Wybory kontrolowane

przez Havla

Jak donosiła prasa niedawno temu były prezydent Czech Vaclav Havel zaproponował aby na wybory do Polski przysłać zespół miedzynarodowych obserwatorów. Ta nie-tak-subtelna intryga przyjaciół króliczka nie ma oczywiście wiele do rzeczy z chęcią faktycznego przysyłania kogoś aby patrzył w urny. Chodzi głównie o zaambarasowanie rządu i wyzwolenie łatwo przewidywalnych, simplistycznych reakcji. A więc chór o gwałceniu suwerenności kraju, o honorze który nie pozwala by obcy kalali proces wyborczy, o braku zgody na ingerencję w wewnętrzne sprawy. Wydaje się że celując w pokłady głupoty, ksenofobii i fałszywie pojmowanego honoru organizatorzy tej intrygi nie spudłowali. Strzał istotnie wyzwolił falę świętego oburzenia, która przelała się przez kraj a rząd wyraźnie w defensywie dał rezolutny odpór wrogim knowaniom, mówiąc “nie”.

Wyszło jakby kraj rzeczywiście miał coś do ukrywania, że proces demokratyczny niby się odbywa, ale lepiej go z bliska nie pokazywać bo a nóż widelec dojdzie do upublicznienia jakiś machlojek. Jeżeli intryga Havla nie osiagnęła pełni celu to tylko dlatego że przypięcie reakcyjnej łatki rządowi i jego reakcja nie przełożyła się na spadek poparcia przed wyborami, o co prawdopodobnie głównie chodziło. Fatalna PR o podejrzanej demokracji w Polsce poszła jednak w świat.

Wielka szkoda że w rządzie nikt się głębiej nie zastanowił – bo Fotygę trudno podejrzewać o dostateczne po temu IQ – nad konsekwencjami odmowy i nie wymyślił znacznie celniejszej, bardziej wyrafinowanej riposty. A można było zyskać punkty zamiast je tracić, przechodząc przy okazji z defensywy do eleganckiego kontrataku. Pierwszą regułą negocjacyjnego ABC jest jednak nie ułatwianie zadania adwersarzowi poprzez ruchy których ten się spodziewa. W tym przypadku oznaczało to przede wszystkim właśnie unikanie powiedzenia “nie”, i w żadnym wypadku nie oburzanie się na niewyszukany, w gruncie rzeczy, chwyt Havla. Chce ktoś przyjechać? – proszę bardzo, byle na własny koszt. Każdy turysta zawsze mile widziany. Chce ktoś coś ogladać? proszę bardzo, parę reguł porządkowych i po krzyku. Ale przy okazji zająć się zbliżej czystością motywacji Havla oraz ukazać o co jego politycznym mocodawcom w istocie chodzi.

Doprawdy trudno sobie wyobrazić aby kraj o ugruntowanej, stabilnej demokracji reagował na tego typu sugestie z obawą i odrzucał je na gruncie gwałcenia suwerenności. To nie jest żadna strata suwerenności, odmowa zdradza natomiast niepewność i, że tak powiem, pewien brak politycznego obycia. Można sobie na przykład bez trudu wyobrazić jak na propozycję Havla zareagowaliby tacy, powiedzmy, Szwajcarzy. Dialog Havla z panią Micheline Calmy-Rey, obecnym prezydentem Konfederacji Szwajcarskiej, wyglądałaby zapewnie następująco:

Havel: Micheline, chcemy przysłac do was grupę obserwatorów aby patrzyli na wasze demokratyczne wybory…
Calmy-Rey: Witaj Vaclav, naturalnie, niech przyjadą. Może się czegoś nauczą. Mamy nawet specjalny fundusz na popieranie młodych demokracji.
H: Niezupełnie mnie zrozumiałaś, Micheline…chodzi o kontrolę… Wiesz…popatrzenie czy dobrze liczą głosy i czy wszystko jest kosher…
C-R: Ok, też nie ma problemu, niech przyjadą. Tylko że w tym przypadku będą musieli płacić za siebie. Rozumiesz, wszystkie ekstra koszty muszą być u nas demokratycznie zaaprobowane przez ludność w referendum, z czym jest kłopot.
H: Micheline, ty chyba żartujesz! Od kiedy to w demokracji trzeba samemu za siebie płacić?
C-R: U nas od końca XIII wieku.
H: No dobra już, znajdę gdzieś na to jakąś bezpańską euro-gotówkę.
C-R: I jeszcze jedno, Vaclav – nie przysyłaj znowu tych cieci którzy ostatnim razem zamiast coś obserwować zrobili sobie z tego wypad na narty, to trochę niepoważne. Tym razem niech to będą wyłącznie eksperci.
H: Tak, tak, tym razem wyłącznie eksperci. Absolutnie. Apropos, jak rozpoznamy ekspertów od demokracji?
C-R: To proste – obywatele kraju o tradycji demokratycznej dłuższej niż kraj sprawdzany.
H: Zaraz, zaraz, niech zerknę do notatek…. (przerwa) …ale spryciara z ciebie! W ten sposób wyjdzie że na obserwatorów zatrudnić musimy wyłącznie Szwajcarów!
C-R: No i oczywiście, Vaclav. Czyżbyś chciał wzbudzać międzynarodowe uśmieszki politowania widokiem Czechów kontrolujacych demokrację w Zurichu?
H: Ee, ee, też racja. Wiesz co? dajmy sobie z tym spokój, za dużo korowodów! Lepiej zadzwonię do Warszawy… 😉

[dopisane 03.10.2007] Ktoś wyraźnie wytłumaczył w końcu Fotydze lub jej pryncypałowi że odmowa przyjęcia obserwatorów OBWE jest po prostu szczytem amatorszczyzny i kompromituje kraj. Jak donosi serwis TVP24 rząd polski nagle „ustapił” i że od dzisiaj chce już wpuszczać obserwatorów, mimo że Fotygowe MSZ od dwóch tygodni mówiło nie. Po Fotydze wszystko to spłynęło jak woda po psie… 😉

©2007cynik9

3 thoughts on “Wybory kontrolowane

  1. Cyniku ! Podobno w kazdych wyborach moze wygrac „Prokom” jak na Ukrainie.To tak żartem.Parodią demokracji jest zawsze gra na emocjach zamiast dostarczania ludzim merytorycznej wiedzy .
    Dzis wiadomo ,ze PiS liczył sie z przegrana zaminowując teren przed ponowna walka o władzę.
    Największa mina jest Skzypek na daczu NBP .
    pozdrowienia

  2. Ja bym proponował bardziej wyrafinowane podejście: najpierw zgoda, pod warunkiem akceptacji kandydata przez przyjmujące państwo. Oczywiście każdy może sobie przyjechać jako turysta, ale czy jakiś przefarbowany lewak w koszulce z Guevarą może być akurat arbitrem demokracji? Następnie odfiltrowanie wszelkich elementów demokratycznie wątpliwych, ze szczególnym uwzględnieniem szczegółów życiorysu w latach 1968-1989 ;-), co zmniejszy ich liczbę conajmniej o 2/3. W końcu oskarżenie Havla że ze szczytnej idei robi sobie politycznie motywowaną farsę i z ubolewaniem ją odwołać.

  3. Najlepszym wyjściem z sytuacji byłaby najpierw odmowa, a po tygodniu zaproszenie tych obserwatorów.

Comments are closed.