zarejestrować myśl
Tyle oficjalna notatka. Cynik9 ciągle ma nadzieję że chodzi tu o niewczesny żart prima aprilisowy, że przyjdzie pan doktor i da komuś tabletkę. W przeciwnym razie byłaby to tragedia i istny koniec świata, przynajmniej takiego jaki znamy od 1989. A więc raczej sprawa dla sądu Ostatecznego, niż dla Najwyższego…
Tragedia zaś polegająca na tym że samo państwo w jakimś opętaniu ośmiesza się publicznie, podkopując tym samym swój autorytet. Bo trudno byłoby inaczej nazwać beznamiętne, bezsensowne strzelanie sobie samobójczego gola, w interesie nikogo, kompromitujące kraj na zewnątrz i uprzykszające życie jego obywateli. Do tego sprawadza się ten chocholi taniec jednej państwowej instytucji wokół papieru drugiej, z innej epoki, bez ładu, składu i celu, dla bezinteresownego szkodzenia maskowanego majestatem prawa.
Kuriozalny jest już sam fakt że ubiegłowieczny papier z czasów kiedy o internecie nikt jeszcze nie słyszał, współczesna instytucja na serio analizuje pod kątem w XXI wieku. Kuriozalny jest też fakt że nikt go w międzyczasie 10x nie zmienił, nie obalił, nie przeżuł czy nie przenowelizował. Przecież kwiat narodu w instytucji po temu stworzonej nic innego podobno nie ma robić jak tylko to. Kuriozalny jest wreszcie fakt, że nonsensy nie tylko dyfundują w górę systemu prawnego, ale też na koniec mogą ujrzeć światło dzienne, przedstawione jako bona-fide informacja w ogólnopolskim dzienniku.
Nie ma przecież wątpliwości że cokolwiek wynikałoby ze wspomnianej opinii SN jest ona patentowanym, nieegzekwowalnym nonsensem. Domena internetowa nie jest piekarnią na rogu, z adresem w RP. Jest abstrakcyjną etykietą w wolnym wirtualnym świecie, której nazwa równie dobrze może być zarejestrowana w Pacanowie jak i w Pernambuco. Jej właścicielem może być papuas z Nowej Gwinei, zameldowany u znajomego eskimosa na Grenlandii. Jej treść może pochodzić z serwera na Kamczatce, a grafika z innego na wyspach Fidżi. Nie ma też żadnych ograniczeń aby do polskiej publiki dotrzeć nie za pośrednictwem domeny *.pl, ale każdej innej, jak *.com czy *.eu, zarejestrowanej gdziekolwiek. Jak więc państwo polskie miałoby ekzekwować swoją daninę i kontrolować kto się zarejestrował a kto nie? Nie może – na szczęście – i dlatego upublicznianie tych nonsensów je kompromituje. Nie jest przy tym istotne skąd pochodzi wspomniany papier, kto go kiedyś pisał, czy kto się nim dalej zajmował. Istotne jest że wogóle ujrzał światło dziennie, i z etykietką “made in Poland” poszedł w świat.
Podwojną kompromitacją jest dodatkowo fakt że rzecz dotyczy jednego z największych skarbów jakie mamy, a którego strzec powinniśmy jak źrenicy oka – wolności wypowiedzi. Na szczęście rozumieją to inni, i na szczęście dzięki ich wysiłkom i czujności internet pozostaje wolny. Kraj wychodzący z propozycją kontroli, do czego w końcu sprowadzałaby się implementacja opinii SN, kompromituje się więc dodatkowo jako ostoja totalitarnych zapędów.
Tragedią jest też to że wpływowy ogólnopolski dziennik, jakim jest Rzeczpospolita, komentując opinię SN nie nazywa rzeczy po imieniu i nie trabi na alarm, choć wypadałoby. Rzecz dotyczy w końcu niebłahej sprawy – wolności słowa. Gdzież jest ten Polak co podobno „do wolności wzdycha, bez niej jak kwiatek bez wody usycha„? Zamiast tego usychania, relacjonujący newsa redaktor Wikariak z Rzepy składa uszy po sobie i zaczyna grzecznie pouczać ludzi jak i gdzie mają się ustawić w kolejce aby zarejestrować swoje nielegalne blogi. Straszy konsekwencjami nieposłuszeństwa, o których “zdecydują prokuratura i policja, gdyż to one będą decydować o ewentualnym ściganiu autorów stron WWW”. Gdzie my żyjemy, panie Wikariak ? Czy już w Orwellowskim 1984?
Chłodną głowę w tych całych oparach absurdu zachowuje jedynie S.Michałkiewicz, który na swoim blogu trafia w sedno rzeczy:
W ogóle pomysł, żeby jeden człowiek, chcąc powiedzieć coś innego drugiemu człowiekowi, albo wielu innym ludziom, musiał prosić w tym celu o pozwolenie jakiegoś trzeciego człowieka, np. przebranego w togę z łańcuchem, jest z gruntu totalniacki. Zwłaszcza, że zgodnie z art. 21 i 22 prawa prasowego, taki przebrany człowiek może „odmówić rejestracji”, może „zawiesić wydawanie dziennika”, no a przede wszystkim – za swoje wymuszone usługi żąda pieniężnego haraczu.
Michałkiewicz zadaje sobie również trud poszperania w prawie prasowym, co zamiast stania na baczność powinien zrobić Wikariak, i podaje tę oto relewantną metodę obejścia nonsenu, gdyby rzeczywiście aż tak daleko kiedyś zaszło:
Obowiązek rejestracji ma wynikać z ustawy z 26 stycznia 1984 roku – prawo prasowe – z późniejszymi zmianami. Czy jednak aby na pewno? Oto art. 7 ust. 2 pkt 2 tej ustawy powiada, że „dziennikiem jest ogólnoinformacyjny druk periodyczny lub przekaz za pomocą dźwieku oraz dźwięku i obrazu [podkr. SM], ukazujący się częściej, niż raz w tygodniu”. Zgodnie z art. 20 ust 1 – wydawanie takiego dziennika wymaga rejestracji. Jeżeli zatem właściciel strony internetowej nie posługuje się łącznie „dźwiękiem i obrazem”, tylko np. – samym „obrazem” – to zgodnie z prawem prasowym – żadnego „dziennika” nie wydaje.
W każdym razie my z Debetem stawać w kolejce do rejestracji nie zamierzamy; za 40 zł to sobie prędzej kupimy czarną pelerynę i będziemy robić za Zorro. 🙂
©2007cynik9
Cyniku! Czy kiedys obudzimy sie bez teleranka, netu,i głuchymi komórkami?.Jak powstanie unijne imperium to kto wie .Wystarczy ,że jakiś ważny oszołom kliknie myszka i uruchomi program antyterorystyczny!
Śmiejemy sie wszyscy z głupiego prawa, ale jest na takie zapotrzebowanie by mogły funkcjonować skorumpowane układy .
Władza zaś ma zawsze pałę gdy zlustruje niepokornego politycznie obywatela pod lupą tego prawa.
W necie roi się od etatowych troli
pokrywajacych zapotrzebowanie animatorów zycia politycznego na
polski antysemityzm.Chyba idzie o geszeft z reprywatyzacją.
Spreparowana Książka Crossa z której usunieto znane Polakom i oklepane fakty pomocy Żydom, promocja Gazety Wyborczej ,strony takie jak Polonica net moim zdaniem mają konsolidować i pielęgnować tozsamość Polaków pochodzenia żydowskiego na gruncie niecheci i nienawiśći do tego co Polskie . Polecam https://lists.ceti.pl/pipermail/wiec/20070521/010418.html Teresy Berochwiz o paraelitach.
Na elity musimy jeszcze cierpliwie czekać ,ale nie bezczynnie !
pozdrowienia
from: http://www.michalkiewicz.pl
———————————
Oto Sąd Najwyższy w postanowieniu z 26 lipca (sygn. Akt IV KK 174/07), zawarł był pogląd, że strona internetowa aktualizowana częściej niż raz w tygodniu, powinna być zarejestrowana jako dziennik. Jeśli nie – jej właściciel będzie ścigany przez prokuraturę jako przestępca.
Postanowienie to dowodzi, że w państwie naszym mamy do czynienia z epidemią prokuratorskiej choroby zawodowej. Jej objawy polegają na tym, że pacjentowi świat jawi się jako obszar zaludniony przez 6,5 mld podejrzanych, których trzeba przynajmniej przesłuchać. Najwyraźniej epidemia ta ogarnęła również Sąd Najwyższy.
Obowiązek rejestracji ma wynikać z ustawy z 26 stycznia 1984 roku – prawo prasowe – z późniejszymi zmianami. Czy jednak aby na pewno? Oto art. 7 ust. 2 pkt 2 tej ustawy powiada, że „dziennikiem jest ogólnoinformacyjny druk periodyczny lub przekaz za pomocą dźwięku oraz dźwięku i obrazu [podkr. SM], ukazujący się częściej, niż raz w tygodniu”. Zgodnie z art. 20 ust 1 – wydawanie takiego dziennika wymaga rejestracji. Jeżeli zatem właściciel strony internetowej nie posługuje się łącznie „dźwiękiem i obrazem”, tylko np.–samym „obrazem” – to zgodnie z prawem prasowym – żadnego „dziennika” nie wydaje.
———————-