazujący na niewiedzy ludzi i świadomej manipulacji.

    @łosiu chyba nadal nie zrozumiał przesłania i ciągle ma w głowie obraz tego co nam przez lata wbijano do głowy, że spadające ceny – czy jak to mówią „deflacja” jest beee! Ile razy trzeba będzie jeszcze tłumaczyć.

  24. @łoś:
    A dlaczego ta relacja z towarami musi dotyczyć ilości a nie jakości pieniądza? Owszem, są różne postulaty, w tym także i ten aby wzrost money supply powiązać formalnie ze wzrostem GDP i tylko różnicę nazywać inflacją… W porównaniu do sytuacji obecnej byłby to niewątpliwy postęp…

    Ja jednak skłaniałbym się ku Rothbardowi. Jeżeli za 3 jednostki wartego coś pieniądza mogłem kupić 3 sztuki towaru a teraz mogę kupić 4 to co w tym złego? Nie mogę się tym wymieniać? Mamy tu cudowną rzecz kapitalizmu – malejące ceny wymuszane wolnym rynkiem!

  25. Nie bardzo rozumiem terminu „inflacja” jako przyrost „money and credit”. Jesli przyjmiemy, ze papierowe pieniazki maja byc jedynie obrazem wartosci calej gospodarki i pozwalaja sie wymieniac realnymi rzeczami stanowiac ich papierowa reprezentacje, to musimy wziac pod uwage rowniez przyrost tej gospodarki, czyli przyrost GDP. Zatem inflacja to nie jest sam goly przyrost „money and credit” ale przewaga przyrostu „money and credit” nad przyrostem GDP. Po prostu jesli cala gospodarka sklada sie z 3 jabluszek i ich obraz stanowia 3 dolary, to wszyscy wiedza, ze jedno jabluszko jest warte 1 dolara. A jesli ktos dorzuci do puli czwarte jabluszko, to zeby znow jedno jabluszko kosztowalo 1 dolara, trzeba tego czwartego dolara dolozyc do puli pieniedzy bedacych w obrocie. Calosc oczywiscie pod warunkiem, ze _przyjmujemy zalozenie_, ze pieniadze maja odzwierciedlac realna wartosc znajdujaca sie w gospodarce w postaci dobr na ktore sa chetni do nabycia.

  26. @nemo:
    Konfuzja może tkwi w tym że money (gotówka) oraz credit (nie gotówka) razem tworzą money_suppy, które tłumaczę na podaż pieniądza. Credit zatem to pieniądz, tyle że termin money jest używany w dwóch znaczeniach… Z kolei tak jak i w niektórych innych tematach nie chcę wypływać na głęboką wodę i rezygnować z całkowicie z terminologii angielskiej bo polskiej w wielu miejscach nie jestem całkowicie pewnien…
    pozdr.

  27. Tak na szybko: nie wiem czy ja dobrze rozumiem terminologię, ale kredyt to również pieniądz. Więc nie da sie odróżnić pieniądza od kredytu – zresztą niby jak to zrobić ?
    Chyba że money i credit to co innego niż myślę.

Comments are closed.