czyli helikopter nad Berlinem
“Glut” oznacza coś w nadmiarze. Za dawnych czasów zdarzało się na przykład że bywał “glut” ropy naftowej, kiedy w okresach niskiego popytu Arabowie oszukując się wzajemnie pompowali ją na wyścigi. Innym oczywistym, naszym zdaniem, „glutem” jest obecnie glut zadłużenia. Tego oczywiście Ben sam nigdy nie przyzna. Ale savings glut czyli nadmiar oszczędności? Czy “savings” to rzeczywiście adekwatna nazwa dla dwóch bilionów papierowych dolarów w “rezerwach” walutowych Chin i Japonii?
Nasza prosta chłopska definicja “savings” kojarzy się jakoś bardziej z Krugerrandem okresowo wkładanym do ceramicznego prosiaczka na komodzie niż z lokatą w dolarach których dzięki Benowi przybywa w tempie kilkunastu procent co roku. I zastanawiamy się dlaczego chińska definicja oszczędności miałaby być różna od naszej. A może pomiędzy górami papierowych dolarów na których śpią Chińczycy i reszta świata, podczas gdy rodacy Bena mają akurat zero savings i są w dodatku zadłużeni po czubek nosa, zachodzi jakiś związek?
Wskazywałby na to fakt że rodacy Bena zapożyczają się na umór po to aby m.in. nabyć chińskie gadżety, od otwieraczy do butelek po wielkowymiarowe ekrany plazmowe. Czynią to głównie z tego powodu że wszystko jest teraz “made in China”. Chińczycy są więc rzeczywiście zalewani dolarowym potokiem. Muszą jednak zdawać sobie sprawę z kruchych podstaw dolara i niestabilności swojego papierowego bogactwa. Dlatego wydają je na potęgę kupując kompanie surowcowe po całym świecie. Jest też wzbierający trend ku dywersyfikacji rezerw w inne waluty a władze aktywnie zachęcają populację do lokat w złocie. Wizja Chińczyków pracowicie wpychających złożone banknoty dolarowe do swoich prosiaczków jako “savings” na odległą przyszłość może być zatem mocno uproszczona.
Lata rozrzutnej polityki Bena i spółki, które oduczyły i zniechęciły Amerykanów od oszczędności, działały jako odkurzacz wymiatający dolary z USA do Chin. Trudno jest przy tym mówić o stabilności obecnej nierównowagi. Krótko mówiąc, Bernankowy “savings glut” wygląda na selektywne wskazywanie na nadmiar “oszczędności” zagranicą przy jednoczesnym negowaniu mechanizmu który je spowodował w domu – rekordowe poziomy zadłużenia w USA, polityka monetarna aktywnie odstręczająca ludzi od prawdziwych “savings” i stymulująca spekulacyjne bańki, jak nie w akcjach to w nieruchomościach. Dodajmy do tego lata gigantycznych wydatków państwowych, m.in. setki miliarów dolarów wyrzucone bezproduktywnie na wojny w Afganistanie czy Iraku, finansowane dotychczas w dużej mierze poprzez wzrost zadłużenia, czyli defacto dzięki owemu “savings glut” i Chińczykom.
Oczywiście Ben ma prawo do koloryzowania rzeczy na swój sposób. Niewątpliwie też wygodniej jest mu wskazywać na zagraniczne góry dolarow jako “savings glut’ niż martwić się o gigantyczny “debt glut” u siebie. [debt=zadłużenie]
W jednej jednak rzeczy profesor Bernanke przeszedł w berlińskim wystąpieniu sam siebie, twierdząc że: „There is no obvious reason why the desired saving rate in the United States should have fallen precipitously over the 1996-2004 period.” [nie ma oczywistej przyczyny czemu pożądany poziom oszczędności w US spadł znacząco w latach 1996-2004].
Czy rzeczywiście nie ma, Ben? Naszym zdaniem jest, i to jasna jak słońce. Nawet najciemniejszy chłop na pojezierzu Drawskim rozumie że jak obniża się oprocentowanie prawie do zera z jednej strony, a z drugiej drukuje pieniądz jak wodę, to tylko ktoś niespełna rozumu będzie oszczędzał. To właśnie polityka FEDu, a w szczególności poprzednika Bernanke, spowodowała że dolar w gotówce zaczął parzyć ludzi. Ci wiec gremialnie pozbywali się go jak najszybciej. Stąd superhossa w nieruchomościach. Stąd superhossa na giełdach.
Panika zakupów nieruchomości oraz niskie stopy procentowe umożliwiły z kolei wielokrotne przefinansowywanie pożyczek hipotecznych i wyciąganie tą drogą dalszej “equity” z domów, które stały się rodzajem prywatnych automatów ATM. Umożliwiało to podtrzymywanie orgii długów i życia ponad stan. Przy staromodnym oszczędzaniu sprowadzonym w ten sposób do murowanej straty, ktoś oszczędzający musiałby być lunatykiem o skłonnościach samobójczych. Jest to przecież tak oczywiste że nawet profesorowie ekonomii z Princeton powinni to zrozumieć. A jeżeli nie to niech wpadną do nas po sąsiedzku z Berlina, w końcu helikopterem to tylko minuty. Miejscowi chłopi udzielą chętnie konsultacji gratis, zwłaszcza jak im pomóc w wykopkach.
©2007cynik9
Cyniku ! Jak sie więc dziwić ,że
Niemcy i Francja przebiera nogami by wygryżć drukarzy z USA i drukować euro dla Chin i Arabów .
Jak juz pisałem ,my powinnismy powiązać złotówke z frankiem szwajcarskim ,bo Szwajcarzy nigdy nie zgodza się na euro bez parytetu kruszcowego .
pozdrowienia